Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

Z dedykacją dla JWrotters– dla Ciebie odpaliłam super hiper turbo pisanie, ale pamiętaj, że to nie jest za darmo i chcę coś w zamian 😏

Nie widziałem jej dwa lata, a wyczuwam jej obecność każdym swoim pieprzonym zmysłem. Krew zaczyna krążyć szybciej w żyłach, wysyłając impulsy do serca, które drga jak umierający w ostatnich konwulsjach.

  Zaciągam się mocniej dymem i zamykam oczy. Drżą mi dłonie tak bardzo, że ledwo trzymam peta. Ale to akurat nie jej wina. Zdarza się to już od dłuższego czasu.

 Gdy wyczuwam zapach jej perfum, czuję się jak ćpun, któremu podsunięto pod nos ulubiony narkotyk. Zaciskam zęby. W jednej chwili, z tą samą intensywnością mam ochotę ją udusić i... utopić w jeziorze. Na równi ze złapaniem za te rude kudły i wepchnięcia jej języka do gardła. Zawsze tak na mnie działała. Nie podoba mi się to, że nadal tak jest, choć już tego nie chcę. Od dawna nie jest osobą, którą znałem i straciłem dla niej głowę, obiecując zasrane gwiazdki z nieba.

— Wiedziałam, że tu cię znajdę. Mnóstwo wspomnień, co? Nad tym jeziorem napisaliśmy naszą pierwszą piosenkę Mieliśmy wtedy chyba po trzynaście lat. Pamiętasz? — Loren siada obok mnie, jakby nie dzieliło nas dwa lata, pięć jej pieprzonych zdrad i sekret, który nas poróżnił znacznie wcześniej, niż ona zaczęła szukać innych kutasów niż mój.

— Słyszałem, że jak robi się gorąco to żmije wypełzają ze swoich jam, żeby wygrzewać się na słońcu, ale nie sądziłem, że spotkam jedną z nich tak szybko.

Wybucha dźwięcznym śmiechem, raniąc mi uszy.

— Wciąż masz cięty język — odpowiada zadowolona. — Tęskniłam za nim. W wielu znaczeniach tego słowa.

— Czego chcesz? — warczę, nie patrząc na nią, choć  bezceremonialnie wlepia we mnie wzrok.

Czuję go na sobie. Oblepia mnie jak pajęcza sieć, zmusza do obrócenia głowy i spojrzenia w zielone oczy.

Nie chcę na nią patrzeć. Wokół nie ma ludzi, nie byłoby świadków, gdybym dał upust swojemu gniewowi. To działa na moją niekorzyść. Nic mnie nie powstrzymuję przed tym, żeby te pieprzone ślepia zgasły i przestały mnie w końcu prześladować.

Staram się skupić na czymś przyjemniejszym i wyrównać oddech. Przypominam sobie Mel tańczącą do Rag doll, Aerosmith. W życiu nie pomyślałabym, że mój najlepszy kumpel zmajstruje takie cudo, jak ta mała. Jeśli wracałem do Pine Hollow, to po to, żeby usłyszeć jej śmiech i przypomnieć sobie, czym jest niewinność i niezatruta jeszcze niczym krew.  

— Pogadać, ale spójrz na mnie, Ross.  

Coś w jej głosie sprawia, że obracam głowę. Mrużę oczy. Jest w okularach przeciwsłonecznych, ale pęknięcie na wardze jasno daje do zrozumienia, że raczej o krawędź stołu nie jębnęła. Podnosi okulary, a jej prawe oko jest zapuchnięte i utworzył się pokaźny siniak.

— Kto ci to zrobił? — Nie obchodzi mnie to, ale wypada zapytać.

—  Mam problemy i... — Bierze wdech i patrzy na mnie wzrokiem, który zawsze mnie łamał. —  Potrzebuję dwudziestu tysięcy. Jestem spłukana...

Prycham, aż zaczynam kaszleć. Kaszel zamienią się w charkot, palą mnie płuca, a mimo wszystko z dziwnie ściśniętego gardła wyrywa się chrapliwy śmiech. Mam nadzieję, że widzi w moim spojrzeniu, za jak wielką idiotkę ją uważam.

Jasne, że czegoś potrzebuje, choć doceniam za szczerość i nie owijanie gówna w kolorowy papierek. Zawsze była egoistyczną suką, tylko ja nie wierzyłem, gdy wszyscy mówili, że mnie wykorzystuje. Była dla mnie boginią, którą czciłem i uwielbiałem. Miała wszystko, o czym marzyła, czego zapragnęła. Ale skończyłem z tym dwa lata temu. Po wielu latach przejrzałem na oczy, a to co zobaczyłem przerażało mnie. Kobieta, którą kochałem była zwykłą zdzirą.

Wyrzucam peta i wstaję, gotów odejść i zostawić ją na pastwę losu, który sama sobie zgotowała.

— Pomóż mi, Ross! — Wstaje razem ze mną, zachodzi drogę i kładzie dłoń na mojej klacie. Jej dotyk wypala mi dziurę w skórze, jakby dopiero co wyszła z piekła i wciąż płonęła ogniem. Strącam jej dłoń, ale jestem przekonany, że wyczuła jak szybko bije mi serce.  — Oni nie dadzą mi spokoju, dopóki nie spłacę długu. Naliczają odsetki.

— Idź do burdelu, cukiereczku. Zarobisz kasę, ot tak. — Pstrykam palcami. — Jeśli coś ci to pomoże, mogę napisać referencje, że nadajesz się do tej roboty, jak mało kto.   — Chcę ją wyminąć, ale ponownie zastępuje mi drogę. Jest zdesperowana, inaczej nie przyszłaby do mnie.

— Dla ciebie to nic, Ross. Srasz kasą, a mnie to może kosztować życie.

Łapie ją za kark i gwałtownie przyciągam do siebie. Zbliżam usta do jej ucha i szepczę:

— Mam to gdzieś. — Odpycham ją, prawie przewracając.

 Oczy Loren strzelają wściekłymi błyskami, a sam już jestem nabuzowany tak, że lepiej byłoby, gdyby nie podchodziła. Nie wiem, czy mam ochotę ją zerżnąć, czy zabić. Jedna chwila z nią, a we mnie jest sztorm, choć jeszcze niedawno szwendałem się po pustyni własnego umysłu, narzekając na pustkę emocjonalną.

Zatrzymuje mnie jej głos, który jak rój pszczół żądli w samo serce, sprawiając, że puchnie i pulsuje:

— Wiem, że wciąż mnie kochasz. Na ostatniej twoje płycie była tylko jedna dobra piosenka. Ta o mnie. Tęsknisz, Ross. Tak samo, jak ja. Oboje się pogubiliśmy w tym wszystkim. Nie tylko ja jestem winna.

Odwracam się gwałtownie, a ona nie ma czasu odskoczyć. Chwytam ją za gardło. Wystarczająco słabo, żeby nie zrobić jej krzywdy, ale na tyle mocno, żeby się wystraszyła. Zbliżam swoją twarz, aż stykamy się nosami:

— Powtórzę jeszcze raz, bo dragi przeżarły ci mózg i nie kumasz: nic. Już. Dla mnie. Nie znaczysz.

Przekrzywia głowę z cynicznym uśmieszkiem, wzdycha i przesuwa koniuszkiem języka po górnej wardze. Przykłada dłoń do mojego policzka, muskając kciukiem zarost. Luzuję uścisk, czując jak opuszcza mnie gniew, a pozostaje jedynie rezygnacja, w której jestem gotów po prostu błagać, żeby stąd odeszła.

Zamykam oczy, słysząc jej miękki, melodyjny głos, za którym dawniej poszedł bym walić w bramy piekielne i stoczył walkę z diabłem, aby ją wyciągnąć z powrotem do żywych:

— Ostatnią najlepszą płytę nagrałeś po naszym rozstaniu. Była świetna, pełna gniewu i szczera, jak żadna dotąd. Cała reszta to totalne gówno, Ross. Odkąd wykopałeś mnie z zespołu nie stworzyłeś nic dobrego i wiesz o tym. Potrzebujesz mnie, żeby znowu wskoczyć na szczyt. Ale muszę się uwolnić od wierzycieli, zaliczyłam odwyk, jestem czysta, przeszłam terapię. To tylko dwadzieścia tysięcy i znowu może być jak dawniej. Wiem, że tego chcesz. — Przesuwa paznokciem po moim policzku, wzdłuż szyi i zatacza kółka na klacie, a jej dotyk nadal sprawia, że w dole kręgosłupa pojawiają się ciarki. Muska ustami płatek mojego ucha, kusicielskim szeptem, wypowiada słowa piosenki, którą napisałem:

Ta relacja wciąż przyciąga mnie jak magnes. Ta relacja mnie kłuje jak nóż . To, czego się bałem nagle stało się już faktem. Wypijam truciznę, którą dajesz mi znów. — Patrzę w oczy, w których przepadłem już jako gówniarz, gotowy podbić cały świat tylko dla niej, a moje serce zatrzymuje się. Wstrzymuję oddech, gdy kontynuuję, seksownie zniżając głos:   — Tamte parę tak niewinnych chwil zmieniło się w tyle lat. Nie zabije tego nic, prędzej to zabije nas. Mój pokój jest pusty i zimny jak lód. Ja nie chcę już czekać, chcę mieć cię na już.  Znam ją na pamięć. Każde słowo, Ross — mruczy uwodzicielsko, a jej palec zsuwa się coraz niżej, aż zahacza o pasek moich spodni. Wsuwa kciuk, drażniąc skórę. Zdradziecki kutas reaguje natychmiast i choć wszystko we mnie drze japę, żebym uciekał, nieruchomieje pod jej dotykiem, za którym tęskniłem każdą pieprzoną cząstką siebie.

Rozdzwania się mój telefon nagranym dźwiękiem śmiechu Melody — to przypomina mi, że miałem wpaść do Cassie i Blake’a, a tymczasem szamoczę się jak zwierzę złapane w sidła. Blake nie śledzi mojej kariery, ale ma wszystkie moje płyty. To on, pomimo że jego żona była wtedy w zagrożonej ciąży, zbierał mnie do kupy, gdy w końcu dotarło do mojego zakutego łba, że Loren mnie zdradza, co było ciosem nieporównywalnym do niczego.  Musiałem mieć na to dowody, bo nie chciałem wierzyć, dlatego wynająłem detektywa.  Po tylu wspólnych latach byłem nią wciąż zaślepiony, przysłaniała mi wszystko. Po ostatniej najlepsze płycie, o której mówiła, był ostry zjazd w dół, a teraz jestem na pierdolonym dnie i czuję pod stopami muł.

Loren wyciąga z mojej kieszeni telefon, który dzwoni drugi raz i wyłącza. Patrzy na mnie spod rzęs, błyszczącymi oczami i lekko rozchyla ponętne, czerwone wargi. Jej ciepły oddech omiata moją twarz.

Patrzymy sobie w oczy. Przesuwam wzrokiem po całej jej twarzy. Nic się nie zmieniła, oprócz tego, że schudła i kości policzkowe są bardziej wystające. Nie ma na sobie makijażu  a i tak jest piękna niczym grecka bogini. Z każdą chwilą coraz bardziej tracę opór. Loren uśmiecha się zadziornie, tak jak zawsze lubiłem. Chwytam ją za włosy. Wydaje z siebie zduszony okrzyk, gdy silnym ruchem dłoni odchylam jej głowę do tyłu, odsłaniając długą, łabędzią szyję. Mam ochotę zatopić nos w jej skórze i jeszcze raz upoić się zapachem, a później przegryźć tętnicę, a i tak jestem pewien, że nie krwawiłaby tak bardzo, jak moje serce dawniej.

— Pierdolić to wszystko. — Łapczywie wbijam się w nią ustami. Odpowiada na pocałunek natychmiast, a jęk, który wydobywa się z jej gardła, rozpala we mnie płomień.

Wbija paznokcie w skórę na moim karku i kąsa wargi, aż syczę z bólu, nakręcony jeszcze bardziej. Podnoszę ją, oplata moje biodra nogami, ocierając się zmysłowo o moje krocze,  a walka naszych języków o dominację jest tak zacięta, że zaraz splączą się w jebany supeł.

Tym razem rozdzwania się jej telefon piosenką Highway to hell, AC/DC i lepiej nie ująłbym tego, na jakiej drodze znów stawiam stopę.

Jest moim narkotykiem. Moją zgubą i potępieniem.

Potrzebuję antidotum.   

Jest Loren, będą kłopoty 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro