Szaleństwo
Chris
Nie wiem co się ze mną działo. Obiecał mi bogactwo i sławę. Dostałem ból i cierpienie.
Obiecał, że cała akcja przejdzie bezpiecznie.
Prawie straciłem życie.
Błąkałem się po krętych, niekończących się korytarzach labiryntu.
Sam. Byłem sam. Moja kompania została zabita... A może mi się to przewidziało?
Arena. Czaszki. Syn Posejdona. Ziemia go uzdrawiała... Kazali mi walczyć. Wygrywałem. Kazali mi zabijać. Robiłem to. Mieli wskazać mi drogę. Oszukali mnie. Zobaczyłem za dużo. Za dużo złego. Chcę choć jeszcze raz ujrzeć słońce...
Wyszedłem. Cudem. Blask mnie oślepił. Blask mojego słońca.
Mary. Gdzie jest Mary? Słyszę głosy. Jego niezadowolenie. Pomocy!
Czułem czyjś dotyk. Jakaś kobieta trzymała moje ramię. Prowadziła mnie. Do domu. Do ciepłego, przytulnego domu.
Jakaś dziewczyna. Bardzo znajoma dziewczyna. Szeptała moje imię. Tak myślę. Pamiętam, że ją wtedy uderzyłem. Krzyczałem. Szarpałem się. Ona była cierpliwa. Trzymała mnie. Nie pozwoliła mi się skrzywdzić.
Piwnica. Piwnica Wielkiego Domu. W mojej głowie słyszę zawodzenia. Widzę labirynt. Płaczę. Znajoma dziewczyna mnie obejmuje. Gładzi moje włosy. Mówi spokojnym głosem. Czy to Mary?
Znajomy. Znajomy mężczyzna. Podszedł do mnie. Dotknął mnie.
Wyleczył mnie. Uszczęśliwił mnie!
Straciłem przytomność.
Obudziłem się w białym łóżku. Ta dziewczyna tam była. Pamiętam! To Clarrise... Ocierała mi czoło, które było mokre od potu. Źle się czułem. Fizycznie. Moja psychika... Wszystko było z nią dobrze.
Siedziałem pod drzewem. Nie miałem odwagi do nikogo podejść. Zrobiłem tyle okropnych rzeczy...
- Chris, czemu nie było cię na śniadaniu? - spytała Clarrise.
-Ja... - zapłakałem gorzko - Czemu jesteś taka miła. Zdradziłem was! Nie zasługuje na dobro. Tym bardziej nie zasługuje na ciebie!
Ona tylko przy mnie usiadła i odszukała dłonią mojej ręki. Ścisnęła ją mocno.
- Nie jesteś zły Chris. - powiedziała - Cokolwiek się zdarzy, ja przy tobie będę.
-Dlaczego?
-Bo... No bo... Kocham cię idioto!
Chciała już iść, ale ja jej na to nie pozwoliłem. Spojrzała na mnie zaskoczona.
-Puść mnie, proszę.
- Nie.
- Co to ma znaczyć?! - zdenerwowała się.
- Nie puszczę cię, bo jesteś mi bliska. Nawet bardzo... Kocham cię Clarrise.
Zarumieniła się. Wstałem i pocałowałem ją w policzek. Od tej chwili nie obchodzili mnie inni oraz ich zdanie. Liczyła się tylko ona.
_______________________________________
Jak wam się podobało? Dzisiaj taka inna forma zapisu... Następne będzie obiecane Frazel. Zadawajcie pytania Q&A. Można składać zamówienia. Pozdrawiam!
~Wonderfulstories12 ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro