Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49

Siedzieliśmy u mnie w salonie oglądając jakiś nudny program w telewizji. Na wczorajszej randce myślałem, że szlag mnie trafi, kiedy co chwila mnie prowokowała, ale wytrzymałem. Jakoś. Ledwie. W prawdzie byłem gotów się na nią rzucić w każdej chwili, ale jakimś cudem się powstrzymałem. Wiem, że sama wygrana przyniosłaby jej więcej frajdy niż męczenie mnie, ale nie dam jej tej satysfakcji, nie dam. Kurwa! Już mi stoi...

Przysunęła się do mnie bliżej napierając na moje ramię piersiami. Jej wzrok był skupiony na ekranie, a głowa opierała się o mój bark. Dzisiaj jakoś specjalnie się nie starała, chyba że to część jakiejś jej chorej strategii.

- Nan?

- Hmm?

- Coś się stało?

- Nie, dlaczego? - zapytała wciąż patrząc na ekran. - Oooh - spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. - Smutno Ci bo Cię nie prowokuję? - zachichotała. - Czujesz się zapomniany Lu? - przewróciłem oczami.

- Nie. Po prostu wczoraj bardzo się starałaś, a dzisiaj nic.

- Nic, a praktycznie rzecz biorąc jesteś gotowy - jej ręka znalazła się na moim kroczu, po czym zacisnęła ją lekko. Nabrałem więcej powietrza w płuca. Nie, nie, nie. Nie dam jej tej pieprzonej satysfakcji. Sięgnąłem do jej ręki i chwyciłem jej dłoń w swoją odsuwając je na bezpieczną odległości. Zachichotała. - Wiesz, że ja też cierpię? - nasz wzrok się spotkał. Kurwa. Przywarłem ustami do jej, od razu pogłębiając pocałunki, które z chęcią oddawała. Wdrapała się na moje kolana, siadając na mnie okrakiem i objęła ramionami moją szyję. Moje dłonie wylądowały na jej talii, powoli wkradając się pod jej bluzkę. Poruszyła biodrami, napierając na moje krocze, a z moich ust wydobył się jęk. Kurwa! Nie wytrzymam...

Chwila, chwila... o to jej chodzi.

Złapałem za jej ramiona odsuwając ją od siebie.

- O niee... jeszcze nie przegrałem - przewróciła oczami, wypuszczając z ust niezadowolone westchnięcie.

- Było tak blisko, a to dopiero drugi dzień - uśmiechnęła się kpiąco. - Myślisz, że wytrzymasz kolejne pięć? - prychnęła, po czym zeszła z moich kolan jak gdyby nigdy nic. - Nie ma mowy Lucas...

- Trochę wiary w swojego chłopaka.

- Oczywiście, że w Ciebie wierzę. Wierzę, że w końcu puszczą Ci hamulce i w końcu mnie przelecisz. Jeszce w tym tygodniu, najlepiej na tej kanapie - nienawidzę jej i tego jak blisko kresu swojej wytrzymałości przez nią jestem...




Nie przejmujcie się, jeśli znów nie możecie skomentować. Wattpad jest przeciwko mnie :)

Lov U ♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro