Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Słabość

Czekaliśmy w jednej z knajp. W pokoju, w którym się ukrywaliśmy jedna z mafii miała obiad. Śmiali się z czegoś, a ich szef najwidoczniej się zakrztusił. Zaczął się chwiać i poleciał w stronę mojego mistrza. Kiwnęłam do Robina, zaraz nasza kolej. Talon złapał mężczyznę w pasie i ścisnął go tak, że ten wypluł kawałek jedzenia.

- Święty Jezu! Prawie się przekręciłem! Dzięki ci... - nie dokończył, bo Talon wyszedł z ukrycia. Aż taki był brzydki, że zaniemówili czy co? - Coś ty za jeden?! - cofnął się o krok.

- Zapewniam wieczorną rozrywkę - zakręcił popisowo swoimi sai.

- Zapewniamy - szepnął do mnie Robin z tym swoim uśmiechem na twarzy.

- Jacyś ochotnicy? - zapytał pewnie Talon.

Strzelili w jego stronę, a on się przeturlał. Teraz nasza kolej. Chłopak rzucił granat dymny i wyskoczył z niego równie szybko, co powalił dwójkę gości. Musiał ponownie wskoczyć, gdyż ktoś do niego strzelał. Za chwilę jednak nie miał czym strzelać, bo odcięłam mu dłoń. Pchnęłam go mieczem i wskoczyłam na stół. Rozbujałam się nie żyrandolu i doskoczyłam do Talona powalając po drodze gangstera.

Staliśmy do siebie plecami. On wywijał swoimi sztyletami, ja stałam z uniesioną kataną. Kiedy lekko dotknął mnie piętą ruszyłam na przeciwników przede mną. Za chwilę Robin dołączył się do mnie, a kilka minut potem było po wszystkim. Przy życiu został tylko szef.

- Zapłacę ci kupę szmalu! - krzyczał cofając się do kąta pod naszym naporem.

Rob kopnął go w krocze. Mężczyzna uklęknął zgięty w pół.

- Nie dbam o forsę! - krzyknął i uderzył go tak, że tamten leżał. - Zapłacisz za życia, które zniszczyłeś! - kopnął go pod żebra. - Za wdowy i sieroty zostawione na pastwę losu! - kopał go dalej.

- Chcesz pomagać wdowom szczeniaku? Armia zbawienia! - zaśmiał się kpiąco.

Robin nie wytrzymał i skoczył mu kolanami na klatkę piersiową. Nie powiem - podobało mi się agresywne zachowanie chłopaka. Zmienił się od naszego pierwszego spotkania.

- Wykończ go - Talon podał mu pióro-podobne ostrze jakim się posługiwaliśmy.

Chłopak przyłożył mu nóż do krtani. Czekał. Na co? Nie wiem. Może wcale nie czekał. Może nie mógł się przełamać.

- Mamy dowody. Dostanie dożywocie - odsunął sztylet i odwrócił się.

- Skończ z nim.

- I tak jest skończony.

Talon odwrócił się i poszedł w stronę drzwi.

- Hej, jesteś bachorem Batmana? - zapytała nasza niedoszła ofiara. Nie dostał odpowiedzi, ale za to dostał butem w nos od chłopaka.

Wyjęłam swój nóż. Czemu ja nie mogę się zabawić? Wbiłam mężczyźnie ostrze w brzuch, a potem w dłoń.

- Nigdy więcej nikogo nie skrzywdzisz - powiedziałam, po czym dźgnęłam go w krtań.

Wstałam i spojrzałam się na Robina. Był trochę... Zaskoczony? Zdegustowany? Zamroczony? Wszystko na raz? Wzruszyłam ramionami i podbiegłam do Talona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro