Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Talk dirty to me"

Promienie londyńskiego słońca przedzierały się przez bordowe, ciężkie zasłony ukazując wysportowaną i pokrytą czarnym tuszem sylwetkę młodego mężczyzny. Czarna pościel zakrywała część jego nagiego ciała, nigdy nie lubił spać w piżamach. Połowa nieletnich na świecie zabiłaby się za takie widoki. Czekoladowe loki porozrzucane były po całej poduszce tworząc aureolę wkoło i tak już anielskiej twarzy. Po sypialni rozniósł się dźwięk nadchodzącego połączenia, który popsuł cały obraz. Telefon podskakiwał rytmicznie na szafce nocnej budząc powoli mężczyznę. Zamrugał kilka razy zielonymi oczami żeby przyzwyczaić się do światła. Dzięki tej czynność gęste rzęsy zahaczyły o jego policzki. Podniósł się do pionu ukazując przy okazji wszystkie swoje tajemnice. Przeczesał swoje włosy długimi palcami wplątując niektóre kosmyki w sygnety, które zdobiły jego dłonie. Sięgnął po najdroższy dostępny na rynku model smartphone'a i odebrał połączenie.

- Gdzie ty się podziewasz?!- rozmówca nie zajmował sobie głowy przywitaniami.

- Kto mówi?- mężczyzna odezwał się głosem z poranną chrypką.

- Twój menadżer idioto! W tej chwili masz się pojawić w studiu!

- Nie spinaj tak tyłka Simon! 

- Co ja z tobą mam... Przynajmniej dobrze płacą. Masz 15 minut, inaczej wylatujesz!

- Na pewno. Beze mnie jesteście niczym!

Dzień bez sprzeczki z zarządem, to dzień stracony. Styles westchnął ciężko i rozłączył się rzucając telefon na pościel. Przeciągnął się prostując kości i bez pośpiechu zszedł z łóżka. Swoje kroki skierował do łazienki by wziąć odświeżający prysznic. Po odbyciu tego rytuału ułożył swoje loki i założył swój tradycyjny strój. Tak ciasne rurki, że on sam czasami nie wie jak jego kolega się tam mieści i kolorową koszulę rozpiętą prawie do pępka, która odsłaniała jego największy tatuaż- motyla. Wychodząc ze swojego apartamentu wziął kluczyki do jego Lamborgini, telefon, portfel z dokumentami w środku i jego największe uzależnienie (oprócz seksu)- gumę do żucia. Zamknął drzwi i poszedł na podjazd, gdzie stało jego auto. Wsiadł do niego ostrożnie zamykając drzwi. Auta to jego największe i jedyne skarby. Wyjechał tyłem z podjazdu pilotem zamykając bramę. Wyjechał na główną drogę w kierunku studia. Wolał jednak nie mieć na głowie wrzeszczących starych dziadków. Wzdrygnął się na samo przypomnienie tej sytuacji. Zastanawiał się czy nie zajechać do Starbucks'a na kawę, ale wolał nie ryzykować poplamioną skórzaną tapicerką. Poprosi o kawę w studiu. Dziesięć minut po wyznaczonym czasie był na miejscu. Wysiadł z auta ostrożnie zamykając drzwi i wszedł przez szklane, obrotowe drzwi do wielkiego także szklanego wieżowca. Podszedł do recepcji i oparł się o brzeg wzniesienia.

- Kat! Jak miło widzieć cię z rana...- posłał jej jeden z jego uwodzicielskich uśmiechów.

- Jest 13, i przestań się tak szczerzyć. Nie robiłabym tego na twoim miejscu.- cała Kat, niezastąpiona!

- Ohh, Katie! Co ja bym zrobił bez ciebie?

- Nie wiem ,prawdopodobnie nadal uganiał się za wszystkim co się rusza.

- Wyluzuj trochę... Zrobisz mi kawkę?- zrobił oczy kota ze Shreka. Na to na pewno się weźmie.

- Wiesz, że to moje główne zajęcie od 2 lat.

- Jesteś w tym najlepsza! Nikt nie robi takiej karmelowej latte jak ty.

- Mhm..

- Uwierz mi na słowo. Dobra, ja już muszę iść. Te stare wacki mnie zabiją!

Kobieta około 30 zaśmiała się wdzięcznie kręcąc przy tym głową.

- Idź, idź mały ruhaczu!

- Przy-

- Tak, tak przyniosę ci do sali.

- Dzięki. Jesteś najlepsza!

Harry posłał jej całusa w powietrzu i podbiegł do zamykającej się już windy. Wcisnął się pomiędzy ludzi stojących tam. Przy okazji onieśmielił kilka młodych stażystek, ale dla niego to norma. Na jednym z ostatnich pięter wysiadł i szybkim krokiem wszedł do odpowiedniego pomieszczenia. Głośnym wejściem zapewnił sobie spojrzenia wszystkich osób w środku. 

- Wreszcie książę się zjawił!- Simon wyrzucił ręce w powietrze. 

- Już jestem ,więc możemy przejść do rzeczy.

Harry usiadł na wolnym fotelu i położył łokcie na oparciach złączając dłonie pod swoją brodą. Drugi mężczyzna w pomieszczeniu, który zajmował się jego "dobrą reklamą" wziął głęboki wdech. Styles nigdy nie potrafił zapamiętać jego imienia... James, Josh, a może Ju-

- Słuchasz mnie?

- T-tak, tak!

- To o czym mówiliśmy?- Simon założył ręce na klatce.

- Ummm... Pewnie o czymś mało ważnym.

- Jednak mylisz się. Mówiliśmy o nowej trasie.

- I?

- Więc, jak mówiłem, a ty nie słuchałeś- zaczął James aka Josh.- Wydałeś nowy album, który sprzedaje się najlepiej ze wszystkich pozostałych i utrzymuje się na pierwszych miejscach wszelkich list. Z tej okazji managment postanowił zorganizować specjalną trasę.

- Specjalną?

- Tak, trasę dookoła świata.

- Dookoła świata?

- Mhm, odwiedzisz stolice każdego znaczącego kraju.

- Przecież to zajmie kupę czasu!

- Dlatego  mówimy ci to już dziś. Wylatujesz za 3 tygodnie. 

- To... chyba dobrze.

- Tutaj masz papiery z wszystkimi informacjami- Simon rzucił plik kartek  na stół przed wokalistą.

Harry wziął go do ręki i zaczął czytać. Pierwszy koncert oczywiście jest w Londynie, drugi w Dublinie i tak dalej... Nawet w Warszawie, nigdy tam jeszcze nie był. Paryż, Moskwa, Pekin, Sydney... Rio de Janeiro- Brazylia! Zapowiada się ciekawie.

- To wszystko?- Harry wstał  z krzesła.

- Na razie  tak. Następnym razem masz być punktualnie.

- Zdajecie sobie sprawę, że mówicie tak za każdym razem?- Harry wstał z krzesła i nawet nie kłopotał się z pożegnaniami bo po prostu wyszedł. 

Na korytarzu prawie zderzył się z Kat, która właśnie niosła mu kawę.

- Dzisiaj tak krótko?- zapytała Kat podając mu tekturowy kubek z gorącym napojem. 

- Nie mieli mi nic ciekawego do powiedzenia. Po prostu wyruszam w nową trasę.

- To dla CIEBIE rzeczywiście nic ciekawego.

-  Zawsze się zgadzamy!- Styles upił łyk kawy.- Będę się już zbierał, mam dużo  rzeczy do roboty.

- Na pewno! Takie jak zaliczenie kolejnej naiwnej dziewczyny...lub chłopaka, upicie się do nieprzytomności, może jakieś zioło się znajdzie?- głos kobiety ociekał sarkazmem.

- Kolejny dowód, że znasz mnie na wylot! 

- Wolałabym nie.

- Wiem, że nie zastąpiłabyś mnie nikim innym!

- Nigdy! Teraz lepiej idź bo się spóźnisz.

- Tak, masz rację. Cześć!

Harry pocałował kobietę przelotnie w policzek i z powrotem wbiegł do windy.

$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

- To było męczące...- Harry upadł na fotel w jego prywatnym odrzutowcu.- Nigdy więcej, Sydney!

Po chwili na pokład maszyny wdrapał się Simon i jego stylistka- Annie. Jedyna porządna osoba na tym pokładzie. Usiadła koło niego i oparła nogi o stoliczek.

- Bardzo zmęczony?- zapytała nawet nie fatygując się, żeby na niego spojrzeć.

- Najgorszy koncert na całej trasie..

- Nie było tak źle! Sydney to całkiem ładne miasto.

- Może tak, ale australijscy fani  nie dali mi go zwiedzić. Niektórzy z nich są nie normalni!

- Masz rację, pamiętasz jak ta dziewczyna ściągnęła ci spodnie?- Annie zaśmiała się.

- Niestety tak... Ugh! Mam dość na dzisiaj. Idę spać.

- Masz dużo czasu bo lądujemy dopiero w Rio.- wtrącił się Simon popijając szampana- jakby inaczej?

- To dobrze, bo jestem wykończony. Dobranoc!

Harry obrócił się w fotelu i skulił się w kulkę. Po kilku minutach, przy których mężczyzna zmieniał co chwilę pozycje wreszcie udało mu się usnąć. Niestety nie mógł się dostatecznie wyspać bo 10 godzin później Annie wylała na niego szklankę zimnej wody. Mężczyzna poderwał się gwałtownie do góry przy okazji uderzając o sufit maszyny.

- Kurwa! Annie! Czemu?!- Harry wytarł twarz ręcznikiem i wycisnął wodę ze swoich włosów do kubełka, w którym znajdował się szampan. 

- Inaczej bym cię nie obudziła. Potrafisz spać 15 godzin!

- No i co z tego?! W ogóle po co mnie obudziłaś?

- Jesteśmy na miejscu.

- Trzeba było tak od razu. 

Dziewczyna pokręciła głową z politowaniem i wzięła swoje walizki  z makijażem i zeszła po schodkach na płytę lotniska. Harry rozejrzał się po wnętrzu odrzutowca, ale nikogo w nim nie było oprócz niego. Włożył kapelusz na głowę i wziął swoją torbę. Śmierdział okropnie, nie mył się od ucieczki przed fanami w drodze na lotnisko w Sydney. Trudno, będzie musiał sobie jakoś poradzić. Miał nadzieję, że jadą prosto do hotelu. Wyszedł z maszyny i od razu uderzył go powiew gorącego powietrza. Mój Boże, tu jest 40 stopni! Założył swoje Ray bany i skierował się do czarnej limuzyny, która prawdopodobnie czekała na niego. Słońce strasznie świeciło i przez to Harry pocił się jeszcze bardziej, co nie było mu na rękę. Śliską dłonią od potu chwycił klamkę i otworzył drzwi. Szybko wsiadł do pojazdu, mając na dzieję, że jest klimatyzacja. Na szczęście się nie zawiódł, w aucie panowała znośna temperatura 20 stopni. Usiadł na miejscu najdalej od pozostałych, nie chciał ich zrazić swoim zapachem. 

- Teraz jedziesz do hotelu, za 3 godziny masz konferencję prasową. Potem robisz co chcesz. Jutro masz koncert, a po jutrze będziesz zwiedzać miasto.- wymieniał Simon.

- Brzmi dobrze, ale możemy już jechać?

- Tak, jedźmy. Harry strasznie śmierdzi!- Annie zatkała nos, by potwierdzić swoje słowa.

- Ejjj! To nie moja wina!- oburzył się chłopak.

- Rzeczywiście nie pachniesz dobrze dzieciaku...- Simon zmarszczył nos.- Szofer! Możemy jechać.

Po tych słowach auto ruszyło. Zaraz kiedy wyjechali z lotniska auto otoczyło stado dzikich fanów. Krzyczeli coś niezrozumiałego po portugalsku. Jedyne co zrozumiał to: "I Love You!". Jednak Harry uwielbiał swoich fanów niezależnie jak psychiczni byli. Zdawał sobie sprawę, że gdyby nie oni nie byłoby jego. Dlatego uchylił szybę mimo protestów Simona i machał do nich wymieniając, z niektórymi uściski dłoni. To wzbudzało jeszcze większe piski i krzyki. Po kilku minutach takich wrzasków Harry'ego zaczęło to męczyć więc ostatni raz uśmiechając się zamknął szybę. Simon patrzył na niego gniewnie, ale nie przejmował się tym zajmując się rozmową z Annie. Na szczęście po nieco dłuższej jeździe niż była przewidziana dojechali do 5-gwiazdkowego hotelu. Kiedy Harry wysiadł z limuzyny od razu zaatakowali go paparazzi. Przy pomocy szofera szybko przedarł się przez nich i wszedł do chłodnego holu. Nie zawracając sobie głowy odebraniem kluczyków z recepcji usiadł na wolnym fotelu i otwarł Twitter'a na swoim Iphonie .Ktoś z jego ludzi powinien za chwilę przynieść mu klucze. Polubił niektóre zdjęcia i sam wrzucił jedno, które zrobił sekundę temu. Tak jak przypuszczał kilka minut później jakiś chłopak przyniósł mu klucze każąc za sobą podążać. Wsiedli do windy i wjechali na 12 piętro. Podeszli pod drzwi z numerem 28 i lokaj otworzył drzwi kartą, którą podał zaraz potem Harry'emu. Popchnął drzwi i ogarnął wzrokiem cały swój pokój, który bardziej był apartamentem. Oczywiście był dużo mniejszy od jego w Londynie, ale nadal robił niesamowite wrażenie. Ściany z białego marmuru  i ogromny balkon na przeciwko drzwi wejściowych. Kanapa i fotel w kolorze kości słoniowej stały w głównym pomieszczeniu. Na pozłacanym stoliku stała złota miska z owocami. Nad kominkiem z białego marmuru (nie wiem po co kominek w Brazylii) wisiało ogromne lustro w złotej ramie. Całe pomieszczenie było utrzymane właśnie w tych kolorach. Trzy pary drzwi prowadziły do innych pomieszczeń. Lokaj wyszedł z pokoju zostawiając tam samego Harry'ego. Otworzył pierwsze drzwi po lewej, które jak się okazało prowadziły do łazienki, która także świeciła luksusem. Drugie drzwi prowadziły do sypialni z łóżkiem w królewskich rozmiarach. W sypialni także był balkon, na który Harry postanowił wyjść. Widok był niesamowity. Piękne plaże, morze i Jezus z rozpiętymi ramionami. Styles wrócił się do pokoju i wyszedł z niego by pójść do łazienki wziąć pożądany prysznic.

LOUIS

- Looooouis??- malutka blondyneczka spojrzała błagalnie na swojego brata.

- Tak, bebê (szkrabie)?

- Poniesiesz mnie na barana? Por favooor ( proszę)!

- Wskakuj, Daisy.

Chłopak kucnął i dał wejść małej dziewczynce na jego plecy. Chwycił ją za obie łydki i podniósł się ostrożnie. Mimo, że dziewczynka miała dopiero 3 latka ważyła już całkiem sporo. Przynajmniej Louisowi się tak wydawało, był drobnym chłopakiem. Zawsze uważał, że jest gruby, ale było to wielkie kłamstwo. Jeszcze niedawno temu jego nogi i ręce były jak patyczki i jego kości policzkowe, były jeszcze bardziej wyraźne. Na szczęście był na tyle rozsądny by posłuchać swojej mamãe (mamusi) i zaczął więcej jeść. Teraz jego waga była prawie, że idealna, jego żebra nadal delikatnie odznaczały się na skórze.

- Lou! Filho (synku)!

Louis odwrócił się za siebie i zobaczył jego mamę biegnącą po piasku co chwilę się potykając. Mimo, że mieszkają w Rio od 8 lat nie da się nauczyć chodzenia po piasku. Chłopak zatrzymał się, nadal trzymając siostrę na plecach. Jay była coraz bliżej, po kilku sekundach wreszcie dotarła do dzieci dysząc ciężko.

- Chodzenie po plażach do jedyny minus mieszkania tutaj...- wydyszała.

- Zgadzam się z tobą. Przyszłaś tu po coś konkretnego?

- Tak...- wzięła głęboki wdech i popatrzyła się karcąco na syna- o nie, zaczyna się!- LOUIS! ILE RAZY CI POWTARZAŁAM, ŻE MASZ NIE NOSIĆ DAISY! CZASAMI JESTEŚ TAKI PUERIL (głupiutki)! A TY DAISY, MÓWIŁAM CI ŻEBYŚ NIE WYKORZYSTYWAŁA BRATA!!!

- Dobrze mamo, to się nie powtórzy, obiecuję...

Kobieta zgromiła wzrokiem małą dziewczynkę, tak że nawet Louis poczuł jak kurczy się na jego plecach.

- Też cię przepraszam, mamãe (mamusiu)- Daisy wyszeptała cicho.

- Louis, wiesz że nie możesz się przemęczać. Dopiero co wróciłeś  do wagi..

- Tak, mamo! Rozumiem... Wiem, że się o mnie martwisz, ale już jest okey.

- Na pewno?

- Tak... Więc po co tu przyszłaś?

- Ohh.. Tak!- na jej twarzy wykwitł chytry uśmiech.- Chodźmy już na obiad.

- Już? Mieliśmy wrócić za godzinę!

- No, ale chodźmy już teraz!

- Noooo... okey.

Louis odstawił swoją siostrę na ziemię i wziął ją za malutką rączkę. Zaczęli iść za swoją mamą. Plaże były pełne turystów, był środek sezonu. Bardzo możliwe, że ludzie też zjechali się z całej Brazylii na koncert Harry'ego Styles'a... Oh! On jest piękny w każdym calu! Jego czekoladowe loki opadające na ramiona, zielone przenikliwe spojrzenie, alabastrowa cera.. Bonito! Perfeito! (Piękny!Perfekcyjny!) Jego ciało wyrzeźbione jak boga, tatuaże. I najważniejsze, ten głos. Niski, lekko zachrypnięty, a jednocześnie taki kojący.. A melodia para os meus ouvidos! ( Melodia na moje uszy!)  Louis nigdy go nie słyszał na żywo, ale jeżeli ktoś by zaczął przeglądać historię na jego YT zobaczyłby same wywiady z Harry'm i jego teledyski. Zna każdy tekst jego piosenek! Jego ulubioną jest "Talk dirty to me" ( HARRY MA PIOSENKI JASONA DERULO W TYM SHOTCIE). Co on by oddał żeby dostać się na ten koncert! Niestety nie mógł sobie na to pozwolić. Oczywiście, nie brakowało im pieniędzy, ale nie może naciągnąć mamę na taką dużą kwotę. 740 Realów [waluta w Brazylii, ok. 800 złotych] nie chodzi ulicą. Nigdy niczego im nie brakowało, mama bardzo się starała żeby po odejściu od ojca było im najlepiej... Spełniała każde ich zachcianki. Właśnie przez ojca wyprowadzili się z UK. Mama nie miał na tyle pieniędzy by kupić nowy dom w Anglii, a chciała się jak najszybciej wyprowadzić. Pewnego dnia jej szefowa powiedziała, że oddział ich firmy w Rio de Janeiro potrzebuje nowego pracownika i są w stanie zapewnić jej tam dom jednorodzinny. Mama na początku nie chciała się zgodzić, ale babcia i częściowo Louis przekonali ją , że to najlepsze co mogła dla nich zrobić. Na początku trudno było nauczyć się języka, ale dali radę. W między czasie na świat przyszła Daisy, jej biologiczny ojciec zostawił ją zaraz po porodzie. Mama bardzo ciężko to zniosła. Na szczęście miała Lou... Teraz chodzi do szkoły, ma grupkę przyjaciół i jest szczęśliwy.

- Lou, otwórz drzwi proszę.- z transu wyrwała go Jay.

- Tak, już otwieram.

Okrążył swoją mamę i otworzył drzwi swoimi zapasowymi kluczami. Wszedł do domu zatrzaskując za wszystkimi domownikami drzwi. Ściągnął swoje japonki i poszedł do swojego pokoju, wiedząc, że za chwilę będzie musiał z powrotem wracać żeby nakryć do stołu. Jednak mając minutę czasu wolnego wziął swojego I' phone' a  i sprawdził czy Harry nie wrzucił niczego na Instagrama lub Twittera. Ku jego uciesze na Instagramie widniało jego nowe zdjęcie, które zrobił w hotelu Porto w Rio. Najbardziej luksusowym hotelu. Mimo, że Harry wygląda na wyraźnie zmęczonego na zdjęciu, ale to nie zmieniało faktu, że nadal był boski. Westchnął głęboko, oh... co by on oddał żeby go zobaczyć na żywo. Dałby sobie temu facetowi zrobić wszystko, znając jego nieodpowiedzialność dałby się zgwałcić.

- Boo Bear!- jego mama zawołała z dołu.

- Vinda! (Już idę!)

Schował swój telefon do tylnej kieszeni spodni, trudząc się przy tym nieco przez jego wypukłości (oczywiście mamy na myśli jego krągły tyłek) i poszedł do kuchni. Po następnych minutach siedzieli w trójkę przy stole i jedli spokojnie posiłek, którym był ryż z kurczakiem i warzywami. Mama Louisa wierciła się strasznie na swoim krześle i co chwilę zerkała na szufladę regału, jakby za chwilę miało coś z niej wyskoczyć.

- Mamo, wszystko w porządku?- zapytał lekko zmartwiony chłopak.

- Mmm, nie. To znaczy tak... Mam na myśli..

- Mamo? O co chodzi?

- Lou, synku. Odkąd pamiętam jesteś bardzo grzeczny, poukładany, nie sprawiasz problemów. Po odejściu taty bardzo mi pomagałeś..

- Dziękuję mamo, ale czemu się tak stresujesz?

- Nigdy nie kazałeś kupować sobie drogich gadżetów, ani nic tym podobnego. Masz bardzo dobre oceny w szkole. Chciałam ci coś dać...

- Okey?

Kobieta wstała od stołu, podeszła do komody i otworzyła szufladę, którą wcześniej napastowała wzrokiem. Wyciągnęła z niej prostokątną kopertę. Wróciła z powrotem do stołu i usiadła niepewnie na krześle.

- Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Niepewnie wyciągnęła przed siebie rękę i podała synowi kopertę. Ten także przyjął ją niepewnie nie wiedząc co znajduje się w środku. Spojrzał na mamę, która patrzyła na niego wyczekująco i zachęciła uśmiechem by otworzył kopertę. Mała Daisy też kręciła się niespokojnie na krześle. Louis rozerwał kopertę, bo kto otwiera koperty? Myślał, że to pieniądze, ale to. było. coś. o. niebo. lepsze! Drżącymi z podniecenia dłońmi wyjął kawałek błyszczącej tekturki z koperty i nadal nie mógł uwierzyć. BILET NA KONCERT HARRY'EGO STYLES'A W PIERWSZYM RZĘDZIE!!! O mój Boże! 

- Ż-żartujesz?- spojrzał na Jay świecącymi oczami.

- Nie podoba ci się?

- Nie! Znaczy się, podoba mi się! To spełnienie moich marzeń!!!!

Wstał z krzesła tak szybko, że się przewróciło i podbiegł do swojej mamy przytulając ją mocno.

- Dziękuje, dziękuję, dziękuję- powtarzał jak mantrę.

- Oj, filho...(synku) Cieszę się, że się cieszysz.

- Ale kiedy kupiłaś ten bilet? Miejsce w pierwszym rzędzie?

- Bilet kupiłam już jakiś czas temu, ale tak jakoś postanowiłam dzisiaj ci go dać.

- Koncert jest już jutro! Nie mogę się doczekać! Muszę powiedzieć Zayn'owi!

Louis wyplątał się z uścisku matki i pobiegł w stronę swojego pokoju lecz w połowie się zatrzymał.

- Mogę iść, prawda?- zrobił minę zbitego pieska.

- Tak, możesz iść.

Ledwo co to powiedział jej syna nie było w pokoju, a chwilę później w domu. Pokręciła głową z uśmiechem na zachowanie syna. 

- Dobrze, Daisy. Dokończ obiadek...

$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

Cały czas nie mógł w to uwierzyć, bilet na koncert Harry'ego i w dodatku w pierwszym rzędzie! Zayn mu nie uwierzy! Z resztą on sam nadal nie wierzy. Biegł przez ulice Rio de Janeiro wymachując biletem nad głową i piszcząc jak małe dziecko. Ludzie dziwnie się na niego patrzyli, ale Louis miał to w nosie, przecież właśnie spełniają się jego marzenia! Po drodze wiatr zwiał mu bilet z ręki, przez co rozpłakał się na środku ulicy, przez co zyskał jeszcze dziwniejsze spojrzenia, ale na szczęście po chwili znalazł go na pobliskim krzaku. Po tym incydencie schował go do kieszeni spodenek i zamknął ją na zamek. Po kilku minutach już spokojniejszego marszu dotarł pod posiadłość Zayn'a. Tak, posiadłość. Państwo Malik mają własną firmę architektoniczną. Można powiedzieć, że Zayn pływa w pieniądzach. Obszedł kawałek muru (bo płotem tego nie można było nazwać) i wdrapał się na drzewo, które stało koło niego. Zgrabnie wszedł na najwyższą gałąź i zeskoczył na drugą stronę. Zawsze tak robili żeby uniknąć tracenia czasu na dzwonienie, otwieranie bramy (która też  z resztą nie podchodziła pod te najmniejsze i najlżejsze). Potruchtał do drzwi  i zadzwonił. Praktycznie od razu otworzyły się i stanął w nich lokaj Zayn'a. 

- Ja do Zayn'a...

- Tak, tak. Panicz Tomlinson, proszę za mną.

Louis wszedł do środka i niespecjalnie przejmując się lokajem wbiegł na górę do pokoju przyjaciela.

Zastał go siedzącego na łóżku z słuchawkami w uszach i szkicującego coś w swoim notesie. Dla Louisa pokój Zayn'a był zbyt przytłaczający, ale nie mógł zabronić najlepszemu przyjacielowi przestać tworzyć, albowiem ściany pokoju Malika były pokryte kolorowym graffiti. Rysunki różnych kolorów, kształtów, rozmiarów. Tylko jeden kawałek ściany pozostał biały. Zayn postanowił zostawić to miejsce puste i zapełnić je dopiero kiedy "odnajdzie sens życia" lub "tą jedyną, specjalną osobę". Usiadł niespokojnie obok Malik'a na łóżku i poklepał go w ramię.  Chłopak zdziwiony wyciągnął słuchawki z uszu i wyprostował się.

- Co ty tu robisz, Lou?

- Tak bardzo mnie nie lubisz?- Louis udawał smutnego, ale nie mógł powstrzymać unoszących się w górę kącików jego ust.

- Nie no, co ty! Po prostu zdziwiłem się, że tutaj jesteś. W jakiej sprawie przyszedłeś?

- Muszę ci coś powiedzieć, Zayn..- chłopak spuścił głowę na dół.

- Coś się stało?- przyjaciel zaniepokoił się i chwycił Louisa za ramię.

- Tak.. M-mój pies zdechł..- udawał szloch.

Szatyn spuścił głowę jeszcze niżej żeby ukryć swoje rozbawienie.

- Ojej, Lou! Tak mi przykro!- opatulił Louis'ego ramionami.- Wszy- Chwila, chwila! Ty nie masz psa!!!

Louis zwijał się ze śmiechu i klepał się po kolanie.

- Z-zaaz. Nie spodziewałem się, że się nabierzesz!- próbował okiełznać śmiech i zaczerpnąć oddech. 

- Ej! Jesteś okropny!

- Ale i tak mnie kochasz.

- Tak, masz rację..

Zayn niespodziewanie rzucił się na Louisa i zaczął go całować po całej twarzy.

- Zaz! Przestań! Fuj! Bue!

Machał rękami na ślepo tylko żeby odepchnąć swojego przyjaciela. Jednak w końcu on sam to zrobił.

- Dobra, teraz gadaj na serio po co tu przyszedłeś, anão (krasnalu)?

- Nie zgadniesz! Moja mama kupiła mi bilet na koncert Styles'a !!!! W pierwszym rzędzie!

- C-co? Na prawdę?!!

- Taak! Niesamowite, prawda?

- Tak, to wspaniale! Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Ale ja też w takim razie mam ci coś do powiedzenia.

- Co?

- Też tam idę!

- Jak to?

- Rodzice dali mi bilet kilak dni temu, ale ci nie powiedziałem,że idę. Nie chciałem żeby ci było przykro..

- To... Okey. Fajnie, że idziemy razem! Nie mogę się doczekać!!

- Ja też, będzie super zabawa!

- Mhm.. I wreszcie go zobaczę..- Louis oparł brodę na dłoni i zrobił maślane oczy.

- O nie, Lou! Pewnie spuścisz się pod sceną, nie chcę być tego świadkiem.

- Oj! Nie przesadzaj.

- Nie przesadzam. Kiedy o nim myślisz już ci staje.

Louis zarumienił się wściekle i trzepnął Zayn'a w ramię.

- Ja mówię tylko prawdę- uniósł ręce do góry w geście poddania się.

- Na pe-

- Paniczu Malik, rodzice Panicza wzywają.- lokaj wszedł do pokoju.

- Już idę, powiedz im, że będę za chwilę.

- Tak jest- lokaj wycofał się i zostawił chłopców samych w pokoju.

- Ja i tak już muszę iść.

Louis wstał z łóżka i podszedł do drzwi.

- Nie zapomnij sobie obciągnąć przed koncertem!- krzyknął za nim Zayn.

- Też cię kocham, pa!

HARRY

- Wychodzisz za minutę!- jakiś facet w słuchawkach krzyknął do niego.

Harry poprawił odsłuch w uchu i podrzucił mikrofon w dłoni. Przed każdym występem miał lekką tremę, ale potem całkowicie oddawał się śpiewaniu i zabawie. Na tym koncercie, w Rio de Janeiro miał być na scenie z tancerkami w bardzo skąpych strojach, dzięki temu miał większą motywację by wyjść na scenę. Podskakiwał niecierpliwie z nogi na nogę. Znowu ten sam facet poklepał go w ramię i wskazał głową na wejście na scenę. Harry pokiwał tylko głową i wybiegł na scenę w akompaniamencie pisków i wrzasków. Przy obrzeżach sceny wystrzeliły iskry i ograniczyły mu widoczność na widownie. W tym czasie na scenę wybiegły tancerki i zaczęły apetycznie kręcić tyłkami, co nie ułatwiało mu skupienia.

- Dobry wieczór Rio!- krzyknął radośnie do mikrofonu.

Jak zwykle odpowiedziały mu krzyki i piski.

- Zabawimy się dzisiaj?

Jeszcze głośniejsze krzyki. Bez żadnego dłuższego wstępu zaczął śpiewać "Trumpets" (wszyscy pamiętają, że Harry w tym os ma piosenki Jason'a Derulo). Zrobił kilka kroków do brzegu sceny i nachylił się do fanów. Zaczął iść w jedną stronę przybijając niektórym "piątki". Nim się obejrzał minęła już większa część występu. Właśnie śpiewał swój największy przebój, kiedy postanowił wyjść na wysuniętą część sceny. Zaczął chodzić w kółko po kwadracie i patrzył na swoją publiczność. Trudno mu było dostrzec szczególne rysy twarzy, ale jedna szczególnie zwróciła jego uwagę. Błyszczące w ciemności błękitne oczy, oświetlane od czasu do czasu kolorowym światłem. Wysokie kości policzkowe, wąskie, malinowe usta. Idealne do całowania, albo do... innych rzeczy. Chłopak podskakiwał w miejscu i śpiewał tekst piosenki razem z Styles'em. Oj, gdyby tak skakał na nim. Tak bardzo pogrążył się w fantazjowaniu o chłopcu, że nie zauważył, że ominął jeden wers piosenki. Musi go zdobyć, zostaje jeszcze jeden dzień w Rio więc będzie miał szanse zaszyć się z nim w jakimś hotelowym pokoju. Spojrzał jeszcze raz na chłopka i przyjrzał mu się dokładniej. Gładka opalona skóra, zadarty, drobny nosek. Roztrzepana, karmelowa grzywka z jasnymi pasemkami od słońca. Zjechał wzrokiem niżej i zatrzymał się na jego krągłych pośladkach. Mimo, że był pośród tłumu widać było jego krągłe, duże, jędrne pośladki, które Harry mógłby ściskać, ugniatać, pieścić i jeszcze wiele, wiele, wiele rzeczy. Nie chcąc tracić okazji, że ma go w miarę blisko wyciągnął do niego dłoń, którą podekscytowany złapał. Styles uśmiechnął się na to i pociągnął jego dłoń bardziej w jego stronę. Zdezorientowany chłopak przybliżył się jeszcze bliżej barierek. Harry nie musiał się przejmować śpiewaniem ponieważ teraz był kawałek 2 Chainz'a. Wyciągnął marker z tylnej kieszeni spodni (dobrze, że go tam trzymał) i nabazgrał ciąg liczb na przedramieniu chłopaka. Puścił dłoń chłopca i puścił mu oczko. Kiedy zobaczył jego minę, myślał, że za chwilę zemdleje. Zrobił wielkie oczy i cofnął się na swoje miejsce. Spojrzał na swoją rękę i Harry znowu pomyślał, że omdlewa, ale miał do tego podstawy bo pod młodym ugięły się nogi, tak że jego przyjaciel musiał go podtrzymać. Zaśmiał się znowu i powrócił do śpiewania.

$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

- Dziękuję bardzo! Dobranoc Wam Kochani!- krzyknął do mikrofonu i zbiegł ze sceny. 

Zaraz kiedy wbiegł za kulisy Annie od razu go dopadła i podała mu ręcznik i butelkę wody.

- Dzięki. To było wyczerpujące, ale było warto...

- Hmm? Niby dlaczego?

- Mówię ci, widziałem takiego chłopca. Wydawał się taki niewinny, ale mam nadzieję, że pójdzie mi łatwo.

- Kolejna jedno nocna  przygoda?

- Pewnie tak, ale mówię ci... Ten tyłek! O mój Boże!

- Na pewno, ale jednak nie mam ochoty oglądać twojego stojącego kutasa, więc zmywaj się do hotelu, JUŻ!

- Aż tak chcesz mnie się pozbyć?

- Tak, tak bardzo.

Annie uśmiechnęła się i odeszła zostawiając Harry'ego samego.  On tylko westchnął i poszedł do wyjścia. Pożegnał się z kilkoma ważniejszymi osobami i w końcu mógł odpocząć. Wsiadł do swojego Range Rovera, wynajętego na miejscu i pojechał w stronę hotelu. Jak zwykle musiał się przedrzeć przez kilka stad paparazzi, ale tą lub inną drogą dostał się do hotelu. Zostawił swoje auto na podziemnym parkingu i wjechał windą do swojego apartamentu. Szybko pozbył się wszystkich swoich ubrań i wszedł pod prysznic. Kiedy się już umył zwalił sobie myśląc o uroczym i niewinnym chłopcu z niebieskimi oczami i wąskimi ustami.  

LOUIS

Do końca koncertu nie kontaktował zbytnio. Co chwilę zerkał na swoje przedramię i omdlewał na nowo. Nie wiedział czy to był jakiś żart, czy nie, ale według jego przypuszczeń na jego ręce znajdował się numer Harry' ego Styles' a! Kiedy koncert się skończył Zayn musiał go wyprowadzać z hali. 

- Lou! Co ci się stało?- zapytał mulat.

- N-nic... Po prostu cały czas nie mogę uwierzyć, że byłem na koncercie Hazzy. 

- Okey... jedźmy już.

W tłumie znaleźli auto Zayna i wsiedli do niego. Lokaj zapalił silnik i wyjechali w drogę. Po 10 minutach byli pod domem Louis' ego. 

- Dasz radę sam dojść do domu?- zapytał Zayn.

- Tak, jasne... Dzięki za podwózkę, cześć!

Nadal ostrożnie wysiadł z auta i podszedł pod drzwi domu. Wyjął spod wycieraczki zapasowe klucze i otworzył dom, by nie obudzić reszty rodziny. Ściągnął bluzę i swoje Vans' y. Poszedł wziąć szybki prysznic i położył się spać. Jednak skończyło się to tylko na próbach położenia się spać bo nie mógł usnąć patrząc na numer na swojej ręce. Co on ma z nim zrobić? Tak po prostu zadzwonić i powiedzieć:" Hej! Jestem twoim zdesperowanym fanem, któremu dałeś wczoraj numer i dałbym ci się przelecieć!" Żałosne... Z tego co wiedział Harry miał zostać jeszcze jeden dzień. Może zadzwonić do niego jutro, tak? Tak, zrobi to z samego rana! Z takim postanowieniem oddał się w objęcia Morfeusza  i zaczął śnić o zielonych oczach i silnych ramionach, które trzymały go mocno. 

Obudził się rano z wielkim poczuciem winy i stresem. Od razu rzucił się do swojego różowego I' phone' a (nie możecie go winić, że kupił ten model, zawsze miał słabość do różowych rzeczy i...koronkowej bielizny, ale ciii!).

- Halo! Zayn!

- Louuu?-odezwał się zaspany głos po drugiej stronie.

-Uff... Odebrałeś. Muszę ci o czymś powiedzieć.

- Co się stało?

- Wczoraj, na tym koncercie-

- Błagam cię! Pod koniec musiałem cię trzymać bo prawie zemdlałeś, nawet teraz bolą mnie ręce.

- Właśnie o to chodzi, wczoraj on podał mi swój numer.

- Jaki on?

- Harry Styles! 

Na linii zapanowała cisza. Louis zatrzymał swój oddech, bał się reakcji przyjaciela.

- No i?

Szatyna zatkało.

- C-co? Najseksowniejszy facet na tej planecie dał mi swój numer, ty pytasz się "no i" ?!!

- To fajnie, ale co ty sobie myślałeś, że się w tobie zakocha i będziecie jeździć ze swoimi bobasami na jednorożcach po tęczy?- wysyczał.

- J-ja... No... Chyba nie myślisz, że jestem aż taki NAIWNY!- udawał pretensje.

- Tak, myślę że jesteś aż taki naiwny- westchnął.- Lou... On cię zrani.

- Skąd wiesz?! Nie znasz go!- podniósł głos.

- A ty?! Też go nie znasz! Myślisz, że przez ślinienie się do  jego zdjęć poznajesz go! Błagam, zachowujesz się jak ostatni gówniarz,  żałośnie!- wykrzyczał Malik do słuchawki.

- J-jak śmiesz tak m-mówić?- łzy zaszkliły mu się w oczach.

- J-ja... O mój Boże , Lou! Przepraszam! Nie chciał-

- Nie tłumacz się, podobno w złości dopiero mówi się prawdę... Pa!

Rozłączył się nawet nie czekając aż jego przyjaciel zdoła się wytłumaczyć. Zaszlochał rozpaczliwie i rzucił się na łóżko. Zawsze był bardziej wrażliwy niż inni chłopcy, za co się w tej chwili nienawidził. Czy Zayn na prawdę tak o nim myślał? Miał go za żałosnego gówniarza?  Przez tyle lat go kłamał? Jak on mógł?!

Napędzony złością na swojego przyjaciela, która dodała mu odwagi wyciągnął spod swojej pupy telefon i zaczął pisać wiadomość.

Od: Loueh :3

Do: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles 

Hej! Tutaj Lou ;) Wczoraj na koncercie dałeś mi swój numer, nie wiem czy pamiętasz.

Chciał udowodnić Zayn' owi, że się mylił, że Harry jest inny niż myśli, a on nie jest naiwny. Odpowiedź przyszła prawie że natychmiast.

Od: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

 Do: Loueh :3

Nie mógłbym zapomnieć o takiej pupci, kochanie. 

Louis podniósł swoją pupę odzianą w fioletowe,materiałowe shorty, była aż taka duża?

Od: Loueh :3

Do: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Sprawiasz, że się rumienię ;)

Od: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Do: Loueh :3 

Chciałbym to zobaczyć, słonko. Co powiesz na spotkanie?

Od: Loueh :3

Do: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Jasne, kiedy ci pasuje?

Sam nie mógł uwierzyć w swoją śmiałość. Gdzie się podział cichy, uroczy i nieśmiały Lou lubiący od czasu do nosić damskie ubrania? Na samo wspomnienie rumieni się wściekle, tylko Zayn o tym wiedział. Gdyby ktoś ze szkoły się o tym dowiedział nie miałby tam życia.

Od: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Do: Loueh :3

Myślałem, że jesteś bardziej niewinny.. :) Co powiesz na restauracje w hotelu "Porto"?

Od: Loueh :3

Do: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Czy to nie hotel, w którym się zatrzymałeś? Wygodny jesteś ;D Niestety muszę cię zmartwić, nie wpuszczą mnie tam :(

Od: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Do: Loueh :3

Dlaczego? Wstydzisz się? Nie martw się powiem odpowiednim ludziom co trzeba :*

Czy Harry Styles właśnie mu wysłał mu buziaczka?! Podekscytowany pisnął i rzucił się na poduszki. W sumie chciał się z nim umówić, więc nie powinien się dziwić.

Od: Loueh :3

Do: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

W takim razie z wielką chęcią xx Na którą mam być gotowy?

Od: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Do: Loueh :3

Bądź gotowy na siódmą ;) Powiedz mamie, że nie wrócisz na noc xxx

Od: Loueh :3

Do: Hazza wsadźmidodupyswojegogrubegokutasa Styles

Nie zapomnę. Do zobaczenia xx

Louis westchnął, cały czas nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Właśnie prawdopodobnie umówił się z Harry' m Styles' em! A jeśli to nadal sen i się za chwilę obudzi?! Uszczypnął się mocno, na co zasyczał z bólu, ale nic się nie zmieniło. To nie jest sen, to się dzieje na prawdę. Zerwał się gwałtownie z łóżka, miał tylko  10 godzin! Przeczesywał półki szafki, dopóki nie natknął się na swoje dżinsowe shorty z dziurami. Zayn uważał, że są za krótkie jak na chłopięce, ale Louis przecież nie był do końca  chłopięcy. Do tego, w sumie przypadkiem, wybrał trochę przydługawą, zwiewną, białą koszulę.

Położył naszykowane ubrania na łóżku i zbiegł na dół do przedpokoju. Schylił się do szafki i pocierając brodę zastanawiał się, które założyć.

- Czego szukasz?- w progu pojawiła się jego mama.

- Mmm.. Zastanawiam się, które buty założyć.

- Wychodzisz gdzieś? Może na randkę?- założyła ręce na piersi i popatrzyła ciekawie na swojego syna.

- Ja.. um..- zarumienił się- Można tak powiedzieć.- mówi cicho.

- To cudownie, filho! Kim jest ten szczęściarz?

- Jak to? To ty wiesz?!- wyprostował się gwałtownie.

- O czym, filho?

- O tym, że... no wiesz.. wolę chłopców- zarumienił się wściekle.

- Oczywiście, że tak! Jesteś zbyt oczywisty.

- Oh, aż tak?

- Nie przejmuj się, kochanie. To co, z kim dzisiaj się spotkasz?

- Wiesz, on jest cudowny! Jest taki przystojny, ma piękne oczy, zgrabne ciało, długie nogi i- Wiesz jakie on ma cudowne włosy, taakie kręcone! 

- Piękne oczy, mówisz? Podobno oczy są zwierciadłem duszy- westchnęła Jay. 

- Mają taki przepiękny kolor..- rozmarzył się chłopak.- Przypominają, one przypominają zieloną trawę albo... albo szmaragdy, takie piękne..

- Kręcone włosy, zielone oczy... Jeszcze pomyślę, że idziesz na randkę z Harry' m Styles' em!

- H-ha.. Ha...- Louis potarł się po karku.- Coś ty, przecież n-nie mógłbym..

- Tylko żartowałam, nie spinaj się.. Idę robić obiad, zdążysz zjeść z nami?

- Tak, wychodzę dopiero o siódmej..

- Jej! Nie mogę się doczekać! Mój mały Lou idzie na pierwszą randkę!- zaklaskała w dłonie, a Louis pokręcił głową w rozbawieniu. Miała już ponad 40 lat, a zachowywała się jak 14-latka!

Schylił się z powrotem i ostatecznie wybrał biało-złote adidasy ZX Flux. Odstawił je na widoku i wrócił do pokoju. Stanął na jego środku i zamyślił się odrobinę.

- Jeszcze bielizna!- wykrzyknął,za co skarcił się.

Jeżeli jego mam to usłyszała? Podszedł skrępowany do kredensu i przekopał całą szafkę żeby wyciągnąć pudełko z jej dna. W niej trzymał swoje... hm.. jak to ująć.  "Rzeczy" na specjalną okazję. Zdecydował się na czarne, koronkowe figi. Wyciągnął je przed siebie na prostych rekach i ocenił czy są wystarczające.. Nigdy nie wiadomo, w którym kierunku pójdzie ich spotkanie. Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i dzecięcy głosik.

- Lou, mama cię wo- Oo! A co to jest?

Mała Daisy wskazała paluszkiem na bieliznę, której Louis nie zdążył schować odpowiednio wcześnie.

- T-to takie majtusie, wiesz?

- Ale czemu one są takie przezroczyste i dziurawe?- dopytywała mała dziewczynka, a Louis miał dość jej dziecięcej ciekawości.

- Żeby sprawiać w-więcej przyjemności...

- Jak majtki mogą sprawiać przyjemność?

- Po prostu mogą!- chłopka zdenerwowany lekko podniósł głos.

Daisy zrobiła obrażoną minę i wybiegła  z pokoju starszego brata.

- Mamaé, a Louis ma przezroczyste majtki z dziurą!- zawołała na cały dom dziewczynka.

O, nie! Louis ma przechlapane! Skulił się i czekał tylko na wrzask swojej mamy. Jednak go nie usłyszał, może odpuściła? Nie, na pewno wspomni o tym przy posiłku. Cały czerwony schował  z powrotem majtki do szuflady i opadł na łóżko. Co on ma robić przez cały dzień? Musi czyś sobie zająć czas, bo chyba wybuchnie z nerwów! Machał nogami w powietrzu dopóki nie wpadł na pomysł. Jasne! Przecież pójdzie na plażę, co robi przeciętny Brazylijczyk w godzinach przedpołudniowych? Idzie na plażę.  Szybko zebrał wszystkie potrzebne rzeczy i przebrał się w kąpielówki i już chciał dzwonić po Zayna, ale przypomniał sobie, że są przecież pokłóceni. 

- Wcale nie potrzebuję tego.. idioty!- tupnął nogą.

Upewnił się czy na pewno ma wszystkie potrzebne rzeczy i zbiegł na dół. "Wbiegł" w swoje japonki i już miał otwierać drzwi, kiedy one same się otworzyły i uderzyły go  w czoło. Boże, czy to ty? Upadł na pupę, a przed jego oczami zaczęły tańczyć kankana.. krowy? W różowych, falbaniastych spódnicach?

- O mój Boże, Lou! Wszystko w porządku? Zrobiłem ci krzywdę?- usłyszał głos, którego nie chciał słyszeć przez następne kilka dni lub dłużej.

- C- co ty trwu robisz?- wstał i potarł swoją bolącą pupę.

- Przyszedłem przeprosić.. Nie powinienem tak mó-

- Skończ Zayn! To co powiedziałeś bardzo mnie uraziło i teraz po prostu... nie chcę cię widzieć.

- Jak to? Lou...- mulat chwycił go za ramiona, ale ten zaraz go odepchnął. 

- Muszę już iść- minął go i już stał na ganku, gdy sobie coś przypomniał.- I wiesz co... Dzisiaj Harry Styles będzie penetrował moją ciasną i mokrą dziurkę!

Obrócił się na piętach i szybko odbiegł zarumieniony. Jak on mógł powiedzieć coś tak wulgarnego. Przecież wcale nie chciał żeby Harry to zrobił... prawda? Nie tak sobie wyobraża swój pierwszy raz. Chce zrobić to z wyjątkową dla niego osobą, na ogromnym łóżku w pokoju ozdobionym płatkami kwiatów i świecami... Chociaż w sumie ile razy budził się w środku nocy cały spocony i z niemałym problemem w spodniach po mokrym śnie z piosenkarzem w roli głównej. Jednak miał swoją godność, nie da się omamić tym szczenięcym oczom i dołeczkom w policzkach. Jego przemyślenia przerwało szarpnięcie jego ciałem i krzyk z irlandzkim akcentem.

- Uważaj jak chodzisz! Mama cię nauczyła?!

Przerażony chłopiec podniósł powoli głowę i po chwili... wybuchł najszczerszym, najgłośniejszym śmiechem. Nie możecie go o to winić. Po prostu chłopak, który przed nim stał był biały jak kreda, a jego blond włosy jeszcze bardziej go "pojaśniały". W dodatku na głowie miał obrócony daszkiem w tył full cap (czy tak nie nosiło się w 4 klasie podstawówki?), a na nosie prześmieszne, różowe okulary z kryształkami na rozszerzanych końcach oprawek. Pod pachą dzierżył okrągłe koło do pływania w kolorowe paski,a dodatkowo na szyi miał naszyjnik z egzotycznych kwiatów.Wyglądał bardzo zabawnie na tle rodzimych mieszkańców Rio.

- Cz-czemu masz takie ś-śmieszne okulary?- wydusił między napadami śmiechu po angielsku [O/A BO TAK TO NORMALNIE MÓWI PO PORTUGALSKU BO SĄ W RIO DE JANEIRO].

- Ty mówisz po angielsku?- zdziwił się.

- Jak widać... Potrzebujesz czegoś?- uśmiechnął się szeroko.

- Szukam plaży- blondyn podrapał się niezręcznie po karku.

Louisa na chwilę zamurowało, ale po chwili zachichotał.

- Wiesz.. Nie chcę nic mówić, ale stoimy 10 metrów od niej- pokazał ręką na lewo od siebie.

Rozciągał się tam przepiękny widok. Turkusowa woda delikatnie rozbijała się o niemalże biały brzeg, a rodziny z małymi dziećmi, zakochane pary lub po prostu grupki przyjaciół leżały na kocach i ręcznikach. Młodzi chłopcy i dziewczyny w skąpych bikini grały w plażową siatkówkę chcąc zaimponować sobie nawzajem. 

- Uh... No tak, ale w przewodniku czytałem o takim wyjątkowym miejscu, w którym często pojawiają się delfiny. Podobno jest tam też mało ludzi.

- Ah, rzeczywiście! W sumie też poszedłbym tam z wielką chęcią, ale...

- Ale co?

- Znam miejsce gdzie nie ma w ogóle ludzi. Odkryliśmy je z moim przyjacielem rok temu- szatyn posmutniał przypominając sobie o Zaynie.

- To super! Ale nie będę ci tam przeszkadzać? To tak jakby twoje miejsce...

- Nie, i tak przydałoby mi się towarzystwo. 

- To prowadź- zawahał się na chwilę.

- Louis- uśmiechnął się uprzejmie.

- Niall- blondyn podał mu swoją dłoń.

- Nejl?

- Nie, Na-jal

- Jasne, Nejl- Louis zaśmiał się.

- Lewis!

Niall szturchnął chłopca w bok i ramię w ramię śmiejąc się ruszyli w kierunku kawałka plaży, o którym wiedział tylko on. Po 20 minutach przedzierali się przez skały, a raczej Niall to robił bo szatyn zgrabnie przeskakiwał ze skały na skałę. Blondyn zipał i jęczał jakby właśnie skończył triatlon, a młodszy chłopak śmiał się z niego.

- Lewis! Gdzie tak pędzisz? Poczekaj na mnie trochę.

- Jeszcze kawałeczek, zobaczysz że nie będziesz żałował.

Po jeszcze kilku minutach sapania Niall'a wreszcie wyszli na kawałek plaży, która była odgrodzona z oby dwu stron klifami. Piasek tutaj był bielusieńki ,a  woda lazurowa. Było tak wręcz bajkowo. Louis rozłożył swój ręcznik z "Hello Kitty" na piasku i posmarował się kremem i dopiero wtedy blondyn wtoczył się na plażę.  Zrzucił z siebie cały balast i uniósł wzrok ku górze.

- W-wow! Tu jest niesamowicie!

- Mówiłem, że będzie warto. 

Niall w podskokach jak sarenka podbiegł do  Louisa i klapnął obok niego na piasku. 

- Tu jest niesamowicie- westchnął.- Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś, Lou...

- Nie ma za co... A teraz kto ostatni w  wodzie ten zgniłe jajo!

Chłopiec zerwał się z ręcznika i po drodze gubiąc swoje ubrania wbiegł do wody w samych kąpielówkach śmiejąc się głośno. Zanurkował w wodzie po czym wynurzył się żeby zobaczyć czy jego nowy kolega jest  gdzieś blisko. Okręcił się wkoło własnej osi, ale nigdzie go nie zobaczył. Plaża była pusta, a woda wkoło niego nie zmącona. Lekko przestraszony zaczął go nawoływać. Nagle coś go chwyciło za nogi, a on przestraszony zapadł się pod wodę. Z szybko bijącym sercem wynurzył się kaszląc. Przetarł oczy i odrzucił swoją mokrą grzywkę do tyłu. Do jego zatkanych uszy przedarł się głośny śmiech Niall' a. 

- Jesteś głupi! Bałem się, że coś ci się stało!- Louis trzepnął śmiejącego się chłopaka w ramię.

- Auć! Wyluzuj, to było śmieszne.

- Nieprawda! Nastraszyłeś mnie.- jego usta wykrzywiły się w podkówkę.

- Przestań być taki uroczy, Lou.. No nie obrażaj się- przeciągnął ostatnią literę.

- No dobra, ale będziesz musiał mi kupić loda!

- Okey- O mój Boże! Coś pomacało moją nogę!!

Niall zaczął miotać się w wodzie jak szalony.

- Uspokój się Niall, bo je spłoszysz...- chłopiec położył palec na ustach blondyna.

- Jak to "je"? 

- Delfiny, patrz- uśmiechnął się. 

Niall spojrzał w dół, i rzeczywiście koło nich pływał jak gdyby nic delfin. Najprawdziwszy delfin. 

- Wow, one się nas nie boją?- wyszeptał.

- Nie- Louis zachichotał.- Nie wiem czemu tak jest, ale wychodzi nam to tylko na dobre... Możesz go dotknąć, nie ugryzie cie..

Chłopcy nawet nie zauważyli kiedy na wspólnej zabawie minęło im kilka dobrych godzin. Słońce już zniżało się nad horyzontem, a oni leżeli na ręczniku uspokajając swoje oddechy po wyczerpujących wyścigach, których meta właśnie była w tym miejscu. 

- To było genialne... Powinniśmy to kiedyś powtórzyć- Louis zamyślił się na chwilę.- Która jest godzina?!

Zerwał się na równe nogi sypiąc przy okazji piasek w oczy Niall' owi.

- Jezu! Co ty taki spięty?

- Która jest godzina, to ważne! Skup się, Nejl!

- Już, już- Niall sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyciągnął z niej zegarek.

- Na moim zegarku jest 11 p.m.... Hmm.. To znaczy, że-

- Pospiesz się!

- Biorąc pod uwagę zmianę czasu tutaj jest... szósta!

- Co?! O mój Boże! Muszę już iść! 

Jak opętany zbierał wszystkie swoje rzeczy i ubierał się. Kiedy wkładał nogę w nogawkę wywrócił się i zarył twarzą w piasek. Podniósł się szybko i przetarł swoją twarz. 

- Gdzie się tak śpieszysz? 

- Nie zdążę, nie zdążę... Jeszcze muszę się wykąpać!

- O czym ty mówisz? Na co nie zdążysz?

- Na randkę! Na najważniejszą randkę w moim życiu!- pisnął, próbując otrzepać się z piasku.

- Ojej, a kim ona jest, że tak skaczesz?- zaśmiał się pod nosem.

- To on.

- A-ha o-okey...

Louis znieruchomiał uświadamiając sobie, że przecież Niall nie musiał akceptować osób homoseksualnych.

- Umm... Jeżeli nie jesteś z tym w po-

- Nie, nie! Po prostu się zdziwiłem, byłbym hipokrytą gdybym cie nie akceptował.

- Oh, to super, ale teraz wiesz... Muszę już iść.

- Tak, tak, ale mogę liczyć na twój numer telefonu?- zarumienił się lekko.

- Jasne, wpisz mi swój.

Louis podał mu swojego różowego I phone' a, po czym blondyn szybko wpisał swój numer zapisując się jako: Nejl<3.  

- Było bardzo super z tobą spędzać czas, ale na prawdę muszę już iść.

- Spokojnie, poradzę sobie... Do zobaczenia?

- Na pewno- szatyn uśmiechnął się szeroko i ucałował Niall' a w policzek .

Pobiegł szybko w kierunku skał i zgrabnie po nich przeskoczył po dłuższej chwili znajdując się na ulicy. Nie przejmując się tym, że może się spocić biegł ile sił w nogach. Przecież i tak się wykąpie? Po niecałych 10 minutach wbiegał zdyszany do swojego domu. Nie zważając na nic wpadł do łazienki, z której jak się okazało korzystała jego mama.

- O mój Boże! Droga! (Cholera!)

- Lou! Wychodź stąd! Puka się!

Chłopiec zamknął oczy i jeszcze szybciej niż tam wbiegł opuścił łazienkę.

- I w ogóle co to za słownictwo młody człowieku?!- usłyszał głos zza drewnianych drzwi. 

Cały czerwony wrócił do swojego pokoju i wzdychając ułożył się na swoim niepościelonym łóżku. Jednak przypominając sobie powód swojego pośpiechu zerwał się i z powrotem popędził do łazienki. Całkiem niekulturalnie zaczął walić zwiniętą pięścią w powłokę drzwi i krzyczeć:

- Mamo! Musisz wyjść! Bardzo mi się śpieszy! Nie mogę się spó-

- Lou! Jestem już u siebie!

Louis zamilknął na chwilę po czym zaczął się śmiać z samego siebie. Wszedł do łazienki i zaczął szybko ściągać z siebie ubrania zostawiając przy tym tony piasku na kafelkach. Wdrapał się do kabiny prysznicowej, bo na kąpiel nie było już czasu i odkręcił wodę. Sekundę po tym jego mama miała kolejne powody by myśleć, że jej syn ma jakieś problemy bo w całym domu  było słychać jego pisk.

- Uh! Zimne!- szybko przekręcił kurki i po chwili z deszczownicy leciała letnia woda.

Louis wylał na swoją dłoń płyn do ciała o zapachu i smaku (tak, próbował!) truskawki. Zaczął powoli i dokładnie, okrężnymi ruchami wcierać w siebie żel. Gdy skończył tą jakże zajmującą czynność ogolił całe swoje ciało (tak na wszelki wypadek!) i umył swoje pierzaste włosy szamponem o zapachu banana, bardzo lubił smak tego owocu i nie uważacie, że ma ciekawy kształt? Kiedy postał jeszcze trochę pod wodą wyszedł z kabiny i szybko się wycierając nie bardzo przejmując się swoją nagością na palcach potruchtał do swojego pokoju. Na ozdobnym zegarze widniała godzina 16:40. Miał jeszcze 20 minut, może zdąży... Przekładając swoją stópkę przez dziurę wciągnął na siebie swoje majtki "do sprawiania przyjemności" i wypiął się  w kierunku swojego ogromnego lustra na ścianie. Ścisnął delikatnie swoje pośladki i mruknął  z uznaniem. Może mu się spodoba~pomyślał. Schylił się po  swoje szorty i tak jak poprzednią część garderoby włożył ją na siebie próbując nie podrażnić jeszcze wrażliwej skóry po goleniu. Popsikał się swoim dezodorantem (nikt nie musi wspominać, że był dziewczęcy), poczekał jak jego pachy wyschnął  chcąc uniknąć brzydkich śladów i założył zwiewną koszulę.

 Podbiegł do swojej toaletki i wyciągnął z dna szufladki jego perfumy Ariany Grande "Sweet Like Candy", które miały według niego nieziemski zapach i popsikał się w odpowiednich miejscach. Szybko wziął swoją szczotkę i delikatnie wyczesał swoje włosy. Miały taki piękny zapach.... Zastanawiał się czy postawić je do góry, czy zrobić grzywkę... Postawił na to drugie bo uważał, że tak wyglądał bardziej "cute". Zayn czasem tak na niego mówił. Przypominając sobie w ostatniej chwili wyciągnął ze swojej kosmetyczki tusz do rzęs i delikatnie podkręcił swoje, tak że stały się jeszcze bardziej gęste i dłuższe. Potem wyciągnął błyszczyk w kształcie kuleczki i robiąc dziubek posmarował nim swoje usta. Cmoknął w stronę swojego odbicia i stwierdził, że jego usta wyglądają apetycznie cokolwiek to miało znaczyć. Do tylnej kieszeni schował swój telefon bo twierdził, że tylko on może mu się ewentualnie przydać i zszedł na dół. Założył wybrane wcześniej buty i zobaczył, że na zegarku jest równa 19:00. Wyrobił się, uff... Jak na zawołanie do drzwi zadzwonił dzwonek. Louis potarł o siebie spocone ze stresu dłonie i otworzył drzwi. Oh... No tak, to tylko jego szofer. 

- Dobry wieczór, panie Tomlinson. Czy jest Pan go-

- Lou- Bear! Już wychodzisz?- usłyszał głos swojej mamy, na co spalił się ze wstydu.

-  Tak!- odkrzyknął trochę ciszej.

Po chwili w korytarzu pojawiła się jego mama. Oceniającym i trochę wystraszonym wzrokiem zmierzyła starszego mężczyznę stojącego na ich ganku. 

- Eh... Lou? Myślałam, że ten wyjątkowy chłopak jest aktualnie chłopcem, a nie był nim 30 lat temu.

- Oh, źle Pani to odebrała! Ja jestem tylko szoferem Pana Styl-

- Tak, tak! A teraz jesteśmy spóźnieni więc musimy już iść, prawda- spojrzał niepewnie na starszego mężczyznę.

- Nazywam się Ferdynand, panie Tomlisnon.

- Cudownie! Chodźmy w takim razie Ferdynandzie- zaśmiał się nerwowo.

- Jak sobie Pan życzy. Do widzenia Pani- kiwnął w stronę Jay, po czym zszedł po schodkach i wyszedł na ulice skręcając w prawo zaraz za furtką.

- Kim jest ten chłopak, że ma swojego szofera?- zapytał zaciekawiona mama.

- Hmm.. Bez przesady, przecież Zayn też ma swojego lokaja! A teraz muszę już lecieć, pa pa!

Prawie łamiąc sobie nogi zbiegł po schodkach i kiedy był już prawie przy furtce znowu usłyszał krzyk swojej mamy.

- Tylko używaj kondomów!

Louis resztką sił powstrzymywał się by nie rozpłakać się z zażenowania na środku ulicy. Pokiwał tylko słabo głową i po chwili zniknął tak samo jak przed chwilą Ferdynand. Jay patrzyła tylko zmartwionym wzrokiem za swoim ukochanym synem i modliła się żeby nie zrobił niczego głupiego czego by później żałował...

$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

Louis nie sądził, że samo foyer (tak na to mówi się też w hotelach?) hotelu "Porto" zrobi na nim tak ogromne wrażenie. Mimo chęci z pomiędzy jego warg wydostało się ciche "wow". Szedł za Ferdynandem prawdopodobnie w kierunku restauracji rozglądając się dyskretnie dookoła. Mimo swoich obaw nikt z obsługi hotelowej nie patrzył na niego z obrzydzeniem lub złością. Niecałą chwilę później weszli do ogromnej sali, której ściany były częściowo zrobione ze szkła. 

W środku były poustawiane stoliki nakryte białymi obrusami i drogocenną porcelaną. Jednak ku jego rozczarowaniu przy żadnym nie zobaczył Harry' ego. Głupi Lou! Jak mógł myśleć, że to prawda!Harry był zbyt idealny, żeby się umówić z kimś tak brzydkim jak Louis... Jego rozmyślania przerwały dwie duże, zgrabne dłonie na jego oczach.

- Witaj, kochanie- ktoś wyszeptał mu do ucha.

I Louis chyba wiedział, kim był ten ktoś. Oddech uwiązł mu w gardle i powoli obrócił się o 180 stopni. Przed jego oczami pojawił się najpiękniejszy człowiek na świecie. Gęste, czekoladowe loki były zmierzwione przy czubku głowy, czoło (na którym u Lou pojawia się zazwyczaj najwięcej pryszczy) było gładkie. W jego zielono, szarych oczach widniał niebezpieczny błysk, a nos był zmarszczony na grzbiecie z powodu jego rozbawienia. W gładko ogolonych policzkach (Harry nigdy nie chciał się przyznać, że po prostu nie mógł zapuścić zarostu) widniały dwa, pięknie wyrzeźbione dołeczki, które powstały w wyniku szerokiego uśmiechu na jego twarzy ukazującego rząd białych, prostych zębów. Louis po prostu nie uważał, że jakikolwiek epitet był w stanie opisać jego urodę. 

- Pięknie wyglądasz, Lou- nadal szeptał.

Dopiero po chwili zobaczył w rękach starszego bukiet pięknych kwiatów, nie róż. Były to kwiaty rosnące tylko na brazylijskim wybrzeżu.

- Dz-dziękuję, nie musiałeś...- zarumienił się i spuścił w dół głowę.

- Za kwiaty czy komplement? Chociaż nie sądzę czy jakikolwiek komplement mógł oddać twoje piękno- flirtował odważnie. 

- Za o-oba.

- Nie ma sprawy gwiazdeczko- Louisowi robiło się miękko na serduszku na te jego wszystkie zdrobnienia.- Nie będzie ci to przeszkadzało jeśli nie spędzimy wieczoru tutaj? Stwierdziłem, że będzie to zbyt oklepane, a ty jesteś wyjątkowy. Przygotowałem dla nas piknik, tylko we dwoje. 

Louis sapnął zaskoczony i poruszony. Czy Harry Styles wysilił się dla niego i powiedział, że jest "wyjątkowy"?!

- Co uważasz, Lou?

- T-to by było w-wspaniałe!- uśmiechnął się.

- W takim razie chodźmy, skarbie. 

Harry objął go w talii i spokojnym krokiem zaczął prowadzić na podziemny parking. A Louis, cóż... Louis dosłownie wariował w środku. W jego wnętrzu działy się wszystkie wybuchy tego świata. Zaczynając od fajerwerków puszczanych na nowy rok do zamachu na World Trade Center. Czy to na prawdę się dzieje? Spokojnie Lou~ uspokajał się w myślach. Weszli do windy i Styles wcisnął przycisk z napisem "-2". Jechali w dół w trochę niezręcznej ciszy, której akompaniowała cicha melodia wypływająca z głośników. W końcu drzwi windy rozsunęły się, a przed nimi ukazała się duża, ciemna hala wypełniona samochodami, które były droższe niż całe jego życie. Nie dziwiąc się aż tak bardzo Harry delikatnie pociągnął go w kierunku najdroższego z nich. Louis nigdy nie interesował się autami, ale takiego modelu każdemu chłopakowi byłoby wstyd nie znać. Aston Martin One-77. Piękne auto o smukłej sylwetce i błyszczącym lakierze.

- Wow-po raz kolejny wyszło dziś z ust Louisa.

- Piękny prawda? Dlatego wożę nim tylko pięknych ludzi.

Louis uśmiechnął się krzywo, bo nawet on dostrzegł jak słaby ten tekst był. 

- W każdym razie, wsiadaj, proszę- otworzył przed młodszym drzwi.

- Dziękuję- zarumienił się i delikatnie klapnął na skórzane siedzenie. 

Jego nagie uda pokryła gęsia skórka na kontakt z wychłodzoną powierzchnią. Wykorzystał czas, który Harry musiał poświęcić na obejście auta na uspokojenie swojego oddechu. Wstrzymał powietrze, po czym wypuścił je powoli. Za chwilę rozerwie go od środka! W końcu Styles usiadł na swoim siedzeniu i wsadził kluczyki do stacyjki. Silnik zamruczał przyjemnie dla uszu. Harry wrzucił odpowiedni bieg i auto ruszyło gładko do przodu.  Skręcili parę razy i wyjechali na powierzchnię po betonowym podjeździe. Włączyli się do ruchu bez większych problemów i brunet zjechał po kilku minutach  na autostradę.

- Więc co polecasz, Lou?

- Hmm?- spojrzał na niego zdziwiony.

- Jakie miejsce na piknik polecasz?

- Jak to? Myślałem, że to ty mnie gdzieś zabierasz. 

- I dobrze myślałeś. Ja cię tam zabieram, ale że kompletnie nie znam Rio liczę na twoją pomoc. 

- Oh...oh. Myślę, że znam idealne miejsce. Zresztą byłem tam już dzisiaj- zaklaskał uradowany w dłonie. 

Harry zaśmiał się prosto z piersi, na to jak uroczy był chłopiec.

- W takim razie prowadź.

- Okey, to za niedługo będziesz musiał skręcić w lewo. 

- Tutaj?- Styles zwolnił i zmienił pas.

- Tak- Znaczy nie! Jeszcze trochę- zarumienił się.

- To w porządku, skarbie. Wszyscy się mylą- położył dłoń na nagim udzie nastolatka, jak na jego gust odrobinę za wysoko. 

- W takim razie to tutaj?- zapytał przy kolejnym zjeździe.

- Tak, to tutaj. Na pewno. 

Harry skręcił łagodnym łukiem w odpowiednią drogę i jechał dalej gładko po asfalcie. Całkiem niedługo potem wjechali na normalną, miejską drogę, która prowadziła wzdłuż plaży. 

- Teraz musisz dojechać prawie na koniec plaży.

- Wiesz, że dużo to zajmie, skarbie.

- Wiem, ale będzie warto- uśmiechnął się promiennie.

- Oh, na pewno będzie warto- Styles uśmiechnął się na wyobrażenie wszystkich rzeczy, które chce zrobić z chłopcem.

Po kolejnych minutach dojechali do końca asfaltowej drogi. Harry zdziwił się lekko bo nie było tu widać miejsca, w którym mogli zrobić piknik. Rozejrzał się i spojrzał zdziwiony na Louisa.

- To na pewno tutaj?

- Tak, musimy przejść kawałek. 

- Okey, wierzę ci- wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z auta na gorące słońce.

Wyciągnął kosz z bagażnika i podszedł do szatyna, który skakał w miejscu zniecierpliwiony. Podszedł do niego i objął ręką w talii. Louis znowu był na skraju omdlenia.

- Idziemy?

- Tak, tylko uważaj bo będzie nierówna droga.

I Harry na prawdę nie podejrzewał, że "nierówna droga" będzie oznaczała wystające z ziemi kamienie, zakończone ostro na czubkach. Przynajmniej mógł patrzeć na pupę chłopca, która podskakiwała gdy on sam przeskakiwał z kamienia na kamień. Harry jednak nie mógł skakać, bo trzymał nadal kosz pełny jedzenia i z najdroższym szampanem na tej ziemi. A tak pieniędzy nie spieszyło mu się wydawać. W końcu kamienie przerzedziły się i weszli na piękną plażę. Była mała, ale miała idealny klimat. Słońce powoli zbliżało się do tafli wody, przez co klify wkoło nich wyglądały jakby były różowe. Na pewno uda mu się uwieść niebieskookiego chłopca. 

- Chodź tutaj, Harry- Louis pomachał do niego. 

Styles podszedł w pokazane miejsce i położył całkiem ciężki kosz na piasek. 

- Możemy tutaj rozłożyć koc, jest w miarę równo.

- Okey, zróbmy to.

Brunet nachylił się do kosza i wyciągnął z wierzchu koc, który po rozłożeniu okazał się dość sporych rozmiarów. Strzepnął go i ułożył równo na ziemi. Potem wyciągnął wszystkie produkty i ułożył je ostrożnie na kocu. Szklane kieliszki nie chcąc ryzykować chwycił w dłoń i podał szatynowi, który patrzył na niego zaczarowany. Otworzył szampana trzymając go poza kocem i rozlał do kieliszków, które podstawił Louis. 

- Za ten wieczór!- mrugnął do chłopca i stuknął szkłem.

- N-nie jestem p-pewny czy powinienem- młodszy skinął głową w kierunku alkoholu. 

- Nie obawiaj się, będę cię pilnował- uśmiechnął się i jak Louis miałby się oprzeć tym dwóm wgłębieniom w jego policzkach?

Niepewnie wziął łyk musującego napoju i przymknął oczy delektując się jego truskawkowym smakiem i bąbelkami. 

- Mmm- oblizał usta.- Jest dobry!

- Innego bym ci nie dał.

Potem rozmowa toczyła się gładko, mimo że Louis cały czas był skrępowany przy swoim idolu. Z minuty na minutę na kocu zostawało coraz mniej jedzenia, aż w końcu zanim się obejrzeli wkoło nich było już całkowicie ciemno i zjedli już wszystko. Nie wspominając o lekko podpitym szatynie, który teraz śmiał się z nieśmiesznych żartów towarzysza. Jednak nie osądzajcie go szybko, był w pełni świadomy co się dookoła niego dzieje. 

- To co teraz robimy?- przeciągnął ostatnią literę i przekrzywił głowę w bok.

Grzywka (już dawno rozczochrana) spadła na jego oko, na co fuknął rozeźlony i już chciał ją odgarnąć, kiedy jego dłoń zastąpiła większa i zgrabniejsza. Harry delikatnie odgarnął jego włosy za ucho i zostawił tam dłoń na chwilę. 

- Masz przepiękne oczy...

- Uh... Dziękuję. T-ty także. W-w ogóle cały jesteś piękny..

- Tak myślisz? Moja siostra zawsze mówiła, że wyglądam jak żaba.

- Może masz jakieś cechy podobne do żaby?- zaśmiał się. 

- Nie wiem... Zawsze lubiłem pływać. Może o to jej chodziło?- zamyślił się.

- Może... Właśnie,  popływamy? Woda jest w tym miejscu wyjątkowo ciepła.

- Doskonały pomysł, skarbie.

Obydwoje podnieśli się z piasku i podeszli do linii brzegu. 

- To co- Co ty robisz?- Louis spojrzał na Harry'ego, a jego policzki automatycznie pokryły się czerwienią. 

- Jak to co? 

- Czemu się r-rozbierasz?- patrzył jak z ciała drugiego co chwilę znika kolejna rzecz. 

- Kąpię się tylko nago, skarbie- powiedział ściągając z siebie ostatnią część garderoby, którą były bokserki. 

Louis zamknął oczy i wstrzymał powietrze. Słyszał jak mężczyzna powoli wchodzi do wody wzburzając ją nieco. Nie wiedział co ma zrobić w tej sytuacji. Kilka merów od niego jest nagi, nieziemski mężczyzna. Mokry. 

- Na co czekasz, Lou? Woda na prawdę jest przyjemna.

- A-ale że też na golasa? 

- Nie wstydź się, nie masz czego. To ja powinienem czuć się zawstydzony przy takim ciele.

Szatyn nadal z zamkniętymi oczami spuścił głowę w dół i wziął jeden, głęboki wdech. Raz się żyje, taka okazja się już nie powtórzy. 

Drżącymi dłońmi sięgnął do swoich spodenek i rozpiął po kolei rozporek i guziczek. Schylił się i ściągnął je powoli z dwóch nóg. Zaraz kiedy  się wyprostował naciągnął swoją koszulę jak najdalej w dół, starając się zakryć koronkowe majtki. Co powiedziała by jego mama?! Czemu on myśli o swojej mamie w takiej sytuacji? Napędzony nową energią szybko ściągnął z siebie koszulę teraz stojąc przed Harry'm jedynie w skąpej bieliźnie. 

- Uh... Gwiazdeczko. Nie wyobrażasz sobie jak seksownie wyglądasz- usłyszał przed sobą, ale nadal nie miał odwagi podnieść wzroku. 

Mimo, że Louis doskonale czuł, że skończy się to źle w prędkości światła zdarł z siebie majtki i wbiegł do wody. Dopiero tam, gdzie otuliła go przyjemnie woda i orzeźwiła jego umysł otworzył powoli oczy patrzą przed siebie. Nie spodziewał się takiego widoku. Harry stał w wodzie do połowy  piersi, jego głowa była przechylona gdy uważnie obserwował chłopca. Loki były splątane i mokre, opadające na jego czoło. Pulchna, teraz lekko fioletowa warga była namiętnie przez niego żuta.

 Louis nawet się z tym zbytnio nie kryjąc zjechał wzrokiem niżej i podziwiał jego tatuaże, które do tej pory mógł oglądać tylko na zdjęciach. Głupio mu się zrobiło, gdy spojrzał w dół na jego własną pierś, która była czysta. 

- To piękne, że jesteś jeszcze całkowicie niewinny, wiesz?- podpłynął bliżej chłopca.

- Czuję się przez to dziecinnie. 

- Nie powinieneś. Ja sam żałuję, że nie poczekałem z tatuażami trochę dłużej.

- Który jest pierwszy?

- Gwiazda, tutaj na bicepsie- podniósł rękę do góry i pokazał palcem szukany rysunek.

- Co ona oznacza?

- Nic szczególnego. Był to najprostszy i najtańszy wzór w salonie- zaśmiał się.

- A te jaskółki?- odważnie położył na nich otwarte dłonie.

- Całkiem niedawno je zrobiłem. Oznaczają wolność.

Między nimi zapadła cisza, podczas której Louis przesuwał powoli dłońmi po klatce piersiowej i badał kolejne zakamarki jego ciała, a Harry patrzył uważnie na chłopca pod nim. 

- Chciałbyś być wolny jak ptak, Harry?- spojrzał prosto w jego oczy. 

- Już jestem. 

Patrzyli się sobie w oczy. Louis trochę niepewnie, a Harry z intensywnością, która onieśmielała chłopca. I w końcu stało się. Dla starszego było to tylko kwestią czasu, za to dla drugiego szokiem. 

Całe ciało chłopca zamarło, a ręce opadły swobodnie do wody. 

- Dalej kochanie, co się dzieje?

- J-ja... To b-był mój pierwszy- wymamrotał.

Harry' ego zauważalnie to zdziwiło, sądził że taki piękny chłopiec był rozchwytywany.

- Nie wiedziałem, słońce. W takim razie spróbujmy jeszcze raz, oczywiście jeśli tego chcesz?- zapytał chociaż wiedział jaka będzie odpowiedź i innej nie miał zamiaru zaakceptować.

- Tak, tak!- pokiwał szybko głową.- Tylko ja n-nie wiem jak...- spuścił głowę w zawstydzeniu. 

- Coś na to zaradzimy, a teraz podnieś na mnie swoje śliczne oczęta.

Louis nadal speszony podniósł wzrok i napotkał dwa szmaragdy. Patrzyły na niego rozpalone, tak rozpalone. Louis nigdy nie był niczego tak pewny jak tego, że te oczy są rozpalone. To zaintrygowało go tak bardzo, że sam przybliżył swoją twarz do drugiej. 

Mimo, że jeszcze do niczego nie doszło jego żołądek był niczym wylęgarnia motyli. Pierwszy pocałunek z idolem, brzmi abstrakcyjnie, a jednak się dzieje. 

- Wyglądasz jak spłoszone zwierzę, Louis...

- Cz-czy możesz p-po prostu już mnie po-

- Niech twoje usteczka zajmą się czymś bardziej pożytecznym niż gadanie.

Harry powiedział to szybko, a jeszcze szybciej przywarł ponownie ustami do tych chłopca. I dosłownie mógł poczuć jak chłopiec rozpływa się w jego ramionach. Sam Louis walczył ze swoimi mięśniami, aby utrzymały go w jako takim pionie. 

Usta piosenkarza z wprawą poruszały się po tych wąskich sprawiając, że mózg młodszego zamieniał się w papkę. Z każdym muśnięciem Louis zaczynał umieć coraz więcej, więc poruszał coraz szybciej swoimi wargami. 

Był więcej niż z siebie zadowolony kiedy przygryzając delikatnie wargę lokatego wydobył z niego cichy jęk. To dodało mu pewności siebie, więc kiedy Harry otarł koniuszek swojego języka o jego otworzył szerzej buzię. Mężczyzna czując, że dostał zielone światło sapiąc przyłożył język do podniebienia Lou i z uśmieszkiem na ustach pochłaniał jęki, jakie z siebie wydobywał chłopiec. 

Starszy musiał przyznać, że był to jego najlepszy pocałunek, jaki kiedykolwiek z kimkolwiek dzielił. Może dlatego, że czuł satysfakcję z tego, że był jego pierwszym albo po prostu szatyn tak niesamowicie smakował i całow-Słodki Boże!

-Kochanie, chcesz mnie udławić tym swoim sprawnym języczkiem?- Styles zachrypiał odrywając się od zrujnowanego chłopca. 

- Wybacz, p-po prostu n-nie mogłem się powstrzymać. 

- To w porządku, skarbie...

Harry przyciągnął blisko do swojej piersi chłopca i oparł swoją brodę na głowie chłopca i co chwilę odsuwał się od niego by złożyć delikatne pocałunki we włosach Lou. 

A Lou? On był w niebie. Skurczony przytulał się do szerokiej klatki i przyciskał swoje opuchnięte usta to piersi Styles' a wsłuchując się w lekko przyspieszone bicie serca. 

Po chwili dryfowania w tej pozycji Harry przeniósł swoje dłonie  z bioder szatyna na jego plecy. Chłopiec zadrżał na ten kontakt, trochę ze zdenerwowania, ale też podekscytowania. Dłonie mężczyzny zaczęły zjeżdżać gładko po mokrych, opalonych plecach Louisa. W miejscu gdzie były zostawiały po sobie gęsią skórkę. 

Ogromne dłonie Harry' ego były coraz bliżej miejsca gdzie nikt nigdy wcześniej nie dotykał Louisa. Powinno go to przerażać, ale jedynie przyspieszało bicie jego serca i sprawiało, że jego krew uciekała do jednego miejsca co zauważył z wielkimi rumieńcami.

Harry delikatnie ścisnął pośladki chłopca delektując się ich nieskazitelnie gładką fakturą. Słuchał jak urywany zaczął być oddech Louisa i jak jego małe ciałko zaczyna coraz bardziej drżeć. Zaczął bawić się pupą chłopca obracając ją w swoich dłoniach i co chwilę wpychać jeden swój palec w przedziałek.

Gdy zaczął robić się niecierpliwy i uznał, że Louis przyzwyczaił się do nowych pieszczot delikatnie włożył kawałek swojego palca w ciasną dziurkę chłopca.

- Ooo- Louis otworzył swoją buzię tworząc z niej perfekcyjne kółko, a jego oczy prawie, że wypadły ze swojego miejsca.- H-harry...

- Za chwilę się przyzwyczaisz, słońce- ostrożnie wsunął swój palec do końca.

- A-ale czemu-

- Shh... Nie chcesz tego, skarbie?- wyższy zaczął składać delikatne pocałunki za jego uchem i na żuchwie.

I chłopiec tak bardzo wiedział, że to jest złe. Że powinien uprawiać miłość z osobą, którą kocha. Ale przecież on kocha Harry' ego. W toksyczny sposób, ale kocha. I Harry jest tak czarujący, tak go całuje, jak on może mu się oprzeć? Nie może.

- Tak, chcę- westchnął błogo delektując się uczuciem pulchnych ust na swojej szyi. 

Harry uradował się. To już koniec jego starań, chłopiec jest cały jego i zrobi z nim co będzie chciał. Wyciągnął z niego palec i wziął go na ręce zaczynając powoli sunąc do brzegu. 

Louis owinął nogi wokół bioder starszego i patrzył jak pokonując drogę zostawiają za sobą małe fale. Jego serce biło jak oszalałe w oczekiwaniu. 

Harry w końcu wyszedł na piasek, który od razu przyczepił się do jego stóp i nie zamierzał puścić. Warknął na to rozeźlony. Po chwili doszedł do koca i ostrożnie położył na niego roznegliżowanego i czerwonego chłopca. 

Patrzyli się na siebie w ciszy poznając swoje ciała. Starszy zachwycał się krzywiznami młodszego, a młodszy mięśniami starszego. 

- Nie wierzę, że to wszystko jest teraz tylko moje. 

- Tak, tylko twoje- wysapał pod nim Louis.- A teraz pocałuj mnie, proszę.

- Jak sobie życzysz, księżniczko- uśmiechnął się zawadiacko.

Nachylił się i złączył ich usta w gorącym pocałunku. Nie starał się być subtelny. Chciał już poczuć tą ciasnotę wokół swojego kutasa. Ich zęby zderzały się ze sobą co chwilę. 

Harry powoli wyznaczał ścieżkę  w dół drżącej klatki piersiowej Louisa. Patrzył co chwilę w górę by napawać się widokiem już zniszczonego chłopca. Nie mógł uwierzyć, że był tak podatny na jego pieszczoty.

W końcu, ku uciesze młodszego twarz kędzierzawego  zawisła nad jego kroczem. Harry delikatnie ucałował uniesioną delikatnie główkę penisa Louisa i popatrzył się mu w oczy. Cały czerwony Louis obserwował jak jego idol zasysa policzki mając w buzi już połowę jego przyrodzenia. 

I nie mógł poradzić na głośny jęk, który wydobył się z jego ust gdy Harry wziął go całego i dołączył do pieszczot język. Za to Harry był z siebie dumny. Nie pamiętał kiedy ostatni raz miał penisa w ustach. Zazwyczaj to on wynajmował dziwki do zaspakajania jego potrzeb. Jak widać i słychać nie wyszedł z wprawy.

- H-harry... Ja zaraz...- Louis był oszołomiony całkowicie nowym dla niego uczuciem, kompletnie nie wiedział co się dzieje.

Starszy szybko zareagował i z mlaskiem pozwolił wysunąć się już teraz całkowicie twardemu członkowi z ust. 

- Cz-czemu przerwałeś?- wydyszał Louis.

- Nie chcemy żebyś doszedł już teraz. Spróbujemy czegoś co sprawi ci jeszcze więcej rozkoszy.- wymruczał.

- O-okey.

Harry był zbyt napalony by wyciągnąć lubrykant z koszyka dlatego napluł sowicie na swoje palce i rozprowadził na nich równomiernie ślinę.

- Czemu plujesz na swoje palce?- Louis przechylił głowę w bok i Harry uznał to za urocze, co kompletnie nie pasowało do sytuacji. 

- Będzie cię mniej boleć.

- Będzie mnie boleć?!- zerwał się do siadu i przyciągnął do siebie nogi.

Styles wywrócił w duchu oczami.

- Kochanie... To normalne, ale potem będzie ci tylko nieziemsko- przybliżył się do Louisa i pogłaskał jego policzek.- Uwierz mi- szepnął mu do ucha i złożył za nim pocałunek.

Louis spojrzał z ufnością na Harry' ego i z powrotem położył się na kocu. Patrzył jak jego idol przykłada jednego, śliskiego palca do jego dziurki i delikatnie na nią napiera. 

- Rozluźnij się, nie masz się czego bać- Styles pogłaskał udo Louisa i wsunął swój cały palec jednym płynnym ruchem.

Louis sapnął na  dziwne uczucie. Na razie nie bolało, ale nie zmieniało to faktu, że było to po prostu... Dziwne. Harry na próbę poruszył pierwszy raz palcem chcąc wybadać reakcję chłopca. Nie zobaczył na niej nic niepokojącego, więc po kilku kolejnych ruchach palcem dodał drugiego.

Louis tym razem poczuł delikatny dyskomfort i ścisnął dłonią bark Styles'a , na którym w między czasie zdążył położyć dłoń. 

- Daj mi chwilkę, proszę- jego wysoki głos drżał ze wszystkich emocji.

Harry wolną dłonią chwycił biodro chłopca i zaczął zataczać na nim uspakające kółeczka. 

- Już, myślę że możesz-

Nie zdążył dokończyć bo Styles od razu wyciągnął swoje długie palce i z powrotem wepchnął. Czując  tak wspaniale ciasnotę i ciepło wokół jego palców jego cierpliwość zmniejszyła, ale za to intensywność ruchów i liczba palców wzrosła.

Teraz chłopiec miał w sobie trzy długie palce i zaczynało się to robić przyjemne. Co chwilę zaciskał swoje oczy i cicho jęczał. 

Nagle jego ciało wygięło się w łuk na kocu, a usta opuścił cichy krzyk, gdy Harry trafił w jeden, szczególny punkt w jego wnętrzu. Harry spojrzał się na niego z dołu chytrze i po sekundzie znów powoli i mocno wepchnął palce w prostatę Lou.

- U-uh, jeszcze, proszę!

- Już ci wystarczy, skarbie. Teraz sprawimy, że ja też poczuję się dobrze, tak?

- T-tak?- bardziej zapytał niż, stwierdził.

Harry tym razem nachylił się do koszyka leżącego kawałek dalej i wyciągnął z nich jednego kondoma. Rozerwał paczuszkę zębami i naciągnął dokładnie na swojego twardego penisa. Podejrzewał, że chłopiec jest czysty jak łza, jednak nie wiedział jakie świństwa on sam może nosić. 

Louis patrzył jak zaczarowany na swojego idola. Jego włosy były splątane, a mięśnie napięte. Nie mógł się doczekać aż Styles wejdzie w niego swoim wielkim kutasem.... Zarumienił się na swoje brudne myśli.

Jego krótkie zamyślenie przerwało delikatne muśnięcie na jego ciasnej dziurce. 

- Mogę?- Harry siedział na swoich stopach i trzymał w dłoni swój pulsujący wzwód przykładając go do pupy chłopca.

- Mhm- Louis przygryzł wargę i położył swoją głowę na kocu.

Po chwili Harry ustawił się stabilnie między opalonymi udami Louisa i nachylił się nad nim opierając dłonie po dwóch stronach jego głowy. Widząc rozbiegane i lekko wystraszone  błękitne spojrzenie zbliżył się do twarzy chłopca i złożył na jego słodkich usteczkach pocałunek, oczywiście żeby chłopak nie wystraszył się za bardzo i nie uciekł. Pragnął pozbawić Louisa dziewictwa jak niczego innego na świecie. 

Gdy Louis już wydawał się pozbyć wszelkiego stresu przez delikatny pocałunek Harry jednym szybkim ruchem wszedł gładko w chłopca. Ten zaś otworzył buzię w niemym krzyku i ścisnął mocno dłonie, które wcześniej przeniósł na kark starszego. 

- Wolałbym gdybyś przeniósł swoje ostre pazurki na moje plecy, kochanie- Harry wysapał mu do ucha.

Louis zbyt przytłoczony by użyć jakichkolwiek słów  zgodnie z poleceniem położył swoje dłonie na umięśnionych plecach Styles'a i to tam wbił mu tym razem paznokcie. 

Brunet zaczął poruszać się płytko w gorącej ciasnocie chłopca na próbę. Gdy nie otrzymał żadnej oczywistej odmowy wszedł w Louisa głęboko i jęknął głośno. Chłopak był tak nieziemsko ciasny, ciepły i wilgotny. 

Wtedy stracił całkowicie jakąkolwiek kontrolę nad sobą. Jego biodra wyznaczyły swój własny szalony rytm i zderzały się z głośnym plaskiem z pulchną pupą Louisa, który zamiast mózgu miał teraz papkę. 

Harry bezlitośnie wbijał go w koc i maltretował prostatę. On na to reagował krzykami, jękami i coraz głębszymi i dłuższymi śladami na plecach Styles'a. Już nie do końca pamiętał czemu chciał żeby jego pierwszy raz był delikatny i powolny skoro to co dawał mu teraz brunet było kurewsko dobre. 

- Mais rápido (szybciej), Harry! - wyjęczał przesuwając się na kocu w górę i w dół.

- N-nie rozumiem, ale wszystko co potrzebuję na prawdę rozumieć to to gdy mówisz do mnie sprośne rzeczy, kochanie.

Jednak Louis nie musiał powtarzać bo Harry zawładnięty swoją własną przyjemnością jeszcze bardziej przyspieszył swoje ruchy. Z zachwytem patrzył jak jego kutas wciska się do ciasnej dziurki i jak ta zaciska się na nim zbliżając go do finału. 

- Jestem b-blisko!- Louis cicho krzyknął i zacisnął swoje powieki.

- Tak, tak- Harry wysapał w amoku i zginając chłopca w pół zaczął wbijać się w niego jeszcze mocniej.

Wtedy oczy Louisa wywróciły się do tyłu i mógł przysiąc, że zobaczył gwiazdy.

- J-ja- nie skończył gdy wytrysnął obficie na swoją klatkę i poczuł jak jego ścianki zaciskają się na pulsującym w jego wnętrzu kutasie.

- l-louis!- drugiemu też nie trzeba było wiele, żeby rozlać się w prezerwatywie.

Harry bujał jeszcze luźno biodrami czekając aż jego przyrodzenie całkowicie opadnie. Gdy to nastąpiło wysunął się ze zmasakrowanego chłopca, ściągnął z siebie gumkę rzucając ją na piasek  i opadł zmęczony obok niego na kocu. Obrócił się w kierunku Louisa i patrzył na jego profil.

- Czy byłem dla ciebie dobry, Harry?- wychrypiał niebieskooki.

- Najlepszy, a teraz idź spać, jesteś zmęczony. Pogadamy rano- Styles od niechcenia zarzucił swoje ramię na talię chłopca.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

***

- Louis, Lou... Louis!- ktoś usilnie próbował obudzić chłopca.

Ten tylko obrócił się na drugi bok i wrócił do snu.

- Louis, proszę. Louis Tomlinson!- znowu ta sama osoba szturchnęła go w żebra.

- Czego potrzebujesz Harry?- wymamrotał sennie.

- Kto to Harry?

Te słowa błyskawicznie ocuciły Louisa, który zerwał się na równe nogi. Rozejrzał się dookoła nadal lekko nieprzytomnie i od razu skrzywił się na ból w dole pleców. Zaraz obok niego kucał na pisaku dobrze znany mu mulat, nie tak jak chciał i się spodziewał przystojny brunet. 

- Gdzie on jest? - rozejrzał się jeszcze raz dookoła.

Jego ciało powoli zalewała panika i pozostawiała go ciężko łapiącego oddech.

- Harry! N-nie... Gdzie jesteś, Harry?!

- Lou, uspokój się. Kto to Harry?

- Daj mi spokój, powiedz mi gdzie on jest!- złapał się za głowę i spojrzał się na Zayna.

- Kto? Nikogo tu nie było oprócz ciebie, jak przyszedłem.

- J-jak to... T-to niemożliwe... On obiecał- upadł na kolana i schował twarz w dłoniach, po której zaczęły spływać małe łzy.

Zayn podbiegł do niego i owinął go kocem, który miał na sobie resztki wspomnień z wczorajszej nocy. Louis dopiero teraz zauważył, że był nagi, ale nie obchodziło go to bardzo bo w jego głowie panował właśnie istny chaos. 

- Co się stało, Louis?

- J-ja...

- Spokojnie, nie może być aż tak źle...- niebieskooki w jednym momencie puścił w zapomnienie wszystkie urazy do swojego przyjaciela i wtulił się w niego szlochając.

- Z-zayn, ja zrobiłem n-najgłupszą rzecz w-w moim całym życiu!- jego serce do końca nie pozwoliło dopuścić do siebie myśli, że Styles zwyczajnie go zmanipulował i zostawił.

- Co zrobiłeś?

- J-ja umówiłem się z Harry'm...- Zayn spojrzał na niego z pytaniem w oczach.- Harry'm  Styles'em...

- T-to źle? Czekaj, nie mów że- spojrzał na jego nagą klatkę sugestywnie.

Louis spuścił tylko głowę ze wstydu, a jego ramiona zadrżały pod wpływem kolejnego szlochu. Jak on mógł być tak naiwny?

- Chcesz mi powiedzieć, że ten chuj zabrał najcenniejszą rzecz w twoim życiu i tak po prostu uciekł?!- Lou poczuł jak ramiona jego przyjaciela napinają się, a uchwyt dłoni zacieśnia.

- A-ale to t-tylko moja wina...

- Nie! To tylko wyłącznie JEGO wina! Argh! Jak on mógł?! Jak go tylko zobaczę urwę mu jajca i sprzedam na AliExpress napalonej nastolacie!

Louis tylko skulił się jeszcze bardziej i jedyne o czym marzył to jego ciepłe łóżko i mocne uderzenie w głowę, żeby mógł zapomnieć o tym co się wydarzyło i o okropnym rozczarowaniu i bólu, które rozdzierały jego młode, niedoświadczone serce.

Chwilę siedzieli w ciszy, wykorzystując ją na różne sposoby. 

- Co teraz masz zamiar zrobić?- Zayn westchnął i przyciągnął przyjaciela jeszcze bliżej.

- Nie- 

Jego wypowiedź przerwał niewyraźny dzwonek telefonu. Rozejrzeli się i zobaczyli metr od nich różowy telefon Louisa. Zayn sięgnął po niego i bez żadnego zapytania odebrał połączenie.

- Ha-

- Siemaneczko, Lou! Tutaj Niall! Jak tam twoja wczorajsza randka?Mam nadzieję, że dobrze! Co ty na to żeby spotkać się-

- Wybacz, ale Louis nie może teraz rozmawiać.

- A kim ty jesteś?

- Jego najlepszym przyjacielem, a teraz siemaneczko - wywrócił oczami i rozłączył się.

- Kto t-to?

- Jakiś... Nejl?

- A-ha... Czy m-możemy iść d-do domu? Nie chcę tu być t-eraz... A-ani nigdy.

- Chodźmy Lou- zacisnął ramię wokół przyjaciela jeszcze ciaśniej i powoli wstał. 

Louis spojrzał się na horyzont, zza którego powoli wyłaniało się powoli słońce. Patrzył jak powoli oświeca plażę i pozostawiony na niej koszyk. Tak mu się spieszyło, że nawet nie chciało mu się zabrać lekkiej plecionki drewnianych gałązek. 

Chłopiec czuł jakby słońce zabierało od niego całą jego energię, ciepło i dobroć. Pozostawiało tylko ciemną, wilgotną od jego łez pustkę, w której odbijał się echem trzask jego połamanego serca i duszy, które miał także wrażenie, że z niego powoli ulatywały. 

Nigdy nie chciał się czuć w ten sposób. Zszargany, pusty i trzęsący się jak epileptyk. Nigdy nie chciał się zawieść na osobie, którą kochał. Teraz nie chciał już nigdy nikogo kochać.




Jak będziecie mieli ochotę będzie kontynuacja ;) Nie do końca sprawdzone, ale jakby co będę poprawiać. 

Mam nadzieję, że wam się spodobało. I okładka najpiękniejsza (wreszcie pokazana światu) wykonana przez Darrren.

Miłego wieczoru/nocy <3













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro