Rozdział 19
Byłam pewna, że już nie spotkam Richarda, ale kiedy dotarłam na miejsce, stał mniej więcej tam, gdzie jeszcze kilka tygodni temu leżeliśmy na kocu i patrzeliśmy w gwiazdy. Podobnie jak wtedy, jedynym źródłem światła był teraz księżyc nad nami. Richard odwrócony był tyłem, z rękami w kieszeni i głową uniesioną do góry, wpatrywał się w niebo. Podeszłam do niego najciszej jak tylko umiałam. Przez chwilę przyglądałam się jego szerokim ramionom, mięśniom przedramion i włosom w charakterystycznym dla niego nieładzie. Złapałam się również na tym, że mój wzrok zatrzymał się dłużej na zgrabnym tyłku chłopaka. Jak wcześniej nie dostrzegałam w nim tego wszystkiego? Byłam, aż tak zaślepiona nienawiścią? A właściwie, za co go tak nienawidziłam? Niektóre jego kawały były nawet zabawne, a przecież sama nie byłam lepsza.
– Richard – powiedziałam cicho, a on aż wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu, ale nie odwrócił się. Jedynie nieznacznie przekręcił głowę i teraz widziałam profil jego twarzy. Wyglądał tak strasznie męsko.
– Nie jesteś ze swoim chłopakiem? – odezwał się.
– Zamknij się – warknęłam i podeszłam jeszcze bliżej. Teraz był na wyciągnięcie ręki. – Mógłbyś się chociaż do mnie odwrócić?
Richard westchnął ciężko. Odwrócił się w moją stronę. Ręce skrzyżował na piersiach. W tym momencie, zanim zdążył zareagować, walnęłam go z całej siły dłonią w policzek. Otworzył szeroko oczy, a dłonią złapał za policzek i zaczął go masować. Chyba go zatkało, ale tylko na chwilę.
– Oszalałaś?! Za co to?! – krzyknął.
– Za to, co powiedziałeś! Że niby próbuję zaliczyć was obu. Jesteś dupkiem i dobrze wiesz, że ja taka nie jestem! To wy uparliście się na mnie, oboje! Ja się o to nie prosiłam!
Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, w których znowu ujrzałam iskierki. A może to tylko blask księżyca? Nie uśmiechał się, ale kąciki jego ust drżały lekko. Podszedł trochę bliżej. Teraz już naprawdę dzieliła nas niewielka przestrzeń.
– Przepraszam – powiedział. – Byłem wściekły i zazdrosny, gdy usłyszałem, że całowałaś się z Chrisem.
– To on mnie pocałował i to nie było nic wielkiego! Może powinnam od razu mu powiedzieć, że nic do niego nie czuję, ale to Chris, najlepsza partia w całej okolicy. Bałam się, że się załamie, jeśli tak od razu dam mu kosza.
Richard zaśmiał się. Chyba opadły z nas już emocje.
– Ok, jestem idiotą. Wiem. Nie chcę, żeby całował cię ktokolwiek inny. – Richard ujął moją twarz w dłoń. Kciukiem muskał policzek.
Jednak emocje nie opadły. Takie wyznania i jego dotyk sprawiły, że znów cała się spięłam
– Jednak mam u ciebie szansę? – spytał, przybliżając się.
– Mój rozum każe mi brać nogi za pas i uciekać jak najdalej, ale serce... – Teraz ja dotknęłam twarzy Richarda. Przetarłam kciukiem po jego rozciętej wardze, która znów zaczęła krwawić po tym, jak go spoliczkowałam.
– Może jednak przekonam cię, że nie jestem takim strasznym potworem...
– Możesz próbować.
Richard pociągnął mnie do siebie i pocałował. Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej. Tym razem oddałam pocałunek, choć nie byłam pewna, czy wszystko robię dobrze. Kiedy przestał mnie całować, oparł czoło o moje. Na ramionach poczułam dreszcz, wywołany jego spojrzeniem. Richard pomyślał zapewne, że jest mi chłodno w samej sukience, bo ściągnął swoją koszulę i zarzucił mi na plecy. Bez protestu, wsunęłam ręce w rękawy. Cała byłam otoczona męskim zapachem. Sam Richard stał teraz przede mną jedynie w podkoszulku, opinającym mięśnie. Jeszcze bardziej poczułam się skrępowana.
– Co z tobą i Kitty? Zawsze myślałam, że jesteście parą – spytałam niepewnie, spuszczając wzrok.
Richard ujął mój podbródek i uniósł mi głowę, zmuszając do spojrzenia w sobie w oczy.
– Między mną, a Kitty nic nie ma i nigdy nie było. Już jej to uzmysłowiłem – wytłumaczył stanowczo.
Znów mnie pocałował. Tym razem krócej, po czym się odsunął i uśmiechnął szeroko.
– Cholera. Stoję na środku pola i całuję się z Aniołkiem. Nikt mi jutro w to nie uwierzy.
– Richard. – Walnęłam go pięścią w ramię.
– Żartuję! – Roześmiał się.
– Miałeś już nie mówić do mnie Aniołku!
– Dlaczego? – uśmiech Richarda stał się jeszcze szerszy, kiedy dotarło do niego, co mam na myśli. – Sądziłaś, że to Chris wygrał wyścig?
– Nie mówiłeś do mnie Aniołku od tamtego wieczoru.
– Nie. To ja wygrałem i miałem cię odwieść wtedy do domu, ale uciekłaś.
– A ty mnie specjalnie nie goniłeś, tylko wziąłeś Molly na przejażdżkę?
– Teraz ty jesteś zazdrosna?
Przewróciłam oczami.
– Wracajmy lepiej do domu. Robi się późno – zmieniłam temat.
Chciałam ruszyć się z miejsca i poczułam jak moje obcasy zapadają się w ziemię, która teraz naciągnęła wilgoci z powietrza.
– Cholera – zaklęłam.
Richard roześmiał się. Złapał mnie w pasie i uniósł, drugą rękę wsuwając pod moje kolana. Cała moja twarz zalała się rumieńcem, ale nie mogłam powiedzieć, żeby mi się to nie podobało.
– Uwielbiam jak się rumienisz – szepnął mi do ucha. Wcale to nie pomogło.
Postawił mnie dopiero na asfaltowej drodze. Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
***
Siedzieliśmy na huśtawce stojącej na ganku. Do domu weszłam tylko na chwile zarzucić jakiś sweter, bo koszulę oddałam Richardowi. Gwizdnęłam na Milkę, która teraz obwąchiwała trawnik przed domem. Huśtawka delikatnie się kołysała, my milczeliśmy jakby zawstydzeni tym co się między nami wydarzyło. Cały czas próbowałam poukładać sobie wszystko w myślach.
– Ty cały czas mówiłeś na poważnie, że te wszystkie twoje zaczepki były dlatego, że mnie lubisz? – odezwałam się pierwsza i zerknęłam na Richarda z ukosa.
– Ile razy mam ci to powtarzać? – westchnął ciężko. – Nie wiem czemu to do ciebie nie dociera. Nie jestem jedynym chłopakiem w szkole, któremu się podobasz. Jesteś inteligentna, ładna i wyszczekana, a przy tym skromna i wesoła.
– Ta, jasne – przerwałam mu te bzdury.
Nigdy bym nie uwierzyła w to, co mówił. Ciekawe czy każdej sprzedawał taki bajer. Ze mną mu tak łatwo nie pójdzie, przynajmniej taką miałam nadzieje.
– Wierz mi, że łatwiej poderwać jakąś pustą laseczkę, choćby była nie wiadomo jak piękna.
– Masz na myśli Kitty? – spytałam z przekąsem.
– Kitty nie zrozumiałaby ani jednego mojego żartu, a już na pewno nie wymyśliłaby żadnej ciętej riposty, tak jak ty
– A Daniel?
– Co Daniel? – spytał zaskoczony. Chyba nie nadążał za moimi myślami.
– No... on się nie bał do mnie zarywać.
– Nie martw się. Teraz się już będzie bał. – Richard się roześmiał.
Przez chwilę się zawahałam, ale w końcu oparłam głowę na jego ramieniu, a Richard złapał moją dłoń i spletliśmy nasze palce. Serce w piersi dudniło mi jak oszalałe. Miałam nadzieję, że tego nie słyszał. Milka wróciła do nas na ganek i położyła na wycieraczce, sapiąc. Musiała być bardzo zmęczona po całym dniu wygłupów z małym Steve'em.
– Teraz to ja też mam obawy – powiedział cicho. – Ciągle nie jestem pewny czy mam jakiekolwiek szanse u ciebie. Nie wiem czy będziesz umiała wybaczyć mi te wszystkie wygłupy. A może robisz to tylko z powodu choroby mojej mamy?
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego zaskoczona. Wyraz jego twarzy naprawdę wyrażał skruchę i niepewność, co u niego nie było normą.
– Nie, to nie litość, jeśli ci o to chodzi. Wtedy, kiedy cię wyciągnęłam oglądać gwiazdy, to była litość. Chociaż może z powodu twojej mamy zaczęłam inaczej cię postrzegać. Tylko nie myśl sobie, że jestem taka łatwa i polecę na ciebie po pierwszej randce!
– Nie? A po której? – Uniósł brew, a kąciki jego warg drżały jakby zaraz miał się roześmiać.
Trzepnęłam go w kolano.
– Właściwie, to nawet jeszcze nie było pierwszej randki – fuknęłam. – Jak zwykle wszystko nie tak. Już był pierwszy pocałunek i taniec... - Zarumieniałam się na samo wspomnienie tych wydarzeń.
– No, to musimy to nadrobić. – Musnął palcami mój policzek. – Czy wybierzesz się, Aniołku, jutro ze mną na randkę?
– Hm, muszę się zastanowić, czy nie mam innych planów... – Powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. – A co masz konkretnego na myśli?
– Moglibyśmy pójść do lodziarni. Ciągle wiszę ci lody.
– Czekoladowe?
Przytaknął.
– Tylko pod warunkiem, że nie wylądują znowu na mojej koszulce, albo na głowie. – Roześmiał się.
– Nic nie mogę obiecać. To zależy czy będziesz grzeczny.
***
Media: Damn Yankees "High enought"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro