70.|Akcja z Ciążą, Nadzieja Przy Grobie, Partner Broni Oraz Candy W Delegacji
Obudziłam się dość wcześnie. Wczorajszą noc widziałam jakbym przez mgłę i kompletnie nie wiedziałam dlaczego zachowałam się tak, a nie inaczej. Takie krótkie szaleństwo, co doprowadziło do... Wtedy spojrzałam na delikatnie spuchnięte oraz czerwone ślady.
- Jezu Chryste... – Mruknęłam, gdy uświadomiłam sobie, że się cięłam. Szybko zakryłam to pod rękawem i po prostu siedziałam na łóżku zwinięta w kłębek. Wtem usłyszałam pukanie do drzwi. Gwałtownie usiadłam na łóżku.
- Śpisz? – Zobaczyłam w progu Błękitka, który wyglądał rzeczywiście jak siedem nieszczęść. Miał czerwone oczy, wory pod oczami, skórę bladszą niż zazwyczaj i ten głęboki smutek wymalowany na jego twarzy. Bez słowa usiadł obok mnie na łóżku i głęboko westchnął. – Gdzie byłaś? – Zapytał zachrypiały głosem. Wyglądał jakby był chory, to delikatnie mnie zaniepokoiło. Jeszcze nigdy nie wiedziałam go w takim stanie.
- Dobrze się czujesz? – Położyłam mu rękę na czole. Był lodowaty, ale jednocześnie mokry, co wydawało się być dla mnie dosyć dziwne, lecz mogłam stwierdzić, że naprawdę może być chory. On spojrzał na mnie wrogo, także zabrałam niechętnie rękę, chodź jego zachowanie mnie poirytowało. A przecież wiadomo, że do potulnych nie należę. – Jesteś chory, a ja się martwię.
- Wyobraź sobie, że ja też się o ciebie wczoraj martwiłem. – Warknął, a rękami przeczesał swoje potrzepane włosy. – Gdzie byłaś? – Naciskał ze śmiertelną powagą w głosie. Byłam skołowana tym wszystkim, lecz musiałam powiedzieć prawdę.
- Bałam się, że Daria każe mi zrobić coś, co mi przeszkodzi, bo wczoraj był dosyć ważny dzień... No i... – Zacięłam się w półsłowie, a on cierpliwie czekał na tłumaczenie. Wzięłam głębszy oddech. – Także, postawiłam przenocować u znajomego.
- Czy coś pomiędzy wami zaszło?
- A co, zazdrosny jesteś? – Pacnęłam szybko, nawet nie myśląc nas znaczeniem tych słów i krzyżowałam ręce. Jego mimika ani trochę nie zmieniła, czym całkowicie zgasił moją chęć do czegokolwiek. Był niczym posąg, który emocji czuć nie może, boś toż kamieniem przecież jest.
- Nie, czemu miałbym? Po prostu jestem ciekawy jak się z tego wytłumaczysz. Chcę patrzeć, jak gubisz się w swoich własnych słowach...
- Ja ciebie nie pytam o Twoje relacje z tą jebaną kurwą! Chodź przypuszczam, że jest głęboka.
- Ta rozmowa nie ma sensu. – Ciężko westchnął, po czym wstał, a ja z desperacji pociągnęłam go za rękaw tak, że wrócił do poprzedniej pozycji. Patrzył na mnie tym swoim przerażającym zamglonym wzrokiem, jakby był martwy.
- Wiem, że byłeś w domu Lotrivera. Dlaczego? – Mówiłam łamiącym się głosem. On wlepił wzrok w podłogę, a następnie zaczął strzelać palcami. Jakby zastanawiam się nad odpowiedzią, co było dla mnie nowością.
- Po informacje. – Mruknął w końcu. – Mam dostęp do domów wszystkich demonów pierwszych, gdybym potrzebował informacji, a z racji, że wyjeżdżam w delegację, gdyż w poniedziałek odbywają wielkie obrady, to ich potrzebuje.
- Jak to w poniedziałek... Zostawiasz mnie... Z nią!
- Cieszyłaś się, gdy Ci to mówiłem. Kilka tygodni temu. To w czym problem!? A twoim opiekunem nie będzie Jason czy Papyt, lecz Daria! Żegnam. – Z tymi słowami mnie opuścił, a ja byłam przerażona z takiego obrotu sprawy. Dwa tygodnie z tą wariatką. Przecież ja oszaleje. Jednak widzę w tej sytuacji drugie dno... Błękitek był mną sfrustrowany od dłuższego czasu, a moje zachowanie tylko przelało czarę goryczy... Co ja teraz zrobię? Jezu Chryste, czemu to tak musi wyglądać. Co jeśli w jego mniemaniu nie brałam naszego związku na serio? Siedziałam na łóżku cała roztrzęsiona, płacząc, po prostu płacząc.
Po paru minutach otarłam łzy. Muszę coś zrobić, aby to naprawić. Nie mogę tylko płakać! Szybko wstałam i ruszyłam w stronę drzwi, do Błękitka. Biegałam po całym domu, aby go znaleźć, lecz go, ani Darii tam nie było. Jakby rozpłynęli się w powietrzu.
- KURWA! – Wydarłam się, a następnie przewróciłam biblioteczkę z książkami, naszymi zdjęciami i innymi pamiątkami. Czułam w sobie taki ogień, jakbym to ja byłam Błękitkiem, który używa swojej złości do zapłonu. W gruncie rzeczy mam jego krew, więc mogę rzec, że to uczucie nie jest fanaberią. Korzystając z faktu, że ich nie ma, weszłam do mojej niestety byłej sypialni. Były tam rzeczy Darii, jak i Błękitka. Skupiam się na tym pierwszym, chciałam wyładować swoją furie na jej ubraniach, ale wtedy to ja bym cierpiała, a nie ta zdzira. – Co zrobić, aby się na niej zemścić? – Usiadłam przy włączonym komputerze, w którym na widniał notatnik w innym języku. Zgadywałam, że chińskim. Przez chwilę przeglądałam się tym dziwnym znaczkom. – Czy dobro wymiarów jest tego warte...? – Zapytałam samą siebie, gdy przejechałam myszką po słowach. Koniec końców zamknęłam na chwilę oczy, aby później móc usunąć kilka słów oraz zdań, a finalnie wysłać pod adres, który znalazłam w notatnikach obok. Wszystko to po to, aby zniszczyć jej karierę, a tym samym współprace z Błękitkiem. – Co ja zrobiłam... – Westchnęła, odchodząc od biurka. Przełknęłam głośno ślina, a następnie uciekłam z pokoju.
~*~
- Dzisiaj jest czwartek! – Odrzekł nader entuzjastycznie Harry. Byliśmy w swoim gabinecie, a ja umierałam wewnętrznie, gdyż mój pysk otworzyć się nie może. W związku z tym leżałam na swoim biurku. Nie mogłam się do nikogo odezwać, nawet do końca nie miałam pojęcia, jak mu oraz innym to wytłumaczyć, skoro nie mogę mówić. Także tylko kiwałam głową. – Odbywają się konkursy przyrodnicze. Ja będę pilnować czy wszystko idzie zgodnie z planem, a ty sprawdzisz jak grupa sportowa sobie radzi z przegotowaniami. Jasne? – Kiwałam głową. – Co jest? Jesteś dziś za cicha. – Nic nie mogłam zrobić. Czemu mnie męczysz? – Karolina odezwij się!
- Nie mogę ty wydojona z mózgu krowo morska! – Wydarłam się, a wtedy z wielkim zdziwieniem odkryłam, że jednak mogę się odezwać. Dziwne, bardzo nawet bym rzekła.
- Słucham?
- Ej, to ma sens. Nie jesteś moim przyjacielem, a wrogiem. Więc mogę się do ciebie odzywać!
- Co.
- Eh... Mam pakt. Muszę robić wszystko co każe mi taka suka... Była zła, że nie było mnie na noc... Zakazała mi się odzywać do przyjaciół... – Opowiedziałam mu to wszystko w dużym skrócie. Nie chciałam co prawda dzielić się z nim moim życiem prywatnym, ale to wyjątkowa sytuacja. Może mi pomoże, wyjaśni moim znajomym co jest ze mną nie tak. Sama nie wiem, chce walczyć, a jestem taka bezsilna. Jeszcze Błękitek wyjeżdża... Aż boję się pomyśleć, co może się przez ten czas wydarzyć. Jeszcze to co zrobiłam rano, ehh. To dramat jakiś. Harry przez dłuższy czas nie wiedział co mi powiedzieć. Najprawdopodobniej zastanawiał się nad tym, co usłyszał. Zmarszczył brwi i chodził w kółko.
- Chwila, to nielegalne.
- Wiem kurwa! Ja o tym wszystkim wiem. Lepiej powiedzieć mi jak z tym walczyć! – Krzyknęłam, jakbym chciała wylądować na nim wszystko to, co spotkało mnie od ostatniego miesiąca. Ten miesiąc ssie, ogółem to wszystko ostatnio to istna porażka!
- Osoby muszą bardzo dokładnie dawać rozkazy. Powiedz dokładnie, co Ci powiedziała.
- „...ramach kary, masz zakaz rozmawiania z twoimi przyjaciółmi. Do odwołania. Masz ciężko pracować na moją łaskę!”- Mówiłam imitując denerwujący głos tej czerwonej wiedźmy. Harry przez chwilę analizował moje słowa.
- Karolino, dzisiaj jest wystawa sztuki w naszej szkole. – Odrzekł nagle, a ja spojrzałem na niego z gniewem w oczach. Ja cierpię, a ten mały chuj ma czelność...
- Co mnie to kur...
- O nie, właśnie dostałem SMS’a, że go odwołali! – Odrzekł, gdy zerknął na ekran, a ja byłam bliska uderzenia go w jego narzędzie władzy albo roztrzaskania mu łba krzesłem. – Gotowe, możesz teraz rozmawiać z twoimi przyjaciółmi..
- Co.
- To bardzo proste. Mówiła „do odwołania”. Jakiego odwołania? Odwołali wystawę! Masz swoje odwołanie, więc możesz rozmawiać z przyjaciółmi. – Przez chwilę patrzyłam się w jeden punkt, jakbym nie do końca rozumiała co właściwie się wydarzyło. Wstałam z fotela, obeszłam kilka razy gabinet, a następnie wróciłam na miejsce. Złożyłam ręce jak do modlitwy i z trudem, bólem powiedziałam.
- Jesteś genialny.
- Dziękuję. – Dokładnie pamiętam jak wczoraj Daria pytała się o coś, a ja jej odpowiedziałam na około, ale fakt faktem odpowiedziałam. Teraz już wiem, jak z nią walczyć. Przynajmniej tak sądzę. – Potrzebujesz jeszcze czegoś, Karolino? – Zapytał dosyć miłym tonem, który coraz bardziej mnie zadziwiał. Ten chłopak się zmieniła, a ja nie miałem pojęcia jaka za tym stoi intryga. Bo... Przecież nie może sam z siebie być taki, prawda?
- W zasadzie to tak. – Przez chwilę się zawahałam, ale... – Mój były wyjeżdża na dwa tygodnie w delegacje, a ja nie chcę być sam na sam z Darią. Będzie mi co chwilę rozkazywać! Mógłbyś załatwić jakiś kąt dla mnie przez ten czas?
- Tak się składa! – Zaczął mówić praktycznie od razu, z dość mocno podniesionym głosem. Zakaszlał, doprowadzając swoją osobę do porządku. – Tak się składa, że mój ojciec będzie jeszcze ponad dwa tygodnie w delegacji. Możesz przez ten czas mieszkać u mnie. – Delikatnie mnie zawstydziła jego propozycja. Patrzyłam nerwowo na ścianę, podłogę. Zastanawiałam się czy to dobry pomysł i jakie będą tego konserwacje. – Do pracy będziesz miała blisko, a ja Ci pomogę z lekcjami. Poza tym... Nie chcę być tyle czasu sam w tym dużym, pustym domu. – Spojrzał na swoje dłonie, jakby też wstydził się tej propozycji.
- Wszystko jest leprze od tej suki, więc dobrze. Nawet nie musisz mi w tym miesiącu płacić za pracę, nie chce mieć długów, dobrze? – On dosyć entuzjastycznie pokiwał głową, a ja zauważyłam, że ma delikatnie czerwone policzki, jednak znikło to tak szybko jak się pojawiło. Chyba mi się po prostu wydawało. – A teraz idź sprawdzić, czy nasze drużyny są w komplecie. – Wstał razem z jakąś teczką pełną jakiś papierów, a ja ruszyłam za nim.
~*~
Byłam na Sali gimnastycznej, gdzie już byli jacyś uczniowie. Na mój widok wszystko ustawili się w dziesięć rzędów. Trwało to dosyć długo, jednak ja cierpliwie czekałam, aż to zrobią. Podziwiałam ich zdyscyplinowanie, ale jest też ewentualność, że po prostu szybciej chcą być w domach. Na tą myśl westchnęłam, ale musiałam robić swoje. Podeszłam do pierwszego rzędu dziewczyn.
- Wy jesteście..? – Zapytałam, a pierwsza dziewczyna zabrała głos.
- Damską drużyną piłki nożnej, a obok drużyna męska. – Wyjaśniła wszystko, a ja posłałam im miły uśmiech. To będzie proste.
- Jest coś czego potrzebujecie? Macie pełny skład?
- Tylko przydało by się załatwić wodę dla wszystkich, a tak to nic. I skład mamy pełny.
- W zasadzie problem ma tylko drużyna akrobatyczna... – Mruknęła jakąś widocznie zmęczona całym zajściem dziewczyna, wskazując kciukiem na tyły.
- To prawda. – Zawtórowała jakiś chłopak. Westchnęłam ciężko. Może jednak to nie będzie takie proste, ale z trzeciej strony nikt nie powiedział, że ten problem będzie jakiś wielki. – To możemy już ćwiczyć?
- Tak, tak! Grupę akrobatyczną poproszę na bok! Reszta niech zajmie się przygotowywaniami! – Krzyknęłam do grupy, a oni zaczęli biegać wokół boiska i ogółem zajmować się swoim sprawami. Natomiast ja razem z grupa przeszliśmy obok, aby im nie przeszkadzać. Westchnęłam ciężko, a z tym samym uśmiecham zapytałam. – A więc? Co jest nie tak? – Dziewczyny spojrzały po sobie dosyć nie pewnym wzrokiem. Były dosyć zdenerwowane oraz nie do końca chciały poruszać ten temat, albo nawet nie wiedziały w jaki sposób to zrobić. Po dłuższej chwili gestem dłoni wyprosiły męsko grupę, na co oni bez się oddalili. Sprawa wydawała mi się coraz bardziej podejrzana, a ja denerwowałam się z mocniej z każdą sekundą.
W Sali panował gwar, piłki wszędzie się walały, dlatego zaprowadziłam dziewczyny na szatni. Zamknęłam drzwi, a one usiadły na podłodze, ja wraz z nimi.
- Zasłużyła sobie! Nie mam zamiaru tego z powodu być smutna! – Wydarła się nagle jedna z nich.
- Ja mam tak samo! W zasadzie to nawet nie chodzi o nią! Brakuje nam gwiazdy na czubku! – Krzyknęła następna, a ja nie wiedząc co się dzieje i o czym gadają, postanowiłam wstać.
- Od początku! Co się stało? – Rzekłam dosyć władczym tonem. One natychmiast umilkły. W tle było słuchać jedynie cichy szum z zewnątrz. Skrzyżowałam rękę, oczekując wyjaśnień, aż w końcu usłyszałam cisze westchniecie.
- Chodzi o Moon. Moon Empyrean. – Odezwał się nieśmiały głosić, a ja przyłożyłam rękę do skroni. Znowu ta mała, księżycowa suka musi psuć mi krew. Psuć całej drużynie. Jednak jakiś cudem zdołałam opanować oddech, aby mówić ze spokojem. Jestem teraz wice, także powinnam stać na neutralnym gruncie.
- Co z nią?
- Ona... Ona... – Zacięła się, a jej wzrok uciekał na bok.
- Ona jutro będzie miała przeprowadzoną aborcję! – Krzyknęła delikatnie poirytowana dziewczyna, co wydarła się na początku, że jej nie żal. Ja osłupiałam. Spodziewałam się absolutnie wszystkiego, życzyłabym jej wszystkiego najgorszego, ale tego nigdy. Byłam zniesmaczona ich zachowaniem, ale skoro wróżka była dla nich największym wrogiem, to czemu miałyby jej współczuć. To brutalne. Wciągnęłam powietrze do płuc.
- Dlaczego?
- Przespała się z demonem pierwszym. Offenderman’em. A zgodnie z zasadami ich dzieci są zabijane... – Mruknęła jedna z nich, kompletnie bez emocji. Aż ciarki przechodzili po plecach.
- W sumie jej nieobecności nic nie zmienia, tylko nie będzie czubka na piramidzie.
- Możemy na szybko zmienić układ, a wtedy ona nie będzie konieczna.
- W sumie masz rację.
- Tylko mamy mało czasu...
- Dlatego iście! – Odrzekłam nagle ciut za głośno, aż mój głos odbił się echem po pomieszczeniu. – Ona jest w szkole...?
- Siedzi od wczoraj w łazience. – Zaśmiała się jedna z nich, a reszta jej zawtórowała. To było jedno z najobrzydliwszych rzeczy, jakie od dawna miałam zaszczyt zobaczyć. Ten brak jakiekolwiek empatii... Co prawa, Moon była zołzą, lecz nie zasługuje na takie traktowanie. Zawodniczki wyszły z szatni. Zamknęłam drzwi, aby zostać sama. Oparłam się plecami o zimną ścianę, aby równie na zimno przetrawić te informacje, konserwację i... Mój udział w to nieszczęście.
Czułam się taka wina... To przeze mnie ona teraz zabije to dziecko. Pamiętam to dokładnie, chodź było to ponad miesiąc temu. To ja ukradłam buty Offendermana... A ja zawaliłam to na nią, a akcje zemsty za oblanie ich sokiem. Dlatego on ją za karę... Chodziłam w kółko, aby chodź trochę opanować emocje i poukładać myśli w jedną całość. To co się właśnie tutaj odbywa to jeden wielki dramat, komedia, co powoli zaczyna mnie wykańczać, lecz muszę grać. Zniszczone show, w którym zza każdym rogiem czyha się problem, a ja jako protagonista muszę to naprawić. Chodź tak szczerze mówiąc, nie potrafię poukładać swojego życia, a mieszam się w cudze. Cóż za wyjątkowo nie śmieszna ironia.
Musze coś zrobić, tylko nie mam pojęcia co... Przez chwilę myślałam, ale zdałam sobie sprawę z tego, że należy działać, ale w pojedynkę niczego nie ugram. Mogę na razie zrobić tak, że zabiorę Moon i jedną dosyć ogarniętą osobę, która podejdzie do tego nie w sposób emocjonalny, a całkowicie na zimno z rozsądkiem. I razem pomyślimy co zrobić.
Starczy tego przemyślenia w tej szatni!
Show must go on!
Wybiegłam z pomieszczenia i zgodnie z bełkotem tej lafiryndy zaczęłam przeszukiwać damskie łazienki. Co prawda nie chciało mi się wierzyć, że siedzi w niej od wczoraj, lecz byłam dobrej myśli.
Jeśli jej nie znajdę, jedyna szansa zostanie pogrzebana. Zgaśnie jeszcze zanim zdążyła się na dobre rozpalić.
Po około dwudziestu minutach biegu od jednej łazienki do drugiej, nagle ściany zaczęły się dziwnie ruszać. W taki sposób jaki jeszcze nie miałam okazji zobaczyć. To przypominało mniej więcej obracanie kostką Rubika, lecz po dwóch minutach przede mną pojawiła się ściana z jedną tylko parą drzwi.
Damską łazienką.
Bez słowa otworzyłam drzwi, a wtedy od razu zaatakował mnie dźwięk żałosnego łkania. Jakby coś próbowało złapać oddech, lecz nie mogło, więc się dusiło. Całość prezentowała się dosyć przerażająco, ale szłam dalej w głąb pomieszczenia.
Wtedy ukazała się blada postać, cała błyszcząca się od swoich własnych łez. Z czerwonym nosem oraz oczami. Nie zauważyła mnie, bo była pogrążona w nieustannym płaczu. Za bardzo nie wiedziałam jak zacząć, tym bardziej że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż nasze relacje nie były... Po prostu nie były.
- Moon...- Zaczęłam niepewnie, dziewczyna gwałtownie spojrzałam w moją stronę, a jej reakcja była nader chaotyczna.
- WYNOŚ SIĘ! NIE CHCE CIĘ WIDZIEĆ! TY TEŻ MASZ ZAMIAR WYZYWAĆ MNIE OD PUSZCZALSKICH SZMAT! DARUJ SOBIE! DARUJ! – Zaczęła we mnie rzucać wszystkim po miała pod ręką, lecz przedmioty przenikały przeze mnie. Dalej krzyczała, lecz już ledwo ją rozumiałam, bo przypominało to tylko bełkot.
- Chce Ci pomóc! – Krzyknęłam, gdy zerwała się na równe nogi, aby najprawdopodobniej mnie uderzyć, czy wypchnąć siła. Ona spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem, następnie się uśmiechnęła, lecz na powrót jej twarz została wykrzywiona w bólu.
- TY?! Ty...! Chcesz pomóc...!? Mi!? – Odwrócił się do mnie tyłem, a następnie upadła na kolana, chowają przy tym twarz w dłoniach. – Daruj sobie! Nie masz do mnie szczerych intencji! Chcesz mnie upokorzyć! Jak one... – Ostatnie dwa słowa wyszeptała. Skuliła się w kulkę, aby dalej łkać.
- Nie, Moon. – Podeszłam do niej, usiadłam po turecku na przeciwko niej, a następne utworzyłam wokół nas moja różową bańkę. Sama nie wiem czemu, po prostu chciałam aby czuła się bezpieczniej. Zaciekawiona dziewczyna zajrzała spod swoich dłoni na różową powłokę. Dotknęła jej delikatnie opuszkami palców, jakbym pierwszy raz widziała coś podobnego. Poniekąd by była prawda, lecz efekt był taki, jakbym się siedziało w okrągłym pomieszczeniu z różowego szkła. – Nie rozumiem jak można się śmiać ze śmierci. Jeszcze kogoś tak niewinnego... – Spojrzałam na jej brzuszek, który był już trochę zaokrąglony. Było to dla mnie dziwne, lecz najwidoczniej wróżki krócej przesuwając ciąże. -...dlatego właśnie chcę Ci pom...
- Nic nie zrobisz Karolino. Offenderman ma już jutro stawić, aby osobiście tego dopilnować. – Mruknęła łamiącym się głosem, zaciskając w pięść dłoń, która dotykała bańki.
- Czyli mamy czas do jutra, aby coś wymyślić. – Skwitowałam pewnie, chodź nie zbyt wierzyłam w swoje umiejętności w tym momencie. Wróżka spojrzałam na mnie, a potem smutno się uśmiechnęła.
- Dajesz mi nadzieję, a ja wiem, że będzie boleć bardziej, gdy to się nie uda... – Wtedy dotknęła swojego brzucha i głośno westchnęła. – Ja... Nie wiem co to miłość. – Zaczęła powoli, a ja uważnie jej słuchałam. – Moja matka nie żyje, nawet nie pamiętam jak wyglądała... – Jej głos brzmiał pusto, jakby była w jakim transie, a słowa same wychodziły jej z buzi. – A ojciec postanowił rzucić się w wir pracy, aby o tym nie myśleć. Nie patrzy na mnie, bo ponoć przypominam mu żonę. Ludzie mnie dostrzegali, tylko wtedy, gdy podnosiłam głos... – Oparła się plecami o moją bańkę. -...gdy byłam nie miła. Dążyli mnie fałszywą miłością, aby nie cierpieć. Ze strachu. Władza, dawała mi satysfakcje. Robili wszystko, co mówiłam. Co chciałam. Lecz i tak nie czułam miłości od nikogo. Wtedy upadłam na dno. Jeszcze głębsze dno, do których nie dochodzi ani jeden promień słońca. Twoja władza razem z Harrym. Porzucili mnie wszyscy. Nie widziałam sensu, aby żyć. Lecz... – Wtedy się ożywiła, a z jej oczy wyciekło kilka łez. -...poczułam jak się rusza. – Objęła swój brzuch obiema rękoma, jakby chciała je przytulić. – Pokochałam je od razu! Test ciążowy był oczywiście pozytywny, co dało mi taką nadzieję... Ciąża u wróżek trwa trzy miesiące, ten miesiąc minął tak szybko, a ja czułam, że pierwsze raz ktoś mnie szczerze kocha! Ta malutka istotka tylko czeka, aby wyjść na świat. Mogłabym tyle mu pokazać, świat jest przecież taki piękny. Przelać tyle miłości, aby nigdy nie narzekał na jego brak. Chroniłabym go za wszelką cenę... On jest moim promyczkiem wschodzącego słońca. Nawet dałam mu imię... Sunrise... – Wtedy spoważniała. – Powiedziałam to oczywiście Offenderowi, lecz umówił mnie na najbliższy termin w klinice aborcyjnej... – Zalała się ponownie łzami, a ja płakałam razem z nią. To było okrutne, to co ją spotkało. Niesprawiedliwe, obrzydliwe. Nawet nie mogę znaleźć odpowiednich słów, aby to wyrazić. Jednak trzeba było działać. Szybko wytarłam łzy oraz usunęłam bańkę. Dziewczyna tym razem bez słowa poszła za mną do gabinety przewodniczących.
~*~
- Co. – Rzekł Harry, po wysłuchaniu całej historii. – Mamy sabotować aborcję Moon...? – Spojrzał pustym wzrokiem gdzieś w dal, jakby dokładnie analizował to co może w tym momencie powiedzieć, bądź zrobić.
- Dokładnie.
- Może po prostu go przekonany, że to nie jest jego dziecko...? A powiedziała tak, bo liczyła na przywileje? – Zaproponował nagle, po kilku okrążeniach wokół naszego gabinetu. Moon obecnie siedziała na jednym z foteli, przykryta bluzą chłopaka, popijając przy tym herbatę z pobliskiego automatu oraz jedząc jakieś batony. Była wyczerpana, a to negatywnie mogłoby wpłynąć na nią, a tym samym na dziecko. My z kolei zajmowaliśmy się wymyślaniem planu.
- Tylko problem polega na tym, że nie sądzę, że w to od tak uwierzyć. – Mruknęłam patrząc w podłogę. – Będzie żądał dowodu. Co jak co, ale dzieci demonów pierwszych nie mają prawa do życia, także nie machanie na to ręką.
- Czyli zrobią test na ojcostwo. – Skwitował, nagle się zatrzymując. Spojrzał na mnie, a potem jego mina przybrała niepewnym cień. – Można by podmienić test. Na taki z wynikiem negatywnym. – Mówił dosyć cicho, a ja chyba wiedziałam dlaczego. Chodź nie mam pojęcia, czy teraz zżerał go strach, a może poczucie robienia czegoś nielegalnego. Ja jednak uważałam to za bardzo pomysł, jednak kompletnie nie wiedziałam jak to zrobić. – Tylko nie wiem jak wygląda taki test. – Rzekł nagle z rezygnacją, a ja doznałam czegoś w rodzaju olśnienia.
- Ale ja wiem... – Uśmiechnęłam się tajemniczo, a Harry wydawał się być jeszcze bardziej zakłopotany niż przedtem.
Omówiliśmy ze szczegółami nasz plan. Harry wtedy wyznał mi jaką ma moc. Mówił, że tylko garstka osób o tym wie, jaka ona jest, ponieważ zdaje sobie sprawę z tego, że każdy by chciał cofnąć swoje błędy. Nie miałby spokoju. Rozumiałam to i obiecałam nikomu o tym nie mówić. Powiedział mi tylko dlatego, że sytuacja była wyjątkowa, a nie chciał zachowywać się egoistycznie kosztem życia małej wróżki.
Wiedzieliśmy, że moce nas obojga są potrzebne, aby wszystko wyszło bez komplikacji. Problem polegał na tym, że nie wiedzieliśmy jak je połączyć, aby działały jednocześnie. Jednak nie było to niemożliwe.
Tym miał się zająć Harry. Dowiedzieć się jak to zrobić, zatrzymać czas i się tego nauczyć. Potem ponownie zatrzymałby czas, lecz razem ze mną. W tym czasie i ja bym się nauczyła, abyśmy mogli razem przechodzić przez ściany i być niewidzialni.
Moim zdaniem z kolei było znalezienie testu na ojcostwo, które zrobiłam miesiąc temu, zabranie Błękitkowi laptopa i idealnie to skopiować tak, aby tylko zmieniona była data pobrania materiału oraz adres.
Moon nam powiedziała gdzie i o której to się odbywa. Także byliśmy przygotowano chyba na wszystko. Chodź nasza trójka stresowała się jak nigdy, gdyż prawdopodobieństwo porażki było duże.
Wróciliśmy do domów.
Ja byłam sama, lecz to nie będzie trwało długo. Candy będzie w domu plus minus o siedemnastej, a jest piętnasta. Dom może nie jest jakiś duży, ale istnieje możliwość, że ów dokument został zniszczony, zabrał go Offender albo jest za tymi przeklętymi drzwiami, do którego nie mam dostępu. Nie mniej jednak zaczynam poszukiwania.
~ Per Offenderman’a ~
- April... Złamiesz tylko rękę. – Mruknęłam, widząc jak moja niewydarzona siostra robi złożone salta.
- Mogłabyś jej posłuchać. Już nie chce mi się liczyć ile razy mówiłem, że robisz to źle. – Wsparł mnie niebieskowłosy stając obok mnie ze skrzyżowanymi rękami. Jestem tutaj z nimi dopiero dwa tygodnie, w domu czterech braci. Nie narzekam, lecz brakuje mi szumów miasta i adrenaliny, związanej z czasem. Tu było spokojnie, tylko ten las. Dom oczywiście był piękny, duży, lecz ja na niego nie zapracowałam. Innymi słowy, nudziłam się. Natomiast April wraz ze swoim idolem bawili się w najlepsze. Całe dnie ćwiczyli, a ja im towarzyszyłam. Następne wystąpienie mieli dopiero za miesiąc. Miesiąc nic nie robienia i marnowania się. A mogłam zostać..
- Nie rozumiem czego ode mnie chcecie! Przecież to mi wychodzi! I nic się nie stało!
- Nie rozumiesz, że nadwyrężasz mięśnie? – Warknął Candy, a potem podszedł do niej, aby po raz setny ułożyć jej rękę tak, jak powinna mieć przez ten cały czas. Oczywiście ona zrobiła się czerwona, jak włosy Jasona, lecz już się przyzwyczaiłam. To jej idol, więc nie będę wchodzić w ich relacje.
- Dzisiaj wieczorem przyjdzie Offender w odwiedziny. – Powiedział nagle Jack, wychodząc z domu. Na dźwięk tych słów niebieskowłosy się spiął, a jego twarz stała się bledsza.
- Coś nie tak? – Zapytałam po chwili, bo jego reakcja mnie dość mocno zaniepokoiła. Pierwszy raz widziałam w nim tego typu emocje.
- Colin nie przyjmij się nim. – Mruknął Jack. – On tak ma. Z resztą, poznasz go to zrozumiesz. Byłam zaciekawiona jego słowami. Może w końcu poznam kogoś wartego uwagi.
~*~
Gwałtownie się przebudziłem stając na równe nogi, przewracają przy tym krzesło na którym przez cały czas siedziałem. Głęboko oddychałem, bo widziałem ją w snach. Z perspektywy trzeciej osoby, ale wiedziałem o czym myśli w danej chwili.
- Co to było... – Zapytałem sam siebie przykładając rękę do serca, które teraz waliło jak oszalałe. Ten obraz był taki prawdziwy. Znów ją widziałem, była taka realistyczna. Zbyt realistyczna, gdybym tylko mógł zostać w tym śnie dłużej, aby przeżyć ten czas z nią ponownie...
Użyłem swojej mocy, a następnie pazurami otworzyłem portal do wymiaru pierwszego. Zmieniłem się w ludzką postać, aby nie zbudzać żadnych podejrzeń.
I potem tylko siedziałem obok jej grobu, a ręką gładziłem płytę.
- Minęło już tyle lat, a nadal jesteś myślą, która tęskni. Wspomnieniem nieśmiertelnym, o śmiertelnej duszy. – Szeptałem sam do siebie, będąc pogrążony w zamyśleniu. Wspominaniu tego snu, w którym była jak żywa.
- Offenderman. W końcu nadszedł ten dzień, w którym odwiedzamy grób w tym samym czasie... – Nagle usłyszałem czyjś damski głos, który całkowicie wyrwał mnie z letargu. Spojrzałem na postać, która była ubrana na czarno z długim kapturem, co zakrywał jej większość twarzy.
- Wiedźma... – Wyszeptałem wstając i otrzepując swój płaszcz od kurzu. – Czego chcesz? – Zapytałem dosyć ostro, gdyż nie miałem najnowszej ochoty rozmawiać, a szczególnie teraz.
- Okradziona Wiedźma z księgi czarów, ale dalej Wiedźma. – Sprostowała. – Przekaże Ci pewne wieści, demonie. Myślę, że możesz być nimi zainteresowany, oczekuję tylko w zamian tylko jednego....
- Do rzeczy.
- Młot Thora jest połączony z osobą, która nim włada. Intencje zniszczenia były tego dnia skierowane w stronę twojego dziecka, a nie Colin. – Za dźwięk tych słów chciało mi się płakać, bo te słowa bolą. Były tym nieprzyjemnym wspomnieniem, o którym nie chce się pamiętać.
- Nie mam jej duszy w...
- Ależ to oczywiście, że nie. – Przerwała mi, a ja usiadłem na poprzednim miejscu, gdyż czułem, że mam w sobie coraz to mniej siły na cokolwiek. – Nie mniej jednak dusza ucierpiała. Przeżyły tylko jej wspomnienia... Jednak... – Wtedy zaczęła się nagle śmiać. To był najgorszy moment, aby to zrobić, jednak nie miałem siły zwracać jej uwagi. – Wspomnienia sprawiają, że dana osoba nadal żyje. Ona potrzebowała czasu, aby zebrać energię po to, aby pokazać swoje wspomnienia innym. Ponad siedemnaście lat... – Westchnęła dosyć ciężko z delikatnym smutkiem w głosie. – Ja we śnie widziałam jej wspomnienia z jej ostatnich chwil życia. Dlatego tu jestem.
- Ja widziałem chwilę, w której usłyszała pierwszy raz moje imię.
- Widzisz... Wszystko się ze sobą łączy. Osoby związane z Colin zostają znaki, aby naprawić jej uszkodzoną duszę... – Spojrzałem wprost na nią, nie mogąc do końca pojąć co mówi. Jakby jej słowa do mnie nie docierały, może dlatego, że nie chce robić sobie nadziei...
- Kim ty w ogóle jesteś?
- Jestem jej matka chrzęsną, najlepszą przyjaciółką jej matki. Aleksandra. Myślę, że tyle na razie wystarczy Ci informacji o mnie. – Wtedy wstałem, już poważniej podchodziłem do tej sprawy. Kobieta położyła rękę na moim ramieniu, a druga wskazała na grób. – Wiesz czego potrzebujemy, aby ona mogła wrócić?
- Czego? – Zapytałem gwałtownie, nawet ciut za głośno. Cały się delikatnie trząsłem z ciekawości.
- Czegoś, to było mocno związane z Tobą jak Colin... Jesteś potężnym demonem, więc tylko rzeczy z Tobą będą na miały siłę, aby sprowadzić ją do żywych. – Po wypowiedzeniu tych słów, złapałem się za szyje. Szybko, ale delikatnie zdjąłem naszyjnik z jej imieniem i pokazałem czarownicy.
- Ona miała taki sam z moim ludzkim imieniem...
- Tak, wiem. Włożyłam go do jej grobu, aby w bezpiecznym miejscu czekał na odpowiedni moment. – Wyszeptała mi wprost do ucha, a ja nie czekając długo przeciąłem paznokciami powietrze, aby stworzyć portal z powierzchni do wnętrza grobu. Kobieta ukucnęła przy nim, włożyła do niego rękę i próbowałam znaleźć zgubę. Ja natomiast nie mogłem się doczekać, aż w końcu będę mógł zobaczyć swoją słodką Colin. Jednak moja radość nie trwało zbyt długo. – Cholera! – Krzyknęła bardzo agresywny tonem.
- Co się stało?
- Nie ma go!
- Jak to nie ma?! – Wtedy to ja ukucnąłem, nerwowo szukać tego małego wisiorka, lecz nic tam nie było z wyjątkiem małego szkieletu. – Kto mógł go zabrać?!
- Nie mam pojęcia! – Warknęła, a między nami zapanowała dość długa cisza. Zamknąłem portal, nie mogąc wierzyć, że coś takiego miało miejsce. Dlaczego ktoś miały kraść coś, co jest we wnętrzu jebanej ziemi i to w grobie! – Musisz w takim razie znaleźć coś innego, co łączyło Ciebie i Colin.
- Nie mam nic takiego... – Wyszeptałem, a między nami ponownie zapanowała dosyć długa cisza, lecz wtedy mnie olśniło. – Nasze dziecko? – Kobieta się uśmiechnęła, a ja wiedziałem, że to zły znak.
- Wasze dziecko nada się bardziej od tych naszyjników! Lecz... – Jej ton z wesołego, zjechał na poważny. -...będziesz musiał podjąć decyzję. Ona zginęła za życie tego dziecka. Ty tego dziecka nie szukałeś, aby nie zostało zabite. Jeśli podejmiesz poszukiwania, to czy śmierć Colin miał kiedykolwiek sens? – Milczałem, bo nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. – Jeśli podejmiesz decyzję, to znajdź moją księgę czarów. Tam jest moja krew, która z kolei zaprowadzi Cię do mnie. Żegnaj. – Po tych słowach rozpłynęła się w powietrzu, a ja miałem mętlik w głowie. Oparłem głowę o płytę grobu, siedziałem tam kilka godzin, bo nie umiałem wymyśleć niczego sensownego.
~ Per Karoliny ~
W spokoju przepisywałam dokumenty w swoim pokoju. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie był on jakoś specjalnie ukryty. Pamiątam, że Błękitek miał w naszym byłym pokoju teczkę ze wszystkimi dokumentami, co dotyczyły mnie i właśnie tam znajdował się wynik testu.
Gdy skończyłam, to wysłałam plik na mail Harrego, bo nie miałam drukarki, a poza tym nada chwila oni mogli wrócić do domu.
Wszystko zamknęłam, a laptopa odłożyłam na miejsce. Teraz był czas, aby schować się w swoim pokoju, zamknąć go i nie wychodzić do rana. Bałam się, że to co zrobiłam rano może mieć wpływ na to co się wydarzy, gdy wrócą.
Najgorzej miało jednak dopiero nadejść...
~ Per Błękitka ~
- Zabije ją... – Zawarczała Daria, po pół godziny opętańczych krzyków w samochodzie. Mnie bolała od tego wszystkiego głową. Marudziła, bo została zawieszona, ponieważ „wysłała” źle przetłumaczony protokół, który miał dużo luk i ogółem nie był skończony. Wyjaśnienie, że ktoś inny musiał to wysłać tylko pogorszyło jej sytuacje. I tak oto została dyscyplinarnie zawieszona. Oczywiście Daria nadal będzie tłumaczyć, lecz płacić nie będzie jej szefostwo tylko ja. Jestem zmuszony kurwa mać kupować jej usługi. Ten fakt doprowadzał mnie do szewskiej pasji, miałam ochotę się wyprowadzić na długie wakacje, gdzie nikt nie będzie zakłócał mojego spokoju.
Nie mniej jednak wróciliśmy do domu, gdy tylko samochód stanął to ona z niego wysiadła i pognała opieprzać Karolinę. Oparłem głowę na kierownicy, bo w końcu była cisza. Głęboko oddychałem, aby się jakkolwiek uspokoić i poukładać w głowie to co muszę zrobić, a czego robić nie mogę przez opłacanie tłumaczki.
Zarabiam półtora miliona miesięcznie jako polityk. Dwie trzecie zawsze oddaje sądom, aby nie karali moich morderstw. Nie potrzebuję tyle pieniędzy, a nie mam ochoty jakoś specjalnie maskować swoich przestępstw, także dla świętego spokoju daję im w łapę. Potem przychodzą rachunku. Mieszkanie na kolonii w wymiarze zero jest niebywale drogie. Podatki, woda, prąd, ogrzewanie i ten podatek od mieszkania tutaj. Po zapłaceniu wszystkiego zostaje mi pięćdziesiąt tysięcy, to z kolei idzie na jedzenie, ubrania, chemię, paliwo i zachcianki własne. Jednak teraz wychodzić na to, że nie będę w stanie opłacić sądów, a to znaczy, że nie będę miał jak wylądować swojej agresji oraz stresu. Ponownie będę wkurzony i opryskliwy, jak wtedy...
Miałem ochotę zasnąć w tym samochodzie, lecz musiałem sprawdzić czy któraś z nich jeszcze żyje.
Gdy byłem w środku to moim oczom ukazała się Daria, która odkładała pogrzebacz na swoje miejsce. Następnie włożyła trochę drewna do kominka.
Nie zwracając na to uwagi, usiadłem na sofie.
- Ile zarabiałaś? – Zapytałem dość cicho, zamykając przy tym oczy i odchylając głowę do tyłu.
- Ja... Hm... Em... Sto tysięcy! – Odrzekła siadając obok mnie, otworzyłem jedno oko, aby móc spojrzeć na jej zakłamaną twarz. Już chciałem warknąć, aby mówiła prawdę, lecz przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Jeśli dam jej złudną nadzieje, że jest w stanie mnie oszukać, to ciekawe do jakich kroków się posunie i jak często będzie deptać po granicy. W sumie skoro i tak nie zapłacę za sąd, to i tak będę miał kasy jak lodu, także... Zaryzykuję...
- Dobrze.
~ Per Karoliny ~
Leżałam na łóżku, skulona w swoim pokoju, nie mogąc wydać z siebie ani jednego dźwięku, ponieważ Daria mi zabroniła mówić do rana. Swoimi zimnym rękami delikatnie dotykałam swoich poparzonych ud.
Gdy weszła do domu, to od razu otworzyła drzwi do pokoju zapasowym kluczem. Krzyczała na mnie, że przeze mnie została zawieszona. Zarzucili jej, że jest nieodpowiedzialna, gdyż nie zabezpieczyła plików i każdy mógł zrobić z nimi co tylko chciał. Wtedy ja mówiłam, że jest głupia, bo to jej wina, że nie założyła hasła. Złość tej kobiety był w tamtym momencie nie do opisania. Kazała mi się nie ruszać, abym się nie wierciła, gdy ona będzie uderzać mnie pogrzebaczem. Szybko się uspokoiła, jakby dawanie mi bólu, było dla niej czymś w rodzaju magicznej tabletki. Na koniec zabrała mi do rana głos, abym nie płakała, gdyż ma plany wobec Błękitka, a mój szloch będzie ją rozpraszać. I kazała mi odejść.
Nienawiść do niej rosła we mnie coraz bardziej, a w głowie miałam tysiące scenariuszy, jak podcinam jej gardło, wyrywam zęby oraz paznokcie. Wyobrażam sobie, jak twarzy wykrzywia się w cierpieniu i błaga mnie o litość, lecz ja tylko patrzę, by cierpiała długo.
Po mieście walki, kiedy widziałam śmierci, to jakoś mniej boję się wizji krwi po całym moim pokoju. Tym bardziej jakby miała to być krew Darii... Po prostu tak bardzo chce, aby cierpiała tak, jak ja cierpię teraz.
~*~
Na zajutrz nie bolały mnie nogi, tak bardzo jak w nocy, ale za to były widoczne dość duże ślady. Także miałam szansa, jeśli Błękitek to zobaczy, to Daria w żaden sposób się z tego nie wytłumaczy!
Wyszłam z pokoju w krótkich spodenkach. Akurat teraz jedli razem śniadanie w salonie, więc podeszłam do nich.
- Koło od roweru ma dziurę. – Powiedziała dość głośno, jako pretekst do tego, aby wrócili na mnie uwagę. Oczywiście tak się stało. Chłopak spojrzał najpierw na moją twarz, lecz jego wzrok szybko skupił się na moich nogach.
- Jezu, Karolina co Ci się s...
- JEZU CHRYSTE, KAROLINA CO CI SIĘ STAŁO?! – Nagle Daria mu przerwała, a ja z przerażeniem patrzyłam jak wstaje i zaczyna oglądać moje rany. – Dziecko, to trzeba opatrzyć! – Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki na piętrze. Miałam ochotę sobie strzelić w głowę, gdy ta zdzira nałożyła na swoje obrzydliwe, ciepłe rękę jakiś krem, który zaczęła mi wcierać w rany. Na koniec założyłam mi bandaż. – Gotowe, a teraz grzecznie wyjaśnisz Zack’owi, że oblałaś się, gdy zrobiłaś herbatę. – Wyszczerzyła swoje śmierdzące chujem usta, a następnie delikatnie wypchnęła mnie z pomieszczenia. – A i jeszcze jedno... – Zaczęła mi szeptać do ucha. – Jeszcze jedna taka akcja, a zabronie Ci oddychać, rozumiesz? – Pokiwałam szybko głową na tak. Ona zaczynała mnie przerażać coraz bardziej.
- Rozumiem... – Wróciliśmy do salony, a ona zajęła miejsce obok Błękitek, on jednak wstał i podszedł do mnie.
- Porozmawiajmy... – Tym razem to on chwycił mnie za rękę. Zaprowadził mnie do naszego byłego pokoju, a ja czułam jak policzki zaczynają mnie piec. Po raz pierwszy od miesiąca, poczułam się naprawdę szczęśliwa. Jakbym Darii i tego innego syfu nigdy nie było. Usiedliśmy na łóżku, a po czym zdjął bandaż i zaczął mu się dokładnie przyglądać. – Co się stało? – W ten momencie chciałam wyjawić mu, jak na spowiedzi wszystkie grzechy Darii jednak z moich ust zamiar „To była ona! Znęca się nade mną.” Wydobyło się:
- Oparzyłam się wczoraj wrzątkiem. Wiesz, Daria weszła nagle do domu, zaczęła krzyczeć, że straciła pracę, także wystraszyłam się i wylałam wodę na siebie. – Mówiłam dość przekonująco, a w moich myślach był tylko jeden głośny krzyk, abym powiedziała prawdę, aby to całe piekło się skończyło. Lecz nie mogłam. Musiałam mówić to, co ona chce abym mówiła. Chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem, a potem swoimi przyjemnie zimnymi rękami przejechał po śladach. Od razu poczułam więcej energii, a rany kompletne przestały mnie boleć.
- Na pewno tak było?
- Tak. – Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy przez to, że ona każe mi to mówić, to Błękitek jest w stanie rozpoznać kłamstwo. Widać było po jego twarzy, że jest zamyślony oraz zagubiony, a on sam nie do końca wie czy mi wierzyć. Koniec końców ciężko westchnął, wstał, poszedł do jakieś szafki i wyjął z niej jakiś flakon z neonowo, zielony płynem w środku, następnie ukucnął przede mną, aby potem dokładnie oraz delikatnie wetrzeć ów substancje w moje rany.
- To jest na wszystkie poważniejsze obrażenia, jakbym coś ci się jeszcze stało to go bierz. – Mówił podczas bandażowania, biały materiał zmienił kolor na zielony, co moim zdaniem wyglądało dosyć efektownie. – Zawiozę Cię do szkoły o rower na razie się nie martw.
~*~
Siedziałam z gabinecie i z niecierpliwością czekałam na Harrego. Byłam co prawda wcześniej niż zazwyczaj, lecz to wina tego, iż Błękitek uparł się, że od teraz będzie mnie zawoził do szkoły oraz odwoził, lecz to temat bardziej go obgadania, a teraz nie mamy na to czasu. Grunt, że Daria nie ma nic do powiedzenia. W każdym razie wszystko miało się zmienić, gdy tylko wrócić z delegacji.
- Jestem. – Odrzekł Lotriver, gdy tylko otworzył drzwi. Usiadł obok mnie na swoim krześle i spojrzał na mnie jakoś tak inaczej niż zwykle. Potem dotknął mojej twarzy. – Tak długo Ciebie nie widziałem, tyle zajęła mi nauka tej umiejętności... – Wyszeptał, a ja otworzyłam ze zdziwienia usta.
- Jezu Chryste, naprawdę? – Mój głos się załamał, lecz wtedy on zabrał ręce i uśmiechnął się sarkastycznie.
- Nie. Wystarczy tylko załączyć swoje ciała, czyli innymi słowy się przytulić, aby energia z jednego przeszła do drugiego. – Wytłumaczyć dosyć niechętnie, ze znużonym wręcz głosem. Widać to zadanie nie wymagałoby od niego niczego szczególnego przez co nie jest usatysfakcjonowany. Plus oczywiście okrutna wizja przytulenia mnie zepsuła mu humor. – Lecz nie martw się, długo wczoraj praktykowałem tulenie się do poduszki. – Znów się delikatnie uśmiechał, a ja cicho za zaśmiałam.
- Denerwujesz się?
- Tak, oczywiście że tak. To będzie pierwsza taka akcja w moim życiu, poza tym mówiłaś, że masz czasami problemy ze swoją mocą. – Bawił się palcami, a w pewnym momencie zaczął nawet z nich strzelać. – Lecz nawet jeśli tak się stanie, to mogę cofnąć czas o kilka sekund, aby to naprawić. – Poklepał mnie po ramieniu, dodając mi otuchy.
Offender był umówiony z Moon o piętnastej, a my pracowaliśmy w szkole do czternastej przy aniołach. Mi praca osobiście szła średnio, bo ręce mi się trzęsły na samą myśl, że spotkam Offender’a. Dodatkowo miałam wrażenie, że któryś z aniołów dziwnie mi się przygląda, nie miałam pojęcia który to, więc czułam się jeszcze bardziej nieswojo.
~*~
Na koniec pracy oboje spotkaliśmy się w naszym gabinecie.
- To już pora to wypróbować. – Odrzekł Harry przed zamknięciem mnie w szczelnym uścisku. Ja też objęłam go rękami, a nawet prawą mogę zaplotłam wokół niego. Tylko po to, aby to zadziałało. Staliśmy tak dobre trzydzieści sekund zanim Harry powiedzmy, że to już. Wtedy odsunęliśmy się od siebie, a ja zaczęłam rozglądać się pomieszczeniu.
- Zadziałało?
- Przekonajmy się. – Rzekł Harry wychodząc z pomieszczenia, ja pognałam za nim, bo byłam naprawę ciekawa efektu. Wtedy moim oczom ukazały się istoty, które były w absolutnym bezruchu. Zaczęłam go nich podchodzić, by dokładniej przyjrzeć się ich martwych spojrzeniach.
- Ale super. – Przyznałam, zabierając jednemu typowi kubek z herbatą.
- Teraz tylko musimy iść pieszo do kliniki. Cudownie nie uważasz? – Rzekł swoim starym sarkastycznym tonem, patrząc na mnie z wyrzutem, gdy ja spokojnie wypijałam herbatę.
- To może weźmiemy od innych uczniów więcej słodkości na drogę? – On podniósł jedną brew, a ja głupio się uśmiechnęłam
~*~
- Czyli możesz zatrzymać czas na tyle ile zechcesz, ale jeśli chodzi o cofanie czas masz ograniczony? – Zapytałam wkładając do buzi kolejne ciastko, Harry opowiadał mi o swojej mocy, a przy okazji trzymał mi opakowanie. Ja tylko go uważnie słuchałam.
- Tak. Muszę cofnąć wszystkiemu istoty, także dużo to zabiera energii. – Dalej mówił, a w pewnym momencie i on poczęstował się ciastkiem, mimo iż był wyraźnie oburzony, gdyż wykorzystuję jego moc, do ochrony innych przed cukrzycą.
Szliśmy tak w spokoju, lecz z każdym krokiem coraz bardziej rósł stres, tym bardziej, że widzieliśmy już na horyzoncie klinikę.
- Harry... – Przerwałam nagle ciszę, a chłopak obrócił głowę ku mi. -...jeśli się stresujesz to pomyśl, że robisz to, aby uratować komuś życie. I to nie jednego istnienia, lecz dwóch. – Po tych słowach, chłopak pogłaskał mnie po włosach, a na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
- Dziękuję Ci za te słowa. – Następnie spoważniał, bo właśnie staliśmy przez budynkiem, który miał w sobie przerażający cień, co groził i odstraszał swoim wyglądem. – Zasada jest prosta, jeśli oboje będziemy mieli wyłączoną moc, to połączenie zostanie zerwane i trzeba będzie się ponownie dotknąć.
- Rozumiem. – Pokiwałam głową.
- Teraz włącz niewidzialność. – Zrobiłam to co kazał, a wtedy Harry rozpłynął się w powietrzu. Co mnie delikatnie zdziwiło, bo byłam pewna, że będziemy mogli się widzieć nawzajem, lecz to byłoby zbyt piękne. Minęła chwila, a czas ponownie ruszył. A ludzie żyli swoim życiem, nie wiedząc o naszym istnieniu, lecz czy tak nie jest przez cały czas w tym społeczeństwie? Zamyśliłam się przez chwilę, lecz głos Harrego mnie ocucił. – Dziwnie się czuję, wiesz zazwyczaj to ludzie się nie ruszają, gdy mnie nie widzą... – Rozgląda się dookoła, jakby niedoważaniem w to, co się dzieje. Inne istoty nas mijały, a my mogliśmy zrobić wszystko co chcieliśmy, a oni nawet by tego nie zauważyli. Ciekawość chłopak wzięła górę i podszedł na jednej osoby, tylko po to, aby rozwiązać mu sznurówki. Jedyne co zrobiłam to posłałam mu wzrok pełen politowała, chodź i tak by tego nie zobaczył. Mimo tego nie chciałam wracać mu uwagi. Był ciekawy, a nie zamierzałam tego uczucia w nim zabijać. Stawał się z każdym dniem bardziej, hm... Ludzki.
Wtedy zobaczyliśmy Moon w oddali, która powolnym krokiem szła w stronę budynku, przyszła pół godziny wcześniej – zgodnie z naszym planem.
- Chodź do niej. – Westchnęłam, a wtedy przestałam być niewidzialna. Zaskoczony chłopak tylko spojrzał na mnie dezaprobatą, ale bez słowa podbiegliśmy do dziewczyny, która rozpromieniała na nasz widok.
- Boże, jesteście. – W oczach miała łzy, a Harry jako dżentelmen podał jej chusteczkę, jaką miał w torbie.
- Pamiętasz co masz mu powiedzieć? – Zapytałam z troską, a potem przeczesałam rękami jej potargane włosy. Nadal wyglądała jak siedem nieszczęść, ale to tylko kwestia czasu zanim ponownie zacznie o siebie dbać.
- Tak, pamiętam. „Muszę Ci się do czegoś przyznać, tak naprawdę nie jestem pewna czy to ty jesteś ojcem. Powiedziałam tak, ponieważ liczyłam na korzyści materialne. Jednak teraz gryzie mnie sumienie. Nie datuje sobie, gdy zabije swoje dziecko bez potrzeby. Nie chcę żyć w tej niepewności. – Wyrecytowała, byłam z niej bardzo dumna, a Harry pokazał jej dwa kciuki do góry.
- Jakbyś się zestresowała, to będziemy obok ciebie, tylko że niewidzialni. Najwyżej wyszepczemy Ci do ucha to co masz powiedzieć. – Powiedział chłopak, biorąc dziewczynę pod rękę, powoli szliśmy w stronę kliniki, a czas powoli zbliżał się w kierunku godziny przybycia Offendera. Byłam tym wszystkim delikatnie podenerwowana, jak my wszyscy. Wróżka była wręcz szara na twarzy, mnie oblewał zimny pot, a chłopak nerwowo strzelał palcami. Jednak trzeba było działać..
Nagle zobaczyłam w oddali samochód Offendera, także szybko przytuliłam zdezorientowanego Harrego, aby równie szybko stać się nie widocznym.
- G-gdzie jesteście? – Moon zaczęła obracać się dookoła, jednak chłopak ją chwycił za ramiona, by stała nieruchomo – rozpoznałam to po wygnieceniu na ubraniu dziewczyny.
- Ciii... Tuż obok. – Wyszeptał jej do ucha. Ja patrzyłam na wprost, jak demon w swojej ludzkiej postaci wysiada ze swojego samochodu i dość energicznym krokiem idzie w naszym kierunku. Mój strach sięgnął zenitu, lecz to tylko zmotywowało mnie, aby zostać dalej skupiona i nie przerwać połączenia między mną, a demonem strachu. Mimo, że czułam jak pot wręcz spływa kroplami po mojej twarzy, placach oraz rękach.
Demon pierwszy stanął przed wróżką, a na jej widok tylko głęboko westchnął i spojrzał na zegarek.
- Załatwimy to szybko, dobrze? – Rzekł, pociągając za sobą drobną dziewczynę. My poszliśmy za nim.
- O-Offender, bo w zasadzie muszę Ci...
- Zaraz. – Uciszył ją dosyć ostro, następnie rozpoczął rozmowę z jedną z pielęgniarek. Rozmawiali o zabiegu, w takiej sali to musi się odbyć, ile to wszystko będzie kosztować tudzież ile to będzie trwać. Ja tylko patrzyłam na przerażoną minę wróżki, jak cała się trzęsła. I pomyśleć, że kilka tygodni temu życzyłam jej wszystkiego, co najgorsze. Zakryłam na chwilę twarz w dłoniach, a w myślach wyzywałam się za czyny z przeszłości.
Demon skończył rozmawiać, a wtedy obrócił się w stronę wróżki.
- Już wszystko wiem, a więc co chciałaś mi powiedzieć. – Powiedział bardzo sztucznym, miłym głosem, delikatnie pochylając się w stronę wróżki. Patrzył wprost na nią swoim oniemiającymi, złotymi oczami.
- Ja... Ja... – Zacięła się, oddychając dość szybko. Wtedy i ja się do niej pochyliłam, szepcząc do jej ucha tak, aby demon obok niczego nie usłyszał.
- „Muszę Ci się do czegoś przyznać”.
- Muszę Ci się do czegoś przyznać! – Powtórzyła dosyć głośno, ale dzięki temu on się wyprostował, także nie był aż tak blisko niej. Przynajmniej ona będzie się teraz mniej stresować, a przynajmniej na to liczę.
- Do? – Przeczesał swoją dłonią, długie, białe włosy. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.
- Do...? Do... Do...
-„ Tak naprawdę nie jestem pewna czy to ty jesteś ojcem.’
- Tak naprawdę nie jestem pewna czy to ty jesteś ojcem. – Mruknęła powoli w dość mechaniczny sposób.
- Tak to nie jesteś pewna!? – Warknął wyraźnie zdenerwowany tym coś usłyszał. Krzyżował ręce, oczekując wyjaśnień.
-„ Powiedziałam tak, ponieważ liczyłam na korzyści materialne.”
- Powiedziałam tak, ponieważ liczyłam na korzyści materialne. Jednak teraz gryzie mnie sumienie. Nie daruje sobie, gdy zabije swoje dziecko bez potrzeby. Nie chcę żyć w tej niepewności! – Wykrzyczała na jednym oddechu. Wtedy coś w Harrym pękło i zatrzymał czas. Także ja wyłączyłam swoją moc.
- Co się stało? – Zapytałam, widząc jak chłopak siedzi po turecku na podłodze, a jego twarzy jest schowane w dłoniach. Ukucnęłam obok niego, ogarniając jego dłonie.
- Twoje podeszwy na chwilę były widzialne, więc spanikowałem. – Mówił blady, a w tym momencie mnie również ogarnęła delikatna panika. – Ale spokojnie, jestem po to, aby to kontrolować. Wstał z ziemi, a mi podał rękę. – Grunt, że Moon daje sobie radę.
- Powiedzmy. – Skupiłam się ponownie, a chłopak zniknął. Czas znów ruszył, a my znowu mogliśmy obserwować wkurzoną twarz Offendera, która kipiała ze złości, na biedną wróżkę.
- Czego innego mogłem się spodziewać, po tak puszczalskiej dziwce jak ty! – Wydarł się, a speszona cofnęła się o kilka kroków. Ja jednak chwyciłam ją za ramiona, tak jak poprzednio zrobił to chłopak. Ona po prostu nie mogła teraz uciec, gdy już praktycznie zrobiła większość swojej roboty.
- „Zróbmy test na ojcostwo, proszę”. – Wszeptał jej do ucha tym razem mój partner broni.
- Zróbmy test na ojcostwo, proszę! – Jęknęła rozpaczliwie, składając ręce jak do modlitwy, a z jej oczu wyciekło kilka srebrnych łez. Demon przez chwilę się zastanawiał, a potem spojrzał na zegar i warknął coś do siebie.
- Dobra! – Obrócił się na niej tyłem, aby jeszcze raz nawiązać rozmowę z pielęgniarką. Oboje w trójkę odetchnęliśmy z ulgą, lecz to nie była pora na świętowania, teraz to my musieliśmy wykonać swoją pracę. Oni poszli do poczekalni, a Harry znów zatrzymali czas.
- A teraz wyciągaj ten test. – Odrzekł do mnie, gdy tylko mogliśmy na siebie spojrzeń. Teraz to kurwa byłam jebanym wodospadem.
- Wysłałam Ci go na mail’a!
- Jak na maila!?
- Bo nie mam drukarki!
- Ja też nie!
- Przecież ją Ci czyściłam z kurzu!
- To nie moja drukarka, a ojca!
- Jezu Chryste! – Chwyciłam się za głowę, a chłopak głośno oddychał robiąc dzikie kółka wokół recepcji. – Dobra kurwa! Zmiana planu! – Krzyknęłam nagle, a chłopak w tym czasie nie wyrobił na zakręcie i wpadł w dużą donice z wielkim kwiatem. – Harry uspokój się! – On szybko wstał, a za sprawą swoim mocy cofnął zniszczony kwiatek.
- Co teraz robimy?!
- Zamiast testu podmienimy próbki!
- Dobrze... – Mówił już spokojniej, kładąc rękę w miejscu, gdzie czysto teoretycznie ma serce. Zbyt dużo stresu w tak krótkim czasie. Definitywnie za dużo. – Ale jak?
- Zostaniesz ojcem Harry. – Przewróciłam oczy i bez zbędnego przedłużania użyliśmy swoich mocy.
Przez chwilę czekaliśmy, aż cokolwiek się wydarzy. Obserwowałam kremowe korytarze, co w rogach miały duże pajęczyny. Nie było tutaj w zasadzie niczego szczególnego, oprócz demona w swojej ludzkiej postaci. Koniec końców usiadłam na przeciw niego na podłoże, aby obserwować jego twarz. Tak po prostu. Po raz drugi w życiu mam okazję oglądać go w takim wydaniu. Jego wygląd był idealny pod każdym względem, nie miał w sobie absolutnie żadnych wad. Do tego jego długie, białe włosy i te oczy w kolorze płynnego złota. I pomyśleć, że kiedyś się przyjaźniliśmy, a teraz on mnie nienawidzi, a ja nie mam odwagi po tym wszystkim się do niego odezwać. Z resztą tak samo, jak do reszty.
W końcu pojawił się lekarz, który nawiązał rozmowę z demonem. Musiałam wstać, aby przypadkiem nie wpadł na mnie, niczym Harry chwilę temu w doniczkę.
- Poproszę państwa do sali. – Odrzekł wskazując swoją dłonią na gabinet. Nie minęła chwilą, a oni zniknęli w jej wnętrzu.
- Gdzie jesteś? – Szepnęła.
- Przy drzwiach. – Odpowiedział, a na znalazłam się przy nim chwilę później.
- Teraz uważaj, przejdziemy przez ścianę, możesz poczuć się dziwnie, ale to tylko przez chwilę. – Po tych słowach chwyciłam go za rękę, aby on mi przypadkiem nie zgubił. Wzięła głęboki oddech, a moja noga przeszła przez pierwsze centymetry ściany. Pociągnęłam za sobą chłopaka, aby nie panikował tą osobliwą podróżą. Znaleźliśmy się w gabinecie akurat, gdy doktor skończył pobierać materiał od dziewczyny.
- Od Pana wystarczy mi tylko wymaz z policzka. – Grzebał w jakiś szufladach, tylko po to, aby wyciągnąć podejrzenie wyglądający kij, który od razu włożył do buzi Offender’a. – I tyle. - Rzekł, gdy go wyjął.
- Zatrzymaj. – Wyszeptałam, lecz wtedy nagle wzrok całej trojki spoczął na mnie.
- Kim wy jesteście?! – Krzyknął oburzony doktor, lecz więcej rzec nie mógł, bo Harry zatrzymał w porę czas. Ja nadal stałam jak sparaliżowana, od połączenia wzrokowego demona pierwszego. Ta nagła furia w jego oczach sprawiła, że nie mogłam złapać oddech, bo miałam wrażenie, że ktoś zaciska mi szyje.
- Wszystko okej? – Zapytał Harry i dopiero teraz miałam odwagę oderwać wzrok. Nerwowo pokiwałam głową, lecz to nie uspokoiło chłopaka. – Spójrz. – Mruknął, a wtedy postacie zaczęły się cofać, aż do momentu, w którym mnie nie zauważyli, a demon już nie miał tego przerażającego wyrazu twarzy.
- Dobrze, że jesteś razem ze mną. – Mruknęłam, nadal czując się słabo. Nagle chłopak mnie nieśmiało przytulił, a ja odwzajemniłam ten gest. Potrzebowałam teraz chodź szczypty czułość, po wydarzeniach ostatniego miesiąca. Dużo rzeczy przypominają mi o tym, że z dnia na dzień straciłam wszystko, a ta sytuacja była jedną z nich.
- Nie ma za co.
- Czemu jesteś nagle miły? – Zapytała odkrywając się od niego.
- Sam nie wiem. Nadal Cię nie lubię, ale dużo mniej niż na początku. Poza tym... Jesteśmy partnerami, czyż nie? Musimy żyć w jako takiej symbiozie. – Dystykulował w dość chaotyczny sposób, że aż stracił kilka rzeczy z jakieś szafki. Zaśmiałam się krótko na jego słowa oraz... Nieporadność.
- „Symbiozie”? Wal się Harry. – Walnęłam go w ramię, lecz to nie był dobry momenty na takie zabawy. Zanurkowałam w tej całej szafce co poprzednio zrobił ten lekarz i wyjęłam stamtąd te dziwne, bliżej nieokreślonych coś. W tym samym czasie chłopak wyjął z ręki doktora ten patyk i wyrzucił do odpadów medycznych. – Powiedz „aaa”
- Aaa... – Pobrałam wymaz z policzka chłopaka i oddałam lekarzowi. Mniej więcej tak jak było poprzednio.
Wyszliśmy potem z tego gabinetu w taki sam sposób jak weszliśmy. Teraz mogliśmy tylko czekać. Co prawda wynik był oczywisty, lecz musieliśmy dotrzymać towarzystwa Moon.
~*~
Po około godzinie lekarz wręczył kartkę z wynikiem demonowi, a on zaczął go uważnie odczytywać. Gdy skończył to wydał z siebie głębokie westchniecie, lecz nie można powiedzieć, że nie był zadowolony.
- Na szczęście negatywny. – Oddał dziewczynie kartkę, a ta zaczęła płakać ze szczęście oraz przytulać się do wyniku. – Tylko już nie dzwoń do mnie... – Mruknął wstając.
Gdy opuścił klinikę my w końcu mogliśmy być bezpiecznie widzialni. Moon przytuliła mnie oraz chłopaka i nie przestawała nam dziękować. Potem wyznała, że zmienia szkole, bo chcę zacząć wszystko od początku. Życzyliśmy jej szczęścia na nowej drodze życia. Chodź trochę było mi smutno, że już jej nie zobaczę, lecz po tym co usłyszałam w szatni, to wiem, że to naprawdę dobra decyzja.
~*~
Weekend minął mi wyjątkowo dziwnie. Błękitek latał z Darią po sklepach, by kupić odpowiedni garnitur na obrady. Pakował się i można było śmiało powiedzieć, że zabrał ze sobą pół mieszanie. Latały co chwila jakieś dokumenty, a jedna kartka nawet wpadła mi do płatków. Oczywiście dostałam opieprz i kazali mi iść do pokoju, ale nawet nie protestowałam. Przecież mogę planować zabójstwo Darii w swoim pokoju.
W niedzielę wieczorem było oficjalne pożegnanie Błękitka. Daria wycałowała mu pół twarzy, przez co musiałam się pilnować, aby nie dać jej tak przypadkowo w potylice, ale się powstrzymałam. Niedługo zapłaci za wszystko, a ja muszę być tylko cierpliwa.
Ze mną też się pożegnał, dosyć krótkim przytuleniem, ale tyle wystarczyło, abym mogła poczuć jego ciepło, dźwięk bycia serca oraz naładować się na te wszystkie dni, w którym nie będę mogła go widzieć.
I wyjechał.
Ja również.
Około czwartej w nocy zebrałam wszystkie swoje rzeczy, aby pod płaszczem nocy uciec, by przez dwa tygodnie mieszkać w domu mojego partnera zbrodni.
~ Per Błękitka ~
Pierwszy dzień obrad. Nie chciało mi się na to iść, lecz musiałem. Ubrałem ten koszmarny garnitur, co wybrała mi Daria. Użyłem jakiś w miarę dobrych perfum oraz ułożyłem swoje włosy w dostojny kucyk.
Byłem gotowy na to, że spędzę kilka godzin na słuchaniu jakiś debili i ich debilnych pomysłów na ulepszenie systemu bezpieczeństwa. Przy okazji oczywiście poudaję, iż wybitnie obchodzą mnie raporty w ostatnich lat. Porozmawiam z domniemanymi znajomymi w czasie przerw, ogółem cuda wianki i inne miłosne koronki, ale co mogę na to poradzić.
~*~
Zasiadłem tam gdzie zawsze, czyli na najwyższym podejście obok Offender i innych demonów pierwszych. Zdziwiło mnie to, że wyżej wymieniony jest w swojej ludzkiej postaci, ponieważ zawsze wolał tą demoniczną, ale zapytam go o to później.
Byliśmy podzieleni w dość hierarchiczny sposób. Ja byłem razem z demonami pierwszymi. Poniżej zajmowało się szefowie z danej dziedziny, w tej grupie była moja siostra oraz Natalia.
A sam dół należał do innych w miarę istotnych polityków, przedstawicieli i nie wiem kogo tam jeszcze. Siedzieliśmy na piętrowym kółku, czy to nie fascynujące?! Piętrowe. Kółko.
Całą sale wypełnił dźwięk jakiegoś dzwonka, który w skrócie oznaczał, aby sklecić pizdy, gdyż zaczynają się wielkie, co roczne obrady. Nudne jak cholera, pokroju klasowej wigilii. Lecz dobrze, przyszła do mównicy pierwsza osoba.
- Szanowni Demonowie, drodzy urzędnicy. Jako pierwszą sprawę, która chce, a nawet muszę poruszyć jest wydajności śledzenia ludzi. – Zaczyna się ballada o tym jaki jestem beznadziejny. Słucham uważnie. – Otóż Poczęliśmy pewne kroki. Jak wiadomo jednym z ważniejszych tu polityków jest Patrycja oraz Zackary Williams. Rodzeństwo. W związku z tym uznaliśmy, że rozsądnym działem jest zatrudnienie jeszcze jednego członka rodziny wyżej wymienionych. Na próbę przebudziliśmy z krainy zmarłych ich ojca. Benjamina Williams, który pojawi się następnego dnia obrad. – Skończył mówić, a ja siedziałeś tam z szeroko otwartymi ustami, nie mogąc pojąć tego co właśnie wydobyło się z ust tego nędznego polityka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro