Rozdział 11
Richard
Jeszcze przez chwilę stałem tam, razem z Chrisem i patrzyłem na oddalającą się Tamarę z dwójką dzieci. Pasowała jej ta rola. Westchnąłem ciężko. Byłaby dobrą matką. Szkoda, że to nie ja będę ojcem jej dzieci. To było dziwne spotkanie. Dobrze, że nie rzuciła się mi do gardła, albo nie zwyzywała mnie od największych gnojków. Może powstrzymała się jedynie ze względu na dzieci?
Spojrzałem na Chrisa, również odprowadzał Tamarę spojrzeniem. Po chwili spuścił wzrok i wbił go we własne buty.
– Co dalej? – spytał jakimś nieobecnym głosem. Brzmiało to nieco dwuznacznie.
– Nie mam pojęcia. – Wzruszyłem ramionami. – Chyba faktycznie wrócę do domu sprawdzić, czy ten durny kundel przypadkiem się tam nie pojawił.
Ruszyliśmy w stronę mojego domu. Miałem wrażenie, że nogi mam z ołowiu. Bałem się spotkania z Sandrą i momentu, kiedy będę musiał powiedzieć jej o Mrówce. Spojrzałem nerwowo w niebo, jakby licząc, że york spadnie mi z niego prosto w ręce.
– Myślisz, że lata tu dużo drapieżnych ptaków? – zagadałem kumpla.
– Stary, przecież to pierdolona wieś. Mamy tu same pola i lasy, gdzie pewnie roi się od zajęcy i myszy. To raj dla ptaków drapieżnych.
– Taat –westchnąłem – taki york to musi być dla nich rarytas i miła odmiana. Ciekawe, jak smakuje?
– Pewnie jak kurczak. – Chris prychnął rozbawiony, więc zgromiłem go wzrokiem.
Znów szliśmy w ciszy. Wiatr szumiał między drzewami i w polach. W powietrzu czuć było zbliżające się lato. To była pora, kiedy dzieciaki siedziały jeszcze w szkole, a dorośli w pracy. Dlatego, jak okiem sięgnąć, nie było widać żywej duszy, ani żadnego psa żywego, czy też martwego. Nie płakałbym po tym futrzaku, ale jeśli mu się coś stało, to faktycznie, mój związek z Sandrą wisiał na włosku, podobnie jak moje życie. Jeśli nie będzie go w domu, to nawet nie mam pojęcia, jak go odnaleźć, przecież dookoła były hektary niezamieszkałej ziemi. To szukanie igły w stogu siana. Będzie trzeba napisać i porozwieszać jakieś ogłoszenia. Pewnie połowa mieszkańców mnie wyśmieje, że zgubiłem psa wielkości świnki morskiej, a druga połowa nie będzie wiedziała, że takie psy w ogóle istnieją. No i przede wszystkim, jak mam oznajmić Sandrze, co się stało z jej ukochanym pieskiem? Jak mam spojrzeć jej w oczy?
– Powiesz mi wreszcie, jak to jest z tobą i Sandrą. Naprawdę jesteś szczęśliwy? – Chris przerwał milczenie. Jego pytanie tak bardzo mnie zaskoczyło, że potrzebowałem chwili, żeby zebrać myśli.
– Co tak głupio pytasz? – mruknąłem. – Przecież jest moją narzeczoną. Za kilka miesięcy będzie moją żoną.
– Niby tak, ale mam wrażenie, że oszukujesz sam siebie, a przy okazji wszystkich dookoła.
– Co masz na myśli? – Zerknąłem zdziwiony na przyjaciela.
– Chcesz powiedzieć, że już nic nie czujesz nic do Tamary? Przecież widzę, jak na nią patrzysz. Widziałem, jak zareagowałeś w klubie, kiedy śpiewała. Wszyscy widzieliśmy.
– Tamara to już przeszłość – warknąłem – ciągle bardzo bolesna, ale przeszłość. – Wsadziłem ręce w kieszenie i utkwiłem wzrok w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.
– I ja mam w to uwierzyć? Pamiętaj, że znam cię jak własną kieszeń, wiem kiedy kłamiesz. Jesteś dla mnie, jak brat. Nie chcę, żebyś zrobił coś głupiego. Nie chcę, żeby jedna twoja decyzja sprawiła, że będziesz nieszczęśliwy do końca życia. Zarówno ty, jak i Tamara.
Znów spojrzałem na niego zaskoczony. O czym on właściwie pieprzył?
– Nie patrz tak na mnie – dodał szybko. – Myślę, że wasze uczucia są nadal żywe. Ona nadal cię kocha. Tak sądzę. A ty ją. Więc przemyśl wszystko jeszcze raz. Jeśli mam rację, to nie pakuj się w to małżeństwo, tylko walcz o Tamarę, póki masz jeszcze czas. Co jeśli Tamara pozna kogoś innego? I się zakocha? Będziesz umiał patrzeć na to spokojnie, bez wyrzutów sumienia, że nie zrobiłeś wszystkiego, żeby ją odzyskać? Co, jeśli tobie i Sandrze nie wyjdzie, ale Tamara będzie miała już męża i rodzinę? Co wtedy zrobisz? Wkroczysz ponownie do jej życia i wszystko rozpieprzysz? Zastanów się, Rick. Teraz jest najlepszy moment, żeby to wszystko odkręcić. Póki nie jest za późno.
Doszliśmy akurat do mojego domu i przystanęliśmy na chodniku. W milczeniu, patrzeliśmy sobie w oczy. Serce łomotało jak szalone w klacie. Już dawno nie słyszałem takiego potoku słów z ust Chrisa. Pieprzył jak postrzelony i jakoś chaotycznie. Przecież z Tamarą wszystko już było skończone. Nie ma do czego wracać. Ona mnie nie chce, a ja nie jestem pewien czy chcę wchodzić ponownie do tej samej rzeki. Ponoć się nie da. Z drugiej strony, jego słowa nawet miały jakiś sens. Nie mogłem wciąż się okłamywać, że nic już nie czuję do Tamary, bo czułem. Skąd tylko pomysł Chrisa, że Tamara czuje do mnie to samo? Każde jej zachowanie wskazywało na coś innego. Jakby tak było to, jak za dawnych czasów, wściekałaby się na mnie, zwyzywała, cokolwiek. Tymczasem, ona była zimna jak skała lodowa, mógłbym się o nią rozbić i zatonąć niczym Titanic.
Jednak nasze dzisiejsze spotkanie było inne. Tamara śmiała się ze mnie, zupełnie jak kiedyś. Wyglądała przy tym tak pięknie. Myślałem, że moje serce wyskoczy w tamtym momencie z piersi. Chciałem ją objąć i śmiać się razem z nią. Tęskniłem za tym śmiechem.
Może jest cień szansy i moglibyśmy z Tamarą być znowu razem, szczęśliwi? Może mimo wszystko powinienem to sprawdzić, ale czy byłem w staniem zaryzykować wszystko co osiągnąłem do tej pory? Co jeśli Chris się myli i Tamara już od dawna mnie nie kocha? Jest piękna i inteligentna. Mogłaby mieć każdego mężczyznę. Na przykład tego całego Nicka z jej pracy. Widziałem, jak na nią patrzył w knajpie. Niemalże pożerał ją wzrokiem. Bardzo nie podobał mi się fakt, że jakikolwiek koleś mógłby ją dotykać, całować, że mogłaby oddać się innemu. Zacisnąłem mocno szczękę i pięści na samą myśl o tym. Byłem beznadziejny.
– Rick! – Moje rozmyślania przerwał głos Sandry.
Oboje z Chrisem odwróciliśmy się w stronę domu. Dziewczyna stała na ganku, a w rękach trzymała Mrówkę. Mimowolnie otworzyłem szeroko usta, a Chris parsknął śmiechem, za co od razu przywaliłem mu z otwartej dłoni w potylicę.
– To ja może już się oddalę – powiedział półszeptem i zaczął się wycofywać, zostawiając mnie samego na polu bitwy, która z założenia była już przegrana. Tchórz.
***
Powoli wchodziłem na ganek. Schodek po schodku. Wreszcie stanąłem twarzą twarz z Sandrą. Nie potrafiłem odgadnąć wyrazu jej twarzy. Nie wydawała się wściekła, raczej zmartwiona.
– Rick! Jak ty wyglądasz? Co się z tobą działo? Zamartwiałyśmy się z twoją mamą. Już miałyśmy iść cię szukać! Kiedy Mrówka przybiegł dwie godziny temu, próbowałam do ciebie dzwonić, ale zostawiłeś telefon w domu.
Dwie godziny? Spojrzałem na psa zaskoczony. Podczas gdy ja brodziłem w krowim gównie, uciekałem przed bykiem, skakałem przez płoty i szwendałem się po polach w pełnym słońcu, ta zapchlona imitacja psa, siedziała sobie na kolanach Sandry i pewnie drzemała w najlepsze. Teraz Mrówka patrzył na mnie z kpiącym błyskiem w czarnych ślepiach. Zmrużyłem oczy. Kiedyś dorwę tego kundla, przysięgam, a po wszystkim wypcham go trocinami i postawię u siebie na kominku.
– Dlaczego Mrówka przybiegł sam do domu? – Sandra ciągnęła dalej. – Był w opłakanym stanie, cały się trząsł i popiskiwał, ale twoja mama powiedziała, że nic mu nie dolega.
Pozer.
– Wyśliznął się mi z obroży i zwiał w pola. – Westchnąłem. – Nie podobały się mu krowy.
– Krowy? – Sandra pisnęła. Uniosła psa do twarzy zaczęła mówić do niego słodkim głosikiem: – Oszalałeś maluszku, przecież one mogły cię pozabijać. Biedulku kochany, dobrze, że nic ci się nie stało.
Sandra była dobrą dziewczyną. Naprawdę. I całkiem racjonalną. Ale przy swoim psie zachowywała się, jakby miała chorobę dwubiegunową. Stawała się potworem.
Od razu przypomniałem sobie, jak Tamara traktowała swoją Milkę. Miała do niej podejście, potrafiła godzinami ją tresować. Sunia chodziła bez smyczy i nie odstępowała swojej właścicielki nawet na krok. Owszem, Tamara również mówiła do Milki, jak do człowieka, ale z reguły stosowała spokojny ton. Nie to, co Sandra.
– Dlaczego od razu nie przyszedłeś powiedzieć, co się stało? – Głos Sandry przybrał ostrzejszego tonu. Zdecydowanie nie przejmowała się tym, co mnie spotkało podczas tego poranka.
– Chciałem najpierw znaleźć Mrówkę. Nie chciałem cię denerwować.
– Nie chciałeś mnie denerwować? Wiesz ile się nerwów i tak najadłam?! Nie dość, że martwiłam się o ciebie, to jeszcze nie wiem co by było, gdyby Mrówce coś się stało. Jesteś skrajnie nieodpowiedzialny. Jak mogłeś nie dopilnować mojego psa?!
Szczęka opadła mi po raz kolejny tego dnia. Czy ona siebie słyszała?
– Sandra, wyluzuj to tylko pies, chociaż nie wygląda. – Oj, powinienem był się ugryźć w język.
– Tylko pies? Jak możesz tak mówić? Przecież to moja dziecinka! – Sandra była wyraźnie podenerwowana, ale ja powoli miałem dość jej wyrzutów.
– Sandra, ale zdajesz sobie sprawę, że to nie jest dziecko? – spytałem i oparłem się plecami o poręcz werandy. Założyłem ręce na klatce piersiowej.
– Oczywiście, że wiem! Masz mnie za idiotkę? Jakby to było dziecko, to byś go lepiej pilnował? Czy byłbyś równie nieodpowiedzialny i pozwolił się zgubić dziecku?
Zmrużyłem oczy, przyglądając się uważnie mojej narzeczonej. W przeciwieństwie do Tamary, nie wyglądała tak pięknie, kiedy się wściekała. Jej czerwona twarz zlewała się z kolorem włosów. Nabrałem mocno powietrza i postanowiłem trochę jej odpuścić i zmienić temat.
– A tak w ogóle, planujesz mieć kiedyś dzieci? Jakoś nigdy o tym nie rozmawialiśmy – wyrzuciłem z siebie, czym zbiłem Sandrę z tropu. Jej wzrok nieco złagodniał, ale teraz starała się unikać mojego spojrzenia.
– Oczywiście – powiedziała po chwili zastanowienia i przytuliła psa mocniej. – Kiedyś na pewno.
– Kiedyś, to znaczy? – Nie ustępowałem.
– Nie wiem! – Zmieszała się. – Jestem jeszcze młoda, mam na to czas. Nie mam zamiaru zbyt szybko pchać się w pieluchy i butelki z mlekiem. – Skrzywiła się.
– No tak – mruknąłem – z psem jest mniej roboty i nie trzeba go wychowywać, zawsze można zamknąć w kojcu.
Sandra zgromiła mnie wzrokiem, ale wcale nie miałem zamiaru jej przepraszać ani wyrażać skruchy. Psa nie potrafiła wychować, więc czy byłaby w stanie zająć się dziećmi? Sandra chyba czytała mi w myślach, bo od razu wytknęła mi podobny zarzut.
– Zanim podejmę decyzję o dzieciach, poczekam aż spoważniejesz i staniesz się bardziej odpowiedzialny. Bo jeśli masz zamiar zajmować się naszym dzieckiem tak, jak Mrówką, to lepiej żebyśmy wcale nie mieli dzieci. – Obróciła się na pięcie i weszła do domu, cały czas trzymając yorka kurczowo na rękach.
Poczułem jak nerwy opadają ze mnie, choć miałem wrażenie, że jeszcze nie raz wrócimy do tego całego zdarzenia i do tej rozmowy. Przetarłem dłońmi zmęczoną twarz. Pora było wziąć się garść. Dopiero teraz poczułem głód. Od rana nic nie jadłem.
Zdjąłem buty na werandzie i wszedłem do domu. W kuchni zastałem mamę, która spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Już otwierała usta, ale ruchem ręki dałem jej do zrozumienia, żeby o nic nie pytała. Miałem szczęście, bo na stole leżały na talerzu jakieś świeże drożdżówki, które zapewne miały być moim śniadaniem. Zjadłem dwie i wypiłem szybką kawę. Pokrótce powiedziałem mamie co się stało, nie wspomniałem jej tylko o spotkaniu z Tamarą. Mama nie ukrywała rozbawienia całą sytuacją. Powinienem się na nią wściekać, że nabija się ze mnie, ale jakoś nie potrafiłem.
Od naszej kłótni, Sandra ani na chwilę nie zeszła na dół. Siedziała cały czas w moim pokoju, który zajmowaliśmy, a ja również nie miałem ochoty tam wchodzić. Postanowiłem, że domyję w ogrodzie swoje buty, ale to również mi nie szło. Kiedy wreszcie udało się, westchnąłem ciężko. Nie bardzo wiedziałem, co mam ze sobą zrobić teraz. Byłem zmęczony nie tylko fizycznie ale i psychiczne. W głowie miałem pustkę, choć może nie do końca, ponieważ słowa Chrisa wyryły się w moim sercu i nie dawały spokoju.
– Do dupy z tym wszystkim – przekląłem pod nosem.
Założyłem w pospiechu świeżo umyte sandały i ruszyłem przed siebie, tym razem bez żadnej szczekającej mrówki przy stopie. Nawet nie wiem, kiedy moje nogi doprowadziły mnie do polany, która graniczyła z laskiem, gdzie ustawione były ławki. Było to moje ulubione miejsce rozmyślań i wyciszenia. Podobnie, jak Tamary, a kiedy zostaliśmy parą, często przyjeżdżaliśmy tu razem. Na początku tylko po to, żeby razem posiedzieć. Potem, żeby się całować, a czasem nie tylko całować. Uśmiechnąłem się pod nosem na to wspomnienie.
Przeszedłem kilka metrów i zobaczyłem, że na najbardziej oddalonym stole siedzi jakaś postać. Tamara. Serce podskoczyło mi do gardła. Była odwrócona do mnie tyłem, więc mnie nie zauważyła. Miałem chwilę, żeby przyjrzeć się jej uważnie.
Boże, Chris miał rację. Oszukiwałem siebie i wszystkich dookoła. Kochałem i zawsze będę kochał tylko Tamarę.
***
Corey Taylor - Rainbow in the Dark
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro