I
Dziewięć lat temu.
-Aniołku!- Kochałam jak tak do mnie mówił. Nawet jeśli było to czasem tak wkurzające, że miałam ochotę go uderzyć. Ale to było zdecydowanie słodkie. Podnoszę się do siadu i gestem dłoni pokazuję, żeby wszedł.
-Co tam chcesz sucharku?- Obracam głowę w jego stronę i zauważam, że trzyma ręce za plecami.
-Przestań mnie nazywać jakimś starym, suchym chlebem!- Tupie poddenerwowany nogą. -Skąd ci się to wzięło?
Wzruszam ramionami.
-Sucharki są bardzo dobre, ale jak chcesz to nie muszę tak do ciebie mówić.- Dodaję widząc jego minę. W odpowiedzi kiwa głową i zbliża się do łóżka.
-Mam coś dla ciebie, aniołku.- Zaczyna wzdychając cicho.- Coś na poprawę humoru, bo lekarz mówi, że ci się nie polepsza.- Marszczy brwi i patrzy ukradkiem na drzwi za którymi rozmawia moja mama i Lekarz.- W każdym razie, myślę, że ci się spodoba.- Przenosi wzrok na mnie. Po czym podaje mi kartonowe, białe pudełko przyozdobione kwiatkami i kokardką. Otwieram je.
Rozszerzam oczy i przenoszę je na Leo, na co mruga porozumiewawczo.
-Zobacz dalej.
Gdy odsłaniam białą kokardę moim oczom ukazuje się pluszak. Taki najzwyklejszy miś.
Tyle, że nie dla mnie.
-Josh! O boże, Leo!- Rzucam się chłopakowi na ramiona nie przerywając kontaktu wzrokowego z pluszakiem. -Skąd wziąłeś Josha? Przecież Natalie go zniszczyła!- Wracając do sprawy z koleżanką czuję nieprzyjemny ucisk w brzuchu.
-Tak się składa, że chyba Josh miał brata bliźniaka. Jest jak nowy!
Energicznie kiwam głową.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- Przytulam swoją głowę do jego ramienia. Może to głupie ale od gdy Natalie przez przypadek brutalnie zamordowała Josha myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy.
-Angel, Leo. - Mama weszła do pokoju z uśmiechem na ustach.- Chodźcie na obiad, zrobiłam naleśniki.- Oboje jesteśmy największymi fanami naleśników więc pędem pobiegliśmy do kuchni. Mama nam nałożyła i podczas gdy my zajadaliśmy ona zaczęła nam tłumaczyć co powiedział lekarz.- Gorączka powoli spada, ale nadal masz suchy kaszel i chrypkę.
-Czyli się polepsza?
-Czyli się polepsza.
Kiwam głową. Mama zwraca się do chłopaka.
-Leo, twoja mama mówi żebyś już szedł do domu. Więc jak zjesz to cię odprowadzę. -Moja ręką wystrzeliła jak proca do góry.
-Ja też!
Mama pokręciła głową.
-Nie skarbie, jesteś przeziębiona nie możesz iść.
Leo postanowił włączyć się do rozmowy.
-Musisz się wyleczyć, aniołku! Nie możemy ryzykować że będziesz chora na festiwal sztucznych ogni!- Chichotam cicho. Każdego roku w Grudniu nasi rodzice robią pokaz sztucznych ogni. Ta Mała tradycja jest z pozoru nic nie warta ale to naprawdę miły czas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro