Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

68. |Możesz Mówić Mi Mamo, Praca W Rezydencji, Anioły i Niedoszłe Morderstwo

Art w mediach od  Lumiriel ❤️❤️❤️

"Tak właśnie widzę Błękitka, zagubionego wśród swoich lęków, której przejmują nad nim władze (to właśnie symbolizują kwiaty) Nie potrafi, nawet nie chce przejąć do siebie myśli, że jeszcze wszystko może się naprawić"

♧♤♧♤♧♤

- Czemu ta menelica siedzi w Twojej kuchni? – Zapytała spoglądając na mnie ze złością. Ja nic nie mówiłam, tylko siedziałam przy blacie z komputerem, który użyczył mi chłopak, abym mogła znaleźć jakąś pracę w pobliżu. Oni natomiast były w salonie, pracowali nad czymś. Błękitek tylko mi powiedział, abym była miła dla tej kobiety. Okazało się, że przeze mnie zaniedbywał pracę, więc szefostwo przedzieliło ją do pomocy. Nie była nikim ważnym. Po prostu była tłumaczem. Wyręczała go w tłumaczeniu swoich tekstów na różne języki.

- Dario, nie jesteś tutaj by obrażać moją lokatorkę. – Westchnął ze zanurzenie oglądając jakieś dokumenty. Nie mogłam się skupić na szukaniu, gdy ona tu była. Także ich tylko obserwowałam zaciskając pięść. To był w sumie dobry pretekst, aby zobaczyć jaką mają relacje między sobą.

- Przepraszam. – Burknęła wracając do pracy. Głupia, myślała, że mu zaimponuje. Chłopak ułożył kilka kartek na stole, a potem spoglądając na nie, zapisał coś w swoim zeszycie.

- Chińczycy zaczynają za bardzo interesować się esencją wymiarową. Jeśli uda się im ja3 uzyskać, to będziemy mieli poważne problemy. Jednak jest jedna rzecz, która po dziś dzień jest ich wrogiem. Mianowicie dokładność. Muszą dać bardzo ściśle określoną dawkę uranu, aby miało ono energię do przenoszenia ciał. Lecz oni zaokrąglają tą dawkę do pięćdziesięciu miejsc po przecinku. Trzeba ich przekonać, że dokładniejsze wymiary nie robią różnicy. Do uzyskania tego płyny potrzebna jest dokładna dawka, nie ważne ile miejsc po przecinku będzie posiadać. Dodatkowo, trzeba będzie pomylić w ich obliczeniach jedną nieznaczącą cyfrę. Niby nie znaczącą, po takim obliczeniu wyjdzie, że esencja, którą uzyskają będzie promieniowaniem zakaźnym. Brzmi abstrakcyjnie, lecz tak właśnie jest. Trzeba ich wystraszyć, aby powstrzymali badania. Ta sytuacja może być czymś w rodzaju plagi, niczym czarna śmierć. Może wywołać wymioty i obawiam się, że spowoduje wewnętrzne gniecie organów. Gdy im podam te obliczenia, to nie wątpię, że wystraszą się konsekwencji. Gorzej, jeśli będą je kontynuować, jednakże w jeszcze bardziej sterylnym pomieszaniu, albo w kosmosie na statku kosmicznym. Nie ukrywam, że jest taka ewentualność. - Skończył swój monolog. Byłam osobiście dosyć mocno nim zainteresowana. Ponieważ to co mówił, wydawało się być nieprawdopodobne. A tak poza tym, to czułam taki spokój, słuchając jego głosu. – Zapisałaś? – Spojrzał na nią z pod swoich notatek. Kobieta jednak tylko spojrzała na niego wybita z rytmu.

- Miałam to zapisać?

- Podyktowałem Ci właśnie protokół i obserwacje z mojej ostatniej wizyty w Chinach. – Byłam taka zdziwiona, że mówił to z takim spokojem. Myślałam, że ją rozszarpie. Ja bym tak zrobiła.

- Wybacz, zapatrzyłam się na ciebie. –

- Nie tłumacze tego dla siebie... – Wyszeptał. Chłopak zacisnął dłoń na dokumentach, jakby zaczynał tracić cierpliwość, lecz wtedy spojrzał na mnie ukradkiem. – We mnie? – Zapytał już głośniej, delikatnie się uśmiechając. Nie wytrzymałam. Zabrałam laptopa i udałam się do swojego pokoju mocno zamykając za sobą drzwi. On chce mi zrobić na złość, czuję to. Wzięłam kilka głębokich wdechów, musiałam się uspokoić.
Ponownie oglądałam propozycje, ale jedyną bliską, nie długą, opłacającą się pracą była ta w jakiejś rezydencji, aby w niej sprzątać. Wydaję mi się, że to dobre rozwiązanie. Tylko nie dużo płacą, tylko sześćset, ale czego mogę wymagać od sprzątaczki? Wysłałam wiadomość do pracodawcy. Teraz tylko czekać na odpowiedź.

- Karolino... – W drzwiach pojawił się Błękitek i postawił przy drzwiach jakieś dwie torby. – To twoje rzeczy, reszta się spaliła. – Mruknął obojętnie, a potem rzucił mi do rąk pewne pudełko.

- Brązowa farbą do włosów? – Mruknęłam oglądając przedmiot.

- Nienawidzę zielonego. – Warknął, a następnie zamknął za sobą drzwi. Wiem, że to zła chwilą, ale się cicho zaśmiałam na jedno wspomnienie. „Nienawidzę zielonego! Kojarzy mi się z... Zielonym! Którego nienawidzę!” Piękne czasy, w których jeszcze nie miałam pojęcia co się wydarzy i jak bardzo moje decyzję wydawały się być wtedy... Beztroskie. Proste. A teraz? A teraz idę do łazienki.

~*~

- Nowy kolor, nowa ja. Stary kolor, stara ja. – Wyszeptałam do odbicia w trakcie suszenia. Dopiero teraz, gdy patrzyłam na swoje krótkie włosy, zdałam sobie sprawę jaki popełniłam błąd. Już nie wyglądałam jak kiedyś, teraz przypominam bardziej swoją matkę niż siebie. Ona miała krótkie. Teraz tylko czekać, aż odrosną.

~*~

W tych dwóch torbach znajdowały się moje książki, zeszyty i inne rzeczy do szkoły, oraz ubrania. Byłam załamana faktem, że jest tego tylko tyle, ale zawsze coś. Wtedy spod stery zauważyłam moją ulubiona czarną bluzkę z napisem „Fuck You”. Przytuliłam ją do siebie. Ona była pod tymi okropnymi ubraniami, które kazała nosić mi ciotka. To w niej jechałam wraz z tymi czterema wariatami do domu, co zmienił moje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni...
Wieczorem dostałam wiadomość zwrotną od pracodawcy, podał mi dokładny adres i instrukcje. Teraz będę musiała to powiedzieć Błękitkowi, chodź nadal rozmawia z tą jedzą. No trudno.

Wstałam i razem z komputerem udałam się do salonu.

- Mam pracę. – Powiedziałam ze zanurzeniem stając nad nimi. Natychmiast przerwali swoją rozmowę na temat portali. Błękitek zabrał mi laptop, aby zobaczyć co sobie wybrałam.

- Dobrze. To będziesz mi płacić pół tysiąca miesięcznie. Resztę możesz uznać, jako twoje kieszonkowe. – Zamknął laptopa i położył go obok siebie. Ja tylko kiwnęłam głową, już chciałam wyjść z salonu, ale jej głos mnie zatrzymał.

- Zostań. Musimy Ci o czym ważnym powiedzieć... – Zaczęłam Daria patrzyła na mnie z uśmiechem, lecz w jej oczach mogłam zauważyć nienawiść. – Jesteś niepełnoletnia. A Zack nie ma zamiaru się dłużej tobą opiekować, także ja przejmę nad Tobą prawa Rodzicielskie... Z dobroci serce oczywiście...

- SŁUCHAM?! – Wydarłam się po usłyszeniu tej wiadomości. Spojrzałam załamała na Błękitka, lecz tylko niewzruszony, przyglądał się swoim palcom. – JAK MOŻESZ MI TO ROBIĆ?! – Znowu krzyknęłam czując, że zaraz się rozryczę.

- Musisz zrozumieć, że on PRZEZ CIEBIE zaniedbuje swoje obowiązki. – Podkreśliła, a potem pstryknęła palcami, a w jej dłoni pojawił się kawałek papieru. – Jak już zapewne zauważyłaś... Jestem demonem, demonem gniewu. Także Twój atak furii był dla mnie niczym powiew powietrza. Jednakże... – Tu się na chwilę zatrzymała i spojrzała porozumiewawczo na chłopaka. Ten tylko kiwnął głową. – Moją mocą jest pakt. Ten kto go podpisze, ten musi się do niego stosować...

- Jeśli myślisz, że ją to podpisze... – Wycedziłam przez zęby, jednak ta mi przerwała.

- Ty nie, to Zack ma nad Tobą prawo i tylko on może mi to prawo oddać. – Przekazała kawałek mu papieru. Ten przez chwilę się wahał czy to podpisać.

- Nie... – Szepnęłam, lecz on zamknął oczy i szybko to podpisał. Byłam załamana, po prostu załamana.

- Teraz zrobisz wszystko to, czego chce. – Mruknęła patrząc na mnie z wyższością. – Jednak tym razem dam Ci wybór. Mieszkasz ze mną, albo tutaj i płacisz na mieszkanie oraz za mnie.

- Ta kwota, którą Ci powiedziałam na początku jest już wliczona. – Szybko wyjaśnił chłopaka. Za szybko. On chyba nie chciał, abym podejmowała się cięższej pracy. Łaskawca.

- Zostaje tutaj. Nie będę z Tobą mieszać.

- Dobrze. Możesz mówić mi „mamo”, albo „Pani Dario”. To już jak wolisz. – Zachichotała ponownie patrząc w papiery. – No już, do pokoju. – Chciałam coś jeszcze jej wygarnąć, ale wtedy moje nogi bez mojej władzy zaczęły się ruszać, idąc w kierunku mojej pokoju.

~*~

- A więc to tak... – Wyszeptałam, próbując zasnąć. Oni teraz pojechali do domu Pani Darii, aby zebrać jej rzeczy. Ona teraz zajmie moje miejsce. Zajmie mój pokój. Zabierze mi mojego Błękitka. – Uspokój się, on na pewno tylko robi mi na złość, albo mnie sprawdza. Muszę tylko to przeżyć. – Wzięłam kilka głębokich wdechów. Było mi słabo, znowu czułam się jak po koncercie. Tylko tym razem nie mogłam wsiąść leków. – Boję się, że ona będzie mi kazać zrobić coś złego. – Mówiłam do siebie...

~*~

- Wstań. – Szybko otworzyłam oczy, a jeszcze szybciej wstałam z łóżka. Jeszcze nigdy w życiu nie obudziłam się tak szybko. Zdezorientowana spojrzałam na Panią Darie. – Prosto z pracy masz wrócić do domu. Potem masz posprzątać w salonie oraz kuchni. Następnie będziesz się uczyć i odrabiać lekcje, a gdy poczujesz zmęczenie to natychmiast masz położyć się i zasnąć. – Dała mi rozkazy. – A teraz idź się szykować do szkoły. – Po tych słowach natychmiast zaczęłam się pakować, myć, ubrałam się, a potem na swoim rowerze pojechałam do szkoły po mokrej podłodze. W czasie tych wszystkich czynności czułam jakbym straciła czucie w kończynach, jakbym była tylko obserwatorem. Dopiero pod szkołą odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem. Od razu poczułam przeszywający ból. Najbardziej głowy. Już się bałam co będzie się działo, gdy skończę pracę w rezydencji.

~*~

Ledwo co przekroczyłam próg szkoły, a zostałam powalona na ziemię, a nade mną zawisł wilk, który mocno mnie tulił.

- Wróciłaś! Gdzie byłaś?! Tęskniłem! Zmieniłaś fryzurę? – Zadał mi kilka szybkich pytań, a potem zszedł ze mnie, a następnie pomógł mi wstać.

- Długa historia... – Mruknęłam chwytając się za jeszcze bardziej bolącą głowę.

- Opowiedz mi. Wszyscy się o ciebie martwili. Najbardziej ja i o dziwo nasz przewodniczący. – Westchnęłam na jego ostanie słowo. To najprawdopodobniej część jego planu. Biedny zmartwiony, wszyscy mu współczują, a tym samym rośnie empatia względem niego.

- Mój chłopak ze mną zerwał i wywiózł mnie do wymiaru pierwszego, do mojej „rodziny”. Minęły dwa tygodnie zanim zdarzyłam znaleźć inny portal i wrócić. – Opowiedziałam mu tą całą historię w naprawdę dużym skrócie. Wilk patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami oraz ustami. Ja tylko wzruszyłam ramionami.

- I gdzie teraz mieszkasz?

- U niego, ale muszę mu płacić za wynajem.

- Jeju. – Przytulił mnie, a potem czule pogłaskał po głowie. Tak bardzo teraz potrzebowałam jakiejkolwiek czułości.

- Ale to nie koniec. – Oderwał się ode mnie, a potem spojrzał mi w oczy. – On oddał prawa rodzicielskie nade mną jakiejś kobiecie. Demonowi, który ma moc paktu. W tym pakcie jest napisane, że mam robić wszystko co ona każe. Czuję się strasznie, wszystko mnie boli. Proszę pomóż mi. – Chwyciłam go za rękę, ale on z powagą na twarzy ruszył ze mną w stronę wyjścia.

Poszliśmy zza szkole, gdzie nikt nas nie widziała.

- Czułaś się źle po pocałunku/ślinie wampira, prawda? – Pokiwałam twierdząco głową. – To z wilkołakami jest zupełnie odwrotnie. Po tym, nie będziesz fizycznie odczuwać działania paktu. Przez dobre kilka dni. Znacz są też specjalnie tabletki, ale mają do nich dostęp osoby pełnoletnie. Ponieważ tylko takie osoby mogą zawiązywać takiego typu współprace... – Nerwowo patrzył na boki, patrzył czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Natomiast do mnie powoli docierało to, co do mnie powiedział. Nie chciałam tego robić, ale ból wygrywał. Jak to pogodzić?

- Nie możesz mnie ugryźć? Czy coś?

- Zostałby spory ślad, a ja nie chcę cię skrzywdzić. – Wyszeptał wyraźnie zmieszany całą sytuacją. On też tego nie chciał. Ja czułam, że zaraz stracę przytomność.

- Trudno. – Podwinęłam rękaw. – Gryź. – Zamknęłam oczy. Chłopak ciężko westchnął, a jego oddech stał się taki płytki. Widać przez chwile się wahał, ale potem ujął moją rękę i delikatnie wbił swoje kły w moją skórę. Wstrzymałam oddech oraz otworzyłam oczy ze zdziwienia. Wydałam z siebie tylko zduszony, ciszy krzyk na widok mojej krwi, która nie była szkarłatno czerwoną, lecz delikatnie fioletowa, jakby moja posoka zaczęła sinieć. Cały zabieg nie bolał mnie jakoś wybitnie, to było niczym szczepienie, ale mimo to był nieprzyjemny.

Wilk wyjął chusteczki z plecaka i najpierw wytarł swoje wargi z fioletowawej cieczy, a następnie – nową – chustkę przyłożyć do mojej rany, która wyglądała... Przerażająco. Szybko przykryłam to rękawem, nawet nie zauważyłam kiedy zniknęły moje wszystkie dolegliwości związane z paktem. Może to wina tego zabiegu, nie wiem.

- Dzięki. – Powiedziałam, chciałam zabrzmieć wesoło z nutą pewności siebie, lecz wyszedł ze mnie dźwięk, jakbym miałam chore gardło. Chłopak tylko chwycił mnie za drugie ramię tudzież prowadził mnie pod sale. Za kilka minut miały się zacząć lekcje.

- Nie dziękuj. Czuję się z tym okropnie... – Westchnął. Dopiero teraz zauważyłam, że ma wzrok wlepiony w podłogę.

- Nie, nie, nie. Dzięki Tobie czyje się już lepiej, a poza tym sama tego chciałam. Nie przejmij się niczym, serio. Nie chcę, abyś miał jakieś wyrzuty czy coś. Proszę... – Ten tylko kiwnął głową. Byliśmy już pod klasa. Nie zdarzyła nic więcej powiedzieć, a ktoś mnie delikatnie walnął w głowę. Mruknęłam, na ten gest z grymasem, ale potem zauważyłam stającego ze śmiertelną powagą Harry’ego.

- Gdzie byłaś przez te dwa tygodnie!? – Zapytała z wyraźną wściekłością, a potem złapał mnie za – niestety – zranioną rękę i zaczął gdzieś szybko prowadzić.

- Gdzie idziemy? – Zapytałam, gdy moje kroki zaczęły za nim nie nadążać.

- Do naszego gabinetu. Jesteśmy przez trzy dni zwolnienia z lekcji, ponieważ musimy wszystko przygotować na przyjazd aniołów. Masz cholerne szczęście, że dzisiaj się raczyłaś zjawić! Jakbyś nie przyszła, to bym osobiście Cię rozszarpał! – Po tych słowach byliśmy na miejscu. Demon nerwowo szukał kluczy, a ja ciężko oddychałam po tym biegu. – Odpowiadaj! Gdzie byłaś!? – Otworzył drzwi, ale tym razem nie próbował mnie siłą tam zaprowadzi, tylko czekał, aż sama wejdę.

- Byłam chora. – Mruknęłam wymijająco zajmując swoje miejsce przy biurko. Po księżycowej wróżce nic nie zostało. I dobrze. Spodziewałam się, że moje biurko będzie zakurzone czy coś, lecz nie. Wszystko było czyste, poukładane.

- Chora. – Burknął zajmując swoje miejsce obok. – Nieistotne. Ważne że jesteś. To dość duży projekt i tak jak mogłem pod twoją nieobecność działać sam, to teraz potrzebuje Twojej pomocy. – Wyjął jakiś plik papierów i położył mi przed nosem. Wzięłam to do ręki.

- Projekt „Dobry anioł”? – Przeczytałam nagłówek, a następnie spojrzałam pytającym wzrokiem na Lotrivera.

- Czytałem to już, więc nie będę Ci kazał tego robić, ale szybko Ci streszczę. Jak już wiesz, celem aniołów jest zabicie osób odpowiedzialnych za ich przed wczesną śmierć, czyli rodziców. To nie istotne czy były w to związane osoby trzecie. W każdym razie, rada doszło do wniosku, kilka lat temu... Że trzeba spróbować odciągnąć ich od swojego celu – zabicia. Ten rocznik, jest pierwszym, można by ująć, że wręcz eksperymentalnym, który poddał się tej resocjalizacji. Kolejnym punktem ich przemiany jest integracja z innymi stworzeniami. W związku z tym będziemy z nimi grać. To będą zwykle zawody. Niby nic szczególnego...

- Ale? – Spojrzałam na niego uważnie. Starał się być profesjonalny, ale widać, że był cały w nerwach.

- Ale fakt faktem anioły to dość... Specyficznego istoty. Nie są normalni, chodź rządz usilnie próbuje ich wychować. Trzeba będzie naszych zawodników poinformować o tym, czego absolutnie nie mogą robić w obecności takiego anioła. Innymi słowy... Może się to skończy krwawo. Oczywiście oni obiecują, że od urodzenia były wychowani na dobrych, ale ich prawdziwej natury się im nie odbierze. To moim zdaniem to taka abstrakcja, jakby próbowali zmusić dusze, to ruszania się. – Złapał się za głowę, a ja ze spokojem spojrzałam na akta aniołów, tych co mieli nas odwiedzić. Wyglądali normalnie... Z pozoru. Nie mieli skrzydeł, jak większość ludzi ich postrzega, ani aureol.

- Czy oni nie mają źrenic? – Zapytałam po dokładnym przyjrzeniu się jednemu z nich.

- Tak... To trochę straszne, nie sądzisz? – Zapytał z nerwowym uśmiechem.

- Sądzę. A co z ich skrzydłami? – Wtedy on spoważniał.

- Oni nie mogą się dowiedzieć o tym, że mogą dostać skrzydła.

- Dlatego?

- Co być zrobiła, gdybym miała możliwość dostania skrzydeł? – Zapytał, a ja przez chwilę się zamyśliłam.

- Chciałabym je mieć. – On tylko spojrzał na mnie z politowaniem.

- No właśnie. To jedna z części resocjalizacji. Oni dostają skrzydła, gdy zabiją swoich rodziców.

- To zmienia postać rzeczy. – Mruknęłam sama do siebie, ale potem coś mnie olśniło. - A demony nie są czasami przeciwieństwem aniołów?

- Słucham? – Jego zielone oczy były wlepione we mnie, tylko delikatny szary blask z nich bił.

- No według ludzi, anioły są dobrym stworzeniami, które czuwają nad nimi. Natomiast demony są tymi złymi, co odbierają ich energie. – Wytłumaczyłam w skrócie, a chłopak był widocznie mocno zdezorientowany tym co mówię. – Nic nie wiesz o wymiarze pierwszy? To dziwne. – Mruknęłam sarkastycznie, ponieważ w końcu ktoś mógł się poczuć jak ja.

- Nic mi o tym nie wiadomo... – Zamilkł. Widać to co powiedziała, było dla niego niczym kubeł zimnej wody.

- Czemu się tym przejmujesz? – Spojrzałam na swój blat, na którym były ładnie poukładane kartki oraz długopisy. Perfekcyjnie.

- Co jeśli z demonami było to samo? Skoro według wierzeń ludzi jesteśmy przeciwieństwami, to może my też jesteśmy po resocjalizacji? Tylko nic nam o tym nikt nie mówił? – Mówił za szybko, aż go ledwo zrozumiałam.

- No cóż, o ile się nie mylę, to demony pierwsze wyglądają inaczej niż zwykle demony. Może oni tak właśnie zrobili żebyśmy nie zmienili się w takiego rodzaju kreatory? – Zapytałam retorycznie, a on cały pobladł.

- Mój ojciec, jest demonem pierwszym i przyznam... Wygląda trochę niczym potwór, ale tylko w swojej prawdziwej postaci. – Mruknął, a ja miałam w tym momencie nie małą rozkmine. Jak on może być synem jednego z nich, skoro jest to zabronione? Chyba, że był adoptowany, ale w to nie zamierzam się wtrącać.

- A więc, każdy z demonów pierwszych ma „demoniczną” oraz ludzką postać. Może nie tylko oni, ale jest to zbyt straszne i inny by nie chcieli mieć z nami nic wspólnego? – Na to już nic nie odpowiedział. Był tym wszystkim wyraźnie przybity. Tylko dał mi inne kartki, które trzeba było wypełnić.

~*~

- Trwało to niewątpliwie długo, ale udało się. – Powiedział triumfalnie, gdy ostatnia kartka została wypełniona. Mnie bolała ręką. W życiu tyle nie pisałam. Także byłam z nie co gorszym humorze nic zazwyczaj.

- Jutro będzie to samo? – Zapytałam wstając od tego obrzydliwie czystego biurka. Ten tylko zaśmiał się sztucznie czy też może wrednie? Nie jestem w stanie określić jakie ma wobec mnie relacje.

- Nie, nie. Jutro będziemy tłumaczyć zasady zawodnikom, jak postępować z aniołami. I całej szkole. We dwoje. Ja będę mówić, a ty pilnować czy wszyscy Nas słuchają. – Uśmiechnął się do mnie. Znów nie byłam pewna czy ironicznie, czy też przyjaźnie. Ja tylko mruknęłam coś na wzór „ok”. – Radziłbym Ci pójść teraz do wychowawcy, aby dała Tobie wszystko to, czego nie miałaś okazji zrobić przez te dwa tygodnie. – Otworzył mi drzwi. Nie mówiąc już zupełnie nic, udałam się w stronę pokoju nauczycielskiego.

~*~

- Nie było tak źle. – Westchnęłam. Miałam w torbie chyba tonę różnych kartek, które musiałam zrobić do końca tygodnia. Podejrzewam że to dwanaście stron z każdego przedmiotu. Co chwilę cierpię, co chwilę jest coś, co musi być związane z moim pokutowaniem. Obecnie szłam do pracy. Na kartce miałam wypisany adres. Błądziłam pośród ulic, a wtedy go zobaczyłam. Potężny dom, który wyglądał niczym mały zamek. Po prostu duża rezydencja w krwistych kolorach, niczym blask tęczówek demonów złości. Może do jednego z nich należy owy dom?
Weszłam przez furtkę, na której rosły już delikatnie uschnięte plącze winogronu. Strasznie mi to przypominało starożytny Rzym. Jednak nie pora zastanawiać się nad furtką czy też skalnymi ogrodami przez wejściem. Istotna teraz była moja praca, którą niestety muszę się podjąć.
Nie czekając długo, zapukałam do drzwi, a w ich progu, ku mojemu zdziwieniu stanął Harry... Harry Lotriver.

- Co ty tu robisz? – Zapytał równie zdezorientowany co ja, lecz wtedy delikatnie się uśmiechnął. – A więc to ty jesteś nową sprzątaczką? – Przez chwilę zastanawiam się, czy nie wyjść stamtąd, lecz pakt mi na to nie pozwalał. „Gdy skończysz pracę.” Aby iść do domu, to muszę ją wykonać. Przegryzłam wargi, nic nie powiedziałem, tylko weszłam przez drzwi frontowe i według wskazówek pracodawcy, pod schodami znajdują się potrzebne rzeczy. Czyżby tym pracodawcą był sam Harry? Nie mam siły się nad tym zastanawiać. Chcę tylko płakać nad swoim losem i zastanawiać się, jak bardzo ważne było to dla Błękitka, że zostałam aż tak brutalnie potraktowana.

Zabrałam potrzebne rzeczy, aby potem ruszyć do pierwszego pomieszczenia. Demon dotrzymał mi kroku, lecz nic nie mówił. Obserwował to co robię. Nie wiedziałam czy dlatego, aby nacieszyć swój wzrok tym widokiem, czy z jakiej racji. Wycieranie kurzu jeszcze nigdy w życiu nie było takie irytujące jak wtedy.

- Możesz przestań, nie chce tutaj zostać zbyt długo... – Powiedziałam w końcu na maksa wkurzonym tonem. Demon usiadł na jednym z foteli i oparł głowę swoją dłonią. Wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami, co mieniły się na szaro. – Czego chcesz? – Podeszłam do niego, a potem z impetem rzuciłam zakurzoną szmatką w jego twarz, lecz złapał ją w locie.

- Przeszkadza Ci to, że tu jestem? – Mówiąc to wstał i odłożył złapany przedmiot na stół. – We własnym domu?

- Tak? Myślę, że nikt nie lubi jak się mu patrzy zza ramię, a szczególnie gdy jesteś to ty. – Skrzyżowałam ramiona, aby podkreślić powagę moich słów, lecz on się tylko krótko zaśmiał.

- Robiąc ten gest odsłoniłaś ślad po wilkołaku. – Ponownie się zaśmiał, a gdy przestał to wysyłał mi uśmiech swojej wyższości nade mną. Natomiast ja szybko podwinęłam rękaw.

- Co z tego, że mam ten ślad? – Zapytałam cicho. Już kompletnie nie miałam pojęcia co mu chodzi po głowie oraz czego oczekuje względem mnie. To było dziwne, a ja nigdy nie czułam się tak jak teraz. Byłam, no nie wiem... Zmieszana? Być może ciut zawstydzona. Czekanie na jego odpowiedź wywoływało dodatkowo u mnie złość, tudzież zniecierpliwienie.

- Zauważyłem to już w szkole, lecz nie byłem tego pewnie tak bardzo, jak jestem teraz...

- Do rzeczy... – Przerwałam mu, a w między czasie zabrałam tą szmatkę ze stołu, gdyż niestety mi się jeszcze przyda.

- Skoro potrzebowałaś leku z postaci śliny wilka to oznacza to, że musiałaś bardzo cierpieć. – Podszedł do mnie, był dosłownie kilka centymetrów ode mnie. Przeglądał mi się przez chwilę, a następnie dość mocno chwycił mnie za zdrową rękę. Wtedy spojrzałem na niego z irytacją, lecz również ze strachem. Ta szara energia przypomniała mi o tym potworze, co mnie torturował. Jego oczy zaczęły bardziej błyszczeć srebrny odcieniem. – Boisz się... – Westchnął w bardzo dziwny sposób, a potem mnie puścił i odsunąwszy się ode mnie, był ode mnie obrócony. Cały drżał. Co spotęgowało mój strach, a wtedy on spojrzał na mnie zza ramienia. – Ty...

- Przestań się zachowywać jak kompletny debil! – Krzyknęłam z delikatnym wahaniem, lecz jego niepokojący uśmiech tylko mnie bardziej speszył. Wyglądał jakby nie był sobą, niczym rekin, który poczuł krew. Podszedł do mnie ponownie, lecz tym razem chwycił za tą rękę z raną. Miałam zamiar się wyszarpnąć, lecz jego uścisk był stanowczo zbyt mocny. Drugą ręką przeczesał moje włosy, zabrał kilka pasmów i je głaskał kciukiem.

- Od tak dawna nikt się mnie nie bał, tak jak ty... To takie... Mm... Dziwne, lęk był słaby, taki delikatny, ale jaki mocny w moim odczuciu... Nie zdawałem sobie sprawy jakim jesteś potężnym demonem... – Jego twarz delikatnie się zarumieniła, a głos stawał się coraz to bardziej głęboki.

- Puść mnie, chce skończyć pracę i iść do domu... – Wyszeptałam, patrząc w mojego przemrożone oczy. Ponowiłam próbę wyrwania się, lecz bez żadnego rezultatu.

- Niee... – Mruknął przeciągle, po czym zamknął mnie w szczelnym, ale dość czułym uścisku. – Bój się mnie bardziej... – Miałam wrażeniem, że zachowuje się jak pijany. Ta myśl mnie jednocześnie rozbawiła jak i poirytowała. Co więcej, on używa mnie jako swojej bateryjki. A tego nie zaniosę!

Demon jakby wyczuł, że już się go nie boję, także odsunął się ode mnie, a jego twarz wyrażała kompletne zdezorientowanie. Spojrzał na swoje dłonie, a potem dotknął swojej twarzy. Jakby nie rozumiał tego co wydarzyło się kilka sekund temu. Potem jego wzrok utkwił na mnie. Wtedy to ja poczułam dziwny przepływ energii, lecz to nie było dla mnie w przyjemne, a wręcz obrzydliwe.

- Nie, nie, nie, nie... – Zaczął powtarzać, a następnie schował twarz w dłoniach. Znów ten niepokój. Tak bardzo go nie rozumiałam, tego co się wydarzyło i ten mocy, tak obcej.

- Wyjaśnij, co to było? – Zapytałam dosyć poirytowana. Siłą odciągnęłam jego dłonie, aby móc na niego spojrzeć. Na jego źrenice, które się nagle rozszerzyły.

- To przez ciebie. – Wycedził przez zęby. – Twój strach do mnie był zbyt słodki!

- Trzeba było nie odwalać jakiś cuda wianków i innych miłosnych koronek! Co to w ogóle miało znaczyć?!

- Chciałem zrobić intrygę! Że znam twój sekret! Że mam na ciebie haczyk przez pryzmat tego znamienia! Lecz zaczęłaś się mnie bać! Poniekąd o to mi chodziło, lecz ten twój strach był taki... Taki inny, za słodki, on mnie wręcz kurwa podniecił, czułem się jak po narkotykach! – Wykrzyczał w końcu, jakby chciał wszystko z siebie wyrzucić, a było to takie nie w jego stylu. – Żaden inny demon nie bał się mnie w ten sposób...

- Jestem demonem miłość! A z tego co wiem, to jest ich tylko trzech! – Tym razem to ja podniosłam głos, ten jakby pobladł. Podszedł do mnie, bliżej niż zwykle i głęboko spojrzał w moje oczy.

- Żółto – różowe... Myślałem, że Twoim maturalnym kolorem jest róż, a moc złota... Myślałem, że jesteś demonem radości.

~ Per Harry’ego ~

W moim ciele krążyła energia, która była tak przyjemna i słodka, że aż chciałem aby została we mnie wiecznie. Nigdy nie czułem się tak błogo, jakby wszystkie zmartwienia ze mnie uszły. To uczcie lekkości rozpaliły kolor czerwony na mojej twarzy oraz pozostawił ciepłe pieczenie. Zakochałem się w tym uczuciu, od pierwszych sekund, gdy wystąpił we mnie. A potem spojrzałam na osobę, która podarowała mi tą energię... Karolina... Ta, którą znienawidziłem od pierwszego dnia szkoły. Ta, z którą byłem zmuszony być w samorządzie. Ta, dla której zmuszałem się być w miarę możliwości miły, aby pomogła mi.

Wtedy użyłem swojej mocy i zatrzymałem czas. Jestem jej Panem. Ona była tak przydatna... Mogłem robić tyle rzeczy w ciągu jednej chwili, czy też pomagała mi przemyśleć daną sprawę. Nigdy w stresie pod presją czasu. To własne ten moment. Ona miała szeroko otwarte oczy, więc mogłem przejrzeć się jej tęczówką. W pierwszej dniach myślałem nad tym, czy jest demonem miłości, lecz dorzuciłem to. Raczej byłoby głośno o czwartym egzemplarzu.

- Jesteś paskudna. – Mruknąłem, będąc nadal blisko niej. Serce tak mi waliło, że aż mnie to bolało. – Przeszkadzasz. – Dotknąłem jej twarzy, jej skóra była szorstka... Nie... Bardziej sucha. Nieprzyjemna w każdym razie. – Że też musiałaś się mnie bać, to mi imponuje rzecz jasna, lecz masz w naturze zniszczenie, a teraz zniszczysz mnie. – Westchnąłem ciężko, a potem przejechałem kciukiem po jej ustach. Natychmiast opanowały mnie deszcz ekscytacji. – Jeszcze nigdy... Się nie zakochałem i ty masz być pierwszą? Nie... Zakochałem się w Twojej energii. Nie w Tobie. Nie w Tobie, nie możliwe, że w Tobie. – Wtedy poczułem uścisk w gardle oraz fale gorąca. – Cholera! – Krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. – Muszę to cofnąć. Muszę to cofnąć... – Powtarzałem na skraju wytrzymałości. – Ale to uczucie, które we mnie krąży jest takie przyjemne... Nie chcę bez niego żyć... – Usiadłem na podłogę i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem. Tyle sprzeczności na raz nie czułem. Eh, ja teraz się dziwie, że jestem w stanie czuć cokolwiek. Podniosłem głowę, a z rozmazanego przez łzy obrazu, wiedziałem jej oczy. Te tęczówki z różową energią, która teraz mnie wypełnia. Otarłem łzy. – Umiem cofać czas tylko o dziesięć minut... – Mruknąłem sam do siebie i ponownie poczułem w sercu żal, lecz tak trzeba. Taka jest moja powinność. Już miałem zacząć, ale zanim to wszystko się skończy, to muszę zrobić jedną rzecz. Nie wiem czemu, po prostu tego mocno pragnę. I tak to cofnę, więc moje ego pozostanie zaspokojone.

Stanąłem na przeciw niej. Powoli się do niej przybliżyłem, aby w rezultacie delikatnie ucałować jej blade usta. Znowu czułem jak się czerwienie, także czułem z tego powodu odrazę do samego siebie, lecz w tej chwili to było nieistotne. Całowałem tak wiele razy, lecz przy niej miałem wrażenie, jakbym robił to po raz pierwszy. I ponownie ta dziwna mieszanka nie wiadomo czego z nie wiadomo czym. Te uczucia mnie wykończą. Gdy się od niej odsunąłem, to czułem taki niedosyt i niczym pieprzony magnes z całych sił pragnąłem dotknąć jej ponownie. Jednak wziąłem się w garść. Przecież jestem silnym demonem.

Skupiłem się, a wtedy czas ponownie ruszył, ona miała zamiar coś krzyczeć, lecz to nie miało teraz znaczenia. Wskazówki zegara zaczynały obracać się w przeciwnym kierunku. Niby mogłem tylko te dziesięć minut, bo wtedy opadałem z sił. Jednak najprawdopodobniej dzięki tej energii byłem w stanie cofnąć do momentu, w którym pyta...

- Co z tego, że mam ten ślad? – Byliśmy w tych samych pozycjach to wtedy. A ja? Czułem ponownie pustkę, aż chciałem ponownie się rozryczeć z powodu jej braku. Nie zwracałem na to uwagi wcześniej, ale teraz gdy coś takiego czułem, to zdałem sobie sprawę z tego jakim ja jestem smutnym oraz pustym demonem.

- Skąd go masz? – Powiedziałam w końcu, gdy otrząsnąłem się po całym zajściu. Spojrzałem wprost na nią, a wtedy moje ciało ogarnęła fala gorąca. Nie czułem już tej pustki, jakby znów... Ale jak...

- Nie Twoja sprawa do kurwy nędzy! Daj mi pracować, bo chcę iść do domu. – Warknęła, jak to jest w jej stylu. Zabrała swoje rzeczy i nawet na mnie nie patrząc wróciła do wycierania kurzy.

Zakochałem się w niej, pomimo tego, że cofnąłem czas, te uczucia zostały. Dlaczego?

- To porozmawiamy o szkole. Będzie mniej pracy jutro. – Zaproponowałem licząc na jej odzew.

- W końcu mówisz coś przydatnego.

~ Per Karoliny ~

- Do jutra, Karolino. – Rzekł zimno ten demon od siedmiu boleści.

- Ta, nara Panie Lotriver! – Na te słowa jego skóra zrobiła się delikatnie czerwona. Eh, tego to naprawdę bardzo łatwo zirytować, chodź nie chce tego pokazać. Ukrywa się pod swoim chłodnym płaszczykiem.

Zrobiłam tylko jeden krok, a wtedy poczułam jak moc paktu zaczyna na mnie oddziaływać. Zaczęło się. Naprawdę chciałam z tym walczyć, lecz to było stanowczo za silne. Czułam się niczym Ella zaklęta. Muszę to wykonać, wbrew własnej woli. Próbowałam jakkolwiek to zatrzymać, lecz znów straciłam czucie. Ponownie byłam tylko obserwatorem. Mogłam nawet zamknąć oczy, może wręcz zasnąć, a nic się nie wydarzy. Po prostu zrobię to o co mi Pani Daria kazała.
Po drodze głęboko zastanawiałam się, jak zerwać ten pakt oraz jak z nim walczyć. Skoro tracę czucie tudzież nic nie jest w stanie mnie powstrzymać przez wykonaniem zadania?

W szybkim tempie dotarłam do domu, lecz gdy tylko otworzyłam drzwi, to zobaczyłam jak Daria całuje mojego Błękitka... Siedzieli na sofie. Jego ręką była na jej ramieniu, a jej dłoń na jego kolanie. Chciałam krzyczeć, protestować, przerwać to, zrobić cokolwiek. Jednak byłam bezsilna.

Płacząc wykonywałam wszystkie czynności, które mi ta szmata kazała. Mogłam tylko patrzeć na ich zachowanie, gdy sprzątałam ten pieprzony salon. Ona posyłała mi kpiące spojrzenie i jakby specjalnie całowała do z większą pasją. Na złość mi. Czułam się tak źle, jak nigdy wcześniej, także dosyć szybko poczułam zmęczenie, które połączone było z bezradnością. Miałam iść spać, gdy tylko to poczuję  A wtedy ja niczym marionetka położyłam się do łóżka i szybko zapadłam w sen.

Polecenia się skończyły, byłam wolna.

Obudzi się, proszę obudzi się!

Wtedy otworzyłam oczy. Spojrzałam na zegarek, a wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że spałam jedynie z dziesięciu minut. O dziesięć minut za długo.

Mojej furii nie dało się opisać. Szybko stałam się niewidzialna. Powoli otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Wtedy powolnym krokiem, niczym morderca weszłam do salony, w którym ta kurwa tuliła MOJEGO Błękitka. Ten widok był niczym iskra na stacji benzynowej!

Rzuciłam się w jej stronę, a swojej ręce zacisnęłam mocno na jej szyi. Jej relacja była szybka, od razu złapała mnie za dłonie, lecz nie była w stanie uwolnić swojej pieprzonej szyi od mojego uścisku. Niczym wąż. Kobieta dusiła się, a z jej gardła wylatywały tylko dźwięki walki o tlen. Skóra jej zsiniała. Już czułam, że zaraz przestanie oddychać, że zapłaci za dotykanie kogoś, kto jest mój. Że w końcu łaskawie umrze, a jej zwłoki zostają spalone, aby żaden nagrobek nie psuł piękna tej ziemi!

Jednak on jednym mocny pchnięciem odciągnął mnie od niej. Tak, że upadłam na podłogę. Przez chwilę nic kompletnie nie widziałam, a w mojej głowie rozbrzmiewał pisk. Niewątpliwie musiał użyć dużej siły. Tylko po to, aby ona przeżyła. Potem jednak usłyszałam jej kasłanie, jak łapczywie łapie tlen.

Ona... Ona nie powinna oddychać!

Szybko wstałam, aby jej coś zrobić. Cokolwiek, to nie było ważne! Ma cierpieć! Pluć krwią! To nie jest istotne! Musi zapłacić za to, w jaki sposób odbiera mi wszystko! Moje szczęście, miłości, dom i ciepło!

- Stój. – Zatrzymałam się dosłownie parę centymetrów od niej. A moja zaciśnięta pięść była dosłownie milimetry od jej twarzy. W myślach nadal ją przeklinałam. Niech umrze, zdechnie, niech ją piekło pochłonie! – Przeproś.

- Przepraszam. – Powiedziałam automatycznie. -... Suko! – Dodałam, gdy jej moc pozwoliła mi mówić. Następnie splunęłam na jej obcisną bluzkę.

- Uderz się w twarz. – Rzekła, a ja bez wahania to zrobiłam. To było upokarzające. Moja złość wobec niej rosła, a ona tylko się uśmiechała. W oczach robiła się coraz piękniejsza. Dzięki mojej złości była coraz potężniejsza... Lecz nie mogłam przestać jej nienawidzić... – Co tak słabo? Mocniej. – Powtórzyłam to, lecz tym razem tak mocno, że czułam spływającą krew z mojego nosa. – I jeszcze raz! I jeszcze, i jeszcze. – Po tym ostatnim straciłam przytomności.

~ Per Błękitka ~

- Zabawne prawda? Zemdlała, lecz nadal stoi, ponieważ tak jej każe pakt! – Zaśmiała się. Mnie to nie bawiło. W żadnym stopniu. Aż żałowałem, że nie pozwoliłem Karolinie jej zabić.

- Znęcanie się na podopiecznej cię bawi? – Prychnąłem poirytowany, a potem podniosłem Karolinę, aby móc zaprowadzić ją do jej pokoju.

- Ona mnie chciała udusić! Także bardzo mnie to bawi! – Ponownie zarechotała, a w tym czasie ja ułożyłem ją do jej łóżka.

- Każ jej mieć dobry sen oraz, aby przestała stać... – Mruknąłem cicho. Twarz Darii została obdarowana grymasem niezadowolenia, lecz ja tylko zgromiłem ją wzrokiem. Koniec końców zgodziła się. Zrobi absolutnie wszystko co jej każe. A powód jest taki blachy, że aż śmieszny. Pieniądze. Ona ich chce, a ja jako wysoka postawiona osoba jestem w stanie jej dać tego czego chce.

- Masz mi to wynagrodzić. – Rzuciła, gdy zamknąłem pokój. Przymrużyłem oczy. Delikatne pogładziłem drzwi.

- W jaki sposób? – Zapytałem z delikatnym uśmiechem, obracając się w jej kierunku. Wyglądała piękniej niż zazwyczaj, oczywistym było, że żeruje na gniewie Karoliny. Delikatnie bawi mnie jej zazdrości, ale również imponuje. Byłem niezwykle ciekaw jak dalej to się wszystko potoczy. Na razie jednak będę czerpał korzyścią z bycia śmiertelnie obrażony na tego małego demona.

- Myślę... – Włożyła mi rękę do spodni. Delikatnie się we mnie zagotowało, lecz nie dałem tego po sobie poznać. Po prostu się baw. Żyjesz w stresie, tyle bólu jednego dnia oraz żalu. Po prostu daj się porwać temu. Mogę się poczuć lepiej. - ...że się domyślasz w jaki.

~ Per Karoliny ~

- Jak dobrze wiecie! – Zaczął swój monolog. Dzisiaj bardzo szybko wstałam, aby uszykować się oraz wyjść. Tylko dlatego, aby ta szmatka nie dała mi nowych rozkazów. Byłam wczorajszym wydarzeniami wybitnie poirytowana, wszystko dookoła mnie wyglądało tak, jakby chciało mnie wkurzyć. W sercu miałam żal oraz złości. Nie mogłam się skupić na swoim iście prostym zadaniu. Od rana chodzimy z klasy do klasy, a on wygłasza przemowy na temat aniołów. Za pierwszym razem mnie to nawet interesowało, ale za dwudziestu takich przemowach zaczęło być to tak nudne, że jestem w stanie powiedzieć te wszystkie zasady z pamięci.

„Jak dobrze wiecie. Anioły to stworzenie dla nas obce. Uczono Was o tym, że nie mają dostępu do żadnego z wymiarów poza swoim, lecz rada postawiła to zmienić. Jednak zanim zaczniemy integracje, to musicie wiedzieć kilka istotnych rzeczy. Po pierwsze, nie możecie mówić o swojej rodzinie. To niekorzystnie wpłynie na ich psychikę. Po drugie, nie możecie komentować ich wyglądał, to znaczy brak źrenic czy też skrzydeł. Jakby się dowiedzieli, to cały plan resocjalizacji poszedłby na marne, a co za tym idzie? Zwiększy się prawdopodobieństwo morderstwa. „ Bla bla bla. Jak temat aniołów był ciekawy, to teraz jest męczący. Coś tam jeszcze gadał, że oni nie mają coś na plecach oraz braku paznokci na stopach i coś tam coś tam. Wyłączyłam się, znudziło mnie to kompletnie.
Wyszliśmy z ostatniej sali. Odetchnęłam z ulgą. Towarzystwo tego demona jeszcze bardziej potęgował mój gniew. Byliśmy w swoim gabinecie.

- Karolina, coś Cię gryzie? – Zapytał z wyraźną troską w głosie. Mimo, że jego ton był delikatny, to od razu odebrałam to za atak na mnie.

- Co Cię to w ogóle obchodzić! Dlatego tak się nade mną pastwisz!? To Cię bawi, że sprzątam w Twoim domu?! – Wydarłam się, a jego wyraz twarzy wyrażał głęboki smutek. Ten widok mnie doprowadził do porządku. To ten sam dumny Harry? Jeszcze nigdy nie widziałam go smutnego, aż trudno mi to mówić, ale zrobiło mi się głupio...

- Nie chciałem Cię w żaden sposób urazić. Po prostu byłaś dzisiaj wyjątkowo spięta, co nie uszło mojej uwadze. To wszystko. – Zasiadł na swoim miejscu i wyjął jakieś papiery, które zaczął przeglądać. Byłam tym zakłopotana. Czy ja naprawdę muszę wszystko psuć?

- Dobra, przepraszam. Jak widzisz, serio jestem spięta...

- Nie musisz mi się tłumaczyć, naprawdę to rozumiem. – Jego słowa sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej.

- Chcesz mi pomóc? – Zapytałam nieśmiało, na to on się natychmiast ożywił.

- W jaki sposób?

- Pożyczysz mi swój telefon? Muszę do kogoś zadzwonić z wymiar pierwszego. – On tylko kiwnął głową, a następnie wyjął z kieszeni swój telefon. Grzecznie podziękowałam. Ruszyłam dość szybko na dziedziniec.

Natychmiast zanuciłam sobie historyjkę o kotku, a wtedy miałam już numer do Scorpiona. Nie chciałam go już nigdy zostawić bez znaku życia, szczególnie teraz gdy naprawdę potrzebuje jego pomocy.

- Co jest? – Zapytał od razu jego głos. To zabawne, że nigdy się nie witał, tylko pytał od razu, do rzeczy. Opowiedziałam mu całą sytuacje. Z tym, że nie chciał mnie przyjąć do domu, o Darii, pakcie oraz mojej nowej pracy. On po wysłuchania tej historii nie przebierał w słowach. Próbował wręcz przekonać mnie, abym do nich wróciła, lecz ja nie miałam w zwyczaju poddania się. Zrozumiał mój wybór, jednak bardzo niepokoił go ten pakt. – Takiego typu moce niszczą. Za niedługo możesz być osłabiona do tego stopnia, że nie będziesz miała siły wziąć oddechu. – Ta część mnie zaniepokoiła najbardziej, chodź starałam się zachować stoicki spokój. Jego głos mnie niesamowicie uspokoił. Dodał mi sił. Wtedy usłyszałam głos Szerszenia w słuchawce, widać wyrwał do starszemu.

- Przeczytaj uważnie tekst, który Ci dałem! – Tylko tyle zdarzył powiedzieć, bo ponownie mogłam usłyszeć spokojny głos Scorpiona.

Opowiedział mi trochę o tym co przeżyli przez te kilka dni. On miał coś w sobie, że człowiek ma ochotę go słuchać mino tego, że mówi z pozoru dosyć nudne rzeczy. W jego słowach wszystko było ciekawe.

Było miło, lecz musiałam kończyć. Obiecałam mu, że niedługo się odezwę i poinformuję go o kolejnych wydarzeniach. Nawet nie zauważyłam, że rozmawialiśmy ponad godzinę. Jednak nie żałuję, potrzebowałam się wygadać komuś zaufanemu. Dodatkowo dał mi kilka cennych rad. Między innymi to, że osoby które dają rozkazy, muszą bardzo, ale to bardzo precyzyjnie je dawać. Ponieważ ich słowa mogą być odebrane inaczej niż w ich założeniu. To zależy od naszej psychiki, wiemy co moją na myśli, więc to robimy. Na przykład w słowach „idź do domu”. Nie jest dokładnie powiedziane do czyjego domu mam się udać. Domem też nie musi być budynek, lecz bliskie nam miejsce.

Wróciłam do gabinetu już z dużo lepszym humorem.

- Jeszcze raz dzięki. – Oddałam mu jego rzecz, a on tylko kiwnął głową.

- Jutro przyjadą anioły, jak się z tym czujesz? – To pytanie mnie zbiło z rytmu. Nie mogłam uwierzyć, że to już jutro. Jednak wtedy pomyślałam o Darii, w mojej głowie pojawiło się myśl... A co jeśli ona zrobi coś głupiego i zostawię Harry’ego na lodzie? Aż poczułam na moim czole zimny pot.

- Wiesz... – Zaczęłam bardzo nerwowo. – Gdy ma miejsce stresująca sytuacja, to bardzo często zdarza mi się zaspać, to mogę nocować u Ciebie? – Co ja właśnie powiedziałam? Nie byłam pewna.

- Mogę Cię przypilnować, skoro masz z tym problem. – Rzekł powoli, a jego twarz zaczynała robić się delikatnie czerwona, także zakrył się papierami. Ja też się zaczerwieniła, ponieważ jeszcze nigdy nie czułam się tak zażenowana. - Masz przy sobie rzeczy do nadrobienia? - Zapytał po chwili krępującej cichy. Ja tylko pokiwałam głową na "tak". Prawdę mówiąc, to w ogóle nie wypakowałam rzeczy z torby, ani rano nic nie wkładałam. - To dobrze, pomogę Ci z tym.

Czemu on jest taki miły? Czyżby chce uśpić moją czujność?

~ Per Błekitka ~

Czułem się jeszcze gorszej niż przedtem. Seks z Darią nie był przyjemny, nawet przez chwilę. Był to czyn który tylko ją satysfakcjonował. Potem uderzyły we mnie wyrzuty sumienia, ogólne poczucie beznadziejności. Demonica słodziła mi jak tylko to możliwe. Do tego stopnia, że zamiast słodyczy, czułem gorycz.
Ona spała tuż obok mnie, naga. Ja byłem ubrany w długie dresy oraz jakąś bluzę. Jakkolwiek to by dziwnie nie brzmiało, to było mi zimno. Nawet ogień, który wydychałem był zimny. Jedynie co robił to przyjemnie oświetlał pokój niebieskim blaskiem.

Nie mogłem spać, chodź byłem wykończony. W końcu wstałem, bo nie mogłem wytrzymać tego dziwnego napięcia, tej aury bijącej od kobiety, co zamiast serca miała tylko ciąg walut.
Nie miałem pojęcia czemu w tym przypadku mi to przeszkadzało. Domyślałem się, chodź się chciałem poznać odpowiedzi.

Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem to widziałem twarz Karoliny, która była oświetlona przez blask księżyca. Usiadłem obok, a w głowie miałem wydarzeniu z przez tygodnia.

Jack, Jason oraz Puppeteera zgodnie stwierdzili, że trzeba ją poddać próbie, jeśli będzie chciała wrócić. Na początku plan był prosty, wybaczymy jej jeśli zdoła o własnych siłach znaleźć portal. To nie był koniec. Gdy już by się znalazła pod drzwiami, to miałem zamienić z nią kilka zdań, a następnie zamknąć drzwi przed nosem. Jeśli by czekała na dworze, aż zechce ją wpuścić to automatycznie odzyskałaby wszystko to co straciła.

Plan jak już mówiłem był prosty, jednak i w tym razem musiały być drobne luki.

Daria. To ona była tą drobną luką, która w zasadzie wszystko popsuła.

Została mi ona przedzielona przez Offenderman’a. To właśnie on – z naszej piątki – nienawidził Karoliny najbardziej. Chciał, aby cierpiała długo, by odkupić swoje winy. On nie mógł przyjąć do wiadomości, że kolejna osoba w moim życiu złamana mi serce, także pokuta musiała być sroga.

Przekonał mnie, abym zainteresował się przeciętnie wyglądającą demonicą gniewu. Czym większa byłaby furia Karoliny, tym ona miała być piękniejsza. Chodź akurat zmiana jej wyglądu nie była jedynym wyraźnym znakiem jej zazdrości. Tylko jej próba morderstwa. Poprzez uduszenie. To był taki piękny widok, gdy niczym wąż zacisnęła swoje dłonie na jej szyi.

Aż uśmiechnąłem się na te myśl. Na tą ironię losu, gdy nazywała mnie szalonym, a ona sama zaczyna być szalona. Niczym Harley i Joker.

Chodź to wszystko wydaje się dążyć do chaosu, to jednak jestem strasznie ciekawy co z tego wyniknie. Przynajmniej jest zabawnie, dzieje się. Nie stoimy w miejscy, a nasza historia prze na przód, a obawiałem się, że gdy zamieszkamy w nowym domu to zastygniemy w monotonności.

Wtedy z moich myśli wyrwały mnie pierwsze promienie słońca. Zmarszczyłem brwi, bo zaraz najpewniej obudzi się Daria, a potem zejdzie na dół i przedzieli Karolinie kolejne zadania.

Ten pakt mnie niemiłosiernie wkurzał. Miał być tylko po to, aby ona mogła się obronić przez gniewem Karoliny – po tym jak ją zaatakowała przez domem. A widzę, że zaczyna to wykorzystywać.

Show must go on.

Podszedłem do śpiącej, a następnie dokładnie się jej przyjrzałem w nowym świetle. Zostały jej małe siniaki po uderzeniach. Ten widok jeszcze bardziej mnie zirytował, lecz nie mogłem się w to mieszać, tylko obserwować.

Chodź teraz popchnę trochę akcję do przodu. Czule pocałowałem ją w czoło, a wtedy wszystkie jej rany zniknęły z niesłychaną szybkością. To tylko podnosi moje ego, ale to nie chodzili o to w tym momencie.
Następnie próbowałem ją obudzić, miałem tylko nadzieję, że domyśli się o co mi chodzi i wyjdzie z domu zanim dostanie rozkazy.
Wtedy otworzyła oczy, a ja szybko zamieniłem się w ducha, aby potem przeniknąć przez ścianę obok, a potem polecieć na piętro.

Nie minęła chwila, a byłem w stanie słyszeć jej powolne kroki, które nabierały prędkości.
Spojrzałem w okna, a tam już ona biegła, nie oglądając się za siebie, a w swojej duszy czułem, że teraz jest ostatni raz, w którym ją dzisiaj widzę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro