Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27.

T

rzymam włosy Crystal jedną ręką, a drugą gładzę po plecach. Czuję pod palcami jej wystający kręgosłup i żebra. Za zamkniętymi drzwiami skomle Chaos, domagając się wpuszczenia do środka. Crystal na chwilę łapie głębsze wdechy i ociera mokre od łez, zaczerwienione policzki. Podaję jej wodę. Wypija kilka szybkich łyków i ponownie wymiotuje.

– Przepraszam – mówi zachrypnięty głosem, gdy torsje w końcu się kończą, i opiera się o ścianę. Spuszczam wodę i siadam na przeciwko niej. – Nie patrz teraz na mnie. Nie chciałam, żebyś był tego świadkiem. Mogłeś zostać na dole. – Chowa twarz w dłoniach. – To takie... upokarzające. Ale ten burger był naprawdę pyszny, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zjeść go w całości. Bywam strasznie żarłoczna. Mogłam jednak zatrzymać się na tej sałatce.

Parskam śmiechem, bo określenie żarłoczna kompletnie do niej nie pasuje. Fakt, jadła ze smakiem, dzieląc się z Chaosem, a że jestem tylko facetem, to widok Crystal zajadającej się soczystym burgerem i oblizującą palce z sosu, podniecał mnie tak, że sam z trudem przełykałem tego burgera. Miałem ochotę zlizać sos z kącika jej ust... Dawno już nie czułem takiego pociągu do żadnej kobiety.

A jak to ukryć, żeby jej nie wystraszyć? Woda przynajmniej była lodowata.

Spogląda na mnie przez palce. Odsuwa drżące dłonie od twarzy, siląc się na uśmiech. Pomagam jej wstać i wyprowadzam z łazienki. Pies dostaje szaleju, widząc ją w takim stanie. To on zaalarmował mnie, że jest coś nie tak. Jeszcze nie wiem czy sama sprowokowała wymioty, czy faktycznie po prostu za dużo zjadła na raz. Zrezygnowała z sałatki, którą dla niej wziąłem, chciała spróbować burgera. Rozmawialiśmy, była inna, bardziej ożywiona, aż nagle zbladła i poszła do łazienki. Chaos poszedł za nią i drapał w drzwi, wyjąc jak porąbaniec. Wystraszyłem się, że może straciła przytomność.

Nie protestuje, kiedy biorę ją na ręce i znoszę ze schodów, po czym układam na kanapie. Chcę usiąść obok, ale Chaos jest szybszy i wskakuje pierwszy, zajmując znaczną część i nie ma już dla mnie miejsca. Patrzy przy tym na mnie, aż mam ochotę złapać go za obrożę i wypieprzyć z domu. Złośliwiec.

– Naprawdę przepraszam – mówi skruszonym głosem Crystal, gdy wciąż się nie odzywam. – I za ten pocałunek też cię przepraszam. Jeszcze niedawno mówiłam, że nie wiem, czy jestem w stanie zaoferować ci coś więcej niż przyjaźń, a później... Jestem egoistką. Przepraszam to nie powinno się wydarzyć.

Cóż, nie powiem, żebym nie czuł zawodu, choć spodziewałem się tego.

– Nie musimy w żaden sposób nazywać tej relacji, Kryształku.

– Nie? – Patrzy na mnie zaskoczonym spojrzeniem.

– Nie.

Chociaż gdy myślę o wyjeździe z Pine Hollow widzę ją razem ze mną w samolocie do Nowego Jorku. Widzę ją krzątającą się w moim domu. W moim łóżku... Spokojną. Szczęśliwą. Moją. W każdym pieprzonym następnym dniu. Miesiącu. Latach. Nie wiem tylko, czy odnalazłaby się w systemie mojego życia. Loren była w samym jego centrum, spędzaliśmy ze sobą każdą chwilę, bo łączył nas zespół. Małżeństwo Jacka rozpadło się po dwóch latach – więcej nas nie było niż byliśmy obecni. Nick niedługo bierze rozwód po ośmiu latach małżeństwa. Na dłuższą metę dla kobiety takie życie może być męczące. Muzyka była dla nas priorytetem, był w nas głód życia, nie potrafiliśmy ustać w miejscu, pobyć w ciszy, ani się ustabilizować. Mi przerwa była potrzebna, ale chłopaki się nudzą.

Eddy codziennie dręczy mnie o powrót, wysyła próbki nagrań, przez co teksty piszą się same. Na dobrą sprawę mam materiał na całą płytę. Mógłbym już wrócić.

Ale ona uwiązała mnie w jakiś dziwny sposób do Pine Hollow...

Widzę, że Crystal nieco się rozluźnia na moje zapewnienie. Wydawało mi się, że to kobieta, która będzie oczekiwała raczej jakiś deklaracji, a tymczasem wygląda na to, że poczuła ulgę.

– Czyli nie masz mi za złe, że... Wykorzystałam cię?

Parskam suchym śmiechem. Jest słodka, ale chyba nie do końca zna pojęcie wykorzystywania.

– Wykorzystałaś? Nie odczuwam tego tak. – Kucam na przeciwko niej, a jej oczy błyszczą jak tafla lodu w słońcu. Klatka piersiowa zaczyna się poruszać szybciej, a ona śledzi każdy mój ruch. – Mam trzydzieści jeden lat, Crystal. Nie siedemnaście. Nie wszystko musi łączyć się z deklaracjami. Uczucia to skomplikowana sprawa. Jeśli ten pocałunek sprawi, że kiedyś dasz komuś szansę zostać w swoim życiu na dłużej... może na zawsze, to jestem do usług. – Puszczam jej oczko, a na samą myśl, że kiedyś mogłaby obdarzyć zaufaniem jakiegoś faceta, który nie będzie mną, i wpuści go w pełni do swojego życia, a do tego będzie szczęśliwa, szlag mnie trafia.

– Nie chodzi o ciebie, Ross – wzdycha zniecierpliwiona. – Chodzi o to, że jestem zepsuta. Widziałeś to już kilka razy. Ale nie wiem, jak to robisz, że sprawiasz, że zapominam... O tym, co było. Trochę się tego boję.

– W takim razie możesz mnie znowu pocałować, żeby odegnać ten natrętny strach.

Crystal parska śmiechem

– Nie żartowałem, Kryształku – mówię poważnie, zwracając na siebie jej uwagę. Śmiech cichnie i ona również przybiera poważny wyraz twarzy, a jej oczy błyszczą. W porządku, wiem, że musi dojść do tej rozmowy.

 Spycham z kanapy psa, nie zważając na jego groźny warkot i siadam obok dziewczyny.  Crystal podciąga nogi pod brodę i obraca się ciałem w moją stronę.

– Jest tylko jeden problem, Ross. – Przygryza wargę, a mnie przed przejęciem inicjatywy powstrzymuje tylko to, że mogłaby się wystraszyć, gdybym niespodziewanie zaatakował jej usta. W zasadzie sam skazałem się na takie katusze, bo jestem pierdolonym masochistą i w tym duecie to ja jestem ćmą lecącą do ognia. Znając już smak jej ust, chciałbym więcej. – Na prawdę nie potrafię się zaangażować. Próbowałam, ale... Głębsze uczucia mnie przerażają. Usłyszałam trzy razy kocham cię z ust mężczyzn, z którymi się spotykałam. I to kończyło naszą relację. Przed gwałtem, Marco powiedział, że mnie kocha i chciałby, żebym po ukończeniu nauki wstąpiła do jego zespołu. Wystraszyło mnie to...

– Czekaj...

– On jest... – Crystal bierze głębszy wdech. – Miałam romans z nauczycielem, Ross.

Nie daję po sobie poznać zaskoczenia, ona wygląda już na wystarczająco zrozpaczoną. Fakt, myślałem bardziej o jakimś gówniarzu, który nie zrozumiał słowa nie, albo znudziło mu się czekanie aż będzie gotowa.

– Znaliśmy go i byliśmy podekscytowani. Jest choreografem i tworzy niesamowite sztuki. Jest młody, a zrezygnował z tańca na rzecz tworzenia i szybko zdobył uznanie. Miałam szansę już tańczyć z nim w jego spektaklu. Co jakiś czas, mieliśmy możliwość  zatańczenia z profesjonalistami i wtedy padło na mnie.

Nie zdradzam się z tym, że wiem, o jakiej sztuce mówi, ale przypominam sobie typa z którym tańczyła w Romeo i Julii. Jaki, do cholery, musiał być poziom w tej akademii, skoro ona już jako dziewiętnastolatka tańczyła jak profesjonalistka? Za nic nie potrafię sobie przypomnieć jego wyglądu, bo byłem tak bardzo skupiony na Crystal, że nawet jakiś choreograf został przez nią przyćmiony.

– Może to moja pycha podpowiadała mi, że skoro już mnie zna, to dostanę główną rolę, ale pomyliłam się. Byłam zła. Zła w zasadzie to mało powiedziane. Wściekła i rozżalona. Gianna miała być czarnym charakterem, a ja tym dobrym, ale jej rola miała więcej efektownych figur, była intensywniejsza, głębsza, można było naprawdę pokazać się z najlepszych stron i wiedziałam, że doskonale odnalazłabym się w tej roli. Historia była o dwóch siostrach zakochanych w tym samym mężczyźnie, który był rozdarty pomiędzy jedną a drugą siostrą. Dwa różne charaktery. Dzień i noc. Jasność i ciemność. Mnóstwo emocji. Rywalizacja o te dwie role była duża, a faworytek było kilka, w tym ja. Powinnam się cieszyć, że otrzymałam rolę Stelli, ale dla mnie to było za mało. Wiesz, kto miał grać zakochanego nieszczęśliwca?

– On?

Crystal kiwa głową.

– Rzadko się zdarzało, żeby choreograf brał udział w końcowej sztuce, ale moja matka się na to zgodziła. Z początki Marco był dla mnie bardzo ostry. Nie tak go zapamiętałam. Dawniej był miły, pełen pasji, praca z nim była przyjemnością. A wtedy strasznie dużo krzyczał, ciągle coś mu nie pasowało, za to chwalił Gianne. Kazał mi na nią patrzeć, uczyć się od niej, mówił, że poruszam się jak ślamazara, albo że jestem sztywna jakbym miała pal w dupie i takie... Wkurzał mnie do tego stopnia, że nie wytrzymałam i przy wszystkich mu wygarnęłam. To było niedopuszczalne, żeby nawtykać nauczycielowi, groziło za to wydalenie że szkoły. Ale byłam wystarczająco zestresowana wymaganiami własnej matki i presją jaką na mnie nakładała, żeby jeszcze słuchać jego. Powiedziałam, że rezygnuję i wyszłam z sali. Poszedł za mną. Złapał mnie za rękę, ale wyszarpnęłam się. Pocałował mnie. Byłam tak zaskoczona, że dostał w twarz. – Crystal zerka na mnie, ale milczę. Rozluźniam pięść, którą nieświadomie zaciskałem i wypuszczam z płuc powietrze. Potrafię sobie wyobrazić ją wściekłą.

– Powiedziałam, że to zgłoszę i go wyrzucą. Zaśmiał się, mruknął coś, że czeka na mnie z powrotem w sali. Pokazałam mu środkowy palec i poszłam prosto do gabinetu matki.  Wyrzuciłam z siebie wszystko, także zajście na korytarzu  Zgadnij, co mi powiedziała?

Zamykam oczy i przypominam sobie tą babę z nagrań. Nie mam wątpliwości, że musi być wyrachowaną osobą, dla której córką niewiele znaczyła. Bardziej broniła akademii niż Crystal, więc strzelam bez głębszego zastanowienia:

– Żebyś wykorzystała sytuację?

– Bingo. – Crystal śmieje się sucho. Jej głos staje się coraz bardziej gorzki, ciemny, a wzrok odległy i mglisty. Chciałbym zrobić coś, żeby nie musiała do tego wracać, ale jeśli faktycznie potrzebuje powiedzieć, jak to było, muszę jej na to pozwolić. – Powiedziała, że nie mam szans z Gianną, skoro nie zostałam wybrana do główniej roli, a Marco może mi pomóc. Kazała mi wracać na próbę i przestać dramatyzować. Nie mogłam w to uwierzyć. Byłam taka wściekła, Ross. Wyrzucała ludzi za mniejsze przewinienia. Był kodeks akademii i za złamanie jakiegoś punktu nie było wcześniej żadnych ostrzeżeń. Całe życie ktoś mną pomiatał, wmawiał, że jestem niewystarczająco dobra, ciągle czegoś mi brakowało, wiecznie ktoś był lepszy, a ja próbowałam sprostać tym wymaganiom, przekraczać własne granice, kosztem swojego zdrowia, siebie. Matka powiedziała jeszcze, że wiele baletnic właśnie w ten sposób robi karierę. Wiedzą, przy kim się zakręcić. Byłam... Było mi już wszystko jedno, czułam się przez nią zdradzona, jak jeszcze nigdy wcześniej, jakby uważała, że sama już nic nie osiągnę i powinnam zdobyć sławę podstępem, skoro mam ku temu okazję.  Byłam głupia, sądząc, że ona w jakikolwiek sposób mi pomoże. Gdy mówiłam jej o Giannie w początkowych miesiącach w akademii, że uwzięła się na mnie, matka kazała mi zacisnąć zęby i w końcu dorosnąć, stanąć z problemami twarzą w twarz, a nie biegać do niej na skargę. Mówiła, że jakby ona tak się nad sobą użalała jak ja, nie osiągnęłaby tego, co ma. Nic więcej jej nie mówiłam. A z Marco zaczęłam grę. – Crystal patrzy na mnie, a jej oczy znowu stają się lodowate. – Drażniłam się z nim. Kusiłam. Przyciągałam i odpychałam. Dawałam mu trochę siebie, żeby to zabrać. W końcu to on tańczył, jak mu zagrałam. Wysyłał mi żałosne sms-y, wydzwaniał. Śmiałam się z niego w duchu. Byłam przerażona sobą, bo dla mnie to nic nie znaczyło. Wiedziałam, że mógłby mnie zniszczyć jednym ruchem. I może podświadomie tego chciałam. Żeby to wszystko się skończyło. Żebym została wyrzucona z akademii. Byłam zmęczona. Marzyłam, żeby to wszystko rzucić i po prostu uciec jak najdalej, ale nie miałam odwagi. Taniec był dla mnie wszystkim, poświęciłam mu swoje życie, bez niego byłabym nikim.

Crystal zamyka oczy. Całe ciało ma usztywnione, paznokciem zdrapuje skórki, drżą jej dłonie. Wygląda, jakby odpłynęła i wiem, że wraca da tamtego czasu. Walczę, ze sobą, żeby nie powtórzyć, że nie muszę wiedzieć. Gdy ponownie się odzywa głos ma wyprany z emocji:

– W końcu pozwoliłam Marco zaprosić się na jedną randkę. Drugą. Byłam złośliwa, podła, chciałam go w jakiś sposób do siebie zniechęcić. Nie wiem, kiedy straciłam do tego siły. Byłam w sali prób, było już ciemno, ale ćwiczyłam. Obiecałam sobie, że to będzie mój najlepszy występ i nie pozwolę, żeby cokolwiek poszło nie tak. Obserwował mnie. Zaczęliśmy rozmawiać. Kiedy nie był dupkiem wydawało mi się, że mnie rozumie, słuchał, co mówiłam i trochę odpuściłam, wyluzowałam, pozwoliłam sobie odetchnąć i przestać tak wszystkim się przejmować. Przez jakiś czas było miło, poświęcał mi wiele uwagi na próbach.  Dużo rozmawialiśmy.  W końcu pozwoliłam mu się pocałować. I to był błąd. Ogromny błąd, bo on chciał czegoś więcej ode mnie. To było jak podpisanie paktu z diabłem. Zrobił się zaborczy. Kontrolował mnie. Nie miałam komu o tym powiedzieć. Bałam się go, ale miałam nadzieję, że może rozejdzie się po kościach i mu się znudzę. Nie odpowiadałam na wiadomości... Nie odbierałam telefonów. Ignorowałam go. Próby były koszmarem, ale starałam się przez to jakoś przejść, nie skarżyć się i robić swoje. A on ciągle walczył, przepraszał i groził na zmianę.

Podaję jej wodę, bo głos ma coraz cichszy i bardziej zachrypnięty. Uśmiecha się do mnie lekko, ale oczy są puste, jakby została ze mną tylko ciałem. Gdy dotykam jej policzka, żeby odgarnąć zbłąkany kosmyk, przez krótką chwilę w jej tęczówkach zapala się światło, ale szybko gaśnie. Ponownie zamyka oczy.

– W dniu przed występem prosił, żebym do niego przyszła, bo ma mi coś ważnego do powiedzenia. Niechętnie, ale poszłam. Zrobił kolację. Były świece. Grała cicho muzyka. Nie chciałam zostać, ale nalegał. Uznałam, że lepiej teraz nie robić nic, co mogłoby mi zaszkodzić, dlatego zgodziłam się.   Zjedliśmy, rozmawialiśmy. Przeprosił mnie za swoje zachowanie i powiedział, że chciałby, abym znalazła się w jego zespole. Przysięgał, że mnie kocha i stracił dla mnie głowę, że kiedy tylko mnie zobaczył ponownie w akademii, wiedział, że jestem kobietą, z którą chciałby być. Mówił, że zasługiwałam na główną rolę, ale bał się, że zostanę wybrana przez zaproszony na występ zespół i straci mnie na zawsze. Obiecywał, że zostanę solistką w jego zespole i  pokieruje moją karierą, bo zasługuję na to, żeby świecić jak najjaśniejsza gwiazda. Może komuś takie deklaracje przypadłyby do gustu, ale ja zdenerwowałam się i powiedziałam mu, że to zaszło za daleko i dla mnie to koniec. Wściekł się. Uderzył mnie... – Zamyka oczy i nic więcej nie mówi. Nagle zapada głęboka cisza. Nie słychać nawet naszych oddechów. Kurwa, wydaje mi się nawet, że serce mi przestało bić. Wolałbym, żeby już nic nie mówiła, ale zdaję sobie sprawę z tego, jak długo wszystko w sobie trzymała. Chcę wziąć ją za dłoń, ale zabiera rękę, jakby kopnął ją prąd.

– Przepraszam... – mamrocze i splata nasze palce. Gdy ponownie się odzywa, głos jej drży. Dłoń ma lodowatą. Trzyma mnie tak kurczowo, jakbym miał moc uchronić ją przed powrotem do tamtego dnia. – Byłam dziewicą. Może nie wiedziałam, co to miłość, bo nigdy jej nie zaznałam, ale to było dla mnie bardzo ważne. W głębi serca wierzyłam, że może kiedyś, ktoś mnie naprawdę pokocha i sama będę potrafiła obdarzyć uczuciem... Wierzyłam, że wszystko się zmieni, gdy tylko opuszczę to toksyczne środowisko, w którym żyłam od dziecka. Po wszystkim, Marco wmawiał mi, że to moja wina. Powiedział, że od początku bawiłam się jego uczuciami, że to ja chciałam wykorzystać jego słabość do mnie. Zrobił się nagle czuły i troskliwy. Mówił, że wszystko się ułoży. Był spanikowany. Nie odzywałam się. Wyłączyłam wszystkie emocje. Odwiózł mnie do akademii..  A następnego dnia był nasz wielki dzień. Byłam obolała. Nie zmrużyłam oka nawet na chwilę, wymiotowałam. Gdy Gianna mnie zobaczyła, skrzywiła się i powiedziała, że jestem żałosna, ale nie zrozumiałam, o co jej chodzi. Patrzyła na mnie jak na gówno. Byłam tak bardzo otępiała, że nawet nie zareagowałam. Wydawało mi się, że śnie jakiś koszmar i się z niego niedługo obudzę. Powtarzałam sobie, że muszę przetrwać, że dam radę jak zawsze, ale gdy zobaczyłam go za kulisami dostałam ataku paniki. Na oczach całego zespołu i nikt nie mógł mnie uspokoić. Marco podjął decyzję, że zastąpi mnie Eliza, najlepsza przyjaciółka Gianny, ale wtedy do akcji wkroczyła moja matka. Wzięła mnie na bok. Powiedziałam, że nie mogę, że nie dam rady, że stało się coś złego. Tak bardzo chciałam, żeby mi pomogła, a ona nawet nie zapytała, co się stało. Nagadała mi tak, że naplułam jej w twarz. Powiedziałam, że jej nienawidzę, a ona jedynie starła ślinę, mówiąc, że zatańczę i wszystko zostaje tak, jak było. Więc zatańczyłam. A później przez tydzień chorowałam. Krzyczałam w poduszkę, ale nikt mnie nie słyszał. Drapałam ciało do krwi. Chciałam umrzeć. Po raz pierwszy w życiu tak naprawdę. Nie poszłam na ogłoszenie kto został wybrany do zespołu. Nie musiałam, bo ludzie o tym gadali. Wszyscy mówili, że gdybym nie zrobiła dramatu przed samym wyjście na scenę i nie spieprzyła swojej najlepszej roli, na pewno byłabym to ja, a zachowałam się jak histeryczka. Chciałam stamtąd uciec, więc poszłam na wieżyczkę. Gianna przyszła za mną. Z początku ją ignorowałam. Nie docierały do mnie jej słowa. Wyobrażałam sobie, że jestem gdzieś zupełnie indziej, że to nie jest moje życie, że jeszcze tylko kilka miesięcy i ucieknę. Gdziekolwiek, byle jak najdalej od tego wszystkiego, w czym żyłam. I wtedy zapytała: ty naprawdę myślałaś, że komuś takiemu jak Marco może na tobie zależeć? Te słowa jakby obudziły mnie z jakiegoś transu. Odwróciłam się do niej. Powiedziała, że od początku byli w zmowie. Że miał mnie w sobie rozkochać i rzucić przed występem. Wtedy powiedziała, że to jej przyrodni brat i wisiał jej przysługę. Nie wiem po co to zrobiła, ani jaki miała cel, bo uderzyłam ją w twarz i wykrzyczałam, że on mnie zgwałcił. Że mnie prześladował, a nie rozkochał... Wyśmiała mnie. Popchnęłam ją. Zaczęłyśmy się szamotać... Tam, na górze wieżyczki chyba wszystko się we mnie skumulowało. Te wszystkie lata poniżania i żalu, jaki w sobie nosiłam, samotności.  Drastycznych ćwiczeń, dążenia do perfekcji i zaciskania zębów, żeby nie otrzymać kary, gdy powiem o dwa słowa za dużo. Może ją zabiłam... Może naprawdę zepchnęłam. Nie wiem. Nie pamiętam. – Wczepia palce we włosy, ciągnąć za kosmyki tak mocno, że boję się, że powyrywa sobie włosy, i tym razem z Chaosem działamy we dwóch. Przyciągam ją do siebie, zamykając w ramionach, a on wskakuje na kanapę, walcząc o dostęp do jej twarzy.

Crystal zaciska palce na mojej koszulce tak mocno, że wbija mi paznokcie w skórę. Ale ja trzymam ją równie mocno. Drży całe jej ciało. Zaczyna szlochać. Z początku cicho, ledwo zauważalnie, aż płacz przeradza się w krzyk.

Pozwalam jej na to, szepcząc jedynie do ucha, że jestem. W życiu nie czułem się tak bezradny jak w tej chwili i jedyne, co mogę jej dać, to swoją obecność.












 

 

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro