Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Ognisko było już w pełni. Pośrodku polanki paliła się ogromna hałda drewna, wokół której zasiadła cała zebrana młodzież. Podzieleni byliśmy na grupki. Jedni siedzieli na ławach inni na przyniesionych kocach, leżakach i tym podobnych. Jedni wcinali już swoje kiełbaski, drudzy dopiero je opiekali na długich, naostrzonych kijach. W międzyczasie, opowiadali  kawały i wygłupiali się. Dookoła pełno było śmiechu i głośnych rozmów. Ktoś nawet przyniósł gitarę i co poniektórzy śpiewali, fałszując przy tym strasznie.

Siedziałam razem z Dorą na kocu oddalonym nieco od ogniska. Obie zjadłyśmy już po jednej kiełbasce. Plotkowałyśmy na rozmaite tematy i co chwilę wybuchałyśmy śmiechem.

Molly również przyszła na ognisko, ale ona bawiła się razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi z miasta, których zaprosił jej brat. Już całkiem zapomniała o starych znajomych. Było nam przykro z tego powodu, ale postanowiłyśmy, że nie popsuje nam to zabawy. Przyjemnie było siedzieć wśród znajomych. Ognisko biło blaskiem, który rozświetlał całą polanę. Nie zauważyłyśmy nawet kiedy się ściemniło. Czas zaczynał nie grać roli. Cały świat mógłby nie istnieć, jedynie ta polana.

Cieszyłam się faktem, że ani razu nie trafiłam na Daniela. Może faktycznie nie przyszedł na ognisko. Jedynie od czasu do czasu łapałam się na tym, że zerkam w stronę Bliźniaków, którzy siedzieli po drugiej stronie polany. Raz nawet, Chris pochwycił moje spojrzenie i wysłał mi szeroki uśmiech. Richard nie spojrzał natomiast ani razu. Był zbyt zajęty rozmową z Kitty i resztą paczki. Dziewczyna raz za razem zanosiła się swoim idealnym śmiechem, przy którym falowały jej bujne blond włosy.

W głowie miałam cały czas piosenkę Aerosmith, którą puścił mi Richard. Niech puszcza takie ckliwe piosenki swojej dziewczynie, a mi da wreszcie spokój.

Po jedenastej na polanie podniósł się hałas. Zaginęła Kamila, która bawiła się ze znajomymi blisko lasu. Kamila była młodszą siostrą Christiana. Czternaście lat miała skończyć dopiero za jakieś trzy miesiące, ale rodzice pozwolili jej pójść na ognisko. Prawie cała młodzież rozeszła się po lesie w poszukiwaniu dziewczyny. Tylko nieliczni zostali na wszelki wypadek, gdyby Kamila wróciła. Ktoś powiedział, że telefon zostawiła na kocu, więc bezcelowe było do niej wydzwaniać. Trzeba było przeszukać las

Najpierw, razem z Dorą szukałyśmy dziewczynki, nawołując ją po imieniu, zaglądając do wszystkich szczelin i innych kryjówek. Lasek Zagubionych nie był jakąś straszną puszczą, pełną wielkich niebezpieczeństw, ale potrafił być zdradziecki, zwłaszcza w nocy. Jednak mieszkałam tu od urodzenia i znałam las na pamięć. Dlatego też nie przeraziłam się kiedy Dora oddaliła się do innej grupki ludzi, żeby z nimi pogadać. Już po chwili byłam całkiem sama. Słyszałam różne głosy, ale nikt nie stał w zasięgu mojego wzroku. Po krótkiej chwili marszu stwierdziłam, że to nie ma najmniejszego sensu chodzić tam i z powrotem. Zatrzymałam się i zaczęłam się zastanawiać, gdzie Kamila mogła przez przypadek wpaść. Nagle przypomniałam sobie Rów Śmiechu. Było to dość przerażające miejsce, które każdy starał się omijać. Kiedy stało się nad owym rowem i coś mówiło, z dołu dobiegała dziwne echo, które brzmiało jak szyderczy śmiech. W dzień było nawet zabawnie tam chodzić, ale w nocy. Ruszyłam w kierunku rowu. Pamiętałam jak w dzieciństwie pośliznęłam się i zjechałam kilka metrów w dół po stromym brzegu. Rów nie był bardzo głęboki, ale był zasypany kamieniami, a spadając na nie można było się zabić. Nieźle najadłam się wtedy strachu, ale na szczęście był ze mną dziadek, który mnie uratował.

Dojście do rowu zajęło mi kilka minut. Możliwe, że ktoś sprawdzał już to miejsce, ale warto było sprawdzić je jeszcze raz. Wiedziałam, że będąc sama bardziej się skupię na poszukiwaniu. Szłam ostrożnie wzdłuż krawędzi i zaglądałam w dół, świecąc sobie latarką. Miałam nadzieję, że Kamili nic się nie stało. Nagle usłyszałam cichutki szloch. Położyłam się na brzuchu i wychyliłam się za krawędź. Kilka metrów poniżej zauważyłam skuloną postać na występie skalnym.

– Kamila? – spytałam.

– Tak – odpowiedziała przez płacz.

– Jesteś cała? – Może głupie pytanie, ale jedyne jakie przyszło mi do głowy.

– Chyba... chyba złamałam nogę. Strasznie boli.

Szybko przeanalizowałam sytuację. Sama nie byłam w stanie pomóc dziewczynce, dlatego musiałam sprowadzić pomoc.

– Kamila idę po pomoc, zaraz cię stamtąd wyciągniemy obiecuję – rzuciłam szybko. 

Odpowiedział mi tylko szloch. Wstałam i rozejrzałam się, ale nikogo nie widziałam w pobliżu ani nie słyszałam. Wbiłam swoją latarkę w ziemię, promieniem światła do góry, żeby łatwiej mi było odnaleźć to miejsce. Następnie pobiegłam przed siebie. Miałam na dzieję, że szybko kogoś spotkam i na szczęście, już po chwili usłyszałam głos Chrisa i Richarda.

– Starzy mnie zabiją. Miałem jej pilnować. – Głos Chris był pełen rozpaczy. – Jeżeli oni mnie nie zabiją, to sam się powieszę, jeśli coś jej się stanie.

– Uspokój się stary. Na pewno ją znajdziemy. Nic jej nie będzie – pocieszał go Richard i w tym momencie wynurzyli się zza drzew, a ja wpadłam prosto między nich.

– Chłopacy, znalazłam ją... – rzuciłam zdyszana. – Jest tam. – Wskazałam kierunek skąd przybiegłam.

– Gdzie? – Christian spojrzał na mnie przerażony.

– Chodźcie, pokażę wam! – Pociągnęłam Chrisa za rękę.

W bardzo krótkim czasie byliśmy na miejscu oznaczonym zaświeconą latarką. Przez chwilę patrzeli w dół, zastanawiając się jak ją wyciągnąć.

– Przydałaby się nam jakaś lina – powiedział Christian.

– Nie ma czasu. Ona i tak już musi być przerażona – zaoponował Richard.

– Więc co proponujesz? – Chris zaczynał być trochę poirytowany.

– Mówiła, że ma złamaną nogę? – Richard zwrócił się do mnie. Przytaknęłam. – Nie da rady się sama wspiąć. Po prostu zejdę tam i jej pomogę, a wy złapiecie ją za ręce i wyciągniecie – objaśnił  i zaczął przygotowywać się do zejścia.

– To może być niebezpieczne – palnęłam.

– Bez przesady – parsknął. – Nie raz się tam wspinałem.

Richard schodził powoli, a że to nie była duża odległość szybko stanął na występie skalnym. Czułam jak moje serce tłucze się w klatce piersiowej. Tak bardzo bałam się o nich. Richard objął dziewczynkę i chwilę coś jej tłumaczył, po czym złapał ją w pasie i podniósł do góry jak najwyżej umiał tak, żebyśmy mogli chwycić Kamile za ręce. Leżąc na brzuchu musieliśmy się jeszcze trochę wychylić zza krawędź. Wreszcie pochwyciliśmy ją za nadgarstki i powoli wyciągnęliśmy na powierzchnię. Kiedy Kamila była już na górze mocno wtuliła się w swojego brata i zaczęła płakać. Po paru minutach również Richard wyszedł i wszyscy przez jakiś czas siedzieliśmy na ziemi w ciszy, patrząc na siebie nawzajem.

Richard oglądnął kostkę Kamili, a Chris pytał zdenerwowany:

– Co ty, dziewczyno w ogóle tu robiłaś?!

– Poszłam się wysikać! – tłumaczyła się przez łzy. – Potem się kawałek chciałam przejść i noga mi się poślizgnęła. Nawet nie wiem kiedy i jak znalazłam się tam na dole. Noga tak bolała, że nie miałam siły krzyczeć, a jak już próbowałam, to nikt mnie i tak nie słyszał.

Noga była spuchnięta i czerwona.

– Nie jest złamana – stwierdził Richard. – Tylko zwichnięta.

– Masz szczęście, że Tamara cię znalazła – dodał Chris.

– Tak, dziękuję. – Kamila nachyliła się i mnie uścisnęła, a łzy dalej leciały jej po policzkach.

– Już nie płacz. – Uśmiechnęłam się do niej i otarłam jej twarz. Miała śliczne, czarne włosy, sięgające do ramion i strasznie błękitne oczy. Była bardzo podobna do brata.

– Zbierajmy się. Musimy powiadomić wszystkich – powiedział Chris. Podnieśliśmy się z ziemi i ruszyliśmy naprzód.

***

Idąc w kierunku polany, Kamila utykała z powodu bólu w kostce. Poprosiła więc Richarda, żeby ten wziął ją na barana. On z chęcią spełnił jej prośbę. Zaczął wygłupiać się i pognał z nią tak, że po chwili zniknęli z naszego pola widzenia. Nie uszło mojej uwadze, że dziewczyna robi maślane oczy do Richarda. Pewnie podkochuje się w kumplu starszego brata

– Kamila chyba bardzo lubi Richarda – zauważyłam.

– Chyba tak. Z resztą, kto by go nie lubił.

Zaśmialiśmy się oboje.

– Jeszcze ze dwa lata i będę musiał jej pilnować przed takimi typami jak Richard – dodał z powagą.

– Musisz bardzo kochać swoją siostrę?

Christian nie odpowiedział na zadane pytanie. Jedynie uśmiechnął się przyjaźnie. Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona opiekuńczością Chrisa. Nigdy nie spodziewałam się po nim takich uczuć. Bardzo spodobał mi się ten Chris. Może nie jest skończonym dupkiem za jakiego go uważałam.

Nagle Chris zatrzymał się i chwycił mnie za ręce, spojrzał mi w oczy i powiedział cicho:

– Dziękuję ci, że ją znalazłaś. Byłaś taka odważna i w ogóle... Dzięki.

– Nie ma sprawy, Chris. Bardzo lubię Kamilę.

– Wiem, ale ona jest moją siostrą. – W jego głosie była pewna nutka niepewności.

– W takich chwilach nie liczą się urazy osobiste. Jej mogło stać się coś naprawdę złego, ale na szczęście wszystko już jest ok – powiedziałam pewnie.

– Masz rację – przyznał. – Po za tym sądzę, że powinniśmy skończyć tą bezsensowną wojnę. Właściwie nie wiem dlaczego ją prowadzimy.

– To wyście ją zaczęli.

– Nie ważne kto ją zaczął, ważne kto ją skończy. – Chris przybliżył się jakby chciał mnie pocałować. Jego usta już prawie dotykały moich warg. a ja stałam jak zaczarowana, nie wiedząc, jak się zachować.

W tym momencie zza krzaków wyskoczył Richard z Kamilą na baranach, którą postawił na ziemię i spojrzał na nas ze zdziwieniem. Chris odsunął się gwałtownie i jak gdyby nigdy nic, chwycił Kamilę pod ramię i ruszył do obozowiska. Richard i ja staliśmy przez chwilę w osłupieniu, patrząc na siebie z wyrazem zaskoczenia. Nie byłam właściwie pewna na czym takim nas przyłapał. Poczułam, że się czerwienię. Wreszcie ruszyliśmy za Chrisem, nie odzywając się do siebie ani słowem.

Po naszym powrocie, Chris odwiózł Kamilę do domu. Na ognisko już nie wrócił. Pewnie rodzice się wściekli za nieupilnowanie siostry.

Richard dołączył do swojej paczki. Widziałam tylko, że momentami zerkał w kierunku naszego koca, ale nie potrafiłam nic odczytać z wyrazu jego twarzy.

Smażąc z Dorą kiełbaski, opowiedziałam jej przebieg zdarzeń jakie miały miejsce w lesie. Nie powiedziałam jedynie o próbie pocałunku. Czułam, że jeszcze nie jestem gotowa do wyznania tego. Z resztą, to na pewno nie miało żadnego znaczenia, więc po co o tym rozpowiadać.

– Słyszeliście, że Szalona Lucy zmarła dwa dni temu?! – nagle krzyknął jeden z chłopaków siedzących przy ognisku. Do koła zapanowało poruszenie. – Jej dom ma być poddany licytacji w następnym miesiącu.

– Kto to jest Szalona Lucy? – zapytał Tommy..

– Nie słyszeliście nigdy historii o Szalonej Lucy? – spytała Samantha.

Dzieciaki pokiwały przecząco głowami. Starsza młodzież znała tą legendę na pamięć. Niekiedy była ona opowiadana ku przestrodze, czasem jako piękna opowieść miłosna, a czasem tylko po to, żeby wystraszyć dzieciaki.

– Wydarzyło się to ponad dwadzieścia lat temu... – Samantha zaczęła opowiadać tajemniczym głosem. Większość osób podeszło bliżej ogniska, żeby lepiej słyszeć - ...w Midnight Town mieszkała piękna dziewczyna o imieniu Lucy. O jej rękę starało się dwóch konkurentów: Jesse i Joe, którzy byli najlepszymi przyjaciółmi. Podobno obydwoje kochali się w niej szalenie, ale ona nie umiała wybrać jednego z nich. Twierdziła, że każdy z nich ma swoje zalety i wady, i że ona nie jest w stanie dokonać wyboru. Wreszcie jakieś nieznane nikomu wydarzenie spowodowało, że dokonała decyzji. Stwierdziła, że tak naprawdę kocha Jesse'ego, natomiast Joe'ego traktuje jak najlepszego przyjaciela. Na tę wiadomość Joe oszalał. Groził, że jeżeli Lucy nie wyjdzie za niego za mąż, to on zabije Jesse'ego. Ona odpowiedziała mu jednak, że to i tak nic nie pomoże, ponieważ ona go nie kocha i nigdy go nie poślubi, nawet po śmierci Jesse'ego. Zrezygnowany Joe wyjechał, a szczęśliwi narzeczeni mieli pobrać się w pół roku później. W między czasie Jesse kupił stary dom na wzgórzu Dawn Town i zaczął go remontować. Dzień przed ich ślubem zdarzył się straszny wypadek. Jesse i Lucy pojechali właśnie ostatni raz przed ślubem spojrzeć na ich przyszłe gniazdko miłości. Kiedy dotarli na miejsce, zastali wszystko poniszczone. Kwiaty wokół domu były powyrywane, drzwi do domu wyważone, a okna porozbijane. Jesse obszedł całe gospodarstwo, a Lucy weszła do domu. W środku, gdzie również panował chaos, ujrzała Joe'ego, stojącego w salonie przy kominku. W dłoni trzymał rewolwer, który wymierzył prosto w nią. Powiedział, że jeżeli on jej nie może mieć, to nikt jej nie dostanie. Gdy już prawie naciskał na spust, do salonu wbiegł Jesse z krzykiem na ustach i zakrył Lucy ciałem. Dwie kule trafiły go w klatkę piersiową. Padł do tyłu, od razu w objęcia swojej ukochanej. Skonał w deszczu jej łez i pocałunków, które nie umiały zwrócić mu życia.

Samantha skończyła mówić, a wokół zapanowała cisza, którą przerwał Tommy:

– A co się stało z Joe? – spytał drżącym głosem.

– Ciało Joe'ego znaleziono kilka kilometrów dalej. Wpakował sobie kulkę w łeb – wytłumaczył jeden z chłopaków. – Po pogrzebie Jesse'ego Lucy zamknęła się w ich domu niczego tam nie naprawiając. Rzadko kto ją później widywał. Mówią, że całkowicie oszalała. Gadała sama ze sobą, tańczyła z niewidzialną osobą i w ogóle. Inni twierdzą, że towarzystwa dotrzymywał jej duch Jesse'ego, którego niektórzy widywali jak krzątał się po domu i naprawiał różne przedmioty. Większość osób boi się podejść do tego nawiedzonego domu.

– Dwa dni temu – Samantha mówiła dalej  – Szalona Lucy zmarła z niewiadomych przyczyn. Ktoś z rodziny z nalazł ją leżącą na podłodze w salonie. Przy piersi trzymała zdjęcie Jesse'ego, a na twarzy miała tajemniczy uśmiech...

Ktoś z tyłu zaczął naśladować głos ducha i część dziewczyn zaczęła piszczeć ze strachu, natomiast reszta wybuchła śmiechem.

– Spokojnie, to tylko legenda - mówiła roześmiana Samantha. – Przestroga dla pięknych dziewczyn, żeby nie rozkochiwały w sobie zbyt wielu facetów.

Jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że to nie jest tylko legenda. Znałam dokładnie historie Szalonej Lucy. W młodości Lucy była przyjaciółką mamy, która często powtarzała, że Lucy była bardzo nieszczęśliwą kobietą i nigdy nie zazna ona spokoju w sercu. Zaś ja uważałam, że Lucy miała dużo szczęścia, bo spotkała swoją prawdziwą miłość.

***

Na drugi dzień po ognisku spałam do dwunastej w południe. Musiałam odespać wczorajsze wydarzenia, a przecież działo się dużo i jeszcze Christian, który chciał mnie pocałować. Nie wiedziałam co powinnam o tym sądzić, ale ciągle powtarzałam sobie, że to były tylko moje przewidzenia. Na pewno źle odebrałam całą sytuację. Chociaż z drugiej strony nie mogłam zapomnieć wzroku Richarda, który nas przyłapał i to jego wymowne milczenie. O co w tym wszystkim chodziło? Zapewne nic, ale nie mogłam przestać o tym myśleć. Dlaczego nagle wszyscy zapragnęli mnie całować?

Poza tym, pod koniec ogniska podeszła do nas Molly. Była roztrzęsiona i o mało co nie popłakała się. Okazało się, że jej kochani koledzy, mimo zakazu, przynieśli ze sobą alkohol oraz jakieś dragi. Próbowali w to także wciągnąć Molly. Na szczęście nie dała się namówić, ale oni stawali się coraz bardziej natarczywi. Gdyby dowiedzieli się o tym rodzice albo nauczyciele, moglibyśmy mieć kłopoty, ale chłopaki ze szkoły wykopali intruzów z miasta zanim cała sprawa nabrała rozgłosu. Resztę ogniska Molly spędziła z nami, choć humor zrobił się wisielczy, bo cały czas marudziła jak to się na nich zawiodła.

Po niedzielnym obiedzie, zadzwonił mój telefon. Okazało się, że to pani Vivian dzwoni, żeby mnie zawiadomić, że na najbliższy tydzień zamyka klinikę. Ponoć Richard zmusił ją do wzięcia tygodnia urlopu. Kazał jej odpoczywać. W poniedziałek miała też wizytę u lekarza. Chciała zrobić sobie podstawowe badania.

– Pewnie mam niedobór jakiś witamin. Wierz mi, Tami nienawidzę lekarzy. – Pani Vivian śmiała się do słuchawki.

Jednak mi nie było do śmiechu. Co ja znowu zrobię ze sobą przez cały najbliższy tydzień. Poczułam ogromne rozczarowanie, choć wiedziałam, że pani Vivian przyda się trochę wolnego.

Resztę popołudnia spędziłam na swoim łóżku rozmyślając. Byłam zbyt zmęczona, żeby gdziekolwiek wychodzić. Na laptopie włączyłam z you tube teledysk Aerosmith „Angel" i słuchałam tego utworu w kółko i w kółko. A im dłużej go słuchałam tym bardziej zaczynał mi się podobać.

W poniedziałek Molly wysłała mi SMS-a, żeby umówić się ze mną na popołudniowy spacer. Tak więc kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, złapałam szybko komórkę, wsunęłam ją do tylnej kieszeni szortów i otworzyłam gwałtownie drzwi. Jednak za progiem wcale nie stała Molly tylko Chris, a ja aż zaniemówiłam. Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu i wyciągnął zza pleców małe pudełko czekoladek z przyklejoną czerwoną kokardą.

– To od mojej siostry. Podziękowania za akcję ratunkową w czasie ogniska – powiedział.

– Ale nie trzeba było – wydusiłam z siebie.

– Ale Kamila nalega. – Chris praktycznie wcisnął mi czekoladki siłą. – Może przejdziemy się na spacer? Muszę wyprowadzić Poppy. – Chris wskazał głową swojego psa, który obwąchiwał trawnik przed domem.

– Czekam na Molly, ale możemy się kawałek przejść – zgodziłam się niepewnie.

Odłożyłam pudełko z czekoladkami na szafkę w przedpokoju i wyszłam na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Ruszyliśmy wzdłuż ulicy. Chris gwizdnął na Poppy, a ona grzecznie podreptała za nami.

– Jak noga twojej siostry? – spytałam, przerywając krępujące milczenie.

– Jeszcze ją boli, ale opuchlizna już maleje. Siedzi cały czas z zimnym okładem na nodze i smaruje różnymi maściami. Starzy spanikowali i zawieźli ją do lekarza. Miała robione RTG, ale nie ma żadnego złamania.

– Twoi rodzice się wściekli pewnie?

– Nawet nie. Moja kochana siostrzyczka nie powiedziała, gdzie to się stało. Powiedziała tylko, że się wywróciła o wystający korzeń. Bała się, że narobi wszystkim kłopotu i zabronią zrobić ognisko za rok, albo nam pójść na nie.

– Omal to się nie stało, ale przez kolegów brata Molly.

– Ta słyszałem. Richard opowiadał jak ich musieli wyprosić z imprezy – zaśmiał się Chris.

– A propos, gdzie twój brat bliźniak? – Posłałam Chrisowi uśmiech.

– Mówił, że jedzie mamą do lekarza, czy jakoś tak.

– A ja myślałam, że jesteście nierozłączni.

– Nie no są pewne rzeczy, które robimy osobno – powiedział poważnie.

– Jakoś trudno mi sobie to wyobrazić.

– Czemu jesteś wredna, jak staram się być miły? – Chris zatrzymał się na środku chodnika, a ja zrobiłam jeszcze kilka kroków, też się zatrzymałam i obróciłam do niego.

– Widocznie tak na mnie działacie. – Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Wolałbym inaczej na ciebie działać... - powiedział Chris z uśmiechem.

– Raczej będzie ci to trudno osiągnąć skoro na każdym kroku robicie ze mnie pośmiewisko.

– My z ciebie pośmiewisko? – oburzył się.

– Och, mogę wymienić wiele przykładów. Nie musiałeś przy kumplach rozpowiadać, że mnie podwiozłeś do domu i robić mi przy nich docinki. – Nie wiem akurat czemu wróciłam do tego momentu, było przecież tyle innych. – Wtedy też starałeś się być dla mnie miły, a potem obróciłeś wszystko w głupi żart. – Mój głos coraz bardziej robił się oschły, a Chris spuścił wzrok. Wyglądał na zakłopotanego.

– Przepraszam. To faktycznie było głupie, ale ty w zamian porysowałaś moje auto. Chyba jesteśmy kwita.

– Nie, nie jesteśmy. Mogłabym więcej takich przykładów przytoczyć.

– W porządku. Chyba faktycznie jesteśmy palantami. Przyrzekam, że koniec z głupimi kawałami i docinkami. – Chris złapał mnie za rękę i zaczął się mi przyglądać odrobinę za długo i za mocno.

– Tamara!? – w tym momencie usłyszałam głos Mollly, która wybawiła mnie z niezręcznej sytuacji. Szła w naszą stronę z miną wyrażającą wielkie zaskoczenie. Szybko wyrwałam dłoń z uścisku Chrisa i pomachałam jej.

– To ja spadam – powiedział Chris. Przywołał do siebie Poppy i zapiął jej smycz. – Na razie dziewczyny – pożegnał się z nami, kiedy Molly podeszła już do nas i oddalił się razem ze swoim psem w kierunku domu.

Przez chwilę obie z Molly stałyśmy patrząc za odchodzącym Chrisem i obie miałyśmy jednakowo głupie miny.

– Od kiedy kumplujesz się z jednym z Bliźniaków? – spytała wreszcie Molly.

– Yyy, a wiesz, że sama zadaje sobie to pytanie?

***

Media: Roxette "Listen to your heart"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro