Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

W niedzielny poranek mogłam spać tak długo jak tylko chciałam. Około dziesiątej poczułam, że jestem wyspana i zaczęło być mi niewygodnie w łóżku, dlatego wstałam i ubrałam się. Zeszłam na dół. W domu było pusto i cicho. Rodzice poszli już do kościoła. W roku szkolnym poszłabym razem z nimi, ale było już tradycją, że w wakacje chodziłam do kościoła w tygodniu.

Podeszłam do lustra i szybko uczesałam się w kucyk, może niezbyt atrakcyjny, ale jakże wygodny przy takich upałach. Następnie przyjrzałam się uważnie swojej twarzy. Była trochę mniej czerwona niż wczoraj, ale nadal wyglądała śmiesznie. Wprawdzie ręce też były opalone, jednak nie wyróżniały się tak bardzo. Dobrze, że nie szłam dzisiaj do kościoła. Przynajmniej nikt nie musiał mnie oglądać. Usiadłam przed telewizorem z bułką, którą mama przygotowała na śniadanie. Zaczęłam przełączać kanały.

Pół godziny później zadzwonił nagle dzwonek u drzwi. Pobiegłam otworzyć. W drzwiach stała Dora, a na schodach leżał jej niebieski rower.

– Dora!

– Cześć, Tami. Co słychać? – Usłyszałam znajomy i jakże kochany głos.

Wpadłyśmy sobie w ramiona i ściskałyśmy się przez dobrą minutę.

– A co u mnie może być słychać. Sama pomyśl, Dora.

– Nie wiem. Myślałam, że może jakiś ciekawy facet spadł ci z nieba. 

– Marzenia. – Roześmiałyśmy się.

– Postanowiłam przyjechać i spędzić z tobą całą niedzielę – wyznała.

Ucieszyłam się z przyjazdu przyjaciółki, która, podobnie jak Ruth, mieszkała na farmie poza miastem. Jednak teraz nie mogłyśmy się często widywać. Dora miała piątkę rodzeństwa i musiała pomagać matce w domu. Na dodatek jej ojciec miał miesiąc urlopu i postanowił zrobić „mały" remont gospodarstwa. Nie mógł on niestety obyć się bez Dory.

– To świetnie. Już myślałam, że zanudzę się na śmierć.

Odniosłyśmy rower Dory do garażu.

– Nawet nie wiesz jak się stęskniłam – powiedziałam.

– Ja też. Nie widziałyśmy się ponad tydzień. Brakowało mi naszych wygłupów. – Szturchnęła mnie w ramię po przyjacielsku, a ja pogroziłam jej palcem.

Kiedy wróciłyśmy do domu, nalałyśmy sobie soku do szklanek. Dora była spragniona po przejażdżce. Wyciągnęłam kruche ciasteczka upieczone przez mamę i w końcu zasiadłyśmy w salonie. Musiałyśmy najpierw opowiedzieć sobie wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Powiedziałam jej o sobotnich wydarzeniach, a Dora o tym ile mają pracy na farmie.

– Właśnie skończyliśmy naprawiać ogrodzenie. Teraz ojciec chce zabrać się za malowanie okien i drzwi. Harówa będzie niesamowita – mówiła. – Tak nie chce mi się tego robić. Wolę spotykać się z tobą. Na szczęście ojciec powiedział, że odpali mi jakąś sumkę za tę robotę.

– Nieźle – stwierdziłam.

– Wiem. A co słychać u Molly?

– Na razie nic się nie zmieniło, ale nie mówmy o tym. Lepiej pomyśl, co będziemy robić przez resztę dnia. 

Spojrzałam na swoją przyjaciółkę i po raz setny stwierdziłam, że jest piękna. Jej skóra była w odcieniu mlecznej czekolady, a włosy koloru orzechowego, podobnie jak oczy. Dzisiaj była uczesana w kucyk, ale kiedy nosiła włosy rozpuszczone, to na głowie miała burzę loczków sięgających jej do ramion. Jej cera była gładka, usta pełne, a kiedy się uśmiechała w policzkach pojawiały się dwa małe, prześliczne dołeczki. Tak,  cała Dora. Nawet jej styl ubierania się był bardzo oryginalny i ciekawy.

Rodzice wrócili do domu.

– O! Cześć, Dora – powiedziała mama. – Zostaniesz u nas na obiad?

– Z wielką chęcią. – Ucieszyła się. – Miałam nadzieję zostać tu do wieczora.

Złapałyśmy swoje szklanki i powędrowałyśmy do mojego pokoju, gdzie włączyłyśmy radio na jakąś rockową stację. Postanowiłyśmy zagrać w jedną z gier planszowych. Gra była zaciekła, aż Dora druzgocąco mnie pokonała, czym później chwaliła się przez cały dzień.

Po obfitym obiedzie wyruszyłyśmy na spacer. Uwielbiałyśmy chodzić po okolicy spotykać różnych znajomych i móc ich potem obgadywać. Zawsze się wygłupiałyśmy. Śpiewałyśmy na cały głos. Miałyśmy przy tym wielki ubaw. Jeszcze bardziej lubiłyśmy śmiać się z siebie nawzajem, zwłaszcza kiedy któraś upadła czy zrobiła jakieś głupstwo.

– Może pójdziemy po Molly? – Dora zaproponowała kiedy szłyśmy ulicą, na której mieszkała nasza koleżanka.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Skrzywiłam się na samą myśl o tym. – Gdyby mogła, już rano byłaby u mnie.

– Może przedtem nie mogła. Słuchaj, zawsze warto spróbować. – Pociągnęła mnie za rękę w stronę brązowego domku.

Tym razem Molly była w domu, ale wyszła zaledwie na pięć minut.

– Sorry dziewczyny, ale dzisiaj nie mogę się z wami spotkać. Za pół godziny ojciec zawozi nas do miasta. Idziemy z chłopakami na koncert...

– A kiedy ty możesz, Molly! – Dora przerwała nagłym wybuchem. – Przecież ty nigdy nie masz dla nas czasu.

– Nie przesadzaj, Dora. – Molly przewróciła oczami. – Co chwilę się widujemy.

– Może ty i Tamara gadacie ze sobą od czasu do czasu, bo mieszkacie tutaj, ale kiedy myśmy ostatnio rozmawiały? Nawet nie masz czasu zadzwonić do mnie – powiedziała ostro Dora, była bardzo zła na Molly. 

Natomiast ja wolałam się nie odzywać. Nigdy nie umiałam się kłócić z nią, zawsze mnie przegadała. Jednak Dora to co innego. Ona była stworzona do walki i teraz wszystko, co leżało jej na sercu rzuciła Molly prosto w twarz.

– I tak wiem co się dzieje u ciebie, z rozmów z Tami – broniła się Molly. – Poza tym poznałam tam świetnego chłopaka i chciałabym spotykać się z nim jak najczęściej.

– Zawsze obiecywałyśmy sobie, że żaden chłopak nie stanie między nami i zawsze znajdziemy dla siebie czas, a ty nawet nie możesz zrezygnować z jednego dnia wyjazdu do miasta, żeby spotkać się z Tamarą! Już nie mówię o mnie, bo ja i tak muszę pracować na farmie.

– Już nie przesadzaj. I tak w tej dziurze nie ma co robić.

– Więc najważniejsze jest to żebyś ty się nie nudziła?

Molly nie odpowiedziała. Pożegnałyśmy się chłodno i uszyłyśmy w dalszą drogę. Przez chwilę szłyśmy w milczeniu.

– Ona jest wkurzająca – zaczęła Dora.

– Wiem.

– Nawet nie chce, żebyśmy ich poznały. Albo chce całkowicie się od nas odciąć, albo po prostu wstydzi się nas – powiedziała z wielkim smutkiem. Wiedziałam, że ona kocha Molly jak siostrę.

– Wiem – wyszeptałam.

***

O siódmej Dora stwierdziła, że pora wracać do domu.

– Lepiej być na miejscu nim się ściemni – powiedziała.

Wyciągnęłyśmy rowery z garażu i ruszyłyśmy w drogę. Postanowiłam odprowadzić koleżankę do połowy drogi, czyli do Lasku Zagubionych. Przez miasto postanowiłyśmy przejść pieszo, prowadząc rowery. Dzięki temu miałyśmy więcej czasu, żeby pogadać. Znałyśmy się od dziesięciu lat, od kiedy rodzina Dory sprowadziła się tutaj. Na szczęście nigdy nie brakowało nam tematów do rozmowy. Właśnie obydwie śmiałyśmy się z kawału opowiedzianego przez nią, kiedy zauważyłam grupkę chłopaków na końcu ulicy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że musimy przejść koło domu Richarda, gdzie zawsze zbierali się wszyscy znajomi Bliźniaków.

– Może przejedziemy ten kawałek na rowerach? – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

– Daj spokój. Przejmujesz się tymi idiotami? – Zaśmiała się.

– Nie... Ale znowu zaczną się głupie zaczepki.

– No i co. Ty zawsze umiesz palnąć im coś głupiego. Przynajmniej będzie zabawnie. – Puściła do mnie oko. – Zresztą muszę powiedzieć ci, że Christian nie jest taki zły, niezłe z niego ciacho.

– Chyba żartujesz? – oburzyłam się. – Pamiętaj, faceci dzielą się na tych odlotowych i ciacha, potem żule, drechy no i na samym końcu Bliźniacy. – Właśnie skończyłam to mówić kiedy usłyszałam głos Richarda:

– Hej, Aniołku, co ci się stało z twarzą? – zawołał. Siedział na krawężniku obok kilku swoich kumpli. Natomiast obok nich stał czarny kabriolet, o który opierał się Chris.

– Zignoruj go – syknęła Dora przez zęby.

– Cześć, Dora. Twoja koleżanka wygląda jak Indianka! – Richard zaczepiał dalej, uśmiechając się pod nosem. 

Dora machnęła do niego z pogardą.

– Pocahontas – dodał jeden z kumpli. 

Poczułam jak cała się czerwienię, ale miałam nadzieję, że nie widać tego dzięki tej nieszczęsnej opaleniźnie. Szłyśmy dalej. Jedynie Dora rzuciła w ich stronę:

– Zajmijcie się lepiej swoimi sprawami.

– No właśnie, chłopaki. Dajcie jej spokój – w końcu odezwał się Chris. 

Zdziwiłam się, że on staje w mojej obronie, aż zatrzymałam się przed nim z wrażenia. Jednak nie trwało to długo, bo po chwili dodał ironicznie, z głupawym uśmiechem:

– Co powiesz Tami na kolejną przejażdżkę? Ostatnim razem podobało ci się – kiedy to mówił, chłopacy zaśmiali się głośno.

Tego było za wiele. Co za idiota. Miał o tym nie wspominać. Byłam wściekła. Czułam, że zaraz wybuchnę, ale powstrzymałam się, ale jedynie podeszłam do niego bliżej. Dora spojrzała na mnie, jakby wiedziała, że szykuje się coś złego.

– Na przejażdżkę? – spytałam cicho.

– No tak. Ty i ja. Tylko we dwoje. Wiem, że imponuje ci ten samochód. – Pogłaskał swoją brykę z czułością. – Pojeździmy sobie między polami.

– Wiesz, Chris – uśmiechnęłam się do niego słodko, przybliżając się nieznacznie – niezbyt odpowiada mi twoje towarzystwo, ale ten samochód tak mnie podnieca, że... – Mój głos był namiętny. Wszyscy zamilkli i przyglądali się z wielkim zdziwieniem. Już miałam dokończyć, gdy nagle przesunęłam rower i jakby niechcący przejechałam bagażnikiem roweru po boku samochodu. Rozległ się cichy odgłos potarcia jednej blachy o drugą i na doskonale czarnym lakierze pojawiła się biała kreska.

Wywołało to ogromne zamieszanie. Wszyscy chłopcy, łącznie z Richardem, podskoczyli na równe nogi i zaczęli oglądać zarysowanie. Za plecami słyszałam stłumiony śmiech Dory. Natomiast Chris... Trudno opisać co dzieło się z Chrisem. Otworzył szeroko usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. Na jego twarzy pojawiły się wszystkie odcienie czerwieni.

– Coś... coś... coś ty zrobiła – wydusił w końcu z siebie. – Oszalałaś, czy co? – Zaczął oglądać swój samochód.

– Nieźle cię załatwiła, chłopie. – Richard poklepał kolegę po ramieniu i zaśmiał się.

– Och, Chris tak mi przykro – zaczęłam się tłumaczyć z udawaną pokorą i nutą ironii w głosie. Jednocześnie zaczęłam przedrzeźniać Richarda. – Przecież wiesz, że nie chciałam. To był czysty przypadek. Jeżeli chcesz zrobię podobną po drugiej stornie, do pary, tylko już nie płacz. – Spojrzałam w oczy Richardowi i uśmiechnęłam się. 

W jego oczach iskry zajarzyły się nieco mocniej

– Nie! – krzyknął Chris. – Nie dotykaj już tego samochodu. Stary mnie zabije. Takie coś! – zaczął lamentować.

– No, nie przesadzaj Chris. Tamara ostrzegała cię, że tobie też może coś się przydarzyć. – Richard spojrzał na mnie i uniósł brew, a w policzkach pojawiły się dołeczki od chytrego uśmieszku. – Ciekawe jak długo planowała to, szpiegując nas zza płotu.

Poczułam, jak robi mi się gorąco w żołądku, a serce zaczyna bić gwałtowniej. Po pierwsze rozmawiali o mnie i o tym jak ostrzegałam Chrisa, a po drugie – i to było gorsze – Richard widział mnie w ten sobotni wieczór, kiedy całował Kitty. A może nie. Może to tylko czysty przypadek, że o tym wspomniał. Miałam w głowie plątaninę różnych myśli. Dopiero po chwili odezwałam się chłodno, ale głos mi drżał.

– Dziękuję z propozycję przejażdżki – zwróciłam się do Chrisa. – Ale ja nie jeżdżę porysowanymi samochodami.

Wsiadłyśmy z Dorą na rowery i odjechałyśmy spokojnie. Wśród chłopaków zapanowała cisza, po czym wybuchli głośną rozmową o tym, jak najlepiej pokryć tę rysę. Mocniej przycisnęłam pedały, żeby jak najszybciej uciec z tego miejsca.

– Nieźle dałaś im popalić – powiedziała Dora, przekrzykując szumiący wiatr, kiedy odjechałyśmy już kawałek.

– Wiem, ale teraz zacznie się prawdziwa wojna – odpowiedziałam z pewnością, a silny powiew sprawił, że niektóre pasemka, spięte do tej pory w kucyk, opadły mi na twarz.

*** 

Media: Guns N' Roses "Paradise City"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro