Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX

Zgodnie z instrukcją po południu pojawiam się na trawniku Valerie poważnie zastanawiając się dlaczego właściwie to robię, wzdycham i podchodzę do drzwi. Dzwonię raz, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden, i... już z piętnaście razy zadzwoniłam. Dopiero po szesnastym ktoś łaskaw był otworzyć mi drzwi, tyle tylko, że to nie była Valerie, był to wysoki blondyn o zielonych oczach i rysach twarzy podobnych do Jej wysokość Hugo.

Chłopak spojrzał na moją sylwetkę i uśmiechnął się.

-Ty do Val, nie?

Wzdycham z ulgą w duchu, że nie pomyliłam adresów.

-Tak, umówiłyśmy się na dzisiaj

-Wejdź, Val jest na drugim piętrze. Po schodach i drzwi po lewej, a tak przy okazji - jestem Gabe, jej brat. Od razu trzeba zaznaczyć, że starszy.- Dodaje podając mi dłoń.

-Angel, i dzięki.- Mówię ściskając mu rękę.

-Nie ma o czym mówić.- Mówi prowadząc mnie do schodach.- Proszę, gdyby moja siostra cię wywaliła to wiesz do kogo przychodzić.- Uśmiecham się i kiwam głową.

Wchodzę po schodach, wymyślając w głowie cały scenariusz jaki mam powiedzieć, biorę jednak pod uwagę tysiąc wariantów, bo Valerie Hugo nie należy do osób przewidywalnych. Gdy jestem już na piętrze skręcam w lewo i pukam do pierwszych lepszych drzwi w nadziei, że okażą się poprawne. 

-Wchodź.- Westchnęłam z ulgą na dźwięk znajomego, stłumionego głosu. Otwieram drzwi na oścież.

Widok, który zastaję jest inny niż się spodziewałam. Valerie wcale nie ostrzy noży z diabelskim uśmiechem, tylko siedzi spokojnie na łóżku z laptopem na kolanach. Na mój widok mruży oczy.

-Sinclair.

Przełykam ślinę.

-Hugo.

Odwraca ode mnie wzrok i kieruje go na laptop, klika coś na nim, aż w końcu go odstawia i patrzy na mnie wymownie.

-Miałaś mi coś wytłumaczyć, po to tutaj przyszłaś.- Potakuję głową.- Więc może zaczniesz mówić?

Rozglądam się jeszcze czy nigdzie nie ma jakiś niebezpiecznych narzędzi, ale z ulgą stwierdzam, że może jednak przeżyję.

-Więc po pierwsze, nie nazwałam cię zdradziecką szmatą. Spotkałam się wczoraj z Suzie Brand i wyjaśniła mi to i owo - tutaj na chwilę przerywam, żeby zobaczyć jak zareaguje, ale Valerie nadal siedzi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kontynuuję więc - powiedziała mi, że wtedy w Stella's gdy poszłam powiedziałaś jej, żeby przestała się wtrącać w naszą relacje, albo coś takiego. A później Suzie opowiedziała, że cię tak nazwałam Jose Spring, dobrze wiedząc, że ta rozpowie to całej szkole. I ona jest winna bo skłamała, ale ty trochę też.- Kończę swój monolog i patrzę na minę dziewczyny.

Valerie mruga kilka razy, i dopiero zaczyna mówić.

-Okej, po pierwsze nic takiego nie powiedziałam.- Stwierdziła patrząc się na mnie jakby mi z głowy coś wyrosło.- Ba! Nawet się do niej nie odezwałam. Więc o co...- oczy jej się rozszerzyły - ...już rozumiem...

Przekręciłam głowę w bok.

-Co masz na myśli?

-Brand już od samego początku to planowała! Bo mnie nie lubi i chyba była zazdrosna o ciebie...

-Ale o czym ty-

-Pamiętasz jak wtedy w dzień zawodów, powiedziała ci coś na mój temat?- Brutalnie mi przerwała, i już, już miałam ją o to upomnieć gdy mnie olśniło. Rzeczywiście, Suzie przyszła do mnie po zawodach gdy Valerie ustalała coś z fotografem, powiedziała mi wtedy, żebym na nią uważała, albo coś w ten deseń.

Potakuję wolno.

-Więc może Brand skłamała w tej całej sprawie...- Zaczęła.

-Bo nie chciała byśmy się dogadywały...- Dodaję.

-A my nie powiedziałyśmy nic o co nas oskarżono...- Ciągnie.

-Więc to znaczy...

-Że Suzie Brand wymyśliła sobie historyjkę bo była zwyczajnie zazdrosna!- Kończymy razem, obie zszokowane prawdą.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro