Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

69.|Noc u Lotrivera, Pożar, Powitanie Aniołów, Nowe Zakazy i Wszyscy Szaleją...


~ Per Darii ~

Gdy tylko się obudziłam to pobiegłam do pokoju tej Menelicy, aby dać jej nowe rozkazy, lecz ku mojemu zdziwieniu dziewczyny nie było. Wtedy Zack stanął w wejściu i wyjaśnił, że ona musiała wyjść wcześniej z domu. Tylko westchnęłam na te słowa, ale w środku się we mnie gotowało. Skoro on o tym wiedział, to ona musiała mu o tym powiedzieć. Tylko kiedy to zdążyła zrobić?

Usiadłam zrezygnowana na fotelu. Byłam sama. On był w pracy, ona w szkole, a ja musiałam tłumaczyć protokoły z jego języka, na mój ojczysty - chiński.

Urodziłam się w Chinach i mieszkałam tam do czasu, w którym dowiedziałam się, że jestem demonem. Byłam taka zła na rodzine, że ukrywała przede mną ten fakt, że aż wprowadziłam się do wymiaru demonów. Tam zdobyłam doświadczenie na temat mojego pochodzenia. Trwało to niesamowicie długo, lecz po czasie przyzwyczaiłam się do magicznego świata. Było tak pięknie, do czasu, w którym minęła moja złości.

Wtedy wróciłam do Chin, aby przeprosić, ale również i przebaczyć. Lecz gdy dotarłam to dowiedziałam się czegoś okropnego.

Moim rodzice byli demonami radości, a gdy ich opuściłam to nie potrafili się uśmiechać i pobierać radości z życia. W związku z tym zapadli w śpiączkę. A niedługo czekała ich śmierć z wycieczenia. Moje rodzeństwo było zbyt młode, aby pomóc, a reszta rodziny zbyt biedna. Oni po prostu przy nich czuwali czekając, aż się wybudzą. Chodź to nie było możliwe, bez ingerencji z zewnątrz.

Wróciłam do wymiaru demonów, a tam zbierałam informacje, na temat regeneracji demonów w trudnym stanie. W końcu dowiedziałam się o specjalnym miejscu, który może im ponoć. To „sekrecium".
Kiedyś owe pomieszczenie należało do Will'a Cipher'a, lecz po rozprawie sądowej klucze zostały oddane Blance William, która z kolei jest siostrą Zacka Williamsa - jakiegoś polityka, o którym wtedy praktycznie nic nie wiedziałam.
Pomieszczenie ma w sobie ogromną wannę, która przewraca straconą energie życiową.

Wszystko brzmiało wspaniale... Do czasu, w którym dowiedziałam się o cenie za pobyt w takim miejscu...
Wychodziło na to, że tylko arystokracja mogła sobie pozwolić na korzystanie z tej przeklętej wanny, lecz to mnie nie złamało.

Powoli zajmowałam coraz to wyższe stanowiska tłumaczki, dzięki mojej determinacji oraz miłości do rodziny, aż dotarłam tu. Szefostwo było niezwykle podenerwowane pracą Williams'a. Co chwilę brał wolne i pomimo tego, że zdążał na czas, to i tak wszyscy byli w nerwach, bo to wiązało się z bezpieczeństwem miliardów istot. Wtedy zaproponowałam, że będę tłumaczką.

Moja oferta została zauważona tydzień później. Potem Offender'a przyjrzał się mojej pracy, lecz ku mojemu zdziwieniu powiedział, że moja pomoc jest niepotrzebna.

Dalej działałam jako tłumacz i dalej zarabiałam dużo, lecz nie tyle, aby zakupić te wizytę w sekrecium na czas.

Dopiero miesiąc później do mojego gabinetu zawitał Offender. Mówił, że zmienił zdanie i będę tłumaczyć protokoły agenta ludzi. Byłam tym wszystkim podekscytowana jak nigdy. To była moja jedyna nadzieja i za żadne skarby nie mogłam jej zmarnować.

Następnego dnia przyprowadzono mnie do jego gabinetu. Byłam pod wrażeniem, ponieważ znajdowało się tam całkiem sporo zabezpieczeń, jakby to miał być rządowy sejf. W sumie poniekąd nim był. Dopiero po pewnym czasie dowiedziałam się, że tutaj chodzi o ochronę informacji, które są w gabinecie Zacka, a nie jego samego. Zabrzmiało to przykro, lecz takie były realia. Tutaj chodzi o ochronę wymiarów, a to nie są przelewki. Tym bardziej, że wiem jacy są ludzie. Gdyby się dowiedzieli o wymiarach, to zabili by to miejsce przez swoją chciwość. A bardzo tego nie chciałam, gdyż zauroczona pięknem tego miejsca, pragnęłam go chronić.

Wtedy go zobaczyłam.
Był strasznie smutny i powoli coś zapisywał w jakimś zeszycie. Miał na sobie eleganckie ubrania, a jego włosy były upięte w kucyk. W pomieszczeniach unosiła się delikatna woń jego perfum.
Bił od niego taki profesjonalizm, że jeszcze bardziej poczułam się jakbym stałam przez istotną postacią, lecz to nie śmiało mnie speszyć. Mimo, że jego osoba mnie przytłaczała.
Tylko ten wyraz twarzy... Nie był skupiony, czy też poważny. To był smutek w czystej postaci, że od razu pomyślałam o swoich rodzicach oraz swoim egoizmie, lecz ta myśl tylko dodała mi sił.

- Dzień dobry, proszę Pana. - Dopiero teraz podniósł na mnie swój wzrok. A jego zmęczone, różowe oczy patrzyły na mnie ze bez wyrazu. Jakbym nie była niczym niezwykłym czy nowym. Od co, kolejny demon w jego życiu. Wskazał na krzesło, a ja pospiesznie zajęłam miejsce na przeciwko.

- Jesteś? - Zapytał i się wyprostował. Nie mogłam przestać patrzeć w jego oczy. Miałam wrażenie, że one chcą mi coś powiedzieć, jakby ukrywał w sobie masę tajemnic oraz odpowiedzi na tysiące pytań. No przecież... Agent ludzi nie może być debilem.

- Jestem tłumaczką języka chińskiego. - Powiedziałam powoli odrywając od niego wzrok. Wtedy podał mi kartkę z ciągiem znaków w moim języku.

- Co to znaczy? - Zapytał wprost, a ja ze zdziwieniem przyglądałam się znakom. Wiedziałam jak to przeczytać, lecz znaczenia tego słowa nie znam. Po prostu, nie wiem co to może znaczyć. Ogarnęłam mnie bezradność i czułam jakbym przegrała już na starcie. Przeczytałam to słowo z pewnością w głosie, chodź z delikatnym wahaniem na końcu. - Umiesz to przełożyć na nasz język? - Ponownie zapytał z tą ponurą powagą w głosie, a ja pokręciłam głową na „nie". - Nadajesz się. - Wzruszył ramionami.

- Jak to? - Tym razem to ja zapytałam, będąc w kompletnym szoku. Ten przewrócił oczami.

- To słowo nic nie znaczy. Skoro umiesz je odczytać, to znaczy że znasz się na chińskim. A skoro umiałaś się przyznać, że nie znasz tego słowa to oznacza to, że jesteś szczera i nie zmyślasz. Tym samym nie zrobisz mi burdelu w papierach. Proste, prawda?

- Prawda...

Przegryzłam wargę na to wspomnienie. Teraz siedzę tu, w jego domu. Tłumacząc teksty. Mogę dużo osiągnąć, tylko jest jedna osoba, co stoi mi na drodze... Karolina. Była Zacka.

Co prawda jestem jego już wręcz kochanką, ale to nie zmienia faktu, że nie podoba mi się jej obecność. W każdej chwili on może zmienić zdanie i do niej wrócić, a ja wyląduje spowrotem w swoim domu. Musiałam działać szybko. Może i cyrki z Chinami trwają długo, ale wiecznie trwać nie będą.

Zaraz zacznie się Rosja, a ja nie będę mu potrzebna, a chce aby się we mnie zakochał, aby zrobił dla mnie wszystko, a wtedy da mi te pieniądze. Moi rodzice się ockną i kto wie? Może będę miała męża na poziomie, jest niczego sobie, nie można powiedzieć, że tak nie jest.

Zawsze, odkąd pamiętam moim wrogiem jest czas.

- Muszę mieć plan awaryjny. - Mruknęłam, a wtedy rozejrzałam się po naszym pokoju. Wtedy mój wzrok przykuł widok szafki. Uśmiechnęłam się perfidnie. Wzięłam szpilke, z zamiarem przekucia kilku balonów...
Robię to dla Was...

~ Per Harrego ~

Szliśmy w ciszy i spokoju. Jakoś nie umiałem zacząć rozmowy. Zatrzymałem czas parę razy, aby to wszystko przemyśleć, lecz gdy już miałem mówić to się zacinałem i znowu wszystko od nowa. Ona wydawała się być rozdarta. Trzymała ręce w kieszeni, patrzyła w jeden punkt przed siebie.

- Coś cię martwi? - Zapytałem nagle, lecz ona tylko wzruszyła ramionami i dalej wpatrywała się w ziemię. - Rodzice wiedzą, że będziesz ze mną? - Dalej nic. Tylko kopnęła kamień z całej siły. Widać musi mieć z nimi problem. Jeszcze raz. Cofnąłem czas o te kilka sekund. - Wiesz co? Nie musisz dzisiaj sprzątać... Jesteś moim goś...

- Ta, i będziesz mi robił łaskę z tego powodu? Nie, dzięki. - Chciałem być po prostu miły... Czemu zawsze muszę być źle zrozumiany? Jeszcze raz. Chcę to zrobić dobrze.

- Czemu chcesz nocować u mnie?

- Mówiłam Ci, nie chce zaspać. - No tak. Jeszcze raz. Robiłem się coraz bardziej zmęczony, ale to tylko pół minuty. Nic mi raczej nie będzie.
Wtedy przypomniałem sobie o jej słodkiej energii, która była niczym strzał pioruna. Chciałbym poczuć to znów, aby nie czuć już tego zmęczenia oraz stresu. Czysto teoretycznie mogę to teraz zrobić, gdyż czas stoi, lecz czy to nie żałosne? Stanąłem na przeciw niej.

- To ty jesteś żałosna, Karolino Aleksandro Snake. - Przyjrzałem się jej oczom, które zastygły w smutku. - Czemu jesteś smutna? Co Ci zrobiłem? Dobra, jesteśmy wrogami, a teraz idziemy do mojego domu, ale... - Zaciąłem się. - Chciałbym czerpać z Ciebie energię, lecz musisz czuć wobec mnie strach, a ja nie chcę abyś się mnie bała. Czuła respekt, a nie strach. - Delikatnie przejechałem zimnymi palcami po jej skórze, czując dreszcze. Dotknąłem również ust, które były teraz suche i popękane, może także i szarawe. Zrobiłem krok do tyłu, aby przyjrzeć się jej w całości. Była blada, jej skóra była porównywalna do papieru ściernego, a oczy zmatowiały. - Plus jesteś smutna, zgaduję, że tracisz żywiciela. - Prychnąłem. - Nie dziwię się, że takich jak ty jest mało. Nikt by nie przeżył albo właśnie dlatego ich nie ma... bo wszystkie są w śpiączce. - Przez chwilę zapanowała cisza. - To straszne moim zdaniem. Gdy nie masz energii to zasypiasz i najprawdopodobniej już się nie obudzisz. Na końcu jesteś taki słaby, że nie możesz samodzielność jej pobrać. Możesz tylko liczyć, że ktoś zabierze Cię do sekrecium, chodź na to się nie liczy. To zbyt droga impreza. Ewentualnie jakiś demon odda Ci swoją energii, lecz jest to o tyle głupie, że jeśli nie możesz tego podzielić na dwa, to sam będziesz w śpiączce. - Wtedy spojrzałem na Karolinę. Na chudą kobietę, która wydawała się być prawie martwa. Jej biel stawała się już dość nienaturalna. Jak kiedyś była żywym, wrednym srebrem, to teraz jest po prostu wredną rdzą. - Nie chce, abyś była w tym stanie! - Warknąłem desperacko pod przypływem nieokreślonych emocji, a potem ją delikatnie pocałowałem. Włożyłem w ten czyn całą swoją miłość, aby ona ją całą ode mnie zebrała. Weź proszę ode mnie wszystko, byś ty była radosna, jak w przeszłości, abym to ja mogły być zimny w przyszłości.
Odsunąłem się od niej, czułem się jakbym całował posąg, lecz wtedy dostrzegłem jak jej skóra nabiera kolorów. Ciągle czas stał. Znów wydawała się taka delikatna, a jej oczy nabrały blasku.
Byłem z siebie taki dumny... Lecz i zły. To uczucie do niej jest destrukcyjne względem mnie. Chciałem oddać jej energię, jednak teraz czuję jakbym miał jej jeszcze więcej. To nie ma sensu.
Z tej frustracji włożyłem ręce do kieszeni, zająłem swoją poprzednią pozycje, a czas znów ruszył.

- Ehh... - Ciężko westchnąłem i tym razem to ja kopnąłem ten nieszczęsny kamień. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, a potem delikatnie się uśmiechnęła.

- Zdenerwowany?

- Trochę.

- A co jest? - Serio? Moja onomatopeja skłoniła ją do tego, aby się odezwała? Doprawdy, niezbadane są ścieżki losu. Chodź może to przez napływ energii...

- Anioły... - Mruknąłem wymijająco, bo nie chciałem jej tłumaczyć swoich uczyć, ponieważ sam do końca ich nie rozumiałem.

Otworzyłem drzwi do domu, a jako chłopak z zasadami puściłem ją przodem, znaczy miałem to w planach. Ona wepchnęła się przede mnie. To tak bardzo w jej stylu, że nie widziałem sensu aby cokolwiek mówić.
Przeszły mnie ciarki na wspomnienie z wczoraj - to właśnie było w tym pomieszczeniu - , jak nie mogłem się powstrzymać przed rzeczą tak obrzydliwą, a ponownie to zrobiłem. Chodź widzę to już delikatne przez mgłę. Definitywnie, wspominała z tego miejsca są mocniejsze. Do końca nie wiedziałem dlaczego. Tak bardzo mało wiem. Jestem ohydny, bo robię obrzydliwe rzeczy. Zrobiłem to po raz drugi, co jest ze mną nie tak...? Byłem w rozsypce, ale starałem się doprowadzić do porządku. Powiedziałem jej, że jak skończy to ma przyjść do mojego po pokoju. Ta tylko coś mruknęła, więc domyślam się, że się zgadza. Ja natomiast ruszyłem w kierunku ów pokoju, aby posprzątać ten syf. To pomieszczenie można wręcz nazwać domkiem z kart, gdyż wszędzie były jakieś dokumenty. Tylko jeszcze wysłałem ojcu wiadomość, że mamy gości. On z kolei odpowiedział, abym zadbał o ich komfort oraz obiecał, że będzie mnie informował o przebiegu rady demonów pierwszych.
Wielkie rady co prawda zaczynają się w poniedziałek, lecz tydzień przed nimi demony pierwsze mają takie własne spotkanie.
Było mi przykro, że nie mogę być na nich, lecz miałem ważniejszą misję. Muszę pilnować aniołów... Wraz z tą wybuchową kobietą..

~ Per Błękitka ~

- Zrobiłaś? - Zapytałem, gdy tylko zdjąłem buty. Ona stała w progu i patrzyła na mnie tym swoim głodnym wzrokiem. Pół sztucznym pół nie.

- Tak zrobiłam, nudziło mi się w tym pustym domu, zróbmy coś ciekawego... - Mruknęła, a ja w tym czasie odkładałem marynarkę na wieszaku. Cicho westchnąłem, a potem spojrzałem z bliska na jej demoniczna oczy. Duże, czerwone oczy. Oczy, której swojej barwie przypominały mi oczy April. Chodź może i był to kolor soczewek, to i tak miały coś w sobie demonicznego. Wiem, że April miała zielone, co tak źle mi się kojarzyło, lecz na jej szczęście widziałem je rzadko.

- Jaki jest twój naturalny kolor oczu? - Zapytałam delikatnie ją przytulając. Była zimna. Chodź jej kolorem dominującym była czerwień, to miała w sobie coś z niebieskiego chłodu.

- Czarne... - Cichutko wyszeptała, wtulając się we mnie. Jej serce nagle przyspieszyło, ze stresu. Nie chcę niczego popsuć. Czy da się popsuć coś czego nie ma?

- A gdzie Karolina? - Zapytałem odrywając się od niej. Było już dosyć późno, a za oknem ostry wiatr bawił się drzewami niczym marionetkarz swoimi kukłami.

- Jeszcze nie wróciła. - Przyznała, przypomniała mi się myśl z rana. A więc byłem sam z Darią. Chodź mimo jej obecności, to czuję się gdybym nadal był sam. A ona była czymś na kształt zjawy czy też grzechu w kobiecej postaci. - Zadzwoń do niej. - Spojrzałem na nią z góry i przewróciłem oczami.

- Po pierwsze, ona nie ma telefonu. Po drugie, nawet gdyby miała to zwykle nie działają w innych wymiarach.

- To chodźmy jej szukać, coś może jej się stać. - Powiedziała zbyt entuzjastycznie, od razu udała się w stronę wieszaków. Ubrała swoją bordową kurtkę, a następnie tego samego koloru buty.

- Chcesz jej szukać? - Zapytałem ze skrzyżowanymi rękami, ona na początku spojrzała na mnie z małym zdezorientowaniem oraz wahaniem. Włożyła ręce do kieszeni, a następnie spojrzała na drzwi. Po około pół minucie jej wzrok wrócił do mnie.

- Jestem za nią odpowiedzialna. Poza tym Tobie na niej zależy. - Przegryzła wargi. Wiedziałem, że ona nie chce jej szukać, nawet było jej to na rękę, że Karoliny tu nie ma. Przecież ona tego chce od dnia, w którym ona zdążyła wrócić.

- Nic jej się nie stanie, jest demonem, prawda? A mi na niej nie zależy, aktualnie to ty przykuwasz moją uwagę. - Po tych słowach ona patrzyła na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Jej ekspresja była ciekawa ze względu na to, że bezwarunkowo wierzy w każdej moje słowo. Poniekąd mnie bawiło to, że oboje gramy. Ona, że mnie kocha - chodź powoli rozkwita w niej to głupie zauroczenie. A ja, że... Sam nie wiem. Idę z prądem, ciekawy do będzie nad przepaścią. Podszedłem w jej kierunku, aby zdjąć tą kurtkę, co jej przeszkadza.

~*~

Chodziłem w kółko, a w mojej głowie przebijały się tysiące myśli. Gdzie ona jest, czemu nie wraca?
Daria już dawno spała, a ja nie mogłem uspokoić tej burzy z piorunami.

W końcu nie wytrzymałem i wyszedłem jej szukać. Bez kurtki, nie zważając na temperaturę. Mam w sobie ogień, więc to mi starcza w zupełności

Czułem zazdrości, do sam nie wiem czego i dlaczego. Złość, że jest z kim innym niż ze mną, albo jest sama i nie spędza tego czasu ze mną, oraz że nie jest bezpieczna pod moim dachem. Jej po prostu nie ma i NIE mam kontroli nad tym, gdzie jest, co robi tudzież z kim. Ledwo co wróciła, a już jej nie ma. A jeśli nie wróci, to oznaczać to będzie, że nie przeszła tej głupiej próby.
Zacisnąłem pięść, może za bardzo się wyceniłem.
W zasadzie już nie mam pojęcia, czy robię źle, a może dobrze. Wszystko już tak mnie przytłacza, iż zaczynam mieć wrażenie, że wszystko co robiłem do niej pory, zostało wykonane właśnie tak jak być nie powinno.

Przyglądałem się drzewom, idąc ścieżka, którą Karolina codziennie pokonuje, lecz jej nie było. Tylko ta cisza. Wiatr się upoił, wszystko jakbym zastygło w bezruchu, gdy przekroczyłem próg domu. Tak jakby coś się mnie bało, więc wstrzymało oddech.

Jej nie było. Obrałem kurs na miejsce, w którym pracuje. Innego wyjścia raczej nie ma, a nie sądzę, że wrócę bez tej świadomość. Jej bezpieczeństwa, że włos jej z głowy nie spadł.
Jestem chyba głupi, pomimo tego ile wiem.
Jaka jest ogółem definicja głupoty?
Zatrzymałem się, aby spojrzeć w niebo. Nie było gwiazd, ani księżyca. Tylko ciemne chmury

- Wiem, że nic nie wiem. Wiem, że mimo znajomości tylu języków, wyższej matematyki czy fizyki... To nic nie wiem. Nie wiem nic o samym sobie. - Prychnąłem, a moja głowa gwałtownie spojrzała w podłoże. Na te brudną ziemię, co była już pokryta liściami w ciepłych kolorach. - Wiem, że w gruncie rzeczy nie chce wiedzieć nic o sobie. Pytania typu „dlaczego jestem taki"? Są raczej nieadekwatne do mojego wieku. Po prostu tak jest. - Wyprostowałem się, a w oddali zobaczyłem czerwony dom, który był miejscem pracy Karoliny. - Kogo ja obchodzę, skoro są ważniejsze rzeczy... - Powoli ruszyłem w stronę domu. Miałem wrażenie jakbym w czasie tej podróży nie mrugał. Po prostu mój wzrok utkwił w budynku, co tylko jedno światło było zapalone.

~Per Harrego ~

- A co jeśli wszystko jest pomieszanie? Do góry nogami. - Zapytałem nagle. Karolina układała sobie poduszki na dywanie. To właśnie na nich chciała spać. Było dla mnie abstrakcją, gdy powiedziała, że ów dywan jest bardziej miękki od mojego łóżka, lecz nie chciałem wchodzić w strefę jej komfortu tudzież opinii. Dałem jej jeszcze te poduszki, tyle ile chciała oraz mięciutki kocyk. Jest moim gościem, więc chciałem aby czuła się jak najlepiej. Chodź paradoksalnie nadal uważam ją za wroga, a ona chyba mnie też.

- Co masz na myśli?

- To co mówiłaś rano. Że anioły są dobre, natomiast demony wręcz przeciwnie. Znaczy te przeciwieństwa. I skąd ludzie wiedzą, że jest coś takiego jak anioł i demon. Słyszałem, że ludzie moją te swoje fantasy, lecz eh... - Zaciąłem się. Jakoś nie miałem pomysłu, aby to opisać w inny sposób. Co prawda poniekąd mieszkałem w wymiarze pierwszym, lecz tylko poniekąd. To kolonia, nie mam dostępu do ludzi, a oni do mnie. Nie interesował mnie ten temat, a w szkole słyszałem tylko tyle, że kilkaset lat temu nas zaatakowali, więc to źli i irytujący w swojej zaciętość.

- Wiesz czym są religie? - Zapytała, a ja usiadłem na krześle, który stał przy moim biurku. Dziewczyna usiadła ze skrzyżowanymi nogami na dywanie, a patrząc na mnie opierała swoją głowę o szafę stającą obok. Paliła się tylko mała lampa, zawieszona nad moim łóżkiem. Dawała nikłe światło, także mogłem przyglądać się jej różowym ślepią.

- Nie, nie wiem. - Przyznałem szczerze.

- Większość ludzi nie widzi sensu w swoim życiu. - Zaczęła swoją historię. A ja jej słuchałem, bo może w końcu powie coś z sensem. - Tym bardziej, gdy kogoś nagle tracą. To dość kruche istoty, które szybko umierają. Także, aby przetrwać stworzono religie.

- Niech zgadnę... Z racji, że umierają tak szybko, a nie mają mocy to nie widzą sensu życia, więc zabijają się? - Ona spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem, a potem pokręciła głową.

- Ludzie najmniej obchodzi czy mają moc, czy nie. Nie widzą sensu, bo życie opiera się na pracy, jedzeniu, spaniu, smutku. Życie... nudne, szare. Dużo jest problemów, zazdrości. Nie wiedzą w zasadzie po co mają żyć. Dlatego są religie. Istota wyższa, która stworzyła Ciebie z jakimś powołaniem, abyś stworzył coś dobrego. Daje ci zasady, obiecuję, że jeśli będziesz ich przestrzegać to trafisz do lepszego miejsca. - Skończyła swoją wypowiedź, a ja miałem mętlik w głowie. Z jednej strony wygląda to niewątpliwie ciekawie, a z drugim nie wiem co o tym myśleć.

- Kim jest ta istota? To jakiś inny demon? Jakim cudem istota magiczna rządzi waszym światem...? Nie rozumiem... - Wzruszyłem ramionami, na co ona spojrzała w górę, jakby się nad czymś zastanawiała.

- To nie tak. To żaden demon, ani inne tego typu stworzenie. Wręcz przeciwnie} to istota dobra, a demon to ktoś zły. Eh... - Westchnęła. - To po prostu wymyślona istota, ma dawać nadzieję osobą, które nie wiedzą, że jest ta istota wymyślona. Coś na wzór placebo. Odpuszcza twoje zły uczynki, przebacza, jest z tobą zawsze. Oczyszcza wyrzuty sumienia. Coś na wzór dobrego, kochającego ojca. - Spojrzała teraz w ziemię, a potem ze smutkiem dodała. - Kiedyś w to wierzyłam... Lecz spotkało mnie tyle, że zwątpiłam. Potem okazało się, że jestem demonem. Co kompletnie zniszczyło moją wiarę. Nie mniej jednak, cieszę się że innym daje to nadzieję. Dlatego nie uważam ją za coś złego.

- Rozumiem... - Mruknąłem, bo widać, że zrobiło jej się przykro z tego powodu. Lecz... - To kim są demony i anioły? - Delikatnie się uśmiechnęła. Może bała się niezręczniej ciszy, albo wgłębienia się w temat nieprzyjemny dla niej.

- Anioły to pomocnicy tej istoty. Jest ich tyle, ile ludzi na ziemi i każdym ma swojego anioła, który jest stróżem. Natomiast demony, to istoty, które nakłaniają cię do złego i wysysają z ciebie energię.

- Dobra to z demonami się poniekąd zgodzę, ale to z aniołami to absurd. Szczególnie, że...

- To czemu ludzie widzą, że one mają skrzydła? - Wtedy zamilkłem, bo w zasadzie nie miałem pomysłu jak to wyjaśnić. - Demony w zasadzie podobnie. Też jej mają, lecz w mrocznym wydaniu.

- Czuję się dziwnie z faktem, że nie umiem tego wyjaśnić. Tym bardziej, że najprawdopodobniej się tego nigdy nie dowiem.

- To pomysł jeszcze o tym „jak powstały demony pierwsze"? Może podobnie jak anioły, ale trudniej... Może istnieją ich potomkowie i to właśnie oni zapoczątkowali istnienie demonów?

- To... - Zamyśliłem się. - Nie wiem. Jakoś nigdy mnie to nie zastanawiało. - Ale przeraża mnie to jak bardzo to prawdopodobnie. Tylko nie widzę ich motywów, aby tak zrobić. Poza tym utrudnia to fakt, że ponąć oni nie mogą mieć dzieci, bo ich energia rozerwie ich ciała... - Wtedy zastała chwila ciszy.

- To co z Tobą? - Zapytała, a ja cicho westchnąłem.

- Tak, jestem adoptowany. To nie jest żadna nowość. - Wzruszyłem ramionami. - Wszyscy to wiedzą...

- A co jeśli nie? Tylko on tak powiedział, aby Cię nie zabito? - W jej oczach widziałem gwiazdy, jakbym odkryła coś niesamowitego. Jednak ja byłem przebity tym co mówi. To wszystko to tylko zwykłe teorie, stworzone na szybko. Chodź wizja ich autentyczności wydaje się być niezwykła, to jednak nie chce mi się w to wierzyć. Za długo w tym siedzę, aby teraz widzieć inne wyjście.

- Wolę o tym nie myśleć. Nie obraź się, lecz nawet jeśli, to lepiej aby nikt się z takimi informacjami nie wychylał. To stworzyłoby tylko zamęt.

- Może i masz rację... - Przyznała. Wtedy położyła się na swoim posłaniu. A ja? Miałem burze myśli przez jej głupie... Teorie.
Myśl, że to może być prawda mnie smuci... Żałuję, ale jednocześnie zazdroszczę, że innych nie interesuje ten temat.

~ Per Błękitka ~

- Kurwa, czemu tego nie zauważyłem. Moja Karol pracuje u Lotriver'ów. - Strzeliłem sobie głośnego face-palm'a, gdy tylko byłem u bram. Dlaczego nie skojarzyłem tego adresu wcześniej? Oparłem załamany głowę na dość wysokiej furtce, a następnie - gdy już trochę ochłonąłem - to wspiąłem się po niej. Od mojego trochę nieudolnego włamania się do domu chłopca, którego zabiłem, postanowiłem, że muszę wrócić do dawnej świetności. Także będąc już w znacznie lepszej kondycji mogłem bez problemu wejść na balkon, co znajdował się na piętrze. To właśnie tam paliło się światło, które zauważyłem z oddali. Co przyciągnęło mnie niczym ćmę.

Wisiałem w bezruchu, trzymając się barierek balkonu. Ponieważ usłyszałem jej głos, ale również głos tego obrzydliwego syna Zalgo. Nie słyszałem co mówią, tylko barwa ich głosu mnie sparaliżowała.
Doprowadziłem się do porządku, bo musiałem się dowiedzieć o czym rozmawiają.

Gdy stałem już na tym przeklętym balkonie, oparty o ścianę, to starałem się usłyszeć jak najwięcej. Rozmawiali o religii, a potem o demonach i aniołach.
Gdzieś obiło mi się o uszy, że odbywa się resocjalizacja aniołów, lecz nie interesował mnie ten temat. Po prostu uznałem, że to w sumie ciekawe, ale nic więcej. Olałem sprawę po całości, bo mam inne rzeczy na głowie.
Potem rozmowa zeszła na pochodzenie demonów pierwszych.
To już mnie bardziej ciekawiło, znaczy kiedyś. Gdy jeszcze uczyłem się o wszystkich istotach. Powiedziano mi wtedy, że nie mogą dać mi mocy demona, ponieważ to może się wymknąć i stanę się Night Terrorem. To było dla mnie jednocześnie logiczne, jak i niedorzeczne.
Wtedy zgłębiłem się w temat demonów. To co uważają na ich temat inne kultury. Książki o nich. Nawet pytałem o to Offendera, lecz on powiedział, że nie może ujawnić pewnych informacji, gdyż poddał się obietnicy „przezroczystej nici".
To coś w rodzaju rytuały, który udostępnia wiedzę, lecz ta nić sprawia, że nie można jej ujawnić innym. Przezroczystą nić... Czujesz ją, wiesz, że ją masz, lecz inni nie są zdolni jej dostrzec.
Myślę, że po tylu latach mógłbym poddać się temu rytuałowi. Nawet miałem w planach to zrobić, gdy osiągnie wyższy tytuł oraz wiek. Jednak to wyleciało mi z głowy. Bywa.

Dalej ich podsłuchiwałem, lecz wtedy zapanowała cisza. Widać stwierdzili, że to już najwyższy czas uderzyć w kimono.

Zeskoczyłem z balkonu i udałem się do drzwi frontowych. Wtedy w nie zapukałem, jakby gdyby nic.
Posiadanie tych pieprzonych tytułów jest czasami zajebiste. Wiem gdzie każdym demon pierwszy mieszka i mogę do nich wbić, kiedy czegoś potrzebuję. Informacji na dany temat, czy pomocy w sprawie z ludźmi. Oczywiście, gdy zrobię to bez powodu to mnie każą i to więzieniem. Tak kolorowo to nie jest.
Młodszy demon szybko mi otworzył.

- Taty nie ma w domu. - Odpowiedział speszony. Śmiesznie reagował, gdy dowiedziałem dom, kiedy Zalgo akurat był w pracy. Dlatego robiłem to często. Zawsze ta jego pewności siebie gdzieś spierdalała, bo papy nie ma obok. Ja tylko go ominąłem. - Gdzie idziesz? - Zapytał i natychmiast podszedł do mnie. Dotrzymywał mi kroku.

- Na górę. - Burknąłem. To właśnie tam znajdowało się pomieszanie, do którego miałem prawo wchodzić. Specjalnie starałem się zrobić jak największy hałas, aby ta mała się obudziła czy coś. Cokolwiek.

- Bądź ciszej, proszę! - Powiedział zduszonym głosem, a następnie zagrodził mi sobą drogę. Prychnąłem na jego wcale nie heroiczny czyn.

- Bo co?

- Bo w domu jest... - Tu się zaciął. Następnie w ułamku sekundy zmienił swoją pozycję. Jakby miał jakiegoś laga. Śmieszyło mnie to, że w tym momencie musiał użyć swojej głupiutkiej mocy, lecz musiałem zachować powagę. -...moja dziewczyna! - Między nami zapanowała cisza. A ja czułem jak włosy zaczynają mi się robić ciepłe.

- Słucham?

- Serio. Proszę bądź cicho, ona tam już śpi. Poza tym, ona nie może się dowiedzieć, że ty tu jesteś. Przecież ty, to ty! - Nie miałem ochoty go dłużej słuchać, jego durnych wyjaśnień. Wręcz te słowa do mnie nie docierały. Zamieniłem się w ducha i przeszedłem przez niego. Kompletnie ignorując jego krzyki, że to go bolało. Miałem to wszystko gdzieś, a jego tym bardziej. Wszedłem do tego przeklętego gabinetu. A następnie korzystając z ostatnich sekund podleciałem na dach. Tam miałem już swoją postać cielesną.
Gdy już wszystko było jak należy, to zaskoczyłem z dachu do ogrodu. Przeskoczyłem bramę, niczym uciekający złodziej.
I biegłem. Biegłem tak szybko jak tylko umiałem w stronę lasu, a po drodze kilka drzew straciło gałęzie.

Lecz nic nie ma prawa się liczyć, gdy daje upust swojej furii. Bo taki jestem.

Zjawią Błękitnej Furii.

Gdy w końcu się zatrzymałem kilka kilometrów dalej, to zacząłem głośno krzyczeć, a z moich włosów, gardła oraz ciała wyłowił się potężny niebieski ogień, który sięgał ponad koronny drzew. Natychmiast zerwał się wiatr tudzież deszcz ze śniegiem. Widać, że przyroda próbowała ugasić mój gniew i głos.
Lecz nie.
Tylko mój krzyk zamieniał się stopniowo w lamet. Ryk rozpaczy, gdyż wszystko zaczyna się sypać. Podejmuję coraz to gorsze decyzje i chodź zdaję sobie sprawę z tego, że kłamał to wiem, że w jego głosie było to pragnienie. A fakt, że ona nocowało u niego, musi coś znaczyć.
Ja jak skończony tchórz, uciekłem, by płakać nad swoim losem. Nad otaczającymi mnie ruinami, co chcą mnie pochłonąć, abym stał się jednym z nich.
Umilkłem, a następnie usiadłem na wypalonej ziemi.
Zmęczonymi oczami spojrzałem na płonące drzewa, lecz wystarczył tylko jeden wydech, aby płomień zgasł, a mnie otoczyła ciemność.
Położyłem się na ziemi, czując się słaby. Tyle złego musiało mnie spotkać. Gdy tylko poznam kogokolwiek, kto może dać mi chodź trochę miłości... To mnie zdradza, opuszcza krzywdzi... Rani i torturuje...

- Torturuje... - Wyszeptałem w letargu.

Czarna masa przeszłości zaczęła mnie otaczać, pragnąc zabrać to co ze mną zostało.
Przerażająca kreatura.
Wtedy gwałtownie wstałem i ponownie zacząłem płonąć. Lecz nie ze złości. Tylko po to, aby to coś mnie zostawiło. Odeszło i nie wracało. Już raz spojrzałem w oczy przeszłości i nie chce robić tego ponownie.
Uspokoiłem oddech. Skupiłem się na tańczących iskrach w moich dłoniach. Chciałem się teraz skupić tylko na tym.

- Ten, kto spojrzał w oczy przeszłości nie przeżył. Tylko mi udało się przeżyć. I przeżyje. - Powtarzałem sobie parę razy, aby dać sobie samemu otuchy. - Musze skupić się na teraźniejszości. Nie wracać do przeszłości. Ta kreatura jest, aby niszczyć... A mnie się zniszczyć nie da.

~ Per Karoliny ~

Leżałam bezruchu, gdy usłyszałam głos Błękitka. A następnie oblał mnie zimny pot, gdy Harry tak mnie nazwał.
Gorzej być wprost nie mogło, lecz plusem jest to że umie wykrywać kłamstwa, a w domu mu to wytłumaczę.
Nie mniej jednak ciekawiło mnie to, jak mnie znalazł oraz czego chciał. Martwił się?
Z tymi myślami zasnęłam.

~*~

- Wstawaj. - Rzekł jakiś głos, a ja nie chętnie otworzyłam oczy. Wtedy zobaczyłam Harrego z kompletne rozczochranymi włosami oraz worami pod oczami. Myślę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż wyglądam łudząco podobnie. Nie mniej jednak wstałam.

- Nie masz jakiś eleganckich ciuchów dla kobiet prawda? - Zapytałam z delikatnym przerażeniem zdając sobie sprawę z tego, że nie mam kompletnie nic na przebranie. Jakoś nie pomyślałam o tym wcześniej. Z jego mimiki mogłam dostrzec, że on również nie.

- Poczekaj. - Wyszedł z pokoju, a w ułamku sekundy wrócił z reklamówką eleganckich ubrań, a w ręku trzymał paragon, który mi od razu podarował.

- Jak? - Zapytałam będąc nie małym szoku, oglądając to co dla mnie wybrał.

- Jest to związane z moją mocą. Myślę, że tylko tyle powinnaś wiedzieć. - W ruszył ramionami. Następnie delikatnie popchnął mnie w stronę łazienki, abym się przygotowała na spotkanie aniołów.
Byłam tym wszystkim niezmiernie podekscytowana i oczami wyobraźni myślałam nad tym co może się wydarzyć.
Jednak teraz musiałam się przebrać w elegancką, białą spódnice oraz tego samego koloru bluzkę tudzież marynarkę i buty. Innymi słowy, wszystko było białe. Co prawda, pierwsze kolorystycznym skojarzenie co do aniołów w moim wymiarze to właśnie biel, lecz skąd Harry o tym wiedział? Może to jest ogółem przyjęte przez wszystkie istoty? Tego nie wiedziałam...

~*~

Razem wyszliśmy z domu, odziani w biel, aby spotkać się z aniołami. Pogoda była korzystna, także nie było możliwości by cokolwiek mogło nas ubrudzić.

~*~

Staliśmy w milczeniu przed budynkiem szkoły. Wszyscy mieli obecnie lekcje, lecz ja razem z Harrym oraz Dyrekcją, i niektórymi nauczycielami czekaliśmy na przybycie uczniów z anielskiej szkoły.
Minuty dłużyły się niemiłosiernie. Wszystko jakby wstrzymało oddech przed powitaniem tych istot.

Wtedy z portalu zaczynały pokolei wyłaniać się postacie ubrane na biało. Ich skóra delikatnie świeciła, było to widać nawet z tej odległości około pięćdziesięciu metrów. Uczniowie szli dość szybko. Były to kobiety oraz mężczyźni, a w swoich dłoniach trzymali małe walizki.
W końcu stanęli przed nami w dość długim czteroosobowym rzędzie. W tym momencie był czas, aby Harry wygłosił przemowę powitalną, lecz nagle wybuchła mała zamieszka w ów rzędzie.

- Szturchnąłeś mnie ty durniu! - Wtedy jeden z chłopaków został przewalony na ziemię. Widziałam go dokładnie. Miał brązowe włosy, oraz naprawdę piękne błękitne oczy. Szybko wstał i zrobił dosyć wysoki kopniak, który prawie uderzył blondyna w twarz. Złotooki podskoczył do tyłu i znów próbował go uderzyć. Jednak tym razem uniknął uderzenia dzięki salcie do tyłu. Wylądował robiąc szpagat, a następnie poparł się dłońmi tak, że stał na rękach. Zrobił coś w rodzaju pionowej pompki, aby skoczyć robiąc kolejne salta, by finalnie stanąć normalnie i zaatakować blondyna.
Ogółem zaczęła się dosyć akrobatyczna bójka. Czułam się jakbym oglądała jakieś przedstawienie, czy film akcji. Nie mniej jednak byłam w szoku, może także z nutą przerażenia, jak z resztą wszyscy z wyjątkiem Harrego, który z kamienną twarzą się temu przyglądał.
Chciałam zrobić cokolwiek by to przerwać, lecz wyżej wymieniony mnie zatrzymał. Nie wiedziałam dlaczego, ale wtedy chłopcy się zatrzymali po środku rzędu i się ukłonili. Teraz to zdębiałam.

- Klasa Sportowa: Akrobatyczno-Artystyczna pragnie powitać naszych nowych przyjaciół! - Powiedzieli jednocześnie obaj chłopcy. Wtedy reszta klasy zabrała swoje małe walizeczki, otworzyła je, a wtedy rozsypało się wszędzie kolorowe konfetti. Co jest?! Nagle rozległy się głośne oklaski. Obróciłam się i okazało się, że uczniowie mojej szkoły zamiast się uczyć to wszystko obserwowali z okien klas. - Mamy nadzieję, że nie przestraszyło Was nasze wystąpienie. To było po to, aby złamać stereotypy dotyczące naszej natury! Jest jeszcze klasa Matematyczna - Fizyczna, Biologiczna-chemiczna oraz językowa, lecz im nie chciało się iść na pieszo, także przyjdą później. - Tym razem inicjatywę przejął złotooki.
Nie wiedziałam co powiedzieć, to wszystko wydarzyło się tak nagle, że kompletnie odjęło mi mowę. Dodatkowo sam wygląd aniołów stawiał mnie z specyficznej sytuacji. Z bliska wyglądali na takich czystych. Najprawdopodobniej miałam takie wrażenie przez te skórę. O braku źrenic nawet nie wspomnę. Nie mniej jednak kolory oczu każdego z aniołów były takie intensywne oraz błyszczące, że mogłam ze spokojem powiedzieć, iż to najpiękniejsze tęczówki jakie widziałam.

- My również pragniemy powitać Was z szerokimi ramionami. Może nasze powitanie nie będzie tak wybuchowe i wyszukanie jak Wasze, lecz nie przeszkadza Nam to w wyrażeniu tego jak się cieszymy z waszej wizyty. Jestem przewodniczącym szkoły - Harry Lotriver. A to wice przewodnicząca - Karolina Snake. Nasza szkoła kładzie nacisk na inicjatywę ze strony uczniów, dlatego my się zajmiemy pokazaniem Wam szkoły. Na razie proszę udać się wraz z nauczycielami... - Tu wskazał na pewną kobietę, która wyłoniła się z rzędu. -...do waszych pokoi. O reszcie dowiedzie się po południu, gdy będziemy w komplecie. - Po tych słowach podeszła do nich ów nauczycielka wraz z kilkoma innymi i razem udali się do jakiegoś budynku.

- Co to miało być? - Zapytałam, gdy aniołowie zniknęli nam z pola widzenia. To działo się tak szybko i nagle, że mój mózg nie zdążył tego zarejestrować.

- Nie mam pojęcia, ale niewątpliwie mogę to nazwać wyjściem smoka.

~ Per Harrego ~

Po dosłownie kilkudziesięciu zatrzymaniach czasu mogłem w końcu opanować oddech oraz wszystko poukładać.
Gdy chłopacy zaczęli się bić, to Karolina weszła pomiędzy nimi i utworzyła coś w rodzaju bańki. Wtedy oni się zatrzymali, tłumacząc, że to tylko miał być występ. Ogółem wszyscy krzyczeli na biedną dziewczynę, dlatego ja cofnąłem czas oraz ją zatrzymałem, aby nie popełniła tego błędu. O zgrozo, to byłaby kompletną kompromitacja, także nie miałem pojęcia co by się dalej wydarzyło, gdyby nie moja interwencja. Później zostało tylko zatrzymać czas, aby wymyśleć w miarę możliwości sensownie przemówienie i gotowe.
Klasę sportową mamy z głowy. Zostały pozostałe, chodź wątpię, że oni wymyślą coś równie irracjonalnego, także raczej nie mam powodów do niepokoju.
Stało się dokładnie to co zakładałem.
Przejechały aż trzy autokary wraz z aniołami. Mieli ze sobą tylko więcej bagaży niż podejrzewałem, chodź to najprawdopodobniej dlatego, że przeklęta klasa miała ze sobą tylko armatki z konfetti.
Wracając. Ze spokojem mogłem przemówić do nich tekstem, który ułożyłem na początku i obyło się bez zbędnych komplikacji. Teraz tylko zostało pilnowanie aniołów przez następne dni podczas trwania zawodów sportowych, lecz i naukowych. Odbędą się również liczne wycieczki, aby mniej więcej pokazać im jak żyją inni od nich, lecz to mnie najmniej obchodzi, gdyż to nie moja działka.
Musiałem chwilę odpocząć. Jeszcze nigdy tak się nie stresowałem, chodź przez ten cały czas próbuję zachować zimną krew, to i tak w środku cały się trzęsę.

- Co im powiemy teraz? - Zapytała Karolina, a ja spojrzałem w jej oczy. Mój wzrok powoli zjechał na usta, z których te słowa się wydobyły. Wtedy ponownie oblało mnie to dziwne uczucie, lecz je zignorowałem. Wzrosła we mnie tylko nienawiść do samego siebie.

- Przedstawimy im plan konkursów i oprowadzimy ich po szkole. To powinno nam zająć około dwie godziny, a potem będziemy wolni. - Wzruszyłem ramionami, a następnie dałem jej kartkę z rozpiską kto, gdzie i kiedy idzie oraz w jakiej kategorii. Nah, moje życie to w kółko tylko kartki.

- Dobra... - Mruknęła czytając to co dostała. Mrużyła przy tym oczy oraz obracała ów skrawek papieru. Wygląda, jakby pierwszy raz zobaczyła pismo na własne oczy, do tego stopnia, że mnie to zaniepokoiło.

- Coś nie tak?

- W zasadzie to tak, czemu oni nie mają nazwisk? - Zapytała pokazując mi listę. - Tylko numery przy takich samym imionach...

- A skąd mają wiedzieć jakie było ich nazwisko?

- To skąd wiedzą jak się nazywają? - Przewróciłem oczami.

- Zapytaj ich. - Odrzekłem oschle, ponieważ jej ciągłe pytania stały się dla mnie wręcz irytujące. Poza tym muszę zabić to niewytłumaczalne dla mnie uczucie, więc muszę wrócić do poprzedniego zachowania.

- Ale jesteś. - Prychnęła, a jej wzrok wrócił do kartki. Przez chwile się wahałem, ale nie mogłem zmienić czasu. Czułem ukucie w sercu, jednak to zignorowałem.

- Za pół godziny widzimy się w holu. - Rzuciłem na odchodne, zostawiając ją samą. Udałem się do gabinetu, aby w spokoju wszystko przemyśleć oraz uspokoić emocje. Liczyłem, że ona tu nie przyjdzie. Mam dość jej widoku, chodź jednocześnie po cichu liczyłem, że otworzy niedługo drzwi...

~*~

Zebraliśmy się w holu, a ja zacząłem opowiadać jak to będzie wyglądać wraz z towarzystwem Karoliny, która stała delikatnie poirytowana tym, że robi za ozdobę. Zatrzymałem czas, a potem warknąłem na swoje głupie myśli, ale cofnąłem czas. O zgrozo okazało się, że nie czuję się źle po dziesięciu minutach, więc brnąłem dalej do dwudziestu. Wtedy dopiero zaczynałem odczuwać skutki.

Szybko odnalazłem dziewczynę, co samotnie siedziała na ławce i dopiero wtedy czas ruszył.

- Karolino, chciałbym abyś teraz to ty zajęła się opowiadaniem tego, co będą robić Anioły przez następnie półtora tygodnia. - Powiedziałem ze spokojem w głosie. Ona spojrzała na mnie z delikatnym zdezorientowaniem, a następnie na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech, który roztapiał moje serce. - To ja będzie? - Zapytałem z większą powagą. Ona również spoważniała, wstała i razem udaliśmy się na hol. Mam tylko nadzieję, że jej przemówienie nie będzie pokroju tego z wyborów, bo zmuszony będę ponownie cofnąć czas.

Jednak nie. Mówiła płynnie z powagą, lecz z pasją. Dzięki temu jej wypowiedź nie była nurząca. Dodała kilka słów motywacji i otuchy, dla nowych stworzeń, które bardzo ciepło to przyjęły.
Innymi słowy wyszło idealnie. Z niechęcią musiałem przyznać, że lepiej ode mnie. Zatrzymałem czas parę razy, aby przyjrzeć się jej mimice, a wtedy z zaskoczeniem wywnioskowałem, że przemawianie sprawiały tej dziewczynie po prostu przyjemność. Dlatego słowa, która wylatywały z jej ust były takie przyjemne do słuchania. Ma do tego dryg i prawdopodobnie posiada przywódcze cechy.

Nie mniej jednak przemowa się skończyła. Potem szybko ich oprowadziliśmy. Tym razem mówiliśmy wspólnie, odpowiadając na ich wszelkie pytania.
A ja wróciłem do domu wraz z Karoliną, która miała posprzątać. Nie rozmawialiśmy. Ona od razu wzięła się do pracy, a ja udałem się do pokoju. Tam czekał tam na mnie mail, od ojca z opisem tego co się dzisiaj działo. Uśmiechnąłem się w duchu i z zapałem zacząłem czytać.

~ Per Karoliny ~

Wracałam do domu ze spuszczoną głową, bo nie miałam pojęcia co się stanie, gdy przekroczę próg domu. Wiedziałam, że będą na mnie źli. Najprawdopodobniej Daria da mi jakąś karę, a ja się bałam jaką. Nie chciałam tego przyznać, lecz bałam się jej. Ona może zrobić ze mną wszystko przez ten głupi pakt. Martwię się, że kiedyś każe mi zrobić coś, co z powoduje, że zranię ważne dla mnie osoby. Nie było przy mnie nikogo, komu mogłabym się wygadać. Niby miałam jadowitych, lecz nie posiadałam telefonu. I tak właśnie powoli szłam z obawą tego co może się wydarzyć. Serce biło mi jak oszalałe, gdy przechodziłam przez furtkę.
Czułam, gdy staje, kiedy weszłam do środka, a salonie siedziała Daria z bardzo wkurzoną miną. Natychmiast stałam się niewidzialna, aby potem uciec do pokoju. Nadaremno

- Stój w bezruchu i bądź widzialna. - Rzekła stanowczym tonem. Ja musiałem to wykonać. Chodź próbowałam z całych sił się oprzeć. Kobieta podesłać do mnie i dosyć mocno uderzyła mnie w twarz. - Gdzie byłaś? - Zapytała mnie, a ja starałam się jakoś jej odpowiedzieć tak na około...

- Poza tym domem. - Uderzyła mnie ponownie.

- Jak śmiesz nas o tym nie informować?! - Znowu mnie uderzyła, lecz ze trzy razy. Do moim oczu szybko napłynęły łzy. Nawet nie mogłam opuścić głowy, aby nie patrzeć na nią. - On Cię szukał. Wrócił dopiero rano, a potem poszedł z opłakanym stanie do pracy! A teraz śpi... - Zatrzymała się, a jej wzrok powędrował na schody. Jakby się bała, że może ją nakryć na tym co robi. - Masz mu dziś nie przeszkadzać. Informować o każdym dłuższym wyjściu. Nie mówić, że cię uderzyłam... - Zacisnęła zęby, a wtedy uderzyła mnie ostatni raz, lecz najmocniej. Wtedy zrobiło mi się ciemno przez oczami. - I w ramach kary, masz zakaz rozmawiania z twoimi przyjaciółmi. Do odwołania. Masz ciężko pracować na moją łaskę! Inaczej będę Ci kazać robić rzeczy, którym nie chcesz robić... Uwierz mi... A teraz do pokoju! I nie waż mi się z niech wychodzić do rana! - Zawarczała, a ja uciekam do swojego pokoju zanosząc się głośnym oraz żałosny płaczem.

Właśnie tego się obawiałam i nie wiem co teraz powinnam zrobić.
Siedziałam na łóżku, gniotąc nowe ubrania. Tak bardzo mnie bolała twarz, żałowałam, że rano już nie będzie po tym śladu... W takim razie przestępstwa Darii nie zostaną odkryte...
Leżałam tak nic nie robiąc przez dobrą godzinę, a gdy w końcu się chodź trochę uspokoiłam, to przebrałam się, aby to ładnie wyglądało następnego dnia. Dnia, w którym do nikogo się nie odezwę... Znów po moich oczach zaczęły spływać łzy, lecz dzielnie je otarłam. Nie mogę poddać się bez walki z tą suką od siedmiu boleści. Muszę z nią walczyć, lecz jak?
Znów owładnęła mnie fala rozpaczy. Próbuję być odważna, jednak nie wiem jak. Nie wiem jak się uspokoić, lecz wtedy coś mi zaświtało... Szerszeń mówił, abym skupiła się jednym tekście...

Wtedy wyjęłam z torby tekst piosenki. Próbując znaleźć coś co pomoże mi w tym wszystkim. Nie oczekiwałam cudów z nieba... Ale może... Cokolwiek... Wspominał o tym, aż dwa razy...

Puk puk. Coś niechciane zapuuuukało do twych drzwi.
Puk puk... Ktoś z bólu będzie się zaaaraz wił.
Puk puk... Będzie szarpaaać cię za włosy.
Puk puk... Nie oczekuj od nikogo pomooocy.

- Jeju, to tak opisuje mnie i Darie... - Wyszeptałam czytając dalej, aż mój wzrok skupił się na fragmentach, które najprawdopodobniej mogą mi pomóc...

„Krew wręcz sina, nawet ona jest fioletowa,,

„Moja Nadludzka krew! Będzie jak w negatywie... Na chodniku połyskująca. Wzrok masochisty przykuwająca.
Moja miłość będzie jak przekleństwo.,,

„Musisz się ode mnie zarazić, krwią... Jeśli będzie ona inna... To zniszczy mój wizerunek... „

„Tylko widok czegoś, czego się kiedyś potwornie bałem może mnie teraz uspokoić."

Moja oczy jakbym się zamgliły, bo dokładnie widziałam co zrobić. Byłam w amoku, transie, który kazał mi to zrobić. Niczym rozkaz samej Darii.
Zabrałam ze swojego plecaka piórnik, a z kolei z niego zabrałam cyrkiel...

Usiadłam z nim na łóżku i przez chwilę mu się przyglądał, jakbym go widziała pierwszy raz w życiu. Potem podwinęłam rękaw lewej ręki, a w prawej, trzęsącej się dłoni trzymałam cyrkiel.
Przez pewien czas po prostu patrzyłam na swoją skórę, jakbym czas się na chwilę zatrzymał. To było trudne, lecz w końcu przyjechałam po skórę ostrym zakończenie cyrkla. Jednak nie było krwi, tylko kreska. Zamknęłam oczy, a potem - może w złości - zrobiłam ich kilka, każdy mocniejszy od poprzedniego. Gdy spojrzałam na to, to zauważyłam, że one również nie były specjalnie mocne. Tylko ta ostatnia zaczynała delikatnie sinieć, aby po dłuższej chwili oddać odrobinę krwi na światło dzienne. Krwi koloru fioletowego.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Z tego smutku i bólu, byłam szczęśliwa. Wręcz zaczęłam chichotać sama do siebie.
Krew Błękitka... Mojego Błękitka jest niebieska! To znaczy, że nadal mnie kocha i zależy mu na mnie! On mnie testuję albo chce, abym cierpiała za to jak go zraniłam, aby móc mi wybaczyć. Ale... Jestem dalej zarażona jego krwią i chce być chora nadal. Mam nadzieję...
Zaczęłam ze szczęścia płakać, potem znów z rozpaczy, po kilku minutach znów się uśmiechałam.
A w głowie miałam tyle pięknych scenariusz w jakich zabijam Darie.

Zabiję ją. Zrobię to.

Z tymi myślami zasnęłam, śmiejąc się w poduszke mokrą od moich łez.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro