IX
Zgodnie z instrukcją po południu pojawiam się na trawniku Valerie poważnie zastanawiając się dlaczego właściwie to robię, wzdycham i podchodzę do drzwi. Dzwonię raz, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden, i... już z piętnaście razy zadzwoniłam. Dopiero po szesnastym ktoś łaskaw był otworzyć mi drzwi, tyle tylko, że to nie była Valerie, był to wysoki blondyn o zielonych oczach i rysach twarzy podobnych do Jej wysokość Hugo.
Chłopak spojrzał na moją sylwetkę i uśmiechnął się.
-Ty do Val, nie?
Wzdycham z ulgą w duchu, że nie pomyliłam adresów.
-Tak, umówiłyśmy się na dzisiaj
-Wejdź, Val jest na drugim piętrze. Po schodach i drzwi po lewej, a tak przy okazji - jestem Gabe, jej brat. Od razu trzeba zaznaczyć, że starszy.- Dodaje podając mi dłoń.
-Angel, i dzięki.- Mówię ściskając mu rękę.
-Nie ma o czym mówić.- Mówi prowadząc mnie do schodach.- Proszę, gdyby moja siostra cię wywaliła to wiesz do kogo przychodzić.- Uśmiecham się i kiwam głową.
Wchodzę po schodach, wymyślając w głowie cały scenariusz jaki mam powiedzieć, biorę jednak pod uwagę tysiąc wariantów, bo Valerie Hugo nie należy do osób przewidywalnych. Gdy jestem już na piętrze skręcam w lewo i pukam do pierwszych lepszych drzwi w nadziei, że okażą się poprawne.
-Wchodź.- Westchnęłam z ulgą na dźwięk znajomego, stłumionego głosu. Otwieram drzwi na oścież.
Widok, który zastaję jest inny niż się spodziewałam. Valerie wcale nie ostrzy noży z diabelskim uśmiechem, tylko siedzi spokojnie na łóżku z laptopem na kolanach. Na mój widok mruży oczy.
-Sinclair.
Przełykam ślinę.
-Hugo.
Odwraca ode mnie wzrok i kieruje go na laptop, klika coś na nim, aż w końcu go odstawia i patrzy na mnie wymownie.
-Miałaś mi coś wytłumaczyć, po to tutaj przyszłaś.- Potakuję głową.- Więc może zaczniesz mówić?
Rozglądam się jeszcze czy nigdzie nie ma jakiś niebezpiecznych narzędzi, ale z ulgą stwierdzam, że może jednak przeżyję.
-Więc po pierwsze, nie nazwałam cię zdradziecką szmatą. Spotkałam się wczoraj z Suzie Brand i wyjaśniła mi to i owo - tutaj na chwilę przerywam, żeby zobaczyć jak zareaguje, ale Valerie nadal siedzi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kontynuuję więc - powiedziała mi, że wtedy w Stella's gdy poszłam powiedziałaś jej, żeby przestała się wtrącać w naszą relacje, albo coś takiego. A później Suzie opowiedziała, że cię tak nazwałam Jose Spring, dobrze wiedząc, że ta rozpowie to całej szkole. I ona jest winna bo skłamała, ale ty trochę też.- Kończę swój monolog i patrzę na minę dziewczyny.
Valerie mruga kilka razy, i dopiero zaczyna mówić.
-Okej, po pierwsze nic takiego nie powiedziałam.- Stwierdziła patrząc się na mnie jakby mi z głowy coś wyrosło.- Ba! Nawet się do niej nie odezwałam. Więc o co...- oczy jej się rozszerzyły - ...już rozumiem...
Przekręciłam głowę w bok.
-Co masz na myśli?
-Brand już od samego początku to planowała! Bo mnie nie lubi i chyba była zazdrosna o ciebie...
-Ale o czym ty-
-Pamiętasz jak wtedy w dzień zawodów, powiedziała ci coś na mój temat?- Brutalnie mi przerwała, i już, już miałam ją o to upomnieć gdy mnie olśniło. Rzeczywiście, Suzie przyszła do mnie po zawodach gdy Valerie ustalała coś z fotografem, powiedziała mi wtedy, żebym na nią uważała, albo coś w ten deseń.
Potakuję wolno.
-Więc może Brand skłamała w tej całej sprawie...- Zaczęła.
-Bo nie chciała byśmy się dogadywały...- Dodaję.
-A my nie powiedziałyśmy nic o co nas oskarżono...- Ciągnie.
-Więc to znaczy...
-Że Suzie Brand wymyśliła sobie historyjkę bo była zwyczajnie zazdrosna!- Kończymy razem, obie zszokowane prawdą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro