Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Richard

Sandra poprosiła mnie, żebym wyprowadził Mrówkę na spacer. Właściwie sam jej to zaproponowałem. Nigdy nie zrozumiem, po co wyprowadzać taką kiepską imitację psa na spacer. Można by go zamknąć w większej klatce i dać mu tam kołowrotek. Pobiegałby sobie w nim i też by się zmęczył. Do załatwiania swoich potrzeb wystarczyłaby mu kuweta, jak dla kota. Taki trochę bezobsługowy ten pies. W sumie całkiem wygodnie. Zeżre też niewiele.

Jednak Sandra uparła się, że yorkowi przyda się spacerek. Co zrobić jak kobieta się uprze? Wolałem się z nią nie kłócić. Zwłaszcza, że jakoś udało mi się załagodzić nasz ostatni kryzys. Nie było łatwo. Musiałem się trochę wysilić. Niestety, nie był to szczyt moich możliwości, a zryw był dość krótki. Nie mogłem się wtedy jakoś skupić. Moje myśli zdecydowanie dryfowały gdzie indziej. Na szczęście Sandrze to wystarczyło, żeby ją przekonać, że tylko ją pragnę. Szkoda, że nie przekonałem samego siebie.

Spacer był też doskonałą wymówką do wyjścia z domu i zapalenia sobie papierosa, bez wysłuchiwania kazań. A nawet dwóch papierosów. Jeszcze trochę pozostanę w tym przeklętym mieście i popadnę w nałóg – pomyślałem. Precyzyjniej, to przebywanie w niezbyt dużej odległości od Tamary, wywoływało we mnie najgorsze instynkty. Miałem ochotę palić, pić, a nawet skoczyć z mostu. Liczyłem na to, że przed południem nie natknę się nigdzie na moją byłą dziewczynę. W końcu powinna być w pracy.

Szedłem wzdłuż płotu odgradzającego pastwiska, kiedy Mrówka zaczął ujadać. Szczekanie było chyba jedynym elementem łączącym go z innymi przedstawicielami gatunkiem. Zdecydowanie był w tym mistrzem i potrafił doprowadzić do szaleństwa swoim piskliwym głosem każdego, oprócz Sandry. Spojrzałem na niego, będąc ciekawy, co takiego zdenerwowało tego bydlaka. Okazało się, że źródłem jego ataku są krowy pasące się za płotem, w dość sporej odległości od nas. Pies szarpnął się nieco, chcąc pognać w stronę tych przerażających sworzeń.

– Daj spokój stary – mruknąłem pod nosem – one by cię zabiły jednym kopnięciem. Chyba, że masz na którąś ochotę, ale to nie twoja liga – prychnąłem.

Odpaliłem kolejnego papierosa i zaciągnąłem się dymem, który przyjemnie drapał mnie w krtań. Zerknąłem na płot i uzmysłowiłem sobie, że to jest miejsce, w którym powiedziałem Tamarze o chorobie mojej mamy. Dziewczyna, jak żywa stanęła przed moimi oczami w swojej zwiewnej, letniej sukience. Wyglądała tak seksownie, choć wtedy to była ostatnia rzecz, o której pomyślałem. Dopiero co, dowiedziałem się, że mama ma nowotwór i prawdopodobnie jest umierająca.

Tamtego wieczoru Tamara wracała chyba od dziadków, a ja siedziałem pod tym płotem i paliłem papierosa, próbując się nie rozkleić. Nie wiem, czemu ją wówczas zagadałem. Czemu zwierzyłem się jej ze wszystkiego, choć zdawałem sobie sprawę, że mnie nienawidzi? Pamiętam jak ją obejmowałem. Jej skóra oddawała ciepło, które wchłonęła po kolejnym upalnym dniu. Pachniała wiatrem i truskawkami. Była najcudowniejszą dziewczyną, jaką znałem. Kogo próbowałem oszukać? Nadal była najcudowniejsza.

Już wtedy byłem w niej zakochany po uszy, a jedyne co potrafiłem, to jej dogryzać i robić głupie dowcipy. Zachowywałem się jak ostatni gówniarz. Bałem się, że jeśli wyjawię jej swoje uczucia, to mnie wyśmieje albo ucieknie z wrzaskiem. W tamtym momencie choroba mamy okazała się swojego rodzaju błogosławieństwem i pozwoliła mi zbliżyć się do Tamary, choć szło mi to bardzo opornie. Pierwszy pocałunek okazał się totalną porażką, ale wcale go nie żałowałem. Ciągle uśmiecham się na jego wspomnienie. Tego zaskoczenia w oczach Tamary nie da się zapomnieć. Durnym wyścigiem z Chrisem, rozwścieczyłem ją tylko bardziej, ale byłem cholernie zazdrosny po tym, jak zobaczyłem ją śmiejącą się razem z moim przyjacielem, w jeepie Tamary. Próbowałem jedynie zwrócić na siebie jej uwagę. No i udawało się, tylko, że zamiast zakochiwać się, nienawidziła mnie coraz bardziej. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Jednak, po tym, jak drżała w moich ramionach, tańcząc ze mną, albo kiedy całowałem ją w polach, wiedziałem, że już jest moja. Tamtej nocy, przysiągłem sobie, że tego nie spierdolę. Nie wyszło, bo spierdoliłem na całej linii.

Mrówka znów zaczął ujadać. Szarpnąłem za smycz, aż się napięła, więc pociągnąłem go w przeciwnym kierunku. Chyba poskutkowało, bo przestał szczekać. Westchnąłem, zamknąłem oczy i wciągnąłem mocno powietrze wymieszane z dymem papierosowy. Próbowałem nacieszyć się ciszą, co nie trwało zbyt długo, ponieważ ponownie rozległo się szczekanie tego parszywego kundla. Tym razem miałem wrażenie, że było ono cichsze. Jakby dźwięk dobiegał z większej odległości i oddalał się coraz bardziej. Zaniepokojony, otworzyłem powoli oczy. Kurwa. Obok mnie, na trawie, leżała pusta obroża przyczepiona do smyczy.

Rozejrzałem się dookoła. Szczekanie Mrówki dobiegało gdzieś z pól od strony pasących się krów.

– Kurwa, kurwa, kurwa – zacząłem powtarzać pod nosem. 

Ten pies, to był pierdolony samobójca, jak Boga kocham!

Rzuciłem niedopałek papierosa na trawę. Zwinąłem smycz. Sprawnym ruchem przeskoczyłem przez drewniany płotek. Ruszyłem w stronę bydła, nawołując co sił w płucach tego pieprzonego yorka. Ja pierdolę, ale musiałem wyglądać idiotycznie, chodząc po polach i wołając: Mrówka do nogi! Kierowałem się w stronę szczekania, zbliżając się tym samym do pasących się zwierząt, które muczały niespokojnie, kiedy nagle, usłyszałem przeraźliwy pisk oraz skomlenie, a potem nastała cisza. Moje serce zamarło. Zrobiłem kolejny krok i poczułem pod sandałem coś miękkiego, co zdecydowanie nie pachniało dobrze. Spojrzałem w dół.

– Niech to szlag! 

Wdepnąłem w krowie łajno. Miałem ochotę wrzeszczeć. Każdy mięsień mojego ciała napiął się z wściekłości.

Pośpiesznie wytarłem buta o trawę. Dotarłem wreszcie do krowy, którą Mrówka usilnie próbował napastować, ale najwyraźniej franca się nie dała. Niestety, po psie nie było ani śladu. Żadnego szczekania ani skomlenia. Do tego kundel był wielkości przerośniętego szczura, nie było szans dostrzec go w trawie sięgającej niemalże do kolan. Miałem przesrane. Tylko, że jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo.

– Rick! Uważaj, za tobą! – To Chris. Stał za płotem i krzyczał w moją stronę, wskazując palcem jakiś punkt za moimi plecami.

Odwróciłem się bardzo powoli i ujrzałem byka, który znajdował się zdecydowanie zbyt blisko. Głowę pochylił do przodu nastawiając swoje rogi, noga zaczął grzebać w ziemi. Wydawał bliżej nieokreślone dźwięki. Wyglądał jak z kreskówki. Wcale nie pomagał fakt, że w ręce wciąż trzymałem czerwoną smycz. Ja nie tylko miałem przesrane, równie dobrze mogłem być zaraz posrany. To, co nastąpiło potem, działo się jak na zwolnionym filmie. Obróciłem się gwałtownie i ruszyłem biegiem w stronę ogrodzenia, a byk ruszył za mną. Po drodze rzuciłem smycz gdzieś w trawę. Słyszałem za sobą odgłos biegnącego zwierzęcia oraz jego sapanie. Udało mi się wreszcie dobiec do płotu. Przeskoczyłem go z całym impetem, jednak tym razem nie popisałem się lądowaniem. Prawa noga pośliznęła się na trawie i zjechałem na tyłku z niewielkiej górki wprost pod nogi Chrisa. Byk, na szczęście wyhamował przed brązowymi sztachetami. Prychnął kilka razy i zaczął się oddalać.

– Kurwa! – zakląłem po raz kolejny. Zakryłem twarz dłońmi i opadłem plecami na trawę, próbując uspokoić oddech.

– Stary! Co ty odpierdalasz? – Chris najwyraźniej był w świetnym humorze. Kiedy odsunąłem dłonie, zobaczyłem jak zanosił się śmiechem.

– Mrówka – wydusiłem z siebie, między kolejnymi oddechami – ten pieprzony pies Sandry, zwiał mi.

– Fiu, fiu – Chris zagwizdał - stary, masz przejebane – powiedział przez łzy wywołane śmiechem. Nachylił się w moją stronę i wyciągnął dłoń, żeby pomóc mi wstać.

– Zamknij się. – Uderzyłem jego rękę, odtrącając tym samym pomoc przy wstawaniu i o własnych siłach podniosłem się z trawy.– Lepiej pomóż mi go znaleźć. 


***

Media: Volbeat "Black Rose"

Kolejny rozdział napisany w jeden dzień. Gdybym częściej miała tyle czasu i weny, choć pewnie nie powstał gdyby nie dwie wspaniale kobiety motywujące mnie na co dzień: @TamaraTango  i mocca62

Tym razem trochę weselej, nie umiem pisać komedii sytuacyjnych, wolę bawić się dialogami. Dajcie znać jak wyszło. Wiem, że do mistrzów mi daleko.

  @buziaki_kicia  - setna gwiazdka od tej Pani, dzięki :) 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro