Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Duch i Pani Targaryen (preview)

Hejka wszystkim! Jeśli śledzicie mnie na Instagramie, może zauważyliście, że przez pewien czas miałam fazę na film "Duch i Pani Muir" z 1947 roku, co było spowodowane tym, że jakieś trzy lata temu przeczytałam inny fanfik z GoTa na podstawie tego filmu, a mianowicie "THE KEEP, Forever and a Day or The Ghost and Ms Targaryen" z shipem Jorah/Daenerys na AO3 (można znaleźć w moich bookmarkach). Z tego powodu w końcu sama zdecydowałam się obejrzeć film, wysłuchać audiobooka książki i w końcu zacząć pisać fanfika z moim Marenerys.

Tę notkę piszę w sumie po to, by ostrzec, że to nie jest całość, tylko pierwsze cztery rozdziały tego fika - chciałabym napisać wpierw całość przed opublikowaniem tego jako odrębnej opowieści, bo no, rozdziały są krótkie, historia pewnie też taka będzie, a ja już mam jedno opko, które piszę i publikuje na bieżąco, no a nie chciałabym, by było aktualizowane *jeszcze* rzadziej, niż teraz XD.

Staram się, by charaktery postaci były podobne do pierwowzorów z filmu i książki, ale pozwoliłam sobie na ograniczenie seksizmu kapitana i płaczliwości głównej bohaterki, bo nie pasowało to do moich wersji Marona i Daenerys (ale, by było sprawiedliwie, oczywiście Daemon też zostanie nieco wybielony, gdy się pojawi XD).

Dobra, to na tyle - mam nadzieję, że się spodoba i życzę miłego czytania 😅❤️.

~*~

I

Siedząc przy stole razem z matką i ciotką swojego zmarłego męża, Daenerys musiała się wysilić na okazanie resztek swojej cierpliwości.

Choć jej życie z pozoru było teraz prostsze niż kiedyś, nie potrafiła się zdobyć na wykrzesanie z siebie radości z tego powodu. Owszem, miała dom, nazwisko, majątek, lecz każda z tych rzeczy zmuszała ją do kolejnych ustępstw wobec samej siebie, do duszenia w sobie własnego ja. Dzisiaj... Dzisiaj jednak zamierzała dać temu wszystkiemu kres.

– Podjęłam już decyzję – powiedziała pewnie, po raz kolejny.

– Jak śmiesz? – wycedziła Barba Bracken, patrząc na nią z nieskrytą niechęcią. Kiedyś ten wzrok być może by nią zachwiał, lecz teraz Daenerys zamierzała pozostać przy swoim zdaniu.

– Jak możesz nam to robić? – zapytała nieco płaczliwie Bethany, patrząc raz na nią, a raz na swoją siostrę. – Barbo, powiedz jej coś...

Zwykle Daenerys nie miała z Bethany żadnego problemu, lecz teraz ledwo co powstrzymała zirytowane prychnięcie. Zawsze się do niej tak łasiła, pomyślała. Nic dziwnego, że nie stanęła po mojej stronie.

– Nie utrudniajcie mi tego, proszę – odezwała się spokojnie. – Jestem wam wdzięczna za waszą... dobroć... ale to nie zmienia faktu, że nie możemy mieszkać razem.

– Mówisz poważnie? – zapytała z niedowierzaniem Barba.

Zmusiła się do zachowania spokojnego oddechu. Robisz to, Daenerys, pomyślała. Naprawdę to robisz. Czując jak mocno wali jej serce, pozwoliła sobie na drobny uśmiech, gdy odpowiedziała swojej teściowej.

– Jak najbardziej.

Tak jak się spodziewała, jej reakcja rozwścieczyła Barbę i Daenerys widziała, że kobieta wygląda tak, jakby chciała się zerwać z krzesła.

– Przecież biedny Aegor dopiero co niedawno umarł!

Zmuszenie się do nieprzewrócenia oczami było wyjątkowo ciężkie.

– Pogrzeb był rok temu.

– Daenerys, bądź rozsądna. – Bethany wyciągnęła ku niej dłonie, a w jej oczach błyszczały łzy. – Wiem, że nie zawsze było ci tu lekko, ale to już przeszłość. Nie opuszczaj domu ze względu na pamięć po mężu. Co by biedny Aegor pomyślał, gdyby...

– Cóż ma do tego Aegor? – Uniosła brwi. – Nie opuszczam jego, tylko was.

Teraz Bethany naprawdę zapłakała.

– Po tym wszystkim, co dla niej zrobiłyśmy... – zwróciła się do Barby.

Widząc jak w Barbie narasta zirytowanie na widok rozpłakanej siostry i chcąc jednak załatwić to jak najbardziej bezproblemowo, Daenerys uśmiechnęła się do swojej szwagierki i powiedziała miło:

– Oczywiście, nie zrozumcie mnie źle. Jestem wam bardzo wdzięczna, że byłyście dla mnie zawsze takie miłe. – Spojrzała dłużej na Barbę. – Ale nie należę do tej rodziny. Poślubiłam tylko twojego syna. Teraz, gdy odszedł, powinnyśmy żyć oddzielnie. – Przeniosła wzrok na ścianę. Kiedyś się zastanawiała nad tym, jak można byłoby opisać jej życie i doszła do wniosku, że niemal każde ważne w nim wydarzenie mogłoby zostać wliczone w życie Aegora, Barby, ojca... Niemal tak, jakby ona sama nigdy nie miała tak naprawdę własnego życia. – To było życie wasze i Aegora. Teraz w końcu chcę zacząć moje.

Bethany zapłakała głośniej, a Barba natychmiast się do niej odwróciła.

– Przestań ryczeć, Bethany. Jeśli uparła się zrobić głupstwo, nic na to nie poradzimy. – Spojrzała na Daenerys jeszcze raz. – W końcu to jej życie.

Nie skuliła się pod wzrokiem teściowej, a wręcz przeciwnie, jej plecy od razu stały się jeszcze bardziej sztywno wyprostowane.

– Ale co nam pozostanie po Aegorze? – Bethany otarła łzy.

Napewno nie moja córka.

– Właśnie, Daenerys – podchwyciła Barba. – Co z Aemmą? Czy jesteś w stanie wziąć odpowiedzialność za jej wychowanie?

– Oczywiście, że tak. W końcu to moja córka – powiedziała stanowczo, pozbywając się uprzejmości z głosu.

Barba zmrużyła oczy i zacisnęła zęby, gdy zobaczyła jej reakcję.

– Co przez to sugerujesz? – wycedziła. – Że wtrącam się w jej wychowanie? – Gwałtownie wstała z krzesła. – Nie zaprzeczaj!

Daenerys nie wzdrygnęła się, słysząc głos matki swojego zmarłego męża.

– Nie zaprzeczam. – Westchnęła, zmęczona już tą sytuacją. – Proszę, przestańmy się kłócić, naprawdę chciałabym rozstać się z wami w pokoju.

– Ale... – zaczęła pospiesznie Bethany. – Nie dasz sobie rady bez pieniędzy...

Oszczędziła swojej dobrej siostrze swojego podenerwowanego spojrzenia.

– Mam procenty od udziałów Aegora. – Ach, poczciwy Aegor, jak miło z jego strony, pomyślała nieco zgryźliwie. Szkoda tylko, że musiałam się o to z nim wykłócać tak długo. – Nie potrzebujemy dużo, razem z Aemmą będziemy żyć skromnie.

Starsza kobieta oparła się dłońmi o stół, patrząc na nią gniewnym wzrokiem.

– Jesteś niewdzięczna – stwierdziła bez oporu.

Daenerys podniosła się i odeszła krok od stołu. Rąbek jej czarnej sukienki zawiesił się przy brzegu krzesła, więc pociągnęła go dłonią.

– Podjęłam już decyzję.

Na chwilę zapadła cisza, jakby siostry musiały przetrawić to, co właśnie usłyszały.

– Dokąd pojedziesz? – zapytała niepewnie Bethany, która wyglądała, jakby dopiero teraz zaczęła w ogóle dopuszczać do siebie tę myśl.

– Do Dorne – powiedziała pewnie. – Zawsze mnie tam ciągnęło. – Rzeczywiście tak było, choć nie potrafiła zbytnio wytłumaczyć dlaczego. Przypuszczała, że chodziło tu o jej zamiłowanie do słońca i krwistych pomarańcz, które były rzadkie w Królewskiej Przystani.

– To dopiero – prychnęła Barba.

Daenerys zrobiła krok do tyłu, w stronę drzwi.

– To już wszystko, co mam do powiedzenia.

Bethany spojrzała na Barbę, ale nim zdążyła coś powiedzieć, starsza z sióstr odezwała się nieprzyjemnym tonem.

– Chyba nic tu nie zdziałamy. – Zrobiła krok w jej stronę. – Ale gdy podwinie ci się noga i wrócisz do mnie z podkulonym ogonem, nie oczekuj na moją pomoc.

Prawie się zaśmiała. Nawet nie pomyślałabym, by prosić o nią właśnie ciebie.

– Nie będę.

To były ostatnie słowa i ostatnie spojrzenia, które skierowała w stronę sióstr Bracken, a także miejsca, które przez ostatnie siedem lat było jej domem. Zaraz potem wyszła z pełnego przepychu salonu, który zawsze dusił ją swoim wystrojem i spojrzała na swoją kuzynkę, Myriah, która uśmiechała się do niej szeroko i na swoją słodką Aemmę, która wyglądała na równie podekscytowaną. Podeszła do nich i dotknęła srebrnych włosów córki, przesuwając po nich palcami, uśmiechnęła się do niej lekko, a następnie spojrzała na Myriah i kiwnęła głową.

– Już po wszystkim.

– No w końcu! – powiedziała cicho dziewczyna, z wyraźnym zadowoleniem.

Daenerys odetchnęła lekko i poczuła, jak z jej ramion spada ogromny ciężar.

– Tak – powiedziała prosto. – W końcu.

II

Kiedy razem z Aemmą i Myriah wysiadły na peronie Słonecznej Włóczni, a ich bagaże zostały zapakowane na wynajęty powóz, Daenerys zdecydowała się od razu ruszyć do biura pośredników handlu nieruchomościami, z którymi umówiła się na rozmowę będąc jeszcze w Królewskiej Przystani. Przejeżdżając ruchliwymi ulicami stolicy Dorne z zaciekawieniem zwracała uwagę na typową architekturę tego regionu – kamienice z piaskowca, kopuły zdobiące wiele budynków, kręte uliczki, które zdawały się nie mieć końca. W końcu dojechała do wąskiego budynku z wysokimi oknami, nad którym dumnie wisiał szyld Uller&Dayne&Velaryon. Razem z Myriah i Aemmą wysiadła z dorożki, zapłaciła za podróż.

– W czasie, w którym to będę załatwiać, pójdźcie może po jakieś ciastka – zaproponowała kuzynce i córce. – Ja w tym czasie odbędę tę wizytę.

– Dobry pomysł – zgodziła się Myriah i pociągnęła lekko Aemmę za rączkę.

Daenerys odprowadziła je wzrokiem za róg ulicy, a następnie szeleszcząc czarną sukienką weszła do środka. Dzwonek zwiastował jej przybycie i oderwał młodego srebrnowłosego mężczyznę od dokumentów.

– Pan Dayne? – zapytała na przywitanie.

– Nie żyje – odezwał się lekko mężczyzna, skłaniając głowę.

– Więc pan Uller?

– Wyjechał za granicę.

– Więc musi być to pan Velaryon.

– Młodszy. – Zaśmiał się krótko. – Daeron Velaryon, we własnej osobie.

– Miło mi poznać. – Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń na powitanie, którą Daeron lekko ścisnął.

– Proszę usiądźmy. – Kiedy to zrobili, złapał leżący przed nim kalendarz. – Pani Targaryen?

– Zgadza się.

– Prosiła pani o przygotowanie oferty na domy w korzystnej cenie?

Ładne określenie na ograniczony budżet, pomyślała, ale skinęła głową. Daeron spojrzał na nią z uśmiechem, w którym widział zrozumienie, a następnie sięgnął po grubą teczkę zatytułowaną „sto złotych smoków i poniżej". Daenerys mimowolnie się skrzywiła, widząc taką cenę. Chyba mamy inne zrozumienie słowa „korzystna cena", pomyślała zaniepokojona. Daeron tymczasem przerzucał kolejne kartki, po czym zatrzymał się gdzieś w połowie.

– Dobrze, niech spojrzę... O, tu. Dom rodzinny „Casterly Rock", pięć sypialni, dwa salony, trzy łazienki, ogród i blisko szkoły, osiemdziesiąt złotych smoków.

Z trudem powstrzymała skrzywienie się.

– Obawiam się, że jest za drogi – przyznała, czując jak zaciska jej się żołądek.

Daeron uniósł głowę i uśmiechnął się pocieszająco.

– Proszę się nie martwić, znajdziemy coś innego. O, na przykład to – przewrócił kartkę. – „Wysogród", trzy sypialnie, salon, dwie łazienki, bardzo duży ogród, sześćdziesiąt złotych smoków. Albo – powiedział od razu, widząc jej winę. – Mamy jeszcze...

Daenerys przez ułamek sekundy zobaczyła zdjęcie domu nad morzem, które jednak Daeron natychmiast przerzucił dalej, by pokazać jakiś kolejny dom.

– Mamy jeszcze 'Raventree", trzy sypialnie, łazienka...

Daenerys przestała go słuchać i sięgnęła po tę kartkę, którą Daeron od razu odrzucił i oczy od razu jej się zaświeciły na widok tego ślicznego, uroczego domu.

– „Wodne Ogrody" – przeczytała z entuzjazmem. – Cztery sypialnie, dwie łazienki, duży salon i kuchnia, ogród z fontanną... czterdzieści pięć złotych smoków rocznie? – Rozszerzyła oczy. – Co za cena!

– Śmieszna, prawda? – powiedział sucho Daeron, wcale nie brzmiąc na rozbawionego, po czym odchrząknął i kontynuował. – Tak jak mówiłem, „Raventree"...

– Ale dlaczego on jest wyceniony aż tak nisko? – Daenerys zaczęła zastanawiać się na głos. – Czyżby było coś nie tak z kanalizacją?

Po raz pierwszy od rozpoczęcia ich wizyty Daeron wyglądał na zirytowanego.

– Może być pani pewna, że jeżeli to ja wynajmuję dom, to z kanalizacją jest wszystko w porządku.

– Więc co jest z nim nie tak? – dopytywała Daenerys.

Daeron stanowczo, ale delikatnie, zabrał kartkę z jej rąk, a następnie z powrotem odłożył na stertę nieodpowiednich.

– To nie jest po prostu dom dla pani – wyjaśnił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Jest zarezerwowany? – Daenerys uniosła brwi.

– Nie. – Daeron znów pokręcił głową.

Słysząc to, Daenerys wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

– To skoro jest wolny, to chcę pojechać go zobaczyć.

– Ale dom „Rave..."

– Och, doskonale pan widzi, że nie jestem nim zainteresowana – powiedziała Daenerys, przewracając oczami. – Proszę mi więc go nie wciskać, dobrze?

Daeron wziął głęboki wdech, jakby zabrakło mu słów.

– Po prostu to nie jest odpowiedni dla pani dom – powiedział jeszcze raz, usilnie próbując ją przekonać.

– To ocenię ja. Albo może skoro nie chce pan mi go wynająć, może pójdę do innego biura i tam się zapytam, czy nie mają w swojej ofercie „Wodnych Ogrodów".

– Nie będzie takiej potrzeby – powiedział sucho Daeron. – No dobrze, skoro się tak pani mocno na ten dom uparła, to mogę pani zamówić dorożkę, byśmy pojechali tam na miejsce...

– Daenerys? – po pomieszczeniu rozległ się właśnie głos Myriah, która weszła do biura przy akompaniamencie dzwonka. – I jak idzie?

Daenerys przez moment była w stanie zobaczyć szok na twarzy Daerona, gdy ten zobaczył jej kuzynkę, a co ona jedynie uśmiechnęła się pod nosem. Następnie podeszła do dziewczyny i uśmiechnęła się szeroko. Aemma natychmiast zbliżyła się do niej i Daenerys złapała córkę za rękę.

– Pan Velaryon właśnie zaproponował, byśmy podjechali do „Wodnych Ogrodów", domu, który myślę, że będzie spełniał nasze potrzeby.

– Teraz jednak myślę – powiedział nagle Daeron. – Że dojazd dorożką nie będzie najlepszą opcją. Zawiozę panie i panienkę moim automobilem. Model z tego roku – powiedział z dumą.

Daenerys poszerzyła uśmiech, widząc sposób w jaki jej zwykle rezolutna kuzynka jedynie kiwa głową, patrząc w osłupieniu na młodego mężczyznę, a następnie odezwała się lekko:

– Myriah, miałabyś coś przeciwko, by jechać z panem Velaryonem z przodu? Ja z Aemmą usiądziemy z tyłu.

Oczywiście, tak jak przypuszczała, żaden przeciw nie został złożony.

III

Dojazd do Wodnych Ogrodów był spokojny, a automobil całkiem dobrze radził sobie na nierównej drodze. Daenerys obserwowała owce, które pasły się po lewej i morze, które znajdowało się po prawej. To właśnie z tamtej strony siedziała mała Aemma, która przez cały czas jechała z twarzą przylepioną do szyby, obserwując latające mewy i fale rozbijające się o plażę. Gdy w pewnym momencie Daenerys wyprostowała się i spojrzała przez przednią szybę, za następnym zakrętem zobaczyła stojący na zboczu dom i od razu poznała Wodne Ogrody ze zdjęcia. Uśmiechnęła się na ten widok, czując narastającą ekscytację.

Kiedy podjechali pod dom, Daeron wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć im drzwi. Podchodząc do bramki, Daenerys zobaczyła ponury wyraz twarzy Daerona i uśmiechnęła się na ten widok.

– Czyli to jest ten dom?

– Tak. – Zerknął na nią. – Skoro już go pani zobaczyła, może pojedziemy do...

– Nie. – Przerwała mu. – Chcę zobaczyć, jak wygląda w środku.

Mina Daerona wyrażała jedynie akceptację jej zawziętości, bo jedynie westchnął i podszedł do drzwi, a następnie otworzył je.

Pomijając jej entuzjazm, widząc reakcje mężczyzny na choć wzmiankę tego domu, Daenerys intuicyjnie wiedziała, że coś musi być tu nie tak. Gdy jednak weszli w czwórkę do domu, zobaczyła perfekcyjnie normalny, choć trochę zakurzony dom.

Daeron wyszedł na przód i zaczął opowiadać mechanicznym tonem.

– Na wprost znajduje się salon, a lewo jadalnia, a tu na prawo kuchnia. Proszę zobaczyć, ile tu jest światła. Tam znajduje się wejście do piwnicy...

Daenerys po kolei chodziła po wszystkich pokojach, kiwając głową z zadowoleniem. Na razie wszystko wyglądało bardzo dobrze. W końcu z rozmachem otworzyła drzwi do jadalni i zobaczyła obcego mężczyznę.

Natychmiast się cofnęła, bardziej z zaskoczenia niż ze strachu i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że w półmroku pokoju nie widzi twarzy prawdziwego człowieka, a jedynie portret. Odetchnęła i weszła powoli do pomieszczenia. Słyszała z korytarza, że Daeron podąża jej śladem, więc gdy tylko pojawił się w drzwiach, zapytała go:

– Kto to jest?

Młody mężczyzna rzucił obrazowi tylko jedno niezbyt przychylne spojrzenie.

– Kapitan Maron Martell. Były właściciel tego domu.

Powiązała fakty w głowie i uniosła brwi.

– I to jego duch ponoć nawiedza ten dom?

– Nie ponoć, a naprawdę – stwierdził sucho Daeron. – Każdy kto przed panią chciał wynająć ten dom, uciekał z niego w popłochu przed końcem pierwszej nocy. Drzwi i okna otwierały się same, automobil sam zaczynał wyjeżdżać z podwórza, ludzie byli wyciągani z łóżek, a gdy krzyczeli, słyszeli śmiech...

– Ale dlaczego w ogóle miałby tu straszyć? – zapytała, ignorując opis Daerona, a po chwili dodała bez zastanowienia. – Ktoś go tu zamordował?

– Jeśli ktoś miał taki zamiar, to kapitan go uprzedził. – Daeron prychnął. – Popełnił samobójstwo.

– Oh. – Nie wiedziała, czy ją to uspokoiło, czy wręcz przeciwnie.

Daeron musiał zobaczyć, że teraz ma szansę na zmianę jej zdania, bo zaczął szybkim głosem:

– To dlatego polecam, by zmieniła pani zdanie i pojechała razem ze mną do...

– Tak, tak, do domu Raventree. – Pokręciła głową. – Nic z tego, panie Velaryon, chcę sprawdzić jeszcze pierwsze piętro.

– Jak sobie pani życzy – powiedział pochmurnie.

Myriah i Aemma wyszły na zewnątrz, by pooglądać ogród, więc Daenerys weszła na pierwsze piętro tylko z Daeronem. Z zachwytem spoglądała na obrazy zdobiące ściany tego domu, przedstawiające burzliwe morza, spokojne zatoki z przybrzeżnymi miastami, zatrzymała się, by popodziwiać drewniany model statku, a także parę innych przyrządów żeglarskich, o których zastosowaniu nie miała pojęcia.

– Tam znajdują się sypialnie gościnne, które będą mogły być zajęte przez panny Myriah i Aemmę, tam dalej jest wejście na strych, ale tam raczej nie pójdziemy, bo za przeproszeniem tam jest straszny syf... sprzątaczka uciekła w środku pracy, ze strachu, to dlatego... Więc możemy zajrzeć do głównej sypialni.

– Z przyjemnością.

Główna sypialnia była przestronnym, pięknym pomieszczeniem, z widokiem na morze. Duże okna wpuszczały mnóstwo światła, a gdy Daenerys usiadła na łóżku, z zaskoczeniem odkryła, że jest naprawdę miękkie. W sypialni znajdował się kącik z sofami i kominkiem gazowym, a z drugiej strony pokoju stały dwa regały z książkami. Kiedy Daenerys wyszła na balkon i odetchnęła świeżym powietrzem, już wiedziała, że to było to. To było miejsce dla niej.

– Podoba mi się tu – powiedziała z uśmiechem. – Bardzo mi się tu podoba.

Daeron wyglądał, jakby był na granicy poddania się.

– Ale pamięta pani, co pani mówiłem o nawiedzaniu...

– Tak. – Machnęła ręką. – Z całym szacunkiem, panie Valeryon, ale nawet jeśli faktycznie coś tu nawiedza, nigdzie się nie wybieram. Kiedy będę panu płacić, będę miała prawo żyć w tym domu, a jeśli duchowi się to nie podoba, to niech dorzuci się do mnie na czynsz, wtedy porozmawiamy.

Zanim Daeron zdążył cokolwiek powiedzieć, w całej sypialni rozległ się śmiech. Głośny, męski śmiech. Daenerys zamrugała, słysząc ten dźwięk. Towarzyszący jej mężczyzna nawet się nie zawahał, jedynie złapał ją za ramię i pociągnął ją w stronę wyjścia, a ona nie mając innej opcji, po prostu za nim podążyła.

Kiedy wypadli z domu, Daenerys odwróciła głowę w stronę drzwi.

– Co...

– Widzi pani, dostała pani idealny powód dlaczego ten dom nie nadaje się do zamieszkania – mówił Daeron przyspieszonym głosem. – Jak ja nienawidzę tego miejsca, za każdym razem kończy się to tak samo! Ale gdy tylko wspominam o tym panu Yronwoodowi, kuzynowi dawnego właściciela, on jedynie mówi „panie Velaryon, liczę na pana"... Przysięgam, ten dom wpędzi mnie albo w nałóg, albo we wczesny grób!

Zatrzymali się blisko furtki, twarzami w stronę pustego domu.

– Czyli rzeczywiście jest nawiedzony – szepnęła Daenerys, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – Och, jak ekscytująco.

Daeron wyglądał teraz na naprawdę załamanego.

– Ekscytująco?

Spojrzała na młodego mężczyznę, i wyszczerzyła zęby.

– Panie Velaryon, wiem, że musi pan myśleć o mnie teraz różne rzeczy... ale chcę zostać w tym domu, choć na próbę.

– Na próbę – mruknął. – Cóż, chyba pani nie przekonam do zmiany zdania... Ale proszę wiedzieć, że jest pani najbardziej upartą młodą kobietą, jaką w życiu spotkałem.

Daenerys zaśmiała się.

– Proszę mi nie schlebiać. Zawsze lubiłam, gdy ktoś uważał mnie za upartą.

Kiedy Myriah i Aemma wróciły z ogrodu, jej kuzynka uniosła brwi, widząc zmęczoną minę Daerona i roześmianą Daenerys.

– Już wiem, dlaczego to miejsce nazywa się „Wodne Ogrody", są naprawdę wspaniałe! I ten widok na drzewka, plażę, morze... Daenerys, jaka jest twoja decyzja? – zapytała nieco ponaglająco.

Głosem pełnym pewności w słuszność swojej decyzji, Daenerys powiedziała głośno.

– Wynajmuję ten dom.

IV

Jeszcze tego samego dnia wszystkie ich bagaże zostały dostarczone do ich nowego domu, a Daenerys wraz z Daeronem dokończyła formalności. Co prawda bolała ją myśl, że po tej nocy będzie musiała się rozstać z dwudziestoma złotymi smokami, bo ta suma stanowiła jedną trzecią jej wszystkich oszczędności – a jeszcze będzie dużo wydatków, bardzo dużo... – ale pocieszała się, że już w przyszłym miesiącu przyjdzie jej czek na piętnaście złotych smoków, które dostawała jako jej część udziałów z inwestycji Aegora. Może bym dostawała dwadzieścia pięć, gdyby ten idiota choć raz się mnie posłuchał...

– Auć – jęknęła, gdy zamykając okno przytrzasnęła sobie kawałek skóry.

– Uch, to wyglądało boleśnie. – Myriah skrzywiła się.

Daenerys machając ręką, odeszła na bok.

– Myślałam o Aegorze i coś mnie chyba pokarało za złe uwagi o zmarłych – powiedziała i zaczęła wieszać ubrania do szafy.

– Nie przejmuj się, Daenerys, damy sobie radę – powiedziała wesoło Myriah, która zaczęła jej pomagać, składając inne rzeczy. – Zresztą, ja też mam swoje oszczędności i będę się dorzucać do utrzymania, niezależnie czy ci się to podoba, czy nie.

– Nie ma mowy! Powinnaś zachować te pieniądze na swój posag – pouczyła ją Daenerys. – Albo jeśli nie planujesz wychodzić za mąż, to na założenie swojego biznesu.

– Biznesu? – Myriah parsknęła śmiechem.

– Czemu by nie? Mamy już dwudziesty wiek, czas zapomnieć o tych wszystkich konwenansach.

– Dobry plan.

Po skończeniu tego zadania, usiadły razem na sofie, by wypić herbatę, po której Daenerys poczuła się strasznie senna. Myriah to zauważyła i uśmiechnęła się.

– Wyglądasz na zmęczoną po tym całym dniu, może zrób sobie drzemkę? Ja zabiorę Aemmę na spacer po okolicy.

Gdyby chodziło o inną osobę, Daenerys nie byłaby chętna tak łatwo powierzać opieki nad córką, ale wiedziała, że przy Myriah nic Aemmie nie groziło, a ona była naprawdę zmordowana. Ziewając, przyjęła od kuzynki koc, a kiedy usłyszała jak ona schodzi po schodach, już układała się na sofie, by choć na chwilę się zdrzemnąć.

Kiedy spała, nie miała żadnych snów, tylko dziwne... wrażenie... że nie była sama w pokoju. Że oprócz niej był tu ktoś jeszcze... Nie wiedziała, jak to niby miała wyjaśnić, szczególnie że po przebudzeniu wszystko wokół niej wyglądało tak jak wcześniej... wszystko może prócz okna, które dziwnym trafem było otwarte.

Zobaczywszy to, zmarszczyła brwi. Ono było przecież zamknięte, pomyślała. Chyba że Myriah już wróciła i mi je otworzyła... Szybka wędrówka po domu uświadomiła jej jednak, że była w nim sama, a jej kuzynka wróciła z Aemmą ze spaceru dopiero po jakimś kwadransie od zejścia Daenerys na dół. Widząc to, poczuła niepokój, jednak postarała się zachować opanowany ton głosu, gdy poruszyła ten temat z Myriah, kiedy zostały same.

– Myriah... Jak zasnęłam, to czy wróciłaś się do mojego pokoju, by otworzyć okno?

– Co? Nie. – Dziewczyna odwróciła się w jej stronę. – Sama je zamykałaś chwilę przed pójściem spać, po co miałabym je otwierać? Zresztą pewnie pamiętasz, przytrzasnęłaś sobie palec.

– Tak. – Potarła czerwony ślad na skórze. – No nic, może po prostu otworzył je wiatr... To tani budynek, na pewno musi mieć jakieś mankamenty.

– A czy z jednym z nich nie miał być duch? – zapytała rozbawiona dziewczyna. – Może to jego sprawka?

– Przestań – zbyła ją ze śmiechem Daenerys. – Nie ma tu żadnego ducha, nie dajmy się nabrać na takie głupoty.

– W sumie dobrze mówisz, bo inaczej taka okazja przemknie nam koło nosa – przyznała Myriah. – A szkoda by było.

– Dokładnie.

Reszta dnia upłynęła już spokojnie. Gdy już nadeszła noc, a Aemma spała spokojnie w swoim łóżku, Daenerys poczuła narastający w niej stres. Naprawdę to zrobiłam, pomyślała, wychodząc z pokoju córki i cicho zamknęła drzwi. Zamieszkałam sama. Choć wcześniej ta myśl dawała jej same pozytywne emocje, a w czasie sprzątania domu z Myriah wzbudzała ekscytację, teraz pojawił się przez nią również niepokój. Idąc ciemnym korytarzem ozdobionym kremową tapetą, zaczęła się starać odrzucać tę myśl. Daj spokój, Daenerys, zaszłaś już tak daleko, że teraz nie ma już odwrotu. Przeżyłaś Aegora, przeżyjesz mieszkanie w nawiedzonym domu.

Skierowała się w stronę kuchni, która teraz była oświetlana jedynie przez słabe światło latarni stojących przed bramą wejściową. Pomieszczenie, które za dnia wydawało się ciepłe i przytulne w nocnej scenerii nabrało o wiele mroczniejszego wyglądu, a Daenerys obrzuciła wszystkie płynnie przemieszczające się po podłodze cienie niepewnym wzrokiem. To tylko liście krzewów za oknem, pomyślała. Zamknęła oczy i jęknęła. Bogowie, Daenerys, wyśmiewałaś Daerona, a sama nie jesteś lepsza. Gdyby jakiś duch faktycznie tu nawiedzał, już być pokazała swoją piękną hipokryzję. Skrytykowanie się w głowie trochę pomogło jej się uspokoić, więc gdy otworzyła oczy odwróciła się, by sięgnąć po czajnik. Bez natrętnych myśli nalała do niego wody, położyła na kuchenkę gazową i wtedy jej lampka zgasła.

Gwałtownie się wyprostowała. Serce waliło jej w piersi. Zacisnęła palce na blacie i odetchnęła. Spokojnie, Daenerys, tylko spokojnie.

Tak, jakby w ogóle nie wybiło jej to z rytmu, sięgnęła po zapałki, wyjęła jedną i podpaliła pewnym ruchem. Płomień natychmiast zgasł. Natychmiast wyjęła i drugą, która również zgasła. Tak jak i trzecia. Gdy jednak to samo stało się nawet z czwartą, Daenerys w końcu nie wytrzymała:

– Czy możesz z łaski swojej pozwolić mi podpalić tę przeklętą zapałkę?

Cisza.

– Jeśli tak, to dziękuję.

Podpaliła piątą, która od razu zgasła, a Daenerys nie potrafiła powstrzymać wściekłego jęku i odwróciła się, a następnie powiedziała gniewnym głosem w stronę pustej kuchni.

– Na Siedmiu, chcę tylko zagrzać wodę do termofora! – Odwróciła się z powrotem do pieca i mruknęła. – By tak utrudniać człowiekowi życie w jego własnym domu.

– Jego własnym domu?! – Usłyszała gniewny głos.

Znów się odwróciła, patrząc na ciemną kuchnię. Pustą. Serce jej waliło jak oszalałe. Choć czuła strach, zagryzła zęby i stała wyprostowana. Nie zaskoczono mnie, próbowała się przekonać. Wiedziałam, że wszyscy stąd uciekli po pierwszej nocy i powiedziałam Daeronowi, że żaden duch mnie stąd nie wygoni. Takie zapewnienia, które w ciągu dnia przyszły jej naturalnie, teraz okazały się wymagać od niej więcej odwagi, niż się spodziewała.

– No dalej – powiedziała głośno. – Pokaż się. Skoro masz odwagę mnie straszyć, miej i odwagę robić to, patrząc mi w twarz, tchórzu.

Na chwilę zapadła cisza. A potem...

– Zapal świecę.

Głowa Daenerys mimowolnie drgnęła, a ona się nie ruszała. Raz usłyszeć taki głos to jedno, ale dwa razy...

– Próbuję to zrobić od dobrych paru minut, jeśli dotąd nie zauważyłeś.

– Powiedziałem: zapal cholerną świecę!

Tym razem już się posłuchała i z zagryzionymi zębami odwróciła się z powrotem do kuchenki, zapaliła zapałkę, a następnie świecę. Od razu skorzystała z okazji i odkręciła gaz, a następnie podpaliła go pod czajnikiem z wodą.

– Obróć się.

Zrobiła to i stanęła twarzą w twarz z nieżyjącym od siedmiu lat kapitanem Maronem Martellem.

Na chwilę zabrakło jej tchu i drżącą ręką złapała się stojącego koło niej krzesła.

Słyszeć, że dom, w którym ma zamieszkać jest nawiedzony to jedno. Zobaczyć portret nieżywego od dawna właściciela to drugie. Jednak stać naprzeciw niego i czuć na sobie jego spojrzenie to zupełnie coś innego.

– Więc? – Uniósł brew i uśmiechnął się, wyraźnie z siebie zadowolony.

Przełknęła ślinę, nie spuszczając z niego wzroku. Kapitan w rzeczywistości wyglądał bardzo podobnie do swojego portretu. Widać było, że jego ciemniejsza skóra i niemal czarne włosy widziały nie jeden sztorm na morzu, jednak sam jego strój był schludny i elegancki. Biała koszula była nie do końca dopięta, a spodnie zdawały się być zrobione z twardego, wytrzymałego materiału.

– Wybacz – powiedziała, po chwili znów patrząc mu w oczy. – Ale muszę się do ciebie trochę przyzwyczaić.

– Nie jest to w ogóle potrzebne, proszę pani – powiedział, poszerzając uśmiech. – Bo nie będzie pani tu mieszkać.

Słysząc jego ton, zmarszczyła brwi. Mówił do niej tak, jak zawsze tego nienawidziła – niby miło, ale z pogardą, może z odrobiną współczucia, dla biednej, małej Daenerys.

– Nie ma pan w tej kwestii nic do powiedzenia – powiedziała sucho. – Bo to jest teraz mój dom. – Zawahała się na moment. – A teraz proszę mi już wybaczyć, ale jest późno, a ja jestem zbyt zmęczona na taką rozmowę. Powiem więc jedynie, że przepraszam za nazwanie pana tchórzem i proszę się już nie wyżywać na mnie za te słowa.

– Dlaczego mnie przepraszasz? – Zmarszczył brwi.

Daenerys poczuła się niezręcznie, nie wiedząc, jak to ma ująć.

– Bo... popełnił pan samobójstwo? Nie chciałam nic takiego sugerować, ale...

– Samobójstwo. – Kapitan Martell przerwał jej i prychnął, a na jego twarzy widziała złość. – Dlaczego do siedmiu piekieł myślisz, że popełniłem samobójstwo?

– Pan Valeryon tak powiedział...

– Valeryon! – Wypluł. – Siedzi tyle w tych książkach i nadal ma w sobie zero rozumu!

– To znaczy... – odezwała się zaskoczona. – Nie zabiłeś się?

– Nie! Spałem przy stoliku kawowym w mojej sypialni, przy zamkniętych oknach, bo lało jak z cebra i w czasie snu kopnąłem w zawór piecyka gazowego, no i się podpaliłem! A gdy przeklęci stróżowie przepytywali moją praczkę, ta głupia kobieta powiedziała im, że zawsze spałem przy otwartych oknach, przez co ci uznali, że zrobiłem to specjalnie! – Potrząsnął głową i niemal warknął. – Skąd niby ta przeklęta baba mogła wiedzieć, jak ja śpię?!

Mimo że duch kapitana był wyraźnie rozzłoszczony, Daenerys poczuła, jak się uspokaja. Duchy i nawiedzenia... to wszystko było jej nieznane i straszne. Tutaj jednak miała do czynienia ze zwykłą ludzką złością, nawet jeśli była ona wyrażana przez kogoś, kto nie żył siedem lat, więc mogła sobie z tym poradzić.

– Jeśli to cię uspokoi – powiedziała cicho. – To cieszę się, że nie popełniłeś samobójstwa.

Maron odwrócił się gwałtownie w jej stronę i spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.

– Cieszy się pani z dziwnych rzeczy.

Mimo że słowa nie były zbyt miłe, nie słyszała w nich wredoty, więc po prostu je zignorowała.

– To w takim razie dlaczego pan tu nawiedza?

– Bo mój przeklęty kuzyn, Yrynwood, próbuje ciągle wynająć ten dom i czerpać z niego pieniądze, mimo że ja zawsze wyraźnie mówiłem, że to ma być dom albo dla mojej rodziny, albo dla starych marynarzy!

– Wyraźnie mówiłeś? – dopytała się. – Ale nie spisałeś w testamencie?

– A po co miałem spisywać testament?! Miałem czterdzieści lat!

– Faktycznie, mój błąd – powiedziała, choć słyszała o tym po raz pierwszy, a cała ta rozmowa stawała się coraz bardziej absurdalna. – Więc to dlatego tu straszysz?

– Właśnie dlatego.

– I dlatego próbowałeś mnie przestraszyć?

Duch kapitana zaśmiał się cicho.

– Próbowałem? Ale proszę pani, ja nawet nie zacząłem.

Daenerys przewróciła oczami. Kiedy już chciała pomyśleć nad jakąś odpowiedzią, kapitan znów się odezwał.

– Nie, na wszystkich pozostałych to wystarczyło. Uciekali nawet bez pakowania się, więc powiedzmy, że w pani przypadku jestem pod wrażeniem... choć straszyłem panią z pewnym żalem. – Obrzucił ją długim spojrzeniem. – Na pewno zdajesz sobie sprawę, że masz nieziemską urodę... co szczególnie widać, gdy śpisz.

Daenerys niemal się zarumieniła, ale wtedy usłyszała ostatnią część zdania i poczuła jak ogarnia ją złość i niedowierzanie. Zacisnęła pięści, widząc rozbawienie w oczach kapitana.

– Widziałeś jak śpię? – rzuciła ostro, a potem rozszerzyła oczy. – To ty otworzyłeś to okno! Zrobiłeś to, by mnie nastraszyć?

– Zrobiłem to, by nie zdarzył się kolejny wypadek z piecykiem gazowym – warknął. – Kobiety bywają nierozsądne.

– Ze wszystkich ludzi to ty nie powinieneś tego wytykać – odparła, marszcząc brwi.

Zobaczyła zaskoczenie na jego twarzy.

– To nie było w najlepszym guście.

– Trzeba było więc nie mówić takich rzeczy. Poza tym dziękuję za dobre chęci, ale potrafię o siebie zadbać.

– A od dłuższego czasu jeszcze nie zauważyłaś, że czajnik już skończył się gotować.

Daenerys drgnęła i odwróciła się; rzeczywiście, kapitan miał rację. Zirytowana odstawiła naczynie na bok, zakręciła gaz, a następnie się odwróciła. Częściowo spodziewała się, że ta konwersacja była tylko dziwnym złudzeniem, jednak nie, Maron Martell cały czas stał naprzeciwko niej, a ona nie wiedziała, czy ją to uspokajało, czy wręcz przeciwnie. On jednak tam był i skinął głową.

– W porządku. Skoro mój dom jest bezpieczny od kolejnego pożaru, możemy spróbować znaleźć... kompromis.

– Dobrze – powiedziała, próbując dać sobie trochę czasu. – Możemy.

– Widzę, że zależy ci na tym domu – zaczął. – To działa na twoją korzyść. Twoja kuzynka i córka zdają się być nieszkodliwe, więc z nimi też nie mam problemu. Nie przestraszyłaś się też mnie jak inni. Z tego powodu możesz tu zostać. Na próbę.

Daenerys nie potrafiła powstrzymać zwycięskiego uśmiechu.

– Dziękuję. – Oparła się o blat za sobą. – W takim razie możemy uznać, że twoja dusza tym się zadowoli i zostawisz nas w spokoju?

– Miałbym odejść? – Maron zaśmiał się. – Nie ma mowy. Mieszkałem w tym domu gdy żyłem i będę w nim mieszkać, nawet siedem lat po śmierci. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?

– Na przykład z powodu mojej córki – powiedziała zimno. – Aemma nie zasługuje na straszenie po nocach.

– Nie straszę małych dziewczynek. – Maron brzmiał, jakby został urażony.

– Za to możesz na nie wpływać swoim słownictwem czy zachowaniem.

– Do jasnej cholery, proszę pani, moje słownictwo i zachowanie są całkowicie pod kontrolą! – Podniósł głos. – Nie ukrywam, żyłem jak mężczyzna, ale mogę cię zapewnić, że żadna kobieta nie ucierpiała na znajomości ze mną, a nie wiem, ile z was mogłoby tak powiedzieć.

– Tak czy inaczej, pozostaję przy swoim stanowisku. – Daenerys usiłowała się nie zastanawiać, jak konkretnie wyglądały te znajomości kapitana Martella.

Duch westchnął i usiadł na krześle.

– Dobrze, niech będzie więc tak – jeśli zostawisz moją sypialnię w stanie nienaruszonym, będę się pojawiał tylko tam.

Daenerys zmarszczyła brwi.

– Przepraszam bardzo, ale jeśli zostawisz sobie najlepszą sypialnię, to gdzie ja będę spać?

– W najlepiej sypialni – powiedział prosto kapitan, jakby to było oczywiste.

Choć zwykle nie uważała się za cnotkę, teraz poczuła, jak się rumieni.

– Ale...

Kapitan przewrócił oczami.

– Na Siedmiu, czemu by nie? Jestem w końcu duchem i nie mam ciała od siedmiu lat.

Przegryzła wargę, na moment uciekając wzrokiem.

– Ale... można cię zobaczyć...

Maron machnął ręką.

– To tylko iluzja. Mignięcie latarni, odbicie gwiazd na wodzie, nic więcej.

Daenerys zmrużyła oczy i przyjrzała mu się uważniej, próbując dostrzec... w sumie nie wiedziała co. Być może rozproszenie jego postaci, gdy siedział na krześle. Być może prześwitu przez ciało. Nic takiego jednak nie widziała, a kapitan w jej oczach wyglądał dokładnie tak samo, jak każdy inny żyjący człowiek.

– Powiedzmy, że ci ufam – stwierdziła, nie kryjąc sceptycyzmu.

– To w takim razie wszystko ustalone – powiedział zadowolony i wstał z krzesła. – A, nie, jeszcze jedno. Chcę, by mój portret wisiał w sypialni.

– Co? – Nie potrafiła się powstrzymać.

Duch uśmiechnął się wrednie.

– Jakiś problem?

Daenerys mogła wpaść na wiele powodów, dlaczego to nie był dobry pomysł, z czego pierwszym z nich był fakt, jak ją zamurowało, gdy zobaczyła ten obraz po raz pierwszy, ale na szczęście dała radę się uśmiechnąć i wyjaśnić miłym tonem.

– Ale naprawdę jest to konieczne? To bardzo słaby obraz.

– To mój autoportret! – krzyknął oburzony kapitan. – I nie prosiłem o krytykę!

Nie mogła powstrzymać śmiechu.

– Och, najmocniej przepraszam.

– To też jest warunek umowy – powiedział ostrzegawczo Maron, podnosząc palec. – Masz go tam zawiesić jeszcze dziś.

– Oczywiście – odpowiedziała, cały czas się uśmiechając, a następnie odwróciła się, by zapełnić termofor wodą. – Co prawda jest to niedorzeczne, ale powiedzmy, że się zgadzam.

Gdy nie usłyszała natychmiastowej zirytowanej odpowiedzi, odwróciła głowę. Kapitana tam nie było. Daenerys otwarła usta z zaskoczenia, ale potem natychmiast je zamknęła. Wróciła do wcześniej wykonywanej czynności i zakręciła gumową butlę.

– Mógł przynajmniej z powrotem zaświecić światło – mruknęła pod nosem.

W tym momencie lampa w kuchni zabłysła, tak samo jak światło na klatce schodowej. Widząc to, poczuła ścisk w brzuchu, ale nie dała po sobie znaku, że ją to wyprowadziło z równowagi.

Gdy zaniosła termofor do łóżka, wróciła się jeszcze raz na dół, by wziąć ze sobą portret kapitana. Obraz był na tyle duży, że musiała przechodzić bokiem, bo inaczej nie zmieściłaby się z nim w drzwiach. Kiedy była już z nim w pokoju, powiesiła go na haczyku na ściance kącika z piecykiem. Następnie skierowała się do szafy, by przebrać się w końcu do snu. Jednak gdy stała przed lustrem, rozwiązując górę swojej sukienki, w odbiciu zobaczyła patrzące na nią oczy z portretu kapitana. Nie wiedziała, co ją bardziej niepokoiło – jego wzrok, czy uśmiech na tym obrazie – ale zanim zdjęła z siebie ubranie, podeszła i zasłoniła płótno jednym z prześcieradeł.

– Jeśli się dowiem, że patrzyłeś, jak się przebieram, to obiecuję, że nie uratuje cię nawet to, że leżysz w grobie – zagroziła na głos i dopiero wtedy założyła koszulę nocną.

Po zapleceniu włosów w warkocz, skierowała się w stronę łóżka. Ułożyła poduszki, odkryła kołdrę i już usiadła na materacu... gdy nagle usłyszała głos kapitana.

– No, no, moja droga, nie pozwól nigdy, by ktoś sprawił, żebyś zawstydziła się swojej figury.

Wydała z siebie dziwny dźwięk, rozszerzyła oczy i gwałtownie odwróciła się, jednak nie zobaczyła nigdzie ducha kapitana. Mimo że jej koszula nocna była gruba, i tak zasłoniła się kołdrą. Wtedy jednak zza drzwi rozległ się śmiech, po czym usłyszała pukanie w drzwi.

– Czy z łaski twojej mogę już wejść do własnej sypialni, z której zostałem wyrzucony?

Odetchnęła z ulgą i opadła na łóżko, zamykając oczy.

– Właź.

– Dziękuję, łaskawa pani. – Drzwi się otworzyły, a chwilę po tym zamknęły.

Daenerys pokręciła głową, próbując powstrzymać uśmiech.

– Chcę już w końcu iść spać – mruknęła w poduszkę. – Dobranoc.

Nagle kołdra sama z siebie nakryła ją tak, jak lubiła, a nawet przez zamknięte oczy poczuła, że pokój jeszcze bardziej ściemniał.

– Dobranoc.

~*~

Mały peak tego, czego możecie się spodziewać po tej historii :D.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro