78. |Pudełkowa Przygoda! - Rozwinięcie Część 3/3
Otworzyłam szeroko oczy. Mdliło mnie. Nie do końca zdawałam sobie sprawę z mojego położenia, gdzie była? Wtuliłam się w miękką kołdrę, aby jeszcze przez chwile pomyśleć. Kątem oka widziałam, że Weronika jeszcze spała, a ja nie chciałam wstawać przed nią. Matko, co się wydarzyło? Ostatnią rzeczą, którą pamiętam, to to, że na pożegnanie z chłopakiem, on splótł nasze palce. Czy w takim razie dopuściłam się zdrady Błękitka? Nie. Raczej nie. Chyba nawet nie czuję poczucia winy, w końcu to było tylko tulenia. Za dużo myślę, a powoli zaczyna mnie wkurzać to, że ledwo co otwieram oczy, a już moje myśli gnają w jego kierunku.
Jestem przekonana, że w czasie mojej nieobecności, on nie ośmielił się o mnie pomyśleć.
Wstałam, a dziewczyna zaraz po mnie. Musiałam się szykować, aby wrócić do cyrku Genyrów. Kobieta w tym czasie opowiadała co się wczoraj wydarzyło, wraz z pytaniami, czy cokolwiek pamiętam, a ja wszystko pamiętałam doskonale. Od momentu rozpoczęcia, do zakończenia Cumy. Założyłam torbę na ramię, chyba miałam już wyjść, ale z okna wleciał gołąb pocztowy.
- Karolina, chłopaki pytają, czy chcemy z nimi zjeść obiad. Zostaniesz jeszcze? - Zapytała, a ja szybko pokiwałam głową, choć po tym co zrobiłam, zaczęłam się denerwować spotkaniem z nimi. Czy będą się ze mnie śmiać? Może opowiadać będą co zrobiłam? Siedziałam w pokoju, czekając, aż dziewczyna znajdzie portfel. Rozglądałam się dookoła, ponieważ raczej to ostatni moment, kiedy go widzę. Aż zrobiło mi się tak przykro, w głębi duszy chciałam tu zostać. Nie miałam ochoty wracać do głupawej Cane, okrutnego Candy'ego, fałszywej Lily oraz Zacka. Jednak wrócisz muszą, aby ratować naszą relacje. To moja szansa, bo nie ma Darii. Nie mogę tego zmarnować, nie mogę tego zepsuć, kolejnej szansy może nie być.
- To idziemy? - Uśmiechnęłam się delikatnie, ponieważ ona znowu wyciąga mnie z wiru złego myślenia. Może taka jest jej moc w moim świecie? Dowiem się.
~ Per Zackarego ~
Bliźniacy tak się upiły, że stwierdziły, że udadzą się w solową przygodę nie wiadomo gdzie. Ja natomiast resztę nocy przesiedziałem z Lily. Rozmawialiśmy o życiu, popijając przy tym jakieś picie. Różne, woda herbata, wina, soczek. Opowiadałem jej o swojej pracy, relacjach o Offenderem i jego obecnym braku. Nadal mi brakuje jego cienia, ale wiem, że to wyłącznie moja wina, także muszę to zaakceptować. Głęboko wierzę, że jest teraz naprawdę szczęśliwy, a ja muszę dopilnować, aby nigdy nie było konieczności, by go wybudzić. To teraz moja misja i zadanie, nie mogę go zawieść po raz kolejny.
Czułem, że mogę zaufać dziewczynie w stu procentach, poza tym... I tak wszystko zapomnij. A szkoda. Polubiłem ją tak bardzo. Biło od niej takie dobre ciepło, aż się chciało powiedzieć dosłownie wszystko. Jest taki aniołem w ludzkim rozumowaniu, a to mnie w niej bardzo przeciągało, bo może przy jej boku nie byłbym aż tak zagubiony? Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe i w moim życiu postawił Lily jako wariatka?
- Ile zostało Ci jeszcze zadań? - Zapytała nagle z pełną powagą, a ja wzięłam głęboki łyk napoju.
- Została połowa, ale nie powinno być to coś skomplikowanego. Ewidentnie kończą im się pomysły, skoro proszę o pomysły Karolinę. - Fioletka pokiwała głową, a ja starałem się z jej oczu wyczytać absolutnie wszystko. Czuję, że czuła podobny, a nawet większy ból do mojego i jest w stanie mnie zrozumieć. - Wiesz, chętnie oddałbym Karolinę tamtemu, a ciebie zabrał do siebie. - Zaśmiałem się cicho, ale Lily ewidentnie nie wiedziała jak na to zareagować. - Zapomnij, jestem pijany. - Burknąłem kończąc napój ze szklanki.
- Spokojnie, ja mam teraz dylemat życia. Kochać jedną wersję, czy każdą? To niespotykany problem prawda?
- Niewątpliwe. Wybacz, że jak umrę, to będę idiotą. Jakbym był sobą, to bym stanął na głowie, aby pomóc Adel.
- Masz na myśli Karolinę?
- Nie, tak. Nie w zupełności. - Przez chwile przerwałem, aby rozejrzeć się dookoła pomieszczenia. Szukałem słów, których nie mogłem dobrać. - Po prostu Tobie. Jesteś taka dobra, więc moim zdaniem zasługujesz na najwyższe dobro. Ponoć dobro wraca. - Miałem wrażenie, że zaczynam się gubić w słowach. Słońce powoli wstawało, a z głębi lasu słyszałem krzyki bliźniąt. Wyszli nam na "powitanie". Byli cali we krwi, a pod nosem mruczeli coś o żołnierzach. Mieli kilka strzał wbitych w skórę, ale ogółem byli weseli. Dziewczyna westchnęła smutne, podchodząc do chłopaka, aby go opatrzyć. Ja zająłem się Cane.
- Powiesz mi tylko... - Zaczęła nagle, gdy wyjęła ostatnią strzałę. - Dlaczego Ty, i on zabijacie? Nie ma wersji, która by tego nie robiła? - Nie odpowiedziałem, tylko zająłeś się Cane. A czy ja musiałem trafić do świata, gdzie wszyscy mnie z tego powodu piętnują? Hm?
- Gotowe. - Mruknąłem wstając. - Wiesz kiedy im przejdzie?
- Najpewniej za kilka godzin.
- Kilka godzin więcej, aby rozmawiać z Tobą...
- Zack, proszę. Powinieneś przestać, co z Karoliną? Powinieneś teraz zająć się nią. - Pokiwałem głową w geście zrozumienia, ale mimo to było mi ciężko. Od tak dawna nie rozmawiałem z nikim na takim poziomie. Lily była mądra, rozumiała, będąc przy tym wyrozumiała, ale stanowcza. Karolina to dzieciak, któremu trzema non stop coś tłumaczyć, a jest to dość męczące.
~*~
Genyry po około trzech godzinach były jak nowe narodzone. Ja z moim sobowtórem zaczęliśmy dyskusje nad następnym zadaniem. On dał mi wytyczne, a ja wyruszyłem, aby szybko przenieś trofeum swojej wygranej.
~ Per Karoliny ~
Ściskałam orzecha, który pozwolili mi zatrzymać jako pamiątkę. Powoli zbliżałam się do namiotu, a ja w końcu będę mogła ich zobaczyć. Na reszcie. To dość naciągane, bo nie mam pojęcia co zrobi mi Candy. Przez drogę zastanawiałam się, co gdyby Zack wiedział co robi jego sobowtór? Obronił, czy zostawił samej sobie? Nie jestem niczego pewna, czysto teoretycznie jest ta moc... Ale tego też nie jestem do końca pewna.
W końcu dojechałam, a wszyscy stali na dworze i głośno na jakiś temat dyskutowali.
- Dobra, chyba mogą Ci to uznać. To było proste, następne będzie trudne...
- Hej! - Przerwałam Cane.
-...następnie będziesz musiał...
- Przyjechałam!!! - Już głośniej krzyknęłam, ale kiwnęła na mnie rękom, abym nie przerywała. Dokończyła co miała, a Zack gdzieś poszedł nawet na mnie nie patrząc. - Serio!? Naprawdę ciepłe powitanie, po tym jak bezczelnie mnie wywieźliście!
- Witaj Karoliny, wybacz nie zauważyłam Cię... - Rzekła Lily, chwytając mnie za ramię, ale natychmiast jej się wyrwałam.
- Akurat na Twój brak nie narzekałam!
- My na Twój też nie. - Warknął Candy, a ja czułam się już kompletnie od wszystkich odrzuconą. Jednak było to do przewidzenia.
- Wiesz co? Myślałam, że jesteś serio spoko. Miałam Cię za lepszą wersję tego buca! A jesteś dużo gorszy! Powiem mu o wszystkim, a wtedy...!
- Daruj sobie, serio naprawdę, ale to naprawdę zaczynasz działać mi na nerwy... - Zaczął zbliżając się do mnie. Tym czasem Cane zabrała gdzieś Fioletke. Byłam z nim sam na sam. - Zachowujesz się jak chcące uwagi dziecko, ale ty tutaj nie jesteś najważniejsza. To nasz świat, także mamy cię w dupie. Szczególnie, że Ty jesteś tą cholerną Adel! - Podniósł głos, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. - Nie wiem jak mam Ci go głębiej wytłumaczyć, ale nie przeszkadzaj bachorze!
Po tych słowach dołączył do Lily, oraz swojej bliźniaczki.
Czułam się coraz gorzej, a było dobrze. Przez chwilę zastanawiam się czy serio taka nie jestem. Jednak zdałam sobie sprawę, z tego, że nie mógł o tak się zmienić. Ktoś mu musiał pomóc. A biorąc pod uwagę to, jak Lily mnie potraktowała, oraz to jak są blisko mogę łatwo stwierdzić, że to jej wina. Pewnie przez ten miesiąc mu nagadała, gdy ja siedziałam w ciemności. Albo działają razem, choć nie. Pewnie byłam dla niej konkurencją, więc w taki łatwy sposób mnie odsunęła, by zagarnąć wszystko dla siebie.
Teraz obserwuję jak ona wraz z moim Błękitkiem tak dobrze się dogadują. Siedziałam z boku, jak wymusił to we mnie Candy. Minęły godziny, a frustracja we mnie rosła. To szczyt. Przeżyłam tak wiele, a ta suka chce mi zabrać jeszcze te resztki. Obserwowałam jak rozmawia z Błękitkiem. Moim Błękitkiem,
- Podoba mi się ten fiolet, ale szkoda mi tego ognia niebieskiego, wiesz?
- Z tego co mi wiadomo, ogień niebieski jest zimniejszy od fioletowego, a z tego co widziałam to ty chuchasz. Może próbuj po prostu podmuchać? - Zaproponowała, a ja przewróciłam oczami, bo takiej dziecinnej głupoty nie słyszałam. Czy ona myśli, że to jest aż takie proste?
- Mogę próbować. - Wtedy delikatnie podmuchał, a z jego ust rzeczywiście wydobyli się błękit. To spotęgowało moją złość. To przecież nie ma sensu, dlaczego? - Ale super, myślisz, że mógłbym mieć moc każdego koloru ognia?
- Oczywiście, jeszcze tyle przed tobą! - Odrzekła wielce szczęśliwa. Taka szczęśliwa Lily, aż mam ochotę wyzwać jej te fałszywe usta. - Jestem pod wrażeniem, jesteś takim małym płomyczkiem.
- To miłe, z twojej strony Lily. - Przyznał uśmiechając się.
- Dlatego jestem taki niesamowity, skoro jestem Tobą. - Przyznał Candy, klepiąc go po ramieniu.
- Naprawdę nie wiem, czy powinnam kochać obie wersje, czy te jedną? Ale chyba kocham was oboje! - Po tych słowach coś we mnie pękło. Zrobiłam się niewidzialna i w błyskawicznym tempie szarpnęłam Lily tak, że poleciała kilka metrów od tyłu w stronę ściany. Wszyscy wstali na równe nogi krzycząc. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Dziewczyną trzymała się za głowę, a swoimi zielonymi oczami rozglądała się dookoła nie rozumiejąc co się dzieje. Podbiegłam do niej, łapiąc ją za szyję i podnosząc tak, aby patrzyła mi a oczy.
- Karolina zostaw ją! - Warknął Candy. Widać przez moją chaotyczność znowu byłam widzialna. Dziewczyna się szarpała pod swoim uściskiem, a chłopak złapał za młot Zacka mierząc go w moim kierunku.
- Nie!!! - Krzyknął właściciel, ale młot już leciał w moim kierunku. Ja jednak zareagowałam szybko i stworzyłam ochroną bańkę wokół siebie, przez co jedynie powstało pęknięcie w miejscu uderzenia. Zapadła głupa cisza, gdzie wszyscy patrzyli na siebie ze strachem. - Nie rób tego znowu! Mogłeś zniszczyć jej dusze! - Krzyczał delikatnie zlany potem jakby serio się w tym momencie bał. Natomiast błazen opuścił młot, cofając się lekko i drżąc.
- Ja... Nie...
- Lily, tyle strachu dajesz innym... - Wyszeptałam do dziewczyny, nadal mając ręce na jej szyi. Jej oczy patrzyły na mnie błagalnie, jednak moje były pełne gniewu, może i bezsilności. - Spójrz na nich jak się boją... - Cane waliła pięściami w tarcze, ale ja ją pogłębiałam do momentu, gdy nie było już słychać krzyków błaznów. Była absolutna cisza. - Duś się, duś! Zabiję Cię! Po prostu Cię zabiję! Ten świat był dla mnie szansą, aby Zack do mnie wrócił! A ty... PIEPRZYSZ za przeproszeniem! "Którą wersje mam kochać!?" - Starałam się emitować jej głos. - JAKBYŚ KOCHAŁA TWOJEGO CANDY'EGO, TO BYŚ W ŻYCIU O TYM NIE POMYŚLAŁA! ZABIERASZ MI SZANSE! CO TY W OGÓLE WIESZ O MIŁOŚCI!!! TY... TY... TY... - Moje dłonie starały się utrzymać na jej szyi, jednak z każdą sekundą słabłam. Bańka stawała się coraz rzadsza, przez co mogłam słyszeć jakieś głosy, ale ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam były zimne oczy Zacka.
~ Per Zacka ~
W jednej chwili wprost straciłem wszystkie uczucia do Karoliny. Nie wiedziałem jak pomóc Lily, a reakcja mojego sobowtóra mnie osłabiła, bo mógł je serio zabić i to na wieki. Usiadłem załamany obok leżącego ciała Karoliny. Fioletka łapała oddech w ramionach Candy'ego.
- Co się jej stało? - Zapytał nagle, co wybudziło mnie z letargu.
- Ona jest demonem miłość, a to jej zachowanie zabiło we mnie cokolwiek... Także nie ma energii, a tym samym życia. - Wytłumaczyłem szybko, bo nie lubię mówić o tym samym. - Ale cieszę się, że Tobie nic...
- Nie! - Przerwała mi Lily, która wyrwała się z objęć mojego sobowtóra. - To przeze mnie tak postąpiła... - Zaczęła, czym zdenerwowała chłopaka, ale nic nie zrobił, by jej przerwać. Ja tylko spojrzałem na nią słabo. - Wy tego nie słyszeliście, ale w środku powiedziała mi wszystko... Że to była jej szansa na odzyskanie Ciebie, ale ja to zepsułam! Ona ciągle... Ciągle chce cie odzyskać, jak ty ją! - Zaczęła kaszleć, a Candy ją z powrotem zabrał do siebie. Jego oczy wpatrywały się w Karolinę z niewyobrażalnym gniewem. Jakby wyobrażał sobie tysiące sposobów, na zabicie jej. To właśnie widzę, bezwzględną złości. Przyglądałem mu się przez chwile, z racji że wyglądamy tak samo to mogłem się przyjrzeć jak wyglądam, gdy jestem w tym amoku.
- Odzyskać mnie... - Wyszeptałem cicho, jakby te słowa do mnie nie docierały. Powtórzyłem jeszcze raz to, ale w głowie. Nadal obserwując siebie, ale odwróciłem w końcu wzrok, by spojrzeć na Karoline. W tej chwili nie rozumiałem do końca, jak można patrzeć na nią z taką złością. Miała taki delikatny i łagodny wygląd, a jej charakter jest hardy. Taki mocny, który mi się podoba. Jaka inna byłaby odważna, na to wszystko... Na w ogóle spędzanie ze mną czasu, nie mówiąc już o kochaniu mnie. Odważna. Bardzo odważna, dosłownie wskakuję w ogień, któremu z każdą chwilą podnoszę temperaturę. Wtedy ona odzyskałam przytomność, lecz od razu wstała i uciekła z cyrku. - Nie... Wróć...
- A niech idzie i tak wróci. - Rzekł Candy, ale nie byłem tego taki pewny. Karolina jest dość dumna, więc prędzej pójdzie sama do Adel. Byłaby w stanie to zrobić, dlatego pobiegłem za nią, aby jej nie zgubić.
- Nie! Wracaj! No kurwa! - Krzyczeli za mną, ale ja już byłem daleko skąd. Biegłem w kierunku, w którym wydawało mi się, że pobiegła. Jednak nie byłem w stanie jej zobaczyć, a wokół mnie był tylko i wyłącznie las. Zaczynało robić się ciemno, a to oznaczało, że mój czas się kończy. Spojrzałem na swoje szpony i przypominało mi się, że teraz ma te inną moc. Znaczy te samą, ale cieplejszą odkryłem to razem z Lily. Teleportacja... Hm... Wziąłem głęboki oddech. Czułem się jak wtedy, gdy kazano mi po raz pierwszy użyć swoich mocy...
~*~
- Tak jak się spodziewałem, masz w sobie ogromne pokłady mocy... - Offender patrzył na wyniki, analizował to wszystko. Zack obserwował swoje dłonie z niewyobrażalnym podziwem, ciągle go niego nie docierało, że znowu może oddychać. Było mu zimno, a jego skóra biała i lodowata. - Może być to dla ciebie nowe, ale będziesz nam bardzo potrzebny w przyszłości.
Pocierał dłonie z zimna.
- Gdzie jestem, co to za miejsce? Kim są ci ludzie? - ciągle zadawał pytania, chowając się za demonem.
- To nie ludzie, ale przywykniesz. Na razie musisz spróbować użyć swoich mocy.
- Mocy...? Jakich mocy...?
- Offender, jesteś pewny? - Rzekł jeden z zebranych.
- Milcz. - warknął w stronę zgromadzonych, uznał to za bezczelne, bo on jest zupełnie nowy w tym święcie. Znowu wzrokiem wrócił do niego. - Zack, zimno Ci? - zapytał, a chłopak pokiwał delikatnie głową. - Twoja moc nazywa się ''Furia niebieskiego płomienia''. Użyj jej dla swoich potrzeb.
Pierwszą rzeczą jaką pomyślał, to strzelanie ogniem z dłoni. Wziął pod uwagę słowa demona i potarł dłonie, aby się ogrzać, ale i równie wykrzesać z nich iskry. Następnie dodatkowo dmuchnął na dłonie, aby przyspieszyć proces. Jednak z jego ust wydobył się ogień, czym wyjątkowo się przestraszył, ale zdobył uznanie wśród zebranych. To był pierwszą moc jaką poznał.
~*~
Przypomniałem sobie, jak to było pierwszym razem. Także potarłem dłonie, aby ogrzać swój umysł i pomyśleć o Karolinie, którą muszę znaleźć. Aby wróciła. Wtedy dmuchnąłem w swoje nogi, zamykając przy tym swoje oczy. Fiolet mnie pochłonął, a ja znalazłem się w innym miejscu. Usłyszałem szybkie kroki, a moim oczom ukazała się uciekająca dziewczyna ginąca w czerni lasu.
- Karolina! - Pobiegłem w tym kierunku, ale nie byłem już szybki. Nie mogłem również zmienić się w ducha. - Cholera, choć! Nie uciekaj! - Wtedy gdzieś w oddali zobaczyłem fioletowy błysk, a Karolina pojawiła się pięć metrów ode mnie. - Boże, ten fiolet...
- Co to było?! - Wydarła się, ale jak mnie zobaczyła, to chciała ponownie uciekać, ale tym razem to ja doskoczyłem łapiąc ją za rękę.
- Nigdzie nie idziesz.
- Zostaw. - Wyszarpnęła się.
- Musisz wrócić do cyrku, ze mną. - Mówiłem poważnie, myślałem nad tym, czy nie wyjść z roli. Jednak, gdy była obok to po prostu mi się do automatycznie włączało, nie umiałem przestać.
- Nie chce ich widzieć. Rzygać mi się chce, gdy widzę Twojego sobowtóra i tą zakłamaną Lily!
- Tutaj nie jej bezpiecznie, są ci żołnierze i nie wiadomo co. Musimy wrócić, bo zrobisz tylko nam kłopot.
- Candy mówił to samo, że jestem problemem.
- I jak widzisz ma racje. - Wymsknęłam mi się, a ona patrzyła na mnie oczami pełnymi zranienia. Wtedy przypomniałem sobie co powiedziała mi Lily. Jednak nie miałem pojęcia, co powinienem z tym zrobić, bo nadal mój plan nie jest w pełni, chodź osiągnąłem już swój efekt. Aczkolwiek, nadal chce zobaczyć co zrobi, gdy nie będzie mogła zrobić nic. Ona usiadła, niczym obrażone dziecko, chowając swoją twarz w kolanach. - Idziemy. - Odrzekłem stanowczo, kucając obok niej, ale ona mnie popchnęła, że traciłem równowagę i usiadłem na zimnej ziemi. - Mogę poczekać, aż się uspokoisz.
- Nie uspokoję się. - Wtedy ona spojrzała na swoi swoimi oczami pełnymi łez. Ten widok zabrał mi całe powietrze z płuc i miałem ochotę płakać wraz z nią.
- Dobrze, to krzycz, płacz. Mamy naprawdę dużo czasu. - Na te słowa ona wstała, zbliżyła się do mnie i uderzyła mnie z otwartej dłoni w twarz. Natychmiast chwyciłem się za to miejsce, w które uderzyła, ale nic nie odpowiedziałem.
- Szczerze, ale to szczerze zaczynam Cie nienawidzić. - Wycedziła, a ja zmarszczyłem brwi, na jej słowa.
- Dość, wracamy.
- Zaczynam nienawidzić tego, że mi na tobie zależy, wiesz? - Oboje wstaliśmy, byliśmy na wprost siebie. Miałem teraz odpowiedzieć, ale nie miałem pojęcia co. Chciałbym nadal bawić się w to, bez konsekwencji, ale nasza relacja zaczyna być, taka toksyczna, a w szczególności dla niej. Pierwszy poważny związek ma w sobie najwięcej magii, dlatego nie chce się go zostawić od tak. Nawet jeśli niszczy, a ja w tym momencie niszczą ją, dokładnie tak, jak Natalia niszczyła mnie. Historia lubi się powtarzać, tylko w tym momencie to ja jestem tu problemem, a nie ona. Dlatego powinienem to przerwać, ale w prost nie umiem. Po tym co zrobiła, chciałbym, aby była tak zniszczona jak ja, abyśmy byli tacy sami. Może wtedy byśmy się lepiej zrozumieli, a ja nie byłbym na nią zły? Jak na Lily. Lily jest niczym feniks odrodzony z popiołu, a Karol przecież też jest w stanie to zrobić?
- Wiem. - Odwróciłem wzrok w bok. - Po tym co zrobiłaś, muszę mieć pewność, że nie zranisz mnie ponownie. - Prawda sama wylewała się z moich ust, a ja nie umiałem tego opanować.
- Jak ja nawet nie wiem co zrobiłam.
- Wyjawiłem Ci swój sekret, a ty się ode mnie odwróciłaś. To tyle co możesz wiedzieć, także męcz się jak chcesz.
- Czyli, fakt, że walczę o Ciebie, daję Ci satysfakcje? - Wywarczała, a ja spojrzałem na nią z delikatnym uśmiechem.
- Tak. Jest dokładnie tak jak mówisz. - Powiedziałem jej to patrząc prosto w oczy, ale jej wrogie nastawienie nie runęło.
- Jesteś potworem!
- Może trochę.
- Dlaczego to robisz?
- Mam swoje cele.
- Ile jeszcze będziesz się bawił? - Zapytała poważnie, a ja się chwile zastanawiałem.
- Ja się nie bawię. Oczywiste. - Wzruszyłem ramionami, a ja spojrzała na mnie zaskoczona.
- To po co to robisz?
- Gdy razem popadniemy w ruinę, to będziemy lepiej siebie rozumieć.
- Nie rozumiem. Przecież było tak dobrze parę miesięcy temu. Poza tym, skąd możesz wiedzieć co przeżyłam? Może życie nie było proste! Bez matki i ojca, z ciotką, która miała mnie gdzieś! Wychowałam się sama, aby przetrwać, w tym okrutnym świecie! Ja wiem, że nigdy nie będę w stanie przeżyć tego, co przeżyłeś ty, ale może możemy się zrozumieć bez tego?
- Jak widzisz, nie. Nie rozumiałaś.
- To spróbuj jeszcze raz! Dałeś mi cierpienie, to może już zrozumiem, według twojego toku rozumienia!
- Ale czy to wystarczy?
- Proszę... - Zaczynałem się łamać. To był czas, aby zakończyć tą konwersację, aby nie wkopać się dalej. Przez chwilę myślałem, że ciut to naprawiłem, ale w rzeczywistości to zepsułem, albo zostało tak jak jest. Do końca nie wiem. Stanąłem jej bliżej, aby na nas obu zadział fioletowy ogień, lecz gdy dmuchnąłem, to pojawił się niebieski, a nawet rzekłbym delikatnie turkusowy. Gwałtownie odskoczyłem, aby przejrzeć się sobie. Moje niebieskie włosy, szpony zniknęły, wszystko jak dawniej.
- Czemu to zniknęło!? - Wydarłem się, a mój wzrok wrócił na dziewczynę, która się złowieszczo uśmiechała, niczym diabeł.
- Fajnie to tak? Nagle być słabszym? - Zapytała z wyższością, a ja natychmiast połączyłem fakty.
- Ty nie możesz mnie zasilać! Przecież! Ale ten fiolet był od ciebie... Wiem, jak to naprawić... - W tym momencie dmuchnąłem w nią swoim dawnym płomieniem, aby wszystko zapomniała i wszystko wróciło do stanu poprzedniego. Po całym zabiegu przyglądałem się jej uważnie, ale ona tylko mocno kopnęła mnie w brzuch. Zgiąłem się w pół.
- Masz ciekawy sposób, aby radzić sobie z problemami, ale to tylko pokazuję jakim jesteś tchórzem!
- Zamknij się! Moja moc przepadła! Zamknij się! - Wydarłem się, bo zacząłem panikować. Nie mam mocy, jest tylko ten niebiesko-zielony. Ja nawet nie wiem co to robi, czy w ogóle to coś robi. - Jak to zrobiłaś? - Zapytałem niemrawo, ale dziewczyna już była zza innymi krzakami. - Stój. - Wstałem, aby podążyć w jej kierunku.
- Po prostu stwierdziłam, że nie chce zasilać istotę, która nie chce mi wyjawić swojego sekretu. Przywrócę to wszystko, gdy mi powiesz. Oczywiste?
- W pewnym sensie. - Zamyśliłem się. - W sumie to nie, nie rozumiem jak możesz to kontrolować.
- Odkryłam to całkiem niedawno. Jak zasiliłem ciebie, to coś w sobie odblokowałem, z racji, że ciebie kocham, to dawałam Ci to, co mogę. Jednak użyłam to jako broń, bo ty możesz zrobić dokładnie to samo ze mną.
- Niesamowite, muszę to przyznać. - Nagle coś się we mnie zaczęło zmieniać. Teraz byłem kompletnie zielony. - No bez jaj, tylko nie pieprzony zielony!
- Nawet twoje ciało stwierdziło, że ma ciebie dość. - Burknęła, a ja byłem bliski wpadnięcia w istną panikę. Na pieszo doszliśmy do namiotu Genyrów, a w progu stała zatroskana Lily.
- Już jesteście, tak się bałam, że... - I w tym momencie Karol kopnęła ją z siłą, która odrzuciła ją na kilka metrów.
- Z drogi. - Warknęła na koniec wchodząc do środka, ale ja tym razem postanowiłem pójść za nią, aby się nie narażać.
Następnego dnia obudziła mnie Cane, cała podekscytowana nowym zadaniem. Bez słowa wstałem, aby podążyć za nią, bo chciałem mieć to za sobą. Karol była w cieniu, wszystko obserwując czym mnie stresowała. Lily też była gdzieś na uboczu.
- Twoim ósmym zadaniem będzie walka z genyrem. Jednak dla utrudnienia... Możemy oboje walczyć z Tobą? - Zapytała Cane, a ja pokiwałem głową, bo to zadanie wydaję się być za banalne. - Mam nadzieje, że nie zmieniłeś się w czerwonego bez powodu. - Rzekła z uśmiechem, a ja z przerażeniem odkryłem, że jestem cały czerwony. Znowu jestem zimniejszym ogniem, co jest? Dlaczego? Jednak zacisnąłem pięści, bo musiałem walczyć.
- To zacznijmy. - Candy zwrócił się do swojej siostry, a wtedy stało się coś, na co nie byłem gotowy. Oni połączyli się w jedną, ogromną kreaturę, którą mogłem wręcz porównać do pająków, których się boję. Odsunąłem się z odrazą, ale wtedy usłyszałem śmiech.
- On się boi pająków! - Krzyknęła, a połączeni bliźniacy wyczarowali dwa młoty. Jak z tym walczyć, patrząc na to mam ochotę uciec jak najdalej skąd. Boję się, dusi mnie w gardle. Nie mam pojęcia co robi czerwony ja. Mój czerwony, ani zielony, do końca nawet nie jestem pewny fioletowego. Ręką tego czegoś chciała mnie dotknąć, zbliżała się coraz bliżej, a ja tylko przerażony obserwowałem. To mnie sparaliżowało, nie mogę się ruszyć. Mógłbym uciekać, ale nie sądzę, że oni mieliby ochotę gonić za mną. Automatycznie bym przegrał. Co mam robić, co robić. W końcu mnie dotknęli, ale natychmiast odskoczyli z krzykiem, a ich ręka się dymiła. Co to jest? Spojrzałem na swoje dłonie, a potem na nogi. W miejscu, w którym stałem trawa była popalona. A więc to tak, najzimniejszy ogień jest w rzeczywistości zwykłym ogniem. Nie są w stanie mnie dotknąć, a co za tym idzie. Nie mogą mnie pokonać, ale to nie wszystko. Mój ogień w płucach, jest zwykłym ogniem, który ich rani. Wziąłem więc głęboki oddech i przykryłem bliźniaki falą płomieni. Oni padli z krzykiem. Koniec walki, to ja zwyciężyłem.
Lily rzuciła się w ich kierunku, aby ich zgasić, a ja tylko patrzyłem, bo nie jestem w stanie zrobić nic. Odwróciłem się, aby przyjrzeć się swoim dłonią, może umiem z nich strzelać? Jak zawsze chciałem? Pomyślałem o płomieniu, a moich rąk wydobył się mały płomień, chciałem nim rzucić, ale zgasł prawie od razu. Poćwiczę tą umiejętność, bo wydaję się być ciekawa.
~Per Karoliny~
- Powiedziałaś, że go osłabisz!
- I zrobiłam to! Przecież, gdy z wami walczysz, to bym najzimniejszym ogniem!
- Czyli normalnym ogień! - Candy wrzeszczał, a ja dotykałam plecami ściany cyrku. Po incydencie z Lily, on zaczął mnie szantażować, a nawet bić. Nie był zły, bo przegrał, ale przez to, że zostali oparzeni, a ja musiałam za to zapłacić.
- Nikt nie wiedział jak to będzie działać, zrobiłam tylko to, o co prosiłeś. - On zamachnął się, ale szybko zrobiłam bańkę, abym się uchronić przez uderzeniem, które rozbiło ścianę niczym szkło. Skuliłam się na pogłodzę.
- Wiedz, że powinienem cię zabić za to, co zrobiłaś Lily. - Podkreślił to mocno. - Mówiłaś, że boi się pająków. Czy to wszystko?
- Tak, tylko tyle wiem.
- To co powiesz... Na to? - Pstryknął palcami, a w jego dłoni pojawia się księga cierpień. Natychmiast wstałam, rzucając się na chłopaka.
- Skąd to masz?! Oddaj to! - Krzyczałam, lecz on dość mocno mnie odepchnął przez co wylądowałam na ścianie. Nie zdarzyłam się przez tym uchronić, a w głowie mi zawirowało.
- Przeszukałem twoją torbę. To są przelane wspomnienia z jego dzieciństwa. Bardzo bolesne, bardzo złe. Oglądałem kilka i stwierdziłem, że to idealnie się nada do następnego zadania.
- Nie zrobisz tego. - Wycedziłem przez zęby, a on mi się zaśmiał w twarz, a potem zrobił się w niebieski dym znikając z mojego pokoju. Musiałam szybko odnaleźć Błękitka i go powstrzyma, bo jak każe mu to obejrzeć... To nie mam pojęcia co się stanie. Oczywiście, on jest dumny, więc zrobi to. Analizując to, co mi powiedział w lesie, to stwierdzi, że potrzebuję więcej cierpienia. A wtedy będę zmuszona go opuścić...?
Wybiegłam na dwór, gdzie bliźniacy zaczęli wszystko tłumaczyć.
- Test odwagi. Przedostatni. Będziesz musiał przeczytać tą książkę. - Podał mu go ręki i osunął się nieznacznie, a ja pobiegłam do niego, lecz w chwili Candy pojawił się nagle z nikad, złapał mnie za ręce i szarpnął, abym się zrobiła ani jednego ruchu.
- Nie rób tego, proszę! - Krzyknęłam pod wpływem chwili, lecz on otworzył na pierwszej stronie. - NIE! - Wyszarpałam się z uścisku, aby złapać Błękiteka i zabrać mu to przekleństwo, lecz zamiast tego dołączyłam do niego.
Widziałam dobrze znane sceny, a wraz z nimi Błękitka, który patrzy się na to tępym wzrokiem. Natychmiast zakryłam mu oczy, a on jedynie delikatnie otworzył usta, aby zacząć nerwowo oddychać. Jego klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, a po moich rękach wpływały łzy, lecz zwyczajne. Nadal było słychać w tle krzyki, wyzwiska. Musiałam coś zrobić, dlatego popchnęłam go w dół za ramiona, aby usiadł, a ja wtuliłam się go jego głowy. Aby twarz miał na brzuchu, a rękoma dodatkowo go zakryłam, aby nie słyszał nic z wyjątkiem mojego mocno walącego serca. Tak wytrwaliśmy przez wszystkie sceny, a on uspokajał się z każdą chwilą. Miałam zaciśnięte oczy, aby nie oglądać tego ponownie. To stanowczo za dużo. Zack jakby przestał oddychać, a ja miałam wrażenie, jak zaciska swoje wargi zębami. Ja modliłam się, aby to wszystko się jak najszybciej skończyło. Jednak nagle oboje otworzyliśmy oczy, trzymającą się za ręce przed cyrkiem. Genyr głośno oddychał, a księga była przygnieciona młotem.
- Nienawidzę, nienawidzę nienawidzę ludzi! - Krzyknął uderzając młotem o książkę, które całkowicie zniszczyło kartki. - Nawet w Twoim świecie ludzie to jebane zwierzęta! Ale żeby swoje potomstwo?! Jebani Ludzie!
- Mówiłeś, że to przeglądałeś! To czemu nagle to zniszczyłeś! - Przerwałam mu jego wybuch złości, bo ta sytuacja wydawała mi się wręcz absurdalna.
- Bo poczułem to, co czuje on! Oglądanie tego jest ok, ale czucie!? Dlatego to zniszczyłem! Taki ból mogą wyrządzić jedynie ludzie!
- Czucie...? - Mruknęłam, a potem spojrzałam na Błękitka, który już nie miał koloru, był całkowicie szary. Odskoczyłam na niego. - Boże.
- Zimno mi... - Wyszeptał, a ja nie miałam pojęcia to robić. Wyglądał jak trup. Jakby nie miał w sobie absolutnie nic magicznego, a zostało jedynie ciało bez życia.
- Mam pomysł. - Rzekła Lily, a ja na sam dźwięk jej głosu, miałam ochotę jej przywalić. Ona kazała mu stanąć na stosie drewna, a potem to wszystko podpaliła, a Błękitek stał w ognisku. - Lepiej? - Zapytała z troską w głosie.
- Trochę, ten ogień nadal jest zimny. - Mruknął, siadając, a ja poczułam taka złość względem tej podłej Lily. Ona wpadła na to szybciej niż ja, a ten pomysł wydawał się być tak absurdalny, ponownie. Przeklinałam ją w myślach, lecz nagle ona stanęła na przeciwko mnie.
- Z tego co wiem, to ty mu dałaś fiolet, więc ty możesz zmienić temperaturę tego ogniska. - Powiedziała ze spokojem, a ja przez chwile zastanawiałam się nad jej słowami. Nie chciałam mu dawać wszystkiego, bo to by złamało mój warunek, ale tu jest wyjątkowo sytuacja. Ominęłam dziewczynę, pochodząc do ogniska, w którym siedział skulony Błękitek.
- Co ja z Tobą mam? Wieczne problemy. - Wtedy wyciągnęłam rękę w stronę ognia, a ku mojemu szczęściu nie parzył mnie. Genyry spoglądały na to z zainteresowaniem, a ja spróbowałam się maksymalnie skupić. Coś mi mówiło, że gdy strace kontrole, to zostanę dość mocno oparzona. Wstrzymałam oddech i weszłam całkiem do ogniska, siadając na przeciwko chłopaka, który jedynie przyglądał mi się z niezrozumieniem. Miałam wrażenie, że oddychając tym ogniem wprowadzam swoje ciało w stan absolutnego spokoju, jakby to było w rzeczywistości prawdziwe powietrze. Pierwiastek dla istot wyższych. Jakby na tym chwile pomyśleć, to Błękitek poniekąd oddycha właśnie tym, a jego moc polega na kontrolowaniu tego w taki sposób jaki chce. Zaczęłam powoli podwyższać temperaturę. Zastanawiałam się, co mogą oznaczać poszczególne kolory ognia. Odpowiedź przyszła szybko. Czerwony, to taki klasyczny, pomarańczowy wydawał się taki prawdziwy, żółty był szybki niczym błyskawica, zielony ulotny, ale krótki, co mógł przeszywać na wylot, a niebieski był do zapomnienia, fioletowy nie znał materii i był gdziekolwiek chciał, różowy był odzwierciedleniem uczuć, a biały mistyczny, na miarę rangi demona pierwszego. To właśnie czułam i miałam wrażenie, że chłopak również, ale w tym momencie musiałam skupić się na czymś innym. Doprowadziłam to do błękitku, aby użyć tego tak, jak on zazwyczaj to robi. Wymazałam mu wspomnienia, które zobaczył w księdze, aby wrócić do postaci sprzed zobaczenia tego wszystkiego.
- Poczułem coś naprawdę dziwnego. - Skomentował, gdy było już po wszystkim. Pomogłam mu wstać, a on zwrócił się do sobowtóra. - To jakie jest to zadanie odwagi?
- Zdałeś. - Wtrąciłam się, a jego Candy jedynie powoli pokiwał głową.
- Dziwne.
- Ostatnie zadanie. Masz uratować królestwo Adel. - Rzekł dość głośno, obaj spojrzeliśmy na siebie jakoś tak dziwnie.
- Ale to nie ma sensu.
- Ma, wtedy będziemy wiedzieć jak to zrobić. - Teraz rzekła Cane, a mi zrobiło się wręcz przykro tych Genyrów. Z wyjątkiem Lily, Lily to zło najgorsze. Jednak tak się cieszyłam, że nic nie pamięta i możemy uznać, że tego nigdy nie było, a mój Błękitek nie oszalał do reszty.
- No dobra. - Rzekł ze spokojem Candy, a ja szybko odebrałam mu jego kolor sprowadzając go do zielonego. - Karol, przestań!
- Co przestań? Ucz się ich, wiesz co robi każdy z nich, może Ci się to kiedyś przydać. W ogóle zastanawia mnie to, czemu możesz z części korzystać będąc niebieski, a gdy jesteś fioletowy jedynie z teleportacji.
- Też o tym pomyślałem. A co z różowym i białym? Ich w ogóle nie poznałem, wiem, że tylko są. - Zamyślił się.
- Może Ci pomogę odnaleźć odpowiedź, tylko musi mi powiedzieć czego się dowiedzieliście. - Wtrąciła się Lily, a on zaczął wszystko jej tłumaczyć. Myślałam, że pójdą na spacer, jak to mieli w zwyczaju, ale tym razem my wszyscy wszystko usłyszeliśmy.
- To proste. - Wtrąciła się Cane. - Z tego co mówicie, to pierwsze kolory są, że tak to ujmę lżejsze. Jednak fiolet, jest dużo bardziej wyrafinowały i wymaga większej uwagi.
- Poza tym. - Tym razem zabrał głos jej brat. - ''Nie znasz materii''. Może dosłownie nikogo nie zna i nie jest skłonny do znajomość.
- Ja myślę... - Teraz ja ja zaczęłam mówisz. - Strasznie mi się to kojarzy z zapalniczką, jak ją zapalisz, to ogień na dole jest niebieski, natomiast na górze jest on czerwony. Także, może to limit? - Błękitek tylko wydał się rozumień o co mi chodzi, ale to była moja pierwsza myśl.
- Te opcje są możliwe, jednak lepiej jak zweryfikujecie to w swoim świecie. Jednak, co do koloru różowego i białego... - Lily się przez chwile zamyśliła. - To uważam, że kolor różowy jest magiczny, taki co nigdy by naturalnie nie występował. Jedynie pod jakimś wpływem.
- Jakim wpływem?
- Normalnie, to użyłoby się do tego jakiegoś barwnika, czyli, potrzebuje kogoś, aby powstał.
- Dlaczego jest uważany za kolor emocji. - Dokończyłam, a dziewczyna pokiwała głową na znak, że się zgadza. - Ale jak dawałam mu swojej mocy, to powstał jedynie fioletowy.
- Może chodzi tu o współprace? - Zapytała Cane, a wszyscy wydawali się tym zamyśleni, ale miała racje. Dawanie energii to nie to samo to współpraca z tą energią. Poza tym, ten kolor wydaję się być najbardziej bezużyteczny, tak jak inne dają mu szybkość, czy bycie duchem, to to daje mu emocje? Jak w ogóle miałoby to wyglądać? Nie rozumiem tego.
- A co do białego... To strasznie mi się kojarzy z gwizdami, słońcem i po prostu z czymś oślepiającym.
- Mistycznym? - Powiedzieliśmy równo z Błękitkiem.
- Tak. W waszym święcie jest większa różnorodność gatunkowa, to możecie to z czym porównać? - Na jej słowa jedynie spojrzałam blado na Błękitka. My doskonale wiedzieliśmy o czym mówi. O demonach pierwszych, które królują nad innymi demonami. Candy miał być demonem, ale było ryzyko, że powstanie z niego Night Terror. Demon nieznanego pochodzenia, który był postrachem, ale udało się go pokonać. A teraz jest ryzyko, że historia się powtórzy. Jednak jedyną rzeczą jaka się nie zgadzała, to kolor. Czarny, jak noc i biały? Day Terror? Nie byłam pewna.
- Myślę, że tak. Candy, oddasz mi już mój młot?
- Nie. - Odrzekł krótko, przybliżając go do siebie. - To jutro wyruszamy, tak? Koniec gadania o tęczy! Super, idę na spacer. - Po tych słowach poszedł w swoim jedynie znanym kierunku, a Cane do niego dołączyła. Westchnęłam ciężko.
- To ja będę w takim razie ćwiczyć ten zielony, ale to nie ma sensu. Jak ja jestem czerwony jako duch i ponoć to była odwrotność niebieskiego!
- Może chodź o barwy dopełniające, są po przeciwnej stronie koła barw? - Zaproponowała Lily, a Candy pokiwał głową.
- Ej, w sumie. Zielony to czerwony, tak? Potem pomarańczowy i niebieski, oraz fioletowy i żółty. - Po tym zaczął ćwiczyć, ale ku naszemu zaskoczeniu nadal był zielony, jako duch. - Ej, to ma sens. Szybkość się pokrywa z teleportacją? Nie?
- To nie ma sensu. Też umarłam, a duchem być nie mogę! - Powiedziałam w końcu, ignorują jego rozmyślenia.
- Ale w tobie umarła ludzka materia i została demoniczna. Chwila, skoro pomarańcz to prawda, a niebieski to zapomnienie. To zapominamy jaka była prawda?
- Matko, nie wiem. Może? O co tu chodzi? - Dopytywałam, bo nadal nie miała to dla nie sensu.
- Nie wiem! Aktualnie nic nie jest dla mnie jasne, a wkurza mnie to, że ja nie mogę kontrolować tych kolorów, a ty tak. Ten świat jest po prostu niesprawiedliwy!
- Ty mi to mówisz?
- Em, widzicie to? - Lily nam przerwała, a wokół nas byli wszędzie żołnierze Juana. Przez chwilę tylko się temu przeglądałam.
- Matko jedyna, Karol daj mi fiolet to ich wyjebie w kosmos!
- Nie.
- Nie?!
- Nie, dałam Ci warunek.
- Ale jest przed nami jebane wojsko! Lily, idź do namiotu! - Dziewczyna posłusznie schowała się, a zostaliśmy tylko my.
- No i? Jesteś taki potężny, to załatw ich sam. Ja zdania nie zmienię. - Mówiłam śmiertelnie poważnie, chodź w głębi duszy chciałam za dosłownie minute go przemienić.
- Mówisz? Dobra, oto moja prawda. - Po tych słowach, z kolorem zielonym zaczął omijać strzały żołnierzy, ale wracał, aby wykręcić im kark, czy przebić na wylot jedynie za pomocą pięści. Z każdą chwilą zaczynam łapać, jak działa jego moc i wchodził w ludzkie ciała, aby potem wrócił do postaci, aby ich zmiażdżyć od środka, a efekt był taki, jakby w ich ciele wybuchła mini bomba. Śmiał się przy tym, jakby to wszystko sprawiało mu radość. Nie rozumiałam co się dzieje, ale wzięłam do ręki jedną z opuszczonych broni i zaczęłam do nich strzelać. Wyobrażałam sobie, że to inne wcielenia moich wrogów. To Daria! To Jerry! A to moja ciotka! Albo nawet Lily! Potem zabrałam jednemu sztylet, próbowałam ich wszystkich skrócić o głowę. Aż w końcu zastała cicha, przed całym stosem ciał. - Tak jak widzisz Karol, jestem zabójcą.
- Nie liczy się.
- Co?
- No, jak wrócimy do domu, to oni będą żyć. Więc ich nie zabiliśmy, tylko chwilowo wyłączyliśmy z gry.
- Karol, ja w naszym święcie też jestem zabójcą i lubię to. I to właśnie dlatego uciekłaś ode mnie.
- Też się nie liczy.
- Co?
- Bo po śmierci trafiają do średniowiecza, więc ich też nie zabiłeś. Tylko w sumie... Zmieniłeś im serwer. Trzeba być idiotą, aby uważać to za zabójstwo, skoro i tak będzie żyć. Chyba, że to zrobisz swoim młotem. - Mówiłam szczerze, a Candy patrzył na mnie jak w obrazek. Co prawda, może i miesiąc temu był się bała, jednak proces niszczenia mnie Błękitkowi wyszedł aż za dobrze. Widziałam jak wygląda śmierć, na przykład w mieście walki, czy byciu bliski niej jak po spotkaniu tego zabójcy dziwek. Byłam bliska śmierci, gdy skakałam z mostu, jak próbowałam zabić Darie, czy udusić Lily. Gdy próbowałam zabić ucznia w szkolnej toalecie, gdy skakałam z budynku, gdy uciekałam przed policją. Po tym wszystkich człowiek nie wraca taki sam, wraca ze złością i nienawiścią.
- Młotem nie mam w zwyczaju zabijać na śmierć. - Przyznał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Właśnie, poza tym... Niektórzy po prostu nie zasługują na życie.
- Co masz na myśli?
- Jeśli ktoś przeszkadza Ci w życiu w aktualnym miejscu, to można go uznać go za błąd. Daria jest takim błędem, albo Lily. Nienawidzę ich, to czemu mają żyć, skoro robią tyle zła?
- To już kwestia moralności. Też nie możesz patrzeć pod kątem bycia sędzią dla takiej osoby. Ja mam swoje zasady, jeśli chodzi o to.
- Naprawdę jakie?
- Cóż, jak ktoś chce skrzywdzić mnie, bliskich, ale też po to, aby strata nauczyła szacunku dla innego i tego co straciła. Tak uważam, bo sam nie dostałem szacunku. - Mówił, a ja biorąc pod to, co widziałam w księdze, to połączyłam fakty.
- Czy ty zabijasz dzieci? - Zapytałam z delikatnym smutkiem, a on zabrał powietrza do ust.
- Tak, ale bezboleśnie i w miarę szybko, aby się nie bały.
- Dobrze tak rodzicom. Tylko szkoda, że dziecko nie będzie miało przyszłości...
- Wierze, że mój czyn sprawi, że trafi do rzeczywistości, gdzie jego rodzice go szanują.
- A jeśli nie?
- Jeśli nie? To i tak po kolejnej śmierci trafi do kolejnej i kolejnej... Aż znajdzie.
- Brzmi fajnie, z taką nadzieją.
- Może dlatego potrafię jeszcze w nocy spać?
W tym momencie zjawili się bliźniacy, który byli jak my, cali we krwi. Spojrzeliśmy się na siebie, a potem na swoje ubranie.
- Też chciałbym zabijać z Lily. - Mruknął, a potem zaprowadzić nas nad staw, gdzie się przebraliśmy i zmyliśmy z siebie krew, a Candy zgodził się zakopać między mną topór wojenny pod warunkiem, że nie powiem Fioletce, że poszedł z Cane na mordy. Jednak ciągle jest na mnie zły, więc będzie trzymał mnie na dystans i nie daruje, gdy zrobię coś nie tak. Traktowałam to z dystansem, bo moja nienawiść do Lily nie zniknie od tak. Ważne było to, że teraz miała obu Candych w garści. Jemu mogłam zmieniać moce, a drugiemu mogłam łatwo zdradzić tajemnice.
Teraz tylko musimy jedynie odzyskać królestwo Adel i zabić Darie!
.
~
Ogółem nie wiem, czy ktoś zauważył, ale podzieliłam to na 3 część i to było tak:
- Nienawidzę swojej wersji
- Moja wersja zaczyna mi imponować
- Moja wersja jest niesamowita, bo to przecież ja / jestem straszny, gdy jestem zły
Takie 3 część do akceptacji Błękitka i spojrzeniu sobie w oczy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro