Rozdział 9
Rozdział 9
To Jackson
━━━
Imogen z niepokojem przygryzła dolną wargę, gdy jechała w kierunku domu Scotta, podążając za jeepem Stilesa z Allison za nią. Naprawdę miała nadzieję, że ociąganie Lydii po szkole, by pozostawiła zapach, odciągnie Ericę i Isaaca wystarczająco długo, by mogli dotrzeć do domu McCalla, zanim się pojawią.
— Wiesz, że zapewnimy jej bezpieczeństwo — powiedziała Lia, zauważając nerwowe spojrzenie przyjaciółki.
Niebieskooka czarownica spojrzała na nią, zanim ponownie przenosiła spojrzenie na drogę.
— Wiem, ale nie mogę przestać się martwić — powiedziała niespokojnym tonem. — Chodzi mi o to, że skoro Lydia nie jest kanimą, to dlaczego jad na nią nie wpłynął? To nie może być tylko dlatego, że jest odporna, prawda?
— Nie wiem. Jeśli chodzi o wszystko, czego się dowiedziałam o wilkołakach, to to, że albo przemieniasz się od ugryzienia, albo to cię zabija — odparła, kiedy zatrzymali się za niebieskim jeepem przed domem McCalla.
Dziewczyna nic nie powiedziała, wzdychając cicho, gdy wysiedli. Imogen wiedziała, że Lydia musi być kimś. Nie była świadoma tego, jak dziwnie zachowywała się Lydia od nocy, kiedy Peter ją ugryzł.
Wiedziała, że nie jest najlepszą przyjaciółką na świecie, ale stworzenie zabijające ludzi było jej priorytetem. Jednak teraz życie truskawkowej blondynki było zagrożone i musiała ją chronić. Nie pozwoli Derekowi zabić jej z powodu czegoś, czego nie mogli być pewni.
— Jeśli uczymy się w domu Scotta, to gdzie on jest? — Lydia wypytywała ich, pozwalając Stilesowi poprowadzić się po schodach. Uważała ich zachowanie za dziwniejsze niż zwykle.
Nie przeszkadzało jej to, że przyjaciele ukrywali przed nią tajemnice, zwłaszcza, gdy zachowywała dla siebie widzenie martwego mężczyzny. Nie potrzebowała, żeby wszyscy patrzyli na nią, jakby była szalona. Miała tego dość po wycieczce nago po lesie.
— Przyjdzie — odpowiedział Stiles, zanim zniżył głos. Ufał dwóm czarownicom i łowczyni, że chronią dziewczynę, ale też czułby się tu lepiej ze swoim najlepszym przyjacielem. — Mam nadzieję.
— Dziękuję — Imogen mruknęła do Jacksona, gdy szła obok niego, wdzięczna za to, że pomógł przekonać Lydię, by z nimi jechała, mimo że zerwali.
Czuła się źle, że Lydia miała złamane serce z powodu zerwania, ale nie mogła nic poradzić na to, że tak było lepiej. Było oczywiste, jak toksyczny był ich związek.
O ile było oczywiste, że Jackson troszczył się o Lydię, bez względu na to, jak bardzo temu zaprzeczał, oczywiste było, że nie wrócą do siebie.
Jackson posłał jej blady uśmiech.
— I tak musiałem z nią porozmawiać — powiedział, kiedy weszli do domu. Musiał odzyskać klucz od Lydii. Klucz, który jej dał, był jego własnym sposobem na powiedzenie jej, że ją kocha.
Kiedy wszyscy byli w środku, Stiles gorączkowo zamknął wszystkie zamki w drzwiach i zauważył dziwne spojrzenie, jakie dostał od truskawkowej blondynki.
— Uch, w okolicy było kilka włamań — postawił krzesło przed drzwiami dla dodatkowej ochrony. — I morderstwo — wyjąkał, wyglądając na zdenerwowanego. — Tak, to okropna dzielnica.
Jackson przewrócił oczami, zanim spojrzał na swoją byłą dziewczynę.
— Lydio, chodź za mną. Muszę z tobą porozmawiać — powiedział przed wejściem na górę.
Lydia prychnęła, idąc za nim.
— Poważnie? Co się z wami dzieje? — wymamrotała zirytowana, gdy jej obcasy stukały o drewnianą podłogę.
Imogen spojrzała na Stilesa, unosząc brwi.
— Morderstwo? — zadumała się, krzyżując ręce pod klatką piersiową.
Zarumienił się.
— Nie mogłem wymyślić nic innego! — machnął rękami, zanim wskazał na nią. — To ona w to uwierzyła.
— Bardzo w to wątpię — Allison włączyła się, dzieląc rozbawione spojrzenia z dwiema czaroenicami.
— Tak, Lydia jest o wiele mądrzejsza, niż się wydaje — Lia powiedziała, kiwając głową.
Imogen podeszła do drzwi, zaciągnęła małą firankę i wyjrzała na zewnątrz, a ciche westnienie wyrwało się jej z ust.
— Mamy problem.
Allison, Lia i Stiles podbiegli, żeby wyjrzeć na zewnątrz. Ich oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyli Dereka i jego sforę stojących na ulicy, obserwujących ich.
— O kurwa — Stiles odetchnął i natychmiast zamknął oczy, gdy zobaczył, jak oczy alfy błyszczą w ciemności.
— Nie jest dobrze — mruknęła Allison, zacieśniając uścisk na kuszy, gdy nerwowo przesuwała się na czubkach stóp.
Lia zmarszczyła brwi.
— Na co oni czekają? — zapytała cicho, zastanawiając się, dlaczego nie weszli do środka po Lydię. Oczywiście w każdej chwili mogli się włamać.
Imogen wyciągnęła telefon, zaskoczona, że Scott jeszcze nie dotarł i to ją zmartwiło. Wybrała jego numer.
— Co jest? — zapytał, gdy stał w bibliotece z Dannym.
Poczuła ulgę, słysząc jego głos, wiedząc, że wszystko z nim w porządku, ale szybko przypomniała sobie ich obecną sytuację.
— Słuchaj, musisz tu przyjechać. Derek i pozostali są na zewnątrz — odparła.
Scott poczuł przypływ paniki, zdając sobie sprawę, że Derek zorientował się jaki był ich plan.
— Jadę.
W chwili, gdy odłożył słuchawkę, Imogen poczuła, że jej niepokój się zmniejsza, ale wciąż była zaniepokojona, że Derek tam czeka. Nie bawili się. Naprawdę wierzyli, że to Lydia zabija ludzi i że stanowi dla nich zagrożenie. Derek faktycznie zabiłby ją, ponieważ wierzył, że jest zagrożeniem.
Stiles zauważył, że młoda Argent się trzęsie i jak wciąż wpatruje się w swój telefon.
— Co robisz? — wypalił.
Odetchnęła gwałtownie.
— Myślę, że muszę zadzwonić do taty — powiedziała drżącym głosem, że nie chciała, aby zginęła jej przyjaciółka.
— Ale jeśli cię tu znajdzie... — Stiles zerknął na Imogen, która cicho rozmawiała z Lią z boku.
— Wiem — wyszeptała Allison, wiedząc, jak zły jej ojciec będzie, wiedząc, że go się nie posłuchała. Ale teraz nic z tego nie miało znaczenia. — Ale co mamy zrobić? Nie są tutaj, żeby nas zastraszyć, tak? Przybyli tu, by zabić Lydię — przypomniała mu przez mokre, gniewne łzy.
Stiles westchnął, pocierając dłonią twarz, wiedząc, że ma rację, ale nie zamierzał pozwolić jej zadzwonić do reszty rodziny Argentów, ryzykując, że wszyscy nadprzyrodzeni zginą.
Imogen wpatrywała się w Lię, marszcząc brwi.
— Więc nie możemy stworzyć bariery?
Blondynka westchnęła smutno.
— Podtrzymanie tego zajęłoby zbyt dużo czasu i dużo magii, zwłaszcza że nie mamy talizmanu, który by pomógł — powiedziała Lia przepraszającym tonem.
Niebieskooka dziewczyna zacisnęła usta, zerkając na chwilę w dół, gdy niespokojnie bawiła się bransoletką, zanim przyszła jej do głowy myśl.
— Co jeśli-
Dwie czarownice zwróciły swoją uwagę na syna szeryfa, kiedy nagle się wydarł.
— Gdzie, u diabła, jest Isaac? — wykrzyknął Stiles, nie widząc już niebieskookiej bety.
Allison gwałtownie wciągnęła powietrze, nerwowo celując kuszą w drzwi, cofając się. Lia była pierwszą osobą, która go zauważyła, gdy Allison odwróciła się, by z nim walczyć.
Spojrzała na Imogen, która wydawała się wahać, czy go skrzywdzić.
— Idź ostrzec Lydię. Powstrzymam go — powiedziała jej w pośpiechu, machając nadgarstkiem, by wrzucić Isaaca do salonu.
Imogen niechętnie skinęła głową, ale niemal poczuła ulgę, że to nie ona musiała walczyć z chłopakiem. Gdy wbiegła po schodach, wpadła na Lydię, która wyglądała na przestraszoną.
— Co to było? Co się dzieje? — Dziewczyna jęknęła, słysząc głośne zamieszanie na dole, patrząc szeroko otwartymi oczami na swoją przyjaciółkę.
Imogen poczuła przyspieszone bicie serca.
— Musisz wracać. Ktoś próbuje się włamać — wypaliła, próbując znaleźć wymówkę dla dziewczyny, żeby się schowała. — Idź!
Dziewczyna szybko skinęła głową, wbiegając do łazienki, żeby się ukryć, gdy pisnęła na zamieszanie, które toczyło się na dole. Imogen zmarszczyła brwi.
— Jackson? — zawołała, nie widząc go w pokoju Scotta.
Jej niebieskie oczy ześlizgnęły się na otwarte okno i spływający z niego jad. Gwałtownie wciągnęła powietrze, zdając sobie sprawę, że jest tu kanima. To na pewno nie była Lydia, która schowała się w łazience.
Pozostała tylko jedna osoba.
Podeszła do okna, uważając, by nie dotknąć jadu w chwili, gdy drzwi zostały otwarte z trzaskiem. Odwróciła się, mrużąc oczy na blondynkę w drzwiach.
Erica uśmiechnęła się, widząc czarownicę, samą. Zanuciła w zamyśleniu.
— To może sprawić, że zabrzmię jak dziwka, ale zawsze zastanawiałam się, jak to jest ukraść czyjegoś chłopaka. Założę się, że to dość chory przypływ mocy — przerwała z wyniosłym spojrzeniem w oczach. — Myślę, że mogłabym spróbować ze Scottem. Wiesz co... Nie sądzę, żeby to było takie trudne.
Imogen posłała jej fałszywy uśmiech.
— Naprawdę? — zadumała się, podnosząc rękę i machając nią, popychając Ericę z powrotem na ścianę.
Dziewczyna wstała, wpatrując się w nią, zanim wydała rozbawiony chichot.
— Nie sądziłaś, że to mnie zaboli, prawda?
— Nie, ale to może — Imogen skupiła się na Erice, która nagle zaczęła płakać z bólu, chwytając się w agonii za głowę, zanim nagle przestała. Blondynka jęknęła z bólu, patrząc na nią w szoku. Niebieskooka piękność rzuciła piłką. — Łap.
Erica złapała ją, zanim podniosła chwiejną z bólu głowę.
— Nie żyjesz… — poczuła, jak drży jej ręka i spojrzała na piłkę w jej dłoni, która zawierała jad kanimy. Sapnęła, upadając na ziemię, nie mogąc się ruszyć.
Czarownica podeszła do niej, uśmiechając się z zadowoleniem.
— Myślałam, że masz zdolności parapsychologiczne, suko — odparła, przypominając sobie słowa, których dziewczyna użyła wcześniej tego dnia, by z niej drwić. Przykucnęła, odsuwając kosmyk blond włosów z twarzy Erici. — Następnym razem będziesz wiedziała, żeby nie flirtować z zajętym chłopakiem. Następnym razem może nie będę dla ciebie tak łagodna — szepnęła szorstko, po czym wstała, gdy jej chłopak wszedł po schodach.
Jego brązowe oczy zabłysły z ulgą, widząc ją nietkniętą, zanim spojrzał na Ericę na podłodze z nadąsanym spojrzeniem.
— Co... — zadumał się, dumny ze swojej dziewczyny, zanim złapał blondynkę i zabrał ją na dół.
Stiles otworzył mu drzwi i wyrzucił obie bety na zewnątrz.
Imogen zauważyła, że Isaac jest nieprzytomny i spojrzała na Lię, która obdarzyła ją niewinnym uśmiechem. Westchnęła.
— Myślę, że wreszcie rozumiem, dlaczego ciągle mi odmawiasz, Scott — Derek powiedział, patrząc na nastoletniego wilkołaka w nowym świetle, gdy zobaczył, jak jego przyjaciele byli obok niego. — Nie jesteś omegą, jesteś już alfą własnego stada — przerwał. — Ale wiesz, że mnie nie pokonasz.
— Mogę cię powstrzymać, dopóki nie dotrą tu gliny — powiedział Scott, gdy tylko usłyszeli zbliżające się syreny.
Piątka stojącą na werandzie zesztywniała na dźwięk syku i szybko wyszła na podwórko. Ich oczy spojrzały w górę na dach, wszyscy byli zszokowani, widząc pełzającą po nim kanima.
Derek spojrzał na Boyda i jego bety na ziemi.
— Zabierz ich stąd — rozkazał, patrząc na uciekającą kanimę.
Lydia nagle wyszła na zewnątrz z wymagającym wyrazem twarzy, który odciągnął ich oczy od kanimy.
— Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, co się u diabła dzieje?
Teraz Imogen była pewna, że jej wcześniejsza myśl była słuszna. Uścisk Scotta na dłoni dziewczyny zacieśnił się nieco na nowe odkrycie.
— To Jackson — odetchnął w szoku.
─────
Jazda była cicha. Imogen poczuła ulgę, gdy dowiedziała się, że to Allison zabierze Lydię, ponieważ nie była pewna, czy mogłaby znowu okłamać przyjaciółkę. To sprawiło, że poczuła się winna, że Allison musiała skłamać, ale i tak nie mogła przebywać w pobliżu brunetki. Groźba Chrisa Argenta wciąż unosiła się w powietrzu, podobnie jak groźba Gerarda do Scotta.
Wciąż szokująca była świadomość, że Jackson był tym, który biegał i zabijał ludzi.
Jej niebieskie oczy powędrowały do budynku przed nią, gdy parkowała za Stilesem. Zmarszczyła brwi, gdy wymieniła spojrzenie z jasnowłosą wiedźmą.
— Dlaczego Jackson miałby tu przyjść? — spytała Lia, spoglądając na klub, przed którym właśnie parkowali.
Imogen w zamyśleniu zacisnęła usta.
— Myślę, że wiem dlaczego, ale mam nadzieję, że się mylę — wymamrotała, wychodząc z samochodu.
Szybko poszli szukać Scotta i Stilesa, aby razem poszukać Jacksona. Wszyscy mieli nadzieję, że powstrzymają go przed ponownym zabiciem kogoś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro