75.|Pudełkowa Przygoda! Candy VS Candy - Początek
Pożyczyłam uniwersum od Desserina,także jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o naszych gościach, to zapraszam do niej, bo niektóre wątki nie będą wyjaśnione u mnie.
Opowieść to "Mordercza Miłość".
Pochylone litery, to fragment z opowieści Dessi.
~ Per Lily ~
,, Zanim się uszykowałam, trochę czasu minęło, jednak chciałam jeszcze się porządnie umyć. W końcu jednak byłam gotowa i ruszyłam na śniadanie, gotowa oczywiście przeprosić, że na mnie czekali (o ile czekali, w razie gdyby nie czekali, nie miałabym do nich pretensji) i że nie pomogłam im w przygotowaniu śniadania. I obiecać, że jakoś to wynagrodzę. Szłam spokojnie korytarzem, a kiedy byłam już blisko, usłyszałam dość głośno wypowiedziane słowa Cane.
- A tak się zastanawiałam, ile jeszcze będziesz żył w tym celibacie... Bo nie zaliczyłeś nikogo od czasów naszych ostatnich mordów... A nie, od czasu jak ten jeden, jedyny raz złamałeś dane Lily słowo i załatwiłeś nieźle tą biedną dziewczynę. - powiedziała. Słysząc to, zamarłam. Nigdy nie pochwalam podsłuchiwania, ale wtedy, zanim jeszcze się zorientowałam, zatrzymałam się i zaczęłam się wsłuchiwać w ich dalsza rozmowę. Z każdym słowem czułam, jak coś we mnie pękało. Jakbym była niszczona od środka. Jakby coś we mnie, kawałek po kawałku umierało. W końcu nie byłam w stanie wytrzymać. Candy i Cane zaczęli gadać o śniadaniu, jak gdyby nigdy nic, podczas gdy ja wyszłam z korytarza i zaczęłam do nich podchodzić, ale zatrzymałam się w połowie drogi. Nie byłam w stanie tego zrobić. Nie chciałam na nich patrzeć, zwłaszcza na Candy'ego. Jak on mógł mnie tak perfidnie oszukać? Wykorzystać? Błazen zauważył mnie, a po chwili i jego siostra.
- Trochę ci zajęło to odświeżanie się, co? Chodź, usiądź z nami i coś zje...
- Nie zamierzam z wami nic jeść! A ogóle, nie zamierzam już z wami spędzać ani minuty dłużej! Oszuści! Krętacze! Podli kłamcy! - krzyknęłam. Dłużej nie byłam w stanie nas sobą panować. Po ich minach widziałam, że są niezłe zaskoczeni. Pierwszy głos odzyskał Candy. Wstał i podszedł do mnie.
- Ale co się stało? O co chodzi? - zapytał, próbując mnie złapać za rękę. I objąć. Odskoczyłam od niego jak oparzona, odpychając go jeszcze dodatkowo od siebie.
- Nie dotykaj mnie już nigdy więcej! Nienawidzę Cię! Brzydzę się tobą! Jak mogłeś mi to zrobić, co?! Fajnie się mną bawiło?! - zawołałam. Na chwilę przeniosłam wzrok na jego siostrę, potem z powrotem na niego.
- Ale, Lily, o co Ci właściwie chodzi? Co się stało? - zapytał widać mocno tym wszystkim przejęty. No tak, skoro jego kłamstwo się wydało, stracił swoją ulubioną zabawkę, z której cały czas sobie żartował. - pomyślałam, czując, jak narasta we mnie nie tylko złość, ale i rozpacz.
- Słyszałam. Wszystko słyszałam. Znacie drogę do królestwa Adele, gdybyście tylko chcieli, mogliście mnie tam odstawić! W dodatku złamałeś obietnice! Zabiłeś kogoś i pewnie zgwałciłeś! I jeszcze zamierzałeś mnie znowu oszukać! A ty - wskazałam na Cane. - Nie jesteś leprza, pomogłaś mu to wszystko przede mną ukrywać! - krzyknęłam.
- Lily, to nie tak! - odparł Candy. Teraz w jego oczach widziałam czysty strach. Bał się, że traci swoją naiwną marionetkę.
- A jak? To nic dla ciebie nie znaczyło, prawda?! Te wszystkie zapewnienia, że mnie kochasz, że nie chcesz, abym cierpiała, że mogę Ci zaufać, że zmieniam twoje życie na leprze! Teraz widzę, jaka głupia byłam, że Ci wierzyłam. Głupia suka! Twoja głupia, naiwna suka, bo niczym więcej dla ciebie nie byłam prawda?! - zawołałam łapiąc się za włosy. Miałam ochotę je wszystkie sobie powyrywać
- Lily, daj mi to wytłumaczyć. Pierwsze kłamstwo to była moja głupota, a potem już za późno było, żeby je odkręcić - zaczął Candy.
- Baliśmy się poza tym, że odejdziesz od nas na zawsze. A polubiliśmy cię szczerze i nie chcieliśmy stracić - dodała jego siostra, pojawiając się obok nas. Błazen ponownie próbował się do mnie zbliżyć.
- Nie! Nie! Nie wiedzę wam! Już nigdy, w nic wam nie uwierzę! Mogą rodzina! Moi bliscy! Chciałem od nich odejść, i to dla was! Dla was! Zdradziłam ich i sama zostałam zdradzona, zasłużyłem sobie na to.
- Lily, nie mów tak - powiedział Candy. W jego głosie pobrzmiewała „troska", ale teraz już wiedziałam, że to kolejne kłamstwo. Dotknął mojej ręki, a ja natychmiast cofnęłam się.
- Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie nigdy więcej. Niedobrze mi się robi jak o was myślę! O tym, jak wam zaufałam, o tym, jak...! Nienawidzę was! Ciebie zwłaszcza! Jesteście... Jesteście...okropni. Podli. Potwory - ostatnie kilka słów wyszeptałam. Do moich oczu nabiegły zły, których nie starałam się nawet powstrzymać. - A my... Ja...z tobą... O cholera... - powiedziałam trzęsąc się z emocji głosem.
- Lily, daj nam wszystko wytłumaczyć - wtrąciła się Cane.
- Tu nie ma co tłumaczyć! - krzyknęłam. Jednocześnie poczułam, że Candy zaciska swoją dłoń na mojej.
- Nie rwij sobie włosów, zrobisz sobie krzywdę - powiedział.
- Zostaw mnie, pajacu! - zawołałam i odepchnęłam go, wkładając w to całą swoją siłę. - A właściwie, czego mogłam się spodziewać po dwójce błaznów? Na co liczyłam, oprócz tego, że wykorzysta mnie dla żartu? Co, dobrze się bawiliście? Pośmialiście się z głupiej, naiwnej suki twojego braciszka?! - krzyknęłam, patrząc prosto na Cane.
- Lily, proszę, przez wgląd na to, co nas łączy, daj nam... - zaczął Candy.
- Nas nic nie łączy. Nienawidzę was, ciebie zwłaszcza! Mam waszej dwójki SERDECZNIE DOŚĆ! - krzyknęłam. Odsunęłam się od nich, po czym odwróciłam się i zaczęłam po prostu biec przed siebie. ''
Chciałam być jak najdalej od nich, od tego cyrku. Zapomnieć, że cokolwiek nas łączyło, coś więcej... Co było tylko jednym wielkim kłamstwem. Tak bardzo chce być sama, wrócić do Adel... To było w tym momencie moim celem. Nigdy nie powinnam pominąć w tym momencie mojej rodziny. Przecież ja mogę liczyć tylko i wyłącznie na nich. Tylko oni mnie nie skrzywdzą, nie zranią. Tylko oni mnie prawdziwie kochają, nie zdradza. Co ja sobie w ogóle myślałam...? Dwójka zabójców zmieni się jak za po pomocą magicznej różdżki? O Boże...
Biegłam pomiędzy drzewami, aby zgubić ich, jeśli w ogóle będą chcieli mnie złapać. Nie mogłam do tego dopuścić, bo już nigdy nie zobaczę bliskich. Oni są niczym żołnierze Juana... Może oni wręcz dla niego pracują? Próbując mnie odciągnąć od Adel to nawet bardzo prawdopodobne. Poruszałam się tak szybko, lecz nagle coś dosłownie zmaterializowało się przede mną. Nie zdążyłam zahamować i wpadłam z dużą, niebieską postać. Przewróciłam się do tyłu, ale szybko podniosłam głowę, to był on, ale jakim cudem mnie z taką łatwość ja złapał. Szybko wstałam ignorując jego rękę.
~ Per Błękitka ~
Co to za miejsce... Boże... Czyli jeśli umrę to trafię tutaj? Będzie mieszkać w lesie, no zajebiscie, ale gdzie to nieszczęście zwane potocznie Karoliną? Nie mogła przecież rozpłynąć się w powietrzu, albo przenieść się gdzieś indziej. Tak myślę. Siedziałem sobie spokojnie w toalecie, czytając tą głupią instrukcję, ale jej krzyk wyrwał mnie z tego. I właśnie to w tego mam. Jedno wielkie pole, na wychujowie dolnym.
Rozglądałem się, lecz nagle coś we mnie uderzyło. Zdezorientowany zauważyłem, że to była dziewczyna w długich fioletowych włosach oraz... Stroju błazna...? Podałem jej dłoń, ale ona jej nie przejęła, zamiast tego szybko wstała i spojrzała na mnie gniewnie swoimi zapłakanymi, zielonymi oczami.
- Jeszcze Ci mało?! Teraz będziesz mnie prześladować?! Czy naprawdę, aż tak mnie nienawidzisz!? - Uderzyła mnie w twarz, ale nie zbyt mocno, bo była za słaba, aby użyć większej siły, albo nie wiem... Nie ma w siebie tyle śmiałość. Dalej płakała i warczałam, że jestem oszustem w konspiracji i innym niemieckim agentem, a ja dalej szukałem wzrokiem Karoliny. Ona dalej coś mówiła i mówiła, wręcz krzyczała. Coraz to głośniej, rozpraszał mnie jej szloch, wręcz serce mi pękało, dlatego wziąłeś głęboki oddech i dmuchnąłem w nią ogniem zapomnienia. Może zapomni o czymś, co najwidoczniej drugi ja jej zrobił i zacznie mówić do rzeczy. Potrzebuje teraz jakikolwiek informacji.
Kobieta chwilę dochodziła do siebie, a potem wróciła do żywych, rozejrzała się i spojrzał na mnie.
- Co my tu robimy lizaczku? Przez chwilą byliśmy w cyrku... - Uśmiechnęłam się naprawdę uroczo, a na myślałem co powinienem jej kurwa teraz odpowiedzieć, uśmiechając się ciut nerwowo. Takiej schizy jeszcze nie miałem.
~ Per Karoliny ~
Otworzyłam oczy, byłam w jakimś lesie, może polu, czy łące. Powietrze było takie czyste i świeże. Takie, którym tak miło się oddycha, ale gdzie ja właśnie jestem...? Pamiętam tylko te pudełko i światło i... Błękitka, który tu wskakuje. Właśnie gdzie on... Wtedy moim oczom ukazał się Candy, jak wyskakuje z krzaków, ale w stroju błazna i makijażem. Biegał z tą i we tę, krzycząc jakieś imię. Chodzi o mnie prawda...? Lecz oczywiście nie, wolał opętańczo jakąś Lily... On siebie ze mnie w tym momencie kpi!
- Co to kurwa miało być?! - Krzyknęłam podchodząc do niego, a on spojrzał na mnie w jego oczach był obłęd i strach. - Myślisz, że to fajne?! Robisz jakieś pułapki, a potem przebierasz się w to coś! Co to kurwa jest?! Czemu jesteśmy w jakiś pudełku!?
- Widziałaś może fioletowo włosom?! - Zapytał szybko, a ja czułam, że zaraz strącę cierpliwości. Podeszłam do niego bliżej i mocno uderzyłam go w twarz.
- Jesteś żałośny! Kolejna? Serio?! Najpierw Daria, a teraz Lily!? Myślisz ty w ogóle, czy jesteś zadufany w sobie?! - On był jakby w transie, a jego oczy były w tym momencie puste. Jakie bez życia i patrzył na mnie tak dziwnie, aż sama zaczynałam się powoli bać.
- Nie przeszkadza mi szmato!!! - Krzyknął w furii i zmaterializował swój młot i prawie natychmiast się zamachnął, aby z całej siły mnie nim uderzyć, ale w tej samej chwili wokół mnie pojawiła się ochronna bańka. On odsunął się ode mnie zdzwonimy, patrząc na mnie z niezrozumieniem. - Jak...?
- Czyli to świat, w którym chcesz mnie zabić, tak? Nieźle... Ale teraz masz taki ode mnie wpierdol, że się nie pozbierasz! Ty matkojebco! - Zacisnęłam pięść, stając się niewidzialna. Stanęłam za jego plecami, skacząc na niego. Gdy już na nim siedziałam, to on oczywiście próbował zrzucić mnie, ze swoich pleców, ale silne pociągnięcia za jego włosy, skutecznie go zatrzymywało. Tylko się wił i uciekał, próbuj się mnie pozbyć. - Cierp szmato! Cierp!
~ Per Błękitka ~
- Co to za krzyki? - Zapytała mnie dziewczyna, a ja byłem już praktycznie pewny do kogo one należą. I dobrze, bo ta dziwna cisza między nami, stawiła mnie w takiej niezręcznej sytuacji... Nie minęła chwila, a z krzaków wyskoczył ja... A na moich plecach była Karolina, która ciągnęła mnie za włosy. Na ten widok, aż się skrzywiłem, bo miałem wrażenie, że czuję ten ból, który obecnie przeżywa drugi ja. Gdy spojrzeli na nas, to zamarli w bezruchu. Karolina spojrzała na mnie, potem na mnie, a następnie ze mnie zeszła. Hm, zaraz ocipieje od tego nazewnictwa. Cisza trwała by dalej, ale ja odepchnął mnie od Fioletki, tak mocno, że spadłem efektownie na plecy. Natychmiast wstałem, otrzepując się z ziemi.
- Lily! - Upadł na kolana. - Tak bardzo, bardzo Cię przepraszam, ja... Nie chcę Cię stracić, proszę wybacz! Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wróć proszę, nie odchodź ode mnie, błagam! - Mówił bardzo przejęty, a na powoli to wszystko analizowałam. Karolina patrzyła na to, dalej nie rozumiejąc o co chodzi.
- Candy, ja się nie gniewam, że zgubiłeś mnie w lesie. Znalazłeś mnie, prawda? - Wtedy ona wtuliła się w niego, a ja prawie natychmiast wszystko zrozumiałem. Ta Lily... To...
- Kim ty do cholery jesteś?! - Wtedy przed moim nosem pojawił się młot drugiego mnie, ale znacznie różnił się od mojego. Był zwyczajny, po prostu młot, który nie byłby w stanie zniszczyć duszę. Może to i lepiej. Czuję się w tym momencie bardziej komfortowo. Gdyby ktoś inni miałby w rękach niszczarkę do duszy, to byłbym wybitnie posrany. - I... - Szeptał. - Co ty jej zrobiłeś, że nic nie pamięta?
- A więc to tak... - Również szeptałem, aby dziewczyny nic nie słyszały. Machnąłem ręka, abyśmy poszli trochę na bok. -...ciesz się. Dmuchnąłem w nią ogień zapomnienia i nie pamięta nic z przeciągu godziny...
- Że co?! Jak śmiesz ją dmuchać! - Zamachnął się, ale gdy już miało to trafić we mnie, to spotkało przeszkodę w postaci bańki Karoliny. Wiedziałem, że mimo, że odejdziemy parę metrów, to ona i tak będzie mnie obserwować. Słodkie. Westchnąłem, a chwilę później dołączyła do nas Lily.
- Uspokój się cipo. - Warknęła, gdy bariera znikła. Drugi ja zasłonił Fioletke, nadal na nas gniewnie patrząc. Ojoj, jaki on zły. Samiec alfa, broniący niczym lew swojej fioletowej, uroczej damy.
- Kim wy jesteście?
- Eh... - Westchnąłem ponownie. Teraz będzie musiał to jakkolwiek wytłumaczyć. Jestem przekonany, że mi nie uwierzy, albo będzie robił sceny. W sumie jakby nie patrzeć, to też bym robił. Dlatego, zawsze muszę być w tej mniej fajnej stronę barykady? Jednak dobrze, okrutny losie. Zacznijmy ten cyrk. - Jestem Tobą, ale tym pierwszym. Ty jesteś moim drugim wcieleniem. Dostałem takie pudełko i ona przeniosło mnie tutaj. Czysto teoretycznie powinno one rozwiązywać problemy, ale czarno to widzę... - Mruknąłem. Lily i ja patrzyli na siebie, nie wiedząc kompletnie co na to wszystko odpowiedzieć. Klasyk. Kto by wiedział?
- To teraz w naszym świecie leci czas? - Zapytała mnie Karol szeptem. Czy ona znowu kombinuje, aby urwać się z lekcji czy czegokolwiek. Zmarszczyłem brwi.
- Nie. Obecnie u nas i u nich czas stoi. Gdy wrócimy, to będziemy w tym samym czasie, co weszliśmy. A oni zapamiętają tylko to, czego się nauczyli i coś... Nie doczytałem, bo ktoś musiał to włączy! . - Ostatnie słowa wysyczałem, ale w oczach dziewczyny dostrzegłem niebezpieczne iskry. To nie wróżyło nic dobrego, ale na razie musiałem zająć się tym co najważniejsze.
- Nie włączyłam tego!
- Samo się włączyło?!
- Tak. - I w tym momencie leżę, bo mówi prawdę. Tym bardziej sprawa się komplikuje, bo jeszcze bardziej nie wiem jakim chujem mam to włączyć.
- To jakiś absurd! - Krzyknął wkurzony ja, podszedł do mnie z zamiarem uderzania mnie, a Karol tym razem nie zdarzyła mnie „ocalić". On uderzył mnie z całej siły, a potem tylko obserwowałem jak on cierpi tyle co ja. Nie mam tutaj mocy, moja ty wkurzona pomalowana boróweczko. - Co to?! Czemu ja to poczułem!? - Wytarł kolorową krew z nosa, a ja zrobiłem to samo.
- Mówiłem. Jesteśmy tym samym. Z tą różnica, że Ty jesteś drugi. Czujesz obrażenia pierwszego, czyli mnie. Jakbyś był w kolejnym wcieleniu, to trzeci czułby obrażenia drugiego, czyli ciebie. Łapiesz?
- Nie, co to ma być...? Możesz zostawić mnie i moją ukochaną w spokoju?! - Wydarł się, a ja miałem załamanie, że po śmierci będę takim dzbanem. Rozwiązania jest proste, nie mogę umrzeć. Nie mogę skazać ten nawet ładnej ziemi, na jego nie łaskę.
- Z chęcią bym wrócił do siebie, ale najpierw musimy się przytulić, aby doszło do połączenia mocy. Wtedy wrócę, ale nie zrobię tego, dopóki nie odnajdę odpowiednika Karoliny. - Wskazałem na demonice, która była wybitnie zainteresowana oglądanie mojej kopii. Wyglądała tak, jakby chciała go dotknąć w absolutnie każde miejsce, by sprawdzić czy jest prawdziwy czy made in China. - Znacie kogoś, kto chodź trochę wygląda jak ona?
- Może Adel? - Wtrąciła Kluska.
- Adel?! No... Może... - Przez chwilę się zaciął, a ja już wszystko wiedziałem.
- To gdzie ona jest?
- Candy miał dzisiaj iść do Juana, naszego wroga, aby uratować jakkolwiek królestwo Adel, albo chociaż się czegokolwiek dowiedzieć, ale jak jesteście wy... A widzę, że Karolina ma moce obronne, to możemy dostać się do jej królestwa i je odbić! - Mówiła przejęta Lily, a ja analizowałem jej słowa. Królestwa? Co brzmi ciekawie, jakbym był w jakieś książce fantazy rodem z wiedźmina. Jednak spokojnie, ogarnę to. W najgorszym wypadku zostane niebieskim wilkiem.
- Lily, przestań! Nie możemy im ufać, to obcy. Mogą równie dobrze się podszy... - Nagle jego wypowiedź została przerwana przez postać, która stanęła obok mnie. Spojrzałem w tą stronę, a moim oczom ukazała się Blanka. Paradoksalnie, ucieszyłem się na jej widok.
- A więc udało Ci się to włączyć. - Skomentowała patrząc na każdego z osobna, a wzrokiem wracając do mnie.
- Powiedzmy, a co tutaj robisz?
- Przyszłam Cię odwiedzić, by zapytać jak poszła Ci rozmowa z naszym ojcem. Martwiłam się jak to może pójść, bo doskonale go pamiętam. - Mówiła spokojnym głosem, ale wtedy szybko zmieniła się w Kasandre. Wyrwała włos z głowy drugiego mnie i wystrzeliła strzałę. Po tym zabiegu wróciła.
- Co to kurwa było?! - Krzyczał, ale go olaliśmy. Sprawy rodzinne.
- Idziemy tędy. - Złapała mnie pod ramię i razem szliśmy w tym kierunku, a zagubiona gromada szła za nami. Niczym nasze przedszkole.
- Poszło nawet bez problemu, tylko jak się dowiedział, kim jestem to chciał mnie zabić krzesłem, ale spokojnie. Teraz myśli, że jestem założycielem rodu, więc będzie potulny.
- Co za dupek, po tylu latach nadal ma w sobie tą chorą urazę... Serio mam nadzieję, że go w końcu deportują do swojej nowej rzeczywistości, ponieważ tu jest zbędny. - Pokiwałem głową.
- Dokładnie. Jego moce są bezużyteczne, wykształcenie również leży i kwiczy. Nadal nie wiem, skąd ten pomysł. - Przez chwilę się zamyśliłem, przyglądając się przyrodzie wokół mnie. Było inaczej niż u mnie. Tutaj było tak czysto i niewinnie, może nawet magicznie, jakbym serio był w innych czasach. Miło czasami wręcz udać się do innego świata, gdzie wszystko stoi miejscu.
- Chcąc mieć większą kontrole, ty im już nie wystarczasz. Jeśli nie będzie wyjścia to zamknął portale, a ty doskonale wiesz w jaki sposób.
- Tak, wiem. Czasami tak bardzo żałuję, że taki jestem, że ten świat jest taki, a wszystko graniczy pomiędzy nie wiadomo czym. - Mruknąłem, a wtedy za tobą usłyszałem kaszlnięcie. Odwróciłem głowę, a tam był ja, który ewidentnie uważnie podsłuchiwał moją rozmowę z siostrą. - Czego?
- O czym wy do cholery mówicie? - Zapytał ostro, a ja nie za bardzo miałem ochotę się nad tym tematem rozpływać, szczególnie samemu sobie. Czuję taki dyskomfort, gdy jestem obok siebie. Jakbym miał za sobą moje emocje, które chcą mi odciąć głowę. Dosłownie i w przenośni.
- Nie tera... - Odrzekłem, ale nie skończyłem, bo moim oczom ukazał się cyrk. Taki strasznie podobny do mojego cyrku. Spojrzałem na ogromny namiot, potem na siebie i fioletową kluske.
- Ty wyglądasz prawie tak samo, jak April Fools. - Odrzekła Blanka, wprost z ust mi to wyjęła. Miałem powiedzieć to wcześniej, ale coś mnie zbiło z tropu. Podobieństwo było uderzające. Jedyną różnica były włosy. Fioletowy i różowy, to dwie różne bajki, ale i tak... Rzeczywistość, w której ja byłem w związku z April, to scenariusz wyjęty wprost z mojego koszmaru.
- April? - Zapytała nagle Karolina. Stanęła przede mną, spojrzała na mnie z dosyć poważnym wyrazem twarz, a potem zapytała. - Znasz ją?
- Tak. Raz wystąpiłem z nią w cyrku. Potem nasze drogi się rozeszły, ale nadal pamiętam, jak była obrzydliwa, nie tylko z wyglądu. - Demonica pokiwała głową, ale o nic więcej nie pytała. Na szczęście. Nadal pamiętałem, jak zareagowała na wieść, że jestem mordercą. Wolałbym teraz trzymać to w sekrecie tak długo, jak to możliwe.
Obserwowałam namiot, który napawał mnie setką pozytywnym wspomnieć. Ten widok był tak relaksujący, dopóki nie wyszła z niego dziewczyna, która wygląda, jak moja siostra bliźniaczka..
- Cane Watson? - Zapytałem jednocześnie z Karoliną, patrząc na nią z dezaprobatą. Kobieta zmarszczyła brwi, lustrując każdego z nas.
- Em, nie? Cane tak. A Watson? Nie? Co... - Chwyciła się za głowę. - Co to ma być...
- Kim ty jesteś? - Zapytała Blanka, która natychmiast zamieniła się w Wendy. Ta uśmiechała się przyjaźnie, a kobieta odwzajemniła ten uśmiech nieco nerwowo.
- Candy Cane. Siostra bliźniaczka Candy'ego Pop'a. - Przedstawia się, a ja pojąłem co to wszystko ma znaczyć. Widać moja siostra również.
- To ja spadam! - Zawołała radośnie, biegnąc w stronę Cane, mocno ją przy tym tuląc. Kobieta nawet nie zdążyła zareagować, ponieważ pojawiło się wokół nich światło, a Wendy zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- Widzisz...?! - Zwróciłem się do swojego klona. - Dokładnie tak ma to wyglądać!
- Proszę, wyjaśnicie mi o co chodzi... - Mruknęła skołowana Cane. Wszyscy weszliśmy wtedy do cyrku. Musiałem wszystko, wszystkim wyjaśnić, abyśmy się nie zgubili. Jasno i dokładnie, tudzież wyraźnie.
~ Per Jacka ~
- Blanka! Gdzie ty jesteś?! - Krzyczałem, gdy tylko to dziwne światło mnie zostawiło w spokoju. Wiedziałem, aby nie odwiedzać Candy'ego zaraz po powrocie do domu, ale się uparła. Teraz mam!
- W imieniu króla Juana! Zatrzymaj się! - Tylko tyle usłyszałem po dostaniu miliarda serii strzałów z jakąś substancją. A więc w taki sposób umarłem. Super. A chciałem dokończyć oglądać Brickleberry!
~ Per Karoliny ~
To było bardzo ciekawe. Okazało się, że to świat, do którego trafię po śmierci. Tak mi schlebiało, że zostanę królową, ale było mi również przykro, że to królestwo jest obecnie pod niewolą żołnierzy Juana. Lily była nadwornym błaznem, genyrem. Potem poznała Candy'ego i Cane. Teraz mieszkają tutaj, zastanawiając się jak odbić moje królestwo. Wszystko się zgadza, Lily jest Alex. A ja królowa, której ciocia jest błaznem. Co za ironia losu, ale podoba mi się ten obrót sprawy. Chodź wróć. Wizja, że moja ciocia będzie sypiać z moim Candym jest obrzydliwa.. W każdym razie. Jeśli połączę energię z Adel to wrócę do domu. Potem to samo zrobią Błękitkowie i wrócę do Darii.
Oczywiste było, że muszę opóźnić tą podróż tak bardzo, jak to możliwe. Nie mam zamiaru tam wracać. Ta rzeczywistość i tak cofnie się do momentu, w którym tu przybiliśmy, więc nikomu nie może się nic stać. Nikt nie może umrzeć z tego świata... Co do nas to nie mam pojęcia, bo tej części akurat Błękitek nie doczytał, ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie?
Oraz jeszcze nie doczytał części o tym, w jakim miejscu się pojawimy, ale to też było mało istotne. Ważne, że byłam tu z nim, a nawet z dwoma. Brzmi to jak bajka. Jak film, rodem wyjęty z moich najgorętszych fantazji.
Siedzieliśmy przy stole. Ja obok Błękitka, a Lily, Cane i Candy po przeciwnej stronie.
Candy i Cane opowiedzieli nam swoją historię. Była ona smutna, tak niesprawiedliwa, że serio się wzruszyłam. Wtedy miałam jeszcze większe poczuciem, że ludzie to robaki, pełzające po tym świecie.
- A ty? Kim jesteś? - Zapytał po raz kolejny Candy. Właśnie. Aby się nie zgubić, to będziemy mówili do mojego Błękitka po imieniu, a do Candyego z tego świata po prostu Candy. Bo to jego jedyne imię.
- Jestem Błękitny widmem gniewu... - Odrzekł niezwykle poważne.
- Co on powiedział? - Zapytała Cane brata.
- Jakieś Błękitne widły gniewu. - Wzruszył ramionami, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Zaczęłam się śmiać z Zacka, a on tylko przybrał pozę bojową w stosunku do Candy'ego.
- Widmo! Ty wydojona z mózgu krowo morska! - Krzyknął wstając ze stołu, przy którym Siedzieliśmy, tak, że jego krzesło spadło z hukiem na podłogę. Jego reakcja mnie rozbawiła jeszcze bardziej, przez to zaczęłam wręcz kaszleć. Zack patrzył na mnie zdenerwowany, ale wzrokiem wrócił do Candy'ego.
Będzie to się działo, będzie radośnie i przetańczymy razem całą noc!
- Zluzuj, żartujemy tylko. - Odrzekła również rozbawiona Cane. Po cichu chichotali, jakby byli małymi dziećmi.
- Ta, dobre sobie. Chcę wrócić do swojego świata... Bo ktoś! - Zwrócił się do mnie. - To chujowe pudełko włączył, dlatego możecie zachowywać się poważnie i jakkolwiek pomoc?
- A kogo my tu mamy... - Zaczął Candy, który również wstał z miejsca, ale powoli, aby być na równi z moim Błękitkiem. -...Pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy i pogromca uśmiechów dzieci.
- Przestań! - Warknął z mocą, ale ja już nie dałam rady i wycierałam łzy śmiechu, leżąc na tym biednym stole. Na ten widok Cane również zaczęła się głośno śmiać. Jej śmiech rozbawił mnie jeszcze bardziej, więc to było coś w rodzaju ataku ostatecznego. Istne perpetuum mobile.
- Ojoj, moja „pierwsza" wersja się wkurzyła? Wybacz, że jestem od ciebie fajniejszy, ale nie można mieć wszystkiego...
- Jesteś niczym innym jak buszującym w lesie dzikusem, który z kawałków szmat ulepił sobie cyrk! Ja jestem osobistościom w swoim świecie. Politykiem, który ma ludzkie życie w garści!
- A ja jestem szczęśliwy w SWOIM cyrku i nie jestem od nikogo zależnym snobem! - Oboje się dość mocno zdenerwowali. Uciszyłam się z dziewczyną, aby słuchać ich kłótni. Byli coraz bardziej zabawni oraz uroczy w swoim zachowaniu. Teraz na sto procent wiedziałam, że ten świat będzie niczym wielkie wakacje. Od każdego, kto śmiał mnie zdenerwować. Czyli taka Daria.
Tak sobie myślę, że jeśli będę zdolna, to może Zack zda sobie sprawę z tego, że Daria to ścierwo i powinien ją z hukiem wykopać? Muszę obmyślić jakiś plan...
- Ja też mam swój cyrk! Mnie oglądają miliony, a ciebie? Oglądają wiewiórki, płacąc Ci orzechami?
- Mnie oglądają osoby, które są godne oglądania mojego geniuszu. W życiu bym nie pozwolił tym obrzydliwym ludziom na postawienie chociaż stopy w moim cyrku.
- Czyli nie masz z tego zysku? - Zakpił, krzyżując ramiona.
- A po co? Ja jestem samo wystarczalny i wszystko mogę zrobić z siebie samego.
- Jesteś egoistką.
- Bardziej rasistą, ale możemy to pominąć, bo przecież Ty jako polityk... - Mówił z obrzydzenie, a potem prychnął z pogardą. - Serio? Polityk? Jakim ty musisz być kurwa nieszczęśliwym człowiekiem!
- Jestem bardzo szczęśliwy i chuj Ci do tego!
- No pewnie. - Wtrąciłam sarkastycznie.
- Zamknij się! Nie widzisz, że prowadzę dyskusje!?
- Rozmowa z samym sobą, to monolog, a nie dyskusja. - Rzekł wrednie Candy, na co ja znowu parsknęłam śmiechem razem z jego siostrą. Muszę przyznać, że zaczynam lubić Błękitka numer dwa.
- Znalazł się, spryciarz na gumowe cycki. A prawda jest taka, że w swojej głupocie uważasz się, za nie wiadomo kogo, chodź w rzeczywistości jesteś tylko byłym służącym. - Wysyczał przez zęby, a Candy zacisnął ręce na stole. Widać te słowa go dotknęły. Cane widać też poczuła się urażona.
- Powiedział to niewolnik systemy „bezpieczeństwa" . - Zrobił cudzysłowów w powietrzu. - Wiesz co? Wolę już być tym byłym służącym, niż ciągle wstawać o siódmej, aby wypić obrzydliwą kawa i zapierdalać do późna.
- Taki ty jesteś nie ambitny... A kawa... jest zajebista!
- Hep tfu! Pocałuj mnie w dupe!
- Wiesz co? SPIERDALAJ!!!
- JESTEŚMY W MOIM CYRKU! TO TY SPIERDALAJ!!
- DOŚĆ! Komu zależy na szybkim dostaniu się do Adel!? - Zapytał szybko, już tak na maksa zdenerwowany, że delikatnie włosy zaczęły mu się żarzyć. Tylko Lily nieśmiało podniosła swoją dłoń. - Super. - Pociągnął ją za ramię i wyszli na zewnątrz. Candy na ten widok, chciał wstać, aby zatrzymać swoją dziewczynę, ale ja go powstrzymałam.
- Stój. Oni teraz będą planować, jak dostać się do królestwa. Lepiej im nie przeszkadzać... - Odrzekłam tajemniczo, a on poirytowana usiadł na miejscu. - Grzeczny. To co? Nie chcecie jechać? - Zapytałam od razu. To była idealna szansa, na zdobycie jakichkolwiek informacji oraz sojusznik zbrodni. Jesteśmy w cyrku, dlatego show must go on. Czyż nie?
- Nie bardzo, a co Cię to interesuje? - Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nie było w jego oczach ani cienia złości w stosunku do mojej osoby. Był niczym zainteresowany kupiec, a ja z miłą chęcią pokaże mu swoje towary tudzież usługi.
- Możemy to potraktować jako wakacje. Pomyślcie tylko. Ten czas może się ciągnąć ile tylko chcemy, dopóki nie połączę się energetycznie z królową. Wszystko i tak wróci na swój poprzedni tor, dlatego... Czemu nie moglibyśmy zaszaleć? - Bliźniaki spojrzeli na mnie, a potem na siebie. Wymieniali się porozumiewawczymi spojrzeniami. Wyglądało to tak, jakby mówili do siebie w myślach, co nie uszło mojej uwagę. Ze spokojem czekałam na werdykt.
- To... - Zaczął chłopak, ale siostra mu przerwała.
- Jeśli będziemy mogli irytować tego niebieskiego buca oraz zachować naszą kluskę dłużej, to się zgadzamy, bo brzmi to super. - Mówiła bardzo podekscytowany, a w jej oczach tańczy iskierki radość. Cane wydaje mi bardzo spoko, naprawdę. Znacznie bardziej mi się podoba, niż czarna siostra Zacka, która od razu mordowała mnie wzrokiem i próbowała przejechać.
- Ale chcemy wiedzieć, jaki masz w tym cel. - Odrzekł jej brat z delikatnym i subtelnym uśmiechem. To było takie miłe uczucie, widzieć radosnego Błękitka. Chodź wiem, że to tak naprawdę to jego inne wcielenie, to wygląda tak samo. Miałam mętlik w głowie, ale i tak zamierzałam napawać się jego widokiem.
- To dość delikatna sprawa. - Obejrzałam się za siebie, by upewnić się, że oni są za drzwiami do cyrku. - Ja byłam z nim w związku, ale zepsułam to w głupi sposób. Teraz on jest z taką suką... - Warknęłam, gdy w mojej głowie pojawił się obraz tej wywłoki Darii. Opowiedziałam im, o tym jak mnie wywiózł, o moim powrocie oraz pakcie, przez który teraz wyjątkowo cierpię. Oni słuchali tego w absolutnym milczeniu. - Dlatego, chciałabym ten czas wykorzystać, aby nie widzieć Darii i... I może go z powrotem przeko...
- Ani słowa kurwa. - Przerwała mi Cane. - Byłam już wzruszona przy skoku z mostu. - Otarła niewidzialne zły. - Zniszczymy go, tego akurat możesz być pewna. Prawda? - Zwróciła się do brata, a on jedynie dość energicznie pokiwał głową. - Chcesz coś zjeść?
- Tak, matko nie jadłam od ran... - W tym momencie Cane machnęła ręka, a w jej rękach pojawiła się taca z babeczkami. Wzięłam naczynie od niej i z podziwem oglądałam przepięknie udekorowane ciastka. Byłam pełna podziwu, chodź wiedziałam, że umieją czarować z ich opowieść. - Błagam, zaadoptujcie mnie! - Rodzeństwo zachichotało..
~ Per Cane ~
Karolina była urocza, chodź kompletnie nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo przywiązała się do tego nadętego dupka. Wyglądała, jak zwykła ofiara mojego brata. Niczym się nie wyróżniała. Niby miała jakieś moce, ale w moich oczach to zwykle sztuczki, zwykłego człowieka.
Nie mniej jednak miała w tym momencie rację, możemy potraktować to jako wakacje. Gdy oni wrócą, to wrócimy do wydarzeń z przez paru godzin, a Lily będzie nas nienawidzić. Nie mam pewność, czy w ogóle będziemy w stanie ją złapać czy przekonać.
- Cane... - Wyrwał mnie z przemyśleć mój brat. -...jesteś niestety najmniej nielubianą. Weź idź do nich i sprawdź co wymyślili. - Pokiwałam głową na znak zgody. To prawda. Zack ma dziwne podejście do Karoliny, a Candy'ego nie cierpi. Chodź w zasadzie nie wiem dlatego, znają od paru godzin, a już zdążyli się z nienawidzić. Chodź myślę, że oboje są tak zdolnymi stworzeniami, że to nie jest dla nich trudne. Wstałam, zostawiając ich samym z moimi babeczkami.
Na dworze zastałam Lily i jego, siedzący na ziemi.
- Co robicie? - Dosiadłam się obok chłopaka. Zauważyłam, że kreśli coś na kartce.
- Rysujemy mapę. - Mruknął nawet na mnie nie patrząc, był maksymalnie skupiony na zadaniu. Przynajmniej wiem, że mój brat nie zawsze był tylko błaznem. Lily przyglądałaś mu się z zainteresowaniem. W zasadzie nie dziwię się, też bym patrzyła na kopie mojego chłopaka, jakby był on ósmym cudem świata. Hm, a chwila... Przecież tak działają bliźniaki. Niezręcznie...
- To super, czyli jutro chcecie wyruszyć? - Zapytałam dosyć entuzjastycznie, aby kupić jego przychylność. Wtedy on oderwał się od kartki, zmarszczył brwi. Przez chwilę nie miałam pojęcia co zrobić, bo wyglądał ciut groźnie, a jego osoba mnie przytłaczała. To nie był mój słodki brat.
- Nie wiem skąd twoja udawana radość, ale tak. - Mówił tak poważnie, miałam wrażenie, że jego słowa zgęstnieją atmosferę, przez którą czułam się niezwykle nieswojo. Dokładnie tak, jakbym oddycha gorącym budyniem. Wrócił do kartki. - Wyruszymy z samego rana, tylko dorysuje kilka szczegółów. Lily, jeszcze raz, jak dokładnie to wygląda? - Dalej nie słuchałam, ponieważ chciałam już wrócić do brata. Pod nosem tylko szeptałam obelgi w jego stronę, za krzywe patrzenie na mnie.
- I jak? - Zapytała najpierw dziewczyna. Miała całą buzię ubrudzoną kremem z moich babeczek. W pierwszej mierze poczułam żal, że ta istota serio kocha tego gbura. Westchnęłam zajmując swoje miejsce.
- Tworzą mapę. Widziałam, że rysują jedną, długa kreskę od wejścia do cyrku. Czyli, jutro rano pójdziemy prosto... - Uśmiechnęłam się szeroko, a Karolina podniosła jedną brew do góry, w akcie niezrozumienia. - Wiecie, co to znaczy?
- Znaczy to to, że droga jest prosta?
- Nie. - Pokiwałam głową.
- To znaczy, że rano obrócimy cyrk o sto osiemdziesiąt stopni i pójdziemy w drugą stronę. - Odrzekł dumnie mój braciszek, a dziewczynę wygląda ta nieźle zaskoczoną, ale i równie zadowoloną. - Co dalej? Jakie on ma słabości? - Zapytał złowieszczo, łącząc ze sobą palce. W między czasie wyczarowałam więcej słodkości oraz jakieś picie, dla naszego gościa. Niech myśli, że jesteśmy kochani, wtedy ona nawet nie będzie chciała dotknąć Adel, a nasza kluska z nami zostanie. Jestem genialna.
- On... Ma uczulenie ma gruszki. - Zaczęła, a on kiwał głową, jednocześnie brudząc się kremem czekoladowym. Czy te dzieci nie umieją jeść? Wyczarowałam chusteczki.
- Interesujące, mów dalej.
- Dość trudno go zdenerwować, ale gdy już to się wydarzy, to jego włosy zaczynają płonąć, a ten ogień zamienia się później w piękne, niebieskie włosy... - Rozmarzyła się, lecz po sekundzie doprowadziła się do porządku. - Jest również dość tajemnicy, także może i będzie wam odpowiadał, ale może coś ukrywać. Hmmm, a i najważniejsza zasada! Nigdy nie kłamcie przy nim, to chodzący radar na kłamstwo, natychmiast to wyczuje.
- To dlatego... - Wyszeptałam sama do siebie, bo właśnie w tym momencie zrozumiałam jego reakcje. Coś czuję, że będę się świetnie bawić, testując jego cierpliwości. Poza tym, chciałabym zobaczy, jak zmienia się w chodząca fajerwerke - Przyszykuje wam pokoje. Młoda, dopilnuj, aby spał jak zabity... Bo on śpi, prawa? - Dziewczyną pokiwała głową.
~ Per Karoliny ~
- Cane nas opuściła, a ja zostałam sam na sam z Candy'm. To mi podsunęło pewną myśl.
- Przepraszam, że Cię pociągnęłam za te włosy. - Powiedziałam, gdy on miał zamiar wstać ze stołu. To poskutkowało tym, że został na swoim miejscu. - Wiesz, najpierw Daria, a potem słyszę o jakieś Lily. Rozumiesz, nie?
- Powiedzmy... - Wpatrywał się w drzwi, ja również spojrzałam w tamtą stronę, wtedy zrozumiałam o co mu chodzi. Przegryzłam wargę.
- Jesteś o nią zazdrosny, prawda?
- On ją dmuchnął, cokolwiek to znaczy... - Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Ten typ dosłownie zionie ogniem. Jak smok...
- Smok...!? - Gwałtownie wstał, a ja nie miałam pojęcia, dlatego zareagował aż tak gwałtownie.
- Uspokój się! Nie możesz przy nim zachowywać się w ten sposób, bo ciebie też dmuchnie i nie będziesz niczego pamiętać! - Delikatnie podniosłam głos.
- Mam gdzieś tego dupka! Wielki Pan i władca od siódmiu boleści! Jakbyśmy nie byli połączeni, bo bym go...
- Spokojnie, jak mówiła Cane... Zniszczymy go. Tylko musimy coś wymyśleć. - Wtedy on wyszczerzył swoje zęby w złośliwym uśmiechu, a ja miałam ochotę zrobić mu zdjęcie.
- Coś proponujesz? - Zapytał.
- Chodźmy na spacer to obgadać. Ściany mają uszy...
~ Per Zackarego ~
- W głębi duszy przykro mi, że odwiedzimy królestwo Adel tylko na chwilę. Chciałabym zostać z nimi i walczyć, ale niestety... - Mówiła Lily, a ja spoglądałem raz na nią, raz na mapę. Czułem dziwny spokój, będąc obok niej. To mniej więcej wyglądało tak,jakby wręcz emanowała dobrocią, która była niczym melisa. Taki dobry kubek herbaty, słodzony boskim pyłem.
- Chciałbym wam pomóc, bo serce się kroi jak o tym mówisz. Znaczy wiesz, to dość głupie, bo drugi ja Ci pomaga i tak realnie... Ehhh... - Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła.
- Można się w tym pogubić, ale za to mogę chodź na chwilę ich zobaczyć. Sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Kto wie? Może, gdy nas opuścisz to zapamiętam tą mape? - Wzięła ode mnie kartkę, uważniej się jej przyglądając. Wygląda tak, jakby chciała zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Czułem się okropnie, będąc w tym świecie. Mam wrażenie, że daje im głupią nadzieję, że marnuję ich czas. Jakbym był czymś w rodzaju nieproszonego gościa. Patrzę tylko, jakim będę debilem w następnym wcieleniu. Jestem przekonany, że gdyby on był na moim miejscu, to by w życiu nie został politykiem i żyłby w spokoju. A gdybym to ja, był w tym świecie... To stanąłbym na głowie, aby pomóc tej małej Fioletce, co martwi się o swoją rodzinę. Ona chociaż ją ma, a z jej opowieści wnioskuję, że jest ona cudowna.
- Idziemy do lasu! - Krzyknęła nagle Karolina. Spojrzałem na nią, jak odchodzi razem z nim. Patrzyłem tak do momentu, aż nie zniknęli pomiędzy drzwiami.
- Dlaczego z nim idzie? - Szepnąłem sam do siebie.
Ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie zazdrości, natychmiast przypominałem sobie, jak śmiałam się z jego tekstów przy stole. Jaka była szczęśliwa słuchając on mnie poniża.
- Lily... Myślisz, że Karol spodoba się ta inna część mnie? - Zapytałem nawet nie myśląc nad tym co mówię. Natychmiast zdałem sobie sprawę z głupoty swoim słów i ponownie w nią dmuchnąłem, aby nie pamiętała ostatnich dwóch minut. Oni definitywnie nie mogą wiedzieć, jeśli Karol się dowie, to mój plan pójdzie się jebać... A została mi ostatnia atrakcja... Tylko jedna, malutka, niewinna akcja.
Było już ciemno, fioletka już poszła spać, aby mieć siłę na jutro. Ja czekałem aż nie wrócą, siedząc na zimnej ziemi i bawiąc się ogniem w moich dłoniach. To jedyne światło, które przecierało ogarniający mnie mrok. Byłem sfrustrowany tym, że nie mam zegarka, a moim jedynym źródłem wiedzy o czasie jest słońce i księżyc. To tak, jakby odebrali mi jakieś prawo. Mniejsza. Po około, no nie wiem, myślę że dwóch godzinach wrócili. Z daleka można było usłyszeć ich śmiech i głośną rozmowę.
To mnie zdenerwowało jeszcze bardziej, wręcz czułem jak frustracja dociera do moich żył, niczym przez grubą igłę.
Brzmieli, jakbym byli co najmniej pijani. Jeśli ten ciołek z IQ podnóżka ją czymś odurzył, to nie ręczę za siebie!
Wstałem z ziemi.
- Serio? On wszedł do piekarnika? - Mówił przez łzy mój drugi ja.
- Tak! Ja serio nie wiem jakim cud się tam zmieścił! Magia magicznej herbaty. - Odpowiedziała Karolina, wysokim głosikiem od śmiechu. Poirytowana podszedłem do nich i bezceremonialnie złapałem dziewczynę za rękę.
- Ej, co ty robisz?! - Krzyknęła zdezorientowana.
- Właśnie, serio musisz wszystko psuć?!
- Musimy rano wstać! A jedyną osobą, która wszystko psuje jesteś Ty! Jest bardzo późno, a wy się włóczycie nie wiadomo gdzie! - Warknąłem. Nie miałem sił się znowu kłócić, już wystarczy, że siłowałem się z Karoliną.
- Tak? To ty psujesz wszystkim humor! Jesteś dupkiem do kwadratu, który nie może chodź na chwilę wyjąć tego kija z dupy!
- Idź już kurwa spać!
- Ja nie muszę spać!
- A ona i ja wręcz przeciwnie!
Udałem się do miejsca, gdzie Cane miałam przygotować pokój. Tylko jeden, abym mógł przypilnować demonicy, przed zrobieniem czegoś serio głupiego. Albo odwrotnie, aby nikt do nas nie wszedł i nie zrobił niczego głupiego.
- Dobranoc! - Krzyknąłem, za nim nie zamknąłem mu drzwi przed nosem na klucz. Nie mam pojęcia czemu, on musiał iść za nami, aż do pokoju. Jednak teraz mogłem delektować się ciszą. W końcu, od jego głosu miałem ochotę zadrapać sobie uszy.
- Serio? Musisz być tak agresywny? - Zapytała mnie dziewczyn, a ja byłem tak zmęczony tym dniem, że naprawdę nie miałem ochoty się tłumaczyć.
- Chce jedynie wrócisz do domu. Także, proszę... Zajmij te łóżko pod ścianą, bo ja chce przy oknie i zostaw mnie w spokoju.
- Już tęsknisz za Darią? - Zapytała pełna gniewu, lecz nie odpowiedziałem na to. Smakowałem jej złości, kładąc się spać. Nie tęsknię za nią, po prostu tak bardzo nie lubię tego świata i tak bardzo nie mogę się doczekać tego, co Cię czeka aż wrócimy...
~*~
- Dobra idziemy! Już! Kurwa wstawaj, ty magnesie na problemy! - Krzyczałem na Karolinę, ale z jej zmęczonych ust mogłem usłyszeć jedynie bełkot. - No już, pókim dobry!
- Zrób śniadanie...
- Śniadanie?! Ja nawet nie wiem, czy oni wiedzą, co to lodówka!
- Yhymm...
- Albo coś takiego jak ciepła woda, albo kran.
- Eee?
- Dobra, znajdę Ci coś, ale jak wrócę masz wstać! - Wyszedłem z pokoju, zostawiać te ofiarę losu. Ledwo co się obróciłem, a moim oczom ukazał się ja. Boże tylko nie to... Miał skrzyżowane ramiona i patrzył na mnie z wielkim wyrzutem. - Co chcesz?! Ty kupo gówna!
- Swoim krzykiem obudziłeś Lily. - Wysyczał. - Dlatego przyszedłem Ci...
- To dobrze, za chwilę ruszamy. Niech się ubiera, czy co. Pa? - Chciałem go wyminąć, ale zasłonił mi drogę. To jakiś koszmar, ledwo co wstałem, a już wiem, że to będzie okropny dzień, razem z tym pajacem.
- Masz się zachowywać, bo jesteś w MOIM cyrku i to ODE MNIE zależy, czy w jakiekolwiek sposób Ci pomożemy. A sam nie dasz rady i całkowicie o tym wiesz...
- Nie zupełnie. Mógłbym równie dobrze się przebiec do królestwa Adel, zabrać tą królową i wrócić, ale Karolina musiałabym przytulić jej zwłoki. A ciebie mógłbym dotknąć siłą. Jesteśmy w twoim cyrku, ale zaraz stąd wyjdziemy, a Twoja „władza" się skończy, więc zejdź mi łaskawie z drogi. - Nawet nie czając na jego reakcje, po prostu go ominąłem.
~*~
- Karol nic tu nie... - Przerwałem, gdy zauważyłem, jak Karol siedzi na łóżku obok tego debila z talerzem tostów. Wesoło sobie rozmawiali, dopóki mnie nie zauważyli.
- Jesteś w końcu. Wystygnie Ci. - Odrzekł przesłodzonym głosem ten... Ten... Westchnąłem ciężko. Moja duma tak bardzo nie chciała tego brać, ale nie jadłem od wczoraj. Byłem głodny... A tu leżą tosty. Tosty są dobre. Lubię tosty.
- Wyjdziesz? - Zapytałem naburmuszony, ale on tylko się szerzej uśmiechnął.
- Wybacz, ale Karol nadal ma jakieś życzenia co do jedzenia, a nie dam tego wyczarować odległość. - Wtedy ja posłałem dziewczynie wybitnie wkurzone spojrzenie. Wprost wiedziałem, że oni teraz będą w jakieś zmowie, która za zadanie będzie miała doprowadzanie mnie do szewskiej pasji. To nie miało tak wyglądać, miałem wrócić do domu, a tam miało być odbyć ostateczne przedstawienie... Lecz nie! Mam wrażenie że wszystko obróciło się przeciwko mnie. A wszystko przez te głupie pudło! Osobiście je rozwalę, gdy już wrócimy!
- Nie usiądziesz obok? - Zapytałam mnie demonica, przez chwilę się wahałem, ale koniec końców zająłem miejsce. To cholerne miejsce.
- Jak mnie otrujecie, to spale ten cyrk... - Wywarczałem dosyć poważnie, mając wlepiony wzrok w podłogę.
- Dobra, Candy, wyczaruj nam czekoladę i zajmij się Lily, ja zostanę z Zackiem. - Wtedy poczułem, jak jego ciało wstaje z materaca, a potem usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. - Lepiej? - Wyprostowałem się i zabrałem z talerza tosta. Matko, jak ja lubię tosty.
- Lepiej. - Jedliśmy w ciszy, patrząc w dwie zupełnie inne strony. Jeszcze w między czasie dziewczyna poczęstowała mnie jakimś sokiem i czekoladą. Chciałabym pomarudzić, że to smakowało jak gówno, lecz tak nie było. Było naprawdę dobre, ale nie zamierzałem tego mówić temu pajacowi.
Ogarnęliśmy się i nareszcie mogliśmy ruszać.
- Gotowi? - Zapytałem z nadzieją, patrząc po kolei na każdego z moich nieszczęsnych podróżnych. - Załóżmy... - Mruknąłem patrząc na mapę. Ruszyliśmy dość wcześnie, co mnie cieszyło, bo mieliśmy cały dzień... Na to by iść w jednym kierunku. Brzmi to tak bardzo ekscytująco.
- Zostawiacie od tak ten cyrk? - Zapytała Karolina, która szła za mną.
- Nie od tak, wrócimy tu. Tylko to musi się z skończyć. Juan musi zostać pokonany, królestwo Adel uratowane i takie tam. - Mówił drugi ja, a ja wyczułem jakąś dziwną nutę kłamstwa, ale zignorowałem to, bo teraz chce się skupić tylko i wyłącznie na mapie.
~ Per Cane ~
Szłam z tyłu, bo nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, że ten nerwus kieruje nas w złym kierunku. Jeszcze ten wzrok, skupimy patrzy na bazgrołki, które sam narysował. Byłam taka ciekawa, kiedy się skapnie, że idziemy w złym kierunku.
- Co się stanie, gdy dotrzemy na miejsce? - Zapytała nagle Lily. Przez chwilę się zastanawiałam, co by tu odpowiedzieć, aż przyszła mi przez myśl pewien pomysł, aby dostać pikanterii tej podróży.
- To oczywiste, Candy jako ten najsilniejszy, zabije każdego, kto mam zagrozi. Wtedy my...
- On?! Najsilniejszy?! Takiej bzdury już dawno nie słyszałem! - Przezwał mi Zack, zgodnie z planem.
~ Per Zacka ~
- Ten debil prędzej pozabija nas samych niż strażników. - Prychnąłem patrząc pogardliwie, na część mnie drugiego sortu.
- Myślisz, że lepszym rozwiązaniem będzie zadufany w sobie dupek, który patrzy na każdego z góry? Poza tym, nie jestem debilem za jakiego mnie uważasz! - Podniósł głos, a ja na to przewrócił en oczami.
- Pierdol pierdol, ja posłucham... - Spojrzałem na mapę, coś mi w niej nie pasowało, ale jeszcze nie do końca wiedziałem co.
- Karol, on tak zawsze? - Zapytał nagle, zdziwiło mnie jego nagła zmiana rozmówcy, ale to i lepiej.
- On jest skomplikowany, ale tak. On tak zawsze. - Odpowiedziała dziewczyn, a ja miałem zamiar zachować spokój. Chciałem dotrzeć do tego głupiego królestwa i walić ich wszystkich. Niech sobie gniją w tym średniowieczu.
- Współczuje Ci, życie z kimś takiego pokroju musi być męczące... Jak chcesz, to serio możemy Cię zaadoptować. Będziemy podbijać zamki, zabijać smoki, podróżować i jeść codziennie naleśniki z czekoladą! - Opowiadał, a ja byłem pewny podziwu, że mówi prawdę. Wtedy przez głowę przeszła mi myśl, że jeśli on będzie jej suszyć głowę, to ona nawet nie będę chciała dotknąć Adel, a ja nigdy nie wrócę do domu! O Boże!
- Naprawdę? - Mówiła szczęśliwa. Musiałem działa szybko...
- Nie słuchaj go, on kłamie... - Westchnąłem, niby od niechcenia, aby nikt nie zauważył mojej wewnętrze paniki. I tego, że tak naprawdę to ja kłamie.
- Zack, jak ty odróżniasz kłamstwo od prawdy? Chciałabym widzieć na ten temat cokolwiek. - Zapytała nagle Lily, a to podsunęło mi kolejną myśl. Jeśli ten debil beztrosko chodź sobie z Karoliną, to myślę, że nie będzie miał nic przeciwko, jeśli ja zajmę się Fioletką... Położyłem dziewczynie dłoń na ramieniu, aby przysunąć ją bliżej siebie.
- To dość skomplikowane sztuka, a ja uczyłem się jej dość długo... Ale myślę, że mogę dać Ci kilka rad...
~ Per Candy'ego ~
Szliśmy już od jakieś dwóch godzin, ja razem z siostrą i Karol byliśmy cicho. Lecz on razem z moją Lily gadali w najlepsze. Okazał się dobrym mówcą, a dziewczyna chłodnie jego słowa jak gąbka. Zaczynając od ciekawostkach na temat róż, kończąc na historii jego świata. Jakiś wojnach z ludźmi, jako najsilniejszymi istotami... Bla bla bla, pierdolenie. Było to tak nudne, niepotrzebne w moim życiu, że wprost musiałem zrobić cokolwiek, by to przerwać.
Gdy tak szliśmy, to zauważyłem małe jeziorko... Bajorko. Whatever. Nie musiałem długo czekać z podjęciem decyzji. Podniosłem Karoline, która wydała z siebie zaskoczony dźwięk, co wrócił uwagę pozostałych, a potem najzwyczajniej w świecie wrzuciłem ją do jeziorka.
- Co jest?! - Krzyknęła, gdy się wynurzyła. Wszyscy podeszli do niej, a wokół był gwar. Muzyka dla moich uszu, w końcu coś się dzieje! Wskoczyłem do wody, aby pomóc dziewczynie wyjść z zimnej wody. To kolejny podpunkt mojego planu, która ma na celu wkurzyć tą cipe.
- Słuchaj, usiadł na twoich plecach jadowity pająk i tylko woda go odstrasza... Wybacz, ale musiałem działać szybko. - Podniosłem ją, jak pannę młodą, a kątem oka spoglądałem na mocno wkurzonego Zacka.
- Kłamiesz! Jak ty w ogóle śmiesz...
- Przestań! On mnie uratował, a ty pewnie w tym momencie chcesz odebrać mu zasługi! - Zaczęła krzyczeć dziewczyna w moich rękach, a ja byłem pod wrażeniem. Sam nie wiedziałem, czy pojęła mają sztuczkę, czy serio uwierzyła w moje słowa. Wyczarowałem jej kocyk, otulając ją nim. Taki jestem troskliwy! A ty ssiesz! Wyzywałem go w myślach.
- Nie, serio. On kłamie! Ten błazen wrzucił Cię specja...
- Nie mam zamiaru się teraz z Tobą kłócić! Powinieneś mi dziękować! Ale nie, Ty musisz dołożyć swoje trzy grosze, oczywiście... Nawet w takiej poważnej sprawie... - Wszyscy stali się dosyć poważni i z wyrzutem w oczach przyglądali się mojemu gorszemu ja. Jakby był kryminalistą. - Przyznaj... Nie jesteś taki idealny... I najprawdopodobniej nie umiesz wykrywać kłams...
- Jakiego był koloru?
- Słucham? - Zapytałem zbyty z tropu oraz delikatnie zdenerwowany, że on mi śmie niszczyć tą chwilę.
- To co słyszałeś. Jakiegoś pająk był koloru?
- Czarny...
- Włochaty czy z pancerzem?
- Włochaty...?
- Ile miał nóg?
- Osiem...
- A oczu?
- Skąd mam kurwa wiedzieć?
- Jaka jest jego nazwa?
- Pająk tygrysi... Jadowity... - Przełknąłem ślinę, ponieważ nie miałem pojęcia czego mam oczekiwać od niego... I jaki jest sens tych pytań.
- Ten pająk, był w jakim miejscu?
- Mówiłem, że ramieniu!
- Nie, mówiłeś, że był na jej plecach.
- Tak, bo był na jej plecach, a szedł w kierunku ramienia.
- Jakiego był koloru?
- Mówiłem, że to pająk tygrysi, więc był czarny w pomarańczowe pasy! - Krzyknąłem już skołowany, oraz poirytowany.
- Mówiłeś, że był czarny.
- Był czarny w pomarańczowe pasy! - Jednak on się uśmiechał, a ja nie miałem pojęcia dlaczego. Wszyscy patrzyli teraz dziwnie na mnie, a nie na niego. - Czemu się tak szczerzysz?
- Ponieważ zmieniasz odpowiedzi, czyli kłamiesz. Poza tym, chyba Ci się pojebał pająk tygrysi z ptasznikiem.
- Skąd możesz to wiedzieć? W tym wymiarze jest inaczej!
- Oczywiście, a teraz oddawaj ją! - Wyrwał mi z rąk dziewczynę, odrzucając przy tym wyczarowany przeze mnie koc. Wziął głęboki oddech, a potem jego włosy zajęły się długim, niebieskim ogniem, co pięły się do góry w pionie. Po paru sekundach to zamieniło się we włosy, które spadły przykrywając Karoline. Dobra, to wygląda fajnie, ale i tak chuj mu w oko.
- To było imponujące... - Skomentowała Lily, podchodząc do niego, dotykając przy tym jego kłaków. - One są ciepłe! Tak przyjemnie ciepłe...!
- Nie chce, aby się przeziębiła. Nie potrzebuje kolejnych komplikacji. Poniosę ją aż wyschnie. To co? Idziemy? - Ona entuzjastycznie pokiwała głową. Szli dalej, rozmawiając dalej o jakiś głupotach, a ja tak stałem. Wkurzony, zazdrosny, zdradzony...!
- Candy, spokojnie. To była dobra akcja, prawie w to uwierzyłam... Poza tym... Ta sytuacja podsunęła mi pomysł. - Mówiła moja siostra, ale to nie sprawiło, że czułem się jakkolwiek lepiej. Nadal byłem zły, na tego idiote, który w tym momencie ma obok siebie dwie gorące laski. Dosłownie. - Rozchmurz się, pomyśl sobie, że oni dalej idą w złą stronę.
- Tym mnie kupiłaś, a więc co to za pomysł? - Zapytałem nadal nie spuszczając wzroku z mojego gorszego mnie. Szliśmy w odległości około czterdziestu metrów, aby oni nie mogli nas usłyszeć, a my mogli ich widzieć.
- Myślę, że wiem na czym polega jego zdolność. Jeśli my będziemy wiedzieć, że to co mówimy jest kłamstwem, to wyczuje to. Jednak, jeśli będziemy głęboko wierzyć w to co mówimy, to nie odkryje tego.
- Wiara nam nic nie da... Znaczy, to co mówisz, może mieć sens, ale nie ryzykowałbym. Chyba, że... Okłamiemy kogoś, a ta osoba będzie w to wierzyć! - Mówiłem podekscytowany, a Cane kiwała głową. To brzmi jak plan.
- Tylko musimy to rozplanować, abyśmy nie popełnili błędu. Jeśli on cokolwiek wyczuje, to będzie dążył do ujawnienia. A tego nie chcemy.
- To co w takim razie planujesz? Bo mam ochotę mu przywalić, nawet za cenę mojego własnego bólu... - Wysyczałam, ale siostra poklepała mnie w ramię.
- Każdy genyr musi przejść rytuał inicjacji, on wygląda dokładnie jak ty... Więc jest duże prawdopodobieństwo, że jest właśnie genyrem. Jestem przekonana, że jeśli rzucimy mu wyzwanie, to nie da się oprzeć. - Mówiła, niczym wcielenie zła, a mi ten pomysł zaczął się bardzo podobać. - Candy, twój rytuałem inicjacji będzie zrobienie salta. - Od razu dotarły do mnie jej słowa. Jeśli Zack zapyta mnie, czy przeszedłem test, to powiem prawdę. Także szybko zrobiłem to, o co mnie prosiła.
- Tylko niech te inicjacje przechodzą tylko mężczyźni, nie chce aby Lily się w to wkręciła.
- Dobra. Teraz tylko pytanie, kto ma mu to powiedzieć?
- Karolina, to jasne. - Westchnąłem. - Ona jest nami oczarowana, a on nią. A przynajmniej taką mam nadzieję, bo po nim wszystko spływa jak po kaczce.
- Teraz tylko zostaje wymyślić zadania, przyda się to co powiedziała wczoraj...
- Lily, idziemy w złym kierunku! - Krzyknął nagle Zack, wrzucając z siebie dziewczynę, ale ona w porę utworzyła bańkę. Jezu, gdyby Karolina nie miała tej mocy, to najprawdopodobniej by zdechła, będąc z nim sam na sam. Podeszliśmy bliżej, aby posłuchać ich kłótni.
- Ale jak to możliwe? Przecież musimy iść na zachód, obliczaliśmy to!
- Tak tylko idziemy aktualnie na wschód! Dokładnie na odwrót! Japierdole, wracamy się! - Krzyknął będąc w istnej furii, a ten widok, był dla mnie niczym najpiękniejsze arcydzieło. - Z drogi pizdo! - Krzyknął, podnosząc mnie i rzucając w krzaki.
Na Boga, przysięgam, że za to zapłaci!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro