Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

08 | Zostaniesz moją dziewczyną?

— Myślisz, że to gryzie?

— Drze na mnie ryja odkąd wstała. Więc jak myślisz?

— A chuj tam, spróbuję.

Gdyby Archie troszczył się o swoje zdrowie wiedziałby, że tamtego dnia lepiej było się do mnie nie zbliżać. Byłam niczym tykająca bomba, która tylko czekała, aż ktoś da jej pretekst do wybuchu. I Archie mi go dał. Jak na głupiutkiego Puchona przystało.

To dlatego w momencie, w którym dźgnął mnie palcem w policzek, ja pacnęłam go w łapę z taką siłą, że ten aż pisnął. Przeglądająca Czarownicę obok Nancy parsknęła śmiechem.

— Ostrzegałam — śmiała się.

— Co ci w dupę wlazło? – burknął Archie, dalej masując się po dłoni. — To znaczy bardziej niż zwykle.

Zaślepiała mnie złość. Na tyle, że ograniczała myślenie. Więc nie przemyślałam dobrze słów, które palnęłam do zdecydowanie nieodpowiedniej osoby.

— Regulus Black — syknęłam z obrzydzeniem na samo to nazwisko. Po chwili dotarł do mnie sens moich słów, w czym pomógł mi głupi uśmiech Brooksa. — Nie tak! Nie tak jak myślisz!

— Skąd wiesz o czym myślę?

— Bo jesteś chorym zboczeńcem.

— Cóż, masz rację!

Skomentowałam to przewróceniem oczami. Wolałam trzymać gębę zamkniętą. Inaczej mogłyby posypać się z niej słowa, których potem mogłabym żałować.

Wciąż żyłam moim spotkaniem z Regulusem. Choć od tego czasu minęła noc i poranek, we mnie dalej płonął wściekły płomień, podsycany jego słowami słyszanymi w głowie. Dodatkowo zapomnieć nie pomagał mi fakt, że gdy zamykałam oczy, często widziałam chłopaka bez koszulki.

Znów sobie o tym przypomniałam. I... kurwa.

— Więc co zrobił nasz pan gładkie lico? — wtedy zmarszczyłam brwi. Puchon tylko wzruszył ramionami. — No co? Buzię ma ładną.

— Gej — chrząknęła w pięść Nancy.

— Pizdę sklej — to samo zrobił Archie, patrząc jednak na mnie. — No więc?

Co zrobił Regulus Black?

Regulus Black wykorzystywał to, że przerażał mnie jego mroczny świat. Dogryzał mi jak mógł, bo myślał, że dla bezpieczeństwa mu nie odszczeknę. Regulus Black był znienawidzonym bratem mojego przyjaciela. Irytował mnie jak nikt inny. Regulus Black był piekielnie przystojny. Regulus Black był Śmierciożercą. Przerażał mnie, zarazem fascynował. Regulus Black miał być moją zgubą. Regulus Black...

...był kimś, dla kogo w przyszłości miałam stracić wszystko.

— Po prostu jest dupkiem.

Archie na pewno mi nie uwierzył. Jednak miałam to gdzieś. Przecież nie mogłam nic mu powiedzieć, co wkurzało mnie jeszcze bardziej.

— Willow! Willow! Willooow!

Na dźwięk swojego imienia odwróciłam głowę w bok. Od strony zachodniej wieży w naszą stronę biegły Lily Evans oraz ciągnięta przez nią Dorcas Meadowes. Ich stargane włosy oraz szybkie oddechy świadczyły, że szukały mnie już jakiś czas. To dlatego w momencie, kiedy już stanęły obok, potrzebowały chwili na odpoczynek.

Zmarszczyłam brwi. Nie, żeby nie cieszył mnie ich widok, ale tamtego dnia nie uśmiechnęłabym się do samego Newtona Scamandera – najsłodszego magizoologa poprzedniego pokolenia.

— Lily! Lily! Lily! — przedrzeźniał dziewczynę Archie. Rudowłosa skrzywiła się.

— Nie rób tak, bo przypominasz mi Pottera.

Komentatorka Bones ponownie się zaśmiała. We mnie nie było miejsca na śmiech. Znacznie bardziej podzielałam humor Dorcas, która wtedy ciskała w drugą Gryfonkę gromami z oczu.

— Przez ciebie omlet, który dzisiaj zjadłam, pobił się z moim żołądkiem — fuknęła, trzymając się za brzuch. Coś jej tam zabulgotało. — Słyszysz? Teraz krzyczy na ciebie.

— Trzeba było tyle nie jeść — odparła jej Lily. Nie zobaczyła już jednak, jakie wywarła tym oburzenie u mulatki, bo zielone oczy utkwiła we mnie. — Dlaczego nam nie powiedziałaś? — rzuciła z oburzeniem.

Na oskarżenie w jej głosie zdezorientowana zerknęłam na Nancy. Ta wzruszyła ramionami i wróciła do przeglądania magazynu.

— Nie powiedziałam czego?

— O Blacku!

W tamtej chwili serce stanęło mi w gardle. Stres aż mną wykręcał, gdy w panice skakałam między jedną dziewczyną a drugą, które paliły mnie swoim wzrokiem. Z boku to samo robili Archie oraz Nancy. Wiedziały o Regulusie? Wiedziały, że ja wiedziałam? Ile wiedziały? Że był Śmierciożercą? Już go aresztowali? Nagle zrobiło mi się duszno. Gdzie był mój tlen?

Tyle pytań, zero odpowiedzi.

— Skąd wiecie? — spytałam zduszonym głosem.

Dorcas prychnęła i założyła ręce na piersi.

— Cała szkoła o tym huczy.

Zrobiło mi się słabo. Nogi mi zadrżały. Gdyby nie ściana stojąca za mną, jak nic runęłabym jak spetryfikowana na ziemię.

Nawet jeśli Regulus już był eskortowany przez dementorów do Azkabanu, ja wiedziałam, że doniesie na mnie Voldemortowi prędzej czy później. Aby zlikwidować przeszkodę, która zaprzepaściła plan rozsiewania między uczniami zła.

Poczułam chłód i ciarki. Zimny oddech śmierci.

— Cholera — szepnęłam. — Już po mnie.

— No właśnie! — bulwersowała się Evans. — Komu jak komu, ale nie powiedzieć nam? Myślałam, że cię rozszarpię!

Nie zastanawiałam się wtedy nad tym, że to mówiła Lily Evans. Ta, którą pogromy mugoli przerażały najbardziej, bo sama była jednym z nich. Myślałam tylko nad tym jak bardzo ja za to zapłacę. Jednak kiedy na twarzach Gryfonek zawitał szeroki uśmiech, nic już nie rozumiałam.

— A teraz mów.

— Ale co?

— Od kiedy kręcisz z Blackiem! — pisnęła Lily, przez co Dorcas musiała zatkać sobie uszy z grymasem.

Ja natomiast zgłupiałam. Strach o własne życie uleciał w zapomnienie, robiąc miejsce znakom zapytania w głowie. Po chwili jednak połączyłam to i owo. Przewróciłam zirytowana oczami.

— Cokolwiek wam Syriusz nagadał, to nie...

— Syriusz? — zdziwiła się Lily. — Marlena mówiła o tobie i Regulusie.

Szczena opadła mi na podłogę. Kolejny już raz usłyszałam śmiech Nancy obok, który powoli grał mi na nerwach. Blondynka zamaszystym ruchem zamknęła Czarownicę.

— Po co grzebię w szmatławcach, skoro znam się z największą dramą queen?

W tym samym czasie obok nas przechodzili Amos oraz Molly z Hufflepuffu, którzy zapewne śpieszyli się na swoją lekcję. Przystanęli jednak, dostrzegając Archiego.

— Arch, zaraz mamy Zielarstwo.

— Wypieprzaj, Diggory! Drama bez Archiego Brooksa to jak impreza bez wódki.

— Co Marlena gadała o mnie i Regulusie?

Nagle przypomniały mi się słowa Meadowes. Cała szkoła o tym huczy. Od samego rana głowę zaprzątał mi jedynie Regulus, przez co nie skupiałam się na otoczeniu. Ludzie faktycznie zerkali w moją stronę, ale od początku roku robili to na okrągło! Widocznie mnie najlepiej obrabiało się dupę.

Lily nagle straciła stary zapał. Za to Dorcas ponownie udowodniła, że ona tak naprawdę nie lubiła paplać na próżno.

—Marlena widziała wczoraj ciebie i młodszego Blacka w szatni — mulatka uniosła zadziornie wargi. — Podobno łapek od siebie nie mogliście odkleić.

Zażenowana pacnęłam się w twarz. Że akurat Marlena musiała nas widzieć! Największa pleciuga Hogwartu, która lubiła roznosić plotki jak sowa pocztowa. A sądząc po uśmiechach dziewczyn, McKinnon na pewno widziała nas w tym najgorszym momencie, gdy prawie że wisiałam na Blacku. I jeszcze pewnie dodała te swoje pikantne szczególiki!

Pozostało mi zrzucić się z wieży niczym Rowena Ravenclaw.

Zanim zdążyłam dopytać o coś więcej, dobiegła do nas sama plotkara. Marlena wyglądała na przestraszoną. Wpierw pomyślałam, że bała się mojej reakcji (i słusznie!), ale nawet ust nie otworzyłam, gdy ta zaczęła mnie ciągnąć w sobie znaną stronę, piszcząc:

— Musisz tam iść! On go zabije!

— Ale kto? — spytała Nancy.

— Syriusz Regulusa! Merlinie, no chodź!

— Musiałaś zaliczyć obu braci?! — zakpiła z tyłu Dorcas.

Na te słowa Marlena wbiła paznokcie w mój nadgarstek. Zapiekło mnie, jednak wtedy byłam zbyt zdenerwowana, abym jakoś się tym przejęła. Bez słowa szłam za McKinnon.

Ludzie tłoczyli się na korytarzu piętro niżej. Szaty różnych domów mieszały się w kolorową ciapę, a młodsze roczniki skakały na palcach, aby cokolwiek zobaczyć. Gdzieniegdzie dało się usłyszeć krzyki Prefektów. Sama Lily do nich dołączyła, kiedy my przebijaliśmy się na przód.

Prawie się zadławiłam własną śliną, docierając do źródła zamieszania. Jak zwykle dzieliło się na dwie strony. Po jednej stali Huncwoci na czele z Syriuszem, który stał z wycelowaną różdżką. James również ściskał różdżkę, ale opuszczoną. Oboje wyglądali na wściekłych. Za nimi Peter zachowywał się, jakby znalazł się tam z przypadku, natomiast Remus cały czas szeptał coś do Blacka ze spokojną miną. Mogłabym jednak przysiąc, że w oczach ukrywał strach.

Z szybko bijącym sercem przebiegłam wzrokiem po różdżce Syriusza, aby wydać zduszony jęk na widok jej celu. Domyślałam się, że to będzie on. Ale miałam nadzieję.

W porównaniu do rozsierdzonych Gryfonów, Ślizgoni zdawali się dobrze bawić. Szczególnie Bellatrix, której uśmiech dorównywał samej żmii. Tylko Narcyza wyglądała na zmartwioną. Sam Regulus patrzył na Syriusza tak pobłażliwie, jakby brat celował do niego z waty cukrowej, a nie z różdżki. To już Evan i Avery przyjęli bardziej bojowe postawy niż on.

Bardzo chciałam im przeszkodzić, ale nogi jakby wrosły mi w posadzkę.

— Więcej nie będę się powtarzał — burknął Syriusz.

Regulus uniósł kpiąco brew, jakby ten przed nim stepował.

— Schowaj to, bo sobie krzywdę zrobisz.

— Mówiłem, żebyś się do niej nie zbliżał!

— To już nie te czasy, w których możesz mi rozkazywać — syknął Ślizgon. Z odległości kilku kroków widziałam, jak jego mięśnie się napinają. — Zwołaj kolegów i zmiataj stąd, bo...

— Bo co? Pójdziesz do mamy? Pieprzony maminsynek.

Tego było już za wiele. Poznałam to w momencie, kiedy szmaragdowe oczy pociemniały do koloru mrocznego lasu o nocnej porze.

— Co wy wyprawiacie?! — krzyknęłam na starcie, podchodząc bliżej. Żaden nie oderwał od siebie wzroku. — Syriusz, opuść różdżkę — wiedziałam, że łatwiej będzie mi przemówić do starszego z braci.

Syriusz jednak ani drgnął. Dalej sztyletował brata zimnym spojrzeniem, od którego mnie strzykały kości.

— To prawda co ludzie gadają? — mruknął, nie spuściwszy wzroku ze Ślizgona. — Że wy...— zaciął się. Słowa nie mogły przejść mu przez gardło.

— Nic nie jest prawdą! — denerwowało mnie to, że na mnie nie patrzył. To dlatego stanęłam tuż przed nim. Między braćmi. Koniec różdżki Syriusza drżał przy mojej szyi. Napotykając jednak mój wzrok, zima w jego oczach złagodniała, a różdżka opadła. — Syriusz, przerabialiśmy już to. Nie wierz we wszystko, co gadają ludzie.

Na początku września uwierzył, że nie tylko mój brat był Śmierciożercą, ale również ja. Po tym oskarżeniu nie gadaliśmy ze sobą ponad tydzień. Musiał to pamiętać. I pamiętał, bo jego różdżka opadła jeszcze niżej.

Uśmiechnęłam się lekko.

Ale oczywiście, Potter zawsze musiał zjebać.

— To czemu się z nimi zadajesz? — wypluł okularnik, patrząc na Evana. Miałam ochotę podejść i go strzelić.

— Dziwisz jej się?

— Ty się zamknij! — warknęłam na Regulusa. Dalej miałam ochotę wydrapać mu oczy za ostatni raz. Potem usłyszałam jego prychnięcie zza pleców.

Wzdrygnęłam się, gdy po powrocie uwagą do Syriusza, on znów celował w brata różdżką. Tym razem koniec wisiał nad moim ramieniem. Po chwili jednak delikatnie mnie przesunął. To samo James zrobił z Nancy, która stanęła naprzeciw niego.

Z boku przypatrywałam się, jak Syriusz zrobił kroku ku Regulusowi. Ten nawet nie drgnął. Obaj byli tego samego wzrostu, a odnosiłam wrażenie, że Ślizgon patrzył na Gryfona z góry. Jak zawsze.

Moje serce chciało wyskoczyć z piersi. Bellatrix zobojętniała. Lily zabierała punkty. A cały Hogwart wstrzymał oddech.

— Daj jej spokój — powtórzył Syriusz.

To jeszcze nie był koniec. Najgorsze nadeszło dopiero potem:

— Trzymaj się z daleka od mojej rodziny, Regulus.

Gryfon wypowiedział to z takim jadem i goryczą, że aż ja się cofnęłam. Paradoks: Syriusz kazał Regulusowi trzymać się z daleka od swojej rodziny, do której zaliczał mnie, choć to właśnie Regulus był nią naprawdę. Jeśli ktokolwiek się kiedyś zastanawiał czy rodzina Black miała szansę się odbudować, tamte słowa przekreśliły szansę raz na zawsze. Widocznie Syriusz wolał nazywać rodziną przyjaciół, którzy rozsiewali wokół niego dobro niż osoby, z którymi się wychował, a którzy pchali go ku złu.

Choć by się nie przyznał, Regulusa też to ruszyło. Na zewnątrz był nieczuły i obojętny. Ale w oczach coś mu pękło na pół.

Nagle cała moja złość wyparowała. Albo – łatwiej powiedzieć – przeniosła się z brata na brata. Było mi wstyd za Syriusza. Nie powinien był tak mówić.

Najbardziej jednak to ruszyło Evana Rosiera, który jednym ruchem wyciągnął różdżkę i ruszył z nią na Syriusza. W odpowiedzi James wycelował w niego swoją. Moja zaczęła mi ciążyć w kieszeni.

W ostatniej chwili mulata zatrzymał Regulus. Złapał go za ramię, drugą ręką wyrywając mu różdżkę. Nieprzerwanie jednak patrzył na swojego brata.

— Nie warto, Evan — głos miał taki nijaki. — Sam to stwierdził. Dla nas jest nikim.

Wtem doszli dołączyli do nas Archie oraz Lily. Chłopak patrzył nieufnie na obie strony, gotowy zainterweniować. Gryfonka natomiast płonęła od wściekłości.

— Wszyscy dostajecie minus pięć punktów — syknęła pani Prefekt. Potem spojrzała surowo na Jamesa. Okularnik aż się skulił. — Kto ci dał plakietkę, Potter?! Powinieneś dawać przykład! A nie wszczynać burdy!

— Przymknij się, Evans, bo mi uszy więdną.

Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy na Lucjusza. Stojąca obok niego Narcyza skarciła go wzrokiem, jednak blondyn nic sobie z tego nie zrobił.

— Koledzy, drogie panie, powinniśmy się chyba roze...

— A ty po co się wtrącasz? — przerwał Archiemu Lucjusz. — Was wcale nie powinno tu być. To jest haniebne, że czarodzieje czystej krwi muszą przebywać wśród was. Wy plugawe...

Wreszcie różdżka w mojej kieszeni stała się za ciężka. Kierowana nagłym impulsem chwyciłam ją w dłoń, później doskakując do Malfoya i dociskając mu ją do gardła. Rządziła mną bestia.

— Spróbuj dokończyć — warknęłam. — No dalej!

Lucjusz drżał i pocił się pod naciskiem mojej różdżki. Na co dzień mógł zgrywać chojraka, ale wystarczyło tylko go przycisnąć, aby pokazał swoje prawdziwe ja. Tchórza z miękkimi jajami.

— Na Merlina! Rozejść się! Do klas, ale to już!

Na głos profesor McGonnagall oprzytomniałam. Z małą pomocą Archiego i Remusa, którzy odciągnęli mnie za ramiona do tyłu, odsunęłam się od Ślizgona. Lucjusz pomasował się po szyi, po czym posłał krzywy uśmiech w stronę Regulusa.

— Na serio, Reg? Musiałeś się nakręcić na fanatyczkę brudasów?

Zanim zdążyłam strzelić blondasowi z kolana w jaja, tłum rozrzedzili profesorowie McGonagall oraz Beery pod groźbą szlabanu. Lily odchodząc, posłała mi przepraszający wzrok. Odpowiedziałam jej uśmiechem. To nie była jej wina.

Kiedy na korytarzu zostali już tylko nieliczni, profesor McGonagall ze swoim spiczastym kapeluszem oraz surową miną stanęła obok nas.

— Wy nie wiecie, że zaczęły się lekcje? — spytała, choć wcale nie oczekiwała odpowiedzi. Kobieta wyprostowała się. — Panowie Black, pan Potter oraz panna Rookwood. Cała czwórka dostaje szlaban. W piątek po lekcjach zgłosicie się do pana Filcha.

— To oni zaczęli mi grozić różdżkami — zbulwersował się Regulus.

Profesor McGonagall słynęła z nadludzkiego oraz nadczarodziejskiego spokoju. Co było trudne, szczególnie będąc opiekunem domu, w którym byli Syriusz Black oraz James Potter. A kiedy spojrzała na Ślizgona czujnym okiem, na czole nie pojawiła jej się ani jedna zmarszczka.

— A pan co trzyma w ręce, panie Black?

Nie tylko Regulus zapomniał. Ja też. Musiałam spojrzeć. I śmiać mi się zachciało, gdy zrozumiałam, że chłopak dalej trzymał różdżkę, którą wyrwał wcześniej Evanowi. Nie wytrzymałam i zachichotałam, za co oberwałam wrogim spojrzeniem.

— Ale pani profesor, szlaban zaplanowaliśmy dopiero na następny tydzień... — westchnął James. Dostrzegłszy jednak wzrok opiekunki, wyprostował się jak struna. — ...ale pewnie, przyśpieszymy go. Co nie, Łapo? — wyszczerzył się.

Wtedy Black spojrzał na mnie i posłał rozbrajający uśmiech. Na profesor nie działał. Mnie natomiast uzbroił w większą złość.

— Z takimi kompanami mogę każdy kibel czyścić.

Prychnęłam. Jeśli mogłabym to robić jego twarzą, to ja również

Znów się na nim zawiodłam. Kolejny raz uwierzył plotkom, zamiast najpierw porozmawiać o tym ze mną. To była już druga szpila w moim sercu. Bolało jak diabli. I już nie wiedziałam, ile takich ukłuć byłam w stanie jeszcze znieść.

Ostatni raz spojrzałam też na Regulusa. Gapił się w ziemię, nie wyglądając na zadowolonego obrotem spraw. Wyczuwszy mój wzrok, zielone oczy spotkały się z moimi. Słońce dopiero wypędzało ciemność z jego oczu.

Wolałam, kiedy były jasne.

— Jesteście siebie warci — syknęłam.

···

Do klasy od Transmutacji wracałam z Regulusem oraz profesor McGonagall. My szliśmy ramię w ramię z przodu, a kobieta za nami. Czwartym towarzyszem była cisza. Bo choć czułam, jak czasem ręka chłopaka ocierała się o moją, żadne z nas na siebie nie spojrzało.

Przed drzwiami czekali Nancy oraz Evan. Blondynka tupała nerwowo nogą, ale wyprostowała się, gdy nas spostrzegła. Mulat nawet wtedy dalej opierał się o ścianę.

— Czemu nie jesteście w klasie?

— Pełnimy wartę, pani psor — odpowiedział kobiecie Evan. Wskazał kciukiem na drzwi. — Wszyscy w środku żyją, podręczniki są otwarte, a żaden troll nie przeszedł korytarzem.

Na to ostatnie Nancy zmarszczyła brwi.

— Widziałeś kiedyś trolla w zamku?

— To szkoła magii, moja droga. Tutaj ropuchy śpiewają w chórze!

— Ja też — chrząknęłam.

Evan nieco się zakłopotał. Przeczesał palcami nażelowane włosy z niewinnym uśmiechem.

— Musisz tam błyszczeć.

Przewróciłam oczami. Długo jednak tak nie wytrzymałam i w końcu się uśmiechnęłam.

Potem profesor McGonagall kazała nam wejść do klasy. Krukoni oraz Ślizgoni zajmowali swoje miejsca; nieraz się tak zdarzało, że jedna ławka gościła dwie barwy szat. Stosunki między naszymi domami były o dziwo dobre. Najlepsze, jeśli miałoby się porównać z pozostałymi. Ławka naprzodzie przy ścianie należała jednak do mnie i Nancy niezmiennie od pierwszej klasy. Pod blatem wyryłyśmy nawet nasze inicjały. Aby psie syny trzymały się z daleka.

To dlatego się zdziwiłam, kiedy do naszej ławki pierwsza dotarłam ja, a drugi ktoś, kto zdecydowanie nie był Nancy. Regulus rozsiadł się wygodnie na miejscu mojej przyjaciółki, podczas gdy ja jak ten radar poszukiwałam jej po klasie.

Okazało się, że to Evan pociągnął Nancy za szatę do swojej ławki, gdzie zwykle siedział z Regulusem. Blondynka posłała mi przepraszające spojrzenie, poruszając ustami na kształt to był spisek. Rosier natomiast uniósł wysoko kciuk.

W ostatniej chwili powstrzymałam się przed pokazaniem mu innego palca. Tego kciuka mógł sobie wsadzić w dupę. Albo temu pajacowi, który uśmiechał się perfidnie, siedząc przy mojej ławce.

— Jakiś problem, panno Rookwood? — westchnęła znudzona McGonagall.

— Właściwie tak. Mogłabym usiąść dziś z panią przy biurku? Moja ławka ma szkodnika.

Po klasie przeszła salwa śmiechu. Byłam taka zabawna. Szkoda tylko, że mnie wcale nie było do śmiechu. Pani profesor chyba też nie.

Ta kobieta znała takie triki, że samym spojrzeniem posadziła mnie na tyłku. Mimo, że mi się to nie podobało. I krzesło mnie patrzyło. A może to mój partner? Uszczypnęłam się w udo, nim moje myśli zapędziły się za daleko.

Zanim jednak zaczęła lekcję, od ścian odbił się głośny krzyk Avery'ego.

— Jak szkodnik będzie psocił, trzepnij go książką! — robił z rąk tubę przy ustach, aby każdy go słyszał. A każdy kto go słyszał, ten się śmiał. — Szczerze? Nie widzę dla niej innego pożytku!

— Nie? — wtrąciła się McGonagall. — Zaraz ci jeden pokażę, kiedy już opracujesz nam dzisiejszy temat.

— Świetny żart, pani profesor! Nie żart...? Oj. To kto chce mnie pierdolnąć książką?

Na resztę się wyłączyłam. Nie dlatego, że byłam tym typem ucznia. Po prostu niesamowity zapach cedru i pergaminu ponownie przeniósł mnie do domu, a obecność Regulusa obok parzyła moją skórę. Bo on tam nie powinien być. Ze mną w ławce ani w moim życiu. Tak bardzo starałam się temu nie poddać. I nie spojrzeć na niego, choć on wzrokiem wypalał we mnie dziurę. Zamiast na nim skupiłam się na czytaniu podręcznika. Szkoda tylko, że litery zlewały mi się w jedno.

— Zaczniesz w końcu? — westchnął cicho Regulus. — To nawet dla mnie jest nieprzyjemne.

— Co ty odwalasz? — splunęłam od razu.

Black uniósł brew w ten swój kpiący sposób.

— Co masz na myśli?

— Hm, niech pomyślę. Najpierw zachowujesz się jak dupek, choć cała szkoła widzi to jako uroczy gest miłosny. Prowokujesz Syriusza, przez co wszyscy mamy teraz szlaban...

— To on zaczął.

— Nie przerywaj mi — warknęłam. — Zachowujesz się jak dupek...

— To już mówiłaś.

Wtedy nie wytrzymałam i kopnęłam do w łydkę. Regulus podskoczył. Przy tym grzmotnął kolanem o ławkę, co zwróciło na nas uwagę. Znów zaczęto mi szeptać i chichotać za plecami. Choć podobno trwało to od rana, mnie zaczęło irytować dopiero wtedy.

— Jesteś szurnięta — fuknął z grymasem Regulus. — I silna — dodał.

— A ty irytujący. Po cholerę tu usiadłeś? Teraz na pewno nie dadzą nam żyć.

— A może jest mi to na rękę?

Z początku pomyślałam, że to jeden z tych jego sarkastycznych trików i lada moment parsknie śmiechem. Jednak jego oczy były pewne. Zbyt pewne swego.

— Co ty...

— Panno Rookwood i panie Black — przerwała mi profesor McGonagall. — Sama byłam kiedyś młoda i wiem, że w tym wieku tylko flirty w głowie. Ale lekcje nie są od tego. Poczekajcie z tym do przerwy.

— Pani profesor, my nie...

— Już będziemy cicho — wciął mi się Black, posyłając nauczycielce firmowy uśmiech. Mnie za to cholera brała.

— Nie umówię się z tobą — zarzekłam od razu szeptem, gdy kobieta wróciła do lekcji. Rozbawiony uśmiech wkradł się na usta Blacka. — Mówię prawdę. Już i tak przyczepiłeś się mnie jak pryszcz do nosa.

— Ty sama... nieważne — szepnął jakby do siebie. — Mnie też się to nie uśmiecha. Ale nie garnę się też do ołtarza, a dzięki tobie mógłbym to opóźnić.

Chciało mi się śmiać. Jeśli myślał, że miałam być czymś w rodzaju zdradzonej kochanki, która wjeżdża na ślub z buta i kradnie pana młodego, to grubo się mylił. Nie chciało mi się myśleć o własnym ślubie. Co dopiero o tym kogoś. A szczególnie o jego!

Już zamierzałam porządnie go wyśmiać. Ale tak, że aż by mu w uszy poszło. Może wtedy przestałby być tak przystojny. Zanim jednak otworzyłam buzię, coś zaskrzeczało tuż przede mną. Jak się potem okazało, były to dwa szare gołębie.

W takiej sytuacji Archie z pewnością palnąłby coś o Londynie.

— Dzisiaj będziemy zamieniać ptaki w listy pocztowe! — oznajmiła profesor McGonagall. — Będziemy do tego potrzebować zaklęcia przemieniającego. Uczyliśmy się go w czwartej klasie. Szkopuł będzie tkwił w tym, że wcześniej będziecie musieli pomyśleć o treści listu, aby ten znalazł się na kartce. Ale najpierw poćwiczmy ruch nadgarstka...

Kiedy kobieta zaczęła tłumaczyć innym formułę, ja chciałam przystąpić do wykonania roboty. To nie było trudne zaklęcie. Nauczyłam się go specjalnie dla Archiego, który nigdy nie miał kartek pod ręką. W świecie mugoli natomiast było od cholery gołębi.

Nie zdążyłam jednak dobrze ułożyć różdżki w ręku, gdy nagle jeden z ptaków zaczął puchnąć, aż do wybuchu. Potem na jego miejscu pojawił się list w kopercie oraz kilka piórek.

Zdezorientowana spojrzała w bok. Regulus uśmiechał się sztucznie-uroczo.

— Chyba do ciebie.

Nie otworzyłam od razu. Najpierw wzięłam wdech na uspokojenie, a potem jeszcze trzy, żeby nie krzyknąć, po czym rozerwałam kopertę.

Spotkajmy się o północy na siódmym piętrze. Jeśli w to wejdziesz, dołożę wszelkich starań, aby twój brat szybciej wyszedł na wolność.

R.A.B.

PS. Nie spóźnij się.

Pod moją skórą płonął ogień, więc aż dziwne, że nie spaliłam tej kartki wzrokiem. Trzymałam ją tak długo, że w końcu mój gołąb zaczął ją dziabać. Chciałam płakać, krzyczeć i śmiać się jednocześnie. Wariowałam!

Tego było za dużo. To wszystko doprowadziło do tego, że załamana walnęłam czołem o ławkę. Ptaszysko aż zaskrzeczało. Albo to byłam ja w środku.

— Wszystko w porządku, panno Rookwood?

— Nie, pani profesor. Ale czy mogę o coś prosić?

— Hmm... słucham?

— Napisze mi pani skierowanie do świętego Munga?

···

Nie lubiłam chodzić po Hogwarcie nocą. Wydawał się wtedy taki nieprzyjazny. Był inny niż za dnia, kiedy każdy nowy jego zakamarek podjudzał ludzką ciekawość. Po zmroku zdawać się mogło, że z każdego takiego zakamarka czeka na człowieka gorsze zło. W czasie, gdy na niebie świecił księżyc, a korytarze kąpały się w mroku.

Idąc w ciemnościach korytarzem na siódmym piętrze, miałam pustkę w głowie. Nie wiedziałam, czego miałam się spodziewać. Ani czemu nie zostałam w ciepłym łóżku. Może to była ciekawość? Strach? Przekonanie, że i tak mnie to nie ominie?

A może po prostu byłam troskliwą siostrą, chcącą pomóc niewinnemu bratu?

Chyba wszystko. Warto było jeszcze dodać do tego stres. Bo gdy spostrzegłam Regulusa, siedzącego na parapecie jednego z okien, stres wywracał mi flaki na drugą stronę.

— No wreszcie — chłopak przywitał mnie prychnięciem. — Miałaś się nie spóźnić.

— Wybacz, ale po drodze spotkałam jeszcze jednego Śmierciożercę w łazience.

Przez panujący wszechobecnie mrok nie widziałam go zbyt dobrze. Jedynie księżyc dawał nam blade światło, w czym nie był najlepszy. A mimo tego i tak widziałam te szmaragdowe tęczówki, które wtedy łypnęły na mnie groźnie. Uśmiechnęłam się niewinnie.

W następnej kolejności Regulus zeskoczył z parapetu i zbliżył się do mnie o kilka kroków. Nie widziałam tego, ale słyszałam i czułam. Nie tylko zapach cedru i pergaminu. Po prostu czułam jego obecność.

— Będąc szczerym, nie sądziłem, że przyjdziesz.

— Ja też. Dlatego przejdź do konkretów, bo masz mało czasu — pogoniłam go ręką, czego nie mógł widzieć. — Moje łóżko za mną tęskni. A ja wolę je od ciebie.

Regulus zaśmiał się z ciemności. Niedługo później szepnął zaklęcie Lumos, a mnie na moment oślepił blask jego różdżki. Dopiero wtedy mogłam dostrzec, że chłopak wciąż był ubrany w szkolną szatę. Jakby czekał na mnie na tym parapecie od czasu zajęć.

— Sprawa jest prosta. Zostaniesz moją dziewczyną?

To było tak niespodziewane, że aż się zapowietrzyłam. Patrzyłam na bruneta z wytrzeszczonymi oczami, biorąc jego słowa za żart. Niezabawny. Im dłużej jednak czekałam na jego śmiech, tym bardziej ja chciałam uciekać. Regulus był nadzwyczaj poważny.

— Jeśli tak podrywasz dziewczyny, to nie dziw się, że Syriusz jest w tym lepszy — parsknęłam suchym śmiechem. — A uwierz mi, teksty ma lipne. I nie ma mowy — dodałam poważnie.

Na samo wspomnienie brata szczęka Regulusa się zacisnęła. Gdyby nie postawił mnie pod ścianą, może poczułabym wyrzuty sumienia. Chłopak jednak nic o tym nie powiedział, tylko spojrzał na mnie jak na dziecko.

— Daj mi wyjaśnić — nie chciałam, aby cokolwiek mi wyjaśniał. Zdążyłam tylko otworzyć buzię, gdy Regulus uniósł palec ze srebrnym sygnetem tuż przed moje oczy. — Ja teraz mówię.

Pardon?

— Chodzi o taki pokazowy związek. Dla ludzi. W rzeczywistości nawet cię nie lubię.

— Okej, to pa — już chciałam się odwrócić, kiedy ten złapał mnie za rękaw i odwrócił z powrotem. Zirytowałam się. — Skoro mnie nie lubisz i vice versa, to zaproponuj związek Snape'owi. Uroczo byście razem wyglądali.

Regulus przewrócił oczami.

— Nie lubię cię, ale przez większość czasu idzie cię znieść. Teraz nie — wzruszył ramionami. Nim się odgryzłam, on kontynuował: — Jesteś też jedyną osobą spoza Ślizgonów, która wie, kim jestem — próbował to ukryć, ale ja to słyszałam. Zadrżał mu głos. — A ja potrzebuję kogoś, kto odsunie ode mnie widmo ślubu. Moja matka wierzy, że przed wspólnym życiem trzeba się trochę poznać. Jej trochę to góra trzy miesiące. W tym czasie Morris zdąży znaleźć innego jelenia. Ja za to będę miał spokój przez jakiś czas. Potem ty odwalisz coś takiego, czego nigdy nie mogłaby się dopuścić jej przyszła synowa, zanim będzie kazała mi klęknąć na kolano. I proszę, wszyscy zadowoleni.

— Co na przykład miałbym odwalić?

— Wystarczy powiedzieć, że zadajesz się z mugolami. Skreśli cię od razu. O ile wcześniej sama tego nie wyczuje.

— A co? Węszy zapach mugoli jak niuchacz drobniaki?

— Bardziej jak bestia mięso.

Choć nie znałam tej kobiety osobiście, a wyłącznie z plotek i opowiadań Syriusza, poczułam do niej ogromne obrzydzenie. Miałam tak z każdym czarodziejem, który nie szanował bliźniego ze względu na krew. Tyle że Walburga Black była jeszcze gorsza. Ona nie szanowała własnego syna ze względu na kolor szaty szkolnej.

Dlatego zdziwiło mnie, że Regulus Black, który od zawsze był tym lepszym synem, mówił o mugolach bez pogardy w głosie. Bez krzywych uśmiechów ani słów na sz. Z pewnością nie tak go wychowano.

— W zamian poproszę ojca, aby wstawił się za twoim bratem na rozprawie.

Na wspomnienie Augustusa moje serce szybciej zabiło. Tęskniłam za nim. Często nie mogłam w nocy spać, myśląc o tym, jak okropnie go potraktowano. Niesprawiedliwie oskarżono i zamknięto w Azkabanie. I gdy zastanowiłam się nad tym głębiej, Orion Black faktycznie mógł coś zdziałać. Jako przedstawiciel jednego z dwudziestu ośmiu najbardziej szanowanych rodów czarodziejów czystej krwi, miał wiele wpływów w naszym świecie. Również w Ministerstwie.

Wciąż jednak byłam nieprzekonana. No bo kurwa! Rodzina Black to były kłopoty.

— I jak ty to widzisz? — wyrzuciłam bezradnie ręce. — Dwa tygodnie temu nawet nie zwracaliśmy na siebie uwagi, a od jutra mamy odgrywać gorący romans?

— Bez przesady. Rozegramy to powoli — wyjaśnił Black. Zaraz potem uśmiechnął się zadziornie. — A dzięki tobie sytuacja nam sprzyja.

Zmrużyłam groźnie oczy, nabierając ochoty, by go trzepnąć. W ostatniej chwili wcisnęłam drżącą rękę do kieszeni.

— To głupi pomysł.

— Wiem. Wymyślił go Avery.

— A ty jesteś głupi, bo mi go proponujesz.

— Ty będziesz głupia, jeśli się na niego nie zgodzisz. Naprawdę chcesz to ciągnąć?

Westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach. Powinnam była kazać mu pocałować mnie w dupę i odejść stamtąd, póki jeszcze miałam wybór.

Potem musiałam tańczyć jak mi muzyka grała. Ale to była daleka przyszłość. Wtedy byliśmy w Hogwarcie. Na korytarzu siódmego piętra podczas nocy. Gdzie kusił mnie diabeł o szmaragdowych oczach.

— Mam warunki — wypaliłam. Ku mojemu zdziwieniu, Regulus kiwnął głową. To źle, bo nie przygotowałam tych warunków. — Po pierwsze, nie robisz żadnych większych ruchów bez mojej zgody. Szczególnie przy moich znajomych. Po drugie, dasz mi korki z Eliksirów...

— Zaczynam tego żałować — westchnął chłopak. Ale nie zaprotestował.

Chwilę myślałam nad trzecim warunkiem. W świecie czarodziejów wszystko kręciło się wokół trójki. Istniały trzy Insygnia Śmierci. Wielki Turniej nazywał się Trójmagiczny, w którym brały udział trzy szkoły. Hogwart założyło czterech czarodziejów, ale tylko trójka z nich chciała uczyć przyszłe pokolenia szacunku do wszystkich ras.

Rodzinie Black zdecydowanie tego brakowało. I skoro już miałam spędzać czas z Regulusem Blackiem, chciałam spróbować odsunąć go od mrocznego świata, którego sam się bał.

— Po trzecie chcę, żebyś mówił mi o wszystkim, co dotyczy Voldemorta i Śmierciożerców.

Wtedy oczy Regulusa nagle się rozszerzyły. Sekundę później pokręcił stanowczo głową, że aż mu loczki zatańczyły flamenco.

— Na to się nie zgadzam. Już i tak za dużo wiesz.

— Jeśli mam być twoją niby-dziewczyną, chcę wiedzieć wszystko o swoim niby-chłopaku.

— Niby czym?

— Słuchaj no, chłopcze. Chcę ci pomóc. Z własnej, nieprzymuszonej woli, abyś nie musiał do końca życia płakać w kącie, bo Clara ci będzie suszyć głowę, że płytki w korytarzu są za małe. Więc albo będziesz mnie informował, albo do widzenia. W końcu przez najbliższe miesiące będę częścią twojego życia.

To tak ohydnie smakowało w moich ustach. Merlinie, w co ja się pakowałam...

Regulus milczał przez dłuższą chwilę. W bladym świetle różdżki widziałam, jak marszczy brwi i myśli nad moimi słowami. W końcu westchnął. A ja już wiedziałam, że wygrałam.

— Będę mówił ci tyle, ile uznam, że to konieczne — pogroził mi palcem.

Szach mat, szmaty.

— Ale ja też mam warunki.

O szlag.

To już mi się mniej podobało. Mimo tego machnęłam ręką, aby nieco go pogonić. Powoli dopadała mnie senność i tęsknota za moim łóżkiem.

— Po pierwsze, nie spóźniaj się, gdy jesteś ze mną umówiona. Nie pokazuj się ze swoimi mugolskimi przyjaciółmi przy Ślizgonach, to po drugie. Nie chcemy powtórki z dzisiaj.

I znowu. Mugole, nie sz. Choć ten warunek kłócił się z moim sercem, tak kiwnęłam głową.

— A po trzecie... — Regulus westchnął, jakby sam nie chciał tego mówić. — Będziesz musiała się spotkać z moją matką. Przynajmniej raz. Aby cię poznała.

W odpowiedzi głośno jęknęłam. Już nawet towarzystwo Ślizgonów nie brzmiało tak źle, nawet Malfoya, jak spotkanie z Walburgą Black, niby-teściową. Znów jednak się nie odezwałam, bo przecież Regulus przystał na moje warunki. Choć już Voldemort nie budził takich dreszczy jak stara Black.

— Zgoda — mruknęłam niechętnie.

I to było to. Pakt, który na początku miał łączyć nas jedynie przez kilka tygodni. Warunki obu stron spisaliśmy na papierze, bo Regulus nie mógłby spać. Świadkami tego były gwiazdy, księżyc oraz śpiący zamek, gdzie to wszystko miało miejsce. Od małego był on dla mnie drugim domem. Za jego murami czułam się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej. Po dłuższym czasie jednak zaczęłam go nienawidzić równie mocno, co świata na zewnątrz.

Bo to właśnie tam wszystko się zaczęło. I skończyło również.

···

a/n: PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGI ROZDZIAŁ. POPRAWIĘ SIĘ, MOŻE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro