Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👠




- Zamknij się i zrób to jak trzeba.
- Ja!? To ty nie potrafisz ustawić się jak trzeba, hm!
- Gdybyś tylko nie zajmował tyle miejsca nie byłoby z tym żadnego problemu.
Na czole blondyna pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyłka. Zamiast rzucenia się na stojącego obok brązowookiego Deidara wziął głęboki wdech. Cała sytuacja zaczynała go poważnie irytować. Irytacja ta było o tyle wysoka o ile blondyn uzmysławiał sobie, że powoli zaczyna marudzić zupełnie jak Sasori lub Kakuzu w kwestii marnowania czasu.
- Deidara –senpai Tobi puści muzykę jeszcze raz!
- Super, hm.
Coś, co można było określić kameralną próbą zostało wznowione. Wciąż jednak pojawiały się momenty niezgody i oburzenia. Dwójka artystów zdawała się estetami, także w kwestii sztuk teatralnych.
- Dzwonię po Uchihe bez niego to nie ma sensu - oznajmił Sasori.
- A reszta, hm?
- Chcesz płacić Kakuzu za pomoc?
- Też racja, hm.


~*~



Pain mimo szczerej chęci ucieknięcia myślami od przedstawienia nie mógł tego zrobić. Oczywiście w głowie pojawił się prosty plan, który sugerował mu, żeby najzwyklej nie wystąpił w całej tej farsie. Niestety pojawił się także czynniki hamujące, którymi była czysta furia w postaci dyrekcji, grona pedagogicznego, członków koła teatralnego, a nade wszystko uczniów, którzy rozgoryczeni wieścią, że lekcje jednak się odbędą z powodu chimer jednego z aktorów będą chcieli wyjaśnić mu, że coś takiego jest niewybaczalne.
Wyjściem z całej tej sytuacji było nauczenie się wygłaszania swoich kwestii tak jak życzy tego sobie opiekunka koła. Co do tanga... Oczywiste jest, że pod koniec tak długiego spektaklu uczniowie odlecą myślami i tylko nieliczni z zebranych będą śledzić to, co dzieje się na scenie.
Nastolatek przed powtórzeniem swoich kwestii postanowił nieco dotlenić umysł. Spacer faktycznie wpływał na niego kojąco. Gdy stawiał coraz to spokojniejsze kroki w dali dostrzegł znajomą męską sylwetkę.
Itachi szedł powoli trzymając w lewej dłoni ciemną teczkę, natomiast w prawej znajdowała się ukochany przysmak Uchihy.

Chłopak odwrócił się gwałtownie słysząc dziwny turkot. O brukowaną uliczkę wściekle uderzały małe kółka sklepowego wózka w środku, którego znajdował się wrzeszczący Hidan. Na tyle ramy stał Kakuzu, który powinien kierować pojazdem, zamiast tego chłopak przypatrywał się uważnie drodze przed wózkiem i naprężał mięśnie, by być gotowym do wykonania skoku i opuszczenia wózka.

Uchiha zrobił trzy kroki w bok zapewniając sobie bezpieczeństwo przed pędzącym z coraz to większą prędkością wózkiem. Pain natomiast przyśpieszył kroku chcąc zobaczyć wyniki zbliżającego się hamowania. Czarnooki widząc zbliżającego się piechotą znajomego kiwnął głową na znak powitania. Rudowłosy wykonał ten gest zachowując dystans. W końcu rozpędzony wózek przejechał między nastolatkami. Kakuzu zeskoczył z pojazdu pozostawiając Hiadana zdanego na pastwę losu. Nieświadomy niczego Hidan wciąż wydawał z siebie okrzyki zadowolenia, które stopniowo przeradzały się w wiązankę przekleństw kierowaną pod adresem Kakuzu. Wózek podskoczył tuż po zetknięciu się z krawężnikiem oddzielającym chodnik od trawnika. Siedzący w środku chłopak znalazł się momentalnie w powietrzu, by zaledwie po trzech sekundach znaleźć się na trawię.

- Pozwólmy mu umrzeć – Kakuzu z założonymi rękoma wpatrywał się w leżącego przyjaciela.
- Normalnie byłbym za, ale jest nam trochę potrzebny - skomentował rudowłosy.
- Czy on, aby nie chciał w ten sposób uniknąć występu? – Itachi kontynuował spożywanie dango.
- Na to by nie wpadł. Chciał sobie skrócić drogę.
- Kiedyś przyznają mu nagrodę Darviwna.



~*~


- Sasori masz gości, hm.
Deidara na wrócił leniwym krokiem do salonu, gdzie na kanapie zalegał Sasori wraz z Tobim.
- W końcu możemy kontynuować.
Miedzianowłosy już miał coś powiedzieć odnośnie wyglądu Hidana, jednak ten wyciągnął w jego stronę zaciśniętą pięść, dając właścicielowi mieszkania do zrozumienia, że wszelkie komentarze są całkowicie zbędne.

Próba przebiegała powoli. Kilka scen wymagało powtórek. Co jakiś czas dochodziło do wymuszenia przerwy. Ostatecznie nadszedł czas na wykonanie kilku powtórzeń ostatniej sceny i ostatecznego zakończenia katorgi.

Pierwsze podejście przebiegło szybko i sprawnie. Powodem tego był fakt, iż uczestnicy sceny skupili się jedynie na wygłoszeniu kwestii.

Druga próba już na wstępie wywołała sporo emocji. Nawet jeśli oni byli w komplecie, wciąż brakowało im aktorki, której obecność była kluczowa dla całej sceny.
- Mój czas został zmarnowany – Kakuzu rozsiadł się w fotelu czekając, aż cała sprawa zostanie rozwiązana.
- Spokojnie. Jeden z nas nie bierze udziału w tej scenie – Sasori wskazał na Hidana, który znalazł sobie nowe zajęcie polegające na wykrzywianiu kończyn jednej z marionetek artysty.
Szarowłosy jak na zawołanie zaprzestał swojej zabawy. Rozejrzał się po zebranych, aż ostatecznie zrozumiał o kim mowa.
- No chyba was popierdoliło.
- No chyba coś jesteś nam winien – Pain spojrzał na niego tak przepełnionym mordem wzorkiem, że chłopak wstał natychmiastowo.
- I co niby mam robić!?
- Masz czytaj, hm.
- Weźcie sobie Deidare! No spójrzcie na niego idealna partnerka.

Urażony blondyn był gotowy wygłosić ostrą ripostę, jednak powstrzymał się natychmiastowo widząc podirytowany Kakuzu wymierzę w stronę Hidana pięść.
- Popierdoliło cię!?
- Przestań marnować mój czas.
- Deidara-senpai! Tobi jest taaaaaaaaaaaki głodny!
- Co mi do tego!? Nie mam zamiaru cię karmić, hm!
- Możesz zrobić chociaż raz co przyniesie jakąś korzyść!?
- Ej! Tobi gdzie idziesz! Mój dom to nie jest jakaś stołówka! - krzyknął Sasori.
- Jeeeeeść!
- Zamknijcie się wszyscy! – Cierpliwość Paina właśnie osiągnęła swoje granice.
- Hidan dobrze ci radzę czytaj to co masz tam zaznaczone, bo tym razem zostaniesz spuszczony w tym wózku z dachu.
- A co ja jestem ci winien człowieku?
- Może odetniemy mu język i po prostu każemy się ruszać jak trzeba, hm?
- Chcesz stracić grzywkę popaprańcu?
- Zamkniecie się? – żyłka na czole Paina ponownie zaczęła pulsować.

- To bez sensu, on jest za ciężki – Sasori z niemałym obrzydzeniem starał się wykonać odpowiednie kroki prowadząc przy tym Hidana.
- Coś powiedział karzełku – oburzony nastolatek obrócił artystę tak, by patrzeć mu w oczy.
- Że w życiu nie miałem do czynienia z tak brzydką tancerką.


~*~



Próba zakończyła się późnym wieczorem. Pain zmęczony, obolały, a nade wszystko zrezygnowany wracał do domu. Jednym pocieszeniem wydawała się być cisza. Czyli coś, z czym nie miał do czynienia od kilku godzin.
Niestety i tym razem nie mógł delektować się długo spokojem. Obok niego przebiegły dwie zakapturzone postacie. Zdezorientowany nastolatek zaczął rozglądać się za powodem, dla którego ta dwójka tak szybko biegła. Kiedy się obejrzał dostrzegł kolejne dwie sylwetki, tym razem zdecydowanie drobniejsze. Gdy postacie przybliżyły się Pain rozpoznał w nich Konan oraz [Imię], które z trudem łapały oddech.
- Nie zatrzymałeś ich? – Konan usiłowała uspokoić oddech.
- Nie wiedziałem, że muszę.
- Cholera.
- Kto to właściwie był?
- Kabuto i jeszcze jeden od Orochimaru.
- Co? – nastolatek był całkowicie zmieszany.
- Zabrali mi torbę z kostiumem – [Imię] usiłowała powstrzymać płacz.

Rudowłosy nie musiał słuchać dalej. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego co powinien zrobić. Ponownie zmusił się do sporego wysiłku, by rozpocząć pościg.

Sam nie wiedział jakim cudem udało mu się dogonić zbiegów w dość krótkim czasie. Wiedział jedynie, że musi odebrać to co zostało skradzione.
- Dobra panowie. Kończymy zabawę.
- Nie jesteś chyba zbyt spostrzegawczy - kpił Kabuto - mamy przewagę.
- Taaa...
Rudowłosy zdawał się nic sobie nie robić z tego faktu. Jak gdyby nic przystąpił do wymierzenia własnej sprawiedliwości.

- Faktycznie macie przewagę - nastolatek przetarł dłonią wargę starając się przy tym pozbyć chociaż odrobiny krwi z jej powierzchni - spadacie? A może chcecie jeszcze?
- Chętnie byśmy zostali, ale wiesz... Wystarczającym upokorzeniem dla was jest zabawa w przedstawienie.
- Tak, tak. A wiesz co? Chyba coś tu mam dla ciebie - mówiąc to Pain złamał gałąź z pobliskiego drzewa, by następnie przygotować się do uderzenia okularnika.


~*~

- Na pewno nic ci nie jest? - dopytywała zdenerwowana[Imię]
- Bywało gorzej.
- Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. Nie chodźcie same po nocy - Pain spojrzał gniewnie na przyjaciółkę.
Po kim, jak po kim, ale po Konan nie spodziewał się takiego zachowania. Rudowłosy westchnął głośno. Ten dzień nie należał do najbardziej udanych.
- No nic. Do następnego [Imię]
- Paaa - Konan pomachała nowej koleżance, którą wraz z Painem odprowadziła prosto do domu.
- Cześć - [Nazwisko] zniknęła za drzwiami mieszkania.

~*~

Rudowłosy w końcu znalazł się w swoim łóżku. Pozwalając przemęczonemu ciału odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro