VII
Budzę się rano dokładnie dwie minut przed budzikiem, ale to i tak już coś. Biorę szybki prysznic i schodzę na dół.
-Cześć.- Rzucam otwierając lodówkę, kątem oka patrząc na to jak mama robi herbatę.
-Cześć skarbie, ja wychodzę już do pracy, poradzisz sobie?- Kiwam głową, a ona podchodzi do mnie i całuję mnie w czubek głowy, jak to robiła gdy byłam mała.- To pa, Angel, pozdrów tatę!
-Do zobaczenia!- Odpowiadam upijając łyk herbaty, odkładam kubek z napisem ,,I AM THE QUEEN, MY DEAR'' i przeczesując dłońmi brązowe pasma włosów opadających mi luźno na ramiona szukam w lodówce czegoś co mogłabym zjeść i nie dostać później zatrucia pokarmowego. Decyduję się na zwykłe tosty i wkładam je do tostera po czym idę do góry ogarnąć ubranie i fryzurę.
Ubieram mundurek Blackbell Academy i pasujący do tego biały sweter, a włosy zostawiam luźno spięte białą kokardą, i schodzę na dół. Tata siedzi na dole ubrany w koszulę i garnitur i uśmiecha się promiennie.
-Cześć, Angel, co u Leo?- Patrzę na niego zbita z tropu. Skąd on wie, że byłam wczoraj u chłopaka?- Widziałem jak wchodziłaś na jego posesję - wyjaśnił - spokojnie, nie powiem mamie.
Wzdycham, zapomniałam że tata potrafi godzinami wgapiać się w okno, gdy potrzebuje upragnionej ,,nostalgii'', cokolwiek by to miało znaczyć w jego przypadku.
-U Leo dobrze, Amandine też się czuje lepiej. - Skinął głową w milczeniu patrząc się przed siebie, przełykam ślinę i dodaję - Wrócę później, mam zajęcia aktorskie, a Pani Weston ma nowy scenariusz dla nas. Do zobaczenia.
Zarzucam torbę na ramię i ubieram buty zastanawiając się czy nie lepiej by wziąć też płaszcz na wszelki wypadek, bo mimo, że jest dopiero w połowie września, angielska pogoda nie bardzo sprzyja spacerom do szkoły. Decyduję go wziąć, żeby później nie marznąć, i otwieram drzwi. Sprawdzam jeszcze godzinę i wiadomość od Valerie, która została mi dzisiaj przysłana.
07:21 Valerie: Brand się jakoś dziwnie dzisiaj zachowuje, czyżby była zazdrosna że jej koleżanka spotkała się w kawiarni z najpopularniejszą dziewczyną w szkole 💅🏻?
Mimowolnie przewracam oczami. Może i Val stała się dla mnie milsza niż kiedyś, ale nadal była narcystyczną królewną, którą chyba zaczynałam lubić. Jednak zastanawia mnie Suzie, dziewczyna zawsze była otwartą i spokojną osobą, jeszcze chyba w życiu nie widziałam by gdziekolwiek lub kiedykolwiek czuła się nieswojo lub dziwnie się zachowywała. Ale znając życie to Valerie przesadza.
_____
Gdy weszłam do budynku otuliło mnie przyjemne ciepło. Skierowałam się do szatni i zostawiłam buty oraz zdjęłam płaszcz. Kątem oka zauważam Val kilka szafek dalej i stwierdzam, że skoro jesteśmy w stosunkach neutralnych pasowałoby się przywitać. Podchodzę do dziewczyny.
-Cześć, Val! Co u ciebie?- Pytam nawet nie z grzeczności ale jej postawa wpływa na mnie kompletnie osłupiająco.
-Dla ciebie Valerie, Sinclair.- Odpowiada z chłodem i odchodzi.
Stoję w miejscu jeszcze przez kilka sekund, zdziwiona postawą dziewczyny. Wow, no takiej dwubiegunowości po niej się nie spodziewałam. Mrugam dwa razy i biegnę za nią.
-Valerie, czekaj! - Gdyby nie to, że jestem kompletnie zdezorientowana pewnie przestałabym biegać jak jakaś idiotka, i zacząć się przejmować gapiami. Ale ja gonię za szkolną, narcystyczną królewną, bo jestem idiotką.- Valerie, do cholery zaczekaj!
Łapię ją za rękę i trzymam tak by nie mogła się uwolnić.
-Puszczaj!
-Co się stało z naszą relacją? O co w tym chodzi?
-To samo mogłabym się spytać ciebie!
-Co?
Prycha.
-No dalej, Sinclair. Wiesz o czym mówię.- Odpowiada. Po chwili mojego milczenia dodaje: - A to, że podobno jestem wredną i narcystyczną szmatą!
I nagle jakby czas się zatrzymuje.
Valerie przewraca oczami i odchodzi.
A ja już jej nie gonię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro