Rozdział 17
– Tamara, wszystko w porządku? – Usłyszałam czyjś głos. Nie widziałam twarzy, bo ten ktoś stanął za plecami Richarda, który posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że to Christian.
– Tak, nic mi nie jest – powiedziałam trochę słabo i odsunęłam się od Richarda
– Jesteś pewna? Widziałem jak wybiegłaś. Myślałem, że coś się stało
– Przecież widzisz, że jest cała – odezwał się Richard, lekko podenerwowany i odwrócił się w kierunku Chrisa, krzyżując ręce na piersiach.
– Nie tylko ja się zmartwiłem. Twoje koleżanki też tu idą. – Chris nie zwrócił żadnej uwagi na Richarda.
Zauważyłam, że faktycznie od parkietu zbliża się grupka ludzi.
– Nie rozumiem czym się tak przejęliście – powiedziałam.
– Dziwnie się zachowałaś. – Chris podszedł i objął mnie ramieniem. Richard zerknął na to spod łba. – Najpierw tańczyłaś z Rickiem, a potem tak nagle wybiegłaś... – tłumaczył. – Pomyślałem, że Rick znowu powiedział coś głupiego.
– O co ci chodzi, Chris? – Richard rozłożył pytająco ręce.
– O to, że wiecznie czepiasz się Tamary. Nie sądzisz, że powinniśmy z tym skończyć. Nie jesteśmy już dzieciakami.
– Nie czepiam się jej!
– Nie?!
– Nie! – głos Richarda rozbrzmiał nad polami.
– Więc, co się dzieje? – spytał Chris już ciszej, choć nadal nerwowo.
– Nic. – Richard pokręcił lekko głową na znak rezygnacji. – I tak byś tego nie zrozumiał.
- Nie? Niby dlaczego? – Chris był już naprawdę wkurzony.
W tym momencie nadeszły dziewczyny.
– Hej, co jest? – spytała Dora, ale chłopacy całkiem zignorowali obecność moich koleżanek.
– Chwila, już wiem. – Chris uśmiechnął się głupio. – Ty do niej zarywasz – powiedział złośliwie.
– To nie twoja sprawa – warknął Richard.
– Nie?! – krzyknął Chris i jednocześnie popchnął Richarda z całej siły tak, że ten ledwie złapał równowagę. – Nie zauważyłeś, że Tamara mi się podoba? Może nie!? Więc skończ ją zaczepiać i podwalać się do niej. Ona jest inna niż reszta dziewczyn i na ciebie nie poleci!
Richard spojrzał na mnie wyczekująco. Jednak ja byłam w takim szoku, że tylko otworzyłam usta, jakbym chciała coś powiedzieć, ale nie umiałam wydać z siebie dźwięku. Richard lekko uśmiechnął się, a w jego uśmiechu można było odnaleźć politowanie, zawiedzenie, irytację?...
– Jesteś tego pewien? – spytał z ironią.
– Jasne, że jestem tego pewien! Wczoraj prawie się umówiliśmy i pocałowała mnie – w tej chwili Christian rzucił się z całym impetem na Richarda. Chłopacy zwalili się na ziemię. Chris zadawał kolejne ciosy, a Richard jedynie próbował się bronić.
- Nie! – krzyknęłam przerażona, ale to była jedyna rzecz na jaką było mnie stać.
Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Dora złapała mnie pod ramię a ja się w nią wtuliłam. Nie mogłam patrzeć jak chłopaki biją się przeze mnie. To była jakaś paranoja. Od razu przypomniała mi się historia szalonej Lucy.
Molly pobiegła szybko po pomoc do miasta. Ruth próbowała rozdzielić chłopaków. Bez rezultatu. Dora krzyczała coś, ale nie słyszałam słów. Szlochałam w jej ramię.
Wreszcie Molly wróciła z paczką kumpli Bliźniaków, którzy szybko rzucili się na walczących i od razu ich rozdzielili. Dopiero wtedy odkleiłam się od Dory. Tom złapał rozwścieczonego Chrisa, podniósł go z ziemi i z innym kolegą zablokował tak, żeby ten nie mógł się wyrwać. Chris szarpał się i rzucał, ale nie mógł rozluźnić silnego uścisku swojego czarnoskórego kolegi. Richard natomiast sam się podniósł. On nie miał zamiaru atakować swojego przyjaciela. Wytarł powoli dłonią krew z pękniętej wargi. Dokoła narobił się szum. Wszyscy wypytali chłopaków, czy nic im nie jest i o co poszło.
– Jak to o co?! – krzyczał Chris. – Ten idiota wtrąca się we wszystko co robię!
– Odwal, się Chris. – Głos Richarda drżał, ale mówił cicho i spokojnie.
– To ty się odwal od Tamary. Wbij sobie do tego łba, że ona mi się podoba!
– Podoba ci się? – rzucił opryskliwie Richard. – Tobie co chwilę podoba się inna dziewczyna. Ostatnio na tapecie była Dora. Jakoś o Tamarze nic nie wspominałeś! – Richard też podniósł głos, wskazał skinieniem głowy moją przyjaciółkę. Wszyscy spojrzeliśmy na nią. Dora zaczerwieniła się po same uszy.
– Nie zmieniaj tematu! Nic ci nie mówiłem, bo wiem, że się nie cierpicie! Po co do jasnej cholery z nią tańczyłeś? To kolejny twój głupi kawał? – Chris znowu szarpnął się.
Richard podszedł parę kroków do Chrisa i powiedział przez zaciśnięte zęby:
– A od kiedy ty jesteś takim dla niej przyjacielem?
Miałam tego dosyć. Rzuciłam się między nich. Twarzą do Richarda, zasłaniając Chrisa swoim ciałem. Właściwie to nie wiem, czemu akurat Chrisa zamierzałam bronić. Może dlatego, że Richard był wyższy i lepiej zbudowany. Spokojnie mógłby go pokonać, jakby chciał.
– Przestańcie! – krzyknęłam. – Natychmiast przestańcie. Richard, daj spokój.
– Nie martw się nie zrobię krzywdy twojemu chłoptasiowi. – Richard nawet na mnie nie spojrzał, tylko cały czas wpatrywał się w Chrisa. – Ale lepiej trzymaj go ode mnie z daleka.
– On nie jest moim chłoptasiem! – rzuciłam i poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.
– Nie? Przecież go całowałaś. Niezłe z ciebie ziółko, Tamara. – Zlustrował mnie wzrokiem pełnym smutku. – Najpierw całujesz mnie, potem jego. Nie możesz się zdecydować, czy może chciałaś zaliczyć nas obu?
– Ja nikogo nie całowałam! – wrzasnęłam i zamrugałam, żeby odpędzić łzy. Jak Richard mógł o mnie mówić coś takiego? – To wy mnie całowaliście, bez mojej zgody i wcale tego nie chciałam!
Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Tylko Richard się odezwał z sarkazmem w głosie, zwracając się do Chrisa:
– Wiesz co, Chris, możesz ją sobie wziąć. Nie będę stawał na drodze do waszego szczęścia.
Richard minął nas i poszedł przed siebie z rękami w kieszeni. Chciałam za nim wołać, ale za mocno mnie zabolały jego słowa.
Staliśmy w milczeniu jeszcze przez chwilę. Dopiero kiedy Richard zniknął z pola, Tom poluzował i spytał:
– Uspokoiłeś się już?
Chris przytaknął i uwolnił się z uścisku.
– Już w porządku – szepnął i spojrzał na mnie. – Czy moglibyście zostawić nas samych? – spytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Idźcie już – powiedziałam do dziewczyn. – Wrócę sama do domu.
***
Media: Cher "Just like Jesse James"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro