Rozdział 14
Czwartek, dzień przed balem, ja i Molly miałyśmy spędzić u Dory, której reszta rodziny pojechała do jakiejś ciotki w odwiedziny. Mama zawiozła nas do tam jeszcze przed południem. Na obiad zrobiłyśmy sobie pizzę, a raczej Dora ją zrobiła. Wolałam się nie wtrącać do tego, podobnie jak Molly. Siedziałyśmy tylko i przyglądałyśmy jak przyjaciółka krząta się po kuchni. Można powiedzieć, że wspierałyśmy ją duchowo. Dzięki temu pizza wyszła wyśmienicie.
– Nie wiecie kiedy wróci Ruth? – spytała Molly.
– Tego nikt nie wie – odpowiedziała Dora. – Może za dwa tygodnie, może za trzy. Wróci kiedy znudzą jej się wakacje u dziadków.
– A zważając na to, że poznała tam fajnego chłopaka, to tak szybko nie wróci – stwierdziłam.
Roześmiałyśmy się.
Resztę dnia spędziłyśmy robiąc to, co dziewczyny lubią najbardziej, czyli plotkując. Zrobiłyśmy sobie próbne makijaże, następnie pomalowałyśmy paznokcie u rąk i u nóg.
– Jak tam twój pies, Tamara? – spytała Dora. – Nie mogę uwierzyć, że dostałaś szczeniaczka od Richarda. To takie słodkie.
– Nie od Richarda, tylko od jego mamy! – poprawiłam ją z naciskiem.
– To jak to w końcu jest z tobą i z Bliźniakami? Molly mówiła, że Chris uczył cię jeździć? Macie się ku sobie? On jest taki przystojny. – Moja przyjaciółka westchnęła rozmarzona.
– Dora, przecież to Chris! – oburzyłam się. – Możemy o nich nie rozmawiać? Chyba, że koniecznie chcecie mi zepsuć humor.
Nie miałam najmniejszej ochoty myśleć o tych dwóch idiotach. Udało mi się zapomnieć o ich istnieniu, zwłaszcza dzisiaj. Na szczęście przez ostatnie kilka dni nigdzie na nich nie trafiałam. Nie miałam też żadnych wieści od nich. Nawet jeśli się pogniewali, to co mnie to obchodziło.
Popołudniu wpadłyśmy na genialny pomysł, że można by pograć w koszykówkę, w wyniku czego nasze makijaże spłynęły wraz z potem, a lakier z paznokci poodpryskiwał. Najważniejsze, że cały dzień upłynął nam na świetnej zabawie. Nie mogłyśmy się już doczekać jutrzejszego balu.
Kiedy już zaczęło się dość mocno ściemniać, Dora zaproponowała, że odwiezie nas do domu.
– Ale tylko do granicy miasta – zaznaczyła Molly. – Musimy jeszcze z Tamarą zaliczyć wieczorny spacer.
Dora wzięła sobie mocno słowa Molly i wysadziła nas tuż przy granicy miasta.
– Do zobaczenia jutro na balu i dzięki, że mnie odwiedziłyście. Było super – rzuciła nam na pożegnanie i odjechała.
Ruszyłyśmy z Molly wzdłuż ulicy. Cały czas byłyśmy rozbawione po tym dniu babskich wygłupów. Było już właściwie ciemno. Skręciłyśmy w kolejną uliczkę i nagle oślepił nas snop jasnego światła i usłyszałyśmy ryk motoru.
***
Snop światła był tak jasny, ze na moment oślepłam, a potem jedyne co widziałam to mroczki przed oczami. Motor minął nas z hukiem. Kawałek dalej kierowca zawrócił maszynę, robiąc kilka kółek i zostawiając ślady na asfalcie i tabuny kurzu. W końcu motor zatrzymał się koło nas. Kierowca ściągnął kask i posłał nam swój krzywy uśmiech. Och, ale ja nie cierpiałam tego uśmiechu. Nie zapowiadał niczego dobrego.
– Hej, Aniołku! Jak ci się podoba moja nowa zabawka?!
Tak, to był Richard. Siedział na czarnym, wyścigowym motorze, z tą swoją zadowoloną miną ulubieńca tłumów. Nagle pojawiła się też cała paczka jego kumpli, którzy zaczęli podziwiać maszynę. Wśród nich nie mogło zabraknąć Chrisa. Jego samochód stał na poboczu drogi, podobne jak kilka aut pozostałych chłopaków.
– I jak wam się podoba? – Richard zwrócił się do nas, ale patrzył tylko na mnie. Jednocześnie przekręcił manetkę, żeby trochę przygazować.
– Jesteś walnięty, wiesz? – stwierdziła Molly, po czym zaczęła oglądać sprzęt.
– A ty Aniołku, nic nie powiesz?
– Podzielam zdanie Molly. Skąd go wziąłeś? – Naprawdę nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy.
– Dostałem od wujka. – Puścił do mnie oko.
– Tego samego, od którego dostałeś szczeniaka?
– Jakaś ty domyślna. – Zaśmiał się.
Chłopaki zaczęli zachwalać motor Richarda, łącznie z Molly, a ja tylko stałam z rękami w kieszeni i patrzyłam prosto w jego oczy. Widziałam te wszystkie iskry w jego spojrzeniu. Miałam wrażenie, że wrócił stary Richard, ten sprzed choroby jego matki.
– Cześć, Tami. – Głos Chrisa wyrwał mnie z rozmyślań. Chłopak stanął tuż obok.
– Hej.
– Dawno się nie widzieliśmy. Jak tam twój jeep?
– Spoko. Razem z tatą trochę przy nim porobiliśmy. Od poniedziałku zaczynam lekcje.
Chris w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się delikatnie.
– Hej, Aniołku, może się przejedziesz ze mną? – krzyknął Richard nad głowami kumpli i poklepał siedzenie za sobą.
– To nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziałam niepewnie.
– No co ty. Będzie fajnie. Może udzielę ci kilku lekcji. Jestem lepszy od Chrisa w te klocki. – Richard znowu puścił do mnie oko, a Chris aż poczerwieniał.
– Nie – odmówiłam stanowczo – powinnyśmy już wracać – powiedziałam już mocniej, kiwając głową w stronę Molly.
– Chodź, Aniołku, na pewno ci się spodoba. – Richard dalej naciskał.
– Daj jej spokój, Rick. Widzisz przecież, że ona nie chce. – Nagle Chris stanął w mojej obronie.
– Tobie nic do tego. – Richard nawet nie odwrócił się w kierunku Chrisa, kiedy do niego mówił.
– Więcej niż myślisz – wycedził przez zęby Christian.
– Idź lepiej pilnuj swojego autka, żeby ktoś go znów nie porysował. Nasz Aniołek chce się przejechać na motorze, tylko jeszcze o tym nie wie.
Oj, bardzo mi się nie spodobało, że zaczęli o mnie rozmawiać, jakby mnie tu wcale nie było.
– Skończ do niej mówić: Aniołku. – Chris coraz bardziej tracił cierpliwość.
– Od kiedy ci to przeszkadza?
– Od dzisiaj – warknął Chris.
– Co cię ugryzło? – spytał Richard trochę poirytowany.
– A ciebie?
– Hej, chłopaki, uspokójcie się! – wtrąciła się Molly, natomiast ja nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa.
Jeszcze nigdy nie widziałam tej pary kłócącej się. I albo mi się zdawało, albo sprzeczali się z mojego powodu. Czułam się zdezorientowana i przerażona.
– To może mały zakład? – Richard posłał Christianowi spojrzenie spod przymrużonych powiek. – Mój motor przeciwko twojej bryce.
– Ok. Jeśli wygram, przestaniesz do Tamary mówić Aniołku.
– Jeśli ja wygram, odwiozę Aniołka do domu. – Richard posłał mi szeroki uśmiech.
– Ekstra! Będziemy mieli wyścig! – krzyknął któryś z chłopaków.
Stałam tam ogłupiała. Oni mówili o wyścigu? I do tego założyli się o mnie? Zanim zdążyłam zareagować, Chris wsiadł do chryslera, a Richard założył swój kask. Oboje ruszyli, ale podjechali tylko kawałek. Ustawili się na wysokości znaku, który wyznaczał granicę naszego miasteczka. Cała paczka chłopaków pobiegła za nimi, podobnie jak ja i Molly.
Lekko zdyszana dobiegłam do auta Chrisa.
– Oszaleliście? Chcecie się ścigać? – złapałam go za ramię.
– Nie martw się, Tami. Wygram to dla ciebie. – Chris uśmiechnął się do mnie i zaczął gazować, aż auto zaczęło wyć.
– Nie możecie! Nie macie prawa traktować mnie jak rzecz i się o mnie zakładać! – krzyczałam.
– To co, wszystko ustalone? – spytał Richard.
Teraz odwróciłam się do drugiego chłopaka. Liczyłam na to, że może jemu przemówię do rozumu, chociaż to się wydawało jeszcze mniej prawdopodobne.
– Richardzie! Skończcie z tym natychmiast! To niebezpieczne! – Szarpnęłam Richarda z całych sił za skórzaną kurtkę. Pociągnięci było tak mocne, że Richard wreszcie zwrócił na mnie uwagę. Ściągnął kask i uśmiechnął się od ucha do ucha, a moim oczom ukazały się dołeczki w jego policzkach. Z takiego bliska były jeszcze bardziej niesamowite.
– Co ty nie powiesz? – powiedział ironicznie po czym zwrócił się do jednego ze swych kumpli. – Tom, jak pojedziemy, ruszcie za nami. Spotkamy się na miejscu. I zabierzcie ze sobą dziewczyny. Będą chciały wiedzieć kto wygrał. – Po raz kolejny tego wieczoru puścił do mnie oko. – Chociaż to oczywiste – dodał po chwili, zakładając kask.
– Nic mnie to nie obchodzi, kto wygra! – wrzasnęłam, próbując przekrzyczeć ryk maszyn. Niestety nikt mnie nie słuchał.
– Tami, dasz znak do startu? – spytał Christian, coraz mocniej przyciskając gaz. Silniki obu pojazdów robiły już taki hałas, że prawie nie dało się go wytrzymać.
– Nie ma mowy! – odsunęłam się na bok, założyłam ręce na piersi. Miałam nadzieję, że zobaczą jak bardzo jestem wściekła i odpuszczą. Jednak moje miejsce szybko zajął Tom. Pojazdy ruszyły z piskiem opon. Pozostawiły po sobie jedynie tumany kurzu.
Jak tylko odjechali wszyscy chłopacy od razu pobiegli do pozostałych samochodów, a ja i Molly za nimi.
– Wsiadajcie do mnie! – zawołał Tom i otworzył nam drzwi czerwonej furgonetki.
Molly szybko wskoczyła do środka, a ja za nią, lekko się ociągając. Jak wszyscy mogli pozwolić na te wygłupy. Droga, którą pojechali Chris i Richard była rzadko uczęszczana. Biegła obrzeżem miasta i kończyła się niedaleko mojego domu. Nie zmienia to faktu, że była dość niebezpieczna.
Mama opowiadała, że kiedy była jeszcze nastolatką, jej dwóch kumpli postanowiło się ścigać. Jeden ze samochodów wpadł w poślizg i uderzył w ten drugi. Razem wypadli z drogi. Chłopców odwieziono w ciężkim stanie do szpitala. Jednym z nich był mój tata. Co by było gdyby zginął?
Złość wrzała we mnie. Jeśli oni się nie zabiją po drodze, to zdecydowanie ja to zrobię. Droga ciągnęła się dla mnie w nieskończoność. Nawet zaczęłam już obgryzać paznokcie. Wypatrywałam tylko wraku auta albo motoru. Od razu zakładałam najgorsze.
– Tom. Co im odbiło? – spytałam nagle, odwracając się do czarnoskórego chłopaka, siedzącego za kierownicą.
– Nie wiem. Nie martw się. Nic im nie będzie. To dobrzy kierowcy – zapewnił swoim łagodnym głosem, nie pasującym do chłopaka z tak silną posturą i z dwoma metrami wzrostu. – Od jakiegoś czasu ciągle ze sobą rywalizują. Kłócą się o byle głupstwo. Prawie skaczą sobie do gardeł. Richard chodzi jakiś struty, a Chris wszystkim się zbytnio przejmuje.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Bliźniacy kłócą się ze sobą! To jakiś absurd. Posłałyśmy sobie z Molly porozumiewawcze spojrzenia. Była tak samo zaskoczona jak ja.
***
Dotarliśmy na miejsce jako ostatni. Było już całkiem ciemno, jedynie drogę oświetlały reflektory samochodów. Przed oczami ukazał nam się następujący widok: Chris i Richard stali przy swoich pojazdach, ściskali sobie dłonie, uśmiechając się i poklepując przyjaźnie po plecach. Reszta kumpli przekrzykiwała się nawzajem, gratulując im świetnego wyścigu. Krew zagotowała się w moich żyłach. Policzki płonęły. Wysiadłam z furgonetki i trzasnęłam drzwiami z całej siły, a biedna Molly musiała wysiąść od strony kierowcy. Szybkim i pewnym krokiem podeszłam do tych dwóch dupków.
– Jesteście największymi idiotami jakich znam! – zaczęłam krzyczeć, a dokoła zapanowała cisza. Chłopacy odwrócili się w moją stronę ze zdziwieniem. – Mogliście zginąć lub zabić kogoś innego! Gdyby ktoś jechał?! Gdyby był wypadek?! – Podeszłam do Richarda i ze złością zaczęłam go popychać do tyłu, uderzając dłońmi w jego tors. – A może chcieliście, żebym to ja umarła ze strachu?! Jeżeli o to chodziło, to udało się wam!
Głupi uśmieszek nie schodził z ust Richarda.
– Tamara, uspokój się. Nic się nie stało. – Chris chwycił mnie delikatnie za rękę i spojrzał tymi swoimi błękitnymi oczami.
– Zostaw mnie – warknęłam i wyrwałam się mu. – Jesteś bardziej popieprzony niż myślałam! – Tym razem uderzyłam Richarda w klatę pięściami. – Chcesz razem z mamą leżeć w szpitalu? Jak myślisz co by zrobiła, jakby coś wam się stało!?
Richard szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstki. Przyciągnął mnie do siebie. Teraz również w jego oczach była wściekłość.
– Mojej matki w to nie mieszaj – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Jesteś nienormalny! Nie masz pojęcia jak ja...
– Tak wiem – przerwał mi Richard. – Nienawidzisz mnie. Tamara, znam już tą śpiewkę na pamięć. – Jego palce zacisnęły się jeszcze mocniej na moich nadgarstkach. Oczy pociemniały. Uderzył mnie chłód jego słów.
Wcale nie chciałam powiedzieć, że go nienawidzę. Chciałam mu powiedzieć jak bardzo się bałam, że coś im się stanie.
– Aaa, mam was dosyć! Idę do domu! – Wyswobodziłam ręce z jego żelaznego uścisku. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu.
Szłam szybkim krokiem. W uszach ciągle miałam szum silników, a może to ciśnienie krwi sprawiło, że nic nie słyszałam? Nie odwróciłam się ani razu. Nie miałam pojęcia, co się działo za moimi plecami. Nie usłyszałam nawet, że ktoś biegnie za mną. Ocknęłam się dopiero, kiedy ktoś szarpnął mnie za ramię, w wyniku czego musiałam się zatrzymać.
– Tamara, przepraszam. Nie wiedziałem, że się tak zdenerwujesz. – To był Chris.
Spojrzałam na niego. Dopiero teraz zauważyłam, że ubrany był w czarną koszulkę z logo Korna, krótkie bojówki, w kolorze zgniłej zieleni. Jego czarne włosy lśniły w blasku księżyca.
– Gdybym wiedział, w życiu bym się na to nie zgodził – mówił dalej, patrząc mi prosto w oczy. – To były tylko takie wygłupy.
– Przybiegłeś, żeby mi to powiedzieć? – powiedziałam ostro. – Lepiej trzeba było wysłać SMS-a. – Wyswobodziłam ramię i ruszyłam dalej. Chris próbował dotrzymać mi kroku.
– Tamara, proszę jest mi naprawdę przykro. Pozwól mi przynajmniej odprowadzić cię do domu – dodał.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że jest już późno i całkiem ciemno. Molly, zapomniałam zupełnie o niej. Świetna ze mnie przyjaciółka. Nie wiedziałam gdzie się podziała.
– Molly. Co z Molly? – spytałam przestrzeń przed sobą i znowu zatrzymałam się gwałtownie.
– Richard powiedział, że ją odwiezie. Chciała się przejechać motorem – wyjaśnił Chris obojętnie, a ja poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. To nie powinno mnie tak zaboleć.
– A co z twoim autem? – Tym razem spojrzałam na Chrisa, jakbym nagle uświadomiła sobie jego obecność.
– Jeden z chłopaków odwiezie go pod dom. Nie chciałem, żebyś szła sama.
Zmierzyłam Chrisa wzrokiem. Miał taką zatroskaną minę, że prawie zrobiło mi się go żal. Prawie. Wzruszyłam ramionami i już wolniejszym krokiem zaczęłam iść w stronę domu. Chris szedł tuż obok. W zupełniej ciszy doszliśmy na miejsce. Dopiero u podnóża schodów Chris przerwał milczenie.
– Nie chcesz wiedzieć kto wygrał? – uśmiechnął się nieśmiało, patrząc mi w oczy.
– Mówiłam wam, że gówno mnie obchodzi kto wygra ten durny wyścig – warknęłam.
– Dobra, już się nie gniewaj. – Zakłopotany potarł dłonią tył głowy. – Jeszcze raz cię przepraszam. Za ten wyścig i w ogóle za nasze wszystkie głupie wygłupy. Wybaczysz mi?
– Naprawdę pytasz mnie o to teraz? To chyba nie najlepszy moment.
– Wiem, ale ostatnio zbliżyliśmy się trochę. Nie chciałbym tego zaprzepaścić tą akcją, zwłaszcza, że to Richarda pomysł... – zawahał się, kiedy spiorunowałam go wzrokiem. – Ok, nie musiałem się na to zgadzać... – Chris nabrał mocno powietrza.
Emocje i nerwy zaczęły powoli opadać ze mnie. Nie umiałam się dłużej gniewać na Christiana, kiedy patrzył na mnie z miną zbitego szczeniaczka.
– W każdym razie... Tak się zastanawiałem... - dukał dalej – może moglibyśmy umówić się kiedyś na jakąś kawę, może kino? – Chris złapał moją dłoń i staliśmy tak trzymając się za ręce.
Nie bardzo wiedziałam, co mogłabym mu odpowiedzieć. Każda dziewczyna na moim miejscu szalałaby ze szczęścia, że ktoś taki jak Christian chce się z nią umówić. Był najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole i nie licząc naszych sprzeczek, to był całkiem sympatyczny. Być może w innych okolicznościach umówiłabym się z nim bez zmrużenia oka. Jednak to był Christian, jeden z Bliźniaków. To wszystko równie dobrze może być jakiś żart z ich strony. Po co cudowny Christian miałby umówić się z kimś takim jak ja? Zwłaszcza po tylu latach ciągłych kłótni i zgrzytów.
– Nie wiem, Christian, czy to dobry pomysł. Muszę się uspokoić i to wszystko przemyśleć. Jeszcze wczoraj skakaliśmy sobie do gardeł, a teraz... – Ciągle nie umiałam pozbierać myśli. – Potrzebuję czasu.
Twarz Christiana rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Chyba spodziewał się, że go zbesztam albo spoliczkuję. Najwyraźniej dałam mu cień nadziei. Wtedy zrobił coś, czego się zupełnie nie spodziewałam – nachylił się i pocałował mnie w usta. Jego wargi były miękkie i delikatne, a sam pocałunek krótki. Poczułam, że moje policzki płoną.
– Do zobaczenia na balu – powiedział mi do ucha i odszedł, odwracając się od czasu do czasu.
Pomachałam mu lekko, po czym dotknęłam palcami swoich ust. Pocałował mnie. Dlaczego nagle tej dwójce zachciało się mnie całować? I do tego bez mojego pozwolenia. Czy ja ich czymś prowokowałam? Ja nawet nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego.
Pocałunek Christiana był miły, jednak znów zaczęłam porównywać go z Richardem i cholera to nie było to samo. Tylko, że ja ciągle nie wiedziałam co mam myśleć o Richardzie. Chris dał mi do zrozumienia, że chce się ze mną umówić. Podczas, gdy Richard potrafił mi tylko dokuczać.
Weszłam do domu, rozmyślając ciągle, jaki kawał próbują mi zrobić Bliźniaki. Musiałam być przygotowana na każdą ewentualność. Wiedziałam, że nie mogę ani na chwilę stracić czujności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro