Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Disney AU

Jakiś czas temu na Instagramie poprosiłam o wybór paru numerków, by napisać krótkie szoty o bardziej urozmaiconej tematyce. Zebrałam parę propozycji i na pierwszy ogień idzie shot z Disney AU o Aegonie III i Daenaerze. Zapraszam do czytania!

~*~

  Pierwszy dzień wiosny tego roku był naprawdę ładny. Światło słoneczne przebijało przez korony drzew, liście cicho szeleściły, a rośliny na nowo przebijały się przez powierzchnię ziemi. Zwierzęta również zaczynały się znów pojawiać na granicy lasu i ogródka, który należał do Daenaery Velaryon.

Daenaera otworzyła drzwi swojego domu i zablokowała je krzesłem. Do środka wpadło rzeźkie powietrze, a ona cicho podśpiewując, złapała swój kosz i ruszyła, by nazbierać jagód do ciasta. Ich krzaki rosły tuż przed drewnianym ogrodzeniem, które oddzielało jej podwórze od lasu, choć niezbyt dobrze; zające i sarny bardzo często je przeskakiwały. Choć po ich wizytach jej plony potrafiły ucierpieć, nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, gdy widziała je przez okno.

Nagle dobiegł ją dźwięk kopyt i końskiego rżenia. Obróciła się zaskoczona. Co jeśli to są bandyci?, pomyślała, czując niespokojne bicie serca. Nie miała zbyt wiele wartościowych rzeczy, jednak wiedziała, że taki fakt nie powstrzymywał złych ludzi. Zanim jednak zdążyła się powoli wycofać w stronę drzwi, zza jej domu wyszedł wysoki mężczyzna, trzymając konia i chorągiew królewskiego rodu Targaryenów. To ją zaskoczyło jeszcze bardziej. Bardzo dawno nie widziała tego herbu.

– W czym mogę pomóc, ser? – Niepewnie ruszyła przed siebie.

– Gdzie znajdziemy najbliższego kowala? – zapytał. – Koń Jego Wysokości zgubił podkowę.

Jego Wysokości? Już chciała się odezwać, ale wtedy zauważyła szczupłego, zamyślonego mężczyznę, który siedział na gniadym koniu pośrodku eskorty. Srebrne włosy otaczyły jego smukłą twarz, a ich końcówki opadały na prosty, czarny kaftan. Król Aegon, pomyślała zszokowana. Król Aegon jest tutaj. Gdy spojrzał w jej stronę, uświadomiła sobie, że musiała się w niego wpatrywać. Poczuła rumieniec napływający na twarz, gdy spuściła wzrok i dygnęła.

– Wasza Wysokość...

– Nie doczekaliśmy się jeszcze odpowiedzi, kobieto – warknął strażnik, marszcząc brwi.

– Spokojnie, ser – powiedział cicho król. – Nie ma potrzeby jej straszyć.

Odwróciła się w stronę mężczyzny, który cały czas stał niedaleko niej z wodzami siwka w ręce.

– Niedaleko stąd jest miasteczko – powiedziała, wskazując dłonią. – Jedźcie traktem na wschód i za dwie, trzy mile znajdziecie swojego kowala. Godzina stępem, nie więcej.

– Dobrze. – Strażnik skinął głową. – W takim razie możemy jechać dalej.

– Nie tak szybko, ser – odezwał się Aegon. – Ta podróż mnie znużyła. Poczekam na podkucie mojego konia tutaj. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko temu, pani.

Pani. Bardzo dawno nie była tak tytułowana. Spojrzała jeszcze raz na króla i uśmiechnęła się.

– Oczywiście że nie, Wasza Wysokość. Proszę, rozgoście się.

– Wasza Miłość? – zapytał jeden z rycerzy.

– Podjąłem decyzję. Rozdzielcie ludzi.

Przez chwilę rozpętało się niewielkie zamieszanie, po którym ustalono, że czwórka rycerzy zostanie z królem, a reszta pojedzie do miasteczka. Gdy Aegon zsiadł z konia i oddał jego wodze swoim ludziom, ruszył za Daenaerą, która nerwowo gładziła dłonie.

– Tak się złożyło, że właśnie upiekłam ciasto, Wasza Wysokość. Chciałbyś spróbować?

Aegon znów zamyślił się na chwilę.

– Tak. Dawno nie jadłem.

W nieco niezręcznej atmosferze ugościła króla w kuchni. Uprzedziła go o tym, że znajdzie u niej jedynie prostą zastawę, ale nie wydawał się być tym obruszony. Gdy jeszcze raz wyszła do ogrodu, by w końcu pójść po jagody, widziała, że strażnicy rozstawili się po wszystkich stronach domu.

– Nie musisz się niczego obawiać, pani – zapewnił ją król, widząc jej zakłopotaną minę. – Moi ludzie nie sprawią ci żadnych problemów.

– Dobrze, Wasza Wysokość. – Usiadła na krześle obok. – Muszę przyznać, że rzadko miewam gości.

Król przytaknął i przez chwilę przyglądał się wnętrzu jej domu.

– Mieszkasz tu sama?

– Tak. – Zamyśliła się na chwilę. – Choć nie zawsze tak było. Gdy tu się wprowadziłam, razem ze mną mieszkała grupa siedmiu karłów komediantów. Nie na długo, bo tylko na dwa księżyce, ale gotowałam im i robiłam pranie. Potem ruszyli w drogę, a ja zostałam, by pilnować tej chaty. Minęło już parę lat, żadne z nich nie wróciło, więc tu zostałam. – Oczywiście ludzie w wiosce krzywo patrzyli się w jej stronę, nawet mimo upływu lat, ale nie musiała kłopotać króla takimi szczegółami.

– Jeśli byli choć trochę podobni do Grzyba, mam nadzieję, że nie przerazili cię swoją sprośnością.

– Ich żarty bywały... nieprzyzwoite, ale ogółem byli całkiem uprzejmi.

– To dobrze.

Daenera chciała już coś powiedzieć, ale gdy otworzyła usta, zobaczyła za oknem sarnę, która pasła się przy płocie i strażników, którzy powoli podchodzili w jej stronę z kuszami. Zwykłe, dzikie zwierze pewnie dawno by uciekło, lecz tutejsze sarny, jelenie i zające były przyzwyczajone do jej obecności i Daenerze wydawało się to być zbyt okrutne, by mordować je z zimną krwią.

– Nie! – powiedziała głośno, podnosząc się. – Nie zabijajcie jej!

– Dlaczego? – zapytał Aegon, stanąwszy obok niej. – Te zwierzęta niszczą twój płot i ogród.

– Nie szkodzi – zapewniła, szybko kręcąc głową. – Wolę je widzieć żywe.

Król skinął raz głową i podszedł do drzwi, otworzył je, a następnie odezwał się głośno.

– Darujcie sobie.

Sarna nagle podniosła głowę i zauważywszy, że ludzi w ogródku jest więcej niż zwykle, szybko uciekła do lasu, a Daenera odetchnęła z ulgą. Strażnicy w milczeniu wrócili na swoje pozycje, a drzwi chatki znów się zamknęły.

Gdy król Aegon odwrócił się w jej stronę, Daenera uśmiechnęła się do niego szeroko.

– Dziękuję, Wasza Wysokość.

– Żaden problem, pani.

Znów poczuła, jak się rumieni.

– Wiesz przecież, że nie musisz mnie tak nazywać – powiedziała cicho, spuszczając wzrok.

Aegon podszedł do niej bliżej. Gdy dotknął jej włosów swoimi długimi palcami, uniosła ku niemu twarz i wiedziała, że z takiej odległości na pewno wypatrzy fiolet jej oczu.

– Myślę jednak, że twoja krew do tego zobowiązuje. – Przekrzywił głowę. – Jak ci na imię?

Nie będąc w stanie dłużej udawać, kiwnęła głową.

– Daenaera – powiedziała. – Jestem Daenaera Velaryon.

W oczach Aegona zobaczyła blask słońca.

– Czyli miałem rację.

Uśmiechnęła się, odsuwając się o krok.

– Na to wygląda.

Zza ściany dobiegł ich tupot kopyt. Gdy podeszli do okna, zobaczyli, że jeden z ludzi króla wrócił z jego koniem.

– Cóż, wygląda na to, że na mnie już czas – odezwał się Aegon. – Mam nadzieję, że nie nadwyrężyłem twojej gościnności, lady Daenaero.

– Oczywiście, że nie, Wasza Wysokość. – Dygnęła. – Jeśli jednak mogłabym prosić... Nie mów nikomu, że tu jestem. Nie wiem, czy jestem gotowa, by wrócić do domu. Po tym wszystkim... – Chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz zabrako jej słów.

Zobaczyła zrozumienie w oczach króla i wtedy zrozumiała ten ciągły cień żałoby na jego twarzy, melancholię, która mu towarzyszyła.

– Ani słowa – powiedział lekko ochrypłym głosem, a następnie skinął jej głową i wyszedł na zewnątrz.

Daenaera w milczeniu przypatrywała się, jak Aegon dosiada swojego konia, a następnie rusza w dalszą drogę z resztą ludzi i po raz pierwszy od dawna poczuła samotność.

* * *

Choć ciężko było jej w to uwierzyć, król wrócił do niej parę razy. Zawsze gdy przyjeżdżał piekła mu ciasto z jagodami i opowiadała żarty, a znała ich tak dużo, że nawet udało jej się wywołać u Aegona parę uśmiechów.

* * *

Kolejny raz Aegon wrócił do niej dopiero po zimie, rok po pierwszej wizycie. Zapukał w tylne drzwi, tak jak się umawiali, dwa razy wolno i trzy razy szybko. Nie słyszała tego dźwięku tak długo, że przez chwilę miała wrażenie, że go sobie wyobraziła, jednak gdy otworzyła drzwi i zobaczyła go na własne oczy, poczuła jak serce bije jej mocniej.

– Długo cię tu nie było, Wasza Wysokość – powiedziała, gdy wszedł do środka.

Aegon odpiął swój płaszcz i zarzucił go na krzesło.

– Wiem. Wybacz, lady Daenaero, ale nie mogłem do ciebie przyjechać.

Choć nadal było jej z tego powodu trochę przykro, jedyne co zrobiła to uśmiechnęła się i pokiwała głową.

– Rozumiem, panie. Mam jednak nadzieję, że u ciebie i królowej wszystko jest w porządku.

Aegon spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem.

– Jaehaera nie żyje.

Zamarła. Król ruszył w stronę krzesła i usiadł na nim, a następnie zaczął kreślić jakieś wzory na blacie. Dopiero ten widok otrzeźwił ją na tyle, by mogła wydusić z siebie parę słów.

– Naprawdę bardzo mi przykro, Wasza Wysokość...

Skinął głową, jednak nie odezwał się do niej. Daenaera podeszła do drugiego krzesła i usiadła koło niego, składając dłonie na kolanach. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, ani jak ma się zachować, więc jedynie siedziała przy nim w milczeniu. Na twarzy Aegona nie widziała żadnych emocji i chyba właśnie ta pustka była najstraszniejsza.

– Nie kochałem jej – powiedział po chwili. – Jak mogłem, skoro nawet jej nie znałem? Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt często, nie dzieliliśmy wspólnych pokoi, mimo że już dawno powinienem wziąć ją do łoża. Jedyne co wiedziałem o Jaehaerze to to, że też straciła wiele podczas wojny i że też była pogrążona w ciągłej żałobie. A to za mało, by się do kogoś zbliżyć.

Daenaera skinęła głową, lecz nie potrafiła znaleźć żadnych słów.

– Rzuciła się z okna – dokończył. – Rozpoczęto śledztwo, próbowaliśmy się dowiedzieć, czy ktoś jej nie zabił, lecz nie znaleźliśmy żadnych tropów. Wszystko wskazuje na to, że zrobiła to z własnej woli. Tak jak jej matka.

Gdy położył ręce na udach i opuścił głowę, Daenaera poczuła jak ogarnia ją straszny żal i smutek z powodu tragedii Aegona. Tyle już przeszedł, tak wiele już stracił, pomyślała z bólem. Czyż Taniec Smoków nie był wystarczający? Dlaczego nie może zaznać spokoju? Dlatego, niewiele się nad tym zastanawiając, nachyliła się w jego stronę i objęła go. Aegon przez chwilę zesztywniał, lecz potem przysunął się bliżej niej i choć żadne z nich nie powiedziało ani słowa, czuła, że jej bliskość mu pomogła.

* * *

Daenaera przygotowywała się na kolejną wizytę Aegona, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Och, kto to może być?, pomyślała zaskoczona. Wygładziła ładną, błękitną sukienkę, którą uszyły jej szwaczki przysłane przez króla w prezencie. Otworzywszy drzwi ujrzała jednak nie króla, a wysoką, starszą kobietę z długimi, czarnymi włosami, która uśmiechnęła się do niej lekko. W ręce trzymała koszyk z jabłkami.

– Witaj – powiedziała niepewnie Daenaera, opierając się o framugę. – O co chodzi?

– O nic wielkiego – przyznała kobieta, odrzucając włosy za ramię. – Jadąc drogą zauważyłam, że ogrodzenie twojego domu jest zniszczone. Chciałam uprzedzić właściciela. – Zajrzała za jej ramię. – Gdzie są twoi rodzice, dziewczyno? Albo twój mąż?

– Nie ma tu żadnego z nich – odparła, czując lekki niepokój. Nie mam się czego bać, to tylko jedna kobieta. – Dziękuję jednak, że mnie uprzedziłaś.

– Nie ma problemu. – Wstrząsnęła lekko koszem. – Nie chciałabyś może wziąć paru ładnych jabłek? Na pewno będą pasowały do ciasta, które pieczesz temu mężczyźnie, którego przyjmujesz w gości.

Daenaera zacisnęła usta w wąską kreskę. Oczywiście, ludzie w miasteczku prędzej czy później musieli zauważyć wizyty jej gościa. Widząc jej minę, kobieta pokręciła głową.

– Nie przejmuj się, nie doświadczysz ode mnie krytyki. Sama byłam kiedyś w twojej sytuacji. Skorzystaj z niej tyle, ile możesz.

Niepewnie skinęła głową i wzięła dwa większe, dojrzałe jabłka. Zrobię z nich posypkę, Aegonowi będzie smakować.

– Dziękuję za radę – odparła.

Gdy kobieta uśmiechnęła się i odeszła w stronę drogi, Daenaera zamknęła drzwi. Nieznajoma była dosyć dziwna, ale być może taki był jej urok. Wyglądając przez okno i patrząc na jej oddalającą się sylwetkę, bezmyślnie uniosła jabłko do ust i odgryzła kawałek. Skrzywiła się, czując jego kwaskowość, ale przeżuła je i przełknęła.

Przez chwilę nic nie czuła, lecz nagle naszła ją fala zimnego potu i gorąca. Wypuściła jabłka z rąk i przyłożyła dłonie do brzucha. Co się dzieje?, pomyślała słabo. Ból brzucha narastał coraz bardziej, więc wycofała się w stronę łóżka. Opadła na materac, a gdy nagle nadeszły ją nudności, pochyliła się i zaczęła kaszleć. W końcu kaszel przerodził się w wymioty i konwulsje. Ciężko dysząc, otarła usta dłonią. Drżącą dłonią sięgnęła po wino stojące na szafce i nalała sobie kielich, rozlewając je po podłodze. Gdy wypiła parę łyków, zamrugała. Zaczęła nachodzić ją senność.

Ostatecznie faktycznie musiała zasnąć, choć był to dziwny, płytki sen. Czuła szorstkość pościeli pod palcami i słyszała śpiew ptaków za oknem, a także głos Aegona dobiegający zza drzwi.

– Lady Daenaero?

Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła, ciągle pogrążona w dziwnym śnie.

– Daenaero?!

– Może poszła do miasteczka, panie?

– W takim razie minęlibyśmy ją po drodze. – Jeszcze raz zapukał, a następnie otworzył drzwi. – Dae... Bogowie!

– Wasza Wysokość!

Daenaera spróbowała choć unieść dłoń, lecz nie miała siły. Po chwili poczuła jednak, jak jej ręka jest uniesiona do góry i jak chwytają ją chłodne, długie palce.

– Słyszysz mnie? – Zapadła chwila ciszy i król dotknął dłonią jej czoła. – Jest rozpalona... Sprowadźcie tu maestra!

– Skąd?

– Z samego Muru, jeśli trzeba!

Usłyszała szybkie kroki i końskie rżenie, lecz gdy znów spróbowała coś powiedzieć, z jej ust wyszedł jęk. Poczuła, jak Aegon przeczesuje jej włosy palcami.

– Cicho, Daenaero. Wszystko będzie dobrze.

Czas mijał, a jej oddech się uspokajał. Czuła również, że gorączka maleje, a senność mija. Zeszła z niej jednak całkowicie dopiero wtedy, gdy poczuła na swoich ustach pocałunek Aegona. Odetchnęła i w końcu otworzyła oczy.

Widząc ją, Aegon uśmiechnął się lekko, mimo łez w oczach, a choć Daenaera była zmęczona, również się uśmiechnęła.

– Aegonie – szepnęła. – Wybacz za...

Zamilkła jednak, gdy przyłożył jej palec do ust.

– Za nic nie przepraszaj, Daenaero. Nadal jesteś osłabiona. Musiałaś się czymś mocno otruć.

Kiwnęła głową, przypominając sobie jabłka, leżące na ziemi. One miały być dla niego, pomyślała nagle. Była teraz jednak zbyt zmęczona, by to dłużej rozważać. Zaczęła się podnosić do góry, a Aegon poprawił jej poduszkę za plecami.

– Nie wstawaj jeszcze na nogi – powiedział. – Odpocznij. Gdy maester przyjedzie, będzie cię musiał zbadać.

– Dobrze. – Skinęła głową. – A dlaczego tym razem do mnie przyjechałeś, Aegonie?

Nachylił się w jej stronę, a srebrne pasemko opadło mu na czoło.

– Mój Namiestnik coraz bardziej naciska na to, bym się ponownie ożenił – przyznał. – Zaplanował nawet wielki bal w Dzień Dziewicy, na który chce zaprosić wszystkie szlachetnie urodzone dziewczęta... w tym swoją córkę. Wiem jednak, że będzie tam brakowało jednej osoby. Ciebie.

Daenaera zamarła.

– Chcesz, bym poszła na ten bal? – zapytała, nie wierząc własnym słowom.

Pokiwał głową i ścisnął jej dłoń.

– Chcę zobaczyć cię w zdobnej sukni, chcę, by inni zobaczyli twój piękny uśmiech i chcę, byś była moją królową. – Zawahał się na moment. – Jednak tylko jeśli i ty tego chcesz.

Czyż to był kolejny sen, kolejne przywidzenia? Miała nadzieję, że nie, bo włożyła cały swój wysiłek w to, by powstrzymać się od nerwowego śmiechu.

– Tak – szepnęła drżącym głosem. – Bogowie, tak.

Aegon pocałował ją jeszcze raz, a ona tym razem oddała ten gest. Gdy później wyjechała razem z nim do Królewskiej Przystani, była świadkiem całej tej gorączki związanej z Dniem Dziewicy, jednak gdy nadeszła jej kolej, by zaprezentować się królowi, miała na twarzy najpiękniejszy ze swoich uśmiechów, taki, przeznaczony tylko dla niego. Widząc jak jego zmęczoną twarz rozświetla uśmiech i słysząc później, jak Gaemon Jasnowłosy ogłasza ją przed dworem przyszłą żoną Aegona, wiedziała, że będzie szczęśliwa jako jego królowa.

~*~

Początkowo zakładałam napisanie czegoś na max tysiąc słów, ale wyszło jak wyszło (I tak bardzo się powstrzymywałam przed rozpisywaniem XD). Kolejnym wyborem będzie pewnie Aegon II/Rhaenyra, bo ten ship jest tak zły, że aż wspaniały.

A i jakby ktoś się zastanawiał, kim jest tu zła czarownica, no to jest to Alys Rivers. Nie mam w sumie pomysłu czemu miałaby otruć Daenaerę, ale może po prostu just for fun XD.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro