Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

71.|Błękitek & Benjamin - Karolina & Kasander - Wracamy Do Korzeni - Wstęp

Tylko 3700 słów, ale dawno nie było.... (połowcznie sprawdzany)

----

- Nie zgadzam się! - Krzyknąłem w tym samym czasie co Bloody, wstając przy tym z miejsca. To wszystko brzmiało jak pierdolony żart. Oni chcą mnie chyba wykończyć.. Wzrok wszystkich utkwił na nas. Jakbyśmy w końcu zrobili coś ciekawego.

- Jak śmiecie podejmować takie decyzje bez naszej zgody?! - Tym razem mówiła siostra, gdybym ja zaczął to najprawdopodobniej skończyło by się to licznymi przekleństwami. Na razie musiałem zebrać wszystkie myśli, aby jakikolwiek oswoić się z zaistniałą sytuacją. Wziąłem kilka głębokich wdechów.

- Ależ Panno Williams, to decyzja zapadła podczas obrad demonów pierwszych. Ja jedynie miałem to ogłosić. - Delikatnie się uśmiechnął z kpiną, co dodatkowo podenerwowało dziewczynę. Ja natomiast obróciłem wzrok w kierunku Offendera. On siedział delikatnie zgarbiony, podpierał głowę dłonią. Jego oczy były puste, z kolei twarz zamyślona. Zupełnie tak, jakby był oderwany z rzeczywistością, a obecna sytuacja nie była dla niego przełomowa, interesująca. Po prostu była. Czułem się zdradzony. On doskonale wiedział o mojej relacji z tym potworem, którego przez genetyczny pryzmat muszę nazywać ojcem. Każdy szczegół zbrodni, co zrobił mi, będąc niewinnym.
Uderzyłem pięścią w stół, a donośny huk ocucić demona, a przy okazji doprowadził do absolutnej ciszy na Sali.

- Dlaczego? - Wycedziłem przez zęby, a on jakby zdezorientowany rozejrzał się po sali.

- Odpowiedź jest prosta. - Wtrącił się ten, który przez ten cały czas stał przy mównicy. - Ma to za zadanie obciążyć Cię z obowiązków i zwiększył wydaj...

- Wiem co to znaczy! - Przerwałem mu. - Offender, dlaczego do tego doprowadziłeś?! - Każda sekunda jego milczenia była dla mnie nie do zniesienia.

- Wiemy, że Wasze relacje są skomplikowane. - Znów się wtrącił, a ja pozbawiony wszelakiej energii po prostu usiadłem. - Dlatego nie będziemy mówić o waszym powiązaniu rodzinnym. On będzie Ciebie uważał za swojego szefa. - Westchnąłem, chowają przy tym twarz w dłoniach.

- Czy ty serio nie pomyśleliście o szkodach?! - Tym razem usłyszałem wrogi głos mojej siostry. - Obecność Benjamina może tylko pogorszyć jakoś pracy mojego brata! Wcale nie jest powiedziane, że on będzie miał potencjał do ochrony wymiarów! To jest nieodpowiedne z waszej strony!

- Jeśli się pogorszy, to będzie trzeba zniszczyć portal i po kłopocie. - Odrzekł na to tylko szeptem. Jakby był myślą, o której wszyscy myślą. Spojrzałem na niego jednym okiem pomiędzy szparami między palcami.

- Jak śmiesz tak mówić?! - Wyraźnie podniosła głos. Ja tylko patrzyłem na niego. Czując, że żarzą mi się włosy, wiedząc że to jego ostatni dzień życia, nie słysząc już niczego z wyjątkiem własnych chaotycznych myśli. Po kilku minutach ich kłótni postanowiłem się w końcu odezwać.

- A co z naszą matką? - Nastała cisza. Wszyscy patrzyli po sobie, jakby nie wiedzieli co odpowiedzieć w ten sprawie. Ja cierpliwi czekałem, aż ktoś mi odpowie. Byłem spokojny, ponieważ teraz to ja będę monarchicznie wyżej nad Benjaminem, więc mogę się zemścić w dokładnie w ten sam sposób co on. Jednak, jeśli już bawimy się w wskrzeszanie, to może zróbmy to osobie, która jakkolwiek by się nadała. Bella Williams - moja matka, która próbowała mnie chronić.

- Ona też się pojawi, ale później. Byli z nią delikatne trudność... - W końcu odezwał się Offender, nawet na mnie nie patrząc.

- Jakich trudności?

- Zobaczysz. - Odrzekł krótko lekceważącym głosem. - Teraz... - Nagle wstał. - Zacznijmy kolejny temat! - Krzyknął dosyć donośnym głosem, co nawet u mnie wywołał ciarki na placach. - MUSIMY ODNALEŹĆ MOJEGO POTOMKA, KTÓRY JEDNAK ZDOŁAŁ UJŚĆ Z ŻYCIEM! MACIE PRZYGOTOWAĆ WSZYSTKO, ABY GO LUB JĄ ZNALAZŁEŚ I DOPROWADZIĆ DO MNIE! - Skończył mówić, a ja z szeroko otwartymi ustami patrzyłem na jego zdenerwowany wyraz twarzy. To dlatego nie obchodziło go mój temat. Chcę odnaleźć swoje dziecko... Ale dlaczego, to była tajemnica. Czemu chce nagle jego śmierci? Nie mogłem pojąć co tu się dzieje, za dużo wieści na raz. Nie wytrzymuje tego, a to dopiero początek tego co ma się wydarzyć.

~ Per Karoliny ~

- Podpisz się tutaj. - Harry dał mi jakiś papier, a ja bez słowa zrobiłam to o co mnie prosił. - Jesteś smutna? - Zapytała nagle, przyglądając się kawałku papieru z moim niedbałym podpisem.

- Nie, czemu pytasz?

- Zamiast „Karolina Aleksandra Snake" napisałaś „Karolina AlekSADra Snake".

- Zapomniałam o „r". - Położyłam się na biurku, kompletnie zrezygnowana. Lecz niestety to prawda. Byłam smutna. Nie będę widzieć go przez dwa tygodnie, a ja będę w tym czasie u nader miłego Harrego. W tym czasie oczywiście Daria będzie urzędować w moim domu, aby na końcu pożalić się Candy'emu, że nie było mnie przez ten czas z nią. Da wywód jak się martwiła, finalnie okładając mnie kijem od kominka. A ja nie mogę nic z tym zrobić. Powiedzieć mu nie mogę, napisać też. Nawiasem mówiąc jestem w czarnej dupie.

- To może pójść zobaczyć, czy Anioły poszły spać? - Zapytał, a ja spojrzałam na niego jak na kompletnego idiote. Mieliśmy już lekcje normalnie, tylko na przerwach musieliśmy zajmować się jakimiś rzeczami, a na końcu lekcji siedzieć do późna, aby coś załatwiać. Jak widzę to tych obowiązków należy także patrzenie, czy maluchy śpią.
Bez słowa wstałam, aby wyjść z naszego biura. Przynajmniej nie muszę podpisywać tych pieprzonych papierów. Tym zajmie się Harry, on lubi taką poukładaną robotę.

Powoli szłam korytarzem, co miały pokoje Anioły. Było wyjątkowo cicho, było słychać tylko moje powolne kroki oraz równy oddech. Przynajmniej poszło prosto, a ja mogę wrócić do gabinetu, potem do domu Lotrivera. Delikatnie się krzywiłam na te myśl, bo nie mogłam się przyzwyczaić do nowej wersji demona.

Cicho westchnęłam i mój miałam wracać, gdy nagle jedne z drzwi się otworzyły. Obróciłam się w tę stronę, a moim oczom ukazał się jeden z Aniołów, który patrzył na mnie w progu.

- Coś nie tak? - Zapytałam od razu. On delikatne się uśmiechał. Wyszedł całkowicie z pokoju, zamykając po sobie drzwi. Od razu go rozpoznałam. To był ten, który udawał walkę ze swoim znajomymi w czasie powitania. Nie dało się tego zapomnieć. Tym bardziej jego jasnych oczu w kolorze nieba.

- Nie. Wszystko jest dobrze. - Odrzekł, gdy był około metr ode mnie. - Po prostu przykułaś moją uwagę. Podasz mi rękę, proszę? - Byłam delikatnej zdenerwowana jego słowami. Jednak jego ton głosu nie miał niczego złowieszczego, także podałam mi rękę. On szybko przejechał swoimi paznokciami po mojej skórze, tworząc przy tym cienką kreskę, z której powoli zaczęła się sączyć krew. Natychmiast wyrwałam dłoń. Przypomniało mi się jak w wyniku bliżej nieokreślonych emocji zrobiłam coś podobnego.

- Co ty robisz do cholery?! - Wydarłam się na niego, lecz on nie zareagował. Obserwował tylko swoje paznokcie, ma których została moja krew. Przełknęłam śline na ten widok.

- Wiedziałem! - Krzyknął nagle radośnie, wycierając przy tym niedbale rękę o swoje ubranie. - Nasza krew jest bardzo podobna, prawie taka sama! To znaczy, że jesteś moją siostrą albo bliską kuzynką! Jeju, tak się cieszę. - Mówił bardzo entuzjastycznie z szerokim uśmiechem na twarzy. Ja nie wiedziałam jak na to zareagować, ale coś zaczęło mi świtać.

- A jak się nazywasz?

- Oh, nie przedstawiłem się? Proszę, wybacz mi. Jestem Kasander. - Ukłonił się nisko. Teraz to ja byłam szczęśliwa i również zaskoczona. Na grobie mojej matki było napisane również imię chłopca. Także to prawda! Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, ja widziałam w nim tyle podobieństw do Colin. Miał taki sam kolor włosów, oczu i rysy twarzy. Ja jestem strasznie podobna do matki, każde czułam jakbym patrzyła na swoją męską wersje.

- Jesteś naprawę moim bratem! - Mówiąc to go przytuliłam, a on prawie natychmiast to odzwajemnij. Tuliliśmy się długo z czułością. Coś mówiło mi, że to naprawdę mój blisko krewny, moja rodzina. Zaśmiałam się wtedy, pierwszy raz od dłuższego czasu, w taki szczery sposób. - Widziałam Twoje imię na grobie naszej matki. - Powiedziałam, gdy się oderwaliśmy ze łzami w oczach, nie wiem czy radości czy smutki, gdy mówiłam te słowa. Dokładnie mu się przeglądałam, był obecnie moim jedynym krewnym, na którego jakkolwiek mogłam liczyć. To informację nie docierała do mnie w zupełności, ale nie zasłaniała to mojego szczęścia.

- To ona nie żyje?

- Tak, ale do końca nie wiem dlaczego. Nigdy jej nie poznałam. Tak samo ojca... W zasadzie teraz jesteś moją jedyną rodziną. - W oczach miałam łzy, które szybko zostały wytarte przez chłopaka.

- Mamy dużo do umówienia. Może się czegoś więcej dowiemy o nich. Poza tym, chce poznać swoją siostrzyczke. - Po tych słowach zaprowadziłam go na dach szkoły. Aby w ciszy, w towarzystwie gwiazd omówić szczegóły dotyczące nas samych.

~ Per Błękitka ~

- Off, czekaj! - Krzyknąłem, gdy obrady się skończyły. Było już dość późno, a on postanowił wybiec zaraz po usłyszeniu tego jebanego dzwonka.

- Daj mi spokój! Byłem przeciwny przebudzeniu, ale reszta tego chciałam. Nie mogłem mówić przez przezroczystą nić. Może być?! - Krzyknął będąc zły, jak nigdy dotąd.

- Nie o tym chce gadać! - Odrzekłem nadal biegnąc za nim. On chodził z szybkością jaką ja biegłem. Było to irytujące, szczególnie teraz, gdy byłem wykończony tym dniem. Tymi informacjami. Na koniec muszę biegać za nim jak głupi.

- A o czym?! - Zatrzymał się, a ja w końcu mogłem spokojnie stanąć obok niego. Byliśmy w jakimś korytarzu, całkiem sami. Wszyscy byli już w swoich pokojach. Niczym na szkolnej wycieczce, tylko zamiast jakiegoś tandetnego ośrodka na wypizdowie bez dostępu do Internetu, byliśmy w luksusowym hotelu pokryju jakiegoś muzeum, czy też pałacu w wiktoriańskim stylu. Niewątpliwie Jason czułby się tutaj jak u siebie. Pełno tu tandentych zasłonek, które wręcz toną w kolonce. To nie było miejsce dla mnie, to wszystko mnie przytłaczało. Wiedziałem, że moje stanowisko jest wysokie, także w pełni zasługuje na tego typu warunku. Dodatkowo sam fakt, że chcąc nie chcąc w moich żyłach płynie to brudna, ale szlachecki krew. Wychodzi na to, że to miejsce dla mnie. Chodź czuję, że jest zupełnie inaczej. Spojrzałem na Offender'a, który z niecierpliwością czekał. Tupał nogą, a rękę miał krzyżowane.

- Dlatego chcesz znaleźć swojego potomka? Uznaliśmy go za martwego po pożarze. - Mówiłem trochę speszony. Bądź co bądź, to nadal był Offenderman. Demon pierwszy, z którym mam dobre relacje, mimo jego wygórowanych tytułów z powodu pochodzenia. To chyba jedyna rzecz, co mi w nim przeszkadzała. W czepku urodzony. Jednak to nie moment, by wytykać mu błędy, na które nie ma wpływu.
Jego ludzka postać odejmowała mi pewności siebie, bo mogę zobaczyć jego złote oczy, co w tym momencie kipiały złością.

- Mogę odzyskać Colin, jeśli znajdę rzecz, co łączyła ją ze mną. - Odrzekł sucho, bez żadnych konkretnych emocji. Wręcz rzucił tymi słowami na wiatr.

- Mam rozumieć, że tą „rzeczą" jest wasze dziecko? - Zapytałem retorycznie, ze spokojem, chodź niezmiernie nie podobała mi się jego przedmiota postawa wobec tej Bogu winnej istoty.

- Dobrze to rozumiesz. Tyle? Chcę już iść... - Obrócił głowę w kierunku końca korytarza.

- A co z waszymi naszyjnikami? - Warknąłem, prostując plecy, aby być od niego wyższy. - Przecież to nasze „pierścionki" zaręczynowe!

~

Siedziałem tego dnia na sofie, a obok mnie siedziała April, z którą grałem w czarnego Piotrusia. Ten dzień był nudny, deszczowy. Wszyscy siedzieli w domu, ponieważ pogoda prawie wszystkim odebrała energie. Wszyscy z wyjątkiem Offender'a oraz Colin. Oni siedzieli na przeciwko nas i głośno na jakiś temat dyskutowali. Ich rozmowy były śmieszne. Zaczynały się niewinnie, a kończyły bardzo emocjonalnej z akompaniamentem rozbudowuj oraz chaotycznie gestykulacji. Tak było i tego dnia.
Mówili, że pierścionki zaręczynowe są przereklamowane. Nie rozumieli dlaczego akurat znajdują się one za palcu serdecznym. Ja natomiast widziałem jaką ma to symbolikę. Serdeczny palec to byli narzeczeni. Jak się ułoży dwie ręce, to można zauważyć, że kciuki od siebie odchodzą, wskazujący również, jak i środkowy oraz mały. Tylko serdecznego nie można oderwać, to znak nierozerwalnej więzi.
Wiedziałem to wszystko, jednak nie miałem serca psuć im zabawy.
Koniec końców stwierdzili, że wolą nosić naszyjniki, ponieważ to „obroża" dla jednego i drugiego, aby nie oglądał się za innym, potencjalnym kochankiem.
Jakkolwiek to absurdalne nie było, Off wziął to na poważnie. A miesiąc później oświadczył się Colin, dając jej naszyjnik ze swoim ludzkim imieniem... „Lawrence".

~

- Potrzebuje obu, a jej został skradziony.

- Nie ma czegoś innego? Off, nie możesz tego zrobić. Wytrzymałeś tyle lat, czemu nagle... - Przerwałem, widząc jak Offender patrzył na mnie przez chwilę, tym samym zamglonym wzrokiem to rano, a potem stało się coś, czego od dawna nie robił... Powiedział wszystko co mu na duszy leży...

- Wiesz jak się demon na głodzie?! Jestem demonem miłości, a moja jedyna, ta której oddałem serce jest teraz zawieszona w tym święcie! Zostały tylko jej wspomnienia! Oznacza to, że nie umarła całkowicie! Mam szansę ją w końcu zobaczyć! Masz świadomość tego jak bardzo jestem w środku pusty!? Wiesz jakim cudem żyje?! Wiele osób zastanawia się jakim cudem ja jeszcze chodzę! Może przez jej wspomnienia? Może po prostu jestem demonem pierwszym, więc to mi nie grozi?! NIE! Raz w miesiącu wchodzę do sekrecium, aby w wannie Morfeusza zregenerować siły! Czuję się, jakbym był podłączony do jebanej kroplówki! Mam w sobie sztuczną energię, z każdym miesiącem czuje się coraz słabiej! Prawie dwadzieścia lat nie czułem czystej, niewinnej, słodkiej energii! Dwadzieścia lat! Tęsknota wypala mi serce, umieram z każdą chwilą! Nie da się jej zapomnieć! Prędzej umrę, rozpadnę się w proch niż się z tym pogodzę! Szczególnie teraz, gdy mam szansę, aby ją odzyskać... Mam gdzieś to dziecko... Nie obchodzi mnie ono. Chcę tylko ją odzyskać! - Krzyknął na koniec, a potem obrócił się do mnie tyłem, aby oprzeć głowę o jedną ze ścian. - Ona nie musi wiedzieć, że to dziecko zostało później zgładzone. - Wtedy między nami zaplanowała cisza. Odebrało mi mowę i nie do końca wiedziałem co teraz odpowiedzieć. Jego słowa zapetliły mi się w głowie, ale niezbyt je rozumiałem. Wiedziałem jedynie tyle, że nie po to Colin weszła pod mój młot, tylko po to, aby i tak jej dziecko umarło. Jej śmierć była w takim razie bezsensu, tylko zniszczyła wewnętrznie Offender'a.

- A gdybym odnalazł ten naszyjnik? - Zapytałem po cichu, a mój głos odbił się echem po korytarzu. On prychnął.

- Został skradziony z wnętrza jej grobu, serio liczyć, że możesz go znaleźć? - Wtedy on obrócił się w moim kierunku, a plecami oparł się o ścianę. Teraz dopiero zauważyłem, jak słabo wygląda. Kiedyś wyglądał zupełnie inaczej, nie zauważyłem tego, ponieważ jego przemiana była stopniowa.

- Wyruszę jutro. Niech ojciec i matka stawią się w moim gabinecie po obradach. Patrycja będzie mówić w moim imieniu. Wiemy dobrze, że do piątku moja obecność to tylko formalność. Tego dnia wrócę, a ty zdołasz odwołać swoje słowa. - Mówiłem płynie, chodź sam nie do końca wierzyłem w to co mówię. Demon chyba też nie do końca wierzył, że uda mi się tego dokonać. Między nami zapanowała cisza, lecz ja nadal stałem wyprostowany jak żołnierz. Zamknąłem nawet oczy, aby nie widzieć jego zamyślonej twarzy.

- Zmarnujesz tylko swój czas... Jak zwykle... - Prychnął. Wtedy otworzyłem oczy. Czułem, jak ręce mi się trzęsą. Denerwuję się, stresuję, tylko przy nim tak mam. Wziąłem go płuc dużą ilość powietrze, a następnie zacisnąłem swoje dłonie.

- Proszę, przecież wiesz, że przeniósłbym góry dla Ciebie, jeśli byłaby taka potrzeba! - Wtedy on z ciekawością spojrzał na mnie. Ponownie była ta męcząca cisza, w czasie której on mierzył mnie wzrokiem. Jakby oceniał czy się nadaje. Czy jestem dość dobry, aby podjąć się tego wyzwania. Same chęci ci nie wystarczą, trzeba wiedzieć jak. A ja sam nie go końca wiedziałem jak to zrobić. Będę improwizował?

- Dobrze, jeśli Ci się uda to odwołam poszukiwania. Powodzenia. - Poczułem jak kładzie mi dłoń na ramieniu. Jego dotyk sprawił, że cały mój stres się ulotnił, aby po chwili napełnić mnie tylko strachem. - Może to brzmi brutalnie, ale to ty jesteś moim prawdziwym synem. - Po tych słowach zniknął Zostawił mnie w korytarzu, w którym było można usłyszeć tylko moje mocno bijące serce.

To wracamy do miasta rodzinnego...

~ Per Karoliny ~

- Jak żyją Anioły? - Zapytała, gdy zajęliśmy miejsca na dachu. Pomimo ciemnego, październikowego wieczoru, było dość ciepło. Jakby natura chciała dać nam dobre warunki do rozmowy.

- To dość dziwne... - Szczerze się zaśmiał, a rękami przeczesał swoje włosy. - Od małego Aniołom mówiono, jak powstały. Starsi wpajali im nienawiści oraz chęć zemsty, a oni to robili. Brutalna, nie? - Ciągle się uśmiechał, ale w jego wykonaniu to nie wyglądało dziwnie. Wydawał się być szczęśliwy z życia, nie ważne jak brutalne by było.

- Trochę tak...

- W każdym razie teraz jest inaczej. Moja śmierć nie musi oznaczać, że oni chcieli mojej śmierci. To błogosławieństwo, że mogę teraz rozwijać swoje pasje, chodź są one w pewien sposób... Narzucone. - Przekręcił głowę w bok i jak pies który średnio rozumiem co się do niego mówi. On zaśmiał się krótko na moją reakcje. - Anioły są w pięćdziesięciu procentach z matki oraz w pięćdziesięciu z ojca. Nie mamy genów dziadków, czy innych krewnych.

- Naprawdę? To w takim razie możemy się dowiedzieć jaka była nasza matka i nasz ojciec! - Krzyknęłam mocno podekscytowana tym co słyszę. On czułe pogłaskał mnie po głowie.

- Tak, dokładnie tak.

- Co lubisz? A czego nie? - Zapytałam szybko, mając dosłownie gwiazdy w oczach. On przez chwilę się zastanawiał.

- Kocham akrobatyke. Od zawsze to uwielbiałem. To pozwala mi zebrać myśli, odpręża mnie, jestem wtedy szczęśliwy. Lubię kolor niebieski, jak moje oczy. Uwielbiam mocną kawę, stare rzeczy. Nie przepadam za brutalnymi rozwiązaniami, wolę szczerze rozmawiać. Nienawidzę, gdy ludzie się smucą, chce ich rozweselać na wszelkie sposoby. Ponieważ szkoda życia na bycie smutnym. - Mówił z rozmarzeniem, a ja mnie dotknęło bolesne uczucie, że tak naprawdę nie znam swojej matki tak jak myślałam. W zasadzie nie wiedziałam o niej nic, o ojcu nie wspominając. Jednak myślałam, że będę w stanie to wszystko rozdzielić między ich dwoje, bo tym jak mniej więcej znam opis Colin. - Czemu spochmurniałaś...? - Zapytał z troską, a palec przyłożył mi do policzka, nagle zaczął to miejsce delikatnie naduszać. - Twoje policzki są konsystencji gąbki grzybów! - Zawołał, a ja zaczęłam się głośno śmiać na jego stwierdzenie, bo tego się absolutnie nie spodziewałam.

- Po prostu nie znam kompletnie naszych rodziców i jestem zdezorientowana tym co do mnie mówisz. - Odpowiedziałam, gdy się w końcu uspokoiłam. - To taka dosyć bolesna prawda, bo chciałabym wiedzieć o nich cokolwiek.

- Wiesz może, gdzie mieszkają nasi krewni? - Zapytał, a mnie przeszły ciarki na myśl o domu ciotki. Przez chwilę się wahałam, ale jednak chce się czegoś dowiedzieć tak bardzo jak on sam.

- Tak wiem... Wiem gdzie mieszka siostra naszej mamy, ale ona mnie nienawidzi. Jej z resztą również...

- To może się zakradniemy i przeszukamy dom? - Zapytał dosyć szybko, nader entuzjastycznie. Zaczął klaskać w dłonie na ten pomysł, a ja miałam przed oczami całą wędrówke.

- Nie wiem czy to dobry pomysł...

- Karoliną...

- To zajmie nam troszkę czasu...

- Musze być w szkole w piątek! Mamy kilka dni by się wszystkiego dowiedzieć. Proszę, nie rób mi tego! To jedyna taka okazja w moim życiu! Proszę, proszę, proszę! - Klęczał, a jego mina była wręcz błagalna. To będzie trudna wybrawa, będę musiała załatwić samolot. Nie wiem czy mam na to środki. Może Jadowici coś załatwią...

- Weź najpotrzebniejsze rzeczy. Za trzy godziny widzimy się przy głównym wejściu.

To wracamy do miasta rodzinnego...

~ Per Błękitka ~

Siedziałem na łóżku. Myślałem nad tym jak odzyskać ten głupi naszyjnik. Mogę użyć magii, bo ten świat pozwala mi na to. Tylko nie umiem czarować. Ewentualnie mogę zabrać księgę czarów Karoliny, tą której używała jak zabawki w czasie imprezy. Jestem pewny, że została w naszym dawnym domu. Weźmie też coś do odcisków palców. Wykrywania aury, której dym kieruje się do osoby, co tą rzecz ma.
No właśnie... Muszę zabrać Offenderowi jego naszyjnik, aby znaleźć ten Colin. Tylko on go nigdy nie zdejmuje, a wizja ponownego spotkania z nim nie jest atrakcyjna. Chyba, że mu to zabiorę... Nie... Potrzebuje innej rzeczy Offa, co jest związana z Colin, może wynik będzie słabszy, ale nie chce mu odbierać jedynej rzeczy po niej. Po prostu zajmie mi to więcej czasu.
Wszystko znajdę w byłym domu, a przynajmniej tak myślę, także czym prędzej przebrałem się w wygodniejsze rzeczy, a te niewygodne, ładne odrzuciłem teatralne za siebie. Moje myśli są chaotyczniejsze niż zazwyczaj. Nawet nie chce mi się spać, aby nie tracić czasu.

~*~

Stary dom, w którym praktyczne to wszystko się zaczęło. Co mieszkałem w nim przez te lata razem z moją rodziną, oraz kobietami dla towarzystwa, a w tym April, Colin, a na końcu Karoliny.
Wysiadłem z auta. Ten dom z zewnątrz nic się praktycznie nie zmienił, może trawa jest nie skoszona, ale ogród zawsze wyglądał strasznie. Karol kiedyś mówiła, że się nim zajmie, ale finalnie nie zdążyła tego zrobić. A szkoda.

W środku kilogramy kurzu równały się z kilogramami wspomnień.
Jednak nic się zbytnio nie zrobiło.
Cisza, po prostu cisza, który wydawała się grać swoją własną samotną piosenkę, o zapomnieniu.
Jednak od tego miejsca nie bił smutek, czy też inna przytłaczająca aura, lecz nostalgia. Łza się nie kręciła w oku z żalu. Po prostu te wspomnienia mnie wyruszają. Nie byłem to o nie wiem, dwóch, może trzech miesięcy.
A to tylko za sprawą dziewczyny, co przewróciła do góry nogami moje życie, jak i innych. Chodź może w moim przypadku to żadna nowość, bo ono zawsze było chaotyczne. Mimo, że o takie względy nigdy nie prosiłem.

Szukałem rzeczy, która należy do Colin i może mieć związek z Offem. Wszystko było w pudełku na strychu, więc nie umęczyłem się ze znalezieniem, diabeł tkwi w tym, że nie umiałem wybrać żadnej rzeczy. Wszystko albo nie pasowało, albo było za mało istotne. Ciężko westchnąłem, ponieważ naprawdę nie miałem zamiaru zabierać mu tego naszyjnika. Położyłam się wtedy na brudnej podłogę, a jakaś siła wyższa zamknęła mi oczy.

~

- Jak kobieta nie chce robić facetowi loda, to czemu on nie może zacząć malować jej rzęs? Aby otworzyła usta. Większość kobiet je otwiera w czasie malowania. Tylko nie użyj tego przeciwko mnie, tylko się zastanawiam...

- Colin...

- Albo, co jeśli rano służący poszli obudzić faraona, ale zobaczyli jak mu stoi pod kocem i uznali to za znak z nieba... Więc tak powstały piramidy...!

- Colin...

- Czy z zależności od grupy krwi, krew smakuje inaczej? A jeśli tak, to czy grupa 0 jest wersją light?

- Col... A wiesz, że to nie głupie pytanie.

- Mam Cie! - Zaśmiała się, a potem jej wzrok powędrował na w stronę okna. - Nie mniej mi tego za złe, ale serio nudzi mi się w waszym domu. Ty przynajmniej ćwiczysz z April oraz innymi. A ja? Siedzę tu i czekam na przedstawienie, albo na Lawrence'a. On ze mną dyskutuje o moich zjebanych pomysłach.

- On... On zawsze musi postawić swoje zdanie, nawet w durnej kwestii, więc nie jestem zdziwiony. - Wzruszyłem ramionami, ale wtedy zauważyłam jej zamyślony wzrok na tym oknie. - Co tam masz?

- Eh, próbowałam ogarnąć wasz ogród, ale nie dość, że nic nie zdziałałam, to dodatkowy zgubiłam bransoletkę od Lawrence'a...

~

Wtedy otworzyłem oczy, wstałem. Nie wiedziałem, dlaczego akurat przez tą krótka chwilę śniłem o tamtej rozmowie, ze mną i Colin, ale przynajmniej przepomniałem sobie, o rzeczy, która może być dla mnie w tym momencie zbawienna.
Tylko należy przekopać ogród.

Zabrałem z domu te książkę, w nadziei, że niczego przypadków nie wysadzę w powietrze, oraz kilka innych rzeczy, ale o tym potem.

To będzie... Ciężkie dla mnie.











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro