Następuje bliski kontakt z bronią podwodnej cywilizacji. Bardzo ostrą bronią.
Na początku był chaos. Zniknięcie połowy pasażerów umożliwiło pozostałym bieganie w poziomie i pionie z zadziwiającą wręcz prędkością. Gwiazdek, który wskutek doznanego szoku stracił władzę w kończynach, potrącany co chwila przez spanikowanych ludzi odbijał się po całym pokładzie niczym kauczukowa piłeczka.
W końcu chaos zmienił się w rewolucję, a pasażerowie w dziki tłum, który najpierw zdeptał biednego krasnala, a potem zaatakował mostek i zaczął domagać się od kapitana szybkiego powrotu na ląd. Był to pomysł jak najbardziej na miejscu, bo tam gdzie zniknęła nakrętka i stwory, zaczął się tworzyć potężny wir wodny. Prawdopodobnie mógł on doprowadzić Gwiazdka wprost do porwanej staruszki, miał zatem otwartą drogę do podjęcia misji ratunkowej. W głowie krasnala zaczął kiełkować plan ryzykowny, szalony i beznadziejnie głupi, dlatego podjął decyzję natychmiast, zanim rozsądek go powstrzymał.
Podbiegł do barierki, wrócił po awaryjny zestaw do nurkowania, podbiegł jeszcze raz do barierki, znowu zawrócił po koło ratunkowe i wreszcie w pełnym pędzie rzucił się do wody, kładąc się na kole niczym na desce surfingowej. Miał nadzieje, że zsunie się po powierzchni jak po torze saneczkowym. Udało mu się to tylko do połowy. Potem zaczęła się szaleńcza wirówka, przy której Energylandia mogła się schować. Przed puszczeniem pawia powstrzymało go tylko to, że nie chciał pobrudzić pożyczonego stroju do nurkowania.
Wir doprowadził krasnala do wnętrza podwodnej jaskini, pełnej świecących w ciemnościach glonów i innych wodorostów. W zielonkawej poświacie dostrzegł naskalne malowidła przedstawiające stwory, które porwały pannę Patapatę. Ludzkie sylwetki z płetwiastymi stopami i dłońmi oraz twarzami przypominającymi glonojada. Wśród scen przedstawiających życie codzienne, jak wypas karpi, uprawę wodorostów i zabawę w topionego, były też bardziej drastyczne, jak walki z rakami.
Wir, który przekształcił się w łagodny prąd podwodny, w końcu wygasł i krasnal musiał uruchomić własne mięśnie, żeby kontynuować podróż. Z dwóch podwodnych tuneli wybrał ten, w którym było więcej światła i wpadł prosto w pułapkę. Nie, żeby ktoś się na niego czaił, czy coś. Raczej zaplątał się w wyjątkowo gęste świecące wodorosty. Usiłując się uwolnić wyrwał sporo z nich i najwyraźniej rozzłościł właściciela podwodnej uprawy.
Dwa stwory wyrosły jak spod wody, wyciągnęły długie noże i sprawnym ruchem uwolniły Gwiazdka z plątaniny roślin po to tylko, by go zaraz związać i uprowadzić do sąsiedniego tunelu, tego ciemnego i złowrogiego. Jak się okazało, był to parking dla rowerów podwodnych. Stwory zapakowały go na tylne siedzenie i ruszyli w drogę.
Może nawet dobrze się stało, bo sieć podwodnych tuneli okazała się być skomplikowana niczym labirynt. A tak przynajmniej wrogowie doprowadzili Gwiazda wprost do jego gospodyni. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo panna Patapata nie za bardzo przypominała siebie. Była z całą pewnością żywa, bo z jakiejś dziwnej muszelki, którą trzymała w zębach wydobywały się bąbelki powietrza. Oczy miała jednak na wpół przymknięte, a na głowie, zamiast słomkowego kapelusza, miała koronę z plastikowych butelek.
Kolejne butelki leżały przed nią tworząc niewielki stos. Emerytka brała z niego butelki i odrywała od nich zakrętki, odrzucając je na oddzielną kupkę. Krasnal nawet nie próbował zrozumieć tej dziwnej sceny. Wykonał specjalny zestaw kocich ruchów – szpegowskiego tańca, który pozwalał uwolnić się z więzów, krępujących ciało i natychmiast rzucił się na ratunek.
Tym razem reakcja była znacznie bardziej gwałtowna, niż kiedy przyłapano go na niszczeniu cudzych wodorostów. Dwóch osiłków z widłami rzuciło się na niego i powaliło na kamienną posadzkę u stóp szalonej emerytki. Obaj przystawili mu broń do gardła i zastygli w bezruchu czekając na rozkaz królowej. Gwiazdek też zastygł w bezruchu i zastanawiał się tylko, czy uda mu się jeszcze kiedykolwiek zażyć ciepłej kąpieli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro