Rozdział V
Stał nieruchomo przez chwilę, chociaż czas dłużył mu się niemiłosiernie. Tak bardzo nie chciał swojego przyjaciela widzieć z kimś innym. Pomimo tego, że nie czuł do niego niczego specjalnego, czuł się zazdrosny. Martwił się. Przecież każdy mógł zranić młodszego. W tym momencie naprawdę zaczął się obwiniać o wszystko. Gdyby nie zareagował tak pochopnie, nie musiałby wychodzić z opiekunem i zostawiać Taehyunga samego. Z zamyślenia wyrwał go śmiech rudowłosego. Adrenalina mu podskoczyła. W jego oczach po raz kolejny pojawiły się łzy. Odwrócił się. Zaczął biec. Prędkość z jaką się poruszał, można było porównać z prędkością sprintera. Chciał jak najszybciej zaszyć się w pokoju.
Na pomoście nadal znajdowali się jego kompani, tylko tym razem dołączył do nich Seokjin. W tym miejscu na plaży stała jedna lampa, która oświetlała dość spory obszar. Chłopcy dostrzegli jakąś sylwetkę, a gdy się przyjrzeli, byli pewni kto to.
- Jimin! Gdzie lecisz?! - krzyknął Namjoon.
Lecz brunet się nie zatrzymał. Ignorował wszystkie bodźce działające z zewnątrz. Piasek, który wpadł mu do butów i zaczął obcierać jego stopy. Liczne komary, próbujące pożywić się jego krwią. Nawoływania przyjaciół. Wciąż był w szoku. Schody, które rano przyprawiły mu tyle trudności, w tamtym momencie pokonał je w czasie krótszym niż minuta. Odczuwał wrażenie, jakby zaraz miał wypluć swoje płuca, ale wciąż nie zrobił przerwy.
Wbiegł do pokoju trzaskając drzwiami. Upadł na kolana i zaczął się wydzierać. Aż dziw, że nikt go nie usłyszał. Przeklinał w myślach samego siebie. W rozpaczy wbił swoje paznokcie w uda i przejeżdżając nimi z dołu do góry tworzył zaczerwienione ślady. Miał szczęście, że zabrał z domu poduszkę, tak na wszelki wypadek. Chwycił ją i położył na podłodze. Narzucił na siebie bluzę (bo noce bywały chłodne) i ułożył się na dywaniku. Przykrył się jakimiś przypadkowymi ubraniami i chciał zasnąć. Niestety nie potrafił. Kiedy wreszcie mu się udawało, budził go najmniejszy szmer. Jednym z takich szmerów, był wchodzący do pomieszczenia Taehyung. Starszy nawet się nie poruszył. Zacisnął mocniej powieki i czekał na reakcję towarzysza.
- Hyung, jesteś tutaj? - rozległ się szept.
Po chwili światło zostało zapalone. Rudzielec stanął jak wryty. Zdziwił się. Zastanawiał się nad tym, dlaczego jego przyjaciel postanowił spać na ziemi. Czyżby się go wystraszył? A może się go brzydził? Podszedł do niego po cichu i kucnął obok chłopaka. Pogłaskał go po ramieniu i usiadł na łóżku. Spojrzał na brązowowłosego. Sądził, że Parkowi w tamtej chwili śniło się coś niezbyt przyjemnego, ponieważ jego klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie, a ręce lekko drżały. Nie chciał go budzić, pomimo wszystko, ale musiał się wygadać. Miał ochotę opowiedzieć mu o swoim bardzo miłym wieczorze.
- Jimiś, ach... Jakbyś Ty tylko wiedział... - westchnął V. - Gdybyś tam był. Mam nowego kolegę. Jest świetny. Uprzejmy, kulturalny i ma ogromne poczucie humoru! Musisz go poznać, na pewno przypadniecie sobie do gustu. - słychać było skrzypnięcie materaca, na którym właśnie położył się młodszy. - Trochę przypomina mi Ciebie, dlatego tak szybko go polubiłem. Jeśli byś mnie teraz słyszał, na pewno byłbyś dumny, że wreszcie potrafię sobie znaleźć znajomych.
Pod powiekami Jimina automatycznie znów zrobiło się mokro. W pewnym sensie się wzruszył tym, że dzieciak ma go za taki autorytet, a z drugiej strony wciąż było mu przykro, że tak wyszło. Sam nie rozumiał swoich uczuć. Chciał szczęścia Kima. Zastanawiał się, po co miałby go poznawać. Doszło do niego, że wtedy mógłby być spokojny o bezpieczeństwo pomarańczowowłosego. Zadał sobie pytanie: właściwie, czemu nie? Po tym zasnął.
Wstał wyjątkowo wcześnie, postanawiając z rana urządzić sobie spacerek po obozie. Nie budząc swojego przyjaciela, wyszedł na świeże powietrze. Jedyne co dało się słyszeć to śpiew ptaków. Ponownie zaczął rozmyślać o tym wszystkim. Zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniło się jego życie w ciągu dwóch dni. Usiadł na ławce na plaży i obserwował delikatne fale, tworzące się na powierzchni jeziora. Rozważał wszystkie za i przeciw, w sprawie poznania nowego kolegi Taehyunga. Gdy sądził, że jest więcej zalet, natychmiast pojawiała się jakaś wada i wyrównywała szalę. Zazwyczaj spełniał wszystkie zachcianki młodszego, oczywiście jeśli były w granicach przyzwoitości. Sądził, że i to jakoś mógłby przełknąć. Po dłuższym czasie usłyszał donośny dźwięk gongu wzywającego na śniadanie. Niespiesznie podążył ma górę. Wchodząc do budynku wzbudził wielką sensację. Wszystkie pary oczu zwróciły się w jego stronę. Na jego usta wkradł się lekko wykrzywiony uśmiech. Podążył do stolika. Przywitał się z każdym z przyjaciół i zajął miejsce obok najmłodszego Kima.
- Przepraszam, że wyszedłem bez słowa. Chciałem się przejść. - wytłumaczył się.
Rudzielec wyszczerzył się i go przytulił, mówiąc, że nic się nie stało. Jakim on był pozytywnym dzieckiem. Kiedy Park zauważał wszystkie zagrożenia dookoła, młodszy je ignorował. Był zbyt optymistycznym człowiekiem, żeby się tym przejmować. Tym bardziej, że miał takiego wspaniałego hyunga, który byłby w stanie oddać za niego życie. Całkowicie to doceniał i starał się odwdzięczać starszemu, kiedy tylko miał ku temu okazję. Po posiłku do całej paczki podszedł starszy, czarnowłosy chłopak, prawdopodobnie ten, którego Jimin widział poprzedniego wieczoru. V szybko wstał, pociągając za nadgarstek bruneta, by również znalazł się w tej pozycji. Przytulił się do przybysza. Kiedy się od niego odkleił, spojrzał na obydwu.
- Poznajcie się. Jimiś hyung, to jest Sungyeol hyung. - wystawił język. - Sungyeol hyung, to jest Jimiś hyung.
Niższy podszedł do nowego i podał mu dłoń.
- Jimin. Park Jimin. - mruknął prawie bezgłośnie.
- Sungyeol. Lee Sungyeol. - uścisnął jego dłoń. - Miło mi poznać tego słynnego Jimisia, o którym Taeś ciągle opowiadał.
Przywitał się z resztą i dosiadł się do ich stolika. Cały czas opowiadał kawały i się śmiał. Wyglądał na fajnego. Chim co chwilę spoglądał na Yeola, bacznie obserwując każdy jego ruch. Starał się zbliżyć do Taehyunga. Pomimo całej pozytywnej energii, jaką emanował szatyn, Jimin uważał, że źle mu z oczu patrzy. Miał co do niego źle przeczucia. A jeśli kiedykolwiek Park miał złe przeczucie, to musiało coś znaczyć.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem jakim cudem udało mi się wyrobić z tym rozdziałem, ale jest! ^^ Przywitajcie pana Sungyeola, który na jakiś czas pojawi się w życiu naszych chłopców.
Ta cała historia miała w planach zupełnie inaczej wyglądać, ale sądzę, że tak jest nawet lepiej. :3
Komentarze i oceny jak zawsze mile widziane! Miłego dnia/nocy~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro