Rozdział 16
Tamara
Leżałam wtulona w tors Richarda. Opuszkami palców delikatnie gładziłam skórę na jego brzuchu, wzdłuż linii pępka. Palcami wodziłam po idealnie odznaczających się liniach mięśni. On obejmował mnie ramieniem, a jego dłoń spoczywała na mojej talii, drugą rękę wsunął sobie za głowę. Oddychał równomiernie. Wyglądał tak spokojnie. Lubiłam go obserwować, kiedy nie był tego świadom. Zawsze uważałam, że jest najprzystojniejszym z facetów, nawet jeszcze, gdy byliśmy w liceum największymi wrogami. Nigdy mu się do tego nie przyznałam i tak miał wystarczająco wybujałe ego. Nie rozumiałam co takiego widział we mnie. Byłam przeciętną blondynką o pospolitych zielonych oczach. Już ta jego ruda była ładniejsza. A jednak wybrał mnie. W liceum olał dla mnie głupią Kitty, ale nie czułam wtedy takiej satysfakcji, jak teraz. W końcu moja obecna rywalka, nie dość, że była ładna, to jeszcze inteligentna i łączył ich wspólny zawód. Przy niej mógł robić karierę i się rozwijać. Nie chciałam, żeby rezygnował z tego wszystkiego dla mnie. Co jeśli znów go przez to stracę?
Kiedy powiedział, że rozstał się z Sandrą, to był jak grom z jasnego nieba. Odebrało mi nawet mowę. W pierwszej chwili chciałam się rzucić na niego, powstrzymywała mnie resztka mojej godności.
Nie mogłam w to uwierzyć, że obwiniał się za moje poronienie. Byliśmy tak cholernie uparci. Ogarniała mnie wściekłość na myśl, że mogliśmy wyjaśnić sobie wszystko dużo wcześniej. Zmarnowaliśmy trzy lata naszego życia. Popełniliśmy całą masę błędów. Najgorsze jest to, że nie tylko my byliśmy ofiarami własnej głupoty. Oberwało się również Sandrze i Chrisowi. Nie mogę powiedzieć, że żałowałam tego, co zaszło między mną a Chrisem, ale bałam się konsekwencji moich czynów.
Jednak w tamtej chwili, leżąc wtulona w nagiego Richarda, starałam się nie myśleć o tym wszystkim. Przepełniała mnie radość, że znów mam go tylko dla siebie. Ta noc, to jak się kochaliśmy, było niesamowite. Nie potrafiliśmy się sobą nacieszyć i zdecydowanie ciągle było mi mało. Poczułam się, jakby nagle ktoś wypełnił dziurę w moim sercu. Uzupełnił w nim brakujący element. Dołożył ostatni puzzel. Znów zaczęło bić prawidłowo. Richard uzupełniał mnie.
To było zupełnie inne uczucie, niż podczas seksu z Chrisem, który wynikał jedynie z potrzeby bliskości z drugim człowiekiem. Czułam się wówczas taka samotna, zwłaszcza po tym, jak dowiedziałam się o Sandrze. Za sprawą Chrisa, próbowałam wypełnić jedynie pustkę po Richardzie. Nieudolnie. Skrzywdziłam go. Wiem o tym. Choć wiedział, jak wygląda sytuacja. W końcu do niczego go nie zmuszałam, ani nigdy nic mu nie deklarowałam.
Zamknęłam oczy. Tylko na moment. A kiedy je otworzyłam, okazało się, że Richard wpatruję się we mnie tymi wielkimi, brązowymi ślepiami.
– Czemu nie śpisz? – spytałam cicho.
– Bo lubię patrzeć, jak ty śpisz.
Uśmiechnęłam się szeroko. Strasznie mi tego brakowało. W sensie jego, leżącego tuż obok mnie.
– Przecież nie śpię – prychnęłam.
– Właśnie widzę i zastanawiam się, jak ten fakt wykorzystać.
Richard przyciągnął mnie do siebie tak, że teraz leżałam na nim. Dłoń zatopił w moich włosach i złączył swoje pełne usta z moimi. Z jego gardła wydobył się niski pomruk. W tej samej chwili poczułam, że jest gotowy do dalszego działania. Miałam nadzieje, że ta noc nigdy się nie skończy.
***
Obudziły mnie promiennie porannego słońca. Spojrzałam na zegarek. Była już dziewiąta. Cholera – przeklęłam w duchu, ale przypomniałam sobie, że w końcu mam urlop, więc po co się spieszyć? Leniwie przeciągnęłam się na łóżku, kiedy dotarły do mnie wydarzenia ubiegłego wieczoru, a właściwie wieczoru, nocy i wczesnego poranka. Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam na drugą połowę łóżka, ale nie było tam Richarda. Może to wszystko było tylko snem?
Wsunęłam na gołe stopy kapcie i w piżamie udałam się do kuchni. Widok, który tam zastałam, od razu uświadomił mnie, że to jednak nie był sen. Wszędzie stały talerze, kubki, nawet dwa z wczorajszą kawą, gdzie nie gdzie leżały łyżki i inne sztućce. Richard szykował śniadanie.
– Co robisz? – spytałam chłopaka stojącego przy kuchence i mieszającego coś intensywnie. Był już ubrany.
– Jajecznicę na bekonie – odpowiedział szybko, zerkając na mnie. No tak, przy zlewie leżały skorupki jajek.
– Od kiedy umiesz robić jajecznicę?
– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, ale to dobrze, bo nie będziesz się przy mnie nudzić.
Przy tobie nigdy nie można się nudzić – pomyślałam w duchu, a na głos dodałam:
– Nie sądziłam, że do jajecznicy potrzeba aż tyle przyborów kuchennych. Rozumiem, że posprzątasz po sobie ten bajzel. – Machnęłam ręka wskazując blaty.
– Nie. Ty to zrobisz. Albo zrobimy to razem. – Richard przestał mieszać. Podszedł do mnie i złożył na moich ustach szybkiego całusa. – Siadaj. Już kładę na talerze.
Faktycznie postawił na wyspie kuchennej dwa talerze, na które nałożył po porcji żółciutkiej jajecznicy z idealnie przypieczonym bekonem, aż ślinka pociekła mi na sam widok. Na trzecim talerzu stało kilka kromek chleba posmarowanego masłem. Następnie rozlał do kubków kawę, przygotowaną wcześniej w ekspresie przelewowym.
– Królewska uczta – zakpiłam, ale Richard chyba tego nie zauważył.
– Nie wiem jak ty, ale ja po takiej nocy jestem cholernie głodny. – Puścił do mnie oko, a ja zarumieniałam się i skupiłam wzrok na jajecznicy, która okazała się bardzo smaczna, a może po prostu ja też po takiej nocy byłam bardzo wygłodniała i zjadłabym wszystko z apetytem, cokolwiek postawiłby przede mną?
Richard usiadł obok na stołku. Jedliśmy w milczeniu, aż wreszcie odłożyłam swój widelec, złapałam za kubek z kawą i spytałam:
– I co dalej? – Richard spojrzał na mnie zaskoczony. – Jakie masz plany. Co z Sandrą?
– Sandra wyjechała. Mówiłem ci przecież. Wróciła do Nowego Jorku. A moje plany? – Wzruszył ramionami. – To zależy, czy wreszcie mi wybaczyłaś?
– Myślałam, że dałam ci to wyraźnie do zrozumienia tej nocy i to kilka razy. – Przewróciłam oczami.
Richard uśmiechnął się pod nosem i zmierzył mnie wzrokiem, jakby właśnie sobie przypominał to, co się między nami wydarzyło.
– Pewnie wrócę do Dawn Town. Zacznę pomagać tacie przy firmie, albo otworzę własną kancelarię prawniczą, albo i to i to.
– Co z twoją pracą w Nowym Jorku? – Zaskoczył mnie. – Zawsze o tym marzyłeś.
– Wątpię, czy mam do czego wracać. – Richard wykrzywił twarz w uśmiechu. – Szef pewnie przestanie darzyć mnie sympatią. Zawsze też marzyłem, że wrócę tutaj. Po prostu stanie się to wcześniej niż zakładałem. Musiałbym jedynie polecieć tam na tydzień lub dwa, pozamykać pewne sprawy. Może poleciałabyś ze mną? Jestem pewien, że mama da ci jeszcze trochę wolnego.
To była kusząca propozycja. W klinice poradziliby sobie beze mnie, zwłaszcza, że był Nick. Z drugiej strony, wolałam mieć sprawy w przychodni pod kontrolą, zwłaszcza, że byłam jej współwłaścicielką. Nie byłam pewna, czy Richard zdaje sobie z tego sprawę. Jednak odzyskałam go i nie chciałam znów rozstawać się z nim na tydzień, a tym bardziej na dwa tygodnie. Przytaknęłam głową, zgadzając się na wyjazd, a Richard uśmiechnął się szeroko. Złapał moją dłoń leżącą na blacie. Uniósł ją do swoich ust i pocałował jej wewnętrzną stronę.
– A potem – mówił dalej, nie puszczając mojej ręki – wzięlibyśmy wreszcie ślub, im szybciej tym lepiej, nie chcę tym razem czegoś spierdolić.
– Ślub? – miałam wrażenie, że przez całą naszą rozmowę, ton mojego głosu wyrażał zaskoczenie. Do mnie nie docierało jeszcze, że znów jestem z Richardem, a on miał już wszystko zaplanowane.
Chłopak puścił nagle dłoń i zerwał się ze stołka. Przez szerokie drzwi łączące kuchnię z salonem, widziałam, jak podchodzi do kanapy i wyciąga coś ze swojej kurtki. Już po chwili wrócił z małym pudełkiem w ręce. Stanął przy mnie tak blisko, że czułam jego zwolniony oddech we włosach. Otworzył pudełko, a moim oczom ukazał się pierścionek. Mój pierścionek zaręczynowy. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Miał go przez cały czas.
– Zachowałeś go – powiedziałam cicho, ledwie powstrzymując drżenie w głosie.
– Tak, co miałem z nim zrobić? Jest twój. Chyba, że chcesz tym razem inny?
– Nie. – Szybko pokręciłam głową.
Richard wyjął pierścionek, ujął moją dłoń i wsunął go na palec.
– Kocham cię, Tamaro. Zróbmy to wreszcie, jak należy, bez żadnych falstartów. Za miesiąc, dwa albo nawet i jutro. Kiedy tylko będziesz chciała.
Łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach. Zeskoczyłam z krzesełka, objęłam Richarda za szyję i wtuliłam się w niego. Poczułam jego silne ramiona na mojej talii. Byłam taka szczęśliwa.
– Też cię kocham – wymruczałam.
Nasze usta po raz kolejny połączyły się w namiętnym pocałunku, a kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, Richard przyjrzał się mojej twarzy, otarł policzki ze słonej cieczy, uśmiechnął się i westchnął, jakby kamień spadł mu z serca.
– Może wezmę prysznic i pojedziemy do twoich rodziców? Vivian się ucieszy. Potem moglibyśmy powiedzieć moim rodzicom? – Nie mogłam się doczekać, aż obwieszczę całemu światu, że jesteśmy znów razem. Miałam ochotę wybiec na ganek i wykrzyczeć to na całą ulicę.
Richard przytaknął rozbawiony.
– Ale ty tu posprzątasz. – Cmoknęłam jeszcze raz jego czerwone usta i uciekłam z kuchni, zanim zdążył zaprotestować i zostawiając go z całym bałaganem, który z reszta sam zrobił.
***
Media: EXIT EDEN - Total Eclipse Of The Heart (Bonnie Tyler Cover) - wprawdzie lubię oryginał, ale ta wersja zdecydowanie bardziej przemawia do mojego mrocznego serducha 🖤
Wiem, że krótki ten rozdział, ale teraz akcja potoczy się trochę szybciej, a nie chcę na siłę wam lać wody.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro