Prolog
Witam zagubione duszyczki, które trafiły tu przypadkiem lub celowo. Jest to moje pierwsze opowiadanie i wszystkie pochwały oraz krytyka mile widziana. Zapraszam do komentowania i dawania gwiazdek. Powinnam się wtedy zmotywować ;)
Kopyta jak najszybciej galopowały po mokrej od deszczu trawie. Już dawno zboczyli z drogi myśląc, że tak zgubią strażników. Wysłali również część królewskiej armii. Jedynym ratunkiem dla Rafaela był portal. Nie używał go od lat i sądził, że już nigdy nie będzie musiał. Los jednak chciał inaczej.
W polu widzenia pojawił się już las. Rafael mocniej ścisnął trzymane w ręku zawiniątko. Niemowlę niecierpliwie się poruszyło. Mżawka przemieniła się w ulewę i cały kocyk był już mokry.
Pegaz Rafaela niecierpliwie machnął głową i rozłożył swoje skrzydła.
- Nie! Zestrzelą nas jeśli polecisz! – Upomniał go właściciel.
Zwierze schowało skrzydła i przyśpieszyło. Królewscy łucznicy widząc zbiegów zbliżających się do lasu zaczęli do nich strzelać. Na szczęście uciekinierowie wpadli z pędem do lasu unikając fali ostrzy. Rafael znalazł wzrokiem dwa głazy oparte o siebie i tworzące coś na kształt wrót. Wbiegli w nie i zniknęli.
W tym samym czasie na obrzeżach Oklahomy.
Żwir głośno chrzęścił pod kołami motoru. Lisy miała dwadzieścia lat, a jej niedawno poślubiony mąż Louis dwadzieścia trzy. Prowadzili jedną z najpopularniejszych stadnin koni w całym Beaver. Byli szczęśliwym, bezdzietnym, małżeństwem i nigdy nie sądzili, że dostaną taką prośbę.
Zjechali na parking przy parku i Lisy pędem rzuciła się do głazów przypominających wrota. W tej samej chwili, kiedy dobiegła ni stąd ni zowąd z głazów wybiegł biały pegaz z jeźdźcem.
- Rafael! – Wykrzyknęła Lisy i rzuciła się bratu na szyję. Stali tak przez chwilę i po prostu się przytulali.
- Jesteś zadowolona ze swojego wyboru? – Spytał Rafael lustrując okolicę.
- Tak – odpowiedziała bez zastanowienia. Rafael uśmiechnął się, a kiedy zawiniątko na jego rękach się poruszyło od razu spoważniał.
- Musisz ją ukryć. Powiedz, że to twoja córka. Chroń ją – podał niemowlę Lisy, a ta przytuliła je do piersi. – Ma na imię Vanilla.
Rafael szybkim ruchem wskoczył na pegaza i ostatni raz odwrócił się do siostry.
- Obiecaj, że będziesz ją chronić.
- Obiecuję – Lisy uśmiechnęła się do dziewczynki, a po chwili Rafael zniknął jej z oczu w skalnych wrotach.
- Obiecuję – szepnęła jeszcze raz i wróciła na parking.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro