Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Green love


OllieHal


Rozdział 1

Leżał w poprzeg łóżka, obejmując siedzącą po turecku kobietę i rozkoszując się jej zapachem, ciepłem. Jej obecnością. Niczym nie zachwianą obecnością.

Słyszał stukanie jej palców o klawiaturę komputera, kiedy pracowała nad czymś.

Zamruczał, ocierając się policzkiem o jej odsłonięte plecy i drapiąc ją swoim zarostem. Kobieta zaśmiała się, kładąc dłoń na jego głowie i spróbowała go odepchnąć.

-Ollie! - odłożyła laptop i dołożyła drugą rękę do jego czoła.

Blondyn otworzył oczy i uniósł głowę, aby spojrzeć na jej uśmiech i jednocześnie poirytowanie jego zachowaniem. Spodziewał się ujrzeć swoją dziewczynę i niewielkie światło padające z lampki na biurku.

Tymczasem, po otworzeniu oczu, nie znalazł się nawet w swoim pokoju. Nie znalazł się w żadnym pomieszczeniu. Ani mu znanym, ani nie znanym. Stał na moście w parku, a pod nim, kilka metrów w dole, płynęła głęboka, pełna kamieni rzeka, która lada dzień miała zamarznąć. Jedynym źródłem światła był księżyc i latarnia w oddali.

Oliver Queen zatrząsł się z zimna, gdy zawiał silniejszy, zimowy podmuch wiatru.

Położył dłonie na barierce, która oddzielała go od krawędzi i upadku. Wychylił się i spojrzał na taflę, gdzie dostrzegł swoje zniekształcone odbicie.

Chciał jej zrobić niespodziankę. Przyjechał do Gotham bez zapowiedzi, tylko bardzo nieliczne grono wiedziało, że tego dnia tam będzie, kupił kwiaty i udał się do jej mieszkania. Miał własny komplet kluczy, bo w końcu byli ze sobą na tyle długo, że to był odpowiedni na to moment.

Już po wejściu wiedział, iż coś jest nie tak, że zaraz będzie świadkiem czegoś, czego nie chce być świadkiem. Mimo to wszedł w głąb mieszkania i w jednej chwili runął cały jego świat.

Dinah, jego Dinah. W jednoznacznej sytuacji. I to z kim! Z cholernym Bruce'm Wayne'm!

Cała trójka zamarła, patrząc na siebie w milczeniu.

-Niespodzianka. - prychnął z przekąsem Queen i rzucił kwiaty gdzieś w kąt, po czym odwrócił się i ruszył do wyjścia.

-Ollie, to nie tak, jak myślisz! - krzyknęła za nim.

Blondyn przyśpieszył kroku i pociągnął nosem, starając się zachować resztki godności. Nie chciał pokazać, jak bardzo zraniło go to, czego był właśnie świadkiem. Do oczu cisnęły mu się łzy.

A teraz stał w parku miejskim Gotham i zastanawiał się, czy właściwie jest jakikolwiek powód, dla którego nie powinien teraz skoczyć. I zastanawiał się również ile by to zajęło. Oraz czy bardzo będzie boleć. Chociaż wątpił, aby ból fizyczny mógł być gorszy od świeżo złamanego serca.

Póki nie poznał Dinah, nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógłby kiedyś się z kimś związać na poważnie. Z Lance było inaczej. Chciał się z nią związać i być jej na wieki. Wziąć ślub, mieć dzieci, potem wnuki i zestarzeć się razem.

Dinah miała inne plany, jak widać.

Już zaczął się wspinać na barierkę, kiedy usłyszał dzwonek telefonu. Jego telefonu. Niepewnie sięgnął do kieszeni po urządzenie i od razu odebrał, nie patrząc na wyświetlacz.

-Halo. - mruknął, przykładając komórkę do ucha.

-Ollie? - w słuchawce usłyszał dobrze mu znany, męski głos. Oraz jakieś dziwne odgłosy w tle – Wybacz, że przeszkadzam, ale mamy tu z Royem mały problem.

Rozdział 2

Pół roku wcześniej

Barry Allen ze znudzeniem obserwował nieobecnego duchem Hala Jordana, który maltretował sztućcem swój obiad. Najszybszy człowiek na ziemi westchnął cicho, kręcąc głową i spojrzał na swój talerz, który od dobrych dziesięciu minut był pusty. A on już był głodny.

-O czym myślisz? - zapytał od niechcenia. Jordan zdawał się go nie usłyszeć - Ej, Hal. - kopnął go pod stołem, skutecznie wyrywając z zamyślenia.

-Barry! - warknął, oddając mu w ramię. Czerwony potarł obolałe miejsce, krzywiąc się lekko.

-Hal, co się z tobą dzieje? Od dłuższego czasu jesteś jakiś taki... nieobecny. - przechylił głowę, patrząc ze zmartwieniem na przyjaciela.

-Po prostu... Mam dzisiaj coś do przemyślenia i...

-Hal, mówiąc „od dłuższego czasu", nie mam na myśli dziś.

Latarnik zerknął na niego i zaraz szybko uciekł spojrzeniem w bok.

-Ale jak już jesteśmy przy dzisiaj, to po treningu, pod prysznicem gapiłeś się na tyłek i przyrodzenie Strzały. - zapadła niezręczna cisza, podczas której szatyn spalił potwornego buraka.

-Zamyśliłem się, a on mi się wepchnął w kadr! - oznajmił głośno. Za głośno. Kilka osób obecnych na stołówce w Strażnicy spojrzało się na nich. Teraz i Barry lekko się zarumienił, ale ze wstydu. Na szczęście szybko stracili nimi zainteresowanie.

Hal schował twarz w dłoniach, a Barry pochylił się do niego konspiracyjnie.

-Podoba ci się Ollie? - zapytał szeptem. Latarnik posłał mu mordercze spojrzenie mówiące „Nie! Oszalałeś?", jednak nadal obecny rumieniec na jego twarzy mówił „Zostaniesz moim świadkiem na naszym ślubie?" - Wyluzuj, Hal. Nic mi do tego. - uniósł dłonie w uspakajającym geście – Jak chcesz, to się gap na jego nagie poślady, ale rób to dyskretniej, bo albo serio nie zauważył, albo udawał, nie wiedząc jak na to zareagować. - Jordan uderzył czołem o blat stołu, a przed zamoczeniem twarzy w obiedzie uratowała go prędkość Allena, który w porę zdążył odsunąć talerz.

-Serio byłem tak nachalny? - jęknął.

-Zastanawiałem się kiedy przed nim klękniesz i zaczniesz mu obciągać. - rzucił pół żartem. Z ust jego rozmówcy wydobył się kolejny jęk. Po chwili wyprostował się, uderzając dłonią w blat.

-Wiedz, że jakbym już to zrobił, to jęczałby z rozkoszy! - oznajmił przyduszonym szeptem, rumieniąc się jeszcze bardziej. Barry zaśmiał się nieco zmieszany. Nie sądził, ze ta rozmowa zejdzie na takie tory.

-Jaasne. - rzucił, odwracając wzrok – Chyba przywaliłby ci za dotykanie go tam, gdzie aktualnie tylko Canary może. - pokręcił głową.

Hala zamurowało.

-Co?

-Co co?

-Tylko Canary...? O czym ty mówisz? - wydusił. Allen przez chwilę przyglądał mu się w ciszy, nie dowierzając, że nie wiedział o co chodzi.

-Strzała i Canary. Spotykają się chyba od dwóch miesięcy. - wyjaśnił


Od Zakapturzonej:


Tak w wielkim skrócie - Ollie miał zostać zdradzony przez Dinah z Bruce'm, kompletnie się załamać i wielokrotnie próbować sobie coś zrobić, bo miłość jego życia go zdradziła etc. Zakochany w nim po uszy Hal starał się go uratować, a potem love story, loffki forever, co ja w ogóle piszę. A gdzieś w tle miał biegać kilkunastoletni Roy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro