"Oddajcie ich, albo sama to zrobię"
- Zaraz wrócę - Dziewczyna rozejrzała się w około, szukając czegoś co może jej zrobić za odpowiednie narzędzia.
Brązowowłosa miała o tyle łatwiej, że udało jej się "zlikwidować" kamerę ukazującą jej miejsce pracy. Jednak po zobaczeniu, iż nie miała, żadnych ostrych narzędzi stwierdziła, iż zajmie się tym mężczyzną zaraz po wyjściu, szczególnie dlatego że jej zmiana zaraz się kończyła.
---
- I co, wiesz już coś? - jej stopa ledwo przeszła przez próg, a obok niej pojawiła się Jane.
- Może wiem - stwierdziła obojętnie, idąc do Bena - Znajdź gdzie on mieszka - rzuciła obok elfa zdjęcie siwego pracownika więzienia który, jej zdaniem, zasługiwał na bolesną śmierć.
- Się robi szefowo - odpowiedział blondwłosy chłopak - włącz telefon - polecił elfowaty, wstając z ziemi.
Dziewczyna wykonała jego polecenie, ustawiając urządzenie ekranem do góry. Zielonooki przez ten czas wziął zdjęcia w jedną rękę przyglądając się im, po czym dotknął ekranu telefonu dwudziestolatki, znikając w jego odmętach.
W czasie, gdy Ben buszował w internecie, aby zdobyć potrzebne informacje dla Ayano, ta poszła w kierunku kuchni, aby coś zjeść. Podczas posiłku, znów, włączyła swoją komórkę.
- Ben? - zapytała, kładąc telefon na blacie – Jak coś znajdziesz, zapisz mi to jak zawsze, a jutro mogę cię w te sposób przetransportować do więzienia, żebyś ogarnął monitoring lepiej niż ja to zrobiłam - stwierdziła dokańczając kanapkę - A ten ciągle śpi, to nawet nie ogarnie, że coś nie działa.
Chwilę po tym, na jej ekranie, ukazał się komunikat z informacjami o tym mężczyźnie, a Ben znów stał obok. Po przeczytaniu, jak i zapamiętaniu, tego co potrzebowała złapała za swoją maczetę, jak i skalpel Eyelessa, który jej się stanowczo przyda.
- To jutro do mnie napisz, to przejdę - stwierdził chłopak, biorąc sobie prowiant z kuchni i kierując się do swojej jaskini.
Dziewczynie nie zajęło długo, aby wyglądać tak jak zawsze ściągając całą charakteryzację z twarzy. Założyła również swoje niebiesko-różowe rękawiczki bez palców, zakolanówki o tym samym kolorze, które zostały założone na czarne, potargane rajstopy. Odziała również białą koszulę, której jeden rękaw podwinęła, jak i czarną spódnicę z gorsetem o tym samym kolorze.
Gotowa, wraz ze swoją bronią podeszła do drzwi, aby założyć, tym razem, trampki takie same, które nosi Jeff. Zamiast swoich czarnych, ciężkich butów na platformie.
- WYCHODZĘ!! - krzyknęła do całej zgrai braci Offedermana, trzaskając drzwiami tak mocno, że z sufitu poleciał tynk.
- I jak ty ją wychowałeś? - Tenderman westchnął, odwracając się do zboczonego brata.
- To ona wychowuje go, tak jak jej się podoba - stwierdził od razu Slenderman, przykładając załamany dłonie do skroni.
---
- To chyba tu - mruknęła cicho, przyglądając się mieszkaniu.
Brązowowłosa stała pod drzewem znajdującym się na posesji byłego klawisza, który stracił osadę po "ataku" na Ayano, jak i został obciążony zakazem wychodzenia z domu na określony czas. Dziewczyna zaśmiała się, wiedząc ze zbyt długo nie będzie musiał męczyć się z tym zakazem.
Gdy tylko światła w mieszkaniu zgasły, dziewczyna poszła sprawdzić czy tylne drzwi, które już wcześniej zobaczyła, zostały zamknięte.
Gdy tylko dostała się przez ogródek, jak i psa, który jedynie się na nią z ciekawością patrzył, złapała za klamkę.
- Kto, do kurwy, zamyka tylne drzwi - przeklnęła, gdy napotkała opór podczas naciskania klamki.
Dziewczyna zaczęła się rozglądać, kątem oka zauważyła jak, od jakiegoś przedmiotu, odbija się światło księżyca. Kucając przy drzwiach zauważyła kamień, pod którym ewidentnie coś było. Złapała go dłonią i wyrzuciła daleko za siebie, jedynie słysząc jak gdzieś upada. Tak jak się spodziewała, pod nim znajdował się klucz, którego aktualnie potrzebowała, gdyż nie chciało jej się bawić w grzebanie w zamku.
Zaciągnęła rękawiczkę, tak aby bezpiecznie złapać przedmiot i nie zostawić na nim swoich odcisków, co teraz gdy pracuje w tym więzieniu, nie byłoby zbyt chcianym skutkiem, gdyż mogłaby zostać wyrzucona przez skojarzenie, bądź złapana. Co niezbyt pomogłoby w wyciągnięciu chłopaków z celi.
Po otworzeniu drzwi, cicho je za sobą zamknęła, od razu zaczynając poszukiwania mężczyzny.
Dom był dość duży, jednak od wejścia było widać, iż ten facet, prawdopodobnie, mieszka tutaj sam. Nawet rezydencja Slendemana była czystsza! Nie wspominając już o tej Offedermana, która była dosłownie pałacykiem, co jak co, ale ten zboczenie ma gust i klasę co do meblowania, zastawy jak i wszystkich innych dupereli.
Po skoczeniu rozmyślać, dziewczyna stanęła na stopień schodów, prowadzących do góry, który cicho skrzypnął pod jej ciężarem, na szczęście żaden z kolejnych nie wydał z siebie tego samego, ani innego dźwięku. Po dostaniu się na samą górę, ujrzała drzwi, z jednej jak i drugiej strony korytarza. Jedne z nich wyglądały jak typowe drzwi do sypialni, natomiast drugie, delikatnie uchylone, przez co mogła ujrzeć lustro wiszące na ścianie, prowadziły do łazienki.
Od razu podeszła do tych prowadzących do sypialni. Otworzyła je, a one od razu ustąpiły, cicho skrzypiąc, ukazując mężczyznę, którego szukała, śpiącego na ogromnym łożu. Ayano stwierdziła, iż nie ma sensu rozglądać się dalej po pokoju, w którym nic nie ma. Jednak podchodząc bliżej ujrzała, że jednak nie mieszka o sam, a z żoną, która również spała jak zabita, upojona alkoholem leżącym obok nich na ziemi przy łóżku, jak i na łóżku. Westchnęła rozumiejąc, że sprawy się komplikują, jednak doskonale wiedziała co z tym zrobić.
---
- Halo! Budzimy się? - powiedziała głośno, siedząc w rogu pokoju, patrząc jak małżeństwo zaczyna się budzić.
Czekała na to z niecierpliwością, zaraz po całkowitym przywiązaniu ich kończyn do łózka, jak i zakneblowaniu ich ust, aby nie wydawali zbyt wielu głośnych, jak i nie pożądanych, dźwięków.
- Hej siwusie, pamiętasz mnie? - zapytała stając nad nim, z maczetą w dłoni.
Mężczyzna spojrzał na nią z niedowierzaniem jak i przerażeniem w oczach. Jego źrenice były przerażająco małe, obawiał się tego co może się stać jak i jak może się skończyć to spotkanie.
- Nie pamiętasz, jak raziłeś paralizatorem mojego brata do nieprzytomność? - zapytała wrednie, obracając maczetę w dłoniach - Albo! Tego jak głodziłeś, jedną z najważniejszych, dla mnie osób, gdyż jest... Jak ty to ująłeś? - udała, że się zastanawia - Obrzydliwa? - Warknęła wbijając maczetę w jedno z jego ud, po czym agresywnie ją wyciągnęła - Odrażająca? - znów to uczyniła, jednak z drugim udem.
Siwowłosy chciał coś powiedzieć, krzyczeć, lecz nie miał jak. Jego, blondwłosa, zona nie potrafiła nawet się ruszyć, sparaliżowana strachem.
- Wiesz kim jestem - zaśmiała się - Tak samo, wiesz jak to się dla was skończy - uśmiechnięta zaklaskała w dłonie - Ale spokojnie! Nie bójcie się! Waszym pieskiem się zajmę, wezmę go ze sobą, nie zostawię go na pastwę losu.
---
- W dzisiejszych wiadomościach! - komunikat rozbrzmiał w radiu, którego słuchali pracownicy jak i więźniowie, ci drudzy nie mieli wyboru czego słuchają - Były pracownik ochrony więziennej, wraz z małżonką, zostali zamordowani. Ich ciała zostały znalezione rano, przez ich syna. Były one w przerażającym stanie, niektóre z narządów zostały wycięte, a jelita związane razem i rozwieszone wokół ramy łóżka. Na ścianie, nad łóżkiem ich krwią, zastało napisane " Oddajcie ich, albo sama ich zabiorę " - W tym momencie, wiadomości zostały wyłączone, a pracownicy w więzieniu słuchali tego z przerażeniem.
- Mają przejebane...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro