Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Nie mogę uwierzyć, że to już 13 rozdział! Zaszłam niesamowicie daleko, a wszystko to dzięki Wam. Naprawdę! No, bo komu chciałoby się publikować opowiadanie, gdyby nikt tego nie czytał? No właśnie! Nikomu. Dlatego chcę podziękować wszystkim, którzy to czytają. Dziękuję za cudne komentarze, które poprawiają mi nastrój, ale też pokazują nad czym powinnam popracować. Wiem, że jest sporo osób, które czytają, ale nie komentują. Wam też dziękuję i zachęcam do wyrażania swoich opinii. A może macie jakiś pomysł? Chętnie wysłucham i może ujrzą one światło dzienne. Dobra! Rozpisałam się jakby to były podziękowania na koniec książki, a przecież przed nami jeszcze trochę tych rozdziałów jest ;) Nie zanudzam Was więcej i życzę miłego czytania :)


- Stać! – Krzyknął Abram i odepchnął swoich rycerzy, którzy mierzyli w nas broniami. – Tępaki! To księżniczka!

Zsiadłyśmy z Szafiry i podeszłyśmy bliżej nich. Abram ciskał piorunami ze swoich oczu w moją stronę.

- Mogę wiedzieć co tu robicie? – Spytał lodowatym głosem. Wzrokiem odszukałam Nicka. Znalazłam go nie daleko Abrama. Stał razem z Davidem.

- Powiedziałam, że idę z wami. Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo – powiedziałam pewna swego. Usłyszałam parsknięcie. Blondyn zatkał swoje usta ręką.

- Mogę wiedzieć co cię tak bawi Nick? – Abram odwrócił się do niego.

- Nic – chłopak spoważniał.

- Idziecie w środku i pod żadnym warunkiem nie wystawiacie swojego życia na zagrożenie – po dłuższej chwili Abram się zgodził. Głośno westchnął i ruszył dalej.

- Dziękuję – powiedziałam i razem z Kari dołączyłyśmy do Nicka i Davida. Cała grupa była dosyć spora. Nie wyglądała w prawdzie jak armia, ale nie była też mała. Mieliśmy jakieś szanse.

- Jesteś największą idiotką jaką spotkałem – wyznał Nick uśmiechając się i kręcąc głową.

- Wiem – odpowiedziałam dumnie. Zaśmialiśmy się. Rozmowa zaczęła się kleić i wreszcie, tak jak chciałam, Nick rozmawiał ze mną jak ze znajomą.

Kiedy pierwszy raz leciałam na Szafirze wydawało mi się, że zamek nie jest tak daleko, ale teraz nie byłam tego taka pewna. Klacz krążyła nad naszymi głowami, aby informować o niebezpieczeństwach natomiast Tenebris szła ocierając ogonem o moją suknię. Szliśmy po polanie, a z daleka można było dostrzec przerzedzony las. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Po dłuższym czasie zaszło całkowicie.

- Zatrzymamy się tu – ogłosił Abram docierając do początku lasu. Było tu dwa razy, jak nie cztery, mniej drzew niż w lesie gdzie stoi chatka. Postój zrobiliśmy przy dużym drzewie, którego korzenie tworzyły coś na kształt pięciu wnęk. W jedną z nich weszliśmy my. David z Nickiem zdjęli z siebie zbroje i odłożyli broń. Inni wzięli się za rozpalanie ogniska. Szafira razem z Tenebris ułożyła się na ziemi nie daleko mnie.

Po jakieś pół godzinie wszyscy siedzieli wokół dużego ognia rozmawiając i śmiejąc się w najlepsze. Gdzieś ulotniła się myśl, że idziemy odbić naszych, gdzie może czekać na nas śmierć.

- Ktoś może zna jakąś straszną historię? – Spytał chłopak trochę starszy od Nicka, który siedział po mojej lewej stronie. Z drugiej siedział Nick, a obok moja przyjaciółka przytulająca się do Davida. Wyglądają uroczo.

- Nikt? – Zdziwił się Abram. – W taki razie skoro to Oliver wpadł na ten pomysł... chłopcze? Opowiesz nam jakąś straszną historię?

- Oczywiście – Oliver uśmiechnął się i lekko zerknął na mnie. Czarne bardzo krótko strzyżone włosy kontrastowały z jasnymi oczami. Wyglądały trochę przerażająco biorąc pod uwagę to, że były szare. Zapadła cisza i wszyscy czekali na opowieść.

- Zaczynała się jesień. Liście dawno opadły już z drzew zasypując całe drogi. Działo się to we wsi. Prawie 100 lat temu. W dużym gospodarstwie znaleziono całą rodzinę. Nieżywą. Wszyscy mieli kompletne ciała, ale podcięte gardła. Jedynie jedyna córka nie miała głowy. Nie wiadomo, kto lub, co zabiło całą rodzinę. Ani co się stało z głową dziewczyny. 100 lat później wprowadziła się do domu rodzina. Także z jedną córką. Mieszkali oni w domu przez tydzień. W ciągu tego tygodnia nic się nie działo. Aż do czasu. Dziewczyna budziła się po nocach cała zalana potem. Rano opowiadała rodzicom, że śniła się jej dziewczyna bez głowy w balowej sukni i zaczyna ją gonić, a gdy ją dopada próbuje wyrwać głowę. I gdy się jej to udaje dziewczyna się budzi. Rodzice zignorowali to, gdyż twierdzili, że to tylko sen. 22 lutego rodzice wybrali się na spotkanie zostawiając Katie samą w domu. Dochodziła 22.00. Niespodziewanie ktoś zapukał. Katie zeszła żeby otworzyć. Na progu zobaczyła dziewczynę w śnieżno białej sukni. Lecz gdy spojrzała na jej twarz wrzasnęła z przerażenia. Kobieta nie miała twarzy. Nie miała głowy... Katie wbiegła po schodach na górę i schowała się w szafie. Coś zaczęło ją szturchać z boku. Spojrzała w bok i z hukiem wybiegła z szafy. Obok niej leżała wiercąca się głowa. Wpadła na bezgłową kobietę i upadła na ziemię. Kobieta pochyliła się nad nią i zaczęła poruszać jej głową na wszystkie strony... Rano, gdy wrócili rodzice znaleźli swoją córkę leżącą na białym dywanie nasiąkniętym krwią. Dziewczyna leżała bez głowy...

Ktoś złapał mnie za rękę, a ja przerażona wrzasnęłam na całe gardło i podskoczyłam z kłody, na której siedzieliśmy. Stojąc wymachiwałam rękami i cały czas darłam się jak opętana.

- Vanilla! Vanilla uspokój się to tylko ja! Przepraszam! – Nick złapał mnie za nadgarstki i przytulił. Walnęłam go lekko pięścią w brzuch.

- Debilu! Przestraszyłam się! – krzyknęłam. Wszyscy zaczęli się śmiać. Delikatnie się uśmiechnęłam, gdy serce zaczęło normalnie bić. Usiedliśmy i tym razem wszyscy opowiadali nieszkodliwe opowiadania. Śmiech, a potem fałszowane piosenki było słychać w całym lesie.

Oparłam się o Nicka, a on objął mnie ramieniem. Gdy zaczęło się robić późno każdy szukał miejsca na ułożenie się i przespanie nocy. Jutro czekał nas trudny dzień.

We dwoje położyliśmy się jak najdalej od innych. Chciałam z nim pogadać. Większość osób już zasnęła, w tym Kari.

- Wiesz jutro może stać się wszystko – zaczęłam układając się tak, by widzieć twarz chłopaka. – Chciałabym cię lepiej poznać.

- Nie dasz za wygraną? – Westchnął i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się.

- Nie.

Nic nie mówił. Położyłam rękę na jego czarnej koszuli i jadąc nią niżej odnalazłam pasek spodni tego samego koloru. Dotknęłam zdobionej rękojeści sztyletu. Wyciągnęłam go i zaczęłam przekręcać go w palcach.

- Skąd go masz? I czemu ciągle go nosisz?

- Dostałem go od Rafaela.

Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Naprawdę chciałam go bliżej poznać. Zwłaszcza jeśli któreś z nas może jutro nie wrócić. Przewrócił oczami, ale się poddał.

- Mieszkałem z rodzicami i młodszą o rok siostrą. Teraz byłaby w twoim wieku. Byliśmy jednymi z biedniejszych mieszkańców. Gdy Leonard zamordował twoich rodziców i przejął tron ciągle podnosił podatki. Matka nie pracowała, a ojciec był kowalem. Nie zarabiał dużo. Ledwo nas wykarmiali nie mówiąc o sobie. Mimo tego moje życie było udane. Do czasu. W całym mieście wybuch pożar. Wszystko stawało w płomieniach. Była noc. Obudził mnie krzyk mamy. Deska podtrzymująca dach spadła na nią. Nie mogliśmy jej uratować. Ojciec wyprowadził mnie na zewnątrz i wrócił po Cassie. Wtedy przyjechała królewska straż. Kilka rycerzy wbiegło do naszego domu. I wtedy to się stało.

Nick przerwał. Cały czas patrzyłam się na niego w skupieniu. Ból przeszył jego oczy. Wtuliłam się w niego. Po chwili kontynuował.

- Dach się zawalił. Uwięził ich. Słyszałem ją Vanilla. Słyszałem jak Cassie mnie woła, a ja nic nie zrobiłem. Ciągle miałem nadzieję, że może rycerze ją uratowali. Wynieśli... nie wiem... przez okno. Ale...

- Nic nie mogłeś zrobić – szepnęłam do niego. Uśmiechnął się do mnie smutno i cmoknął mnie w czoło.

- Przez tydzień patrzyłem jak naprawiają domy. Zostałem sierotą. Wtedy znalazł mnie Rafael i przygarnął. To właśnie wtedy dał mi ten sztylet i powiedział, że z nim już nigdy nie będę bezradny. Zabrał mnie do chatki i wychował. Od samego początku byłem przy tym jak planował każdy szczegół przywrócenia cię na tron.

- Odbijemy ich –obiecałam mu. Zasnęliśmy w swoich objęciach. Obydwoje z nadzieją, że jutrospotkamy tych, których kochamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro