1. |Stacja I - To Wszystko Zaczęło Się Od Upadku | ✔️
Aktualnie rozdziały są w trakcie remake'u, także rozdziały z ✅ są aktualne. Pod spodem będzie stara wersja, jakby ktoś chciał.
- Bardzo miło mi się z wami robiło interesy. - Odrzekłam z uśmiechem, gdy dziewczyny dały mi kilka stówek za moje usługi.
- W następny roku szkolnym będziesz mi tylko potrzebna po lekcjach, bo mój były skończył już szkole, ale boję się, że może przychodzić po moich lekcjach. - Zwierzyła się jedna, a ja pokiwałam głową licząc moje kieszonkowe.
- Ja zostanę przy starym planie, w razie czego ci dam znać.
- Jasne, nie ma sprawy. Jesteśmy w kontakcie. - Wsadziłam kasę do kieszeni. - A dogadałeś się z tym chłopakiem, który ma się podpisać jako ja na teście? To bardzo istotnie do twojego pakietu zniszkowego. - Odrzekłam poważnieje przypominać sobie, że mogę znowu nie zdać do następnego klasy przez te głupią biologię. Tym bardziej na profilu humanistycznym.
- Tak, nie martw się Karolina, wszystko jest dogadane. - Odrzekła spokojnie, by potem pokazać mi konwersacje z chłopkiem z profilu biologicznego. Pokiwałam głową z uśmiechem, bo to oznaczało, że w końcu będę w trzeciej klasie liceum. Cóż za osiągniecie z mojej strony. Pożegnałem się z dziewczynami, by potem spokojnym krokiem udać się do nory mojego zespołu metalowego! Znaczy... Nie jestem w nim, ale od dwudziestej zostanę! Jak mnie przyjmą po przesłuchaniu... Wzięłam głęboki oddech, pukając do drzwi ich mieszkania z starej kamienicy. Liczyłam, że może przekonam ich po raz ostani, by nie robili tego przesłuchania, tylko od razu mnie przyjęli. Bardzo się stresowałam i chciałam trochę popchnąć to do przodu, a nawet jeśli nie to po prostu zapytać co u nich słychać i w jakich są nastrojach. Po paru chwilach otworzyła mi Meduza z ciepłym uśmiechem.
- Żmija, mówiliśmy ci, byś nie przychodziła. Jesteśmy meeega zajęci przygotowaniami do przesłuchania. - Przewróciła oczami, poprawiając swoje fioletowe włosy.
- Nie bylibyście, gdyby on po prostu mnie przyjął. - Oparła się o framugę, by spojrzeć na nią uwodząca z nutą rozbawienia, na co ona się zaśmiała. Zawsze ją to bawiło, więc lubiłam tego nadużywać. Zaczęliśmy gadać na temat dzisiejszego dnia, nawet zaczęła mi dawać wskazówki, które mają mi pomóc ich oczarować. Właśnie o to mi chodziło... Poniekąd. Zawsze coś i cieszę się, że kochana Medi wzięła mój strach pod uwagę. Potem rozmowa wróciła do założyciela zespołu, który przez ostani tydzień zdążył mnie rekordowo wkurzyć.
- Wiesz jaki jest, musi być sprawiedliwie i wedle tradycji. Każdy przez to przechodził, nawet przesłuchał swoją dziewczynę. - Ostatnie zdanie wyszeptała, by ten poważny dziad tego nie słyszał.
- Ciebie? - Zapytałam zdumiona informacją, z którą postanowiła się ze mną podzielić. - Myślałam, że jako jedyna tego nie przeszłaś. - Przyznałam zdziwiona, ale pozwoliło mi spojrzeć na to poważniejszym kątem.
- Oh, nie chmurz się. Nienawidzę tej twojej miny, potraktuj to jedynie jako formalność. - Szurnęła mnie koleżeńsko w ramie, by rozładować atmosferę, ale dalej czułam się spięta. To był ewidentnie czas, bym wróciła do domu i zaczęła się przygotować. Nie mam za wiele czasu, a ja rozmawiam z nią o dupie Maryi.
- Jasne, spoko. To widzimy się o dwudziestej, czyli no... Za siedem godzin! - Dodałam już trochę żywej, choć byłam cała w nerwach. - Pozdrów chłopaków! - Dodałam jeszcze na koniec, stając w furtkę, a ona pomachała mi na pożegnanie.
~*~
- Wróciłam! - Krzyknęłam rzucając plecak na przedpokój, on jest niczym prywatna siłownia, gdyż więcej bezużytecznych książek nam dać nie mogli.
- Dobrze, że jesteś. - Odrzekła Alex, która oderwała swój wzrok od komputera, by spojrzeć prosto na mnie. - Mój mąż dostał zaproszenie od swojego szefa na wyjście do cyrku i koniecznie musisz pojechać razem z nami. - Mówiła spokojnie, a ja wzruszyłam ramionami.
- Jasne, ten sam teatrzyk co zwykle. A kiedy jest ten występ? - Zapytałam zabierać jabłko z miski obok kuchni.
- Dziś o osiemnastej. - Odrzekła, a ja prawie udusiłam się kawałkiem owocu.
- Żartujesz? Dziś? Akurat dziś za około trzy godziny? Nie mogę dzisiaj... - Zaczęłam mówić będąc jeszcze bardziej zdenerwowana.
- To wyjście jest niestety istotne, a ja i mój mąż potrzebujemy twojej obecność, by jakoś wypaść.
- Ja wiem, że jest istotne! Nie mówiłabyś mi o tym, gdyby takie nie było! - Panikowałam, robiąc kółka wokół salonu. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie pewnego dnia nie powiedzieli, że to małe coś chodzące w po domu to ich córka. I się zaczęła cała spirala chodzenia po spotkaniach służbowych. - Ale, mi tak bardzo zależało na tym dniu. Przygotowywałam się do niego miesiącami. - Próbowałam z całych sił przekonać ją, by pozwoliła mi pójść, choć nie wierzyłam, że jakkolwiek mi się uda.
- Posłuchaj, zróbmy układ. - Odrzekła, a ja byłam niezwykle zainteresowana tym, co ma do powiedzenia. Jej układy, były jej najlepszą częścią, bo dzięki temu ona nie wchodziła mi na głowę. - Zostań z nami tylko godzinę, a potem powiesz, że idziesz na lekcje skrzypiec.
- Ale to gitara...
- Ale oni nie muszą o tym wiedzieć. - Spojrzała zmęczonym wzrokiem na zegarek, a ja tylko kiwnęła głową, by zacząć swoje przegotowania. To była pełna mobilizacja, by niczego nie zjebać, wszystko sprawdzałam kilka razy, by nic nie poszło nie tak. Za bardzo mi na tym zależy, by od tak to zjebać.
Chciałam się tego dnia ubrać w swoje najlepsze ciuchy, które dopierała od kilku tygodni specjalnie na te przesłuchanie. Chciałam wyglądać idealnie, idealnie mrocznie, by oni czuli ode mnie ducha ich mrocznej, ale zapierającej dech w piersiach muzyki. Tak o dziwo kojące, jakbym wykrzykiwała światu wszystkie swoje emocje, a moje ciało nagle zostało w stanie nieważkości. Chciałam moją gotowością pokazać, że nigdzie się nie wybieram.
Przygotowywałam się do tego bardziej niż do matury, która miała być za rok. Oni mnie lubili, jednak ten stary dziad chciał być na swój durny sposób sprawiedliwy. Machnął ręką ze słowami, że mimo wszystko chce zobaczyć jak gram na gitarze na tle innych. Zachowywał się dosłownie tak samo jak jego przydomek. Pasuje to go niego kurwa idealnie.
- Jak ci idzie? - Nagle zza drzwi wychylił się mój wujek, a na widok różowej, fanbalkowej sukienki zaczął się śmiać, choć próbował to ukryć swoją dłonią. - Wyglądasz przeuroczo.
- Proszę cię, ja wiem, że mam wyglądać niewinnie przed twoim szefem, ale moglibyście mi tego oszczędzić. - Przyznałam poprawiać część kołnierzyka.
- To tylko godzina, a potem przebierasz się w te swoje czarne ciuchy i pokażesz im na co cię stać. - Uśmiechnął się ciepło, by po chwili wyjąc jakąś rzecz z kieszeni. - Chciałbym ci to dać na szczęście. - Wtedy podał mi go rąk małą, czarną kostkę do gitary. - Kiedyś pogrywałem ze znajomymi, to było to mega dawno temu. Wiem, że to powinno dać ci twoi rodzice, albo ktokolwiek z tobą spokrewniony, ale dla mnie zawsze będziesz jak córka. - Wtedy mnie przytulił, a ja odwzajemniłam jego uścisk. On był najbardzej emocjonalnym mężczyzną, jakiego spotkałam z swoim życiu. On chciał mi wynagrodzić to, że moi rodzice byli... Gdzieś. Jedyne co wiem, to to, że jego żona się przyjaźniła z moją mamą, dlatego w imię przyjaźni postanowiła się mną zająć, choć było to dla niej trudne, bo ona sama straciła swoje dziecko. I tak to się koło toczyło. Ona nie była zła, tylko bezuczuciowa, ale za to wujek miał tych uczuć nadto.
- Ja wiem, wiem. Nie znam gościa, ale wiem, że ty jesteś niezastąpiony. Jednak spokojnie, po przesłuchaniu nie zamieszkam od razu w ich domu i nie zniknę z powierzchni ziemi...
- Mimo tego, że bardzo tego chcesz? - Przez chwile milczałam, bo przypomniały mi się wszystkie momenty, jak mówię, że marzę o zamieszaniu w ich chacie razem z Medy.
- Kiedyś cię zaproszę do tego domu, żebyś to widział ile oni mają gitar na ścianach! Istne muzeum. Skorpion kocha kolekcjonować stare instrumenty i gdyby tylko mógł, to by wykupił każdą rzecz, która nawet w najmniejszym stopniu ma związek z gitarami!
- Ja wiem... Wiem. Mówiłaś o tym co najmniej z milion razy. - Zaśmiał się smutno, by spojrzeć potem na swój zegarek. - Zaraz musimy wychodzić, sprawdź czy wszystko masz i zejdź na dół. - Po tych słowach zniknął z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi, ja wróciłam do sprawdzania, czy absolutnie wszystko mam.
~*~
Myślałam żeby nie wybuchnąć! Siedziałam pomiędzy szefem, a jego synem i słyszałam jak bardzo fascynujące jest drzewo z którego powstaje papier, a z papieru książki! „O tak panie Żmilewski, mmm papier ohoho, drzewo hoho". Do tego jakiś gówniarz za mną rzucał we mnie popcornem.
Byłam strasznie spięta, bo bałam się, że te przesłuchanie się nie uda i coś zjebie w nutach. Potrzebowałam spokojnej godziny przed tym wydarzeniem, a nie krzyczącego tłumu. Miałam ochotę już zacząć udawać, że idę na te zajęcia ze skrzypiec, ale było zdecydowanie za wcześnie. Czas miał mi wyjątkowo wolno, także postanowiłam obejrzeć część występu, by skupić na czymś moje myśli.
- Do następnej sztuczki potrzebujemy ochotnika!!! - Krzyknął jeden z nich, który miał niebieskie włosy. Na początku się przedstawili, ale nie miałam głowy do imion. To nie było istne, zacząłem się zastanawiać, czy gdyby mnie wziął, to czy bym mogła szybkiej uciec z tego cyrku.
Teraz powinno być jak w jakimś filmie akcji, że oni mnie zabierają i tak już czeka na mnie odrzutowiec, którzy zawiezie mnie do celu! Lecz nie!Wybrał jakąś mega wysoką laskę, która dzięki swoim butą mogła przejść od tak przez barierki. Już jebać ten film akcji, mogłabym chociaż potem iść za kulisy i im spierdolić. Czyli ostania deska ratunku zdechła razem z moim chomikiem Brutusem.
Chciałam się skupić i zobaczyć choć jedną fajną rzecz w tym przestawieniu. Błazen zionął niebieskim ogniem, a to byłoby nawet interesujące, gdyby nie było takie nierealistyczne. Inny klaun wyginał się w chińską literę. Miał strasznie długie kończyny, które zawijał jak jakiś pojebany. On zapewne miał jakieś protezy i teraz się szczerzy jak głupi, żałosne!
Spojrzałam na zegarek w telefonie 18:45, strasznie ten czas mija! Co to kurwa jest!? Im speed, czy co? Za prawie godzinę zaczynało się przesłuchanie, a ja nadal tu byłam! Czy to już, czy to dobry moment, gdy to wyznać? Jak nie, to wejdę na te scenę, złoże skargę i postawię im jedną gwiazdkę na google... maps? Chuj, że to nie ich wina! To powinno być zdecydowanie krótsze! Spokojnie, Karol myśl... Twoja przyszłość zaraz legnie w gruzach, jeśli się nie uspokoisz!
- Mamo, tato już muszę iść na lekcje skrzypiec. Bardzo było mi miło spędzisz z państwem czas. - Uśmiechnęłam się ciepło, podając na pożegnanie temu panu dłoń. Matko, jak ja nienawidzę udawać przez ludźmi to, że oni są moimi rodzicami, gdy nawet nie są rodziną, bo moim prawnym (już byłym) opiekunem była bliska przyjaciółka mojej nie żyjącej matki. Jednak to nie było ważne, już serio to jebać. Teraz liczy się mnie ucieczka ku wolności. Potem tylko biegłam. Wiatr we włosach, kierując się w stronę zachodzącego słońca. Niestety, nie miałam tego dnia jakiegoś szczególnego szczęścia. Kiedy byłam na dworze potknęłam się o coś i wpadłam do jakiegoś namiotu dla personelu w akompaniamencie mojego głośnego wrzasku dzikiego ptaka.
- Coś się stało? - Ktoś się odezwał, podniosłam zdezorientowana głowę w stronę ktosia. Jego oczy były niczym złociste bagna ze Shreka, a włosy w kolorze okresu idealnie komponowały się z uśmiechem pedofila. Skrzywiłam się na jego widok, a przy okazji z bólu.
- Tak, znaczy nie! Wszystko okej... Jezu moje kolano, znaczy...! Bardzo się spieszę! Życz mi powodzenia! - Odpowiedziałam szybko i znowu biegłam czując jedynie wolność! I może ciut adrenalinę przed tym, by mnie ten rudy pajac nie gonił ku odszkodowaniu za porwany... Ten coś od namiotu, nie ważne! Dla mnie to teraz tak bardzo nie ważne! Liczy się tylko to, bym wyjebała swoje rzeczy z otwartego samochodu, a potem wbiegła do jakiegokolwiek tramwaju, który zawiezie mnie do ich opuszczonej fabryki piwa. Tam właśnie mieli swoją norę, w której grali swoją muzykę.
Do dziś pamiętam jak ich pierwszy raz spotkałam... Mam kilku wrogów, którzy nie mogą zdzierżyć, że gdy walczę, to zakładam pierścienie niczym kolejne wcielenie samego Jezusa Chrystusa, czyli mój idol Jonny Deep. To daje mi przewagę... I kiedyś właśnie po szkole napadło mnie kilku potężnych chłopów z kijami. A ja jako kobieta kultury postanowiłam grzecznie spierdolić. Byłam szalona, lecz nie tak szalona, by zawalczyć z tym czymś. To tak, jakbym miała widelec i próbowała zabić kolesia uzbrojonego w piłę mechaniczną z małym działkiem laserowym.
Także biegłam tak długo, aż nie słyszałam muzyki, która była najlepszym co w życiu słuchałam. Już pal licho, że idealne ona pasowała do pościgu. Stała się moim celem i pobiegłam właśnie w te miejsce. Zamiast radia był zespół metalowy, który odgonił tych frajerów.
Tak właśnie zaczęłam się z nimi przyjaźnić... Piękna historia, gdyby ten czarnowłosy leszcz nie był taki surowy.
W tramwaju się przybrałam, bo i tak były pustki, a mi bardzo zależało na czasie. Chyba bym nie dała rady od tak po prostu siedzieć i patrzeć przez okno, musze coś zrobić, by zając czymś ręcę. Także w czasie podróży starałam się doprowadzić do, w którym wyglądam jak czyste zło, które rozwali im bębenki. A przynajmniej na to liczyłam. Gdyby oni mnie nie przyjęli, to pewnie bym się podpaliła.
♧♤♧♤♧♤
Wróciłam do domu około godziny trzeciej w nocy. Byłam strasznie zmęczona, bo gdy już miałam wchodzić... To przepuszczałam osobę przede mną, by się mentalnie do tego przygotować. Potem następną i tak dalej, aż nie byłam ostatnia. I.... Powiedzieli, że się odezwą, więc nie miałam pewności co to znaczy. Mają mój numer, więc pozostaje mi jedynie czekać. Byłam strasznie zestresowana, ale próbowałam się pocieszać, że gdy wezmą kogoś innego, to przecież nadal będę się z nimi przyjaźnić... Ale będę szatanem, dla osoby, która się dostała... Chyba, że jego myzyka będzie dobra, wtedy to rozważę.
Była godzina 3:69, strasznie późno, nawet jak na mnie. Jedyne na co mogę liczyć to to, że mnie wezmą, a ciotka nie udusi mnie w nocy poduszką.
Tak, ta godzina to żart. Proszę się nie zesrać.
Stara wersja:
Wracałam ze szkoły, a z moich ust płynęły strużki krwi. Znowu pobiłam się z jednym chłopakiem klasą o dwa roczniki wyżej. Szesnastolatka kontra osiemnastolatek. Bardzo równa walką. Ale była remis. Jestem brana za groźna w mojej budzie, jedynym słowem bez kija nie podchodz.
Mam do połowy pleców jasno brązowe włosy, żółto - brązowe oczy, jestem ni to gruba ni to chuda moim zdaniem okej, ludzie biorą mnie za wysoką przy moim 1,7 m. Zawsze mam na rękach skórzane bransoletki, nie umiem się z nimi rozstać, jestem zawszę blada. Jeśli chodzi o mój charakter to...jest dość trudny do zrozumienia i nie każdy go lubi, dlatego inni nie umieją lub nie chcą mnie zaakceptować. Bywa! Nie będę się nad tym użalać! Nieliczni zobaczyli moją nie podła nature, tak naprawde jestem wesoła, lubiąca się wygłupiać i śmiać, może troszkę zboczona, ale tylko obrobine. Jednakże, jak już mówiłam nie każdy może mnie poznać o tej drugiej strony mocy.
Wchodzą do bloku wytarłam usta z resztek krwi.
- Wróciłam! - Krzyknęłam rzucając plecak na przedpokój.
- Jak było w szkole? - Zapytała mnie ciocia siedząc przy komputerze, zawsze tak robi. Siedzi przed nim po kilka godzin dziennie. Pracuję...
- Dobrze. - Mruknęłam chcąc uniknąć rozmowy. Już i tak chodzę do psychologa, nie chce się narażać.
- Okej...a jak tam oceny? - Zadała kolejne pytanie.
- Nie dostałam dzisiaj żadnych ocen. - Odpowiedział z angielskim spokojem, który ćwiczyłam przez lata. Cóż mówienie kłamstw także ćwiczyłam.
- Okej. Odpocznij troche i do lekcjii. - Dodała nie spuszczając wzroku od komputera. Westchnęłam. Wypowieda tą formułkę od pierwszej klasy podstawówki. - A, zapomniałam wspomnieć! O 18:00 idziemy do cyrku.
- Po co? Nie chce! - Zaprotestowałam. Czy ona z choinki się urwała że myśli że mam czas i mi się chce teraz wychodzić! Niedoczekanie! Spojrzałam na mnie surowo.
- Szef twojego wujka zaproponował to wyjście, bo on sam idzie z synem! To szansa na awans i polepszenie sytuacji zawodowej! A ty nie masz nam przynieść wstydu i zachować się przyzwoicie! - Krzyknęła poczym wróciłam do przerwanej czynności. Wiedziałam że nie chodzi o spędzenia wolnego czasu razem. Tylko praca.
Była 16:00 musiałam się przygotować na to cholerne wyjście do cyrku! Chyba ich pogrzało do reszty! Pff!
Ubrałam się w czarne spodnie z dziurami, biały Top z czarnym napisem "FUCK YOU" i zwykle czarne trampki.
- Jestem gotowa! - Krzyknęłam stając przez ciotką. Posłałam jej pełne kpiny spojrzenie.
- Przebierz się. - Rzekła bez emocji.
- Ale...
- Przebierz się! - Przerwała mi tracąc cierpliwość.
- Pff! - Zdenerwowałam się.
Z impetem uderzyłam w drzwi pokoju. Miałam ochotę to wszystko rozwalić! Wzięłam kilka głębokich wdechów i założyłam moją obojętną maskę. Nie dość, że ten dzień od rana jest chujowy, to jeszcze czepienie się mojego ulubionego stroju!
- Nie daj się sprowokować. Spokojnie. - Powtarzałam. Już raz przez moją furię prawie jeden człowiek stracić życie i nie mam zamiaru tego powtórzyć. Po prostu użyje najprostszej wymówki na świecie!
17:30
- Karolina! Wychodzimy! - Krzyknął mój wujek w drzwiach, które prowadzą do mojego azylu.
- Ale wujku! Mam tyleeeeeeeee nauki i sprawdzianów! Muszę się uczyć! - Powiedziałam przekonująco.
- Dziecko, dziś piątek, jutro się pouczysz. - Odpowiedział znużony.
- Że co kurwa? - Spojrzałam w kalendarz. Piątek trzynastego!!!
- Za pięć minut wychodzimy!!! - Krzyknęłam na cały dom szatan zwyny moją cioteczką.
- Nie!
- pół godziny później -
Kurwa, kurwa, kurwa, KURWA!!!
Myślałam żeby nie wybuchnąć! Siedziałam obok tego całego szefa, a jego synem i słyszałam jak bardzo fascynujące jest drzewo z którego powstaje papier, a z papieru książki!!! Do tego jakiś gówniarz za mną rzucał ze mnie pop cornem. Każda cząstka mnie krzyczała:
RUN BITCH!!!!! RUN!!!!!
Byłe by uwolnić się o tym chorych pojebów.
- Do następnej sztuczki potrzebujemy ochotnika!!! - Krzyknął jakby zobaczył na żywo Greya klaun na którego zrzygał się niebieski jednorożec.
Teraz powinno być jak w jakimś mdłym love story, i wybrać mnie, wtedy się pokochamy i będziemy mieć mnóstwo wrednych po mamusi bachorów, ale nie!!! Wybral jakaś blondyne z biustem w kształcie arbuza i tynkiem na ryju. Czyli ostania deska ratunku zdechła razem z moim chomikiem Brutusem.
Przedstawinie było takie nudne że zasnęłam. W dupie to że była muzyka wywołujący krwotok wewntrzny i krzyczący ludzie, których spłodził sam szatan. Zasnęłam.
O jakimś czasie się obudziłam.
Wokół mnie było mnóstwo krwi i rozszarpanych zwłok, a smrut przypominał męskie WC.
- Aha, to ja idę spać!!! - Krzyknęła.
Znów otworzyłam oczy, i znów było pierdyliard ludzi, krzyczących jakby dostali...nieważne ...Och, zboczeniec mi się włączył. Trudno. Czasami tak mam... Z wielkiego wkurwu zasypiam i śpi mi się scena mordu. Spojrzałam na zegarek w telefonie 18:15 no chyba nie! Przedstawinie miało trwać do 20:00 a ja już mam dość. Mam wrażenie że jestem tu wieki, a to dopiero 15 minut. Nie wytrzymie! Muszę improwizować! Bo mój sen się ziści.
- Mamo, tato, opuszczę was na chwilę. Zaraz wracam. - Uśmiechnęłam się niczym lalka Barbie z cukrzycą. Kurwa jak ja nienawidzę udawać przez ludzmi to, że oni są moimi rodzicami Potem tylko biegłam. Wiatr we włosac, kierując się w stronę zachodzącego słońca. Niestety piątek trzynastego bitch. Kiedy byłam na dworze potknęłam się bo nie i wpadłam do jakiegoś namiotu dla personelu.
- Eeeeeeeeeeeeeeeeee część??? - Ktoś się odezwał. Podniósłam głowę w stronę ktosia. Jego oczy były niczym złociste bagna ze Shreka, a włosy w kolorze okresu idealne komponowały się z uśmiechem pedofila.
- Ta ta. Ja tylko na chwilę, uciekałam przed jebnietym szefem mojego ojca, który jest chujem, matką wysraną przez szatana i dzieckiem z ADHA. Więc idę!!! - Odpowiedziałam szybko i znowu spierdalała.
- w domu -
Oglądałam "Piłę" śmiejąc się jak jedna dziewczyna została wypchnięta do dziury ze strzykawkami z narkotykami. Bezduszna czy jebnięta? Kto był chciał sprawdzać!?
Film był naprawdę ciekawy, ale zważywszy na późna pore 23:69 zasnęłam jak dziecko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro