Rozdział 14
Tamara
Weszłam do kuchni w swojej rozciągniętej piżamie. Przez bose stopy czułam przyjemny chłód kafelek. Kawa. Zdecydowanie była mi potrzebna. Była już jedenasta, a ja ciągle czułam się niewyspana. Przez pól nocy nie mogłam spać. Rozmyślałam ciągle o tym, co wydarzało się wczorajszego dnia. O tym, jak Richard na mnie patrzył, jak za dawnych lat. I ten jego pocałunek. Nadal czułam go na swoich ustach. Był namiętny i przepełniony miłością. Chciałam, żeby całował mnie jak najdłużej, ale na szczęście, w ostatniej chwili się opamiętałam. To tego wyglądał seksownie, cały ociekający wodą, mokra koszulka opinała umięśnione ciało. Kiedy mnie całował, czułam jego podniecenie. To właśnie ta myśl zaburzała mój sen tej nocy.
Kobieto ogarnij się – skarciłam się w myślach – przecież Richard jest zajęty, ma ładniutką narzeczoną. To wszystko było prawdą, ale w końcu to on mnie pocałował. Nie prosiłam się o to. Nie uganiałam się za nim. Przypadkiem trafialiśmy na siebie. Po co mnie wrzucał do tego jeziora, a potem całował? Jedyne, o czym marzyłam, to żeby wyjechał jak najszybciej z powrotem do Nowego Jorku i zostawił mnie w spokoju.
Sandra jest światową kobietą. Jej ojciec jest właścicielem dużej kancelarii. Po co miałby wracać do Dawn Town, rezygnować z tego wszystkiego? Dla mnie? Dla stukniętej dziewczyny ze skłonnościami depresyjnymi, która nie potrafi się pozbierać po tragedii? Nie jestem pierwszą i nie ostatnią kobietą, która poroniła. Jednak, najpierw śmierć dziadka, którego uwielbiałam, potem to poronienie. Bałam się, że Richard będzie mnie obwiniał za to, że nie zadbałam o siebie odpowiednio i że nie donosiłam tej ciąży. Tak bardzo cieszył się na myśl o dziecku. Nie potrafiłam mu potem spojrzeć w oczy. Nie poszłam do psychologa, jak sugerował mi Richard. Poradziłam sobie z tym sama. Teraz żałuję. Może wtedy ta moja żałoba trwałaby krócej. Szybciej wzięłabym się w garść i nadal byliśmy razem.
Nie oszukujmy się. Richard był i będzie jedynym mężczyzną, którego kiedykolwiek kochałam. Już nigdy nikogo tak nie pokocham, ale nie miałam prawa oczekiwać, że porzuci wszystko to, co osiągnął do tej pory, żeby znów być ze mną.
Zalałam wrzątkiem kawę w kubku. Ale ani jej zapach, ani pierwszy łyk, wcale nie podziałał na mnie pobudzająco. Moja komórka, leżąca na stole, wydała z siebie charakterystyczny dźwięk oznaczający przychodzącą wiadomość. Sięgnęłam po telefon. Zabawna z nim sprawa. Kiedy wczoraj zjawił się Richard, straciłam zupełnie głowę. Uciekając przed nim, zostawiłam na ławce swoją torebkę razem z całą jej zawartością, czyli telefonem, kluczami i dokumentami. Szczęście w nieszczęściu, ponieważ telefon mógłby nie przeżyć takiego bliskiego spotkania z wodą. Dopiero po przejściu kilku metrów, przypomniałam sobie o torebce i wróciłam po nią, upewniając się jednak najpierw, że mężczyzna zniknął już z pola widzenia.
Tym oto sposobem, moja komórka pozostała sucha, a ja wciąż miałam kontakt ze światem, między innymi z Dorą, która właśnie napisała do mnie SMS-a: Słońce, idziemy dzisiaj do knajpy, tylko ty i ja. U Tony'ego jest jakaś potańcówka. Jutro wyjeżdżam, a wiem, że masz urlop, więc dotrzymasz mi wieczorem towarzystwa. No ona chyba oszalała? Potańcówka to ostatnia rzecz, na jaką miałam w tej chwili ochotę, choć chciałabym się spotkać z Dorą zanim wyjedzie. Pogadać. Każda z moich przyjaciółek ma swoje życie. Brakuje mi już naszych pogaduch i babskich wieczorów. Wahałam się przez chwilę i już miałam jej odpisać, że wolałabym spotkać się z nią sam na sam, a nie w zatłoczonym barze, zwłaszcza, że znów mogłabym natknąć się na Richarda, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona, ściągnęłam swoje brwi. Kto to mógł być?
Nie zważając, że nadal jestem w piżamie poszłam otworzyć. W progu stał nikt inny, jak sam Christopher we własnej osobie. Wpuściłam go szybko do środka, żeby nie wystawał pod moimi drzwiami.
– Co ty tu robisz? – rzuciłam do niego trochę oschle. Weszłam do kuchni, a Chris podążył za mną. Zmierzył mnie z góry na dół i uśmiechnął się pod nosem.
– Przyjechałem się z tobą zobaczyć – powiedział niepewnie.
– Po co? – Otworzyłam górną szafkę i wyciągnęłam z niej talerz. Próbowałam skupić się na robieniu śniadania. Wszystko, byle nie patrzeć w oczy Chrisowi. Nie wiem, czemu, to jego nagłe pojawienie się zadziałało mi dzisiaj na nerwy. Powinnam mu była zaproponować chociaż kawę, ale tego nie zrobiłam.
– Nie wiem. Chyba stęskniłem się za tobą. Brakuje mi ciebie. – Chris podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. Czułam jego obecność tuż za plecami. Mój żołądek ścisnął się ze zdenerwowania. Wcale nie byłam głodna.
– Daj spokój – warknęłam. – Nie mam dziś nastroju na takie zwierzenia.
Chłopak zrobił krok w tył.
– Wiesz coś o tym, że Richard już wyjeżdża? – spytał chłodno.
– Nie. – Zerknęłam zaskoczona, a w mojej głowie pojawiło się nagle milion myśli. Czemu miałby wyjeżdżać wcześniej? Przez to ci się wydarzyło wczoraj? Ból w sercu nasilił się. – Rozmawiałeś z nim?
– No właśnie nie, ale jadąc do ciebie widziałem jak wkłada jakieś torby do auta. Zdziwiłem się tylko, że do samochodu ojca, a nie swojego. No i dziwne, że nie przyszedł się ze mną pożegnać, ale może jeszcze się odezwie.
– Trzeba było zatrzymać się i go spytać – powiedziałam sarkastycznie. Może wtedy Chris nie pojawiłby się u mnie i miałabym święty spokój?
Kątem oka dostrzegła, że Chris skrzywił się.
– Co dalej? Postanowiłaś już, co zrobisz, jeśli Rick wróci z Sandrą do Nowego Jorku?
– A co miałabym zrobić?
– Mogłabyś, na przykład, dać mi szansę. Nam.
– I jak to sobie wyobrażasz? Przeprowadzisz się tu, czy miałabym wyjechać razem z tobą?
– Zrobimy cokolwiek zechcesz.
Westchnęłam. On mi wcale tego nie ułatwiał. Był cholernym ideałem. Zawsze tak było. Odłożyłam nóż, którym rozsmarowywałam masło na kromce chleba. Odwróciłam się w stronę Christophera, ręce oparłam o blat za plecami i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Chris, musimy z tym skończyć. To nie ma sensu – wyjaśniłam najspokojniej, jak tylko potrafiłam.
– Co ty pieprzysz? Dlaczego miałoby nie mieć sensu?
– Jesteś przyjacielem Richarda. Nie powinniśmy nigdy dopuścić do tego, co się wydarzyło między nami. To było złe.
– Ja w tym nie widziałem nic złego! Było nam dobrze ze sobą. Rick układa sobie życie z Sandrą. My też możemy pójść dalej. – Chris zrobił dwa większe kroki i w ułamku sekundy stanął przy mnie. Tym samym przycisnął mnie do szafek kuchennych. Czułam jego oddech na swoim policzku. Dłonie położył na moich biodrach. – Tamaro kocham cię. – Jego wyznanie sprawiło, że nogi ugięły się pode mną i gdyby nie jego silne dłonie, pewnie osunęłabym się po drzwiczkach szafki prosto na ziemię. – Zawsze cię kochałem. Już od tamtych wakacji, ale nauczyłem się ukrywać to uczucie. Pozwól mi siebie uszczęśliwić. Wiem, że nie czujesz do mnie tego, co do Ricka, ale może kiedyś, w przyszłości, pokochasz mnie równie mocno. Myślę o tobie każdego dnia, od kiedy spaliśmy ze sobą pierwszy raz. Jesteś taka piękna. Pragnę cię za każdym razem coraz bardziej. Mam już powoli dość czekania.
Chris ścisnął swoje palce mocniej, aż skóra na biodrach zaczęła mnie palić. Zbliżył usta do moich dosłownie na milimetry i nie spuszczał ze mnie wzroku. Przez krótką chwilę ogarnęło mnie przerażenie. Serce w piersi biło mi strasznie szybko, a w uszach szumiało. Nie potrafiłam się wyrwać z tego uścisku, nawet nie próbowałam. Jedynie zamknęłam oczy i gwałtownie obróciłam głowę. Teraz jego usta znajdowały się przy moim policzku. Próbowałam uspokoić oddech.
– Nie, Chris, to koniec – wydusiłam z siebie wreszcie, a on odpuścił. Tak po prostu. Bez słowa odsunął się, stanął do mnie tyłem i oparł dłońmi o wyspę kuchenną. Wydawało mi się, że to była jakaś jego chwila słabości i że już mu minęło. – Chris, jesteś moim przyjacielem. Nie chcę żebyś cierpiał. Zasługujesz na kobietę, która odwzajemni twoją miłość i będzie cię kochała równie mocno. Ja nią nie jestem. Przepraszam, jeśli odebrałeś to wszystko inaczej. Przepraszam, jeśli cię skrzywdziłam.
Podeszłam do niego i chciałam położyć dłoń na jego ramieniu, ale nie zdążyłam, ponieważ Chris odwrócił się powoli w moja stronę, kiwając przy tym głową.
– Nie, Tami, to ja cię przepraszam. Zachowałem się jak skończony dupek. Dobrze wiedziałem na co się pisze, zbliżając się do ciebie. – Chris przeczesał palcami swoje kruczoczarne włosy. Spojrzał na mnie i zamyślił się przez chwilę, aż wreszcie dodał: – Może, kiedy się przekonasz, że Rick wyjechał z Sandrą, zmienisz zdanie. Będę czekał ile będzie trzeba.
– Chris... – chciałam coś dodać, ale przerwał mi unosząc dłoń.
– Do zobaczenia, Tami.
Chris wyszedł, a ja zostałam w kuchni z natłokiem myśli. Wszystko się waliło. Traciłam Richarda, raniłam Chrisa, tracąc tym samym przyjaciela. Nie miałam pojęcia, jak wyjść z tej chorej sytuacji, żeby nikt nie ucierpiał, co najwyżej ja.
Ten dzień zdecydowanie nie zaczynał się dobrze i pora była jakoś temu zaradzić. Złapałam za komórkę i odpisałam Dorze: Okej. Widzimy się wieczorem. Chyba muszę się napić.
***
Spoglądałam po raz ostatni w lustro, kiedy Dora podjechała po mnie pod dom. Założyłam prostą, łososiową sukienkę na ramiączkach, która sięgała mi nieco nad kolana. Włosy spięłam w wysoki kucyk. Ubrałam w pośpiechu swoje sandałki na lekkim obcasie, złapałam za torebkę i wybiegłam z domu. Po dziesięciu minutach byłyśmy już w klubie. Zaskoczyła mnie ilość osób, zważając na to, że był środek tygodnia. Ludzie wyczuwali już chyba w powietrzu nadchodzące wakacje, a każdemu potrzebna była odrobina relaksu.
Zamówiłyśmy sobie po drinku, dla Dory oczywiście bezalkoholowy, ale ja liczyłam, że tym razem barman nie zapomni mi dolać czegoś mocniejszego. Dziś się upiję, zatańczę na barze, może poderwę jakiegoś dobrze umięśnionego kolesia z jednego z pobliskich miasteczek i zabawię się z nim na całego – obiecałam sobie w duchu. Co za bzdury. Dobrze wiedziałam, że nie należę do tego typu dziewczyn. Jestem zbyt poukładana i odpowiedzialna, żeby robić takie rzeczy, ale upić się mogłam. Przynajmniej trochę.
Siedząc przy barze i popijając drinki, opowiedziałam Dorze o mojej przygodzie z Richardem, jeśli tak to można nazwać. Była w szoku, że ośmielił się mnie pocałować.
– Szkoda mi tej całej Sandry, ale wydaje mi się, że prędzej czy później wrócicie do siebie. Nie ma piękniejszej pary od waszej dwójki. Zawsze wam zazdrościłam, że ja i Chris nie potrafiliśmy być tak w sobie zakochani.
Pominęłam oczywiście moje poranne spotkanie z Chrisem. Nigdy, nikomu nie powiedzieliśmy o tym co nas łączyło i lepiej, żeby tak zostało. Miałam nadzieję, że dla niego to jasne. Nie bałam się reakcji Dory, bo wiedziałam, że to co ich łączyło to nie była wielka miłość i może nawet zrozumiałaby te moje chwile słabości do Chrisa, ale wolałabym nie ryzykować i stawiać na jedną szalę mojej przyjaźni z Dorą.
– Ja nie byłabym taka pewna – mruknęłam pod nosem. – Ponoć dziś się pakował i pewnie już jest w drodze do Nowego Jorku.
– Ech. – Dora westchnęła. – Ty go ciągle kochasz, prawda?
Nic nie odpowiedziałam. Pociągnęłam jedynie spory łyk drinka, aż usłyszałam charakterystyczny dźwięk wydawany przez słomkę w pustej szklance.
Kiedy poczułam wreszcie ciepło rozlewające się po moich żyłach od wypitego alkoholu, wyskoczyłyśmy na parkiet i pobujałyśmy się trochę do utworów w stylu country. Było bardzo przyjemnie, aż do momentu, gdy w drzwiach knajpy zobaczyłam znajomą postać, a moje serce zabiło gwałtowniej.
– A on co tu robi? – Pociągnęłam Dorę za ramię, a ona podążyła za moim wzrokiem.
– Oh, Chris. Jak fajnie. Gadałam z nim dziś przez telefon i mówiłam mu, że się tu wybieramy, ale nie wspomniał, że też przyjedzie.
Przewróciłam oczami za plecami przyjaciółki.
Chris machnął do nas uśmiechając się przy tym szeroko. Podszedł, ucałował Dorę w policzek, a następnie nachylił się nade mną. Przez moment się zawahał, ale wreszcie złożył na moim policzku delikatny pocałunek. Gdyby tego nie zrobił, pewnie Dora uznałaby to za dziwne, że nie wita się, że mną tak, jak zawsze. Ja na ten gest zesztywniałam cała i spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek. Wcale nie cieszyła mnie jego obecność. Na dziś miałam już dość interakcji z nim. Teraz mogłam zapomnieć o poderwaniu jakiegoś poza miastowego przystojniaka.
– Jak się bawicie?! – spytał, przekrzykując muzykę. – Mogę się przyłączyć?
– Jasne! – Dora się uradowała. – Przyda nam się męskie towarzystwo do tańca. – Podała mu rękę, a Chris obrócił kilka razy roześmianą Dorę.
– To wy się bawcie, a ja pójdę po następnego drinka – powiedziałam i ruszyłam w stronę baru. Dora specjalnie nie przejęła się moim zniknięciem. Sączyłam przy barze drinka i przyglądałam się, jak rozbawiona dwójka moich przyjaciół bawi się na parkiecie. Miałam tylko nadzieje, że mimo złamanego serca, mogę Chrisa ciągle nazywać przyjacielem.
W pewnej chwili, muzyka ucichła, a z głośników dobiegł głos DJ-a.
– Teraz trochę zwolnimy, żeby móc się pobujać. Na specjalne życzenie: Aerosmith „What could have been love".
Nazwa wymienionego zespołu sprawiła, że serce zaczęło bić w mojej piersi z szaleńczą prędkością. Zostawiając niedopitego drinka, zeskoczyłam ze stołka barowego. Nogi ugięły się pode mną, były jak z waty. Zrobiłam kilka niepewnych kroków i ruszyłam do wyjścia, rozglądając się ciągle w koło. Ucieczka wydawała mi się w tej chwili najlepszą opcją. Wymijając kolejne osoby na parkiecie, obejrzałam się jeszcze raz za siebie. Dora i Chris tańczyli ze sobą do pierwszych taktów piosenki. Jedynie chłopak zerkał co chwile w moją stronę. Odwróciłam się z powrotem i wpadłam prosto na jakąś barczystą postać, a moje dłonie wylądowały mimowolnie na umięśnionej klacie. Uniosłam spojrzenie. Z góry patrzyła na mnie para brązowych, jak kasztan oczu, w których tańcowało tuzin iskier. Mój oddech zwolnił, podobnie jak serce. Co ja gadam. Moje serce zupełnie przestało bić. Umarło. Spłonęło żywym ogniem, rozpalonym przez te iskry. Została po nim jedynie kupka popiołu.
– Zatańcz ze mną – powiedział Richard. To zdecydowanie nie było pytanie.
O nie, drugi raz nie dam się nabrać – pomyślałam. Chociaż może powinnam zostać i sprawdzić czy moje serce odrodzi się, jak feniks z popiołów, ale mój zdrowy rozsądek wygrał. Obróciłam się na pięcie i już miałam uciec, kiedy poczułam szarpnięcie. To Richard złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
– Proszę – mruknął prosto do mojego ucha.
***
Media: Halestorm "Bet You Wish You Had Me Back
No to historia zatoczyła koło, kto czytał pierwszą część ten wie. Czy i tym razem taka strategia podziała na Tamarę? I czy i tym razem będziemy mieli cudowny happy end?
Do zobaczenia za tydzień.
Wasza Wiedźma z Wtt
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro