21. |W pustyni i w puszczy|
~*~
Tak se leciałam, po przestworzach tego popierdolonego świta, lecz zamiast trafić do baseny... Trafiłam w krzaki
- Siema Jack! - Krzyknęłam gdy zobaczyłam mojego przyjacwela na gałęzi. Ja sobie leżałam na miękkim mchu.
- Część, wiesz że Cię za to zabije? - Rzekł jak zwykle uprzejmie.
- Co ja? Candy też! - Oburzyłam się.
- Ale ty najbardziej!
- Nieprawda!
- Prawda! Nie kłóć się ze mną!
- Grrrrr... Okej. - Westchnęłam ciężko. - A tak w ogóle, to gdzie jesteśmy? - Zapytałam wstając.
- W naszym ogródku czytaj puszczy. - Mrukną zniesmaczony. - Od lat o niego nie dbamy.
- Dlaczego?
- Nie chce nam się
- Pff typowy faceci, zobaczysz moja zebro! Jeszcze zrobię tu porządek!!!
- Zebro?
- Emmm tak? A teraz chodźmy do reszty... Weit... Która to strona? ^^ - Spojrzałam w jego stronę. On swoimi paznokciam przeciął linii i się wydostał. - J-ja t-ty t-o...?
- Byłem wczoraj u kosmetyczki...
- Co!? - Zaśmiałam się.
- Dobra chodź... To chyba w tą stronę... - Złapał mnie za rękę i gdzieś ciągnął.
~ Oczyma Jasona ~
- Matka zawsze bardziej mnie lubiła?! - Wydarł się mój zajebisty braciszek.
- N-naprawde? - Z moich oczy zaczęły płynąć łzy.
- Emm.... To nie tak!
- 😭
- Jason, proszę nie płacz! Żartowałem!
-😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭
(Tu kiedyś był spam)
- O chuj... - James chwycił się za głowę.
- Karolina... - Rzekł Candy. - Ja nadal czekam, złapie Cię.
- Jpdl... - Mruknął Papyt i SE poszedł.
~ oczami Karoliny ~
- Stasiu, chce mi się pić. - Rzekłam.
- Karolina... O co Ci chodzi?
- Jaka Karolina?! Jestem Nel! - Wydarłam się. - Oddziały Machgiego na pewno nas znajdą!
- WTF
- Proszę, możesz mnie zanieść? Tak długo idziemy... - Wymamrotałam i wyciągnęłam ku niemu ramiona.
- Przeszliśmy 5 metrów, już widać wille...
- Proszę... - Upadłam na ziemie.
- Japierdole...
★☆★
10599 słów XD
Nie wiem jak, ale to najdłuższy i jednocześnie najkrótszy rozdział XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro