Epilog
Tamara
Siedzę na sofie w swoim salonie. Wpatruję się uważnie w wielkie litery wycięte z kolorowego papieru: WITAJ W DOMU i rozwieszone nad kominkiem. Sama je wycinałam. Nie będę skromna, są piękne. Włożyłam w nie całe moje serce. W końcu ostatnimi czasy i tak nie mam nic lepszego do roboty.
– Tak może być? – pyta Molly, która właśnie przywiesza do ściany litery zamocowane na grubych sznurkach. Pomaga jej Matt.
– Matt trochę wyżej.
– Dopiero, co mówiłaś, że niżej. – Chłopak się krzywi.
Obok mnie siada Ruth z dwiema szklankami soku pomarańczowego. Jedną podaje mi.
– Jesteś marudna, jak baba w ciąży – mówi.
– Bardzo zabawne. – Posyłam jej krzywy uśmiech. – I kto to mówi? – przygaduję jej, ponieważ również jest w ciąży. Termin jej porodu wypada trzy tygodnie po moim, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdybyśmy dziwnym trafem rodziły razem.
W kuchni krząta się moja mama oraz Vivian. Przygotowują ciasto oraz rozmaite przekąski. Postawiły już nawet kawę w ekspresie. Mnie i Ruth dostanie się pewnie bezkofeinowa. Przy stole, mój tata, przyszły teść i Lucas obmawiają ostatni mecz w mistrzostwach stanowych w baseballu. Matt już przebiera nogami, żeby otworzyć sobie piwko i do nich dołączyć. W rogu pokoju leżą porozrzucane zabawki dzieci Molly, które teraz biegają za swoim szczeniakiem. Ja na razie muszę odsunąć plany kupienia psa, ale jak tylko dziecko trochę podrośnie na pewno również sprawimy sobie szczeniaka.
Jest głośno i wesoło. Wcale mi to nie przeszkadza. Brakuje Dory, której nie udało się wyrwać z pracy i przyjechać, choćby na parę dni. No i oczywiście, nie ma jeszcze Chrisa i Richarda.
To były trudne cztery miesiące. Richard przeszedł kilkunastogodzinną operację kręgosłupa. Na szczęście wystarczyła tylko jedna. Potem czekało go wiele tygodni rekonwalescencji i rehabilitacji. Wiem, że było mu ciężko, ale nigdy się do tego nie przyznał. Czytałam dużo na ten temat i jestem pewna, że odczuwał straszny ból. Powoli i stopniowo odzyskiwał czucie w nogach. Uczył się chodzić na nowo.
Psychicznie również nie było Richardowi łatwo - chłopakowi, który zawsze był sprawny fizycznie i wysportowany. Wcale nie pomagała temu wszystkiemu nasza rozłąka. Przez te cztery miesiące widzieliśmy się raptem kilka razy, ale za to dużo ze sobą rozmawialiśmy telefonicznie lub online. Richard zabraniał mi się odwiedzać. Podczas każdej z moich wizyt lub rozmowy był pogodny i radosny. Wkurzałam się, bo bałam się, że znów nie mówił mi wszystkiego. Nie chcę już żadnych tajemnic między nami. Jednak Chris zapewniał mnie, że Richard naprawdę znosi wszystko dzielnie, bo w końcu ma dla kogo walczyć.
Między chłopakami zapanowała swojego rodzaju niewypowiedziana zgoda. Jakby nigdy nie było tematu. Richard już nie wrócił w rozmowie do ich sprzeczki, ani mojego romansu z Chrisem. Wyczuwałam w nim nutkę zazdrości, kiedy ja i Chris znajdowaliśmy się w jednym pomieszczeniu, ale może to była tylko moja wyobraźnia? Czasem czułam się przy Chrisie skrępowana, jakbym bała się, że mogę zrobić coś, co Richard lub inni odbiorą mylnie.
Tylko jeden raz Chris odważył się wspomnieć o tym, co było między nami. Po jednej z moich wizyt u Richarda, odwoził mnie do domu. Powiedział, że jeśli mógłby cofnąć czas, to powstrzymałby nas przed pójściem ze sobą do łóżka, ale nie może tego zrobić i mimo wszystko nie żałuje tego, co się stało. Nie odezwałam się wtedy ani słowem, bo ja żałuję i to mocno. Ciągle obwiniam się o to, że odtrąciłam Richarda po moim poronieniu, że nie walczyłam o niego. Nie pozwalam jednak, żeby to w jakikolwiek sposób wpłynęło na naszą teraźniejszość. Teraz liczy się zdrowie Richarda i nasze dziecko.
Przejeżdżam dłonią po swoim brzuchu, który jest już lekko wypukły. Uśmiecham się do siebie. Spoglądam jeszcze raz na litery. Mój mężczyzna wraca do domu. Całe to zbiegowisko ma być dla niego przyjęciem niespodzianką, choć ja już nie mogę się doczekać, aż zostaniemy sam na sam. Na szczęście będziemy mieć dużo czasu, żeby nacieszyć się sobą.
Przez te ostatnie miesiące niemalże umarłam z nudów. Wprawdzie codziennie ktoś mnie odwiedzał, ale to nie to samo. Lekarz nie kazał mi leżeć, ale miałam się oszczędzać. Na początku taka bezczynność mnie dobijała, zwłaszcza, że Richard był gdzieś tam i mnie potrzebował. Imałam się różnych zajęć. Nawet zaczęłam szydełkować. Głownie jednak czytałam książki, poradniki dla młodych mam, czasem zaglądałam do książek i artykułów o weterynarii, ale przede wszystkim oglądałam katalogi ślubne i planowałam. Kiedy było wiadomo, że Richard wychodzi ze szpitala, wyznaczyliśmy datę. Za niecałe dwa miesiące, staniemy wreszcie przed ołtarzem. Richard powinien wtedy być już w pełni sił i sprawny, choć cały czas obawia się, że jeśli mu ucieknę sprzed ołtarza, to i tak mnie nie dogoni. Nie wiem, jak to sobie wyobraża. Uciekająca panna młoda z wielkim brzuchem?
Ciągle mam obawy co do ciąży. Największe miałam, do tego pechowego tygodnia, w którym poroniłam ostatnim razem. Na szczęście minął on bezproblemowo, a ja wreszcie mogłam odetchnąć choć trochę.
Już teraz postanowiliśmy zamieszkać razem. Vivian nie jest zadowolona z naszej decyzji. Chciałaby, żebyśmy zamieszkali u niej, pragnie mieć Richarda w swoim domu, nacieszyć się jeszcze synkiem, ale przede wszystkim boi się, że nie damy sobie rady. Ja w ciąży, on jeszcze niezupełnie sprawny. Nie udało się jej nas przekonać i kręcąc nosem przewiozła razem z Samem rzeczy Richarda do mojego domu.
Ja jestem pewna, że sobie poradzimy. Mamy przecież kochającą rodzinę i przyjaciół, na których możemy liczyć w każdej chwili.
– Przyjechali – mówi Lucas, który siedzi najbliżej okna.
Molly próbuje złapać dzieciaki i je uciszyć. Vivian zapala świeczki w torcie. Natomiast ja wstaję powoli z sofy i udaję się do drzwi, przywitać mojego ukochanego mężczyznę.
***
Richard
Ruch powietrza wywołany pędem pojazdu rozwiewa mi włosy. Czuję się wolny, zupełnie jak zwierzę trzymane w ciasnej klatce i wreszcie wypuszczone na wolność. Te miesiące spędzone w szpitalu były koszmarem. Nieustającym bólem i walką oraz tęsknotą. Jednak cieszę się, że żyję, a o reszcie szybko zapomnę.
Wracam do domu.
Rozglądam się po okolicy i stwierdzam, że kocham to miejsce. Nie wyobrażam sobie już mieszkania w wielkim mieście, tego pędu, tłumów ludzi, wielkich korporacji. Nie potrzebuję tego. Mam tu wszystko, czego mi potrzeba. Firma ojca dobrze prosperuje, a może, kiedy ją przejmę, rozwinę jeszcze bardziej. Mam kochającą rodzinę no i przede wszystkim Tamarę. I jeszcze pogoda. Tutaj zawsze jest ciepło. W czasie mojego pobytu w szpitalu ominęły mnie największe upały, ale teraz jest po prostu przyjemnie. Nie ma lepszego miejsca na wychowanie dzieci.
Spoglądam na Chrisa siedzącego za kierownicą. Włączył radio z ciężką muzyką, co wcale mi nie przeszkadza, choć wolę starsze klimaty. Jest zamyślony, skupiony na drodze. Przez ostatnie miesiące był dla mnie olbrzymim wsparciem. Przeorganizował całe swoje życie, żeby nie musieć wyjeżdżać z Dawn Town i z domu zarządzał swoją firmą. Codziennie przyjeżdżał do szpitala na zmianę z moją mamą. Pomagał mi podczas rehabilitacji i nie pozwalał mi się załamywać w najcięższych chwilach. Głęboko wierzę, że robi to wszystko nie z poczucia winy, ale dlatego, że jest prawdziwym przyjacielem. Nie rozmawialiśmy już o tym, co się wydarzyło między nim a Tamarą. Sam wolę o tym nie myśleć. Jednak wiem, że obwinia się również o wypadek. Dlatego tłukę mu jak idiocie cały czas, że to nie była jego wina.
Nie dziwię się Tamarze, że to właśnie w jego ramionach szukała pocieszenia. W końcu sam związałem się z obcą kobietą. Tymczasem Chris jest dobrym człowiekiem, do tego bardzo przystojnym facetem, oczywiście nie tak jak ja, zwłaszcza po tym, jak jego nos miał bliski kontakt z moją pięścią. Nigdy o tym nie zapomnę, że łączyło ich coś więcej niż przyjaźń i nie chodzi mi o sam seks, bo jestem pewien, że to nie było tylko to, ale już dawno wybaczyłem to Chrisowi. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jest częścią mnie tak samo jak Tamara.
– Co się tak na mnie gapisz? – Głos Chrisa wyrywa mnie z zamyślenia. – Jeszcze się zakochasz i odwołasz ślub. Tylko pamiętaj, że zrobię dla ciebie wszystko, ale nie zmienię orientacji.
Uśmiecham się. Głupek z niego. Życzę mu jak najlepiej. Chciałbym, żeby poznał kobietę, którą pokocha go ze wzajemnością.
Co do Sandry, to kilka dni po moim wybudzeniu się ze śpiączki, wróciła do Nowego Jorku. Obiecała, że zajmie się tam wszystkim w moim imieniu. Pozamyka niedokończone sprawy. Muszę przyznać, że mam szczęście do kobiet. Sandra to wspaniała dziewczyna. Nie skreśliła mnie całkiem po tym, co zrobiłem, choć pewnie wypadek działał tu na moją korzyść. Uchronił mnie również przed gniewem ojca Sandry. Od czasu do czasu dzwoniła nawet spytać, jak się czuję oraz jakie są postępy w rehabilitacji. Byłem jej bardzo za to wdzięczny. Jestem pewny, że wreszcie znajdzie faceta, który będzie kochał tylko ją. Ja zdecydowanie nie byłem jej przeznaczony.
– Jesteśmy – mówi Chris, kiedy dojeżdżamy pod dom Tamary.
Teraz to również ma być mój dom. Matka była wściekła, że postanowiłem zamieszkać z Tamarą. Chciała móc się mną opiekować. Tymczasem ja chcę wreszcie stać się samodzielny, mam dość bycia niańczonym.
Siedzimy chwilę w ciszy, aż Chris kładzie mi dłoń na ramieniu.
– Gotowy?
W odpowiedzi jedynie kiwam głową. Wzruszenie ściska mi gardło. Chris wysiada z auta i po chwili jest już przy mnie, kiedy sam próbuję wysiąść z samochodu. Podaje mi pomocną dłoń i pomaga się wyprostować. Następnie wyjmuje z tylnego siedzenia metalowy balkonik, jak dla starych dziadków, którego jeszcze potrzebuję do chodzenia. Stawia go przede mną.
– Nie chcę tego – warczę.
– Nie wkurzaj mnie.
– Nie chcę!
Chris posyła mi jednak takie spojrzenie, że nie mam odwagi ciągnąć tej kłótni. Wyjmuje z bagażnika torbę z moimi rzeczami, a ja, z pomocą balkonika docieram do schodków prowadzących na drewnianą werandę. Nie ma ich wiele. Raptem trzy, ale dla mnie to jest niczym Mount Everest. Na szczęście jest drewniana poręcz, której się chwytam. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, więc spoglądam w górę. Na werandzie stoi Tamara. W jasnej, zwiewnej sukience, z delikatnie zaokrąglonym brzuchem. Ma rumieńce na twarzy. Uśmiecha się szeroko, ale w oczach ma łzy wzruszenia. Moje usta również wykrzywiają się w uśmiechu. Stoimy tak przez chwilę w bezruchu, czas jakby się zatrzymał. O tym, że jednak tak się nie stało przypomina nam Chris biegający po schodach. Kładzie przy drzwiach torbę, wraca do mnie. Odsuwam balkonik.
– Pomogę ci. – Chris podaje mi swoje ramię.
– Poradzę sobie – rzucam od niechcenia.
– Daj spokój.
– Christian – mówię z naciskiem. Posyłam mu porozumiewawcze spojrzenie. Nie chcę, żeby moja kobieta widziała we mnie kalekę.
– Jak chcesz. – Przyjaciel krzywi się, ale odpuszcza. Łapie za balkonik i wnosi go na werandę. Mijając Tamarę, warczy do niej pod nosem: – Oddaję w twoje ręce tego marudę. Tylko uważaj, spędził ze mną dużo czasu i nie wiem, czy się czasem nie zakochał. Może jeszcze odwołać wesele.
Chris znika za drzwiami. Stawiam nogę na pierwszy stopień i powoli wspinam się na werandę. Idzie mi całkiem nieźle dzięki wielu tygodniom ciężkich ćwiczeń. Staję przed Tamarą, a ona ujmuje moją twarz w dłonie. Całuje delikatnie wargi, po chwili trochę mocniej. Obejmuję ją z całych sił, a kiedy wreszcie odrywamy się od siebie. Kładę dłoń na jej brzuchu. Moje serce wali, jak oszalałe.
– Moje dziewczynki – mówię cicho.
– Witaj w domu. – Słyszę z ust Tamary.
Przebyłem długą i trudną drogę, ale nareszcie jestem w domu.
THE END
***
Media: Disturbed "The Light"
Koniec. Nie mogę uwierzyć, że udało mi się napisać to opowiadanie. Wszystko dzięki wtt. Wprawdzie pomysł na nie świtał mi gdzieś tam z tyłu głowy podczas słuchania dwóch utworów, które mnie zainspirowały Cher i Aerosmith, ale zebrałam się do tego tylko dzięki Wam, moim cudownym czytelnikom. Inspirowaliście mnie czytając pierwszą część oraz to Wy byliście źródłem pomysłów do kolejnych rozdziałów.
Dziękuję za to, że jesteście, czytacie, głosujecie na każdy rozdział, a czasem wręcz spamujecie mnie komentarzami - uwielbiam to!
Może to opowiadanie jest mocno naciągane, ale mi się jakoś i tak podoba. Zawsze chciałam napisać takie, w którym powoli odkrywam co się wydarzyło między parą głównych bohaterów. Mam nadzieje, ze podoba Wam się efekt.
Tych, którzy nadal chcą czytać moje opowiadania, zapraszam na mój profil, gdzie znajdziecie dwa skończone opowiadania "Z tobą zawsze" oraz "Kilka dni z życia Natalii" oraz dwa które dopiero powstają: młodzieżówkę - "Nie będę twoim bohaterem" oraz coś na podobę fantasy - "Amanda".
Do napisania - Wasza wiedźma z wtt.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro