Rozdział 20
Resztę nocy przespałyśmy z Milką jak zabite, choć byłam pewna, że nie zmrużę oka po wydarzeniach minionego dnia. Siedzieliśmy z Richardem na huśtawce do trzeciej w nocy. Właściwie nie rozmawialiśmy o niczym ważnym, żartowaliśmy z siebie nawzajem. Musieliśmy mocno starać się żeby być cicho i nie pobudzić całego domu. Rozstaliśmy się dopiero, kiedy inni ludzie zaczęli wracać z balu. Richard pocałował mnie czule na pożegnanie, a ja długo jeszcze czułam smak jego ust na swoich.
Rano zerwałam się z łóżka zaraz po ósmej. Cała w skowronkach, podśpiewywałam pod nosem piosenkę Cher, która leciała na balu. W dziesięć minut się ubrałam i już stałam na ganku, wypuszczając Milkę, żeby załatwiła swoje potrzeby. Całe miasto jeszcze spało. Zerknęłam na huśtawkę i westchnęłam. To wszystko, to musiał być sen.
Gwizdnęłam na psa i wróciłyśmy do domu na śniadanie, gdzie panowała cisza. Byłam pewna, że jeszcze nikt nie wstał, ale kiedy weszłam do kuchni, natknęłam się na Susan. Siedziała przy blacie i usiłowała nakarmić Steve'a jakąś żółtą papką. Chłopczyk chyba nie współpracował, bo kaszka była wszędzie dookoła, tylko nie w jego buzi. Susan wyglądała na niewyspaną i wściekłą.
– Wszystko w porządku? – spytałam, uśmiechając się do małego.
– A jak ci to wygląda? – warknęła Susan.
– O rany, siostra przepraszam. To przeze mnie nie spaliście? – spytałam skruszona, jednocześnie wsypując Milce karmę do miski.
– Nie. Młody nie śpi już od dwóch godzin, ale noc przespał – dodała, a jej głos już złagodniał. Przyjrzała się mi uważnie. – A ty, o której wróciłaś?
– Późno – odpowiedziałam.
Zrobiłam sobie kromkę z szynką i usiadłam koło niej. W ekspresie parzyła się już kawa. Starałam się unikać jej spojrzenia.
– Więc ty i Richard... - powiedziała powoli. Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
– Na to wygląda.
– Wiedziałam, że coś się święci już, jak przyszedł na twoje urodziny i przyniósł Milkę. Takie prezenty to dają tylko zakochani chłopacy. – Zaśmiała się.
– Daj spokój – mruknęłam, a policzki zaczęły mnie palić.
– Młody chyba zrobił kupę. – Westchnęła i złapała Steve'ego. – Może brzuch go bolał.
Wychodząc, minęła się w drzwiach z mamą. Powoli, cała rodzina zaczęła się schodzić do kuchni, a każdy spoglądał na mnie i dwuznacznie się uśmiechał.
Z Richardem umówieni byliśmy zaraz po obiedzie, więc jak tylko wstałam od stołu, wpadłam do swojego pokoju i zaczęłam przeglądać ciuchy. Nadal panowały upały. Odruchowo złapałam za jeansowe shorty. Nie, lepsza będzie spódniczka - pomyślałam. Wybrałam turkusową, sięgającą do kolan. Na górę założyłam czarną koszulkę na ramiączkach i aż jęknęłam na widok dekoltu. Szybko przebrałam na coś bardziej zakrywającego ciało. Jednak po chwili założyłam z powrotem tę na ramiączkach. Cholera, raz się żyje. Chyba jeszcze nigdy tak długo nie zastanawiałam się nad swoim ubiorem. Rzadko też się malowałam, ale tym razem pociągnęłam rzęsy tuszem, a usta różowym błyszczykiem i od razu starłam błyszczyk. Co ja wyprawiam? Skoro Richard do tej pory chciał mnie taką, jaka byłam, to nie będę robić z siebie drugiej Kitty. Poprawiłam gumkę na włosach upiętych w kucyk.
Zerknęłam ostatni raz w lusterko. Cały czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to jakiś sen, albo że oszalałam. W tym samym momencie usłyszałam klakson samochodu. Złapałam telefon i torebkę, i wybiegłam z pokoju. Nim wyszłam z domu, rozpuściłam jeszcze włosy i z jednej strony założyłam je za ucho.
***
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy jednym ze stolików w lodziarni . Każde z nas miało swoją porcję lodów w pucharku. Moje obowiązkowo były czekoladowe.
– Chcesz spróbować? – spytał Richard, wyciągając do mnie rękę, w której trzymał łyżeczkę z lodami.
– A jaki to smak?
– Solony karmel.
– Fuj! – Otrząsnęłam się z obrzydzenia i pokręciłam głowę.
Richard cofnął rękę i roześmiał się .
Przez dłuższy czas jedliśmy w milczeniu. Delektowałam się lodami i zerkałam na niego znad pucharka. Richard chyba niezbyt przejmował się wyglądem, idąc ze mną na naszą pierwszą randkę. Ubrany jak zwykle w jeansy i czarną koszulkę opinającą mięśnie. Ten chłopak musiał mieć całą szafę takich koszulek. Włosy w chaosie, sterczały na wszystkie strony. Musiałam to wreszcie przyznać, był bardzo przystojny.
– Co się tak wpatrujesz? – spytał, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
– Myślałam, że się bardziej wystroisz na naszą pierwszą randkę – udałam oburzenie.
– O co ci chodzi? Wyglądam za mało seksownie? – Rozłożył ręce jakby chciał się popisać swoją umięśnioną klatą. – Miałem założyć garnitur? Nie mogłem ryzykować, że go zniszczysz lodami, kiedy tylko się trochę zirytujesz!
– Bardzo śmieszne. – Zmarszczyłam nos, a on się zadziornie uśmiechnął.
Moje lody już prawie się roztopiły i teraz stanowiły brązową breję w pucharku. Zaczęłam je intensywnie mieszkać.
– Żal mi tych lodów – powiedziałam, nie odrywając wzroku od pucharku. – Tych z tamtego dnia. Pewnie były pyszne, lepsze od tych dzisiaj. – Nie ważne, że to były dokładnie te same lody. – A ja je tak zmarnowałam. – Pokręciłam głową.
– Na pewno były lepsze, zwłaszcza jakbyś je zlizała z mojego torsu.
Spojrzałam na niego. Oblizał ostentacyjnie łyżeczkę i wyszczerzył zęby w uśmiechu. W jego oczach znów tańcowały iskierki. Roześmiałam się.
– Uwielbiam, jak się śmiejesz – powiedział lekko przyciszonym głosem i dotknął mojej dłoni, którą trzymałam na blacie stołu. Zaczął bawić się palcami. – Tylko wiesz, Aniołku ty się rzadko śmiejesz z moich kawałów. – Głos miał smutny, ale widziałam jak drżą kąciki jego ust.
– Widocznie są słabe – wtrąciłam kąśliwie.
– Dlatego przyglądałem się ukradkiem jak śmiałaś się z przyjaciółkami – kontynuował, patrząc mi w oczy. – Cieszyłem się z każdego twojego uśmiechu na widok szczeniaka, kiedy przyniosłem ci Milkę w prezencie i byłem zazdrosny widząc cię roześmianą z Chrisem, w twoim aucie.
Wyczułam, że Richard nagle stał się strasznie poważny. Ścisnęłam jego dłoń. Musiałam powiedzieć coś na rozluźnienie atmosfery.
– I dlatego, na drugi dzień musiałeś mnie śmiertelnie wystraszyć wygłupami na motorze? – palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. – To miała być zemsta?
– Widzisz Aniołku, jak ty mnie dobrze znasz. – Puścił do mnie oko.
– Rany, Richard co ty możesz widzieć w takiej dziewczynie jak ja? – spytałam, czując jak uchodzi ze mnie powietrze.
– Wszystko – szepnął. – Przepraszam cię za te moje chamskie zachowania. Nie przypuszczałem, że cię mogą ranić i że możesz mnie przez nie znienawidzić.
– Niektóre. – Wzruszyłam ramionami. – Zwłaszcza, kiedy to było na oczach całej twojej paczki, ale jak widać nie potrafiłam cię znienawidzić. – Przewróciłam oczami.
Uśmiechnął się, jakby moje słowa mu ulżyły. Pociągnął mnie delikatnie za rękę i sam się nachylił nad stołem. Nasze usta już miały się spotkać, kiedy zabrzęczał jego telefon. Westchnął i mnie puścił. Wiedziałam, że trzyma komórkę pod ręką na wypadek, gdyby mama go potrzebowała. Przeczytał wiadomość.
– Chris zaprasza nas jutro na imprezę przy basenie. Ma być cała nasza paczka i trochę ludzi ze szkoły.
– Myślałam, że już odpuścił sobie zobaczenie mnie w bikini.
– Napisał, że masz przyprowadzić wszystkie swoje koleżanki, bo koniecznie musi je zobaczyć w bikini.
Powiedzieliśmy równocześnie i roześmialiśmy się.
– Chyba nie chciałby, żebyś mi przeczytał ten fragment wiadomości.
– Niestety, musi się przyzwyczaić, że nie mogę mieć tajemnic przed swoją dziewczyną.
– Jestem twoją dziewczyną? – Wytrzeszczyłam oczy.
– Myślałem, że to oczywiste. A chcesz? – spytał, drażniąc się ze mną.
A ja jedynie przytaknęłam. Nasze dłonie znowu splotły się nad stołem.
– Udało ci się z nim dzisiaj porozmawiać? Pogodziliście się? – spytałam ze spuszczonymi oczami, wskazując na komórkę Richarda.
– Poszedłem do niego wracając od ciebie.
– Jeszcze w nocy?
– Mhm. Musiałem. Nie mógłbym zasnąć. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Daliśmy sobie po pysku...
– Richard! – Siedziałam za daleko, żeby go walnąć, więc kopnęłam go pod stołem w nogę. Zaśmiał się.
– Wkurzał się, że nic nie wiedział, że mi się podobasz. Mówił, że jakbym mu wcześniej powiedział, to by do ciebie nie startował. Ale ja mu nie chciałem nic mówić dopóki nie wyjaśnię tego z tobą. Gdybyś mnie odrzuciła, to bym nie stawał Chrisowi na drodze. Wsiadłbym na motor i wyjechał jak najdalej. Na szczęście stało się inaczej. Przynajmniej nie muszę się pakować. – Pociągnął moją dłoń i delikatnie pocałował jej wierzch, aż się zarumieniłam.
– No, to są chyba jakieś żarty! – Usłyszeliśmy nagle głos dobiegający od strony wejścia do lodziarni.
Chyba przez moment zapomnieliśmy o otaczającym nas świecie.
– Całe miasto huczy od plotek na wasz temat, ale ja im nie wierzyłam, aż do teraz!
W drzwiach stała Kitty. Richard skrzywił się na jej widok, ale nie puścił mojej dłoni.
***
Media: Van Halen "When it's love"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro