Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Rozdział 6


Nauka czy Randka?

━━━

Scott podszedł do Imogen, która wydawała się dąsać, patrząc na jedną z maszyn z pluszakami. Powstrzymał chichot. Postanowił zignorować wcześniejszą rozmowę z Jacksonem i skupić się na próbie ulepszenia randki.

— Co jest? — zapytał z rozbawieniem.

— Próbowałam wyciągnąć jakiegoś pluszaka, ale za każdym razem, gdy je podnosi, dziadostwo to upuszcza. — wyjaśniła, wpatrując się w maszynę. 

Scott zachichotał. 

— A może ja spróbuję?

— Pff powodzenia. — wymamrotała, patrząc, jak wkłada pieniądze i próbuje zdobyć pluszaka. Tak jak z w jej przypadku, skończyło się na tym, że spadło. — Mówiłam. To zwykłe zdzierstwo. Powinniśmy iść. — Nie chciała, żeby marnował swoje pieniądze, zwłaszcza że był to oczywisty plan wyłudzenia drobnych od obywateli.

— Nie, w porządku. Spróbuję jeszcze raz. — przerwał, zerkając na dziewczynę. Chciał przynajmniej zakończyć tę randkę dobrym gestem, zwłaszcza że kręgielnia nie była taka zabawna. — Czy jest coś, co konkretnie sobie życzysz, madame?

— Skoro nalegasz. — mruknęła i spojrzała na różne zabawki. Jedno w kącie przykuło jej uwagę. — A co z tym wilkiem? Wydaje się łatwy do zdobycia i jest uroczy. — powiedziała, nie zwracając uwagi na jego wzdrygnięcie się na wzmiankę o wilku.

Ulżyło mu, widząc, że nie zauważyła jego zachowania, gdy wrzucał pieniądze.  Zacisnął usta, poruszając gałką, a gdy pazur zawisł nad wilkiem, nacisnął przycisk i złapał zabawkę. Zanim się zorientował, maskotka była umieszczona w miejscu do odbioru.

— Zrobiłem to. — powiedział ze zdziwieniem.

— Zrobiłeś. — Imogen była nieco oszołomiona, że ​​chłopakowi się udało.

— Proszę. — Scott podał jej pluszowego wilka. 

Imogen uśmiechnęła się do niego, biorąc zabawkę. 

— Dzięki. — pocałowała go w policzek, na co uśmiechnął się z lekkim rumieńcem na policzkach.

─────

Oboje stali przy frontowych drzwiach domu Imogen, która przytuliła wilka do piersi, uśmiechając się do - już mogła go tak nazwać - swojego chłopaka.

— Dobrze się dzisiaj bawiłam, ale... — urwała. — Wolałabym, żeby następnym razem była tylko nasza dwójka.

— Całkowicie się z tobą zgadzam. — powiedział szczerze Scott. Po prostu chciał być z nią bez żadnych osób towarzyszących. Wydawała się jedyną osobą, która go uspokajała.

— Wspaniale. — pocałowała go, po czym odsunęła się i posłała ostatni uśmiech, zanim ruszyła, by otworzyć drzwi.

— Imogen? — wydyszał jej imię. Dziewczyna odwróciła się, by na niego spojrzeć. Delikatnie chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, po czym pocałował w pełni w usta.

Oboje uśmiechnęli się w pocałunku, ciesząc się końcem ich pierwszej randki.  Mimo pewnych komplikacji wszystko wyszło lepiej, niż się spodziewali.

────

— Ała!

— Nie ruszaj się.

— Ale to szczypie!

Ben rzucił jej karcące spojrzenie. 

— Powinnaś być bardziej ostrożna. — zbeształ, czyszcząc jej skaleczenie na palcu. Skrzywiła się w odpowiedzi.

— Byłam. Po prostu trochę się rozproszyłam. — wymamrotała, unikając kontaktu wzrokowego, gdy spojrzała na swój telefon.

Ben uniósł brew, widząc, gdzie był jej wzrok. 

— Wysyłasz SMS-a do swojego chłopaka? 

Zarumieniła się. 

— Może... — odparła, widząc, jak imię Scotta pojawia się na ekranie jej telefonu, gdy wysłał jej kolejnego SMS-a.

— Oczywiście. — powiedział mężczyzna z westchnieniem. Nie był nawet zaskoczony oczarowaniem Imogen Scottem. Nadal nie był pewien, co sądzić o młodym nastolatku. Wziął mały pojemnik z ciemnozieloną pastą w środku.

Imogen skrzywiła się na to. 

— Nie możesz założyć zwykłego plastra? — Nie chodziło o to, że brzydko pachniało, ale nie ułatwiało to robienia czegokolwiek, ponieważ gdy zastygło, było twarde. — Przecież jesteś lekarzem. 

— Mogę być lekarzem, ale oboje wiemy, że twoja mama zawsze nakładała ci, to gdy się skaleczyłaś lub zadrapałaś. — przypomniał jej, wspominając, jak jego siostra zawsze musiała przekupywać młodą Imogen, by pozwoliła jej posmarować się pastą. Jego siostra zawsze robiła różnego rodzaju pasty i maści na zadrapania i rany.

Imogen na chwilę zacisnęła usta, po czym westchnęła cicho. 

— Wiem, ale to nie znaczy, że to lubię. — spojrzała na swój pokryty zieloną pastą palec z lekkim zmarszczeniem brwi. Przynajmniej była to lewa ręka, a nie prawa. W przeciwnym razie utrudniłoby to jej pisanie w szkole. — Chociaż chyba podoba mi się, jak zapobiega pojawianiu się jakichkolwiek blizn. — wymamrotała pod nosem.

— Powinnaś iść już do szkoły. — Ben powiedział, gdy wrzucił pojemnik do jej torby, przy okazji zerkając na zegar w piekarniku. — Mam kilka spraw do załatwienia, ale na pewno wrócę do domu na obiad.

— W porządku, do zobaczenia wieczorem. — odparła, podnosząc torbę i zakładając pasek na ramię, zanim wyszła.


─────

— Jeśli Derek nie jest alfą... Jeśli to nie on cię ugryzł, to kto to zrobił? — zapytał Stiles, gdy siedzieli w klasie.

Scott wzruszył ramionami i spoglądając na Stilesa. 

— Nie wiem.

Nastolatek o karmelowych oczach pochylił się do przodu, szepcząc:

— Czy alfa zabił kierowcę autobusu?

— Nie wiem. — odpowiedział szczerze.

— Czy tata Allison wie o alfie? — zapytał ponownie Stiles, odnosząc się do nowej dziewczyny, o której dowiedzieli się, że pochodzi z rodziny myśliwych.

— Nie wiem! — Scott wykrzyknął nieco głośno i pochylił głowę w zakłopotaniu, gdy wszyscy w klasie spojrzeli na niego.  Posłał Stilesowi nieprzyjemne spojrzenie, po czym skierował się do przodu na swoim miejscu. 

Nagle położono przed nim kartkę z literą „D" i nie mógł powstrzymać grymasu na twarzy. Odkąd został ugryziony, jego oceny znacznie się pogorszyły.

— Stary, musisz się więcej uczyć. — Stiles zażartował, a następnie spojrzał na swoją ocenę, dostrzegając kątem oka zmarszczkę na twarzy przyjaciela. — To był żart. Scott to jeden test. Dasz radę. — pochylił się nieco i posłał mu niepewne spojrzenie. — Potrzebujesz pomocy w nauce?

— Nie. — Scott odmówił, gdy na jego ustach pojawił się uśmiech. — Uczę się dzisiaj z Imogen po szkole. 

Naprawdę miał nadzieję, że dziewczyna będzie w stanie wyjaśnić mu notatki lepiej niż nauczycielka, ponieważ miała same piątki.

Stiles uśmiechnął się. 

— To mój chłopak. — poklepał go po plecach.

Nastoletni wilkołak zmarszczył brwi. 

— Po prostu się uczymy. 

Po co Stiles poklepał go po plecach?

— Co za osioł. Oczywiście, że nie. — Stiles odparł śmiertelnie poważnie.

— Nie? — powtórzył zdezorientowany.

— Człowieku, czy ty masz oczy w dupie, że nic nie dostrzegasz? Jeśli pójdziesz dziś do jej domu i zmarnujesz tę kolosalną okazję, przysięgam na Boga, że ​​cię walnę. — wymamrotał.

— W porządku, już czaję. — zadrwił Scott. — Ale błagam, skończ. To brzmi bardzo niezręcznie z twoich ust.

Stiles skinął głową. 

— Spoko. Już się zamykam. Żadnych pytań. Żadnego więcej gadania o twoim życiu seksualnym, alfie i Dereku. — przełknął nerwowo ślinę, myśląc o przerażającym ponurym mężczyźnie. — Zwłaszcza o Dereku. Przeraża mnie.

Scott w odpowiedzi tylko zachichotał.

─────

Ból, który czuł, był tak ogromny, zwłaszcza w jego ramieniu, że ledwo powstrzymywał bolesny jęk, który groził, że ucieknie z jego ust. Starał się jak najlepiej ignorować przechodzących uczniów, gdy zadzwonił dzwonek, sygnalizując koniec dnia. Wciąż wypatrywał Scotta. Tak było do czasu, gdy ktoś w niego uderzył, przewracając ich na ziemię. Zacisnął zęby z bólu.

— O mój Boże! Przepraszam!

Derek spojrzał w górę i zobaczył dziewczynę o ciemnych włosach i żywych niebieskich oczach, które wpatrywały się w niego z winą. Zdał sobie sprawę, że wpadł na Imogen. A raczej ona wpadła na niego.

— W porządku. — mruknął cicho, przypominając sobie, jak za każdym razem, gdy na nią patrzył, czuł, jakby ją znał. Jej wygląd przypominał mu kogoś, ale nie mógł sobie przypomnieć kogo.

— Przepraszam. Powinnam patrzeć, dokąd idę. — powiedziała z lekkim westchnieniem. Zauważyła, że ​​większość jej rzeczy wypadła z torby.  — Świetnie. — prychnęła, gdy zaczęła je zbierać.

Derek zaczął jej pomagać. Dziewczyna mruknęła ciche podziękowanie. Jego wzrok padł na mały pojemnik. Zmarszczył brwi na zapach wydobywający się z niego i podniósł go. 

— To jest...

— Och! To tylko pasta ziołowa, którą robiła moja mama. Myślę, że wujek wsunął mi ją do torby, kiedy nie patrzyłam. — odparła, ale zdziwiła się, gdy zobaczyła zdezorientowaną minę Dereka.

Była zdezorientowana, dlaczego był w szkole, ale zignorowała to, gdy przypomniała sobie, jak nieswojo zachowywał się Scott, gdy wspomniała o Dereku.

— Naprawdę przepraszam, że wpadłam na ciebie... — Kiedy podniosła wzrok, już go nie było.

─────

Imogen westchnęła cicho, jadąc do domu. Zdała sobie sprawę, że Derek zabrał jej pojemnik z pastą ziołową, bo nie mogła go znaleźć w torbie. Choć bardzo chciała zapytać, dlaczego go zabrał, przypomniała sobie, że ma randkę ze Scottem.

Chociaż nie była zbyt pewna, czy rzeczywiście będą się uczyć. ​​Lydia zdawała się sugerować, że będzie to coś więcej niż tylko nauka. Chociaż lubiła Scotta, nie czuła się komfortowo, na insynuacje przyjaciółki zwłaszcza, że byli po półtorej randce (jeśli liczyć pójście na imprezę Lydii). Ale to nie znaczyło, że była przeciwna pójściu trochę dalej niż całowanie.

Jej myśli ponownie powróciły do ​​Dereka i tego, jak patrzył na nią z tym samym zaciekawionym wyrazem twarzy, którym ją obdarzył, kiedy podrzucił ją do domu. Wtedy nie zwracała na to uwagi, ponieważ była zajęta myśleniem o Scottcie, ale teraz, przypomniała sobie, że wyglądał, jakby ją rozpoznał.

To było dziwne.

Imogen zaparkowała samochód na podjeździe i jej serce podskoczyło, gdy zobaczyła Scotta na rowerze przed nią.

Jej brwi zmarszczyły się w zakłopotaniu, gdy wysiadła z samochodu, zabierając ze sobą torbę. Przypomniała sobie, że był jeszcze w szkole, kiedy wyjeżdżała. 

Jak więc dostał się tutaj tak szybko?  Zwłaszcza rowerem.

— Jak dostałeś się tutaj tak szybko? — wypowiedziała głośno swoje myśli.

Scott poruszył się nerwowo. 

— Pojechałem na skróty. — Nie mógł jej powiedzieć, że wykorzystał swoje nadprzyrodzone zdolności fizyczne.

Imogen zauważyła, że ​​wydawał się zdenerwowany. Spojrzała na niego z troską. 

— Wszystko w porządku?

— Po prostu stresuję się zajęciami. — powiedział, przypominając sobie złe oceny, które otrzymywał. — Nie radzę sobie tak dobrze w tym roku.

— Cóż, niektóre przedmioty zupełnie ci nie idą. — odparła z delikatnym uśmiechem, kiedy szli do frontowych drzwi. Wyciągnęła klucze.

— Widzisz? Wszyscy to wiedzą. — zakpił Scott.

— Może powinniśmy zacząć od angielskiego? — zasugerowała z rozbawieniem, kiedy zauważyła jego uśmiech. Otworzyła drzwi i wchodząc do środka, obejrzała się i zauważyła jego wahanie. — W porządku. Mój wujek ma do załatwienia jakieś sprawy, więc wróci dopiero później.

— W porządku. — zamknął za sobą drzwi i wszedł za nią po schodach.

Zauważył obrazy wiszące na ścianie. Większość z nich była z Imogen i starszą kobietą, którą przypuszczał, że jest jej matką. Imogen bardzo przypominała tę kobietę, z wyjątkiem tego, że starsza kobieta miała zielone oczy. Zakładał, że odziedziczyła je po kimś od strony mamy, ponieważ Ben także miał niebieskie tęczówki. No, chyba że odziedziczyła po ojcu. Nigdy o nim nie wspomniała, a on nigdy nie pomyślał, żeby zapytać, ponieważ prawdopodobnie był to bolesny temat. Tak jak dla niego.

— Scott?

Spojrzał w górę i zobaczył, że na niego czeka, więc szybko ją dogonił. Zajrzał do jej sypialni, która była już pełna rozpakowanych przedmiotów, z wyjątkiem kilku pudełek obok łóżka. Położył na nim plecak i otworzył go. 

— Więc pomyślałem, że możemy zacząć od... — urwał, gdy przycisnęła usta do jego. Nie zawahał się oddać pocałunku.

Przyciągnął ją bliżej, by pogłębić pocałunek i oboje wylądowali na jej łóżku. Podnieśli się tak, że mógł położyć głowę na jej poduszce i wznowić całowanie. Przesunął dłonią po jej plecach i chwycił ją w pasie, gdy przeczesała palcami jego włosy. Jego serce łomotało z podniecenia, czując, jak jej ciało było do niego przyciśnięte.

Oczy Scotta otworzyły się, gdy poczuł wysuwające się pazury. Poczuł strach, że ją skrzywdzi. Odsunął się.

— Coś nie tak? — Imogen wypuściła powietrze, a jej policzki zarumieniły się.  Jej niebieskie oczy straciły oszołomienie, gdy spojrzała na niego z troską i zakłopotaniem. Miała nadzieję, że nie była zbyt śmiała z pocałunkiem.  Pomyślała tylko, że skoro nie mieli szansy na samotne spotkania, to byłaby to idealna okazja, żeby ruszyć dalej.

Włożył rękę pod jej kołdrę, żeby ukryć pazury. 

— Nic. — jąkał się, a jego policzki były zarumienione. — Ja po prostu... Ja... Ja... Nie chcę sprawić, że poczujesz się, jakbyś musiała zrobić coś, czego nie chcesz robić. — Jego brązowe oczy wpatrywały się w nią z miękkością i zrozumieniem, gdyby chciała przestać. Nie zamierzał naciskać.

Imogen obdarzyła go łagodną miną, a serce jej zmiękło na to, jaki był słodki. To prawda, że ​​nie była jeszcze na to gotowa, ale nie chciała przestać go całować. Więc w pewnym sensie nie czuła presji. Czuła się komfortowo.

— Nie robię niczego, czego nie chcę. — mruknęła cicho. Jej oczy wypełniły się szczerością, a usta przybrały delikatny uśmiech. — Wiem, że nie zmusiłbyś mnie do zrobienia czegoś, z czym nie czuję się komfortowo. Ufam ci, Scott.

Chłopak poczuł, jak jego serce przyspieszyło, gdy wpatrywał się w jej uśmiech. Poczuł, że uspokaja się na jej słowa. Bez wahania wyciągnął rękę spod przykrycia, by objąć jej policzki i nawet nie zauważył, że zniknęły jego pazury.

Sięgnął i złączył ich usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro