Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

  Powiem tak, miałam łzy w oczach poprawiając ten rozdział...  

Tamara

Moje omdlenie nie trwało długo. Ocknęłam się po kilku minutach w ramionach Dory. Dziewczyny były przerażone i spanikowane. Ledwie udało się mi przekonać je, żeby nie wzywały pogotowia. W zamian nie pozwoliły mi jechać od razu do szpitala, a to było jedyna rzecz, której w tamtej chwili pragnęłam, ponieważ powiedziały mi, że Richard się obudził.

Dopiero, kiedy zjadłam pól tabliczki czekolady, żeby nabrać energii i wypiłam dwa kubki herbaty, pozwoliły mi ogarnąć się i wyjść z domu. Chris przyjechał po mnie. Dora również zabrała się z nami. Powiedziała, że przypilnuje mnie, żebym zgłosiła się do lekarza w szpitalu i zrobiła wszystkie konieczne badania, jak tylko zobaczę się z Richardem.

Droga dłuży mi się w nieskończoność, podobnie jak wędrówka korytarzem. Niby znam ją na pamięć, ale jakoś tak dopiero teraz dostrzegam szczegóły, zielonkawy kolor drzwi prowadzących do sal, białe krzesełka ustawione pod ścianami dla osób odwiedzających. Na jednym z nich, pod salą Richarda siedzi Sandra, która wstaje na nasz widok i uśmiecha się delikatnie. Przyjechała, jak tylko dowiedziała się o wypadku Richarda. Nie przeszkadzała mi jej obecność. Jeszcze do niedawna była przecież jego narzeczoną. Miała prawo do czuwania przy nim. Starała się być pomocna, a ja i tak ledwie byłam w stanie zakodować jej obecność szpitalu.

– Idź do niego, jest przytomny – zwraca się do mnie.

W odpowiedzi kiwam tylko głową i wchodzę do pokoju, który w ostatnich dniach stał się prawie moim domem. Przy łóżku siedzi Vivian i zasłania głowę Richarda, jednak na mój widok odsuwa się i teraz dopiero widzę parę brązowych tęczówek wpatrujących się we mnie. Łzy szczęścia napływają mi do oczu. On żyje. Leży przykuty do łóżka, ale żyje. Cokolwiek powiedzą lekarze, tylko to się liczy.

Richard uśmiecha się do mnie. Podchodzę bliżej, łapię obiema rękami jego dłoń, którą próbuje podnieść. Jest taki słaby. Dotyk jego dłoni na moim policzku sprawia, że wszystkie uczucia, które do tej pory tłamsiłam w sobie, znów wypełzają na światło dzienne, więc wybucham płaczem. Po jego policzku również spływa łza. Całuję mokrą skórę na jego twarzy. Jest słona, a jednocześnie taka słodka.

– Richard – szepczę tuż przy jego uchu.

– Czekałem na ciebie, Aniołku – mówi zachrypniętym głosem, co powoduje, że moje serce znów się kurczy. Pamięta kim jestem. Mam ochotę skakać ze szczęścia. – Już myślałem, że zamiast siedzieć przy mnie, pojechałaś na Hawaje – dodaje cicho.

– Idiota. – Ściskam mocnej jego dłoń i uśmiecham się szeroko. Czy on zawsze musi żartować? – A ja słyszałam, że chciałeś wymigać się od ślubu zjeżdżając z szosy. – Nie pozostaję mu dłużna. Richard uśmiecha się jeszcze szerzej, aż na jego policzkach pojawiają się dołeczki, które tak bardzo kocham.

– Jak widzisz, nie udało mi się, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

– To znaczy, że nadal chcesz, żebym została twoją żoną? – pytam, tym razem znacznie poważniej. Nie wiem co chodzi po tej jego durnej łepetynie. Po tym, jak wyszedł z mojego domu, nie byłam już niczego pewna.

– Żartujesz? Myślałem, że już wszystko zaplanowałaś i jest dopięte na ostatni guzik, i czekasz tylko aż się obudzę.

Teraz już parskam śmiechem. Wrócił mój mężczyzna. Ściskam jego dłoń tak mocno, że aż bieleją mi kostki palców, ale nie mam zamiaru puszczać. Richard zerka gdzieś ponad moim ramieniem. Obracam się. W drzwiach stoi Dora, a zza jej pleców wychyla się nieśmiało Chris. Dobrze wiem co czuje i jest mi go żal. Skinieniem dłoni pokazuję, żeby wchodzili do środka.

– Dobrze się spało? – pyta Dora z uśmiechem, stając w nogach łóżka.

– Całkiem dobrze, miałem przyjemne sny. – Richard puszcza do mnie oko.

Chris przystaje obok Dory. Ręce ma w kieszeniach. Przyjaciele mierzą się wzrokiem. Moje serce łomocze, jak szalone. Cisza panująca w pokoju aż wibruje od emocji.

– Nie widziałeś czasem mojego kasku? – Pierwszy odzywa się Richard.

Chris zasłania dłonią twarz i ciężko wzdycha. Wygląda, jakby resztkami sił powstrzymywał łzy. Przeczesuje palcami włosy. Pociąga nosem i kiwa głową.

– Tak się składa, że wożę go od miesiąca w bagażniku – mówi wreszcie – ale chyba nie będzie ci potrzebny. Tamara już nigdy nie pozwoli ci wsiąść na motor.

Uśmiecham się do niego. Richard puszcze moją rękę i wyciąga dłoń w stronę przyjaciela. Chris podchodzi i ściska rękę Richarda z całych sił.

Ta niezwykła chwilę, przy której każde z nas jest wzruszone, przerywa lekarz i pielęgniarka wchodzący do pokoju. Każą wszystkim wyjść na korytarz. Richard łapie moją dłoń.

– Ona zostaje – mówi z naciskiem.

Lekarz krząta się przy Richardzie. Pielęgniarka zapisuje coś w karcie pacjenta. Wreszcie mężczyzna odkrywa cienką kołdrę, dotyka palców u nóg Richarda, kręci głową. Napięcie staje się powoli nie do wytrzymania. Przez ten miesiąc nikt z nas nie dopuszczał do siebie myśli, że Richard może być sparaliżowany. W końcu lekarz przejeżdża po stopie zamkniętym długopisem. Najpierw jedna noga, potem druga. Jednak nie ma żadnej reakcji.

– Czułeś coś? – pyta lekarz, będący w średnim wieku i bardzo bezpośredni.

Richard zamyka oczy, które w trakcie badania miał utkwione w sufit. Zagryza dolną wargę. Ściska mocno moją dłoń. A ja dosłownie czuję, to co on, ten jego psychiczny ból.

– Nie – mówi cicho.

– Okej. – Głos lekarza jest spokojny. – Trochę się tego spodziewaliśmy, ale proszę nie panikować. Musimy jeszcze raz powtórzyć wszystkie badania oraz zrobić te, których nie mogliśmy wykonać w trakcie śpiączki. Jeszcze nic nie jest przesądzone, więc proszę się nie załamywać. Badania zaczniemy od razu. Zaraz przyślę po pana pielęgniarzy.

Lekarz wychodzi razem z pielęgniarką, której wydaje dyspozycje. Zostaję z Richardem sama. Chłopak powoli unosi drugą dłoń, ściska palcami nasadę nosa. Wiem, że jest na pograniczu płaczu. Ja też.

– Hej, Richard. – Nachylam się nad nim. – Popatrz na mnie. – Odsuwa dłoń i spogląda w moja stronę. – Będzie dobrze, słyszysz? Wszystko będzie dobrze. Cokolwiek się stanie poradzimy sobie z tym. Słyszysz?

Richard przytakuje i muska opuszkami palców mój policzek, a następnie usta. Nachylam się jeszcze bardziej. Całuję jego wargi najpierw delikatnie, żeby po chwili wbić się w nie mocniej. Są suche i spierzchnięte, ale mają najlepszy smak na świecie.

***

Jest już późny wieczór. W szpitalu panuje cisza. Docierają do nas jedynie dźwięki typowe dla szpitala o tej porze. Wszyscy rozeszli się już do domów, nawet Vivian, choć bardzo się opierała, ale Sam, który również przyjechał zobaczyć się z synem, obiecał jej, że wrócą tu z samego rana. Zostałam tylko ja, no i Richard przykuty do łóżka, wciąż w tej samej pozycji. Siedzę przy nim i ciągle trzymam go za rękę. Rozmawiamy o głupotach. Wolimy nie wracać do diagnozy, jaką postawili doktorzy, choć wcale nie jest załamująca.

Po kilku badaniach, lekarze stwierdzili, że odłamek kości z kręgosłupa przesunął się i teraz uciska na nerw, stąd paraliż nóg. Richarda czeka poważna operacja kręgosłupa, w najlepszym wypadku jedna, po której paraliż powinien ustąpić. Mocno wierzę, że to co mówią jest prawdą. Nie ma innej opcji. Nie dla mnie. Po operacji, czekają jeszcze Richarda tygodnie, a nawet miesiące rehabilitacji. Póki co, nie może się ruszać, a dożylnie podają mu środki przeciwbólowe. Jutro ma zapaść decyzja, kiedy odbędzie się zabieg.

W czasie kiedy Richard jeździł między piętrami i był poddawany badaniom. Dora zaciągnęła mnie do ginekologa i zmusiła lekarza, żeby przyjął mnie natychmiast. Zrobiono mi ekspresowo badania krwi oraz usg. Dora potrafi być przekonywująca. Wszystko oczywiście odbyło się w wielkiej tajemnicy. Dora skłamała, że zabiera mnie na spacer.

Ginekolog potwierdził ciążę, choć jedynie co widziałam na ekranie monitora, to mała kropeczkę, będącą pęcherzykiem ciążowym. Wyniki wykazały pewien niedobór żelaza. Z powodu poprzedniego poronienia, dostałam też od razu hormony podtrzymujące ciążę. Doktor przepisał odpowiednie lekarstwa, kazał dużo leżeć i odpoczywać, co będzie raczej trudne do wykonania. Wreszcie mogłam wrócić do mojego narzeczonego.

Richard opowiada mi o jakiejś swojej starej sprawie sądowej, którą prowadził w Nowym Jorku, ale ja nie mogę się skupić na wypowiadanych przez niego słowach. Ciągle rozważam, czy powiedzieć mu o ciąży. Nie umiem się cieszyć z tego faktu. Wiem, że przed nami jeszcze długa droga do normalności. Chcę być przy Richardzie na każdym etapie jego leczenia i rehabilitacji, obojętnie ile to potrwa. Jednak musi wiedzieć. Da mu to większego kopa i może szybciej stanie na nogi.

– Richard – przerywam mu – muszę jeszcze coś ci powiedzieć. – Zerka na mnie zaskoczony. Widzę niepokój w jego oczach. – Jestem w ciąży.

– Słucham? – Mruga nerwowo.

– Jestem w ciąży. – Powtarzam idiotycznie, przecież słyszał co powiedziałam. – Byłam dziś u lekarza i wszystko potwierdził To dopiero sam początek. Jeszcze niewiele widać na USG, ale z następnego przyniosę ci zdjęcie.

Richard przygląda się mi przez chwilę w ciszy. Moje dłonie zaczynają się pocić. Denerwuję się tym co powie.

– Chcesz powiedzieć, że miałem takiego cela już pierwszej nocy z tobą?

Uśmiecham się szeroko. Głupek.

– Na to wygląda.

– To co ty, do cholery jeszcze tutaj robisz? – mówi gniewnie, a moje serce zatrzymuje się na chwilę.

– Nie rozumiem – dukam.

– Dlaczego nie jesteś w domu i nie odpoczywasz?

– Żartujesz? – prycham. – Nie zostawię cię nawet na sekundę.

– Tamaro, posłuchaj. – Twarz Richarda poważnieje. – Przyrzekam, że będę walczył. Zrobię wszystko, żeby stanąć na nogi. Dla ciebie i dla dziecka. Zniosę wszystko, co lekarze szykują dla mnie i na własnych nogach poprowadzę cię do ołtarza. Ale ty też musisz mi coś obiecać. Wrócisz do domu i zajmiesz się sobą, i naszym dzieckiem. Nie chcę, żebyś tu siedziała na tych niewygodnych krzesłach i się zamartwiała. Rozumiesz? Masz mnie odwiedzać tylko sporadycznie w ramach relaksu. Ty i dziecko jesteście najważniejsi.

– Richard...

– Nie Richarduj mi tu. Mam rodziców, Chrisa i cały szpitalny personel do pomocy. Poradzę sobie. Ty również musisz pozwolić sobie pomóc. I masz zacząć jeść, bo kiepsko wyglądasz – mówi groźnie.

Przecieram dłońmi łzy, które spływają po moich policzkach.

– Okej. – Poddaję się. – Ale dzisiejszą noc spędzam z tobą i nie zmusisz mnie do powrotu do domu.

Zsuwam obuwie z nóg i kładę się ostrożnie obok Richarda. Głowę opieram na jego ramieniu. On całuje mnie w czoło. Jest niewygodnie, ale mam w to w dupie. Dawno już nie byłam taka szczęśliwa.

– Richard...

– Hm...

– Wybaczysz mi kiedyś? – pytam. Choć nie mówię tego na głos, oboje wiemy, co mam na myśli. Richard wzdycha.

– Daj spokój. Nie myśl już o tym. Nie mam ci czego wybaczać. To ty musisz wybaczyć mi o wiele więcej rzeczy. Przede wszystkim to, że byłem takim palantem.

– Przestań.

Znów leżymy w ciszy. Jedynie co słyszę i czuję, to równomierne bicie jego serca i jest to cudowny dźwięk. Nie mogę się już doczekać, kiedy usłyszę bicie serca naszego dziecka.

– Kocham cię.

– Ja ciebie też, Aniołku. – Richard odpowiada mi, a po kolejnej chwili ciszy dodaje: - Jakoś wcale nie chce mi się spać. Miesiąc snu wystarczy. Zupełnie inne rzeczy chodzą mi po głowie, które bym teraz z tobą robił.

Klepię go w ramię.

– Jesteś głupi, ale i tak cię kocham.

***

Media: Evergrey "The Phantom Letters"


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro