Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36.

– Czy ten facet robi nam zdjęcie, czy wpadam w paranoję? – pytam spanikowana, gdy z Cassie i  Mel wracamy ze spaceru na ranczo. Idziemy właśnie rynkiem, gdzie zawsze jest najwięcej ludzi.

– Ciężko stwierdzić – mruczy zaniepokojona Cass, a ja czuję jak zaczynają drżeć mi nogi. Może jednak przeceniłam swoje możliwości? Od kilku dni widzę, że ludzie mi się przyglądają. Niektórzy uśmiechają się w dziwny sposób, ale nikt mnie nie zaczepia. Jeśli chodzi o jakieś artykuły, przecież nie muszę tego czytać. W minimalnym stopniu korzystam z internetu, ale...

– Pieprzyć to. – Wyrzucam wojowniczo i prostuję się, choć zostawiam twarz zasłoniętą włosami.

– Prawidłowo – parska Cassie.

 Jest już końcówka sierpnia. Lato powoli dobiega końca. Ross wynegocjował jeszcze miesiąc w Pine Hollow. Nie mówi tego na głos, ale wiem, że chce, abym miała jak najwięcej czasu na oswojenie się z myślą, że wyjadę. Przyznał również, że zaczyna dostrzegać uroki miasteczka i w cale mu się nie spieszy z wyjazdem. Ja natomiast czasem zastanawiam się, jak to będzie. Czy uczucie, które nas połączyło przetrwa w zwykłej codzienności? Chociaż mam wątpliwości, czy codzienność Rossa należy do zwykłych. Nie wiem, czy jestem w stanie w jakikolwiek sposób się przygotować na zmiany, które mam zamiar wprowadzić w swoje życie.

No i wciąż uważam, że oszalałam. Oboje chyba zwariowaliśmy.

Może ten głupi artykuł, który się pojawił i ewentualne następstwa, pomogą mi się uporać z niektórymi niedomkniętymi jeszcze kwestiami. Ross uprzedzał, że gdyby ktoś mnie zaczepił, to będą to zwykli paparazzi, a tych mam ignorować i wszystko, co napiszą. Dodał, że tylko idioci wierzą w to, co piszą brukowce i nie poradzimy nic na to, że dopóki na świecie są ludzie żyjący życiem innych, trzeba przyjmować wszystko z dystansem.

Domyślam się, co może się wydarzyć, jeśli moje imię pojawi się znowu w gazetach i na samą myśl łapie mnie przerażenie, ale nie mam już poczucia, że jestem sama. Teraz po prostu jest inaczej.

W niedzielę byliśmy na obiedzie u Violet i ojca. Obawiałam się sztywnej, napiętek atmosfery, ale było całkiem miło. Wiem, że pomiędzy mną a ojcem jest coś niewypowiedzianego i coraz bardziej czuję się gotowa, aby z nim porozmawiać. Wiem, że powinnam to zrobić. Chcę pozamykać w moim życiu jak najwięcej drzwi, aby już do tego nie wracać. Nie oglądać się za siebie i po prostu skorzystać z szansy, którą daje mi los.

Gdy tylko docieramy na ranczo, szukam wzrokiem Rossa, ale zastajemy tylko dłubiącego przy samochodzie Blake’a. Podchodzę do niego. Wyciera ręce w ściereczkę i oznajmia:

– Ross poszedł do domu.

– Źle się czuł? – pytam.

– Bo ja wiem? Nie wyglądał tak. – Blake wzrusza ramionami. – Pokazać ci jak lonżować Bellę?

– Hm... Może wrócę i sprawdzę jak się czuje...

– W żadnym wypadku! Mam cię zatrzymać do dwudziestej i koniec! Cholera... – Drapie się po czole, przysłaniając twarz dłonią. Krzyżuję ręce na piersi, choć czuję lekki dreszczyk ekscytacji na to, co Ross wymyślił. – Nic nie mówiłem. Chodź do Belli. – Zatrzaskuje maskę samochodu.

Zerkam na godzinę. Jest dopiero osiemnasta, a ja chciałabym już być w domu, ale mając zajęcie czas szybciej mi zleci.

***

Kiedy przekraczam próg domu, ogarnia mnie cisza. Jest ciemno, tylko z salonu przebija delikatne, migoczące światło. Idę w tamtą stronę, przyciągana tym ciepłym blaskiem. Wchodzę do pokoju i od razu wstrzymuję oddech. Świeczki – mnóstwo świeczek rozstawionych na każdej możliwej powierzchni, tworzące złote morze światła. Ciepły blask tańczy na ścianach, rzucając długie, miękkie cienie, a w powietrzu unosi się zapach lilii i białych róż – delikatny, a zarazem niepowtarzalny.

W tle cicho płynie muzyka – subtelna melodia, fortepianowe nuty łączące się z delikatnymi smyczkami. Rozpoznaję ją – to "Clair de Lune" Debussy'ego. Idealnie komponuje się z tą chwilą, jakby była sercem tego wieczoru.

Uśmiecham się, zaintrygowana, serce zaczyna bić szybciej. Rozglądam się, ale Ross'a nigdzie nie widać. Stoję pośrodku tego małego raju, kiedy nagle czuję za sobą ciepłą dłoń na talii. Delikatny dotyk sprawia, że przez moje ciało przebiega dreszcz. Ross. Wchodzę w jego ramiona niemal instynktownie, zanim zdążę się odwrócić.

– Zaskoczona? – jego głos brzmi miękko przy moim uchu, niemal jak szelest liści w letni wieczór. Czuję jego oddech na karku, a jego druga dłoń delikatnie spoczywa na moim ramieniu. Opiera brodę o moją głowę, przytulając mnie mocniej.

Nie muszę odpowiadać. Jego czuły gest mówi więcej niż słowa, a ja zamykam oczy, delektując się tą chwilą.

Czuję, jak jego dłonie delikatnie przyciągają mnie bliżej, a nasze ciała zaczynają kołysać się w rytm muzyki. "Clair de Lune" płynie miękko wokół nas, każda nuta wypełnia przestrzeń jak ciepły, jedwabny szal owijający nas w tej chwili. Ross stoi za mną, jego dłonie spoczywają pewnie na moich biodrach, a ja czuję jego bliskość, ciepło jego ciała. Zamykam oczy i daję się ponieść temu powolnemu tańcowi.

Jest coś magicznego w tej chwili. Tak wiele razy tańczyłam w swoim życiu – każdy krok wyuczony, każda pozycja doskonała, ale teraz... teraz to coś innego. To nie jest występ. Jestem po prostu sobą, a on jest ze mną. Nasze ruchy są niemal leniwe, pozbawione napięcia, jakbyśmy nie musieli robić nic więcej, niż po prostu być razem.

W powietrzu unosi się słodki zapach lilii, a światło świec tańczy wokół nas, ale nic nie wydaje się realne poza jego dotykiem. Każdy krok, każde kołysanie jest jak czuły szept, bez słów. Czuję bicie jego serca na swoich plecach, idealnie zsynchronizowane z moim, a nasze ciała zdają się płynąć w powolnym, niewidzialnym rytmie.

To dziwne, jak jedno proste kołysanie, zwykły gest, może wywołać tyle emocji. Czuję się spokojna, a zarazem rozemocjonowana. Jego obecność mnie otula, jakby czas na chwilę się zatrzymał. Jego dłoń przesuwa się wyżej, delikatnie dotykając mojej ręki, a ja czuję, jak po moich plecach przebiega dreszcz.

Oddycham głęboko, pozwalając tej chwili na mnie pochłonąć. Wiem, że mogłabym tańczyć z nim tak całą noc. W ciszy, w świetle świec, w ciepłych objęciach, gdzie czas i świat zewnętrzny nie mają znaczenia. Nagle nic nie ma znaczenia. Przeszłość wydaje się być odległym wspomnieniem. Od tego momentu, czuję, że tworzę swoje życie na nowo.

Ross jednym płynnym, tanecznym ruchem obraca mnie w swoją stronę. Zaskoczona otwieram oczy, a moje serce na chwilę zamiera, gdy widzę go... w trykocie i baletkach.

W pierwszej sekundzie mam ochotę wybuchnąć śmiechem – absurd tej chwili, widok gwiazdy rocka w czymś tak delikatnym i niecodziennym dla niego. Ale zamiast tego śmiechu, z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Moje ciało nagle sztywnieje, a oddech utyka gdzieś w gardle. Ross wygląda...

Światło świec delikatnie podkreśla kontury jego ciała, jakby samo światło chciało go adorować. Każdy mięsień, każdy ruch w tym trykocie, który powinien wyglądać komicznie – wygląda wręcz przeciwnie. Jest coś niemalże wzruszającego w tym, że zrobił to dla mnie. Ross, zawsze pewny siebie, zadziorny, ten sam mężczyzna, który zdobywa serca tłumów na koncertach, teraz stoi przede mną w stroju baletnicy. Ale nie ma w tym żadnej śmieszności. Jest w tym coś nieopisanie czułego, pięknego.

Moje serce zaczyna bić szybciej, czuję, jak ciepło rozlewa się po moim ciele. To, co miało być żartem, zakładem, przerodziło się w coś głębszego. Patrzę na niego i zamiast rozbawienia czuję wzruszenie. Ross zrobił to, aby spełnić swoją część zakładu, ale teraz... widzę w jego oczach coś więcej. To dowód jego gotowości, by zrobić dla mnie wszystko.

 Uśmiecham się, ale to nie jest śmiech. To jest ciepły, wdzięczny uśmiech pełen uczuć, które trudno mi wyrazić słowami.

 – I jak? – pyta Ross, opierając ręce na biodrach, z uśmiechem, który igra w kącikach jego ust.

Patrzę na niego, próbując zebrać myśli, ale moje słowa gdzieś uciekają. Jest tak pewny siebie, nawet w tym stroju, jakby nic nie było w stanie go zawstydzić. To rozbrajające. Mój uśmiech staje się szerszy, a serce bije coraz mocniej. Przez chwilę próbuję znaleźć w sobie tę wesołość, która jeszcze przed momentem była tak blisko.

Ale teraz... nie mogę. Ross w trykocie, ze światełkami świec odbijającymi się w jego oczach, z tym lekko zawadiackim uśmiechem – wygląda... zjawiskowo. Czuję, jak w piersi narasta we mnie ciepło, coś tak silnego, że nie umiem tego opisać.

– Wiesz... – zaczynam cicho, wciąż nie odrywając od niego wzroku – ...nie spodziewałam się, że baletki na tobie będą aż tak... pociągające.

Słowa same wymykają się z moich ust, ale w tej chwili to jedyne, co potrafię powiedzieć. Ross wybucha śmiechem, ale ja czuję, że to nie tylko o ten strój chodzi. To, co zrobił, jak daleko był w stanie się posunąć dla mnie, dla tego wieczoru – to mnie porusza.

 – Teraz – wyciąga do mnie dłoń z tym swoim zawadiackim uśmiechem – naucz mnie jakiś figur baletowych.

 Patrzę na jego dłoń, a potem na niego. Moje serce bije jeszcze szybciej. Ross, w stroju, który wydaje się zupełnie nie pasować do jego buntowniczej natury, prosi mnie o coś tak delikatnego, tak odmiennego od świata, w którym na co dzień żyje. Wyciągam do niego rękę, a nasze palce splatają się w ciepłym uścisku.

– Nie wiem, czy jesteś na to gotowy – mówię z uśmiechem, ale czuję, jak ta chwila staje się coraz bardziej wyjątkowa. To nie tylko zabawa. To gest pełen miłości, oddania, wspólnego świata, który tworzymy, niezależnie od tego, jak różne są nasze światy.

 Przyciągam go bliżej, cicho się śmiejąc.

 – No dobrze, zaczniemy od czegoś prostego. Pierwsza pozycja – poprawiam jego rękę, a potem jego stopy.

 Ross patrzy na mnie uważnie, z tą mieszaniną powagi i rozbawienia w oczach, ale wiem, że chce spróbować, dla mnie.

 Stara się utrzymać postawę, ale widzę, jak jego mięśnie napinają się, jakby walczył o równowagę. Jego twarz jest skupiona, a ja nie mogę powstrzymać śmiechu.

 – Pierwsza pozycja, hmm? – mówi z lekkim rozbawieniem, starając się trzymać stopy odpowiednio ułożone, choć widać, że nie jest to dla niego naturalne. – To chyba łatwiejsze, niż się wydaje… albo nie.

 Cicho chichoczę, widząc, jak bardzo się stara.

 – Jeszcze chwila, a staniesz się zawodowym baletmistrzem – mówię, poprawiając jego rękę, delikatnie przesuwając ją na odpowiednią wysokość. – Teraz, spróbujmy plié – mówię, wskazując na ugięcie kolan.

 Ross marszczy brwi, ale na jego twarzy wciąż gości uśmiech. Ostrożnie wykonuje ruch, jego kolana delikatnie uginają się, a ja widzę, jak całą swoją uwagę skupia na utrzymaniu równowagi. Kiedy podnosi się z powrotem, patrzy na mnie, z tym swoim zadziornym uśmieszkiem, który tak dobrze znam.

 – Jak mi poszło? – pyta, a ja nie mogę przestać się uśmiechać.

 – Całkiem nieźle – mówię, choć wiem, że bardziej liczy się dla mnie to, że w ogóle próbuje, że dla mnie robi coś, co wydaje się tak odległe od jego codzienności. – Ale może spróbujmy czegoś, co bardziej do ciebie pasuje.

 Zanim zdąży zareagować, przyciągam go bliżej, splatając nasze palce. Robimy kilka powolnych kroków, prawie tańczymy w rytmie, który nie jest baletem, ale jest nasz. Ross uśmiecha się szeroko, a jego śmiech wypełnia przestrzeń, mieszając się z cichą muzyką i migotaniem świec.

 – No i proszę – mówi, kręcąc głową – może balet to nie moja bajka, ale z tobą... wszystko ma sens.

Czuję, jak jego słowa rozgrzewają mnie od środka. Patrzę na niego, a w jego oczach widzę coś więcej niż tylko rozbawienie – coś głębszego, coś, co sprawia, że moje serce na moment przyspiesza.

 Bez słowa przyciągam go bliżej i unoszę się lekko na palcach, aby złożyć delikatny pocałunek na jego ustach. Jest czuły, krótki, ale pełen emocji, które w tej chwili są zbyt intensywne, by je wypowiedzieć. Nasze ciała nadal płynnie kołyszą się w rytm muzyki, jakby taniec był czymś naturalnym, nieprzerwanym przez ten intymny gest.

 Czuję, jak jego dłoń przesuwa się po moich plecach, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Ross odwzajemnia pocałunek, a jednocześnie nasze kroki pozostają zsynchronizowane, jakbyśmy byli jedną osobą, jednym rytmem. Ciepło jego ust i bliskość sprawiają, że wszystko inne traci znaczenie – jesteśmy tylko my, w tej chwili, wśród migoczących świec i cichej muzyki.

 Kiedy powoli się odsuwam, nasze czoła delikatnie się stykają, a ja uśmiecham się, patrząc w jego oczy. Nadal tańczymy, delikatnie, powoli, jakbyśmy chcieli, by ten moment trwał wiecznie.

Patrzę na niego, wciąż czując ciepło jego dotyku, jak nasze ciała płynnie kołyszą się w rytmie muzyki. Oparłam dłonie na jego ramionach, przyciągając go bliżej. W jego oczach tańczy blask świec, a w mojej głowie wiruje myśl, że ta noc jest jak z innego świata. Wszystko jest idealne, jakbyśmy znaleźli się w miejscu, gdzie czas nie istnieje.

 Uśmiecham się lekko, nie odrywając wzroku od jego twarzy.

 - Więc... kiedy jedziemy do Nowego Jorku? - pytam cicho, moje słowa ledwie przerywają ciszę wypełnioną muzyką i naszym cichym oddechem.

 Ross na moment zatrzymuje się, a jego uśmiech zanika, ale tylko po to, by ustąpić miejsca czemuś głębszemu. Patrzy na mnie intensywnie, jakby każde słowo, które właśnie wypowiedziałam, miało dla niego ogromne znaczenie. Zanim zdążę się nad tym zastanowić, nachyla się, a jego usta odnajdują moje w namiętnym, głębokim pocałunku. Moje serce zaczyna bić szybciej, a ja czuję, jak ogarnia mnie fala ciepła. Jego dłonie zjeżdżają w dół moich pleców, przyciągając mnie bliżej, nasze ciała stykają się, jakbyśmy byli jednością.

 Pocałunek staje się coraz bardziej intensywny, a ja zdaję sobie sprawę, że już nie ma odwrotu. Przestajemy tańczyć, ale nasze ruchy są płynne, jakby wszystko, co robimy, było kontynuacją tego tańca. Ross bierze mnie na ręce, nie odrywając swoich ust od moich nawet na chwilę. Wchodzi po schodach i kładzie delikatnie na łłóżku.W sypialni również są świece i kwiaty.

 – Romantyk z ciebie, co? – pytam, drżącym głosem, nie mogąc oderwać wzroku od jego oczu.

 – Tak, ale dopiero przy tobie mogę tej ukrytej naturze dać pole do popisu. – Mruga do mnie okiem, uśmiechając się. – I zostawię ją tylko dla ciebie.

 – Chcę się z tobą kochać, Rossie Stormie – szepczę, wiedząc, że czeka na mój znak.

Czuję, jak jego ręce delikatnie przesuwają się po moich plecach, jakby chciał zapamiętać każdy centymetr mojej skóry. Nasze usta ponownie złączają się w namiętnym pocałunku, a jego oddech miesza się z moim. Każdy dotyk jest pełen czułości, ale zarazem rozpalony intensywnym pragnieniem. Jego palce suną powoli, odkrywając mnie, a ja czuję, jak moje ciało reaguje na każdy jego ruch.

 Kiedy nasze usta na moment się rozłączają, patrzy na mnie, a ja widzę w jego oczach wszystkie emocje, które również targają mną, pragnienie, bliskość, i coś jeszcze... to poczucie, że jesteśmy w tej chwili tylko my, zanurzeni w sobie nawzajem.

 Dotyka mnie z taką delikatnością, jakby bał się mnie złamać, ale jednocześnie z pasją, która zdradza jego pragnienie. Jego usta powoli zjeżdżają na moją szyję, a ja odchylam głowę, zamykając oczy, pozwalając się całkowicie zanurzyć w tej chwili. Podnosi mnie do siadu. Jego dłonie przesuwają się po moich ramionach, aż zatrzymują się na materiale sukienki. Zatrzymuje się na chwilę, patrząc mi w oczy. Kiwam głową, potwierdzając ostatecznie, że naprawdę tego chcę. Najpierw opuszcza ramiączka sukienki, następnie rozsuwa z tyłu suwak. Z niczym się nie spieszy, ale i we mnie nie ma pośpiechu. Ross przez chwilę przygląda mi się, jakbym była arcydziełem. To spojrzenie sprawia, że czuję się naprawdę piękna. Następnie ją pomagam mu zdjąć trykot, a jego ciało odsłania się powoli, ukazując mi każdy szczegół – silne ramiona, zarys mięśni. Przykładam dłoń do jego klaty i uśmiecham się, wyczuwając pod palcami szybki rytm serca, dorównujący tempem mojemu.

Kiedy nasze ciała w końcu są całkowicie przed sobą odsłonięte, przez chwilę siedzimy wpatrując się w siebie. Ponownie dotykam jego klatki piersiowej, a moje dłonie przesuwają się delikatnie po jego skórze, chłonąc każdy mięsień i nierówność. Odwzajemnia ten gest, aż obejmuje mnie i ponownie kładzie na plecach.

 – Spójrz na mnie – prosi cicho, a ja otwieram oczy. – Jeśli cokolwiek byłoby nie tak, mów.

 Kiwam głową, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Patrząc w jego oczy, nawet przez chwilę nie dopuszczam do siebie myśli, że mógłby mnie w jakikolwiek sposób skrzywdzić.   

 Ponownie mnie całuje, a tym jednym pocałunkiem zawłada do reszty nie tylko moim ciałem, ale również duszą.

 W tej chwili oddaję mu już całą siebie.


















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro