8🚬
- To przez nie umieram. - mówię do kobiety, siedzącej jak zwykle przy moim łożku, smętnym głosem, wpatrzona w widok zza okna.
Oblizuję wargi, gdy spoglądam na mężczyznę, trzymającego między zębami zapalonego papierosa. Dokładnie takiego, jakie zwykłam palić. To nie jakieś tam cienkie, kobiece fajki, tylko mocne, miętowe Marlboro.
- Nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby choć jeden raz móc zapalić. - uśmiecham się lekko, wspominając chwilę, kiedy oglądałam zachody słońca z balkonu mojego apartamentu, trzymając w ręce kieliszek wina i papierosa.
- Masz świadomość, do czego cię doprowadziły, ale mimo to tęsknisz? Przecież to absurd. - marszczy brwi, zdziwiona i nie mogąca zrozumieć znaczenia moich słów.
- Bo widzisz... Człowiek tęskni za wszystkim, co pomimo konsekwencji dawało mu chociaż trochę ukojenia. To normalne. Możemy być świadomi tego, że coś jest złe, ale ludzki instynkt i tak będzie nas do tego namawiał, bo w grę wchodzi szczęście, które nam w tym przez chwilę towarzyszy. Pragnienie chwilowego szczęścia, radości, ulgi, ekstazy... to coś, za co jesteśmy gotowi zapłacić bardzo wysoką cenę. W końcu... to właśnie do tego dąży każdy z nas. Ludzie chcą czuć się dobrze i to właśnie ta żądza sprawia, iż jesteśmy słabi. - robię sobie krótką przerwę, bo mówienie przez dłuższy czas jest dla mnie trudniejsze, niż kiedykolwiek - Ludzie są słabi, bo wygodnie im trwać w błędach.
- To znaczy...?
- Tak, jestem słaba, tak samo jak ty i wielu innych. Ale pamiętaj... Ludzka siła wyrasta właśnie ze słabości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro