80.| Legendy i mity, berek z przeznaczeniem oraz no ślub
Doszły mnie słuchy, że każdy rozumie idee kolorów ognia Błękitka i dlaczego Karol może to kontrolować. Dlatego tłumaczę.
Chodziłam na rozszerzą fizykę, co prawda jedynie na trzy miesiące, ale jednak. Wiązało się to z wykładami na UAM w poznaniu. Na jednym z wykładów typ nam tłumaczył dogłębnie fale świetlne, nie pamiętam. Jednak pamiętałam, że krótkie (chyba mikrofale), były czerwone, a takie dojebane fale były ultrafioletowe. Stąd wpadłam na pomysł z temperaturami ognia i ich poszczególnymi umiejętnościami, które ściśle wiązały się całą mocą, jaką dzierży Błękitek. Dlatego czerwony to zwykły ogień, pomarańczowy to wykrywanie prawdy, żółty to jego zapierdalanie, zielony to jego 30 sekundowe zamienianie się w ducha (które w tej formie jest stałe), niebieskie to wymazywanie prawdy, a fioletowy to teleportacja. Teleportacja dlatego, że Offendi miał fioletowe oczy i używał właśnie tej mocy, to nawiązanie. ( U mnie ma złote, ale chodzi o oryginał). Będzie jeszcze róż i biały, ale to później.
A dlaczego Karol to kontroluję? To później, muszę wymyśleć jak to mądrze wytłumaczyć.
I Marco nie żyję.
Tyle.
10800 słów
~*~
Idąc korytarzami szkoły delikatnie podgryzałam książkę do historii, gdyż wybitnie jej nie lubię. W głowie miałam tylko Darie z pierścionkiem i jej łapę, którą machała mi nim przed twarzą. Po tym wszystkim od tak wysłali mnie do szkoły, a oni radośnie pognali do sklepu, by kupić suknie i inne pierdoły. Szkoda, że nie mogłam iść z nimi, urządziłabym im piekło na ziemi. To byłoby wybieranie sukni ślubnej z Tartaru, kresu i innych końców, o których nie wiem. Już wyobrażałam sobie, jak chodzą po niej modliszki, zamiast kwiatów, a komary zamiast cekinów. Myślałam, aż nie poczułam, że odgryzałam kartkę. Ignorując ją, po prostu to zjadłam, nadal zabijając ją w mojej głowie i prosząc wszystkie istniejące tu bóstwa o piorun, który by pieprzną Darie i...
- Co ty robisz? - Zapytał mnie wilk, który ze zmieszaniem patrzył jak zjadam papier.
- Myślę. Nie widać? - Burknęłam, wchodząc do klasy. Usiedliśmy razem w ławce, a przed nami usiadł Harry, który natychmiast odwrócił się w moją stronę. Przez to pudełko zapomniałam jak wygląda. To akurat był plus, bo teraz przypominałam sobie dosłownie wszystko i jaką żałosną osobą potrafił być.
- Za nie całe dwa tygodnie Halloween, musimy się spotkać by wszystko obgadać...
-Nie zadręczaj mnie teraz, teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie. -Wywarczałam w jego stronę, bo ledwo co wróciłam, a ten już ma dla mnie zadania związane z moim samorządem. Naprawdę zastanawia mnie po kij się w to pchałam. Teraz mam, demona, który nie może usiedzieć pięć minut bez planowania wszystkiego.
- Doprawdy?
- Tak.
- Może Ci w tym pomogę?
- Nie, spierdalaj, to nie twoja sprawa!
- Karol, jeśli to coś poważnego, to ja Ci również pomogę. - Odezwał się teraz Nico, który podejrzliwie patrzył w stronę Lotrivera. Zastanawiałam się przez chwile, czy oni byliby w stanie mi pomóc, bo to sytuacja wyjątkowa. Nie mogę pozwolić, aby on się z nią związał. Oznaczałoby to moją przegraną. Zawiodłabym siebie, ale i równie Lily, która w wojnie potrafi być w gorszą wersją Candy'ego. Ja jestem z tą lepszą i nie daję rady. Jednakże ten pajac jest królem simpów, więc i tak by nie zrobił nic Fioletce. Mi już tak.
- Na przerwie.
~*~
- A więc twój były się żeni i to za trzy dni? - Powtórzyła zszokowana Sarah, a ja pokręciłam głową na potwierdzenie. - Jaki on jest głupi, to nie ma sensu.
- Ja wiem!
-Karol, czy ty wiesz jak wyglądają śluby tutaj? - Zapytał mnie nagle dość poważnie Harry, a ja tym razem pokręciłam głową na znak zaprzeczenia. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale myślałam, że wszędzie śluby wyglądają dość podobnie. Kwiatki, sukienki, pieniądze w kopercie. Trochę jak Kolenda z księdzem, ale bez pijanych ludzi z ich historiami z życia. Chłopak ciężko westchnął, a reszta wydawała się dość zmieszana. -Śluby biorą osoby stare, którym zostało około dziesięć lat życia, coś w tym stylu. Tak robią rozważni i pewni, że chcą się związać akurat z tą osobą. Jednak i tak znaczna większość się na to nie decyduje.
-Dlaczego? - Zapytałam zdziwiona.
-Ponieważ ślub, to rytuał związania ze sobą duszy. Po śmierci tacy trafią do tej samej wersji świata, by odnaleźć siebie, by kochać się ponow...
-Musimy to przerwać. Nie, to było zapisane w gwiazdach, ja muszę to przerwać. - Przerwałam mu. - Muszę to przerwać w chuj, jak mi nie pomożecie, to spalę wam domy, wiem gdzie mieszkacie! - Krzyknęłam będąc w istnej euforii. Skoro Lily i Candy się spotkali, oznacza to, że to ja wzięłam ślub z Błękitkiem, a nie Daria. To znaczy, że muszę im przerwać za wszelką ceny, bo oni się nie spotkają! Lily będzie sama w Juanem, a Cane i Candy będą... Nie wiadomo gdzie! To kwestia mojego życia i śmierci i drugiego życia. Wzięłam głęboki oddech. - To jak się przerywa śluby?
-Karol, wszystko dobrze? - Zapytał mnie wilk, widząc moją gwałtowną reakcje.
-Nie, nie jest. Będzie dobrze jak to przerwiemy!
-Ale serio, ty źle wyglądasz...
-Po prostu to dla mnie ważne, bo oni nie mogą od tak tego zrobić. -Dodałam już spokojniej. - To odpowiecie mi, czy nie? Jak to się robi?
-Wystarczy w czasie ceremonii powiedzieć trzy powody, dla których oni nie mogą być razem. To będzie znak dla prowadzącego, że nie może kontynuować rytuału.
-Świetnie, bo Daria jest głupia, brzydka i jest wredną pizdą. Proste!
-Nie tak szybko. - Przerwał mi wilk. - To muszą być mocne argumenty, które przekonają wszystkich. Te epitety nic ci nie dadzą.
-On ma rację. - Przyznał demon.
-A ty czemu nagle chcesz pomóc? - Zapytała go dziewczyna, patrząc wprost na szare oczy Lotrivera.
-Tym szybciej to załatwimy, tym szybciej wrócimy do pracy nad balem.- Przewrócił oczami, ze krzyżowanymi ramionami. - Chce, aby ten dzień był wyjątkowy, a nic nie zrobię bez podpisu Karoliny. Mino mojej zdecydowanej reprezentatywnej roli, wciąż jestem tylko połową. - Burknął, a duch tylko mierzył go wzrokiem. Jednak po chwili odpuściła, wydając z siebie dźwięk niezadowolenia.
-Zgoda, ale nic nie kombinuj. Nie ufam ci.
-Ja również. - Dodał wilk, pokazują swoje kły.
-Ja wam w sumie też. Co za różnica, i tak się nie przyjaźnimy. Może i w planach potrzebne jest zaufanie, ale ja oczekuję tylko rezultatu, jaki otrzymam. - Po tych słowach demon odszedł zastawiając nas samych. W tym samym czasie moim przyjaciele rzucali w jego stronę różnie nie miłe komentarze, z którymi się zgadzam. Ale... Zrobiło mi się ciut cieplej na sercu widząc, jak próbują mnie bronić. Aż nie mogę uwierzyć, że znamy się dwa miesiące, a staliśmy się takimi psiapsi. Gorzej z Harrym, któremu nadal nie ufam. Zrobiliśmy dla siebie dużo, ale wiem, że głównym powodem jest to, że ja jestem wice. To jego jebitne słowo klucz, albo zdanie klucz. Musi być miły, bo byśmy oboje zwariowali przez ten rok, który ostatnimi czasy strasznie mi się dłuży. Chcąc nie chcąc jesteśmy zmuszeni do współpracy.
~*~
Plan jest prosty, ale nie mniej jednak złożony. Z tego co ustaliliśmy, to najpierw muszę się dowiedzieć, gdzie odbywa się ceremonia. To mój cel, który muszę zrealizować za wszelką cenę. Razem ze wszystkimi opracowaliśmy wszystkie opcję, aby nic nas nie zaskoczyło, bo jednak Daria jest nieprzewidywalna, nieobliczalna i nieokiełznana. Westchnęłam ciężko, aby mentalnie przygotować się, do tego starcia. Wiem, że dam radę. Jak dokonałam zamachu, to to nie powinno być problemem. Usiadłam przy swoim biurku, a demon obok. Musieliśmy zająć się jakimiś niepotrzebnymi rzeczami. Prawie od razu zaproponował przytulenie, aby zatrzymać czas i nie marnować czasu, a ja się bez wahania zgodziłam. Nie mogę wrócić późno, bo muszę wyciągnąć informacje.
Gdy skończyliśmy, razem udaliśmy się w stronę domu Harrego. Prawie zapomniałam, że nadal u niego pracuję. Tęskniłam za wycieraniem kurzu z każdego zakamarka tego dużego domu. Byłam w czasie wycierania świecznika, gdy nagle wypadła z niego jedna święcą.
- Właśnie przerwałaś czyjeś życie, nie ładnie. - Zażartował, podając mi świece, którą ustawiłam wraz z pozostałymi. Spojrzałam na niego zdziwiona, a potem nieznacznie zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego niby? - Zapytałam nie rozumiejąc co miał na myśli. Chłopak posmutniał i usiadł na sofie, a ja kontynuowałam sprzątanie. Miałam tylko nadzieje, że nie zamierza mnie teraz obserwować, bo to byłoby dla mnie nieco krępujące.
- Zapomniałem, że nie pochodzisz stąd. To nawiązanie to jednej legendy, które każde tutejsze dziecko zna...
- Możesz opowiedzieć, zamiast się gapić jak myję podłogę. - Mruknęłam, zanurzając mopa we wiadrze. Nigdy nie słyszałam żadnych legend tego świata, nawet nie wiedziałam, że jakiekolwiek istnieją. Jeden dzień, a tyle się dowiaduję o kulturze. Aż szkoda, że nie uczą tego w naszej kochanej szkole. Choć może mówili o tym w przedszkolu, albo szkole podstawowej. Posmutniałam na tą myśl, że nadal musza mi wszystko tłumaczyć, ale wszystko w swoim czasie. Na razie chciałam nie sprawiać wrażenia zainteresowanej, tym co mówi i może czymś go zając, by mnie nie peszył. Chce mimo wszystko skończyć i zając się planem rozjebania Darii.
- W sumie mogę robić te dwie czynności na raz, ale dobrze. Nie będę cię denerwował. - Po tych słowach odwrócił swój wzrok. - Opowiada się to dzieciom, gdy nie mogą zrozumieć czemu wilki żyją około siedemdziesiąt lat, wróżki do osiemdziesięciu, a demony przekraczają całe tysiące. Legenda głosi, że kiedyś wszystkie istoty były nieśmiertelne i przez to cierpiały katuszę, będąc starym i nie mogącym nic zrobić bytem. Wtedy pojawiła się matka świec, która widząc to zaczęła każdej istocie tworzyć świecę, a z momentem ich zgaszenia, gasło ich życie. Na początku dawała je każdemu do rąk, ale istoty zaczęły je gasić z zawiści do samym siebie. Wtedy matka świec odeszła, aby czuwać nad każdą święcą. Oczywiście, ile rodzajów istot, tyle rodzajów świec. Nie wiadomo z czego są święcę demonów pierwszych, może być tak, że w ogóle ich nie mają. Wyjątkiem jest demon pierwszy miłości, ponoć jego świeca jest z okruchów padparadschy...
-Jak to się kurwa wymawia? - Przerwałam nagle.
- Pad - pa - rad - sza. Padparadsza.
- A okej, kontynuuj.
- Na czym ja skończyłem... A tak. Legenda mówi, że tylko ten demon pierwszy mógł umrzeć i tak widać się nie myliła... - Na chwile przerwał. - Ponoć świece demonów są z cegły. Wróżek z porcelany. Wampirów ze szkła, natomiast ludzi z wosku. Więcej nie pamiętam, ale nie mam tam i tak wszystkich istot, to byłoby niemożliwe.
- Jak w ogóle to się pali? Jakby em, świeca ze szkła?
- To tylko legenda, która ma odzwierciedlić kruchość życia. - Wzruszył ramionami.
- To czemu miała rację, co do śmierci Offendera? - Zapytałam. Starałam się nie dać po sobie poznać, że podobała mi się jego opowieść. W dodatku jego tonacja w opowiadaniu była dość wciągająca i odciągała myślami od sprzątania. Zamiast tego rozmyślałam, jak mogłaby wyglądać taka świeca. Jakiego była kształtu, i czy bardzo różniła się o tych standardowych?
- Ponieważ to akurat było do przewidzenia. Jak inne demony czerpią energie z otoczenia, to demon miłość tylko z jednej. Chyba, że się coś zmieniło, bo ty nie wyglądasz na chorą, mimo że twój były się żeni. - Uśmiechnął się do mnie szeroko, ale ja do pochlapałam mopem.
- On mnie nadal kocha. - Ucięłam, idąc do innego pomieszczenia, a chłopak udał się w moim kierunku.
- Dlatego idziemy zniszczyć mu ślub. Ma sens.
- Jeszcze jedną słowo, a udam się do tej matki świec, aby poprosić, by twoją zgasła. - Na te słowa się roześmiał, a ja przewróciłam oczami.
- Może... gdzieś tam jest, na końcu tego świata przed wielkim urwiskiem do pustki.
- Nie mów, że ziemia jest płatka na tym święcie. - Z poważniałam, wierząc, że chłopak wyprowadzi mnie z błędu, on był jednak dość zmieszany.
- W zasadzie, nie wiem. Wiem, że w innych wymiarach życie znajduje się na planetach, ale wymiar zero? Nie mam pojęcia.
- Nie macie mapy?
- Mamy mapy, ale tylko tego kraju.
- Tutaj nie ma innych krajów?! Czy nie znacie innych?!
-Nie! Nie, nie pod kątem ludzkim. Hmm... - Zamyślił się przez chwile, a ja z przejęciem wycierałam talerze. Na geografii w szkole miałam tylko o skałach, więc w zasadzie nie wiedziałam nic o strukturze tego świata, bo dla mnie to było oczywiste. Nie zastanawiałam się nad tym, myślałam, że wszystko jest dokładnie jak w wymierzę pierwszym, a jedyną różnicą są inne istoty. - Ten świat to w zasadzie taki twój kontynent. Jest podzielony na miasta większe i mniejsze, którymi rządzą urzędnicy. Taką stolicą jest dom demonów pierwszych i innych ważnych polityków. To właśnie tam odbywają się decyzję i no wiesz.
-To by znaczyło, że ty i ja mieszkamy w stolicy? Jak my jesteśmy na pograniczu z wymiarem pierwszym.
-Tak mieszkamy w stolicy, a ten fragment jest taką granicą. Granica jest otoczona lasem, a w jej środku jest miasto.
-Nigdy nie byłam w środku... - Przyznałam. Od rozpoczęcia szkoły chodziłam tylko do drzewa, które przynosiło mnie do szkoły.
-Nic dziwnego. W stolicy nie ma niczego ciekawego. Serio najlepiej kręcić się po mieście, gdzie jest nasza szkoła. Pewnie zastanawiasz się, jak daleko jest stolica od szkoły. Cóż, około pięćdziesiąt kilometrów. - Wzruszył ramionami, a ja pokręciłam głową.
-Z tego co mówisz, wychodzi na to, że świat jest tym kontynentem?
-Nie, skąd. To zupełnie inna historia. Wiesz pewnie, że istot jest w zasadzie nieskończenie dużo? - Pokręciłam głową na ''tak''. - No właśnie. Niektóre są dobre i żyją w symbiozie, jak my. Jednak są też takie przerażające i złe, takie właśnie są zagranicą naszego kontynentu. Przez to nie wiemy jaki kształt, czy koniec ma ziemia, po której stąpamy.
-A co z duchami? Inne mogły...
-Próbowali. To akurat wiem od ojca, że planowali taką operacje. -Przełknęłam ślinę. Nie wiem czemu, ale poczułam taki niepokój, że jesteśmy w zasadzie otoczeni przez takie coś. - Właśnie, jest też taki wyjątek. Ja, gdy to usłyszałem, to pomyślałem: ''a co z przerażającymi istotami, które nie mają złych zamiarów?''. Cóż, dla naszego i swojego spokoju przenieśli się do innego wymiaru.
-To w zasadzie całkiem smutne.
-Cóż, wyobrażasz sobie, że po naszym mieście chodzą powykręcani ludzie, a wszyscy krzyczą na ich widok? - Powoli pokręciłam głową na ''nie''. - No właśnie. Oni chyba się krzywienice nazywali, nie jestem pewny. Ponoć są bardzo sympatyczni i słyną ze swoich miękkich wyrobów odzieżowych, ale to wciąż powykręcani ludzie.- Mówił, a ja tylko smutno kontynuowałam sprzątanie. Ta informacja była dla mnie dość dziwna. Wiedziałam, że na tym święcie jest dużo istot, ale żeby były takie, które są z zagranicami? To granice są chronione? Czy możemy być bezpieczni? Musiałam przerwać te ponure myśli i przerwałam ciszę.
-Eh, myślisz, że za tymi granicami mieszka właśnie ta matka świec?- Zapytałam z delikatnym uśmiechem, który odwzajemnił.
-Możliwe. Nikt już nie pamięta, co mieszka do drugiej stronie bariery. Zostały jedynie po nich legendy, taka ja ta. Straszne legendy.
-Jakie na przykład? - Zapytałam z zaciekawieniem, ale i delikatnym strachem, którego wolałam mu nie pokazywać.
-Cóż, niech pomyśle. Jedną z moich ulubionych, to ta o snach. Ponoć, sny to istoty. W zasadzie nie wiadomo jak się nazywają, więc nazwali je efektem, który dają. Istnieją sny czarne oraz białe. Czarne, to złe, a białe to te dobre.
-Rasistowskie.
-W świecie upośledzonych psychopatów, których kolor skóry jest problemem może tak. - Odpowiedział ostro, a ja zrobiłam się mała przy jego tonie. Nie spodziewałam się takiego wybuchu ekspresji w jego wykonaniu. - Tutaj ten termin nie istnieje. Mrok, czerń, brud, strach. Światło, biel i czystość, bezpieczeństwo. Nie, kolor skóry opalony pod wspływem ewolucji na klimacie równikowym.
-Dobra, przepraszam. Mam skrzywienie po święcie, w którym jest to nadal istotne. Jak tak o tym pomyśle, to tu mogłoby być trudne. Jak niektórzy mają skórę niebieską, albo zieloną.
-Właśnie. Skoro to sobie wyjaśniliśmy... Sen czarny, to ten odpowiedzialny za koszmary. To mroczny kosiarz, który będzie torturował twoją duszę, za każdym razem, gdy zamkniesz oczy. Sen biały to sen o twoich marzeniach, dobrych wspomnieniach i o tym co lubisz. Ponoć kiedyś sny mieszkały między nami, ale... Gdy się budziły, to to, co nam się śniło wstawały razem z nimi. Dlaczego zostali skazani za wieczny sen. Śpią teraz na krańcu świata, a my możemy śnić szarym snem każdej nocy.
-Szarym?
-Tak. Szarą żółcią, szarym fioletem, czystym szarym. Zależy. Tyle istot, tyle emocji i przeżyć ile barw każdego twojego snu. -Mówił, a ja tym razem posmutniałam ogarnięta poczuciem niesprawiedliwość.
-Aż mi się przykro zrobiło, że przez to jacy oni byli, musieli zostać wygnani.
-Karol, to również tylko legenda. To opowieść, aby wytłumaczyć sobie czym jest sen. Czym jest życie i dlaczego tak krótko. A powiedzenie, że mieszają za granicą kontynentu zamyka sprawę.
-Ja wiem, ale i tak byłoby ciekawe, gdyby... Po prostu chciałabym to zobaczyć. Dlaczego inni o tym nie mówią?
-Czemu mieliby? Inni interesują się, czy zdadzą do następnej klasy, a nie, ''czy senne stworki żyją?'', ''czy moja świeca nie stoi za blisko okna?''
-Jak tak o tym mówisz, to niby ma sens. - Przyznałam. - Ale i tak myślę, że skąś to musiało się wziąć? Przecież, nie było jakiegoś dziada, który opowiedział tą historie, a potem inny ją powtarzali... i... - Zamilkłam.
-Uważam, że sama sobie odpowiedziałaś. Ten świat jest skomplikowany, ale nie aż tak, by wierzyć we wszystko, mimo unoszącej się wokół magii. - Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że skończyłam sprzątać. Ta rozmowa była dość, pochłaniająca, a ja sama zmiękłam pod słowami demona. Jak mówił, że to się opowiada dzieciom, to ja właśnie poczułam się takim dzieckiem, któremu ktoś opowiada bajkę, bo nie rozumie jak działa ten świat. Jednak mimo mojego wieku, nadal chciałam wierzyć, że te istoty są prawdziwe. Zmierzałam do wyjścia, ale jeszcze się odwróciłam w stronę demona. - Czy chciałabyś ze mną kiedyś dotrzeć na koniec tego świata?
-Nie wiem, czy nie mówiłem, ale nie interesuję mnie to za bardzo.
-Pss, nie ważne. - Prychnęłam u progu.
-Tak, możemy zostać przyjaciółmi. - Dodał z uśmiechem, a mi od razu się zrobiło lepiej, że złapał aluzję. Zamknęłam drzwi, a czas ruszył.
~*~
-A więc, wróciliście z zakupów. - Odparłam z filiżanką herbaty, witając narzeczonych u progu. Miałam ochotę tą oto herbatą rzucić w pannę młodą, aby jej twarz się rozpuściła, jak jakieś wiedźmy, którą de facto jest.
-Owszem, wybrałam Zackowi doskonały garnitur, a sobie najwspanialszą suknie, o której marzyłam w moich ślubnych snach.
-Jestem przekonana, że będę mogła was w tym zobaczyć na waszym ślubie, bo dostanę zaproszenia prawda? - Zapytałam dopijając napój.
-Nie, wszystkich już odwiedziliśmy z zaproszeniami. Nie życzę sobie ciebie na moim ślubie. - Odpowiedziała ostro, idąc w stronę schodów.
-Ja muszę być na naszym ślubie! - Krzyknęłam grodząc im drogę. Chłopak nic nie mówił, tylko mnie obserwował, jakby w tym momencie stracił mowę. - Dlaczego mnie nie chcesz?
-Jesteś jego byłą, nie rób ze mnie idiotki, wiem, że pójdziesz tam tylko dlatego, aby wszystko popsuć. Znam cię! - Próbowała mnie popchnąć, aby zdołała wejść po schodach, ale ja starałam się nie dać za wygraną. To była moja misja.
-To nie tak! Wszystko mam z nim wyjaśnione. Zostaliśmy tylko przyjaciółmi i powtarza mi to na każdym kroku. A ja jako jego przyjaciółka muszę być, gdy on będzie się wiązał na zawsze! -Mówiłam już w kompletnej desperacji. Candy wyglądał na zaciekawionego, ale Daria robiła się delikatnie czerwona ze złości.
-Powtarzam ostatni raz. Nie życzę sobie ciebie na moim ślubie! Moja decyzja się nie zmieni. To nasza wspólna decyzja.
-Ale... Możesz mi wszystko kazać... Możesz mi kazać, aby nie zrobiła niczego, aby popsuć Ci ten dzień. - Wypowiedziałam ostateczne słowa, które miałam powiedzieć wtedy, gdy sytuacja będzie gorąca. Daria uśmiechnęła się wrednie.
-Masz rację. Twoja noga ma nie stanąć w pobliżu miejsca naszego wesela. W tym czasie masz nic nie mówić i nie masz próbować niczego zrobić!
-Jak ja nawet nie wiem, gdzie to cholerne wesele będzi... - Nie dała mi skończyć, bo popchnęła mnie już mocniej, a oni oboje zniknęli na szczycie tych schodów. Usiadłam na nich zastanawiając się co dalej, plan był inny. Zastanawiam się, czy się nie poddać, ale ogarnął mnie duch walki, bo jeszcze nie jest wszystko stracone i wbiegłam na szczyt. Otworzyłam gwałtownie drzwi ich pokoju.
-Czego ty jeszcze chcesz!?
-Zastanawiam się tylko, czemu chcesz przegapić taką okazję? Aby przez całe wesele móc obserwować, jak była twojego obecnego narzeczonego nie może z nim być? Jak nie może powiedzieć ani słowa, ani nic zrobić? Pomyśl tylko. - Daria patrzyła na mnie zdziwiona z wyraźnym wahaniem. Zastanawiała się, zerkając co chwilę na Błękitka, który siedział na łóżku wpatrując się w podłogę. Nie mogłam ocenić, co on o tym myśli.
-Naprawdę jesteś szalona, jeśli chcesz sobie to zrobić? Może głupia?
-Chce tylko to widzieć, jak mówicie sobie przysięgę. Chce go widzieć do ostatniego momentu bycia wolnym.
-Czyli jedno i drugie. - Zaśmiała się. - Przemyślę twoją propozycje. - Następnie wypchnęła mnie z pokoju zatrzaskując mi drzwi przed nosem. Huk mnie trochę wystraszył, a ja sama stałam przed tymi drzwiami jakiś czas. Nie wiem, czy to, co zrobiłam było słuszne. Chciałam w tym starciu zachować godność i nie wyjść na desperatkę. Jednak to nie idzie w parzę. Dużo kłamałam, ale mówiłam również prawdę, jak na przykład to, że powtarzał mi, że mamy zostać przyjaciółmi.
Miałam chwile zwątpienie w moje siły, ale w końcu udałam się do swojego pokoju.
~Per Błękitka~
-Szczyt bezczelność. Nie mogę się doczekać, aż w końcu oddam ją do tego domu dziecka. A ty? - Zapytała.
-Ale z tak byłaby w nim dwa miesiące. Ma urodziny około stycznia z tego co pamiętam.
-Co z tego? Chciałabym mieć ciebie w końcu dla siebie. - Po tych słowach wtuliła się we mnie. Leżeliśmy w łóżku, a ja byłem coraz bardziej niepewny tego wszystkiego. Powinienem to zakończyć od razu po wyjść z pudełka, ale moja głupia ciekawość musiała to wszystko pchnąć do przodu, by zobaczyć co się wydarzy. Byłem wykończony, ale nie mogłem zmrużyć oczu. Wiedziałem, że powinienem coś zrobić, ale ekscytacja pozwalała mi jedynie na bierne obserwowanie. Co ona zrobi? Do czego się posunie? W jaki sposób ona ten ślub przerwie? Czy w ogóle to zrobi? Byłbym zawiedzony, gdyby tego nie przerwała.
~Per Karoliny~
-Dobra frajerzy. - Zaczęłam, gdy tylko zobaczyłam wilka i ducha na korytarzu. - Ona mi dała cała koronkę zakazów, co i czego nie będę mogła robić w czasie jej wesela. - Westchnęłam. Ona rano weszła do mojego pokoju i powiedziała, że przemyślała cała tą sytuacje. Następnie czytała z kartki wszystkie zakazy, aby przypadkiem niczego nie zapomniała, a ja nie miała luki w możliwość przerwania jej żałosnej ceremonii. - Wyrzuciła kartkę z zakazami do kosza, a ja ją wyjęłam. - Podałam wilkowi prawa hammurabiego, Daria edition.
- ,,Zakaz odzywania się, odpowiadania na pytania, wykonywania gwałtownych ruchów, niszczenia czegokolwiek, biegania, podnoszenia rąk, gestykulacji, picia, odlewania innych, rzucania czymkolwiek, zaczepiania, szturchania, macania, dotykania, robienia smutnych min, czy głupich min. W czasie ceremonii, masz stać w bezruchu'
-O Jezu. - Skomentowała.
-Dlaczego wcielamy ten dziwniejszy plan. - Powiedział pojawiający się znikąd demon. - Poniekąd wiedziałem, że tak będzie, ale i również nie spodziewałem się takich radykalnych reguł. To ostanie jest ciekawe.
-A ty skąd ty się wziąłeś?
- Jestem tu, abyście wszystkiego nie powtarzali. To marnowanie mojego czasu. - Prychnął, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że się cofnął i pojawił w momencie, w którym to czytaliśmy.
- A właśnie. Co do czasu. Muszę wiedzieć kiedy to się odbędzie, bo będę zajęta od szesnastej. Tak się złożyło, że muszę przypilnować kuzyna. - Powiedział duch, a ja miałam chwilowe załamanie nerwowe. Sarah była kluczową osobą, która miała pomóc nam w te dziwniejszej operacji. Jednak wzięłam głęboki oddech.
- Ja ci w tym pomogę. - Mruknął nagle Harry, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- Niby jak mi pomożesz? - Warknęła nagle dziewczyna. To zbiło mnie z tropu i co chciałam powiedzieć już nie miało znaczenia. Demon był wybitnie spokojny. Spoglądał na ducha i na mnie z jego wieczną wyższością, jakby wiedział jak to wszystko będzie wyglądać.
- Z tego co mi mówiła Karolina, to o dokładnie tej godzinie zaczyna się ślub Darii. Trafiłaś idealnie, ale nie przejmuj się. Wystarczy, że dasz mi adres, a ja użyję swojej mocy i w momencie, kiedy już nie będziesz potrzebna, ja cię odprowadzę.
- A więc to ja jest twoja moc? Teleportacja?
- Nie. Nie powiedziałbym Ci mojej mocy wprost. To zbyt złożone. Najważniejsze jest teraz to, abyś nie utrudniała. Już wystarczająco wszystko zepsułaś, teraz się podporządkuj!
- Nie będziesz do mnie mówił takim tonem! - Sarah rzuciła się, aby go uderzyć, ale wtedy wilk złapał ją za rękę, próbując ją powstrzymać.
- Klasyczna zachowanie kogoś bez kultury. - Demon cicho się zaśmiał zakrywając usta dłonią, jednak mimo to wydawał się być mocno poirytowany. Zdenerwowało mnie jego zachowanie. Jego arogancja i wyższość była niedoniesienia. Złapałam go za rękaw, ciągnąć go do naszego gabinetu.
- Mógłbyś sobie darować! Co to w ogóle miało znaczyć!? Możesz być przez chwile kurwa miły?! - Od razu zaczęłam krzyczeć, ale on spoglądał na mnie wrogo. - I nie powiedziałam ci o której jest tej ślub! Ja nawet sama tego nie wiem!
- Po pierwsze... Ten duch już wystarczająco mnie zdenerwował swoim bytowaniem, obrażaniem się i traktowaniem mnie jak wroga. Jestem rządzącym, powinna okazywać mi szacunek. - Znów się zaśmiał. Ale tym razem bardzo smutno, a ja przewróciłam oczami. - Dla nikogo nie muszę być miły. Z tobą mam przyjacielskie stosunki, bo jesteś moją wice.
- ''Twoją wice''?
- Po drugie. Pozwoliłem sobie cofnąć czas dla ciebie o jeden dzień. Było dla mnie to bardzo wyczerpujące, dlatego byłem nieprzytomny przez naprawdę długi czas, ale nie odczułaś tego, bo zdążyłem czas zatrzymać. Na szczęście, to nie wymaga ode mnie wysiłku. Dlaczego byłem poirytowany, gdy okazało się, że ona nie ma czasu w kluczowym momencie. - Jego oczy były wypełnione nienawiścią. A ja sama nie miałam pojęcia co powiedzieć. Pamiętałam, że mówił, że może cofać o max kilka minut, albo godzinę, ale dzień?
- Po co to zrobiłeś? - Warknęłam. - Nie prosiłam cię o nic.
- Ponieważ chce się już zacząć swoimi rzeczami, a całą swoją energie poświęcam tej akcji.
- Ale minął jeden dzień... - Wtedy demon się schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałam co o tym myśleć, także usiadłam obok niego.
- Tak tak, tylko błagam. Nie rozmawiaj teraz z Darią i Zackiem. Już nie musisz się błaźnić, aby dostać informacje. Taką żałosną informacje, jak godzina. Nic ci więcej nie powie...
- Skąd ty wiesz, że to ich ślub!? - Wstałam gwałtownie, a demon odchylił głowę do tyłu.
- Ja wiem, ja wiem dużo rzeczy. To, że umawiasz się z nim jest szokujące, ale za dużo razy o tym wiedziałem.
- O czym ty mówisz, to nie sensu. Jak za dużo razy o tym wiedziałeś?!
- Nie krzycz. Bądź spokojna. Choć jeden dzień, bądź spokojna. Masz mnie, a ja dopilnuję, aby to się udało. Nie musisz już płakać, ani się bać. Oni nie będą razem, bo ja tego pilnuję. Bądź już spokojna. - Wtedy jakby zasnął w tej dziwnej pozycji na krześle. Znowu usiadłam i przez dłuższą chwile wpatrywałam się w niego, nie wiedząc co się wydarzyło. Jakoś nie chciałam się nigdzie ruszać. Miałam wrażenie, że dźwięk jego oddechu mnie przykuwa do fotela. Z jednej stronie nie chciałam wychodzić, bo pewnie bym spotkała moich przyjaciół, a oni by zaczęli narzekać, albo omawiać złe zachowanie Harrego. Z nimi pewnie ten czas minąłby szybciej, wtedy dzień śluby Darii nastąpiłby za szybko. Po jutrze... Po jutrze. A on widział jutro.
- To znaczy, że był w moim domu? Ja mu powiedziałam? Widział wszystko? - Zadawałam sobie pytanie. Z każdą sekundą czułam większe napięcie. Chciałam wyjść z dzwonkiem, ale on jak na złości nie mógł zadzwonić w odpowiednim momencie. Nie chciałam z nikim gadać, oraz chciałam zostać uwolniona od miażdżącej obecności demona. Zastanawiało mnie, skąd on to wiedział o godzinie. W końcu poirytowana wyszłam z pokoju, ale wtedy zobaczyłam uczniów, który stali w bezruchu na korytarzu. Zatrzasnęłam z powrotem drzwi. - Obudź się! Jakim cudem zatrzymałeś też mnie? Skąd to wiesz!? Wstawaj ty zdradziecka mendo!!! - Krzyczałam, szarpiąc go za koszule, aż demon nie otworzył swoich zielonych oczu, które połyskiwały srebrnym blaskiem.
- Nie krzycz. - Jęknął chwytając się za głowę. - Podasz mi wodę?
- Nie będzie ważnej wody, dopóki mi nie odpowiesz! - Ponownie krzyknęłam, ale widząc skrzywianie chłopaka na twarz, delikatnie złagodniałam. Wyglądał, jakby serio cierpiał, a ja miałam dylemat, czy mu współczuć, czy się tym napawać. Jednak nie wypadało, w końcu proponowałam mu przyjaźń. Podałam mu swoją butelkę z kilku dniową wodą, a demon wziął parę łyków.
- Odpowiadając na twoje pytanie. Zatrzymałem czas odruchowo, by nie mieć nieobecności, ale z racji, że korzystałem z twojego strachu, a ty byłaś obok, to to również złapało i ciebie.
- Ale...
- Teraz pewnie zapytasz, ''ale jak mojego''? - Mruknął imitując mój głos. - Otóż, aby zdobyć informacje, Daria wymyśliła naprawdę okropną... Nie wiem, karę, zadanie. Tak mógłbym to ująć. Chciałaś ją oszukać, ale to ona oszukała ciebie. Wtedy ty z podkulonym ogonem pobiegłaś do mnie.
- Co ona wymyśliła!? - Warknąłem, ale Harry jedynie spoglądał w podłogę.
- Nie chce o tym mówić...
- Gadaj!
- Nie krzycz.
- Nie będę, jak mi powiesz. - Odrzekłam już ciszej, a demon pochylił się po tyłu, łapiąc powietrze, by później je powoli wypuścić z płuc.
- Nie mam siły. - Mruknął głosem poddania. - Daria powiedziała, że powie Ci, gdy Ty włożysz sobie nóż do oka. Chciałaś być sprytna, więc się zgodziłaś. Nic trudnego, tylko użyć swojej mocy, by przeniknąć narzędzie. Lecz wtem ona powiedziała ''przestał używać mocy''. - Na chwile przerwał, a ja zakryłam usta ze zdziwienia i przerażenia jednocześnie. - Nie miałem wyboru. Czując twój strach skorzystałem z niego i zacząłem cofać czas. Myślałem, że zebrałem go dużo. Chciałem cofnąć się do momentu, w którym prosisz. Byś nie musiała się upokarzać, pieszcząc tym samym ego tego niebieskiego idioty. Jednak, zacząłem słabnąć. Robiłem przerwy, by cofać dalej, aż dotarłem do mojego limitu, wtedy właśnie stanąłem obok ciebie. - Nagle, jego oczy zmatowiały, ukazując gniew. - A potem po usłyszeniu tego... Ducha. Krew mnie zalała, dobrze że mnie zabrałaś, bo serio coś bym jej zrobił. - Zacisnął usta, odwracając się do mnie tyłem. Ponownie usiadł.
- Nie chce mi się w to wierzyć, ale dla własnego spokoju, nie będę. - Jednak nienawiść do niej się nasiliła. - Chciała mnie oszpecić? - Zapytałam, ale demon znowu usnął. - Aaa! Jesteś bezużyteczny! - Krzyknęłam, padając na miejsce obok niego. - W sumie to jesteś użyteczny, ale nie kiedy śpisz! Doceniam, że dla mnie to zrobiłeś! - Dalej warczałam, choć moje słowa były szczere nadal byłam poirytowana. Nie Harrym, a Darią. - Nienawidzę jej, ona jest zła, bardzo zła, zła w chuj. - W odpowiedzi usłyszałam jedynie ciszę drapanie demona. - Ciekawe, czy Błękitek by się wkurzył, gdyby się dowiedział, że ona mi to zrobiła. Chociaż znając jego powiedziałby, ale przecież żyjesz, chuj, że nie masz oka, oddychasz? No to git. A tak w ogóle, to jebać cię, bo teraz mam Darię, bo tak łatwo cię zastąpić! - Mówiłam do siebie.
~*~
Wróciłam do domu, kompletnie ignorując Darię, która coś opowiadała Błękitkowi. Oczywiście temat nie schodził z jutrzejszego wesela. Pamiętałam słowa i poświęcenie tego demona, dlatego miałam w planach w ogóle nie wychodzić z pokoju. Najlepiej zamknąć się i w ogóle nie wychodzić. Usiadłam na łóżku, rzucając wcześniej torbą w jakiś kąt. Chciałam zamknąć oczy, by uporządkować myśli, lecz wtedy przede mną pojawił się Harry.
- Co ty tu...? - Lecz on tylko przyłożył mi palec do ust. Pokręcił głową bym się nie odzywała, a potem wziął mnie za rękę i kazał wejść do szafy. Ta sytuacja była dla mnie abstrakcyjna. Znając mnie, pewnie od razu zaczęłabym krzyczeć i żądać wyjaśnień. - O co chodzi? - Zapytałam szeptem, ale on dalej się nie odzywał, a nawet spojrzał na mnie z wrogością, że w ogóle śmiem pytać. Ten moment napełnij mnie niepokojem, i gdy już miałam snuć teorie, to nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z nie małym hukiem. Przez mają szparę zobaczyłam, że to Daria, która w ręku przymała parujący czajnik.
- Karolina, gdzie jesteś? Zack cię zaprasza na herbatkę! - Krzyknęła machając czajnikiem. Wtedy oblała mnie fala gorąca, bo połączyłam kropki i nie jestem jebanym Todoroki! Chwile się rozejrzała, a potem z rezygnacją wyszła z mojego pokoju.
- Co to było? - Mruknęłam wychodząc z dusznej szafy.
- Jej cel się nie zmienił. - Szepnął tak, że ledwo było słychać. - Ona chce cię skrzywdzić i oszpecić, to będzie jej cel. - Pokiwałam twierdząco głowo. Postanowiłam zostawić na później fakt, że nie mam pojęcia jak on pojawił się od tak w moim domu. Teraz musiałam uniknąć jej ataków, które nie mam pojęcia ile potrwają. Nie zasnę, wiedząc, że Daria kręci się wokół z czajnikiem.
Od razu pomyślałam o kilku rzeczach, po pierwsze mogłabym pójść spać do Harry'ego i tego uniknąć, ale nie mam pewności, czy Daria nie wszcznie alarmu, że mnie nie ma i będzie udawać dobrej cioci. Po drugie, chciałabym zobaczyć, co ona dla mnie szykuję i do czego jest zdolna. Po trzecie, może w czasie tego uciekanie przed nią dowiem się czegoś ciekawego. Z pomocą demona mogłabym się jakoś zakraść, gdy nie będą pitolić na temat sukienek.
Zrobiłam sobie szybką analizę, a potem zapytałam demona, co mamy zrobić teraz. Ten z kolei odpowiedział, że teraz ona przyjdzie tu z Błękitkiem, a oni oboje przeszukają ten pokoju. Pokiwałam głową twierdząco. Chłopak zatrzymał czas i wyszliśmy z pokoju. Przez chwile dyskutowaliśmy, gdzie schować się teraz i jak dać im znać, że jestem, ale by mnie nie zobaczyli. Oczywistym rozwiązaniem była łazienka. Stara dobra łazienka, z której uciekałam razem z Marco, przed Błękitkiem. Nie pozwolił mi wtedy nocować u Sarah, z tego co pamiętam. Kiedyś to było. Teraz znowu jest moim wybawieniem. Czas znów ruszył, a ja odkręciłam kran. Sprawdzałam, czy aby na pewno drzwi są zamknięte i w ciszy siedziałam razem z podenerwowanym demonem.
- Co się ugryzło? - Zapytałam szeptem, by nie dawać mu więcej powodów do złości, ale by też nikt nie słyszał naszej rozmowy.
- Powiedzmy, że byłem świadomy, że cel osoby się nie zmienia, pomimo zmiany czasu. Wtedy okazja wręcz do niej przyszła, teraz to ona przychodzi do niej. - Wskazał na mnie. - Także poszedłem za tobą, dla pewności, że znowu do mnie nie przyjdziesz ty, z kolejnymi ranami. Nie jestem pewny, czy byłbym w stanie to cofnąć ponownie. Właśnie to mnie irytuję i stresuję jednocześnie.
- Mogłeś mi powiedzieć wcześniej.
- Mógłbym, ale wierzyłem, że tego nie zrobi. - Wzruszył ramionami, robiąc kilka kroków wokół łazienki. Oparłam się o parapet. Zaczęłam wpatrywać się w podłogę, bo nie miałam niczego lepszego do roboty. Wolałam się nie zastanawiać nad naszym kolejnym krokiem. Nie mogliśmy całą noc tu przesiedzieć, maksymalnie godzinę, nie dłużej. Plus nie wiem kiedy w ogóle wyjść, aby oni nas nie zauważyli. Ewentualnie mogę wyjść, a kiedy będę obok Darii, to po prostu na zatrzymanym czasie odejdę, a ona będzie myślała, że zniknęłam. Wtedy pokręciłam głową, aby się otrząsnąć, bo zaczynałam za dużo nad tym myśleć. Co będzie to będzie, a dopóki jest ze mną ten przeklęty demon, to mogę popełniać błędy.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi, co sprawiło, że podskoczyłam, wyrwana z moich myśli.
- Co chcesz?! - Wydarłam się, aby brzmieć naturalnie, choć byłam spięta. Chłopak tylko wstrzymał oddech, by nie wydał się żaden niepożądany dźwięk. Na razie szliśmy na żywioł, potem będziemy to poprawiać.
- Chciałam się ciebie zapytać, czy w wszystko w porządku? Ponoć coś jest nie tak z rurami, a ty się tak normalnie kąpiesz? - Zapytałam Daria z udawanym zdziwieniem, a ja natychmiast spojrzałam na strumień wody.
- Wszystko jest dobrze z rurami, odpierdol się! - Odpowiedziałam, a ona tylko mruknęła z niezadowolenia, a potem mogłam usłyszeć jej oddalające się kroki. Demon wypuścił powietrze z ust, zatrzymał czas i zaczął się przyglądać wodzie.
- Co ona mogła z tym zrobić? - Zapytał mnie, a ja tylko pokiwałam przecząco głową. Zastanawiałam się, czy ona pokręciłam temperaturę do wrzątku? Może jakoś tą wodę otruła, albo dodała tam kwasu, nie mam pojęcia. Wiedziałam tylko, że nie mam ochoty tego dotykać. Wymieniałam się porozumiewawczymi spojrzeniami z demonem, a on wyłączył swoją moc. - Za około 15 minut wyjdzie... - Nie dokończył, bo nagle cały pokój ogarnął przeraźliwy smród, a z słuchawki prysznicowej zaczęła się wylewać brązowa maź. Ta jebana wiedźma zamieniła korek z wodą, na tym z szambem. Niemal natychmiast demon najpierw czas zatrzymał, a potem cofnął o dwie minuty. Wtedy znowu mogłam zaczerpnąć świeżym powietrzem. Oboje się dusiliśmy, łapiąc oddech, jakbyśmy się topili.
- To podchodzi pod próbę zabójstwa! - Zaczął nagle krzyczeć, otwierając okno. - Mogła cię serio zamordować! Mnie w sumie też! Przecież w tym jest amoniak! I... i... Inne substancję! - Zająkał się, a potem miał odruch wymiotny, także wystawił swoją głowę całkowicie zza okno. Miałam wrażenie, że boli mnie brzuch. Mimo, że nie było z nami już tego zapachu, to pamięć o nim była żywa. Wzięłam naprawdę głęboki oddech, aby psychicznie wymienić powietrze w moich płucach i zakręciłam kran. To był ewidentnie czas, by opuścić to pomieszczenie. - Uskutecznia sobie prezent ślubny, idiotka! - Krzyknął ostatni raz, zatrzaskując okno.
- Właśnie widzę, ale już się uspokój. - Warknęłam, spoglądając na niego z delikatnym poirytowaniem. - Ona chce się mnie pozbyć, boi się, że znajdę jakikolwiek sposób, by zniszczyć jej ślub z Błęki... Z Zackiem. - Poprawiłam się, a Harry tylko podniósł brew do góry.
- Wiem o tym. Ciekawi mnie tylko, jak twój Błękitek by za te wieści by zareagował?
- Weź, kurwa. Tak do niego mówią tylko bliscy. - Warknęłam nagle. - A odpowiadając na twoje pytanie, to nie wiem. Może by się wkurzył. Może nie. - Odpowiedziałam niepewnie, a potem otworzyłam drzwi, by wyjść w końcu z tej łazienki. - Prowadź mnie teraz.
- A skąd ja mam to wiedzieć, to twój dom. Powinnaś znać jakieś kryjówki. - Mówiąc to rozejrzał się po korytarzu. Miał rację, ale ja tylko machnęłam na niego ręką. Owszem, to był mój dom, znałam go. Jednak nigdy nie miałam powodów, by myśleć o jakichkolwiek kryjówkach. Zawsze byłam w nim bezpieczna i... i... Zamachnęłam się, by dać sobie liścia otrzeźwienia. - Jezu.
- Spokojnie Karol, po prostu przeżyj tą noc, a potem rozjebiesz Darię, a Błękitek znowu będzie się mną opiekować i... i znowu będę miała to ciepło, które utraciłam. - Uleciała do mojego oka jedna łza, ale ją szybko wytarłam.
- Ej, ej, wszystko w porządku? - Zapytał mnie nagle Harry, kładąc mi rękę na ramieniu, ale jego troska sprawiała, że robiłam się bardziej miękka. Nie chciałam się tak nagle rozkleić. Byłam twarda, zawszę byłam i taka muszę pozostać. Jeszcze tylko trochę. Odtrąciłam jego dłoń i wyprostowałam się, by iść do jednego miejsca. Chłopak tylko spoglądał na mnie, ni to z zaskoczeniem ni to z zgniewam. Jakbym zrobiła coś, czego on nie chciał.
- Pójdę zobaczyć jedną rzecz, a ty idź do mojego pokoju i sprawdź, czy mogę jakoś te drzwi zabarykadować.
- Tylko nie próbuj niczego robić Darii. - Odparł obojętnie, a następnie zniknął w korytarzu.
Chciałam skorzystać z mojego najwcześniejszego wspomnienia, przed tym, jak Candy mnie wyrzucił. Było to wtedy, gdy otworzyłam drzwi do jego gabinetu. Chciałam użyć mojej mocy, by przedostać się do środka. Czas stał, więc mogłam to wykorzystać. Nie wiem dlaczego, ale tchnęło mnie, by tam pójść. Tak po prostu, zobaczyć jak to wygląda od środa, by wrócić do wspólnego ukrywania się z Harrym. W moim własnym domu, w którym nie czułam się bezpiecznie.
Gdy byłam już przed drzwiami, to odkryłam, że są one otwarte. Przed chwile w to nie wierzyłam, ale dzielnie postawiłam jeden krok do przodu. Weszłam do ciemnego pomieszczenia, gdzie jedynym źródłem światła była mętnie paląca się lamka przy biurku. Rozejrzałam się dookoła, robiąc obrót. A więc to było to słynne pomieszczenie, którego widok pozbawił mnie wszystkiego. Nagle przy wielkiej biblioteczce zauważyłam postać, która trzymała w ręku list. Miałam wrażenie, że całe powietrze ulatuję z moich płuc, a serce gwałtownie przyspieszyło. Zdawałam sobie sprawę, że przecież czas stoi i nic mi nie grozi, jednak i tak jego widok sprawiał, że nie byłam pewna absolutnie niczego. Miałam wrażenie, że gdy się ruszę, to on odwróci głowę w moim kierunku i zapyta, ''co ja tu robię?''. Sparaliżowało mnie, ale zmusiłam swoje całe ciało, by zrobiło krok do przodu. Może to trwało całe wieki, ale w końcu, małymi krokami dotarłam obok niego. Bała się spojrzeć na jego twarz, w obawie, że się ruszy, że będzie jak w filmach. Zrobi mi jumpscare, a ja pożegnam po raz kolejny swoją duszę z tego świata. Starałam się, wmówić sobie, że gdy na niego nie spojrzę, to się nie ruszy. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na tekst, który czyta.
''Moja ekscelencjo, złoty Michaelu Bleached.
Moja żona, Bella Bleached, powoli się wybudza. Zaczyna powoli poruszać swoim ciałem. Zaobserwowałem u niej delikatne zmarszczki u twarzy i drżenie dłoni. Lekarze mówią, że za tydzień już się całkowicie wybudzi. Jest jednak jedna sprawa, która mnie niezwykle niepokoi. Jej włosy zmieniły kolor na czarny, a jej uszy delikatnie zrobiły się spiczaste. Te zmiany mnie martwią, ale jestem święcie przekonany, że skoro i ty zmieniłeś tak swoje obliczę, to nic jej nie grozi. Zastanawiam się tylko, czy u mnie też te zmiany wystąpią? Nie ośmielam się pytać wprost, więc piszę do ciebie list.
Twój podwładny, Beniajamin Bleached. 26042016r 19 października''
(czyli aktualne, bo u nich jest końcówka 2604, oraz data 2016)
Przeczytałam list, ale jego treść tak mnie zdziwiła, że aż wyrwałam go z rąk Błękitka. Już jebać to, że martwię się, czy on nagle nie zrobi mi ''Boo". przeczytałam go jeszcze raz, ale dokładnie. Niczym ten szef w Ratatuju, gdzie dowiedział się, że jego szef jest starym głównego bohatera. Jebłam, po prostu miałam wrażenie, że zaraz się przekręcę.
- Gdyby nie ta jebana Daria, to bym o tym wiedziała. A może Błękitek mi o tym mówił, ale ja nie pamiętałam?! Byliśmy wieki w pudełku, może mi wyleciało. Chociaż nie, japierdole. Jakim chujem Twój stary żyję. Jeszcze twoja matka, nie! Nie! Kurwa, nie! I co on pierdoli, przecież... Chwila. Chwila. Skoro jego matka się zmienia, to znaczy, że nie była człowiekiem? Nie, nie, chwila, wait, to nie ma sensu. Może po prostu się zmienia, bo umarła. Ludzie po śmierci się zmieniają, inaczej się im z oczu patrzy. Prawda? Prawda! Oczywiście. Wyjaśnione, elegancko. Dostajesz 3, siadaj, następny. Jebać Bena, wszystko się zgadza, wyliczone idealnie. Jest w pytę.
- Karolino, co się drzesz?! - Nagle wszedł Harry cały na biało, a ja w tym czasie oddałam list Błękitowi, by mógł sobie w spokoju ten list spalić. Nawet mu do kieszenie zapalniczkę wsadziłam. You're Welcome, zapraszam ponownie. Dwieście złotych.
- Ja nie wiem, kurwa nie wiem. Weźmy po prostu Darie do ciepłych krajów i niech tam zdechnie. Ja mam teczkę w szopie. Nowa nie śmigana...
- To bardzo kuszące, ale jak to zrobimy, to wróci...
- Nie, nie wróci. Jak kocha to wróci, a ona ma w żyłach jad i spermę demonów.
- Em, chwila...
- Tak to dziwne, jesteśmy demonami, ale w moim świecie brzmi to w chuj źle. Wiesz co Harry? Jebać cię, nawet nie będę zdziwiona jak w jej żyłach płynie Twoja sperma, Panie mało chujcu od siedmiu boleści! Wrr wrr, jestem Harry, i jestem na wszystko wkurwiony, bo moje ego wyjebało!
- Dobra, wystarczy! - Krzyknął, a potem potrząsnął mnie, abym wytrzeźwiała z chwilowego zdziwienia. Zadziało, czułam się jak nowonarodzona. - Ja wiem, Daria cię wkurza. Mnie też i rozumiem, że to twoja chwila słabości. I rozumiem, że twój wybuch był czymś w rodzaju płaczliwego śmiechu. Ale pomyśl o tym. Pomyśl o tym, jak spojrzysz na jej twarz, gdy przerwiemy jej ślub.
- Zrobisz zdjęcie?
- Em, postaram się.
- Dzięki Harry, wybacz. Teraz się dowiedziałam, że ominęło mnie dużo wydarzeń. - Wskazałam na list, który trzymał Candy. Demon zajrzał do niego. Nie miałam nic przeciwko temu, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że jego ojcem jest demon pierwszy. Także on może wiedzieć nawet więcej ode mnie.
- A no tak. Owszem, wybudzają jego rodzinę. Brakuję rąk do pracy, a Blanka i on dobrze służą. Jednocześnie się dziwie i nie. Jednak z tego co się orientuję, to Ben jest kompletnie bezużyteczny, ale tego za rok, może dwa się dowiemy, czy będzie w stanie służyć, by chronić pakt o pokoju.
- Po pierwsze, to czy oni myślą, że jego rodzina jest jakaś święta? Po drugie, nie można jebać tego paktu? I tak ludzie nie mają pojęcia waszym istnieniu!
- Owszem, ale pakt jest ściśle związany z chroniąca nas magią. Jego złamanie może doprowadzić do zwiększenia płytkości pomiędzy dwoma wymiarami. Dlatego potrzebni są nam ludzie. Może i martwi, ale to jedyna szczelina w pakcie.
- Rozumiem, zapewne oni nie przejmują się moralami?
- Bezpieczeństwo niezliczonej ilości istot nie może już zagrożone, przez nieporozumienia i zatargi rodzinne. Poza tym, on i tak myśli, że Zakary, to tak naprawdę Michael.
- Dobra, dobra. Już się nie wymądrzaj Panie marudo. W moim pokoju jest bezpiecznie?
- Nie bardzo, ale jeśli mogę zaproponować... To wejdźmy do szafy w ich pokoju.
- Uuuu, ty naughty suko. Podoba mi się ten pomysł.
- Nie nazywaj mnie...
- Nie przerywaj, to był komplement i się z tym pogódź. - Wyszarpnęłam go z gabinety, kierując się do mojego byłego pokoju. Przeciągam na Boga, że gdy to się skończę, to spale ten dom i wybuduję nowy, by pozbyć się jakichkolwiek śladów Darii. Dużo się dziś schowałam po szafach, ale trudno. Schowałam się do następnej szafy wraz z demonem. Zapytał mnie, czy jestem gotowa, ale ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Miałam w sobie wolę walki. Czas ruszył, a ja maksymalnie skupiłam się, aby nie wydawać absolutnie żadnego dźwięku. Chłopak opierał się o ścianę, wyraźnie zmęczony wszystkim, co musi ze mną przeżywać. Jestem definitywnie powodem, dla którego jego życie stało się bardziej... Barwne.
- Jutro nasz wielki dzień, a ja nie mogę znaleźć Karoliny. - Mruknęła Daria. - Wzięła prysznic i gdzieś zniknęła!
- I tak nie chciałaś, aby ona była obok. Także, czym się irytujesz?
- Martwię się, kochanie, myślisz, że ona będzie próbować zepsuć nasz ślub?
- Nie, nie zna procedur przerywania ślubów w tym wymierzę. Nie widzę powodów, dla których powinnaś się obawiać.
- To ślub wygląda tu inaczej? - Zapytała delikatnie zdziwiona. Żałowałam, że nie mogę tego widzieć. tylko słuchać.
- Owszem. Śluby tu są bardziej uroczyste. W naszym wymierzę, polega to tylko na formułkach oraz upiciu się. Tu z kolei jest to piękna uroczystość, pełna podniosłości. Łącząca wszystko co wspólne w jedno.
- To co mówisz jest naprawdę piękne. Nie wierzę, że spotkałam takiego mężczyznę jak ty, że mogłam w ogóle ciebie poznać. Codziennie odmieniasz moje życie.
- Ty moje również.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że ten bachor nie umiał Ciebie docenić. Jednak nie martw się, ona już nigdy nie będzie ciebie niepokoić.
- Co masz na myśli? - Zapytał zbity z tropu.
- Nasz ślub. - Zaśmiała się. - Naszą piękną uroczystość, połączenia nas w miłości.
- Masz rację. Już nie mogę się doczekać jutra. Idziesz już spać?
- Nie, nie. Mam jeszcze trochę pracy. Nie chciałabym martwić się papierkową robotą w dzień naszego ślubu. Dołączę do ciebie później. Dobranoc kochanie.
- Dobranoc. - Wtedy usłyszałam dźwięk kroków, które zbliżały się w kierunku drzwi wejściowych. Byłam przekonana, że ona tak naprawdę poszła mnie szukać, by znowu próbować mnie zabić. Ta ich rozmowa doprowadzała mnie do szewskiej pasji, a w duchu modliłam się, by pochłoną ją ogień piekielny. Przeklinałam ją w myślach, lecz nagle usłyszałam skrzypnięcie łóżka, oraz ciężkie westchnięcie połączone z równie ciężkimi krokami w kierunku wyjścia. Natychmiast szturchnęłam chłopaka, abyśmy podążali za nimi. On zatrzymał po około minucie drzwi, a my wyszliśmy z ukrycia.
Moją pierwszą myślą był mój pokój. A tam spotkał mnie dosyć ciekawy widok. Mianowicie Daria zakluczającą zamek od właśnie mojego pokoju, a w drugiej dłoni miała kropelkę. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.
- A właśnie, ułożyłem poduszki tak, aby wyglądało, jakbyś spała. - Mruknął demon.
- Mądre, tylko czy ona się nabrała? - Zapytałam, a on wzruszył ramionami. Postanowiłam sprawdzić, jak ułożył owe poduszki, także przeniknęłam przez drzwi, a tam zastał mnie dość przerażający widok. W moim pokoju było mnóstwo szerszeni, które latały po pomieszczeniu. Natychmiast wyszłam. Miałam wrażenie, że mnie po chodzą, mimo, iż byłam już po drugiej stronie ściany.
- Co tam jest? - Zapytał zaniepokojony, a potem sam poszedł sprawdzić, lecz wyszedł szybciej niż wszedł. - Boże. Skąd ona ma te szerszenie!?
- Ja nie wiem, ale ona ewidentnie czerpała inspirację z mody na sukces.
- Którego odcinka?
- Odcinek osiemdziesiąt sześć milionów sto siedemdziesiąt siedem tysięcy dziewięćset siedemnaście.
- Serio?
- Chuj wie! I nie chce wiedzieć skąd ona to wzięła, ale jedno jest pewne... Odpada nam jeden pokój, w którym potencjalnie mogliśmy spać.
- Możemy położyć się nawet teraz i obudzić się kiedyś... - Mruknął już serio zmęczonym głosem.
- Nie, położymy się, gdy ten koszmar się skończy, albo kiedy oni zasną.
- Dobra, to daj nas na niewidzialności, bo chce zobaczyć, jak on na to zareaguje. - Pokiwałam głową, bo nawet ja sama byłam ciekawa, bo jak niby wyjaśni te szerszenie? Uruchomiałam swoją moc, a natomiast chłopak swoją wyłączył. Staliśmy z boku, owady hałasowały niemiłosiernie, miałam wrażenie, że aż bzyczą w mojej głowie. Wtem na korytarz wszedł Candy.
- Daria, co robisz z tymi drzwiami? - Zapytał nagle, a ja z zaciekawieniem obserwowałam jak potoczy się sytuacja. Już miałam w głowie tysiące scenariuszy wybuchów jego nieokrzesanego gniewu.
- Te drzwi tak skrzypią, musiałam je naoliwić. - Gdy to powiedziała, to miałam ochotę się zaśmiać. Nie mogłam uwierzyć, że ta idiotka powiedziała to on tak.
- Jesteś kochana. - Powiedział, a następnie pocałował ją w czoło. Następnie razem udali się na górę. Ja zamarłam, po prostu stałam w tym hałasie, nie wiedząc co się stało. Światło zgasło, a ja miałam wrażenie, że Błękitek dostał udaru, albo jest opętany przed Darię.
- Idealna reakcja. Doprawdy. Podejrzewam, że on jest pijany. - Mruknął ziewając. W tej ciemności mogłam dostrzec jego ciemną sylwetkę, wraz z delikatnym światłem jego szarych oczu. Byłam zmęczona, chciałam iść spać. Marzyłam, aby to wszystko było tylko snem, albo moim koszmarem. Znam Błękitka, zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy by tak nie postąpił. Nigdy, pierwsze co by zrobił, to wleciałby do środka, by te wszystkie szerszenie spalić swoim wzrokiem. Także, dlaczego? Mam nadzieję, że gdy to się skończy, to będę mogła go o to zapytać.
Poszliśmy z chłopakiem na górę, aby zaobserwować, czy poszli spać, czy nie. Gdy po około pół godziny byliśmy pewni, że zasnęli, to zabraliśmy koc, ręczniki oraz parę poduszek z salonu. Ułożyliśmy to wszystko w łazience, ponieważ to był jedyny zamykany pokój i tylko w nim mogliśmy pewnie zasnąć. Musieliśmy się wyspać, ale nie byliśmy pewni o której oni będą chcieli się zacząć szykować. Dlatego Harry ustawił budzik w telefonie na siódmą. Obiecał, że gdy zadzwoni, to zatrzyma czas, byśmy mogli w spokoju się wyspać, a gdy będziemy w pełni gotowi, to zaczniemy swoją operację wpierdolu Darii.
~*~
Następnego ranko obudził mnie Harry. Posprzątaliśmy wszystko, aby wszystko wyglądało na nietknięte. Wszystko pozostało tak, jak było to rano. Jedynym wyjątkiem był mój pokój, ponieważ owady magicznie zniknęły. Przez chwile zastanawiałam się z Harrym nad tym faktem. Może to była iluzja? Albo coś innego? Nie wiedziałam i obawiam się, że mogę się nie dowiedzieć. Zostawiłam ten fakt w spokoju, bo musiałam razem z nimi przeżyć przygotowania.
W kuchni oczywiście siedziała uśmiechnięta Daria. Starałam sobie wyobrazić, że za kilka godzin nie będzie tak się szczerzyć, ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Wręcz nie mogłam powtrzymać gniewnego spojrzenia w jej stronę. Było południe. Około południa. Wyszłam z ukrycia, gotowana na konfrontacje.
- Jak się spało, kochanie? - Zapytała mnie, a ja ziewnęłam. Chciałam jakoś wytłumaczyć mój grymas mówiący: ''wbiję ci sopel w dupe.''
- Dobrze, ale to nie ma znaczenia. Czy przyszła żona dobrze się czuję?
- Tak, cieszę się, że pytasz! Może w końcu zatopimy topór wojenny i będziemy dobrymi przyjaciółkami? - Nie miałam pojęcia, kto bardziej kłamie. Ona, czy ja. Jedno było pewne, mówiliśmy takim słodkim kodem, by Błękitek nic nie podejrzewał. Wszystko kręciło się wokół niego, aż denerwujące.
- Liczę na to. - Mruknęłam, zalewając sobie wodę na herbatę. Mam nadzieję, że chociaż tego nie otruła. To aż zabawne, że całą noc próbowała mnie zabić, a teraz głupio się uśmiechamy popijając herbatkę, którą najchętniej bym na nią wylała. Nagle zadzwonił jej telefon, a ona i Błękitek szybko wyszli, a ja musiałam iść za nimi. Zapewne zadzwoniła jej kosmetyczka, by mogła jej zrobić makijaż marzeń. Nie miałam pojęcia, czy jeszcze mają zamiar wrócić do domu, by na przykład zabrać mnie. Dlatego konieczna była pomoc Harryego, Sarah, oraz Nikolasa. Ubrałam się z Harrym w oficjalne ubrania, aby nie było najmniejszego przypału.
Nadszedł czas. Wszyscy od dawana byli gotowi na swoich miejscach, według planu.
Sarah obserwowała wszystko z góry i mówiła nam, w którym kierunku musimy się udać. Mogliśmy użyć mocy zatrzymania czasu Harryego, ale wtedy byśmy musieli za każdym razem się chować, by widzieć, gdzie jadą, a to zabrałoby nam strasznie dużo czasu. Poza tym, byłby problem z wilkołakiem, a on również był nam potrzebny. Denerwowałam się z każdym krokiem. Co chwile dostawaliśmy raport od ducha, a demon nas prowadził. Nie znałam dokładnie miasta, więc chłopacy mnie prowadzili. Zastanawiałam się, czy aby na pewno idziemy w dobrym kierunku, ale musiałam im zaufać. Jak nie im, to mocy cofania czasu, który może to skorygować. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale jego moc jest naprawdę potężna. Może nawet za bardzo... Ale wygląda na rozważnego, chyba.
- Wyszli z salony, kierują się teraz w północne aleje. - Odezwała się nagle z mojego telefonu, a chłopcy od razu poszli w wyznaczonym kierunku. Spoglądałam na wyświetlacz, gdy nagle dołączyła zdjęcie. Była to Daria, w pięknej sukni ze starannym makijażem, oraz Candy w eleganckim garniturze. Nie mogłam przestać na nich patrzeć, wręcz miękły mi kolana na ich widok. Wyglądali na tych... Szczęśliwych. Wtem demon wyrwał mi urządzenie i zapytał ducha o dokładny kierunek. Poczułam się jak skarcone dziecko, bez słów. Po prostu. - Są na miejscu. Z dwudziestominutowym wyprzedzeniem. Wysyłam wam adres, a Ty masz mnie z godnie z umową zawieść we wskazane miejsce! - Zagroziła, ale Harry się rozłączył bez pożegnania. Ona już wystarczająco go wkurzyła. Po kilku minutach wyszła wiadomość z dokładnym adresem, oraz dołączonym zdjęciem. Chłopak ciężko westchnął, by zatrzymać czas.
- W prestiżowej i drogiej dzielnicy, no tak mogłem się tego spodziewać to tak nie skromnym człowieku. - Parsknął. - Ty weź jego nogi, a ja złapie za ręce. Chwile go poniesiemy. - Wilk nie był za ciężki, ale dało się czuć zmęczenie po około pół godziny wędrówki. Nie wiem, to było około tyle. Jak mierzyć czas, by on stoi? Zastawiałam się, czy powinnam zagadać, by nie iść w takiej dziwnej ciszy, ale co mogłam powiedzieć? Cały dzień, jak chodziliśmy z dzielnicy do dzielnicy nie odezwałam się ani słowem. Ten czas po prostu pyknął. Jakbym zasnęła, a moje ciało po prostu szło bez mojego udziału, głucho słuchając głosu przyjaciółki. Miałam wręcz sen o stresie i napięciu. Teraz, gdy przynosimy dość szybko Nikolasa, obudziłam się.
- Długo jeszcze? - Zapytałam, ale wtedy demon się zatrzymał, by postawić wilka w pozycji stającej. Moim oczom ukazał się pałac. Kryształowy pałac, od którego bił przyjemny chłód. A może on był z lodu? Miał pełno różnych ostrym wieżyczek, wysokich okien i... i pełno innych rzeczy, których nie potrafię nazwać.
- To tu. Prosta część się skończyła, pora na tą trudniejszą. - Powiedział zagadkowo, szukając wzrokiem ducha. Dziewczyna okazała się stać w krzakach około 30 metrów od kryształowego pałacu. - Mistrz kamuflażu. No trudno, to tylko piętnaście kilometrów.
- Ta, ale jest duchem, więc... Będzie lżejsza niż wilk prawda? - Spojrzałam błagalnym wzrokiem na demona, ale on tylko wybuchnął śmiechem. - Z czego się śmiejesz!?
- Lekka? Lekka?! Dobrze, Karolino, proszę spróbuj ją podnieść. - Odrzekł wycierając teatralną łzę, a ja zaczęłam się zastanawiać o co może mu chodzić. Ona nie może być cięższa. To nie miałoby sensu, ale patrząc na niego nabieram wątpliwości. Nie, nie może być ciążka. Wyciągnęłam w końcu rękę, by ją podnieść, ale moja dłoń przeniknęła przez jej ciało.
- Ona jest duchem.
- Seerio?
- Nie, nie. To jak ją przeniesiemy?! - Spanikowałam. - Dobra, jebać ją! Czemu mi nie powiedziała!? Jezu, przecież wszystko miało być idealne!
- No już, spokojnie. Ja wiem, jak ją przenieś. To proste.
- Czemu nie mówiłeś wcześniej!? Zabiję cię, ty jebany pajacu!
- Skąd mam wiedzieć, że ty niczego nie wiesz? Hmm? Mniejsza, duchy przenosi się duszą. Także musimy włożyć dosłownego ducha w czynność, którą będziemy wykonywać. Innymi słowy... - Skierował swoją dłoń w moim kierunku. - Zatańczymy?
- Nie pierdol, że przeniesiemy ją tańcem! Nie mam siły, na twoje wygłupy! Mam was wszystkich dość! Jeb się! - Zaczęłam krzyczeć, ale on tylko wzruszył ramionami i sam zaczął tańczyć. Po chwili ciało dziewczyny zaczęło się powoli przesuwać do przodu. - Nie, to nie ma sensu.
- Jeśli zatańczysz ze mną, to będzie przysuwać się szybciej. - Odrzekł nagle, a ja wahałam się nad tym. Jednak zacisnęłam zęby, bo chciałam, by ten koszmar jak najszybciej się skończył. Podałam mu dłoń, a on natychmiast porwał mnie w piruety. Prowadził moim ciałem do przodu i do tyłu, a ja tylko patrzyłam w dół, by nie pomylić kroków. Jednak kątem oka spojrzałam na Sarah, która rzeczywiście dużo szybciej się ruszała.
- Jak...? Jak to ma sens? - Zapytałam, nie wierząc w to co widzę.
- Już mówiłem, ale wyobraź sobie, że jak demony chcą się dzielić mocami, to się przytulają, by ich dusza była jak najbliżej nich. Jak my. Duchy, są energią. A my używamy swojej energii wspólnie, by poruszać jej energią. Po prostu. - Wytłumaczył, a ja sobie powoli układałam sobie w głowie.
- Dobrze, ale czemu tańczymy akurat to?
- To będzie pierwszy taniec na Halloween, wykorzystuję ten moment, by ci go zademonstrować. Podoba ci się? - Uśmiechnął się delikatnie.
- Nie, jest chujowy. - Burknęłam, gdy nagle rozdzieliliśmy się, by ponownie pochwycić swoje rękę. To nie był moment, w którym mógł mi go pokazać. Tak mi się wydaję.
- A myślałem, że ci się spodoba. Mogłem zawsze wybrać bardziej tradycyjny. No wiesz, że stoimy obok siebie, a dziewczyna kładzie rękę na dłoni mężczyzny. Jednak, tańczyłem to zbyt wiele razy, ty w sumie też prawda? - Zapytał mnie, a ja sobie przypomniałam bal szóstoklasisty i gimnazjalny.
- Ani razu takiego nie tańczyłam. - Stwierdziłam oschle, a chłopak wydawał się być zmieszany tą odpowiedzią.
- Nie miałaś bali?
- Miałam, ale nikt nie chciał ze mną tańczyć. - Posmutniałam na tą myśl. Zawsze chłopacy zabierały te ładne dziewczyny, a reszta albo stała z boku, albo tańczyli na siłę. Ja nie chciałam, więc po prostu obserwowałam piękne pary, które wchodzą pod mostek z rąk. Nagle chłopak gwałtownie stanąć. - A co ci chodzi?
- Po prostu połóż dłoń na mojej. - Powiedział stanowczo, a ja zrobiłam to, o co mnie prosił. Swoją drugą rękę położył zza plecy. - Teraz się skup na nogach. Uwaga, raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy, cztery. Powtarzał, robią na czwartym kroku delikatny przykuc. Sarah znowu się poruszała, a nawet szybciej.
- Dlaczego to robisz? - Zapytałam nie widząc, jak zareagować.
- Bo ja chce z tobą tańczyć. - Odpowiedział pewnie, a następnie zaczął nucić poloneza. Zrobiło mi się strasznie miło. Taki mały gest, a znaczył dla mnie tak wiele. Uspokoiłam się i byłam gotowa na wszystko, co mnie czeka w kryształowym pałacu. - A tak na serio, to mogliśmy ją przenieść specjalnymi rękawiczkami.
- Harry!!!
- No co, naprawdę bardzo chciałam z tobą zatańczyć.
~*~
Kryształowy pałac okazał się prawie pusty w środku, To znaczy, że mimo, że był ogromny, to tak naprawdę miał w sobie tylko jedno, wielkie pomieszczenie, w którym odbywa się ceremonia. Jego wielkość mnie peszyła, ale nie pokona. Czas ruszył, a ja głęboko oddychałam przed wielkim wejściem. Gdy mienie godzinna, to będę dosłownie sparaliżowana przez słowa Darii. Będę tylko obserwatorem.
~Per Harrego~
- Dobra, zaczęło się. - Mruknąłem widząc Karolinę, która pustym wzrokiem patrzyła w pustkę.
- Myślisz, że oddycha? - Zapytał mnie nagle, wilk, dokładnie się jej przyglądając.
- Oddycha. Teraz się skup, bo musimy wyjść dokładnie wtedy, gdy kapłan powie ''gdy ktoś jest przeciw, to teraz albo zamilczy na wieki.''
- Chyba ''Jeśli ktoś sprzeciwia się temu związkowi, niech przemówi teraz lub zamilczy na wieki. ''
- Nie wiem, nie bywam często na ślubach. - Mruknąłem przysłuchując się tego, co mówią.
- Mam tremę.
- Ty masz!? Ja będę mówić, ty masz tylko ją podnieść, by była przy tym.
- A co jak ją opuszczę?
- Nikolas, spokojnie. To się nie wydarzy. Oddychaj. - Uspokajałem go, gdy nagle kapłan zaczął tą formułkę. - Teraz!
- Aaaa!!! -Okrzyknął spanikowany, podnosząc dziewczynę, a ja otworzyłem drzwi.
- JA JESTEM PRZECIWNY. W IMIĘNIU KAROLINY SNAKE!!! - Mój głos rozległ się echem, a tłum spojrzał w moją stronę. Zrobiło mi się duszno, czułem jak każda część mojego ciała się poci. Powietrze zrobiło się jakieś ciężkie, a wzrok każdego jakoś tak przygniatał mnie do ziemi. Wyprostowałem się, robiąc znak wilkowi, że mamy iść w kierunku pary.
- Proszę, podać mi powody, dla którego ta para nie może wziąć ślubu. - Odrzekł, a ja wyciągnąłem dyktafon i drącymi rękoma nacisnąłem start, modląc się, by Karolina dała naprawdę twarde powody.
- "Hej, jestem Karolina i jeśli to słyszycie, a jesteście na ślubie Darii i Zacka. A oto moje trzy powody, dla którego ta dwójka nie może się pobrać. Po pierwsze, znają się nie cały miesiąc i uważam, że to za mało, by wiązać ich duszę na wieki. Po drugie, Daria nie kocha Błękitka, robi to wszystko dla jego pieniędzy. Przelewa sobie na swoje konto jego wypłatę. Po trzecie... Po trzecie... Sam Zack jej nie kocha. Nie kocha jej, to fakt. Nikt jej nie kocha. Wiem to...'' - Nagranie się skończyło, a ja cały mokry schowałem go do kieszeni. Te argumenty były do kitu. Mogłem to sprawdzić, ale zapewniała, że są bardzo dobre. Myślę, że za samo przedstawienie ich nie będą chcieli nas posłuchać. Jednak stało się, a ja w napięciu obserwowałem parę. Kobieta szalała ze złości, a ten pajac był obojętny.
- Co uważacie o tych argumentach? - Zapytał kapłan.
- To nie prawda! Ta dziewczyna mnie po prostu nie lubi i próbuję zabrać moje szczęście! - Krzyczała wkurzona Daria. - Proszę kontynuować! Wyprowadźcie ich z sali, to nie dopuszczalne!
- A co Pan młody o tym sądzi?
- A mi się to już znudziło. Spodziewałem się bardziej mocnego rozwalenia ślubu. W stylu Karol, ale no dobra fajne argumenty. - Wzruszył ramionami, a wtedy tłum znikł. Zostali tylko najbliżsi.
- Co... O czym ty mówisz? Kochanie? - Mówiła Daria nie widząc co się dzieję, a jej głos się łamał.
- Niko, pora uciekać. - Wyszeptałem do wilka.
~Per Candyego~
Spoglądałem na Darię, której tak drogi makijaż po prosty spływał po twarzy. Naprawdę wierzyła, że ja łykam jej słodkie słówka? To aż śmieszne i dobrze, że całość filmował Papyt zza siedzeń. To dziś, dzień wpierdolu dla Darii, razem z Jasonem, Papetem, Jackiem i jego dziewczyną, oraz moją Karol, która była ciągle uwieziona w darze Darii.
- Co się tak na mnie patrzysz? Spierdalaj. Nikt cię tu nie chce. A za wysłanie błędnego pliku cię zwalniam i permanentnie wypierdalam.
- Nie możesz mi tego zrobić! Wszystko dla ciebie zrobiłam! - Nie mogła złapać oddechu od płaczu. - Proszę, powiedz... Powiedz, że to żart. Zrobię wszystko.
- Wynocha! - Ona już cała rozmazana tylko spojrzała na mnie z nienawiścią.
- Byłam gotowa połączyć swoją dusze...
- No i?
- Zemszczę się... Zakariuszu. - Po tych słowach uciekła w swojej cholernie drogiej sukni i szpilkach. A gdy opuściła próg pałacu mogłem w końcu zająć się Karoliną. Spaliłem swoim płomieniem akt władzy nad nią, by mogła w końcu się ruszyć. Uśmiechnąłem się do niej szczerze, ale jej wyraz twarzy nie był tak radosny, jak się spodziewałem.
- Jej już nie ma! Gratuluję, udało Ci się mnie przekonać, że powinienem do ciebie wrócić. Co prawdę spodziewałem się wybuchów, ale nie jest źle.
- A więc to tak? Bawiłem się nami, by zobaczyć jak walczę o ciebie? - Zapytała z nienawiścią, której nigdy z jej ust nie usłyszałem. Trochę się speszyłem.
- Tak, ale... - Wtedy ona znikła, a sekundę później usłyszałem mocne trzaśniecie kryształowymi wrotami.
- Przegiąłeś - Mruknął Jack, dając mi do ręki ciasto o moim i Karol ulubionym smaku. Ciasto z wielkim napisem ''dzień wpierdolu Darii''.
- Nie, nie... Może... Nie. Wszystko będzie dobrze, jak wrócę do domu. Prawda?
- Oh, stary... Moim zdaniem ona zasługiwała na karę, ale... - Mruknął Papyt.
- Dobra, nie ważne. Nie gadajmy o tym. Co u was? Tak dawno nie rozmawialiśmy. - Odrzekłem, wkładając sobie smutnie kawałek ciasta do buzi.
- Ja zerwałem z Sofii, bo mnie wkurzała. - Odrzekł Marionetkarz, a ja prawie udusiłem się ciastem.
- Tak mi przykro...
- A Zuza zniknęła. - Odrzekł Jason.
- Co!?
- Była duchem, który się nie urodził. Nagle... Nagle się pożegnała ze mną, podziękowała za te miesiące i powiedziała, że jak chce mogę poczekać pięćdziesiąt lat, jak się urodzi. Także, em.
- To serio straszne. Co z twoimi dziećmi? - Jason wzruszył ramionami, jakoś tak obojętnie.
- Może kiedyś ją spotkam ponownie. Dziwny jest ten los... A ty Candy, nie testów już więcej Karoliny. Bo też nagle zniknie, jak moja Zuza...
Cały wieczór spędziliśmy na rozmowie, długo się nie widzieliśmy i ominęło mnie dużo wydarzeń. Słuchałem ich, ale i tak byłem jakoś tym dniem przybity. Spodziewałem się triumfu, że razem z Karoliną teraz będziemy mówić, jaka to Daria była głupia i naiwna. Jakoś tak, meh.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro