Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40.

                   TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

 


Crystal

– Wracają!!

Drzwi do pokoju Bailey otwierają się z hukiem, uderzając o ścianę. Z ekranu laptopa wydziera się przerażona blondynka, której życie za chwilę się skończy w okrutny sposób. Siostra podskakuje, wysypując nam popcorn na głowy. Chaos zrywa się na równe łapy ujadając jak opętany, na co podekscytowana Emma unosi dłonie. Jej oczy błyszczą, a policzki ma zarumienione. Zwraca się do psa strachliwym szeptem:

– Dobry piesek. Nie szczerz tak zębów, bo się boję. Wyglądasz strasznie, a przecież jesteś kochanym misiem. No już, nie patrz tak na mnie. Przepraszam.

– Siadaj, Chaos – wzdycham, a najeżony pies posłusznie ponownie układa się u podnóża łóżka, łypiąc groźnie na dziewczynę.

– Czy ciebie do reszty powaliło, Emmo? Chaos mógł cię zaatakować! – warczy Bailey, zbierając kulki popcornu, rozsypane po pościeli. – My tu oglądamy horror! Na zawał przez ciebie zejdziemy!

Drżącą dłonią stopuję film i zapalam lampkę. Serce mi wali, bo Emma przestraszyła mnie bardziej niż ten film. Musiał wpuścić ją ojciec. Nawet jeśli nas wołał, nie słyszałyśmy.  Bailey dla lepszego efektu grozy zgasiła światło i podłączyła głośniki.

– Sorry, ale byłam w pobliżu i dostałam powiadomienie na instagramie o zapowiedzi nowej płyty Nemesis, która wyjdzie w przyszłym roku! – Emma piszczy z radości jak mała dziewczynka, przyciskając do siebie telefon. Jest tak szczęśliwa, jakby usłyszała właśnie, że w tym roku przypada podwójne Boże Narodzenie.

Na jej słowa coś w moim brzuchu zaczyna wirować, szumi mi w uszach. Czuję na sobie spojrzenie siostry, ale nie odrywam wzroku od Emmy.

  – I nie uwierzycie, co się stało... – Jej oczy powiększają się, uśmiech jest jeszcze szerszy, a dramatyczna przerwa trzyma w napięciu bardziej niż ten horror. – Mają nową wokalistkę!!!

Cicho wypuszczam powietrze z ust, a Emma dalej gada, jakby ją całkiem odłączyło, nie pozwalając mi pozbierać myśli:

– Tyle długich miesięcy ciszy i nagle takie BUM!! Wygląda na to, że trzymali ją w ukryciu. Przecież jestem na bieżąco i nigdzie nie było wspomniane, że w ogóle cokolwiek działają. Ciekawe, czy jest z Rossem?

Coś się we mnie kruszy.

– Bardzo do siebie pasują. Tak wiecie, wizualnie. Lepiej byłoby, żeby nie, mogłoby to się skończyć jak z Loren... Chociaż na zdjęciach wyglądają, jakby mieli zażyłą relację...

– Emmo, stop! – warczy Bailey, rzucając mi krótkie spojrzenia. Wpatruję się w dziewczynę, a serce, które jeszcze niedawno zostało poderwane do biegu, nagle się potyka i staje.  

– Och, no tak. Byliście razem, prawda? – Emma zwraca się do mnie, z wyraźną nutą współczucia. Mam w głowie pustkę. – Ale nawet jeśli, to był przecież tylko letni romans. Wiesz jak wiele dziewczyn oddałoby duszę diabłu, żeby spędzić z nim kilka miesięcy sama na sam? Na przykład ja...

– Stop! – krzyczy Bailey. – Boże, czy ty nie umiesz przestać mielić tym jęzorem?

– Wiesz, że nie. – Oburzona Emma wydyma policzki i krzyżuje ręce na piersi.

 Fakt, nie umie. Gdy zacznie gadać jest jak płyta w przyspieszeniu i trzeba czekać na moment łapania oddechu, żeby można było coś wtrącić. Chwila ciszy trwa tylko kilka sekund, po czym Emma znowu się nakręca:

– No ale patrz na to! – Wskakuje na łóżko, pomimo jawnego niezadowolenia Bailey i podtyka jej pod nos telefon. – Powiedz, że nie pasują do siebie. Ona jasność, on ciemność. Piękny kontrast. Z Loren oboje mieli drapieżny wizerunek. Jest nawet trochę podobna do ciebie Crystal.

Emma przekierowuje telefon w moją stronę, ale zanim zdążę się przyjrzeć, Bailey wyrywa aparat z jej dłoni i chowa pod poduszkę.

– Nie słucham ich muzyki. Nie obchodzi mnie Nemesis, ani kto z kim i jak. Jeśli chcesz tu zostać to siadaj na dupie i oglądaj. W ciszy – syczy siostra.

– Dobra, ale jeszcze jedno i przysięgam, że już się zamykam. To już totalna petarda i muszę to powiedzieć, bo wybuchnę. – Emma chichocze, przykładając dłonie do ust. – Cała płyta składa się z ballad!

– O, serio? – Bailey unosi brew. – To akurat ciekawe. Oni chyba nie grają ballad.

– Oni nigdy nie nagrali ANI JEDNEJ BALLADY! Nawet po rozstaniu z Loren. Wiecie, jaką sensację wywołali? Ile spekulacji?! W sieci aż wrze. Jedni są ciekawi, inni już wieszają na Rossie psy, że znowu będzie przynudzał i to będzie jego muzyczne samobójstwo, twierdzą, że Nemesis się skończyło po wyrzuceniu Loren!! Ale jestem pewna, że tym razem Ross zagnie wszystkich! Szczęki im opadną, zobaczycie! – Znowu piszczy i tupie nogami, wyrzucając ręce w górę.

Myślę o tym, ile ma takich fanek... Ale na szczęście słowotok Emmy nie pozwala mi pogrążyć się w myślach, choć wolałabym, aby już się zamknęła.

–  Boże, ja muszę być na koncercie!! Pożyczysz mi pieniądze, prawda? Ciągle zbieram, ale praca w kawiarni nie pozwala mi zbyt wiele odłożyć. – Emma patrzy na mnie z nadzieją.

Jej oczy wywierają na mnie presję, a ja nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Składa dłonie jak do modlitwy, patrząc słodkimi oczami, a w mojej głowie pojawia się obraz, gdy siedziałam z Rossem w samochodzie i powiedziałam mu, że nie wiem, czy będę w stanie dać mu coś więcej niż przyjaźń.

Nie musisz mi nic dawać, po prostu pozwól mi być. Jak złamiesz mi serce nagram płytę z rzewnymi  balladami, więc moje cierpienie się nie zmarnuje. Skorzysta na nim setka ludzi i jeszcze będą się cieszyć.

Patrzę na Emmę i dopiero teraz uświadamiam sobie, jak ironiczne były słowa Rossa, których wtedy nie do końca zrozumiałam, bo jak zwykle chował je pod przykrywką żartu, a ja byłam zbyt skupiona na sobie, żeby usłyszeć ich prawdziwy wydźwięk, przyprawiony odrobiną goryczy.

Zadawałam mu dużo pytań o jego życie, o ścieżkę do sukcesu, jak radzi sobie z tym, że jest rozpoznawany, z mediami, jak to wpływa na jego codzienność. Powtarzał, że kocha swoje życie i gdyby jeszcze raz miał wybierać, poszedłby tą samą drogą i nic nie zmienił. Na pytanie, czy jest w tym coś, co mu się nie podoba, odparł, że poczucie samotności potrafi być dobijające, bo kiedy opadają emocje i przychodzi zwykła codzienność, on wraca do pustego domu. Że wszystko, co powie, czy zrobi jest poddawane ocenie, przekręcane i tak naprawdę, oprócz kilku osób, nikt nie zna go takim, jakim jest. Wspominał, że nie poznał zbyt wielu ludzi, których chciałby wpuścić do swojego życia. Zaśmiałam się wtedy, że chyba jestem wielką szczęściarą w takim razie.

 – Masz w nim honorowe miejsce. Nikt nie wie, że w głębi serca jestem beznadziejnym romantykiem, a ty już tak – szepnął, tamtej nocy, gdy kochaliśmy się po raz pierwszy.

– Jasne. Nawet kupię ci ten bilet – mruczę, mrugając szybko powiekami. Coś mi chyba wpadło do oka, strasznie szczypie. Przykładam dłoń do serca, próbując powstrzymać falę gniotącego bólu, uspokoić je, żeby tak nie łkało.

Emma z piskiem radości rzuca mi się na szyję, co alarmuje Chaosa, który wskakuje na łóżko i wpycha się pomiędzy nas z cichym warkotem. Dziewczyna odrywa się ode mnie i odskakuje jak oparzona. Już jakiś czas temu dotarło do mnie, że nie był zazdrosny o Rossa. Chronił mnie. Kiedy zrozumiał, że już nie musi, przeniósł swoje opiekuńcze instynkty na Melody.

– Nic jej nie zrobiłam – fuczy Emma do psa. – Jesteś przewrażliwiony.

 Chaos układa się na moich nogach, zajmując tyle miejsca, że dla Emmy zostaje już tylko skrawek, jakby wyczuwał, że jest przyczyną nagłej zmiany mojego nastroju. Kilka dni po wyjeździe Rossa, znowu zaczął mnie odwiedzać. Nie zabrał go ze sobą.

– Pójdę... Pójdę się położyć. Ten film i tak jest zbyt straszny dla mnie. Nie chcę mieć koszmarów.  – Spycham z siebie psa.

– Zostań, zmienimy na coś innego – oponuje Bailey, łapiąc mnie za rękę. Wystarczy jedno spojrzenie, żeby w jej oczach pojawiła się szczera, siostrzana troska.

W ostatnich miesiącach zyskałam bardzo wiele. Jednak w bilansie zysków i strat, to właśnie ta jedna, ciążącą mi na sercu strata wciąż jest zbyt ciężka, aby szala z zyskami mogła ją przeważyć na tyle, by chociaż wyrównać bilans.

– Pójdę – szepczę i szybko znikam za drzwiami, prawie przytrzaskując nimi psa, który zerwał się, gnając w ślad za mną.

– No i co zrobiłaś? – Słyszę warknięcie Bailey.

– Ja? Nic! Przecież między nimi to nie było chyba nic poważnego. No bo on i Crystal? Sorry, ale to dwa różne światy. Ona nie wychodzi nawet zbyt często z domu...

– Idiotka z ciebie – syczy siostra. Zamykam za sobą drzwi do pokoju i siadam na łóżku. Po chwili puka Bailey. Zapraszam ją do środka.

– W cale nie jest taka ładna ta nowa – prycha, obejmując mnie ramieniem. – Ty jesteś ładniejsza. Przyćmiłabyś swoim blaskiem wszystkie rockmanki tego świata.

Ni to parskam ni prycham, wznosząc oczy do góry, ale nie jestem w stanie zignorować drobnego kłucia w sercu. Jeśli ta kobieta jest w zespole na pewno spędzają ze sobą mnóstwo czasu. Cóż, w Pine Hollow Ross był tylko mój. Ale tamten czas dobiegł końca i, gdy tylko pojawiało się poczucie żalu, że tak wszystko zakończyłam, odzywały się myśli poddające w wątpliwości, czy to w ogóle miałoby rację bytu, nawet gdyby wszystko się inaczej potoczyło.

Może tak faktycznie było lepiej?

Oboje uniknęliśmy rozczarowań. Emma ma rację, jesteśmy z dwóch różnych światów. Zderzenie ich mogłoby mieć opłakane skutki. Dużo większe niż te pierwsze tygodnie, po tym jak wyszłam nad ranem z domku nad jeziorem, a on wyjechał bez słowa i – tak jak sobie życzyłam – nie pożegnał się. Nawet z Cassie i Blake’iem. Oboje nie rozumieli, co się stało, a jego nagły wyjazd ich zaskoczył. To ja musiałam wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Od tamtej pory moja relacja z mężem Cassie jest nieco chłodna. Nic dziwnego,  zraniłam jego przyjaciela. Od Cassie wiem, że ci dwaj mają ze sobą kontakt, ale tylko raz zdobyłam się na odwagę i  zapytałam Blake'a, co słychać u Rossa. Odparł sucho, żebym zadzwoniła i sama zapytała, jeśli mnie to interesuje.

– Zadzwoń do niego – wypala Bailey i podaje mi telefon z nocnej szafki

– Co? Nie. Nie mogę...

– Musisz! Pogratuluj mu nowej płyty. To dobry moment, żeby przełamać milczenie pomiędzy wami i dasz mu znać, że... No wiesz, twoje uczucia się nie zmieniły. Bo nie zmieniły, prawda?

Kręcę głową. Nic się nie zmieniło. Jedynie intensywność tęsknoty za nim się zmienia. Z każdym dniem jest coraz większa. Złość na samą siebie konkuruje z przekonaniem, że dobrze zrobiłam. Ograniczałabym go. Jego myśli szły by nie w tym kierunku, co powinny, a ta właściwa terapia okazała się tak ciężka, że gdyby nie wsparcie bliskich, nie wiem, czy dałabym radę przez nią przejść. On musiał skupić się na muzyce, a już od początku września do niego przecież wydzwaniali w sprawie powrotu. Ciągle przedłużał ze względu na mnie. Nie mogłam na to dłużej pozwalać.

Po każdej sesji, czułam się, jakbym schodziła ze stołu operacyjnego, na którym krojono mnie na żywca. Bardzo dużo spałam, czułam się bez sił, powróciły koszmary i lęki, ale Diana – moja obecna terapeutka – mówiła, że to normalne, gdy wychodzi się z systemu obrony, a trauma, którą przeszłam nigdy nie została zaleczona, a jedynie uśpiona. Odezwałaby się tak, czy inaczej. Matka jedynie przyspieszyła ten epizod.

– A jeśli nie będzie chciał ze mną rozmawiać?

– To nie odbierze. I nie oddzwoni. I nie odezwie się w żaden inny sposób. Dla mnie byłoby to wystarczająco wymowne. Potraktuj to, jako drogowskaz, w którą stronę dalej będziesz zmierzać. Zrobiłaś już tak dużo, Crystal. – Bailey łapie mnie za dłoń, ściskając lekko.

Przygryzam wargę, myśląc intensywnie. Czy chcę usłyszeć od Rossa, że już nie ma dla nas szansy? Że tamtego dnia jedną decyzją pogrzebałam wszystko, co zbudowaliśmy tego lata?

Oczywiście, że nie chcę. Wolałabym pielęgnować w sobie piękne wspomnienia, nawet, gdybym z daleka i w ciszy miała dalej obserwować jego drogę.

– Napiszę wiadomość.

– Zadzwoń. Wiadomości mogą się zgubić, a na pewno dostaje ich mnóstwo – wzdycha Bailey i sama zaczyna grzebać w kontaktach. Podaje mi telefon z wybranym już numerem, nie dając mi drogi odwrotu.

Gdy słyszę pierwszy sygnał, oblatuje mnie strach.

 Przy drugim jestem pełna nadziei i cieszę się, że może znowu go usłyszę.

 Przy trzecim pojawia się myśl: a jeśli jest na mnie zły i powie, żebym więcej się z nim nie kontaktowała?

Zostawiłam go w przykry sposób... Uciekłam jak... Jak tchórz. Miał prawo poczuć się odrzucony i wykorzystany.

– Abonent jest tymczasowo niedostępny. Proszę spróbować później. – Odzywa się kobiecy, roześmiany głos, a w tle rozbrzmiewa głośna muzyka i przekrzykujący się ludzie. Speszona chcę się rozłączyć, gdy nagle słyszę głos Rossa:

– Nie wygłupiaj się, Harper. Oddaj telefon!

– Dzisiaj jesteś tylko dla nas! Świętujemy.

Rozłączam się i rzucam telefon na szafkę.

– Jest zajęty. Próbowałam. – Wycieram spocone dłonie o spodnie. Serce mi wali, a słyszałam go przecież tylko przez chwilę i nawet nie osobiście.

Tyle wystarczyło, abym zaczęła żałować każdej chwili spędzonej bez niego.

– Zadzwoń jeszcze raz.

– Nie. Gdzieś wyszedł. Z resztą, wydaje płytę, jest piątkowy wieczór. Nie ma sensu go nagabywać...

Obie patrzymy na wibrujący aparat. Na wyświetlaczu pojawia się imię Rossa. Ja zastygam w przerażeniu. Bailey jest przytomniejsza –  odbiera szybko i przykłada mi do ucha.

– Crystal?

Gdy ponownie słyszę jego głos, wstępuje we mnie energia, której tak bardzo mi brak w ostatnich miesiącach. Jak fala tsunami zalewa mnie mieszanina przeróżnych emocji. Nie mogę wydusić z siebie ani słowa.

– Jesteś tam?

Bailey szturcha mnie w ramię. Oczyszczam gardło i staram się brzmieć, jak najbardziej naturalnie.

– Cześć. Nie przeszkadzam?

Przez chwilę nic nie mówi. Może zastanawia się, po jaką cholerę dzwonię?

– Poczekaj, wyjdę na zewnątrz.  

Bailey unosi oba kciuki do góry i wycofuje się z pokoju. Ja wstaję z łóżka i, pod bacznym spojrzeniem Chaosa, zaczynam nerwową wędrówkę po pokoju. Spoglądam w lustro, na spięte w niedbałego koka włosy. Tym razem są różowe z fioletowymi pasemkami i ścięłam je do ramion. Każdego miesiąca przybieram kilogram, przez specjalną dietę, która ma pomóc mi osiągnąć prawidłową wagę i przywrócić miesiączkę. Nie jest to takie trudne, bardzo lubię jeść. I pokochałam bluzy. Muszą koniecznie mieć kaptur. Na sukienki nie mogę patrzeć, ale półki w szafie uginają się od jeansów.

A już za miesiąc po raz pierwszy będę mogła wsiąść na Bellę! Nie potrzebuję laski do chodzenia, Xavier jest bardzo zadowolony z efektów rehabilitacji. I...

Boże, nagle chcę mu to wszystko powiedzieć! Podzielić się z nim tymi małymi sukcesami... Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak silna więź mnie z nim połączyła, dopóki nie straciliśmy kontaktu. W chwilach kryzysu, patrzyłam na nasze wspólne zdjęcie, które Cassie zrobiła nam na ognisku w dniu jego urodzin. Sposób, w jaki na siebie patrzyliśmy, przypominał mi, że uczucie pomiędzy nami było prawdziwe. Nie chwilowe. Nie tylko w mojej głowie. Prawdziwe.

To uzmysławiało mi, o co walczę. Że te wszystkie łzy, chwilę załamań i zwątpień, są po to, aby móc patrzeć w przyszłość i się jej nie bać. Nawet, gdyby tamta decyzja przekreśliła wszystko, co nas połączyło.

– Jestem. Wybacz, że tak długo, strasznie dużo tu ludzi, ciężko było się przepchać. Cieszę się, że dzwonisz. Co u ciebie? Jak się czujesz?

– Ja? To ty wydajesz nową płytę. Gratuluję, Ross. Jestem z ciebie dumna.

Milczy.

Po kilku sekundach ciszy z jego strony, zaczynam się denerwować, że powiedziałam coś nie tak.

– Kurczę... – Śmieje się cicho i wyobrażam sobie jak wsuwa dłoń w te potargane włosy, robiąc jeszcze większy bałagan na głowie. Zamykam oczy i  w wyobraźni, odgarniam mu przydługą grzywkę z czoła. Ile dałabym, aby móc zrobić to właśnie teraz. Być tam razem i świętować tą chwilę. Tańczyć z nim w tłumie ludzi, ot tak po prostu. Śpiewać bez skrępowana. Tyle razy prosił mnie, żebym z nim zaśpiewała i nigdy nie zdobyłam się na odwagę.

– Jeśli powiedziałam coś nie tak...

 – Nie. Po prostu wydaję płyty od wielu lat. Słyszałem mnóstwo miłych słów, ale nikt nigdy nie powiedział, że jest ze mnie dumny.

Teraz ja milknę. Tak dobrze jest go słyszeć, że chciałabym, żeby mówił i nie przestawał. Mógłby nadawać jak Emma, a ja spijałabym każde słowo, rozkoszując się głęboką barwą jego głosu – tą, która tuliła mnie swoim śpiewem do snu, wiele razy zawstydzając i wprawiając moje serce w dzikie tańce. Potrafił uciszyć we mnie burzę.

– Ja jestem.

– Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy – odpowiada zachrypniętym, cichym głosem. Odchrząka. Wzdycha.

Znowu zapada cisza. Jak wiele zmieniło się przez te ostatnie miesiące? W cale nie tak dawno temu potrafiliśmy przegadać całą noc, a teraz słowa tak ciężko się formują w sensowne zdania. Wyczuwam barierę pomiędzy nami.

– Co u ciebie, Crystal? Przez wzgląd, że nie chciałaś, żebym się z tobą kontaktował, pytałem o to Blake’a.

– Kiepski wybór – parskam.

Śmieje się cicho. Przymykam oczy na ten dźwięk.

– Cassie w cale nie lepszy. Chyba się zmówili.

– Chyba tak.

– Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że zadzwonisz już jakieś dwa miesiące temu. Czekałem na jakiś znak od ciebie.

– Nie było... Nie było okazji.

– Ach, okazji, mówisz. – Jego głos staje się o stopień chłodniejszy. – Dobrze, że teraz się nadarzyła. No nic. Powiedz w końcu, co u ciebie. Jestem bardzo ciekawy, jak sobie radzisz.

Biorę głębszy wdech. Z pokorą przyjmuję formalny ton rozmowy i oschłość w jego głosie.

– Ojciec włożył mnóstwo wysiłku w to, żeby znaleźć dla mnie odpowiednią terapeutkę. Poruszył wszystkie możliwe kontakty i trafił perfekcyjnie. Bardzo dobrze nam się współpracuje.

I ma ciepłe, wzbudzające zaufanie brązowe oczy, jak ty. Przez to czuję, jakbyś był ciągle przy mnie.

– Cieszę się. A jak sytuacja z ojcem?

Rozsiadam się wygodniej na łóżku i przywołuje do siebie Chaosa. Wskakuje i układa się przy mnie.

– Gdy wróciłam tamtego dnia do domu, to jego spotkałam, jako pierwszego. Myślał, że... Że coś mi zrobiłeś. Był przestraszony i wściekły. Chciał do ciebie iść. Więc mu powiedziałam wszystko. To po prostu ze mnie wypłynęło i... Ross, to był taki etap, gdzie nie byłam już w stanie... Nie mogłam...

– Spokojnie, Kryształku. Rozumiem to – mówi miękko. – Możemy przełączyć się na kamerkę? Chciałbym cię zobaczyć.

– Okay. – Drżącym palcem naciskam przycisk kamery. Gdy pojawia się obraz i widzę Rossa, czuję jak się rozpadam. Patrzymy na siebie w milczeniu. Przesuwam wzrokiem po ciemnych, głębokich sińcach pod jego oczami. Schudł. Kości policzkowe są znacznie mocniej uwydatnione, wyostrzyły się rysy twarzy i, jakby stracił ten chłopięcy urok, zmężniał, wygląda na starszego. Włosy wydają się być jeszcze dłuższe i jestem zazdrosna o wiatr, który odgarnia mu je z czoła. Jednocześnie jest jeszcze bardziej przystojny. Tak bardzo, że zapiera mi dech w piersi.

– Wow, widzę, że jesteś coraz odważniejsza w doborze koloru włosów – śmieje się, a na jego głos, Chaos podrywa się i przykłada nos do ekranu, skomląc cicho. – A ty, jak zwykle na posterunku, co?

– Jest ze mną na każdej sesji. Diana to zaproponowała, gdy o nim opowiadałam. Violet zabroniła mi ograniczać jego wizyty w domu. Bierze leki, które zmniejszają skutki alergii na sierść, więc jest częstym gościem.  

– To miód na moje serce, Crystal. Jesteś jeszcze piękniejsza niż wtedy, gdy widziałem cię ostatni raz. – Do jego głosu powraca ten lekki ton, którym zawsze mówił i coraz bardziej się rozluźniam.

– A ty musisz się chyba wyspać, Ross – odpowiadam zmartwiona.

– Ostatni raz spałem dobrze przy tobie. Ale poza tym to gorący okres. Pracowaliśmy nad płytą dniami i nocami. Chcieliśmy wyrobić się przed końcem roku. Musiałem się czymś zająć, inaczej bym zwariował.

– Kiedy odpoczniesz?

– Na pewno w kolejne lato. Nie zmieniaj tematu. Opowiadaj. Z ojcem lepiej?

– Tak, znacznie lepiej. Docieramy się, dużo rozmawiamy. Biorąc pod uwagę, że to nie jest mój prawdziwy ojciec, idzie nam całkiem dobrze.

Ross patrzy mi prosto w oczy. Uśmiecham się.

– Wiem, że rozmawialiście i ci o tym powiedział.

– Nie mówiłem ci...

– Bardzo dobrze zrobiłeś – przerywam twardo. – Gdyby w tamtym czasie spadła na mnie taka bomba, nie dałabym rady tego udźwignąć. Oboje w jakimś stopniu byliśmy ofiarami mojej matki. Kochaliśmy ją, ale ona nie jest zdolna do takich uczuć. Wiem, że ojciec z nią rozmawiał. Niedługo po tym, jak wszystko z siebie wyrzuciłam, pojechał do Denver. Nie było go trzy dni. Matka powiedziała, że nie otrzymam pieniędzy z funduszu, ale po jego interwencji dostałam do niego dostęp. Mogę opłacać rehabilitację, terapię, jestem bardziej niezależna. Bailey wpada co dwa tygodnie, spędzamy dużo czasu razem. W przyszłym tygodniu czeka mnie wideo rozmowa z rodzicami Gianny. Diana do nich dzwoniła, na moją prośbę. Zgodzili się na rozmowę.

Ross unosi wysoko brwi, a na jego twarzy maluje się zaskoczenie.

– Wow... Crystal... Nie wiem, co powiedzieć.

Uśmiecham się blado. Z jakiegoś powodu moje serce chwyta smutek.

– Wybaczyłam matce i... jemu. Wiesz, Marco. Napisałam dwa długie listy, po czym je spaliłam. Wątpię, żeby kiedykolwiek uznali, że zrobili coś złego, ale wybaczenie było potrzebne mi. Napisałam list również do siebie. Sobie też musiałam wybaczyć wiele błędów, bo nie musiało do tego wszystkiego dojść.

– To wszystko brzmi, jakby... – Ross wsuwa dłoń we włosy. Rozgląda się wokół. Słyszę, że ktoś go woła. Unosi dłoń, pokazując dwa palce. Wzdycha i ponownie na mnie patrzy. Uśmiecha się, ale uśmiech nie dosięga jego oczu. – Teraz to ja jestem z ciebie dumny. Mam nadzieję, że odnajdziesz to, czego szukasz... – Przerywa i na chwilę tracę z nim kontakt, gdy nagle pojawia się za nim blondynka i rzuca mu się na plecy.

– Harper, do cholery! – Słyszę jego warknięcie, a telefon upada na chodnik. Przez chwilę nic nie widać. Słyszę jedynie kobiecy, perlisty śmiech.

– Mieliśmy się bawić nudziarzu, jest dopiero dwudziesta pierwsza, a ty już uciekasz. Wracaj do środka... Obiecałeś mi taniec. Ludzie domagają się, żebyśmy zaśpiewali.

Rozłączam się. Mija dwadzieścia minut, a Ross nie oddzwania.

Godzinę później telefon nadal milczy.

Trzy godziny później, leżę w łóżku, pozwalając spływać swobodnie łzom. Nie hamuję ich. Nie hamuję bólu, który lokuje się w samym środku mojego serca. Zaprzyjaźniam się z nim. Pozwalam mu mówić.

Tak. W ostatnich miesiącach zyskałam bardzo dużo: rodzinę, przyjaciół, większy spokój ducha. Pozamykałam kilka furtek. Oswoiłam parę szczególnie drapieżnych demonów. Zrobiłam bardzo dużo, przeszłam przez ogień oczyszczenia i mogę być z siebie dumna.

Ale straciłam coś, bez czego nigdy w pełni nie będę sobą.

Gdy budzę się rano, dostrzegam wiadomość od Rossa. Z lekką obawą, co napisał, odczytuję SMS-a.

Za trzy dni w TVRock będę udzielał wywiadu na żywo odnośnie nowej płyty. Emisja odbędzie się o siedemnastej. Będzie mi miło, jeśli obejrzysz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro