Rozdział 6
Tamara
Podeszłam do baru, żeby zamówić kolejnego drinka. Bardzo go potrzebowałam. To był fatalny wieczór, a ja nie wiedziałam, jak dałam się na to namówić. Nie dość, że pierwszą osobą, jaką zobaczyłam w knajpie był Richard, no i oczywiście ta jego ruda lalunia, to jeszcze zostałam zmuszona do śpiewania. Nienawidziłam być w centrum uwagi. Miałam ochotę udusić moje przyjaciółki. Już uwierzyłam im, gdy zarzekały się, że żadna z nich nie wiedziała nic o tym, że mój były narzeczony też wybiera się na tę imprezę, ale tego, że namówiły mnie do śpiewu, nigdy im nie wybaczę. Gdyby nie alkohol szalejący w moich żyłach, nigdy bym się na to nie zgodziła. Jutro będę walczyć z kacem alkoholowym oraz moralnym.
Na dodatek, zapraszając tu Nicka, sprawiłam, że chłopak zaczął robić sobie złudne nadzieje. Teraz, wydawało mu się, że ma u mnie jakiekolwiek szanse i w przeciągu tych dwóch godzin już kilka razy próbował mnie namówić na spotkanie sam na sam albo chociaż na wypad do kina tylko we dwoje. Tymczasem Nick ani nie był w moim typie, ani nie miałam najmniejszej ochoty na jakikolwiek związek, zwłaszcza z kolegą z pracy. Było mi dobrze samej i nie chciałam komplikować sobie życia, które już i tak było dość pogmatwane.
Do tego wszystkiego ten nagły zryw Richarda. Wypadł z sali jak oparzony. Nie rozumiałam, co go tak poruszyło? Przecież nie mógł zrozumieć ukrytego znaczenia słów piosenki, był na to zbyt głupi.
Kogo ja oszukiwałam? Richard zrozumiał każdy jeden wers. Nie powinnam jej wybierać. To był zły pomysł. A co jeśli rozpętałam nią burze, której przecież nikt by nie chciał? Trudno, stało się. Nie cofnę czasu.
Już gorzej dzisiaj być nie mogło. Czy na pewno? Oczywiście, że nie! Życie uwielbiało kopać mnie w tyłek na każdym kroku, a przed moimi oczami zamajaczyła ruda czupryna, a wraz z nią jej właścicielka.
– Więc to ty jesteś tą słynną Tamarą? – spytała Sandra, siadając na krzesełku przy barze, tuż obok mnie.
Na jej słowa zaczęłam ostentacyjnie klepać się dłońmi po całym ciele, jakbym czegoś szukała.
– Na to wygląda, ale wybacz, nie mam przy sobie żadnego długopisu, więc dzisiaj nie dostaniesz ode mnie autografu. – Posłałam jej krzywy uśmiech.
Ruda przechyliła głowę. Wyglądała na rozbawioną moim sarkazmem, ale nie dała się wciągnąć w tę gierkę.
– Chciałam tylko jeszcze raz podziękować za pomoc mojemu psu.
Świetnie, może chciałaby podziękować mi jeszcze za narzeczonego? W końcu, gdybym nie zwróciła mu wolności, pewnie nigdy by się nie poznali.
– Nie ma sprawy, to moja praca, ale następnym razem najlepiej skontaktujcie się z Vivian, zanim zaczniecie panikować. – Miałam nadzieję, że dobitnie dałam jej do zrozumienia, że nie mam ochoty więcej mieć z nimi do czynienia.
– Jasne. Ja, naprawdę nie wiedziałam, wtedy w przychodni, kim jesteś. Richard zachował się dziecinnie, nie przedstawiając nas sobie.
– Żeby to pierwszy raz – prychnęłam i od razu ugryzłam się w język. To była wina alkoholu. Kłótnia z Sandrą, to była ostatnia rzecz, jaka mi była potrzebna jeszcze dzisiaj. Niech sama się przekona, że z Richarda jest straszny dzieciak.
Sandra zmrużyła oczy i zlustrowałam mnie z góry na dół.
– W każdym razie, miło było cię poznać. Postaramy się nie wchodzić ci w drogę podczas naszego pobytu tutaj i mam nadzieję, że ty też będziesz trzymać się z daleka od mojego narzeczonego, zamiast wyśpiewywać mu smętne ballady – powiedziała naprędce i odeszła. Tak po prostu.
Zostawiła mnie przy barze z szeroko otwartymi ustami. Wyszczekana dziewczyna. W końcu, właśnie takie Richard lubił najbardziej. Barman miał idealne wyczucie czasu, bo akurat postawił przy mnie kolejnego drinka. Wzięłam go do ręki i upiłam spory łyk. Tego dnia nawet spicie się nie szło mi za dobrze. Wydawało mi się, że ciągle jestem zbyt trzeźwa i nadal wszystko czuję zbyt mocno.
Z drinkiem w ręku, wróciłam do stolika, gdzie czekał już na mnie Nick z tym swoim nieskazitelnym, białym uśmiechem, opaloną karnacją i idealnie wyrzeźbionym ciałem. Czy ja to naprawdę pomyślałam? Szybko skarciłam się w duchu. Może jednak alkohol powoli zaczynał działać na moje zmysły? Kiedy tylko usiadałam przy stoliku, dziewczyny zarzuciły mnie szeregiem pytań, ponieważ nie uszła ich uwadze moja rozmowa z Sandrą.
– Czego chciała ta ruda żmija?
– Podziękować mi za leczenie jej yorka – skłamałam.
– Żartujesz? – fuknęła Molly. – Ma dziewczyna tupet, nie ma co.
– Zmieńmy może temat – mruknęłam pod nosem i na szczęście dziewczyny usłuchały mojej prośby, tym bardziej, że akurat mikrofon znów wylądował w ich rękach i już po chwili wydzierały się do niego, usiłując zaśpiewać „What's up" zespołu 4 Non Blondes.
To niesamowite jak potoczyły się nasze historie, tak zupełnie odmienne i nie do końca zgodnie z tym co sobie wymarzyłyśmy kończąc liceum. Może i zostałam weterynarzem, tak jak to zaplanowałam, ale miałam też być szczęśliwą żoną Richarda. Wszyscy twierdzili, że jesteśmy idealną parą i sobie przeznaczeni. Tymczasem jeszcze trochę i przypną mi łatę starej panny.
Molly, która zawsze najbardziej chciała się wyrwać z naszego miasta i robić karierę w wielkim świece, wyszła za mąż za Matta, miejscowego chłopaka i przyjaciela Richarda. Urodziła mu dwójkę dzieci. Jest typową kurą domowa, ale co najzabawniejsze i najważniejsze, jest szczęśliwa.
Ruth wyjechała na studia, podobnie jak ja. W jej życiu uczuciowym bywało różnie i dość burzliwie, ale jednak przyjęła oświadczyny Lucasa, którego poznała podczas pamiętnych wakacji, które spędziła u swoich dziadków. Razem z nim przeprowadziła się do Day Town i zaczęła pracować jako nauczycielka w naszym starym liceum. Nie do końca byłam pewna, czy im się dobrze układało. Jednego dnia wydawali się szczęśliwi, a drugiego skakali sobie do gardeł.
No i wreszcie Dora. Dziewczyna, której nikt nie był w stanie okiełznać ani usidlić, nawet sam Chris i pod tym względem byli do siebie bardzo podobni. Ukończyła studia dziennikarskie. Niestety, pracując jako korespondentka zagraniczna, rzadko odwiedzała rodzinne strony, dlatego każdy jej przyjazd był dla nas ogromnym świętem.
W chwili, kiedy dziewczyny skończyły swój występ, do naszego stolika podszedł Chris razem z Mattem, który ucałował Molly i przysiadł obok niej. Prawie natychmiast zaczęli się kłócić, o to, czemu Molly nie powiedziała mu, że przyjdziemy na karaoke i dlaczego Matt nie wspomniał, że Richard również miał się tu zjawić. Ciekawe czy faktycznie nic nie wiedzieli, czy tylko udawali.
Chris przywitał się ze wszystkimi. Uścisnął dłoń Lucasowi i Nickowi, a nas, dziewczyny ucałował w policzek. Kiedy dotarł do Dory, zawahał się, a ona również podniosła się niespokojnie z krzesełka.
– Proszę, proszę. Słynna pani dziennikarka zaszczyciła nas swoja obecnością – powiedział z nutą kpiny.
– Podobnie, jak wielki pan biznesman w dziurawych spodniach – Dora nie pozostawała mu dłużna.
Owszem Chris miał na sobie dziurawe spodnie, ale byłam pewna, że pochodziły z górnej półki markowego sklepu. Chris i Dora jeszcze przez chwilę prowadzili wojnę na spojrzenia, po czym się roześmiali się i objęli się czule na powitanie. Dora złożyła nawet nieśmiały pocałunek na ustach Chrisa. Następnie również on przysiadł się do naszego stolika.
– Co za zbieg okoliczności, że akurat przyjechałaś do miasta. – Chris zaśmiał się.
– Tak. Podobnie jak to, że również Richard wrócił i do tego przyprowadziliście go tutaj razem z tą rudą lalunią akurat dzisiaj – Dora sprostowała.
– Taaa. – Chris potarł dłonią kark. – Głupio wyszło.
Posłał mi przepraszający uśmiech. Przez chwilę patrzeliśmy na siebie, po czym przewróciłam oczami. Mógł sobie wsadzić te swoje przeprosiny. Wystarczyło, żeby ruszył zakutym łbem i dał znać komukolwiek, że tu będzie razem z Richardem. Zresztą w ogóle nie powinien był go zapraszać. Richard na własne życzenie wypisał się z życia naszej paczki. Niech lepiej zabiera tego rudzielca do drogich restauracji w Nowym Jorku. Na pierwszy rzut oka widać było, że Sandra tu nie pasowała i miałam nadzieję, że nie tylko ja to zauważyłam.
Chris i Matt jeszcze chwilę posiedzieli z nami i wrócili do swojego stolika, chociaż równie dobrze mogliśmy usiąść wszyscy razem. Richard już nie wrócił do knajpy. Podobnie jak jego nowa narzeczona, która wyszła z lokalu zaraz po naszej rozmowie. Nie powinno mnie to interesować, ale moja babska ciekawość nie dawała mi spokoju. Byłam ciekawa, jak potoczyła się rozmowa Richarda z Sandrą odnośnie jego „dziecinnego" zachowania. Nie byłam pewna, ile Sandra wiedziała o naszym związku, ale z jej zachowania wnioskowałam, że niewiele. Richard najwyraźniej nie pokazał jej nawet zdjęcia ze mną. Ciekawe, ile jeszcze rzeczy ukrył?
***
Media: Halestorm "Mayhem"
dedykacja: @peachyxpills - wiem, jak lubisz tą parę bohaterów :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro