Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Rozdział 9

Unikanie

━━━

Minęły trzy dni od konsultacji z nauczycielami i urodzin Imogen. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że już zawsze będzie odczuwała ból z powodu straty mamy, ale w końcu musi ruszyć dalej.

Wraz z wujkiem odwiedzili grób jej matki w dniu rocznicy. Spędzając spokojne popołudnie przy grobie, podczas małego pikniku, wspominali Violę Lewis.

Ben był szczęśliwy i czuł ulgę, wiedząc, że siostrzenica radzi sobie lepiej pomimo poczucia winy. Ale nie oznaczało to, że nie był przeciwny pomysłowi uziemienia jej. Także dał jej szlaban za opuszczenie szkoły. Rozumiał powody, ale jest jej opiekunem. Co oznaczało, że musiał ją uziemić i trzymać z dala od Scotta McCalla. Zdał sobie sprawę, że pomimo tego, że wyglądał niewinnie, nastoletni chłopak najprawdopodobniej wprowadzi w ich życie więcej kłopotów, niż potrzebowali.

Imogen w życiu nie czuła takiej irytacji, że została uziemiona i miała trzymać się z dala od Scotta. Mimo to, z łatwością dostrzegła, że wujek ma za złe coś chłopakowi, ale nie wiedziała, o co chodziło.

Ale to, że była uziemiona, nie powstrzymało jej od dzwonienia do swojego chłopaka, gdy wujek był w pracy.

Imogen cicho westchnęła, gdy Scott nie odpowiedział na jej wiadomość. Pomyślała, że zapewne był zajęty, więc odłożyła telefon i poszła zrobić sobie szybką przekąskę.


─────


Tymczasem Scott zauważył, że gapi się na Dereka, który gonił go po parkingu, robiąc mu tak zwany trening. Bardziej zirytował go fakt, że musiał wrócić do sklepu spożywczego i ponownie zrobić zakupy.

— Chcę, żebyś nauczył mnie, jak to kontrolować. Proszę. — Scott błagał, wiedząc, że musi nauczyć się kontroli nad sobą i swoimi zmysłami.

Miał szczęście, że udało mu się dotrzeć do Noah Stilinskiego na czas, by go odepchnąć. Gdyby się spóźnił, aż nie chciał myśleć, co mogłoby się stać.

Derek westchnął ciężko. 

— Ja jestem wilkołakiem od urodzenia. Ty zostałeś ugryziony. Uczenie kogoś, kto został ugryziony, wymaga czasu. Nawet nie jestem pewien, czy mogę cię czegoś nauczyć. — powiedział szczerze.

— Co muszę zrobić? — zapytał Scott, gotowy zrobić wszystko, by nauczyć się kontroli.

— Musisz pozbyć się rozproszeń. — Starszy beta chwycił w ręce telefon chłopaka i pokazał mu zdjęcie osoby, która chwilę temu do niego dzwoniła. — Widzisz? Dlatego cię złapałem. — wspomniał o nieodebranym połączeniu. — Chcesz, żebym cię nauczył? Pozbądź się jej.

— Tylko dlatego, że jest człowiekiem? — Scott zapytał z niedowierzaniem.

Nie podobał mu się pomysł wypchnięcia Imogen ze swojego życia. Nie mógł znieść myśli, że nie będzie w stanie jej przytulić ani pocałować. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, jak Derek rzuca telefonem o ścianę. 

— Czekaj! Czekaj! — spojrzał na starszego mężczyznę, a jego oddech stał się ciężki, gdy zobaczył rozbity telefon leżący na ziemi.

— Złościsz się? — Derek zripostował, zauważając sztywność ramion Scotta i to, jak wyglądał. — To twoja pierwsza lekcja. Chcesz się nauczyć, jak się kontrolować? Robisz to poprzez gniew, wykorzystując pierwotną zwierzęcą furię, a nie możesz tego zrobić.

— Coś może mnie rozzłościć.

— Musisz nad tym panować. To jedyny sposób, w jaki mogę cię nauczyć. A teraz masz trzymać się od niej z daleka. — powiedział, gotów pójść na kompromis. — Przynajmniej do czasu pełni.

— Jeśli to potrzebne... — Scott mruknął ponuro.

— Chcesz żyć? Chcesz chronić swoich przyjaciół? — zapytał Hale. — Tak czy nie?

— Tak. — odparł chłopak. — Jeśli możesz mnie tego nauczyć, mogę trzymać się od niej z daleka. 

Przynajmniej na razie.

Nie chciał niczego więcej, jak tylko być z nią bez ograniczeń. Ale musiał nauczyć się kontroli i może wtedy nie będzie musiał się tym martwić.

────

Imogen patrzyła z lekkim niepokojem w oczach, jak Lydia odchodzi od ich stolika w porze lunchu. 

— Mam nadzieję, że nic jej nie jest. — wymamrotała, przypominając sobie wiadomość, którą otrzymała od Allison o tym, co stało się z Lydią i Jacksonem w sklepie wideo w noc przed jej urodzinami. 

Podziękowała dziś rano Lydii za balony, ponieważ wolała zrobić to osobiście niż przez telefon. 

— Jestem pewna, że nic jej nie jest. — Allison uspokoiła przyjaciółkę, zanim zmieniła temat, z zaciekawieniem w brązowych oczach. — O czym robisz projekt na historię?

Imogen westchnęła, lekko zmarszczyła brwi. 

— Nie mam pojęcia. — przerwała, ciężko wzdychając. — Ale wątpię, aby historia mojej rodziny była tak interesująca, jak twoja. To zabicie gigantycznego wilka i tak dalej...

— Kto wie, może jest bardziej interesująca niż moja? — zasugerowała Allison, po czym wróciła do czytania gigantycznej książki.

— Może... — odparła niepewnie, a jej niebieskie oczy powędrowały do ​​stołu, gdzie znalazła swojego chłopaka chowającego się za książką. Kiedy zauważył, że się gapi, jego oczy rozszerzyły się i wstał. — Scott! — zawołała, gotowa wstać. Nim to zrobiła wybiegł ze stołówki ze Stilesem depczącym mu po piętach. Jej brwi zmarszczyły się na jego zachowanie.

Czuła się, jakby jej unikał. Zastanawiała się, czy zrobiła coś złego. Ale nie mogła nic wymyślić, ponieważ to on zasugerował zwianie ze szkoły, ale oboje wzięli za to winę. 

Może chodziło o to, że miała się trzymać od niego z daleka?
A może miał coś do zrobienia?

Wspomniał, że ostatnio miał problemy z ocenami, więc prawdopodobnie poszedł gdzieś się uczyć.

Więc zamiast tego, Imogen postanowiła skupić się na własnym problemie, którym była historia. Powiedziała Allison, że idzie do biblioteki, ale była pewna, że ​​brunetka nie usłyszała tego, ponieważ była pochłonięta lekturą. Miała tylko nadzieję, że historia jej rodziny jest równie interesująca.

────

Imogen siedziała wygodnie na podłodze, oparta o szafki z książką w dłoni. Nie znalazła w bibliotece niczego na temat swojej rodziny, więc po powrocie do domu, będzie musiała zapytać wujka. 

Zamiast tego postanowiła przeczytać książkę o mitologii w różnych kulturach. Nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że musi to zrobić. 

Obecnie była już w połowie książki. Chociaż wiedziała, że ​​żadna z rzeczy w książce nie była prawdziwa, czytała ją zaciekle.

Bo kto naprawdę wierzył w wilkołaki lub czarownice? Albo w jakiś "Nemeton".

Jasne, byli ludzie, którzy naprawdę wierzyli w te rzeczy, ale nie ona.

— Co czytasz?

Imogen podskoczyła na głos Jacksona. Spojrzała w górę, by zobaczyć, jak stoi obok niej. 

— Hej, Jackson. — posłała mu lekki uśmiech. — Książkę o mitologii. — starała się nie czuć nieswojo, kiedy usiadł obok niej. — Masz przerwę?

— Nie, po prostu nie lubię siedzieć na chemii. — zachichotał słabo.

— Zrozumiałe. — wymamrotała, kiwając głową, zerkając między książką a nim. Zauważyła, że ​​nie zamierzał odejść i zastanawiała się, czego może chcieć. Nie byli przyjaciółmi. — Więc... Czy jest coś, czego chciałeś, czy-

— Właściwie... Hm, tak. Chciałem porozmawiać. Zdaję sobie sprawę, że byłem palantem. — przerwał, nie odrywając oczu od jej niebieskich tęczówek. — Zwłaszcza dla Scotta. I chciałem powiedzieć, że przepraszam. — zobaczył, jak zaciska usta i posłała mu spojrzenie, które mówiło, że mu nie wierzy. — Jestem poważny.

Imogen powstrzymała się od skomentowania, jak blado wyglądał. Była zaskoczona, widząc, jak się uśmiecha. Zawsze miał na twarzy kpiący uśmieszek, ale widok tego prawdziwego uśmiechu był dla niej lekkim szokiem. 

— Wierzę ci, ale po prostu nie sądzę, że jesteś szczery. — powiedziała cicho.

Jackson oblizał usta. 

— Czy wiesz, jak to jest być najlepszym graczem w drużynie? Być gwiazdą? Jak każda osoba na trybunach krzyczy twoje imię? — Jego głos obniżył się. — A potem... Jakiś dzieciak... Jakiś dzieciak po prostu się pojawia i wszyscy zaczynają patrzeć na niego zamiast na ciebie. Czy wiesz, jak to jest?

— Nie. — wymamrotała.

Nigdy tak naprawdę nie czuła takiej zazdrości. A było dość oczywiste, że Jackson był zazdrosny o Scotta.

— Cóż, najpierw ci się tylko wydaje... A potem przychodzi do ciebie bolesna prawda, że coś ci zostało skradzione. Dopiero potem uświadamiasz sobie, że zrobisz wszystko. — podkreślił. — Wszystko na świecie, aby to odzyskać.

Nie wiedziała, jak było w Beacon Hills przed jej przeprowadzką. Wiedziała, że ​​Jackson zawsze był numerem 1, jeśli chodzi o lacrosse i popularność. Więc widząc zazdrość i niepewność na jego twarzy, które próbował ukryć, poczuła z tego powodu delikatny żal.

Ale chłopak był rozpieszczony i Imogen z łatwością dostrzegła, że dzielenie się popularnością z kimś innym było dla niego trudne.

— Ogarniasz, że to nie mój interes? — zapytała.  

— Tak, ale mała "Im" komuś pomaga swoją obecnością. — zażartował, starając się zachować poważną minę, gdy to mówił. — Ha. To był żart — powiedział, widząc, że nawet się nie uśmiechnęła. — O rany. Musisz mnie naprawdę, naprawdę nienawidzić.

— Nie nienawidzę cię. — Imogen powiedziała zgodnie z prawdą.

— Jesteś pewna? — zapytał. — Nie jestem tym złym. W sensie, tak, popełniam głupie błędy. Dużo, ale nie jestem zły. Naprawdę cię lubię. — przerwał, widząc, jak nieswojo się czuła, kiedy powiedział to w sugestywny sposób. — I... i Scotta. Naprawdę... Naprawdę lubię was oboje i chcę, żebyście mnie polubili. — wiedział, że McCall coś ukrywa. Jedynym sposobem, aby się tego dowiedzieć było zbliżenie się do niego i Imogen. — Chcę was lepiej poznać.

— Ciebie też chcę lepiej poznać. — powiedziała szczerze. — To znaczy, Lydia jest moją przyjaciółką, a ty jej chłopakiem. Naprawdę nie byłoby dobrze, gdybyśmy wszyscy nie dogadywali się.

— Dokładnie. — powiedział, uśmiechając się. Pochylił się bliżej. — Więc... Co dokładnie czytasz?

Imogen uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać mu o różnych mitach, które czytała. Opowiedziała również historię o Argentach, dotyczącą Bestii z Gevaudan.

I w pewnym momencie przypadkowo musnęła jego rękę, kiedy pokazywała mu zdjęcie. Przez głowę przemknął jej obraz czerwonych oczu. W tym momencie naprawdę spanikowała. To był drugi raz, kiedy je zobaczyła.


────

Imogen pomachała do Jacksona, po czym weszła do swojej klasy. Jej oczy rozjaśniły się na widok jej chłopaka i podeszła, by usiąść za nim. Zmarszczyła brwi, gdy Stiles próbował tam usiąść, ale posłał jej zakłopotany uśmiech, gdy zobaczył, że nie zdążył. Nie była pewna, ale wydawało się, że Scott nie chce być blisko niej.

— Hej. — uśmiechnęła się do niego, siedząc za nim.

Scott odwrócił się na swoim miejscu i uśmiechnął się do niej blado. 

— Hej.

— Unikasz mnie? — zapytała bez ogródek, dostrzegając kątem oka, jak Stiles się spiął.

— Co? Nie. Oczywiście, że nie... Właśnie byłem um... — zająknął się nerwowo, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie chciał jej unikać, ale musiał. Jeśli chciał uzyskać kontrolę.

— Żartuję. — zachichotała, widząc lekki rumieniec na jego policzkach. — Ale naprawdę mogłeś chociaż napisać.

— Mam zepsuty telefon. Niedługo go naprawię. — zapewnił.

— Zapytałam Harrisa, czy mogę zmienić partnera. — odparła nagle.

— Na kogo? — Scott zauważył, że rozmawiała z Jacksonem przed wejściem do klasy i poczuł lekki wzrost zazdrości.

— Oczywiście na ciebie. — uśmiechnęła się. — Teraz mam wymówkę, żeby cię przyprowadzić i nie otrzymywać skarg od wuja. — zauważyła jego skwaszoną minę i od razu poczuła, że ​​zrobiła coś złego. — Nie chciałeś? Mogę poprosić Harrisa, żeby mnie zmienił z powrotem.

— Nie. Po prostu nie chcę obniżać twoich ocen. 

Miał trzymać się od niej z daleka, a teraz wydawało się, że nie będzie w stanie. Nie, żeby nie był szczęśliwy z tego powodu. Po prostu nie był to odpowiedni moment.

— Cóż, może uda mi się podnieść twoje oceny. — powiedziała cicho. — Może wpadniesz dziś około ósmej?

— Dziś? — powtórzył.

Imogen skinęła głową, a Finstock rzucił książkę na biurko, przyciągając ich uwagę. 

— Spokój. Zacznijmy od krótkiego podsumowania tekstu, który wczoraj wam zadałem. Greenberg, opuść rękę.  Wszyscy wiedzą, że przeczytałeś. Skończ się przechwalać. — Jego ciemne oczy prześlizgiwały się po klasie, aż wylądowały na Scottcie. — A może... McCall.

— Co? — zapytał zdezorientowany nastolatek.

— Tekst.

— No tak.

— No, tekst.

— Tekst z wczoraj?

— Nie, z ubiegłego tysiąclecia. Może dać ci do przeczytania  przemowę gettysburską? — Nauczyciel zapytał sarkastycznie.

— Co? — Scott zmarszczył brwi. 

— To sarkazm. — powiedział. — Znasz ten termin, McCall?

Scott spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela znaczącym spojrzeniem. 

— Bardzo.

— Przeczytałeś, czy nie? — zapytał poważnie trener.

— Uch... Chyba zapomniałem.

— Dobra robota, McCall. Wcale nie masz najgorszych stopni wśród tej bandy idiotów. Boże, takiego pacana jak ty, nie powinni wypuścić z przedszkola. Wiesz, że mogę wywalić cię z drużyny za takie oceny? — Finstock mówił niskim tonem, zanim odchrząknął. — A może streścisz tekst z poprzedniego wieczoru? — Scott potrząsnął głową. — Nie? A może podsumujesz jakikolwiek tekst, jaki przeczytałeś w całym swoim życiu?

Imogen skrzywiła się, widząc, jak jej chłopak nie nadąża za nauką i zastanawiała się, co mogło spowodować, że zapomniał o pracy domowej. To nie była jej wina, bo nie widziała go zeszłej nocy.

— Ja... Um...

— Nie? Czytałeś cokolwiek? Bloga? Tył pudełka płatków śniadaniowych? Ulotkę jakiejś chemii domowej, gdy siedziałeś na kiblu? Nie? Byle co? Dziękuję, McCall. Dziękuję, McCall! Dziękuję za zgaszenie ostatniego przebłysku nadziei, jaki miałem dla twojego pokolenia.

Scott czuł, jak wzbiera się w nim złość, gdy opadł na miejsce, próbując ignorować drwiny trenera. Niczego nie pragnął bardziej, jak coś zniszczyć. Jego szczęka zacisnęła się mocno, gdy spojrzał w dół, próbując kontrolować gniew, ale było to trudne.

Wtedy to poczuł. Palce Imogen splotły się z jego własnymi pod ławką. Poczuł, że uspokaja się, gdy rozkoszował się pocieszeniem, jakie mu zapewniała i zagłuszyła resztę przemowy Finstocka.

Odwrócił się dyskretnie, by spojrzeć na swoją dziewczynę, która posłała mu delikatny uśmiech, a jej niebieskie oczy lśniły uwielbieniem do niego.

Nie mógł powstrzymać uśmiechu ciągnącego jego własne usta, gdy próbował odwrócić wzrok od ich splecionych dłoni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro