Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51 | Azkaban

hej! pamiętacie mnie jeszcze?

prawdopodobnie ten rozdział jest najgorszy z wszystkich w tej książce, ale jak już wspominałam ostatnio na tablicy musicie dać mi czas na wdrożenie się w tryb. za wyjątkiem wypracowań na maturach nie pisałam nic od trzech miesięcy, więc czuję się jakbym na nowo zaczynała z wattpadem. popisze trochę gówna i będzie okej.

WRACAMY Z RELLIE

●●●

Azkaban był potężną twierdzą wzniesioną na środku Morza Północnego przez czarnoksiężnika o imieniu Ekrizdis, który zwabiał na wyspę mugolskich żeglarzy i torturował ich, tym samym szkoląc się w najmroczniejszych dziedzinach czarnej magii. Trzysta lat później jego siedzibę przekształcono w więzienie, do którego zsyłano najgroźniejszych przestępców świata czarodziejów. Więźniowie byli skazani na pobyt w odosobnionych celach, do których nie docierało światło, mimo niewielkich otworów okiennych, zza których spoglądało do środka wiecznie zachmurzone niebo. Od ścian bił niesamowity chłód, który przedzierał się przez skórę i kości, do serca, mózgu i duszy, która pragnęła uciec przed nim za wszelką cenę, nawet jeśli wiązało się to z opuszczeniem ciała.

Ucieczka była niemożliwa. Nie tylko ze względu na grubość murów i ich odporności na magię, otaczającą wyspę z każdej możliwej strony lodowatą wodę czy dementorów, plugawych stworzeń, wysysających wszelkie dobro i szczęście z otoczenia, którzy pełnili rolę strażników więziennych. Tragiczny los skazańców polegał na uwięzieniu ich we własnych umysłach. Doprowadzaniu ich do obłędu. Samotność przesiewana ludzkimi krzykami, ograniczenie wody, choć w powietrzu unosiła się morska wilgoć, przerażająca ciemność, czyhająca w każdym kącie, która zdawała się blaknąć na tle dementorów oraz czas odmierzany przez ludzkie oddechy. Im wolniejsze, tym bliższy był koniec, aż nie ucichły na zawsze. To wszystko sprawiało, że szaleństwo wkradało się do głów potępionych już po kilku tygodniach od wyroku.

Azkaban był niewykrywalny dla mugolskiego oka. Nienanoszalny na jakąkolwiek mapę. Dla wielu, jak nie większości, był ostatnią stacją na ludzkiej drodze życia.

Najpierw miejsce tortur Ekrizdisa, później kary za nieprzestrzeganie prawa. Przeznaczenie Azkabanu nie zmieniło się od początku jego powstania. Miał zadawać cierpienie, którym wzmacniał swoje mury oraz historię.

— Willie.

Przez moje bariery przebił się ten łagodny głos, który uspokoił wzbierającą się we mnie burzę. Regulus klęknął przed łóżkiem w swoim dormitorium, na którym siedziałam. Ostrożnie odebrał mi i odłożył na stolik książkę w czarnej oprawie, pozbawioną tytułu, aby nikogo nie zachęcać do poznawania historii Azkabanu, a następnie zamknął moje dłonie w swoich. Zawsze to ja miałam cieplejszy dotyk od niego, ale tym razem było inaczej. Moja skóra emanowała podobnym chłodem do tego, którego doświadczali więźniowie w celach.

Reggie pocałował kilkakrotnie moje dłonie, nie spuszczając ze mnie uważnego wzroku. Po chwili sięgnął do mojego policzka i starł palcem pozostałości po łzach. W trakcie czytania nie miałam pojęcia, że zaczęłam płakać. Myślałam, że zbyt mocno wyobraziłam sobie wilgotny podmuch wód Morza Północnego. Tak samo nie słyszałam swojego oddechu, który stał się ciężki i urywany. Jakby jakiś cierń ugrzązł mi w płucach. Im dłużej jednak patrzyłam w moje ulubione zielone oczy, tym lepiej się czułam. Złe emocje nie miały wstępu na moją zieloną łąkę.

Gdy się uspokoiłam, Regulus pokręcił głową z zacięta miną.

— Nie pozwolę ci tam pójść, skoro tak reagujesz na spisane kilkaset lat temu zapiski — powiedział zdecydowanym głosem. Kciukiem nie przestawał gładzić moich dłoni. — Napiszę do ojca, że to dla ciebie zbyt trudne i...

— Nie — przerwałam mu. — Dam radę. Po prostu... — zerknęłam na książkę z jego osobistej kolekcji, która w szkolnej bibliotece zajmowałaby miejsce w najgłębszym kącie Działu Ksiąg Zakazanych. Patrząc na nią, słyszałam ludzkie krzyki i zagłuszające je morskie fale. — ...to miejsce brzmi potwornie.

— W rzeczywistości jest jeszcze gorsze.

Bomba. Było mi o wiele lepiej.

Tą ironię było chyba widać w moich oczach, bo Regulus westchnął.

— Dlaczego chcesz tam iść?

— Spotkać się z bratem.

— Zdajesz sobie sprawę, że on może nie być w stanie z tobą porozmawiać?

Oczywiście. W tej samej książce, którą mi zabrał, dokładnie było opisane w jaki sposób z mózgów skazańców robiła się ciapka.

Przeniosłam spojrzenie na nasze splecione dłonie. Na palcu Regulusa dostrzegłam pierścień, który podarowałam mu w Walentynki. Srebrny metal z czarnym kamieniem, który krył coś więcej. Każda ciemność posiadała swoje tajemnice. Zdążyłam się o tym przekonać, odkąd w moim życiu pojawił się ten chłopak. On sam żył w mroku, który roztaczała jego rodzina, ale Reggie swoją postawą udowadniał, że nie każdy bezpowrotnie w nim tonął.

Być może to właśnie ja utrzymywałam go na powierzchni.

Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.

— Pamiętasz warunek naszej umowy, gdy zgodziłam się zostać twoją dziewczyną?

Moje słowa wywołały u niego dorodny grymas.

— Ta umowa już nie obowiązuje. Teraz łączy nas coś więcej niż jakaś umowa.

Ciepło otuliło moje serce jak ręczniczek. Z czułością sięgnęłam do jego policzka i pogładziłam go palcami, następnie schylając się do jego ust. Pocałunek nie był z tych zażartych i pełnych ognia. Był delikatny i powolny. Chciałam włożyć w niego jak najwięcej uczucia, które rozrastało się wewnątrz mnie, ale nie odważyłam się go dotąd powiedzieć na głos.

Gdy odsunęliśmy się od siebie, na tych samych ustach, które przed chwilą dotykałam swoimi, wyrósł szelmowski uśmieszek.

— Poza tym, teraz nie musiałbym ci stawiać żadnych warunków, abyś zgodziła się zostać moją dziewczyną.

Przewróciłam oczami, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dziad miał rację.

— Zgodziłam się udawać twoją dziewczynę, bo obiecałeś, że pomożesz mi wyciągnąć Gusa z Azkabanu — pokręciłam żałośnie głową. — Ja głupia byłam przekonana o jego niewinności. Nie wierzyłam brukowcom, Ministerstwu, nawet własnym rodzicom, którzy przeznaczyli go na straty. Teraz wiem, że zawinił. Wiem, że jest... — słowo Śmierciożerca utknęło mi w gardle niczym kość. — ...kimś innym, a nie tylko moim bratem. Wiem to. Ale chcę to usłyszeć od niego. Osobiście.

— Willie, Augustus może cię nie poznać — odparł Reggie. — Człowieka zmienia miesiąc w Azkabanie. On przesiaduje tam już pół roku.

Nie poznać mnie? Mój brat, który krył mnie przed rodzicami za każdym razem, gdy coś przeskrobałam? Ten sam Gus, który bujał mnie na huśtawce, dopóki mi się nie znudziło?

Byłam przekonana, że Agustus, mój starszy brat, był poplecznikiem Voldemorta. Nie oznaczało to, że się z tym pogodziłam. Moje serce stawało temu na przeszkodzie. Wciąż karmiłam się złudną nadzieją, że jego aresztowanie było ogromną pomyłką Ministerstwa. Nie mogłam w pełni uwierzyć w jego winę, dopóki się z nim nie spotkam.

Mimo łez czających się w moich oczach, uśmiechnęłam się.

— Muszę wiedzieć. I muszę to usłyszeć od niego. — uparcie trwałam przy swoim. Regulus tylko kiwnął głową. — Wtedy wreszcie będę mogła cię rzucić — spróbowałam zażartować.

Brew Ślizgona skoczyła do góry. Jedna z jego dłoni wyplątała się z naszego uścisku i wylądowała na moim udzie. Elektryzujące prądy przeszyły moje ciało od tego miejsca, a usta zamrowiły do kolejnego pocałunku.

— Rzucić możesz w Avery'ego butem. To bywa odprężające — zachichotałam, bo ostatnio naprawdę taka sytuacja się zdarzyła. Avery bardzo chciał poznać szczegóły naszej nocy walentynkowej, ale przestał się interesować, gdy podeszwa odbiła mu się na ryju. — Ale mnie tak łatwo się nie pozbędziesz. Zbyt mocno mnie do siebie przywiązałaś.

— Jak psa do budy!

Od razu zrzedła mu mina.

— Zmieniłem zdanie. Robisz wypad w trybie natychmiastowym.

Reggie wstał i próbował się ode mnie odsunąć, ale w ostatniej chwili złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Opadł na łóżko tuż obok mnie. Migiem usiadłam mu na kolanach okrakiem, aby nie próbował więcej uciekać, choć jego ręce na moich biodrach świadczyły o tym, że nie miał takiego zamiaru.

Umościłam się wygodniej na jego kolanach i zarzuciłam mu ręce na kark. Zielone oczy Regulusa pociemniały do barwy Zakazanego Lasu po zmierzchu.

— Naprawdę mam teraz sobie pójść?

— Robisz się zbyt cwana, Rookwood. Nie igraj ze mną.

— A bo co mi zrobisz, Black?

Pokazał mi. Bardzo dokładnie mi to pokazał. Zaczął od żarliwego pocałunku, wymuszając na moich ustach wstęp dla jego języka, przeszedł przez zrzucenie naszych ubrań na podłogę, a zakończył na pokazaniu mi bliżej gwiazd aż trzykrotnie.

Niestety dla Avery'ego, ponownie dostał w łeb butem, gdy nie zapukał i przerwał nam w grze wstępnej.

Na szczęście dla mnie, Reggie pozwolił mi zapomnieć na parę chwil o tym, co czekało nas następnego dnia.

●●●

Mój pomysł wymagał kolejnych kłamstw. Wszystko miało odbyć się pod szatą nocy, więc musiałam sprzedać ściemę Nancy, że kolejny raz spędzę ją poza dormitorium z Regulusem. Uwierzyła. Życzyła mi udanej zabawy. A ja czułam się jak najgorsza przyjaciółka na świecie, gdy z ciężkim od wyrzutów sumienia sercem zamykałam za sobą drzwi.

Profesorowie Flitwick, Slughorn oraz Dumbledore również zostali okłamani na temat powodu naszej przepustki. Nie wiedziałam, co takiego nagadał im Orion Black, że pozwolono mnie i Regulusowi opuścić tej nocy mury Hogwartu. Czułam się winna również za te kłamstwa.

Ostatecznie okłamywałam sama siebie, gdy mówiłam sobie, że się nie boję. Jednak gdy stanęliśmy na niewielkim fragmencie wyspy, który nie zajmował budynek więzienia, chyba po raz pierwszy w życiu poznałam prawdziwe oblicze strachu. Wręcz skamieniałam na widok ogromnej, masywnej budowli, dla której musiałam zadrzeć głowę, aby objąć ją całą spojrzeniem.

Z mojej perspektywy patrzyłam na pnącą się do ciemnego nieba, niekończącą się ścianę z czarnego kamienia, obrośniętą gdzieniegdzie mchem oraz morskim glonem. Wiedziałam jednak, że z lotu ptaka Azkaban miał kształt trójkąta. Przynajmniej tak pokazywały zdjęcia. Dookoła panowało niesamowite zimno, wzmacniane przez chłodną wodę morza, które zdążyło przeszyć mnie aż do kości. Przełknęłam drżąco ślinę. Moje gardło kłuło, jakby wytworzyły się w nim lodowe kolce.

Nade mną zbierały się burzowe chmury. Pod moimi nogami dygotał twardy grunt, wprawiany w drżenie przez szalejące dookoła morze. Szczypiący wiatr za mną pchał mnie w kierunku przerażającego miejsca znajdującego się przede mną. Natomiast tuż obok mnie stał ktoś, komu dobrowolnie oddałam serce, choć przedstawiano go mi jako złoczyńcę.

Ale czy gdyby Regulus był złoczyńcą, chwyciłby mocno za moją dłoń z obietnicą, że jej nie puści, tym samym zmniejszając mój strach? Bo właśnie to zrobił. Musiał dostrzec w moich oczach strach, którego nie potrafiłam okiełznać. Jego dotyk naprawdę mi pomógł. Tętno mojego serca zmalało, bo wyczuło swojego właściciela, którym nie byłam ja.

Posłałam mu niemrawy uśmiech i oddałam uścisk dłoni.

Wiatr tańczył z jego czarnymi włosami, wyglądał cholernie dobrze w ciemnym długim płaszczu, a jego oczy były najjaśniejszymi punktami w okolicy, będąc latarnią w centrum cyklonu, który miałam w sobie, ale aura Azkabanu nie pozwalała mi tego docenić.

— Jesteś gotowa? — spytał. Kciukiem musnął wierzch mojej dłoni.

Niezdolna do wyduszenia z siebie choćby słowa, kiwnęłam głową.

Mój najdroższy teść, który zorganizował całą tą wycieczkę, zabrał ze sobą swojego kolegę z Ministerstwa. Wysoki gość o orlim nosie stanął tuż przed zabetonowanym wejściem. Przełknęłam pisk, gdy nad łukiem pojawiło się pożółkłe oko z cienką źrenicą, przypominające smocze, które uważnie przyjrzało się mężczyźnie. Musiał wpaść wejściu w oko, bo chwilę później betonowa ściana zniknęła.

Zastanawiałam się czy pod warstwą ubrań również skrywał Mroczny Znak. W takiej sytuacji byłabym otoczona trzema Śmierciożercami i wchodziłabym z nimi do miejsca, w którym było ich jeszcze więcej, aby odwiedzić jednego z nich.

— Chodźmy — zarządził Orion. Miał na głowie elegancki cylinder, którego wiatr nie był w stanie porwać. — Nie ma potrzeby marnować czas. Przed nami jeszcze przeszukanie, pozbycie się ewentualnych niedogodności i sama rozmowa. Szacuję, że potrwa jakieś piętnaście minut.

— Tylko? — wyrwało mi się.

Orion zerknął na mnie z tą swoją grobową miną.

— Uwierz mi, dziecko, że to może się okazać aż za dużo.

Przeszukanie polegało na prześwietleniu naszych ciał specjalnym zaklęciem przez tego samego człowieka, którego chwilę wcześniej zaakceptowało smocze oko. Musieliśmy także oddać różdżki. Zrobiłam to z grymasem, bo pozbawiano nas potencjalnej broni, ale wciąż czułam się bezpiecznie przy Regulusie, który dalej trzymał mnie za rękę.

Przestałam się tak czuć, gdy temperatura spadła jeszcze o kilka stopni, a moje serce osaczył niepokój.

Wnętrze Azkabanu przypominało wydrążony, kamienny pień, którego sufit ginął w nieprzeniknionym mroku. Sprawiał wrażenie żywego. Jego macki wiły się po ścianach, a on sam szeptał do nas niezrozumiałe słowa, jakby zachęcał do zbliżenia się i zagłębienia się w ciemności.

Był także idealnym miejscem dla istot, które lubiły polować z ukrycia.

Zmrużyłam oczy, gdy dostrzegłam jakiś ruch. Sekundę później ciemność wyciągnęła po mnie swoją rękę, gdy zakapturzona postać w postrzępionej pelerynie wyskoczyła ku nam. Sparaliżowało mnie. Pierwszy raz na własne oczy widziałam dementora. Dla wielu pierwszy był już ostatnim, a ostatnim wspomnieniem przed śmiercią były zapach zgnilizny oraz poczucie bezradności. Czułam to samo. Wszystkie dobre emocje w jednej chwili opuściły moje ciało, a cały ciężar osadził się w nogach, którymi nie mogłam ruszyć.

Nawet Reggie nic nie zmienił, gdy ukrył mnie za swoimi plecami.

Expecto Patronum!

Oślepiający strumień światła wystrzelił z różdżki naszego towarzysza z Ministerstwa. Błękitne wstęgi ukształtowały się w wilka, który bez zawahania ruszył na sunącego ku nam Dementora. Stwór odbił się od świetlistej bariery jak piłka od ściany i ponownie skrył się w ciemnościach.

Dopiero po kilku sekundach i ciężkich oddechach puściłam skostniałymi palcami ramię Regulusa. Musiało go to zaboleć choć trochę, ale słowem tego nie skomentował. Troskliwym spojrzeniem upewnił się, że wszystko ze mną dobrze, a potem znów chwycił mnie za rękę.

Przez cały ten czas Orion Black nie zmienił swojej pozycji. Nawet nie drgnął. Tylko się przyglądał z rękoma założonymi za plecami.

Ciekawiło mnie co odczuwał w środku. Nie wyglądał na skrzynię pełną pozytywnych emocji, więc chyba nie był zbyt smaczną przekąską dla Dementorów. Czy on w ogóle nie odczuwał ich obecności? A może ich aura potęgowała jego złe emocje?

— Dadzą nam spokój na jakiś czas — mruknął posępnie urzędnik. Machnął niechlujni różdżką, która rozbłysła ostrym światłem na jej czubku. — Ale lepiej nie nadwyrężać ich cierpliwości. Pośpieszmy się więc. Cela więźnia znajduje się na przedostatnim piętrze. Został już poinformowany o wizycie i rzekomo nie może się jej doczekać.

Augustus już czekał.

Przeprawa przez schody kosztowała nas dużo czasu. Były bardzo strome i wąskie, pozbawione zapewniającej bezpieczeństwo barierki, nieprzystosowane dla zwiedzających. Musieliśmy iść wężykiem. Przodował pracownik Ministerstwa, za nim podążał starszy Black, potem ja, a na sam koniec Regulus, który ciągle mnie asekurował. Kilka razy schwytał mnie w talii i ratował przed wyrżnięciem zębami, gdy się potknęłam.

— Moim patronusem jest jaskółka — szepnęłam w którymś momencie do niego, aby skupić na czymś innym myśli. — Symbol nadziei, wierności i lojalności. Cała ja. Nancy ma sokoła. Oboje są bardzo szybcy w powietrzu. Za to patronus Archiego to kapibara.

— Co to jest?

— Taki duży chomik. Lubią spać i jeść, co jest definicją Archiego, a do tego są bardzo towarzyskie, a to też jest cecha Archiego.

Reggie szedł za mną i nie mogłam go dostrzec, ale usłyszałam jego głębsze westchnienie.

— Ja nie mam patronusa — mogłam wyczuć zawstydzenie w jego głosie.

Z zaskoczeniem zerknęłam na niego przez ramię, ale szybko odwróciłam wzrok do przodu, gdy znów się potknęłam. Na szczęście Reggie w porę chwycił mnie za biodra.

— Nie rozumiem. Patronusa nie mogą wyczarować niegodni tego zaklęcia lub pozbawieni szczęśliwego... oh — ucięłam gwałtownie, czując nagłą falę smutku.

Regulus nie miał żadnego szczęśliwego wspomnienia. Jego dzieciństwo nie było kolorowe ani beztroskie, a pełne zakazów oraz ścisłych reguł, które dla żadnego dziecka nie kojarzą się ze szczęściem. Nawet jeśli zbudował kilka szczęśliwych wspomnień z Syriuszem, te wyblakły po jego ucieczce.

— Kiedy ostatnio próbowałeś wyczarować patronusa?

— Poddałem się rok temu.

Wtedy jeszcze nie było nas. Nic nie mogłam poradzić na mały uśmiech pod nosem. Nie żebym była aż tak narcystyczna, ale podejrzewałam, że teraz mógłby znaleźć jedno bądź dwa wspomnienia, które dzieliliśmy wspólnie i wręcz emanowały szczęściem.

Wyciągnęłam dłoń do tyłu, którą po kilku odbiciach serca Regulus złapał. Pogłaskałam jego skórę kciukiem.

— Na twoim miejscu spróbowałabym jeszcze raz. Poćwiczę z tobą.

Nic mi nie odpowiedział, ale po tym jak mocniej uścisnął moją dłoń wzięłam to za zgodę.

Więzienne cele były obskurne i zaśmierdłe od wilgoci. Nie mogły mieć więcej niż pięć metrów kwadratowych. Co dziwne, większość z tych, które mijaliśmy po drodze, wydawała mi się pusta na pierwszy rzut oka. Jakby ich jedynym mieszkańcem był mrok. Zerkał na mnie zza brudnych i dość grubych krat.

Były także niezwykle wytrzymałe. Przekonałam się o tym w momencie, gdy nieświadomie zbliżyłam się zbyt blisko jednej z krat. Najpierw wyczułam jakiś ruch za plecami. Potem pojawił się dotyk na włosach. Strach zacisnął się na moim gardle.

Bo to nie mógł być Regulus. Cała trójka mężczyzn znajdowała się przede mną.

— Willow!

Ślizgon gwałtownie przyciągnął mnie do siebie. W samą porę. Sekunda dłużej i wychudzona, przypominająca papier dłoń z różnej długości pożółkłymi paznokciami zacisnęłaby się na moich włosach. Ukrywszy się w ramionach Regulusa, odważyłam się spojrzeć na wątłą kobietę, która z lubieżnym uśmiechem i szaleństwem w oczach uczepiła się krat.

— Piękne włosy. Też kiedyś takie miałam — zaskomlała, gładząc się po łysiejącej głowie. — Chciałam tylko dotknąć. Może powąchać. Nie pożyczyłabyś mi cosik? Duuuużo ich masz. Oddawaj! — zaczęła szarpać za kraty. — Dawaj! Dawaj! Dawaj!

Jej krzyk zachęcił resztę więźniów do wszczęcia hałasu. Ludzkie jęki, zgrzyt metalu, szaleńcze śmiechy zmiksowały się w jeden harmider, przez który musiałam zatkać uszy.

— Wypuście mnie! Jestem niewinny!

— Crucio! Crucio! Crucio!

— Tralalalalala! Witamy się z gośćmi, rzućmy w nich kośćmi!

— Jestem Alastor Moody! Nogi już nie mam, a oko zaraz sobie wydłubię!

Interesujące towarzystwo. Z pewnością Bellatrix by się tam odnalazła.

Po odwiedzinach w tamtym miejscu nikomu nie życzyłam znalezienia się tam. To dlatego mój świat zadrżał w posadach, gdy pewnego dnia w gazecie ponownie zobaczyłam tą przerażającą budowlę, a tuż obok niej zdjęcie mojego najlepszego przyjaciela. Aresztowany za czyn, którego nie popełnił. Byłam jedyną osobą posiadającą na to dowód. Zarazem ostatnią, która mogła mu pomóc.

— Wspaniale — sarknął z niezadowoleniem ten z krzywym nosem. — Sądziłem, że to dla was logiczne, aby nie zbliżać się zbyt blisko do cel. To mogło się dla ciebie o wiele gorzej skończyć, dziewczyno — fuknął, zanim poszedł dalej.

Orion Black obdarzył mnie nieprzychylnym spojrzeniem. Na bank zamierzał naopowiadać o mnie swojej żonie.

— W porządku? — Reggie pogładził mnie po plecach.

— Nie. - wzięłam głęboki wdech. — Załatwmy to i wynośmy się stąd.

Cela Augustusa znajdowała się w pewnym sensie w odosobnieniu. Nie miał sąsiadów, a ciemność w tej części budynku wydawała się nieco bledsza. Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. To była kara czy ulga? Miejsce klatki zależało od wielkości winy? Augustus był szpiegiem Voldemorta, wykradał dla niego sekrety Ministerstwa, podszywał się pod tego dobrego, będąc tak naprawdę złym. Ale do Azkabanu trafiali znacznie więksi zbrodniarze. Tacy, co kradli, krzywdzili i... mordowali. Przecież mój brat nikogo nie zamardował. Co nie?

No nie?

Czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie. Przyszłam tutaj, aby potwierdzić, że Agustus był Śmierciożercą. W ogóle nie brałam pod uwagę innych powodów, przez które został aresztowany, a o których mogłam nie mieć pojęcia.

— Przypominam, żeby nie zbliżać się do krat i uważać na słowa. Polecam też użyć własnego zaklęcia Lumos, jeśli chce Pani zaznać choć krztyny prywatności i nie zmuszać mnie do stania nad Panią ze światłem — choć to ostanie mogłabym odebrać jako żart, to jego grobowa mina i aura więzienia nie zachęcały mnie do śmiechu. — Proszę nie rozłościć więźnia. Udanej rozmowy.

— Piętnaście minut, panno Rookwood — dorzucił Orion. Pokiwałam głową. Nie zamierzałam się mu sprzeciwiać. Zaraz potem jego stalowe oczy, tak bardzo podobne do tych Syriusza, tyle że pozbawione tego rozbrykanego i ciepłego płomienia, skierowały się na Regulusa. — Chodźmy, synu. Damy rodzeństwu porozmawiać na osobności. W tym czasie omówimy kilka ważnych spraw.

Reggie odczekał, aż jego ojciec się odwróci, by móc chwycić za mój podbródek, odwrócić moją twarz do siebie i złożyć na czole krótki pocałunek.

— Będę tuż obok.

Na odchodne pogładził jeszcze kciukiem mój policzek, czym zdołał rozpalić delikatny płomień w moim zmarzniętym przez otoczenie ciele. Blackowie i ten dziwny typ oddalili się o kilkanaście kroków, ale nie na tyle, abym spuściła ich z oczu.

Wzięłam głęboki wdech. Dajesz. To przecież Gus.

Niepewnym krokiem zbliżyłam się do celi. Oprócz ciemności i pleśni na ścianach znajdowały się tam również drewniane wiadro oraz cienki materac, który wyglądał, jakby wcale nie miał wypełnienia. Małe okno wydrążono na samym środku równoległej do krat ściany. Tym sposobem do środka dostawała się łuna światła, która ginęła w starciu z mrokiem. W międzyczasie wyciągnęłam różdżkę i niewerbalnie rozświetliłam przestrzeń zaklęciem Lumos, aby poprawić widoczność.

Na tym pożal się Merlinie materacu siedział zgarbiony mężczyzna. Zwiesił głowę między kolanami, a dojrzeniu jego twarzy przeszkadzały mi wyraźnie tłuste i zaniedbane włosy, na których widok Syriusz dostałby zawału.

Choć Syriusz kopnąłby w kalendarz już wcześniej, gdyby tylko wiedział, gdzie byłam.

— Gus?

Zadrżał. Jakby bardzo dawno nie słyszał własnego imienia. Lub znajomego głosu. Bardzo powoli unosił głowę, czemu przyglądałam się z zapartym tchem, który nie chciał powrócić nawet po tym jak spojrzałam w tak dobrze znane sobie oczy. Ciemne. Przypominające gorzką czekoladę. Takie samie miał tata. I ja. Te oczy były jedynym elementem, który się w nim nie zmienił.

Na kolanach doczołgał się bliżej krat, na których zacisnął pięści. Łzy zatańczyły mi na końcówkach rzęs na widok wypłowiałej skóry, która dawno nie widziała słońca ani sowitego posiłku, bo wisiała na nim jakby była o kilka rozmiarów za duża. Zapadnięte policzki zdobił krzywo ścięty zarost i chyba nigdy w swoim życiu nie widziałam tak czarnych worków pod oczami jak u niego. Regulus często je miał, ale nie dorównywały tym u mojego brata.

Coś boleśnie ścisnęło moje serce. Mój braciszek.

— Gus? — powtórzyłam cichym głosem. — To ja. Willow.

— Willow — z kolei jego głos był chrapliwy. Słowa zahaczały o wysuszone gardło jak o tarkę. Musiał bardzo długoooo go nie używać. — Moja siostrzyczka. Przyszłaś do mnie.

Pokiwałam głową. Przez następną minutę chłonęłam wzrokiem zmęczoną twarz brata, niezdolna do wypowiedzenia choćby jednego słowa.

Gus ostrożnie rozejrzał się na boki.

— Przyszłaś z nimi?

Rzuciłam sekundowe spojrzenie Blackom. Co jakiś czas czułam na sobie palące spojrzenie zielonych oczu, ale akurat wtedy Reggie stał ze spuszczoną głową i wysłuchiwał tego, co miał mu do powiedzenia ojciec.

— W końcu sami mi kazałeś. W liście. — sprecyzowałam i wróciłam uwagą do niego. — Miałam trzymać się blisko Blacków.

— Bo wiedziałem, że go przeczytają.

Zmarszczyłam brwi.

— Co u rodziców? — płynnie zmienił temat, ale odniosłam wrażenie, że temat Blacków miał jeszcze powrócić do naszej rozmowy. — Jak zareagowali?

— A jak mieli zareagować? — prychnęłam, wyrzuciwszy przy tym ręce w górę. — Dzień przed pierwszy września nasze nazwisko widniało wytłuszczonym drukiem na pierwszej stronie Proroka! I to w jakiej sprawie? Że ich syn jest kryminalistą! — krzyczałam szeptem.

Szeptałam krzykiem? Uh, opierdalałam go cicho.

— Byłem urzędnikiem.

— Ta, który nadstawiał ucha i sprzedawał wszystko co usłyszał na plotkach z Vol...

Syknął, nim zdążyłam skończyć. Pewnie przytknąłby mi dłoń do buzi, gdyby mógł, tyle że nie mógł mnie dosięgnąć.

Nagle spoważniałam. Nogi bolały mnie już od ciągłego kucania, więc nie bacząc na swoje spodnie uklękłam na brudnej ziemi, w którą przez wieki wsiąknęło tyle substancji, o których nie chciałam myśleć.

— Augustus — zaczęłam tonem nieznoszącym sprzeciwu ani kłamstwa. — Powiedz mi prawdę. Czy ty naprawdę... — głos mnie zawiódł, urwał się, a oczy niekontrolowanie przesunęły się na lewe przedramię, ukryte pod brudną tuniką.

— Służę Czarnemu Panu — dokończył za mnie. Spływająca z jego języka duma doszczętnie zabiła mały płomień nadziei, który pielęgnowałam w sobie od jego aresztowania. Nagle poczułam się... pusta. — Wierzę, że On przywróci porządek. Obali ten obleśny system. Ma potężną moc, którą nikt nie powinien lekceważyć. Wybrałem tą silniejszą stronę.

Tym razem łzy pojawiły mi się z całkowicie innego powodu. Nieproszenie wpadło mi do głowy wspomnienie zmartwionego Archiego, który każdą wzmiankę o pogromie mugoli czytał z ciężkim sercem, mając nadzieję, że gazeta nie wspomni o jego rodzinnej wiosce. Każdy list od rodziny czyta przynajmniej trzykrotnie, raz za razem, aby mieć pewność, że wśród liter nie ukrywa się wiadomość o śmierci jego bliskich.

— I naprawdę uważasz, że to jest warte tylu śmierci?

Jego niewzruszona mina niszczyła moje dziecinne wyobrażenie starszego brata, który zrobiłby wszystko, aby mnie ochronić.

— Wszystko ma swoją cenę.

— Ale nie taką!

— Cóż, najwidoczniej cena nie gra roli, kiedy w grę wchodzi młody Black — aż odchyliłam się na jad kryjący się w jego głosie. — Prawda, siostrzyczko?

— Regulus jest inny. — rzuciłam natychmiast. — Nikogo nie morduje.

— Jeszcze. — przekrzywił drapieżnie głowę. — Ale uwierz mi na słowo, że zacznie. Zostanie wysłany na pierwszą misję. Potem następną. I kolejną. Wtopi się w tłum czarnych peleryn i śmierciopodobnych masek, aby tępić złą narośl, która zakłóca porządek. Z czasem różdżka wrośnie mu w dłoń, a usta nauczą tylko dwóch słów... — szeptał, z każdą sekundą wzmagając moją grozę. — Co więcej... spodoba się mu.

— Nie... — zabrzmiałam tak cicho, prawie niesłyszalnie, kręcąc mechanicznie głową. — Nie spodoba się mu. On taki nie jest...

— A jaki jest?

Zagubiony. Przytłoczony. Zmanipulowany.

Troskliwy. Wrażliwy. Doskonały.

Pozbawiony wyboru.

Obrzydliwy uśmiech Augustusa jak za machnięciem różdżki zmienił się w poważny wyraz.

— Trzymaj się od tej rodziny z daleka — zarządził, dociskając swoją twarz do krat. — Nikomu z nich nie ufaj. Zakończ szkołę i zostań Zaklinaczem Zaklęć, tak jak planowałaś. Ucieknij od rodziny, której sekrety są mroczniejsze niż ich nazwisko.

Starałam się odbijać jego słowa od siebie niczym pałkarz odbijał tłuczki. Nic nie mogłam jednak poradzić na to, że kilka z nich przedarło się przez moją barierę, zasiewając w sercu niepewność. Wszyscy z moich bliskich odradzali mi relacji z Regulusem. Straszyli ciemnością, w którą już zdążyłam się zagłębić. Ale przecież pamiętałam drogę powrotną. Chciałam tylko chwycić chłopaka za dłoń i wydostać się z pęt mroku razem. Wciąż miałam nad wszystkim kontrolę.

Tak bardzo zakochałam się w kłamstwie, które przejęło nade mną stery.

Augustus był Śmierciożercą. Idealizowałam sobie jego obraz w swojej głowie w związku z pięknym dzieciństwem, ale rzeczywistość okazała się być potworniejsza.

Dowiedziałam się czego chciałam.

— Już za późno — mruknęłam posępnie, spoglądając w dół, na swoją dłoń, gdzie wciąż nosiłam niby-zaręczynowy pierścionek. — Zbyt mocno mi na nim zależy.

A Voldemort wplątał mnie w swój plan.

Zapanowała cisza, która dudniła mi w uszach. Uniosłam więc z powrotem spojrzenie na brata, którego twarz przybrała jeszcze bledszy odcień, a oczy zaszły mleczną mgłą. Podobna wznosiła się na nieodkrytych terenach, kryjąc w sobie niebezpieczeństwo.

W następnej chwili Augustus zaczął szarpać za kraty i głośno wrzeszczeć, przypominając ofiarę zaklęcia Cruciatus. Zaskoczona tym nagłym wybuchem aż odskoczyłam i upadłam na dupę, odczołgując się dla bezpieczeństwa w tył. I to był błąd. Tym razem prawie-trupia dłoń zacisnęła się na moim ramieniu i pociągnęła do siebie z taką siłą, że zrobiła dziurę w moim płaszczu swoimi spiczastymi pazurami, których pozazdrościłaby jej sama Bellatrix. Piekący ból rozlał w dół od tego miejsca po moich żyłach. Nim jednak zdążyło zdarzyć się coś więcej, poczułam inny dotyk na tym samym ramieniu, znacznie przyjemniejszy i nieco łagodzący ból. A potem usłyszałam dwukrotny krzyk:

Crucio!

Ze ściśniętym sercem oraz Regulusem za plecami przyglądałam się scenie, w której mój starszy brat telepał się w spazmach cierpienia po ziemi z krzykiem na ustach. Ten sam człowiek, który kiedyś wspinał się ze mną na drzewa i udawał, że latamy jak smoki, teraz zdzierał sobie gardło w więziennej celi w Azkabanie.

Orion Black bawił się Gusem dłuższą chwilę, aż w końcu litościwie zdecydował się przerwać jego męki. Gus zamarł nieruchomo. Kątem oka wyłapałam w oddali ruch czarnej tkaniny, a poczucie rozpaczy i beznadziei przygniotły mnie jak nigdy wcześniej. Nie zainteresowałam się nawet właścicielem kościstej łapy, która skaleczyła mnie w ramię, choć on też oberwał czerwoną błyskawicą.

— Oszczędzaj siły na termin rozprawy — mruknął niskim tonem Black. Potem jego stalowe spojrzenie niczym gwoździe przygwoździły mnie do ziemi. — Zadowolona z pogawędki, panno Rookwood? Mam nadzieję. Po wyroku nie uda się już drugiej takiej zorganizować. A teraz wyjdźmy na zewnątrz. Mam ci coś jeszcze do przekazania.

Orion skierował się ku stromym schodom leniwym krokiem, a jego kolega potruptał tuż za nim. Regulus ostrożnie pomógł mi wstać, a ja syknęłam ma ból w prawej części ciała. Oczywiście źródłem było zadrapanie na ramieniu, które zafundowała mi tamta wywłoka.

— To jakiś urok. Niegroźny — pocieszył mnie Black. — Zajmiemy się tym w Hogwarcie. Poradzisz sobie sama? — uniósł brew, patrząc na moje nogi.

— Tak.

Krótko spojrzałam w jego oczy, w których pojawiła się ta nieznośna chmura obojętności. Na początkach naszej znajomości widziałam ją prawie cały czas. To właśnie w niej ginął most do mojej ukochanej polany, więc nie mogłam bez przeszkód odczytywać emocji chłopaka.

— Wszystko okej? — spytałam, kładąc mu dłoń na policzku.

Regulus zacisnął wargi, by żadne słowo nie opuściło jego słów.

Nie chciał kłamać.

W przeciwieństwie do mnie.

Ziarenko niepokoju w moim wnętrzu urosło i dostało pierwszych listków.

Odetchnęłam z ulgą, gdy smocze oko rozkazało zamknąć za nami bramy Azkabanu. Złe emocje związane z obecnością Dementorów zostały w środku, jednak wyniosłam stamtąd pokiereszowane serce oraz niezbitą pewność, że mój brat był Śmierciożercą.

A to nie był koniec rewelacji.

Uczepiwszy się ramienia Regulusa, który od celi nie odszedł ode mnie ani na krok, spoglądałam z przerażeniem na kawałek pergaminu wyciągniętego w moją stronę przez Oriona Blacka. Wwiercał we mnie niecierpliwe spojrzenie, które nie zniknęło nawet wtedy, gdy przyjęłam prezent. Ze zmarszczonymi brwiami spostrzegłam, że pergamin był pusty z obu stron.

Prawie zakrztusiłam się śliną, gdy dotarł do mnie komentarz Blacka:

— To twoje pierwsze zadanie od Czarnego Pana — nie uniosłam na niego oczu, aby nie zobaczył w nich paniki. — Treść pojawi się po upuszczeniu twojej krwi na pergamin. Spłonie po pięciu minutach, więc radzę mieć to na uwadze przy czytaniu. Najlepiej dwukrotnym.

Choć jego tekstura była gładka, pergamin nagle zaczął kłuć moje palce.

— Tobie również przekazałem już wszystko, synu. Dopilnuj, aby panna Rookwood odczytała swój list w twojej obecności. — zwrócił się do Regulusa. Poczułam jak mocniej zacisnął palce na mojej dłoni. — Odstawię was teraz do Hogsmeade.

Pożegnałam Azkaban z radością, składając sobie obietnicę, że już nigdy go nie odwiedzę.

Nie zrobiłam tego nawet kilka lat później, gdy mojego przyjaciela skazano na dożywocie w związku z morderstwem innych moich przyjaciół. Gdybym to zrobiła, zamknęliby mnie w celi obok niego.

●●●

Ponownie znajdowaliśmy się w jego dormitorium. Odpuściliśmy sobie kolację, bo nasz apetyt pozostał na małej wyspie na Morzu Północnym. Prędzej zwrociłabym żołądek niż cokolwiek do niego wsadziła. Szlachetny Avery obiecał zjeść potrójną porcję, za mnie i Reggiego, co by jedzenie się nie zmarnowało. Evan zagroził, że nie będzie znów szukał dla niego wolnej doniczki, do której mógłby się zrzygać, a Avery na to: W porząsiu, kochany. Zrzygam się na ciebie.

Posłusznie siedziałam w miejscu ze spuszczoną głową, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, podczas gdy Regulus opatrywał moją ranę. Wykorzystywał do tego dziwne specyfiki bez etykiety, które mimo wszystko nie budziły we mnie niepokoju. W końcu to Reggie. Nie skrzywdziłby mnie.

Wzięłam to pod wątpliwość, gdy każdy z kolejnych palił moje żyły gorzej od najbardziej toksycznego jadu.

Wzdrygłam się tylko raz, za co oberwałam gniewnym spojrzeniem. Więcej nie próbowałam.

W pewnym momencie się wyłączyłam. Moje myśli nieustannie krążyły wokół trójkątnej budowli niczym czarne ptaki zwiastujące najgorsze. Wspominałam ciemność, której skrawek zadomowił się w kącikach moich oczu. Wciąż słyszałam morskie fale próbujące mnie dosięgnąć. Dalej czułam rozpacz przechadzającą się po kościach oraz zapach zgnilizny ciągnący się za dementorami jak ich peleryny. Ale przede wszystkim nie potrafiłam zapomnieć o bliźniaczych do moich oczach, pełnych obłędu i czerwonych żyłek, które w pewnym momencie zaczęły patrzeć na mnie z pogardą.

Przecież to on był Śmierciożercą. To on mordował niewinnych. To on wierzył, że na zgliszczach poprzedniego świata można zbudować kolejny, oparty na terrorze, cierpieniu i kulcie władzy oraz krwi.

Jego krzyk wciąż odbijał się w mojej głowie. Przed oczami widziałam czerwone światło.

W końcu Regulus westchnął. Delikatnie odsunął się ode mnie, jakby była bombą, gotową wybuchnąć w każdej chwili.

— Oszczędzaj ją. — polecił, chowając specyfiki do komody. — Nawet w Skrzydle Szpitalnym nie mają lekarstw, które by cię z tego wyleczyły. Wirus żywiłby się tobą nawet przez kilka miesięcy, aż doprowadziłby do twojej śmierci.

— Tam mówiłeś, że to nic groźnego.

— W porównaniu z tym, co jeszcze mogło cię tam spotkać to tak, to nic groźnego.

Przyglądałam się jak Regulus przeszedł się wzdłuż pokoju, wplątując palce w burzę własnych włosów. Widocznie coś go trapiło.

— Dała ci w ogóle coś ta wizyta? — rzucił z wyczuwalnym wyrzutem, a ja od razu się najerzyłam.

— O co ci chodzi? — burknęłam i wstałam.

— Pytam się czy osiągnęłaś to, co chciałaś. Dobrze wiedziałaś, że Augustus ma Mroczny Znak na ręce. Po co było to wszystko?

— Chciałam to usłyszeć od niego!

— Nie wystarczyło ci, gdy ja ci to powiedziałem?

— Nie musiałeś nic mówić! Twój Mroczny Znak zobaczyłam sama!

— I to był największy błąd jaki w życiu popełniłaś.

Gdyby nie łóżko za mną cofnęłabym się, tak mocno ugodziły mnie jego słowa. Przez chwilę w milczeniu obserwowałam jego zacisnętą szczękę oraz walkę z emocjami, jaką toczył w sobie, co było widoczne w jego oczach.

— Więc o to ci chodzi? Żałujesz tego? — uniosłam kpiąco brew. Dyskretnie przełknęłam gulę w gardle. — Żałujesz nas?

— Oczywiście, że nie! — wybuchnął.

— Więc o co jesteś zły?!

— Jestem zły na siebie, bo cię w to wpakowałem!

— Sama się w to wapkowałam, durniu! I ja akurat niczego nie żałuję! Już to przerabialiśmy!

— Ale zaczniesz.

Choć wciąż w jego głosie pobrzmiewała gniewna nuta, już nie krzyczał. Zamierzałam kontynuować kłótnie, bo zbyt mocno rozjuszył moje nerwy, ale ta chęć wyparowała, gdy zrozumiałam, na co patrzył.

List. Pozbawiony pieczęci oraz treści. Dla postronnych zwykły skrawek pergaminu, ale czymś więcej dla mnie.

— Wiesz, co tam jest? - spytałam już spokojniej.

Regulus patrzył na ten kawałek papieru tak intensywnie, jakby pragnął spopielić go spojrzeniem.

— Domyślam się.

Ale nie powiedział nic więcej.

Sfrustrowana jego zachowaniem porwałam pergamin w dłonie i nacięłam sobie opuszkę palca jego brzegiem. Tej umiejętności nauczył mnie kiedyś Archie. Przyglądałam się jak kropla krwi opada na pożółkłą powierzchnię. Słowa pojawiły się niemal natychmiast, napisane pochyłym, acz czytelnym i eleganckim pismem. Zmarszczyłam brwi, bo były to raptem trzy krótkie, dość skąpe w słowach zdania.

Trybiki w mojej głowie przegrzewały się od pracy, łeb zaczynał mi parować, a to wszystko bez skutku, bo ciula z tego rozumiałam.

Spojrzałam zdezorientowana na Ślizgona.

— Bardzo Cichy Jeż? — prychnęłam. — Voldemort po godzinach bawi się w komika?

— Nie on to napisał. Czarny Pan kazał powiadomić cię o zadaniu, a któryś ze Śmierciożerców przeredagował jego rozkaz w taki sposób, aby był zrozumiały wyłącznie dla ciebie.

— To spartolił robotę, bo go nie ogarniam.

Ponownie odczytałam treść listu. O ile Orion Black nie był typem żartownisia, pergamin lada moment miał ulec samounicestwieniu.

— Wierzba. Wy naprawdę sądzicie, że mnie z tym nie powiążą? — uniosłam z politowaniem brew. Nawet debil by skumał. Nawet Archie.

Regulus z irytacją przewrócił oczami.

— Nie ja to pisałem.

— No dobra, a co to ten zakon?

Pierwszy raz słyszałam o czymś takim. Kilkakrotnie przeszukałam myślami swoją pamięć, ale nic o podobnej nazwie nie zapisało się w księdze moich wspomnień.

— Nie wiem. Twoim zadaniem jest się tego dowiedzieć — prawie niezauważalnym ruchem głowy wskazał na ściskany w moich palcach skrawek pergaminu. — Masz robić dokładnie to, co Twój brat robił w Ministerstwie. Obserwować. Słuchać. Czuwać. Zbierać informacje, które w pewnym momencie będziesz musiała dostarczyć Czarnemu Panu.

Przełknęłam ślinę. Miałam robić dokładnie to, za co Augustus został wysłany do Azkabanu.

— I niby czego ja mam się dowiedzieć? — mój głos był coraz bardziej niepewny.

— Czym dokładnie to jest. Kto jest kreatorem. Ilu ma członków i kim oni są. Jaki mają cel. W jaki sposób to coś zgładzić. — Reggie rzucił kilka przykładów ze spuszczoną głową. — Wszystko, co może okazać się przydatne i możliwe że pomoże Czarnemu Panu.

Ale ja nie chcę pomagać Czarnemu Panu, krzyczałam wewnętrznie.

Chcę pomóc tobie, to już należało do mojego serca.

Z tego powodu powstrzymałam się przed otworzeniem ust. Regulus nieustannie użerał się z wyrzutami sumienia spowodowanych jego pokrętnym przekonaniem, że sprowadził na mnie ciężki los, podczas gdy sama dobrowolnie się na niego zgodziłam. Nie chciałam wzmagać jego poczucia winy.

Mimo że się nie odezwałam, swoje uczucia musiałam mieć jakoś wypisane na twarzy, bo Regulus mocniej zacisnął szczękę.

Starałam się okiełznać wzbierającą się we mnie ciekawość. To tylko pogorszyłoby jego humor. Nie chciałam pytać. To znaczy bardzo chciałam, bo pytanie wręcz tańczyło na moim języku jak na rodeo, ale nie chciałam ściągać na chłopaka jeszcze ciemniejsze chmury. Juz teraz moje ulubione oczy były pochmurne, zapowiadając nad zieloną łąką ostre gradobicie.

— Jakie jest twoje zdanie? — w końcu wybuchłam. Regulus zamknął oczy i odwrócił głowę w bok z głośnym westchnieniem. Zrobiłam krok w jego stronę. — Gdy ja rozmawiałam z Gusem, ty odszedłeś na bok ze swoim ojcem. Powiedział ci wtedy, prawda? Twoje zadanie?

Po kilku sekundach Regulus kiwnął głową. Zrobił to z takim trudem, jakby jego głowa ważyła więcej od reszty jego ciała. Nasionko niepokoju zasiane przez mojego brata w Azkabanie znów wzrosło, wydając pierwsze pąki.

— Co to za zadanie?

Reggie wciąż na mnie nie patrzył. Aby okazać mu swoje wsparcie, chwyciłam za jego dłoń i splotłam razem nasze palce. Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy na uczucie ciepła bijącego od jego skóry.

Ten sam uśmiech natychmiast zgasł, kiedy Black wreszcie uniósł na mnie swój wzrok. Nigdy, ale to nigdy wcześniej nie widziałam w tych zielonych oczach tyle strachu.

Przeznaczona wyłącznie dla mnie zielona łąka miała być moją bezpieczną przystanią, wolną od trosk oraz zła, gdzie często odnajdywałam spokój. Teraz wszystko zostało zniszczone. Spalone na popiół.

Moje serce zaprzestało bicia.

— Zostałem dopuszczony do misji... terenowych — wychrypiał cichym głosem.

Wcale mnie nie uspokoił. Ponownie zmarszczyłam brwi, dając znak, że potrzebowałam więcej szczegółów.

Regulus zadrżał. Ścisnął moją dłoń aż do bólu, ale zignorowałam to, skupiona wyłącznie na nim.

— To znaczy... — uciął, potrzebując chwili, aby kontynuować. — ...że będę wyruszał z innymi do mugolskich wiosek, rekrutując sojuszników w czarodziejach i... eliminując resztę — dodał na jednym wydechu.

Obraz pękł w moich oczach na pół.

Moje ciało skamieniało, niezdolne do najmniejszego ruchu.

A w głowie echem odbijały się słowa Augustusa, niczym klątwa rzucona w przestronnej jaskini.

Zostanie wysłany na pierwszą misję. Potem następną. I kolejną...

Z czasem różdżka wrośnie mu w dłoń, a usta nauczą tylko dwóch słów...

I spodoba mu się to.

Nie. Nie spodoba.

Reggie nie jest taki.

Prawda?

Wzdrygłam się, gdy za drzwiami rozległy się dźwięki, jakby jakiejś szamotaniny. Z plątaniny głosów wyłapałam ten należący do Avery'ego oraz krzyk Evana. W następnej chwili drzwi otworzyły się z hukiem uderzając o ścianę, a Avery od razu runął na podłogę. Jakby został użyty jako taran.

Do środka wszedł poznany przeze mnie już wcześniej chłopak z typowym dla siebie uśmieszkiem na twarzy. Wyrażającym wyższość, drwinę oraz zło jednocześnie.

Tuż za nim stanął wkurzony Evan. Posłał Regulusowi przepraszające spojrzenie.

— Próbowaliśmy go zatrzymać...

— Ale chuj jest mocny — stęknął z podłogi Avery. — Chyba widzę światło.

— Chciałem się tylko przywitać z moją partnerką.

Uniosłam w zaskoczeniu brwi. Kątem oka wyłapałam wściekłość malującą się na twarzy Blacka, który ciskał w gościa zaklęciami z oczu.

— Bardzo Cichy Jeż? — zapytałam, ignorując to jak bardzo absurdalnie brzmiała ta ksywka.

Uśmiech chłopaka tylko się powiększył.

— B jak Barty. C jak Crouch. J jak Junior.

— A W jak wypierdalaj — rzucił Regulus.

Barty zarechotał.

— Będziesz miał jeszcze dużo czasu do tego, abyś przyzwyczaił się, że od dzisiaj będę spędzał niezwykle dużo czasu z twoją... już narzeczoną, nie mylę się? — zakpił. — O tak, byłem przy zaręczynach. Ale nie przejmuj się. Będę ją dobrze traktował pod twoją nieobecność.

Potem jego ciemne oczy przypominające kurz i błoto przeniosły się na mnie. Przełknęłam ślinę.

Miałam zostać szpiegiem. Razem z Bartym miałam zbierać przydatne informacje i przekazywać je Voldemortowi. Szukać słabych punktów u jego przeciwników. Robić dobrą minę do złej gry. Jeszcze więcej kłamać, udawać i oszukiwać.

Czy i mnie miało się to spodobać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro