73
- Przeżyłam – opadłam z głośnym westchnięciem na ławkę. Chłopak przyglądał mi się z rozbawieniem, kiedy jak najszybciej pozywałam się łyżew ze stóp, które po chwili mu podałam.
- Zaraz wracam.
- Nie spiesz się, planuję zemstę – przewrócił oczami i odszedł. Wzięłam głęboki wdech. Nigdy więcej. Usiadł obok mnie podając mi moje workery.
- Gorąca czekolada? – zapytał zawiązując sznurówki swoich butów.
- O tak. Z bitą śmietaną i lodami.
- Co tylko chcesz – złożył pocałunek na moich ustach.
- Nie podlizuj się, twój los i tak jest marny. Prawie zginęłam.
- Daj spokój, dobrze Ci szło. Chociaż boli mnie ręka – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Wróćmy tylko do hotelu – mruknęłam.
- Oh to tam zginę? – zapytał wstając. Podniosłam się i chwyciłam go pod ramię. Odeszliśmy od lodowiska, kierując się w stronę centrum miasta, aby znaleźć jakąś kawiarnię.
- Nie, nie zginiesz. Martwy byś mi się do niczego nie przydał – wzruszyłam ramionami. Czułam na sobie jego wzrok. – Po prostu odegram się inaczej.
- To nie wróży nic dobrego.
- Dla mnie to wróży świetną zabawę – cmoknęłam ustami.
- A dla mnie męczarnie – burknął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro