Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Richard

Dopiero co wróciłem ze szpitala. To był parszywy dzień. Jeden z kolejnych. Mama wprawdzie trzymała się dobrze, śmiała się i żartowała. Było to dla mnie niepojęte. Hasło nowotwór złośliwi brzmiało jak wyrok śmierci, a ona zachowywała się, jak gdyby nigdy nic.

Przebrałem się w dresowe spodnie i podkoszulek. Z lodówki wygrzebałem piwo taty, które sobie otworzyłem. Stary by mnie za to zabił. Był bardzo konserwatywny i uważał, że po alkohol można sięgać dopiero po ukończeniu dwudziestego pierwszego roku życia, ale w obecnej chwili miałem to głęboko w dupie. Opadłem zmęczony na kanapę. Nie miałem siły nawet włączyć telewizora, a przecież nic nie zrobiłem przez cały dzień. Zmęczyłem się samym siedzeniem w szpitalu. Stres mnie wykańczał. Walczyłem z sennością. Chciałem poczekać na powrót taty. Został jeszcze chwilę w szpitalu, a potem miał do załatwienia kilka służbowych spraw. Ostatnio zaniedbywał firmę z powodu choroby mamy.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z kilkuminutowej drzemki. Zastanawiałem się, kto mógł pukać do naszych drzwi o tak późnej porze. Przetarłem twarz, wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi, które otworzyłem dość gwałtownie. Widok, który za nimi zastałem był, jakby to ująć, niesamowity pod każdym względem. Na ganku stała Tamara we własnej osobie. Zrobiłem wielkie oczy. Nigdy nie ośmieliłbym się pomyśleć, że ta dziewczyna przyjdzie kiedykolwiek do mojego domu i to z własnej woli. Do tego wyglądała pięknie. Zamiast swojego tradycyjnego kucyka, jej złote włosy opadały na ramiona. W rękach trzymała koc w czerwoną kratę i latarkę. Moja usta mimowolnie wykrzywiły się w niewielkim uśmiechu.

– A ty co robisz tutaj? – spytałem. – O tej godzinie. – Spojrzałem na zegarek. Była dwudziesta druga.

– Przyszłam się spytać, czy poszedłbyś ze mną oglądać gwiazdy? – wykrztusiła z siebie jednym tchem i wskazała na koc. – Dzisiaj ma być deszcz meteorytów.

– Ty tak serio? – Zaskoczyła mnie. Nie powiem.

– Tak. 

Uśmiechnęła się delikatnie, a ja nie potrafiłem oderwać oczu od tego uśmiechu, rzadko kiedy robiła to przy mnie. Byłem palantem. Zachowywałem się przy niej, jak idiota. Wiedziałem o tym, ale nie potrafiłem dotrzeć do niej w inny sposób. To była jedna z nielicznych osób, która jednocześnie mnie wkurzała i fascynowała.

Miałem wrażenie, że Tamara liczyła na moją odmowę. Postanowiłem więc nie dać jej tej satysfakcji. Założyłem pośpiesznie czarne klapki i bluzę z kapturem. Złapałem za klucze i wróciłem się jeszcze do pokoju po piwo. Kiedy zamknąłem drzwi na klucz, stanąłem przed Tamarą i wziąłem z jej ręki koc.

– No to chodźmy – powiedziałem, a następnie szybkim krokiem zszedłem ze schodów, zostawiając ją na ganku w totalnym szoku. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dogoniła mnie dopiero po chwili.

– Rodzice ci tak pozwalają wieczorami? – Wskazała na butelkę piwa.

– A widzisz ich gdzieś tu? – spytałem i podałem jej piwo.

Wylądowaliśmy na polach należących do mojego ojca. Było to najlepsze miejsce na obserwacje gwiazd. Co roku przychodziliśmy tu z ojcem. Rozłożyłem koc, na którym od razu się położyłem, Tamara zrobiła to dopiero po chwili wahania. Pewnie wolałaby mieć osobny koc rozłożony w bezpiecznej odległości ode mnie. Nie ma tak dobrze, Aniołku. Leżeliśmy tak ramię w ramię. Upajałem się ciszą panująca wokół, widokiem nieba usianego gwiazdami oraz bliskością Tamary. Dziwnie było być tak blisko niej bez dogryzania sobie i tym podobnych.

Oczywiście ta magiczna chwila nie mogła trwać zbyt długo. Przerwała ją Tamara, która zaczęła nawijać o jakiś głupotach: wormholach, gwiazdach, moich planach na studia. Nie miałem wtedy do tego głowy, więc rozmowa się nie kleiła. Lubiłem słuchać brzmienia jej głosu, ale wyjątkowo nie miałem ochoty na pogawędki. Kiedy spadła pierwsza gwiazda, okazało się, że pomyśleliśmy to samo życzenie: żeby moja mam wyzdrowiała. Jednak następnego życzenia nie mogłem jej zdradzić. Chciałem, żeby Tamara zakochała się we mnie, co graniczyło z cudem. Obiecałem sobie, że zmienię swoje zachowanie wobec niej, że rozkocham ją w sobie, jak tylko mama wydobrzeje. Chciałem, żeby przestała widzieć we mnie jedynie znienawidzonego, szkolnego badboy'a.

– Czemu nie możesz być taki zawsze? – spytała w pewnej chwili, a niebo przecięła kolejna smuga.

– Jaki? – Udałem zaskoczonego.

– No, normalny.

– Przecież zawsze jestem normalny! – Prychnąłem.

– Zawsze to jesteś chamski i wiecznie się mnie czepiasz. Nawet, jak próbuję cię unikać, to znajdziesz pretekst, żeby mi dogryźć. 

Niestety miała rację, ale co mogłem poradzić na to, że tak właśnie na mnie działała? Mówią, że kto się czubi, ten się lubi, tylko dlaczego miałem wrażenie, że to powiedzenie sprawdza się tylko z mojej strony?

– Widocznie lubię ci dokuczać. – Roześmiałem się. Nasze dłonie, leżące na kocu stykały się wierzchnia stroną, a moja skóra w tym miejscu paliła.

– Dlaczego? – spytała. – Dlaczego akurat ja? Jest tyle innych dziewczyn. Nawet moich przyjaciółek nie zaczepiasz tylko mi się zawsze obrywa.

– A jak myślisz Aniołku?

– Nie wiem, może dlatego, że znamy się od dziecka? Chodzimy do jednej klasy? Mieszkamy obok siebie?

– Nie, to nie dlatego. – Szturchnąłem ją w bok. – Może po prostu próbuję tak zwrócić na siebie twoją uwagę. Przynajmniej tak było na początku. Zawsze jesteś taka niedostępna, zamknięta we własnym świecie. A potem, tak już zostało. To tak, jak nawyk. Zresztą wcale nie jesteś lepsza ode mnie. Zawsze myślałem, że lubisz te nasze słowne utarczki, które czasem przechodzą do rękoczynów. – Nie mogłem uwierzyć, że powiedziałem to wszystko na głos. Starałem się być na luzie, ale nerwy zżerały mnie od środka.

– Ja? Niedostępna? Może trzeba było po prostu przyjść i normalnie ze mną porozmawiać? Ja nie gryzę. Przynajmniej kiedyś nie gryzłam.

Nie gryzła? Ona połykała w całości. Jej cięte riposty i irracjonalne momentami zachowania, doprowadzały mnie do szału. Westchnąłem.

Nagle Tamara obróciła się na bok i uniosła na łokciu.

– Chcesz powiedzieć, że jesteś dla mnie chamski, robisz ze mnie pośmiewisko przed całą szkoła, ponieważ mnie lubisz i chcesz na siebie zwrócić moją uwagę? I ty twierdzisz, że jesteś normalny?

Uśmiechnąłem się. Była tak blisko. Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Wzrok miała skupiony na moich wargach. Była najpiękniejszą dziewczyną, jaką znałem. Od zawsze mi się podobała, ale dopiero od jakiegoś roku uzmysłowiłem sobie, że czuję do niej coś więcej. Byłem w niej zakochany, jak głupi szczeniak, ale bałem się jej reakcji. Jak mógłbym wyznać jej prawdę? Nikt nie wiedział o moich uczuciach, nawet Chris.

Blond pasemka ześliznęły się z ramion dziewczyny i opadły prosto na moją twarz. Uniosłem dłoń i odgarnąłem włosy do tyłu, automatycznie kładąc rękę na jej karku.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedziałem zachrypniętym głosem.

Delikatnie przyciągnąłem Tamarę do siebie i ją pocałowałem. Szarpnęła się, ale nie pozwoliłem jej się odsunąć. W końcu przestała się opierać, co więcej oddała ten pocałunek. Położyła dłoń na moim torsie. Próbowałem zachować spokój, ale moje podniecenie rosło z każdą chwilą. Włosy Tamary pachniały wiatrem, a skóra słońcem. Ona była moim latem. Była moim Aniołem.

***

Próbuję otworzyć oczy, ale moje powieki są chyba z ołowiu. Z każdym mrugnięciem dociera do mnie rażące światło, ale to nie od lamp pod sufitem, to promienie światła wpadające przez okno. Leżę na wznak i jedynie co widzę, to biały sufit. Czuję się dziwnie, chciałbym się ruszyć, ale moje ciało odmawia posłuszeństwa. Jestem cały obolały. Próbuję ruszyć nogami, tylko jakoś mi to nie wychodzi. Jeszcze nigdy nie byłem tak rozbity, nawet po największym kacu. Gardło mnie pali, chce mi się pić.

Tamara. Znów mam przed oczami jej twarz, kiedy pochylała się nade mną tamtej nocy, kiedy oglądaliśmy gwiazdy. Chcę wymówić jej imię, ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden głos.

– Rick? – Słyszę znajomy głos i nagle moim oczom ukazuje się zatroskana twarz Sandry.

Co ona tu robi? Przecież miała wyjechać. To jakiś żart? Gdzie jestem? I dlaczego nie ma przy mnie Tamary? Czyżby wszystkie ostatnie wydarzenia były tylko snem?

– Ciii. – Sandra dotyka mojego policzka. Jej ręka jest lodowata. Chyba dostrzega konsternację w moich oczach. – Wszystko w porządku. Twoja mama już poszła po lekarzy. Zaraz ci pomogą, wytrzymaj jeszcze chwilę – mówi do mnie, ale nie rozumiem sensu jej słów. Jacy lekarze? Co tu robi moja mama?

Jednak coś musi być na rzeczy, ponieważ w moim polu widzenia pojawia się dwóch kolesi w białych fartuchach. Świecą mi latarką po oczach, sprawdzają coś na monitorach, które stoją koło łóżka.

– Wszystko wygląda na to, że pacjent się wybudził. Możemy przyszykować go do ekstubacji.

Gdybym potrafił krzyczeć, krzyczałbym teraz wniebogłosy. Mam ochotę zerwać się z tego łóżka, wyciągnąć rurki tkwiące w moim ciele i uciec stąd jak najdalej. Poszukać Tamary, gdzie ona się podziewa? Potrzebuję jej.

W tym momencie wszystkie wspomnienia uderzają we mnie z dwojoną siłą. Noc spędzona z Tamarą, kłótnia z Chrisem, moja jazda motocyklem, pisk opon samochodu zjeżdżającego na mój pas, huk gniecionej blachy, ból wdzierający się w każdą komórkę mojego ciała i ciemność.

Tamara. Znów mam ochotę wołać jej imię. Przecież ona musi być przerażona. Co jeśli znów zamknęła się w sobie, popadła w depresję? Muszę ją pocałować, przytulić. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Myśli pewnie, że jestem wściekły na nią, że uciekłem od niej, ale to nieprawda. Kocham ją, muszę jej to powiedzieć. Teraz.

Tymczasem jestem przykuty do tego pieprzonego łóżka i mam wrażenie, że moje ciało jest jakąś cholerną skorupą, z której nie mogę się wydostać. Lekarze i pielęgniarki krzątają się przy mnie. Nie widzę mamy ani Sandry. Znów czuję się senny. Mrugam gwałtownie, nie chcę zasypiać, ale to silniejsze ode mnie. W końcu poddaję się temu przytłaczającemu uczuciu. Nie wiem na ile czasu odpadam. Pięć minut? Pół godziny? Dwie? Kiedy ponownie otwieram oczy, widzę zapłakaną twarz mamy. Płacze i śmieje się jednocześnie. Podnosi się z krzesełka. Głaszcze mnie po włosach.

– Cześć, skarbie – mówi przez łzy – nareszcie do nas wróciłeś. – Całuje mnie w czoło.

Po raz kolejny próbuję się ruszyć, ale mama mnie uspokaja.

– Leż skarbie. Wszystko w swoim czasie. Najpierw muszą ci zrobić badania.

– Tam... – chce powiedzieć, ale gardło pali mnie, jakby ktoś wlał do niego wrzątek.

– Czekaj, dam ci się napić. – Sięga po szklankę z wodą, w której tkwi zielona rurka. Udaje mi się pociągnąć kilka łyków, a każdy boli, jak diabli.

– Tamara. – Z moich ust wydobywa się wreszcie pierwsze, niewyraźne słowo. Głos jest zachrypnięty.

– Spokojnie. – Mama uśmiecha się. – Tamara musiała pojechać do domu. Trochę odpocząć. Siedziała przy tobie całe dnie. Jest wykończona. Lada moment powinna tu przyjechać.

Czuję lekką ulgę, ale wiem, że dopiero, kiedy ją zobaczę, w mojej głowie myśli przestaną szaleć. Spoglądam nad ramieniem mamy, gdzie stoi Sandra i przygryza wargę. Mama podąża za moim wzrokiem i pewnie czyta mi w myślach, bo od razu tłumaczy:

– Sandra wróciła z Nowego Jorku, jak tylko dowiedziała się o twoim wypadku. Chciała koniecznie cię zobaczyć. Kiedy zobaczyła, w jakim byłeś stanie, postanowiła zostać u nas do momentu, aż się obudzisz.

Sandra posyła mi delikatny uśmiech, który ma zapewne potwierdzić słowa mamy. Dowiaduję się od nich, że leżałem ponad miesiąc w śpiączce. Nie mówią wiele o wypadku. Winny był kierowca samochodu, ale głównym problemem był brak kasku, który zostawiłem u Chrisa. Zupełnie wtedy o nim zapomniałem. Byłem w totalnym amoku.

Mama opowiada o minionym miesiącu. Ciężko mi uwierzyć, że leżałem tu aż tyle czasu. Słowa wypowiadane przeze mnie są coraz wyraźniejsze. Coraz bardziej chciałbym się ruszyć, ale mama mówi, że musimy poczekać na lekarzy.

W pewnym momencie drzwi się otwierają i ukazuje się w nich Tamara. Jest blada, wychudzona, ma zapadnięte policzki, a oczy przekrwione. Moje serce od razu podskakuje mi do gardła, kąciki  ust unoszą się w delikatnym uśmiechu. Dziewczyna szybkim krokiem podchodzi do łóżka. Próbuję podnieść rękę, żeby jej dotknąć, a ona szybko ją łapie w swoje dłonie, nachyla się nade mną i przykłada moją dłoń do swojego policzka. Zaczyna płakać. W gardle znów mi zasycha, a po moim policzku spływa łza, którą Tamara scałowuje.

– Richard – szepcze.

– Czekałem na ciebie, Aniołku – wykrztuszam z siebie, a ona zaczyna szlochać.    

***

Media: Aerosmith "Angel" - no i historia zatoczyła koło, bo praktycznie od tego utworu wszystko się zaczęło.

Jak zapewne zauważyliście, pierwsza cześć rozdziału to retrospekcja, dla tych, którzy nie czytali pierwszej części, tłumacze, że mama Richarda miała nowotwór, przeszła poważną operację, a Tamara starała się jak mogła i go wspierała, choć teoretycznie się nienawidzili :)

  @Elorence - dzięki, że przybyłaś, wpadłaś jak burza i wbiłaś 1000 gwiazdkę w moim opowiadaniu "Z tobą zawsze", mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro